Ricardo Finley Ricardo przetarł oczy ze zdumienia. Czy ja dobrze się obudziłem? Klepnął sie w policzek Cholera, cholera, cholera...Co robić? Kogo oni prowadzą. Zaraz przecież mam gdzieś tu numer wewnętrzny do Craveya, jakby go tam wysłać że niby go prezes woła. Nie no cholera, oni mają broń. Wstał z krzesła i podszedł do drzwi po czym wrócił i usiadł z powrotem. Komu powiedzieć żeby nie wylecieć z pracy? A jeśli to prezes? powtórzył czynność ze wstawaniem. To może na policję zadzwoni. Niee. Mają przecież ochronę w firmie. A to nie byli czasem ochroniarze? Wykręcił numer do dyżurki.
-Ochrona? Coś się dzieje na 58 piętrze, kogoś znoszą schodami na dół wyślijcie kilku ludzi. Szybko. Nie wysyłaliście tam jeszcze nikogo? - Poczekał na odpowiedź i pospiesznie odłożył słuchawkę. Zawołał zaufanego kolegę z branży, Martina.
-Kogoś wynoszą z gabinetu prezesa z głową w worku z gabinetu prezesa na 58. Nie pytaj o nic. Chyba mam pomysł. Obserwuj monitor później ci wyjaśnię.
Wyszedł... |