Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2015, 22:56   #7
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Co to na Proroka jest?! - Sin ledwie się przebudził a już sięgnął po pierścień okalający stalagmit.
- Hej ty! - zawołał - Co to za pierścień? - Dłoń zacisnęła się w pięść, a nogi lekko ugięły gotowe do skoku, gdyby mężczyzna próbował wykorzystać artefakt do niecnych celów.
- Co? - Zdziwił się Sin słysząc pytanie. - Nie wiem. - Nie zaprzestał jednak prób zdjęcia pierścienia ze skały.
- To... Ten pierścień spala przewody - Mimo wstydu nagości ruszyła w przód by sięgnąć do tego co mogło ją oswobodzić. - Może nas uwolnić.

Sin Kara, jako pierwszy wstał i kierowany jakimś wewnętrznym pragnieniem, niemal natychmiast ruszył w kierunku pierścienia, który łączył wszystkie liany. Mężczyzna szybkim i zdecydowanym ruchem złapał z pierścień. Był on miękki, ciepły i bardzo przyjemny w dotyku. Gdy tylko Sin go dotknął poczuł w głowie jakieś ukucie.
Reszta zebranych w jaskini także doświadczyła czegoś dziwnego. Jakby ktoś bliski ich sercom, przytulił ich. Poczuli się pewnie i bezpiecznie. Zważywszy na okoliczności było to nader dziwne.
Pierścień pulsował i Sin wyczuwał to bicie, które jak szybko stwierdził było identyczne z biciem jego serca.
Powoli zsunął pierścień z kamienia.
- Zbieramy się. - Nie był pewien kto ich w jaskini umieścił, co to za obce dźwięki ale nie paliło mu się by to sprawdzić, będąc nagim i bezbronnym.
Gdy Sin ściągnął pierścień z kamienia, wszyscy poczuli ukucie w potylicy, jakby ktoś wbił im tam igłę. Ból był krótki i szybko minął. Sekundę później łączące ich liany odpadły od ich czaszek, a następnie niemal w okamgnieniu zwiędły i uschły. Jedynie pierścień, który ściskał w dłoniach Przewoźnik był nadal ciepły, jędrny i elastyczny.
Jedyna kobieta w towarzystwie dłonią sięgnęła do swojej potylicy odsłaniając mimochodem łono. Odwróciła się do wszystkich tyłem.
- Doskonale... - powiedziała pod nosem z ulgą. Spojrzała w kierunku z którego doszło ich wycie. Zrobiła kilka powolnych kroków w tamtą stronę.
- Nazwij mnie tchórzem jeśli chcesz. - Sin zwrócił się do kobiety. Zakładając jednocześnie pierścień na ramię tuż nad łokciem. - Ale myślę, że lepiej wybrać drogę przeciwną, jak najdalej od tego wycia.
- "To" nie jest niebezpieczne... Nie wydaje się. - odparła mu.
Cokolwiek ich łączyło w tej jaskini niewątpliwie sprawiało, że łatwiej było zaufać ludziom, jednak w tym konkretnym wypadku Sin nie był przekonany.
- Może najpierw znajdźmy jakieś ubrania i broń a dopiero potem sprawdzimy czy to coś naprawdę jest niegroźne?
- Tu nic nie ma - niedbale omiotła wzrokiem pomieszczenie.
- Właśnie. - Odparł Sin z rozbrajającą szczerością.
Zawahała się. Wbiła spojrzenie w dal.
- To pójdę sprawdzić co jest tam - wskazała ruchem głowy w kierunku korytarza gdzie słyszalne było wycie. - Ufam mojemu przeczuciu - dodała - Najwyżej da wam to czas na ucieczkę.
Przewoźnik załamał ręce ale cóż było robić, kobiety samej nie puści by stawiała czoła nieznanemu niebezpieczeństwu. Ruszył więc za nią z cichym westchnieniem pełnym rezygnacji. Jeszcze tylko na chwilę się zatrzymał by spojrzeć zielono-szarymi oczami na pozostałych, pójdą czy nie ich decyzja. Zapewne lepiej dla nich by nie szli, w duchu sam siebie przeklinał za głupotę.
Moritz cały czas trzymał się z tyłu. Rozmyślał o tym co się dzieje, ale nie widział powodu by rozpoczynać jakąś dyskusję. Widząc kobietę, która idzie na pewną śmierć westchnął. Spojrzał na pozostałych i oparł się o ścianę jaskini. Wiedział, że najważniejsze jest zawiadomić przełożonych o zajściu.


***

Uwolnieni od krępujących ich dziwnych przewodów ludzie zaczęli z ciekawością rozglądać się po miejscu w którym się znaleźli. W sumie nie było tutaj nic poza naturalnymi formacjami skalnymi. Uwagę zwracały natomiast emitujące światło kamienie. W ich pobliżu było zdecydowanie cieplej i jakby… bezpieczniej, choć to irracjonalne uczucie trudno było w jakikolwiek sposób wyjaśnić.

Mężczyzna imieniem Moritz szukał czegoś intensywnie na ziemi, jakby coś tam zgubił. Krzyki dochodzące z korytarza, jakby wcale go nie interesowały.

Za to mężczyzna, który ściskał pierścień i jedyna w tym gronie kobieta, stali przy wyjściu z jaskini i spoglądali w lewo i prawo.
Korytarz jaki zobaczyli był ogromny. W szczytowym miejscu miał zapewne kilkanaście metrów. Ciągnął się na przestrzeni kilkuset metrów w jedną i drugą stronę. Co kilka metrów ze ścian wyrastały emitujące światło kryształy.
Korytarze wyglądały niemal, jak naturalna jaskinie. Niemal, gdyż co kilkanaście metrów widać było wystające spod warstwy skał chromowane konstrukcje. A także coś co przypominało żyłki rośliny. Żyłki miały grubość kilku centymetrów i pulsowały niczym żyły u człowieka.
Cała ta konstrukcja wydawała im się obca i napawała lękiem.

Krzyk ponownie rozległ się w korytarzach. Zdali sobie jednak sprawę, że tak naprawdę trudno określić jak daleko znajduje się jego źródło, gdyż konstrukcja tuneli powodowała liczne odbicia i efekt echa i przede wszystkim zwielokrotniała siłę głosu.
Idąc za wewnętrznym głosem kobiety ruszyli w kierunku z którego zdawał się dochodzić głos. Tak im się przynajmniej wydawało, gdyż w tych warunkach trudno było mieć pewność.

Grupa ostrożnie ruszyła naprzód. Już po przejściu kilkunastu metrów spostrzegli, że poza ich niewielką jaskinią w tym tunelu są też inne, identyczne miejsca. W każdej z tych niewielkich grot znajdowali się ludzie. Niestety wszyscy byli martwi, a spajające ich lniany uschnięte.
Ilość tych jaskiń była przerażająca, podobnie jak ilość znalezionych ciał. Część z ludzi leżąca w grotach na pewno była pasażerami promu “Trabzon” O reszcie trudno było cokolwiek powiedzieć.
Ocalona grupa szła więc dalej w milczeniu i iście grobowym nastroju.
Po minięciu około czterdziestu, może pięćdziesięciu niewielkich jaskiń, dotarli miejsca, gdzie korytarz mocno się rozszerzał. Ziemia była tutaj o wiele gładsza i choć nadal była skałą to wyglądała na poddaną jakieś obróbce.

Korytarz rozwidlał się na trzy odnogi. Po wstępnym sprawdzeniu wszystkich okazało się, że jeden z nich ciągnie się na długości przynajmniej kilkuset metrów i nie wiadomo było, co czeka na jego końcu.
Środkowy schodził w dół i zakręcał po kilku metrach o sto osiemdziesiąt stopni. Na dole na ocalałych czekała kolejna seria niewielkich jaskiń. Dokładnie takich w jakiej się obudzili. W nich także znajdowali się ludzi, ale po szybkim sprawdzeniu okazało się, że wszyscy oni nie żyją. Najdziwniejsze w odkrywaniu kolejnych ciał był fakt świeżości zwłok. Wyglądało to bowiem tak, jakby oni wszyscy umarli zaledwie kilka chwil temu. Nie nastąpiło nawet pośmiertne stężenie.
Ostatni korytarz był najciekawszy. Po kilkunastu metrach kończył się średniej wielkości grotą, ale zupełnie inną niż te dotychczasowe.
W jej wnętrzu znajdowały się trzy kamienne skrzynie, czy też sarkofagi. Na ich ściankach widać było płaskorzeźbę i ikonograficzne przedstaw charakterystyczne dla Urów.



Widok tych skrzyń wprawił cała grupę w niemałą konsternacje. Poczuli dreszczyk, a jednocześnie gdzieś podskórnie lęk i obawę.

Wszyscy zatrzymali się i spoglądali z niepokojem i wtedy znowu doszedł do nich dziwny jęk z oddali.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 15-08-2015 o 23:12.
brody jest offline