“Constance Morneau - obwoźny psychoterapeuta, usługi świadczone z dojazdem do klienta. Szybko, solidnie i dyskretnie. Zapisz się już dziś, bo nie wiadomo czy jutro mnie nie posadzą albo wysadzą !” - przez cały wieczór nie mogła pozbyć się tej myśli, a pogawędka z Nicole tylko pogłębiła to odczucie. Przez kilka godzin dziennikarka uśmiechała się, reagowała żywo na rzucane żarty i komentowała opowiastki, choć w środku nie czuła kompletnie nic. Pustka...zimna, ciemna. Wypełniała miejsce gdzie normalny człowiek ma serce i niczym fala trującego chłodu, rozchodziła się po całym ciele. Mimo to Amerykanka dobrze odgrywała swoją rolę towarzyskiej duszy, ale i tak miała nieodparte wrażenie, że Robert coś podejrzewa. Spoglądał na nią często kiedy mówiła, a z jego uczy nie znikało wciąż to samo pytanie.
“Co jest?”
Dobrze, że mogła zwalić winę na incydent z bezpieką, konfiskatę sprzętu, jawną groźbę i ogólny stres jaki zafundował im poprzedni dzień. Jak niby miałaby wyjaśnić reszcie, że sztuczna wesołość ją mierzi, tak samo jak blondyneczka siedząca obok na kanapie, za słodka herbata i bezruch. Ten pieprzony bezruch przez który od dwóch dni praktycznie nie odchodziła od kanapy na odległość dalszą niż przysłowiowe za potrzebą. Dobrze chociaż, że efekty wstrząśnienia mózgu minęły, przywracając kobiecie mobilność i pełnię świadomości. Znów mogła działać, myśleć i robić swoje.
Dlatego gdy nocną ciszę przerwał krzyk poprzedzający nerwową krzątaninę była gotowa. Nie obchodził jej stan fizyczny Newporta. Musiał żyć. Jeszcze go potrzebowała.
- Jadę z tobą. Nie zostawię cię samej w takiej chwili. - rzuciła do francuski gdy dowiedziała się o co chodzi. W biegu skompletowała ubranie, zgarnęła plecak z drobnymi pierdołami i rzucając Harringtonowi porozumiewawcze spojrzenie przez ramię, złapała dłoń Nicole i razem opuściły dom. Nim wsiadła do samochodu nabazgrała jeszcze miłego smsa i puściła go na drugą półkulę. z tego wszystkiego znów zapomniała o siedzącym w Nowym Jorku Danielu, ale to nie stanowiło niczego dziwnego.
Przecież na dobrą sprawę gówno ją obchodził.