- Ale tu jebie…. Może to ten smród zabija zapach niedźwiedzia? - Wywarczał kojotołak i krzywiąc potworną mordę, rozglądał się po wnętrzu pieczary. Przez chwilę zastanawiał się czy da radę zapuścić się w głąb jaskiń bez jakiegoś uszczerbku na zdrowiu. Po chwili jednak wpadł na pewien genialny pomysł. - Góra do Mahometa, czy Mahomet do góry? WALTHER!!!!!!!!!!!!!!!!!! - Kojot wydarł mordę z całej siły, licząc na to, że echo poniesie jego głos w głąb jaskiń i niedźwiedziołak, o ile wciąż tam przebywał, sam się do nich pofatyguje.
Plan może i był genialny, ale nie przyniósł żadnych przełomowych rozwiązań. Na krzyk Skowyta, odpowiedziało tylko echo w głębi jaskini. -Coś tu śmierdzi - skwitował Arthur po darciu mordy przez kojotołaka - I to bynajmniej nie tylko dosłownie. Ja tam raczej nie zlezę. Jeszcze się napatoczymy na coś co nas przerośnie. Chcę przeżyć a nie bezmyślnie się narażać. Wracamy do reszty. Najwyżej opowiemy co znaleźliśmy i razem postanowimy. - Odrzekł wilkołak gdy na krzyk nie odpowiedziało nic poza echem. “Debilne, obwieszczać mieszkańcom - krwiożerczym i spragnionym świeżego mięsa - że się czeka u bram domostwa… Z własnym garnkiem i przyprawami z którymi mięso najlepiej smakuje… twoje mięso….” skomentował w myślach Garou. - Debilne, przychodzić do śmierdzącej jaskini niedźwiedzia, a potem ze strachem mówić “o kurwa, śmierdząca jama niedźwiedzia”, i uciekać. - Odparł Cichy Skowyt delikatnie kiwając przy tym głową, potem przez chwilę oglądał sufit. - Ale jak chcesz. Może pozostali w tym czasie coś wymyślili…. PAJĄĄĄĄKU!!! - Krzyknął raz jeszcze licząc na to, że jeśli nie Walther to może Ananasi wygrzebie się z głębi jaskini, ale jeśli nic takiego by się nie stało, był gotów wrócić w okolice bunkra.
Tym razem także nic poza echem Kojotowi nie odpowiedziało.
Garou wzruszył ramionami - Moja misja razem z Arinfem polegała na zobaczeniu co się dzieje w gawrze Walthera. Nie było mowy o podejmowaniu ryzyka i wchodzeniu w przysłowiową paszczę lwa - Arthur odwrócił się i zaczął przyglądać się skąpanej w mroku i otulonej dodatkowo chmarą mgły okolicy. Z westchnięciem i głową pełną złych przeczuć i co raz większej ochoty by zmienić miejsce pobytu (nikt przecież nie zakładał tak długiego pobytu tutaj, a przynajmniej nikt nie myślał że tu spędzi resztę życia/nieżycia), zrobił pierwszy ostrożny krok w kierunku bunkra. |