Devastator stawiał na powierzchni potężnego wraku powolne i ostrożne kroki. Trochę tak jakby nie do końca wierzył w to, że podłoże na którym trzymały ich systemy magnetyczne obuwia było w pełni stabilne. Szedł pośród braci zamykających pochód, tak by w razie potrzeby móc osłonić ogniem ciężkiej broni każdego z nich. W myślach zmawiał bezgłośną modlitwę w intencji rannych, oraz poległych, którzy pozostali na pokładzie Hallowed Sworda. Marine obserwował otaczające ich pozostałości skał i okrętów. Dziesiątki, może setki ludzi gotowych walczyć i umierać za imperatora zginęło z powodu zderzenia z kupą kosmicznych śmieci. Z początku wydawało mu się to gorzkie i przykre. Po chwili jednak jego serce napełniło się ogromną dumą. Każdy z poległych symbolizował niezłomną wolę gatunku ludzkiego, gatunku, którego miał zaszczyt być strażnikiem, gatunku, który nie poddaje się, nawet, gdy tak jak teraz, fortuna jawnie śmieje mu się twarz i napluje w oczy. - Krążownik na muszce. Brak oznak życia. -
Jego głos rozbrzmiał w hełmach jego współbraci chwilę po tym, jak szybszym krokiem przemierzył dystans dzielący go odo pozycję z najczystszym polem ostrzału krążownika, która znajdowała się w jego polu widzenia. Cyndian przyklęknął na jedno kolano, w celu zniwelowania potężnego odrzutu broni i wsparł ciężką broń na stosunkowo płaskim, wbitym w ziemię i poskręcanym kawale niezidentyfikowanego metalu. |