Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2015, 18:20   #140
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Przed świtem Lea wzięła kąpiel, odprawiła modlitwy do Sune, zebrała swój sprzęt, zostawiając większość z insygniów Złotego Smoka (ograniczyła się do związanej na nadgarstku chusty) i wyszła z Domu Ognistowłosej. Na horyzoncie widać było już czerwoną łunę. Zmierzała do kapliczki Lathandera, którą opiekuje się Quara.
Kaplica Lathandera była niewielka, w ławkach zmieścić mogło się z trzydzieści osób. Ołtarz rzeźbiony był w promienie słoneczne. Za nim widoczny był witraż z symbolem Lathandera wschodzącym słońcem. Po obu stromach były dwie alabastrowe rzeźby również go przedstawiające go, na jednej opierał się o buzdygan, druga przedstawiała Go kołyszącego dziecko.
Quara właśnie kończyła swoje modlitwy.
Lea przez dłuższą chwilę stała w progu walcząc ze swoim wahaniem. Wreszcie zrobiła ten pierwszy krok w stronę wnętrza budowli. Cicho przeszła do jednej z ław, uklękła i zaczęła się modlić do Lathandera w myślach prosząc go o przebaczenie. Starała się nie zwracać uwagi Quary tak długo, jak jest to możliwe.
Modlitwa nie przyniosły zwykłego ukojenia, Lea wiedziała, że utraciła na zawsze swą wieź z Latahanderem.
W końcu Quara zakończyła modlitwę. Odwracając się zauważyła Leę, na jej twarzy pojawił się wyraz niechęci. Podeszła powoli do paladynki wpatrując się w symbol Sune
- Co cię tu sprowadza, nie jesteś tutaj mile oczekiwanym gościem?
Zapytała chłodno.
Elfka wstała z klęczek i powiedziała ze spuszczonym wzrokiem:
- Zawiodłam Lathandera, a teraz przyszłam prosić go o przebaczenie, chociaż wiem, że nigdy nie wrócę z jego łaski. Chcę tylko zadość uczynić za winy. - uniosła swój wzrok i spojrzała w oczy Quary.
Nie spodobało się jej nastawienie kapłanki. Zawsze była miła dla wszystkich, nawet jeśli coś zepsuli po całości.
- Czyń dobro, pomagaj innym, chroń młodych ucz sztuk. Będziesz żyć w zgodzie jego przykazaniami. W ten sposób zyskasz nasz szacunek, lecz nigdy już nie będzie tak, jak jeszcze niedawno.
Odparła z nikłym uśmiechem widząc skruchę Lei.
Paladynka nie odezwała się od razu. Wpatrzyła się przez chwilę w witraż nad ołtarzem.
- Po chłodzie w twym głosie spodziewałam się, że mnie wyrzucisz ze świątyni. - dopiero po tych słowach znów spojrzała na swą rozmówczynię - Pewna młoda dziewczyna pobiera u mnie nauki na temat Lathandera. Myślę, że chciałaby poznać kapłana z prawdziwego zdarzenia.
- Wybacz, każdy walczący ze złem jest tu mile widziany. Muszę się przyzwyczaić do sytuacji, że nie jesteś już paladynem Lathandera Leo. To jednak mój problem. Plotki się bardzo szybko rozchodzą. Zresztą od objawienia się w mieście avatara Sune minęło niemal dwa dekadnie. Tak, możesz przyprowadzić dziewczynkę Golddragon, Gretę jeśli dobrze pamiętam. Słyszałam, że jesteś jej opiekunką, twoją zaś misją jest nauczanie jej o Lathanderze. - po tych słowach uśmiechnęła się już normalnie.
- Jestem pewna, że nauczysz ją dobrze.
- Myślę jednak, że lepiej będzie, jeśli porozmawia z nią kapłan, jednak staram się, by przekazać jej wszelkie nauki, jakie sama pobierałam. - odwzajemniła uśmiech - Cieszę się móc cię widzieć Quaro i wiedzieć, że nie jesteś wrogo nastawiona.
Wyciągła z plecaka dwie sztabki handlowe i podała kapłance.
- To ofiara na świątynię.
Quara skinęła głową z uśmiechem przyjmując złoto
- Potrafisz przepraszać. Dzięki temu złotu, będzie można uczynić nieco dobra.
- Tak, jednak złoto to tylko złoto. Nie chcę przepraszać Lathandera złotem, a czynami.
- Tak, złoto jest tylko dodatkiem do dobrych czynów. Zatem czekam na odwiedziny twojej podopiecznej i twoje. Jakaś jeszcze inna spraw cię sprowadziła?
Zapytała kiwając głową.
- Chciałam jedynie uzyskać przebaczenie Lathandera i z tobą porozmawiać. Jeśli Greta będzie mogła ze mną iść, to udamy się tu niezwłocznie. Tymczasem idę, bo muszę załatwić jeszcze kilka spraw.
Lekko się ukłoniła Quarze na pożegnanie i wyszła z kaplicy. Jej celem było miasto założone przez komandora Deva. Miała zamiar wypłacić trochę pieniędzy, by zrobić zakupy. Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia ze stolicy, kiedy w głowie zaświtała jej jeszcze jedna myśl. Obróciła się i ruszyłą znów w stronę Łaźni Sune.
Tym razem za kontuarem w holu stał sam Bennon. Uśmiechnął się go Lei.
- Witaj wcześnie wstałaś. Znowu sny o smokach?
- Nie dziś Bennonie. Wcześnie wstałam, bo jestem elfem. Jak dobrze wiesz osoby z mej rasy spią, a raczej medytują, cztery godziny. - odwzajemniła uśmiech i wolnym krokiem zaczęła podchodzić bliżej - Dzień dobry. Straszny upał na zewnątrz, nie sądzisz? W moich stronach czasami się zdarzała konieczność noszenia cieplejszych ubrań u tej porze.
- Upał? Przecież jest jeszcze rześkie powietrze. Upały to poczujesz ukochana dopiero za miesiąc albo dwa. - odparł ze śmiechem.
Paladynka aż odrobinę pobladła.
- Cóż... Chyba trzeba się będzie przystosować. Na północy lata są łagodne, a zimy ostre. - wzruszyła ramionami i, będąc już blisko Bennona, pocałowała go - Przepraszam że tak wyszłam bez informacji, ale chciałam udać się przed świtem do kapliczki Lathandera.
- Ciesze się, że nie zapominasz o strych przyjaciołach, bo chyba by przyjaciel odwiedzić tam poszłaś . Mam się czuć zagrożony? - zapytał ze śmiechem Witający.
- Skądże. Jedyną osobą, która się tamtą kapliczką opiekuje, jest Quara. - uniosła brew w udawanym zdziwieniu - Chciałam poprosić Lathandera o przebaczenie. Nie wiem jaki dało to efekt.
- Trudne zadnie, wybaczenie łatwo uzyskać od Lathandera o ile będziesz zwalczała zło, lecz nigdy nie powrócisz już do wiary na to trzeba by boskich sił. Lathander daje swym paladynom tylko jedną szansę.
- Nawet tego nie oczekiwałam. Żałuję, to chciałam Lathanderowi powiedzieć. Pod opieką Ognistowłosej czuję się dobrze. Nadzwyczaj dobrze. Czuję spokój i ciepło identyczne do tego, jakie czułam po wyświęceniu na paladyna Lathandera. - odparła i usiadła na znajdującej się na kontuarem sofie.
- Cieszę się, że tak czujesz. Przysiadł się i objął Leę ramieniem.
- Wiesz... Kapitan Dev prosił, byśmy rzucili mu propozycjami na temat zabudowy jego miasta. Pomyślałam o jakimś teatrze lub operze pod patronatem Sune. Co myślisz? - zapytała opierając głowę o ramię kapłana.
- Mam kilku obiecujących kapłanów, którzy mogli by poprowadzić świątynię, czy nawet sam się tam przenieść, zostawiając codzienne zarządzanie Wielką Łaźnią zastępcom. Bylibyśmy bliżej siebie. Wszystko zależy od warunków, jak zawsze.
Odpowiedział całując zewnętrzna stronę dłoni Lei.
Ta uśmiechnęła się szeroko na słowa Bennona.
- To odwiedzimy kapitana po dwunastym dzwonie. Mam nadzieję, że pójdziesz ze mną. Tymczasem ja tu chwilę zostanę. Tu jest chłooodno.
- Zatem niewiele czasu już, zostało by w tych godzinach dojść do bramy potrzeba. Tam można wynająć powóz, co też czas zajmuje. Musimy wyjść około dziesiątego dzwonu by zdążyć na spotkanie, zatem mamy niecały dzwon. Potem pociągnął za jeden sznurów od dzwonków wiszących nad sofa. Przywołał młodą dziewczynę.
- Przynieś nam tu chłodnego cydru i poproś Księżycowego Witającego by przyszedł tutaj.
- Mglista Witająca, Księżycowy Witający... Hm, to do czegoś się odnosi czy to po prostu nazwy? - ciekawość Lei wyszła ponad normę, jednak wypowiedziała te słowa, nim zdała sobie z tego sprawę.
- To dwoje z moich zastępców, jest jeszcze jedna kapłanka zastępująca mnie w obowiązkach - Witająca Bryza. Nazwy nie mają znaczenia, tak nazywam swych zastępców, jedynie tytuł Witającego ma znaczenie. Jest to zawsze główny kapłana świątyni Sune na danym terenie.
Po chwili nadeszła nowicjuszka niosąc na tacy dzban z cydrem.
- Zanieś to do saloniku ogrodowego - polecił je.
Po chwili nadszedł ciemnowłosy wysoki mężczyzna.
- Gerardzie zastąp mnie. Za chwilę udam się na rozmowy z komandorem Devem w sprawie utworzenia nowej świątyni - polecił Bennon.
- Tak Witający. Odparł z powagą mężczyzna.
Bennon wziął pod ramię elfkę i poprowadził do niewielkiego saloniku z oknami i drzwiami wychodzącymi na ogród. Tam spędzili pozostały czas rozmawiąjąc o różnych, często mało istotnych rzeczach.
Około dziesiątego dzwonu para wybrał się w kierunku bramy i znajdujących się tam stajni i wozowni. Na ulicach mimo wczesnej pory był już spory ruch. Wozy dowożące produkty na targ oraz ludzie podążający za swoimi sprawami. W pewnym momencie Lea poczuła ruch przy swojej sakiewce. Kątem oka spostrzegła postać i nim zdołała ona odejść chwyciła pewnie za ramię. Chwyciła niewysokiego mężczyznę. Chwilę się szarpał w silnym uścisku po-czym odwrócił się do Lei uśmiechnął się nim przemówił.
- Może się dogadamy paladynie Sune. Jestem małą płotką niewartą oddawania straży. Za ten chudy trzosik, co to przypadkiem trafił do mych rąk, mogę ci zdradzić pewną informację. Informację dzięki której będziesz mogła kogoś uratować a może nawet więcej niż jedną osobę. To jak robimy interes czy wolisz mnie straży oddać, nic się nie dowiedzieć i mieć czyjeś życie na sumieniu.
Elfka nie zwolniła uścisku, a nawet go wzmocniła. Podejrzliwie spoglądała na złodzieja.
- Zacznijmy od faktu, że gdybyś ukradł mi moją sakiewkę, a nie zdołałabym cię złapać, to prawdpodobnie byś mi nic nie powiedział. Najpierw zdradź mi swe imię, a później powiedz mi jak mam ci zaufać, bo gdybyś chciał uratować te osoby, to nie kradłbyś pieniędzy, a byś po prostu do mnie podszedł. - powiedziała, po czym kątem oka zerknęła na Bennona, dając wymowny znak, by się rozejrzał dookoła.
- Nie wtrącam się w interesy innych ludzi jeśli z tego nie mam zysku. Sakiewkę można ukraść a informację sprzedać, podwójny zysk. Zowią mnie Fen.
Odparł mężczyzna.
Wpatrzyła się w tego mężczyznę jeszcze przez chwilę. Wciąż była nieufna, lecz jeśli ktoś faktycznie potrzebował pomocy, to musiała tam iść. Nie puściła go.
- W takim razie co masz do powiedzenia?
- Zatem między nami umowa. Ja mówię co wiem i odchodzę wolny z twoją sakiewką.
Człowiek zatarł ręce, w których trzymał sakiewkę Lei.
- Nie, idziesz z nami. Masz nam to miejsce wskazać. - poprawiła go.
- Może być chociaż, wszyscy to miejsce znają doprowadzam was do niego i na tym się kończy moja praca. Dzisiaj w “Kufelku” podsłuchałem jak Tom i Tomtom chwalili się, iż sczesali sto koron za porwanie z rana dwójki dziewcząt bliźniaczek Gemini. Mieli zamówienie na dwie dziewczęta wyznawczynie Sune, dlatego pomyśleli , że najprościej będzie porwać siostry. Rodzina tych bliźniaczek to znani wyznawcy Sune.
Mężczyzna roześmiał się ochryple.
- Myślę, iż sfrajerowali a zleceniodawcy chodziło właśnie o te konkretne bliźniaczki. Zapłata za konkretne porwanie jest wyższa. Dostarczyli je do jaskiń pod gospodą “Jaskinia” zachodni korytarz. Tam czekał na nich zleceniodawca z zbrojnymi, wszyscy byli zakapturzeni, lecz mówili ziomkowi swojemu, iż bił od nich jakiś chłód. Traficie sami, bo to znana gospoda i znana atrakcja zwłaszcza dla par. Chociaż mówi się, iż te korytarze ciągną się dalej niż wskazuje mapa dostępna w gospodzie. Byłem tak kilka razy z panami, nigdy nie widziałem innych korytarzy. Ja ze swojej części umowy się wywiązałem, zatem możesz mnie puścić. - po tych słowach znacząca popatrzył na rękę Lei ,spoczywającą na jego ramieniu.
- Jeszcze nie. Teraz musisz nas doprowadzić do tej karczmy - puściła go, lecz była gotowa go złapać, gdyby miał zamiar uciec.
- I do “Kufelka” i do “Jaskini” może cię zaprowadzić nawet Witający.
- Powiedziałam coś - wcięła mu się w słowo.
- Zatem gdzie? Tam gdzie usłyszałem, czy tam gdzie zaprowadzili otumanione narkotykiem dziewczęta Gemini? - zapytał pojednawczo podnoszą ręcę, słysząc agresję w głosie Lei.
- O narkotykach nie wspominałeś. Czyżbyś wiedział coś więcej? - uniosła brew.
- Przecież to oczywiste, że musiały być czymś otumanione. W końcu to miejsce publiczne karczma, para nieco pijanych dziewcząt wchodzących z chłopakami do jaskiń w “Jaskini” nie wzbudza podejrzeń. Zaś szarpiące się dziewczyny zwróciły by uwagę obsługi i gości. To dobra karczma w dobrej dzielnicy, na przemoc by w niej nie zezwolono. - odparł wzruszając ramionami. Bennon potwierdził te słowa skinięciem głowy.
Paladynka tylko westchnęła.
- Prowadź do jaskiń. Jeśli prawdą jest to, co mówisz, to powinniśmy je oswobodzić jak najszybciej. - powiedziała trochę ponuro. Zerknęła jeszcze na kapłana, czy się z nią zgadza.
Jej ton głosu zdecydowanie wskazywał na to, że to wszystko się jej nie podoba.
- Leo te jaskinie nie są duże, przynajmniej te co ja znam. Byłem tam kilka razy. Myślę, iż zwiedziłem je całe. Tam nie ma miejsca na trzymanie więźniów, bo każdy zwiedzający mógłby ich odkryć.
Stwierdził kapłan Sune.
- W takim razie gdzie one mogą być? Chyba trzeba będzie zasięgnąć więcej informacji.
- Krążą plotki, iż te jaskinie są większe. Nawet, że mają połączenie z Podmrokiem. Nie znam jednak nikogo kto by to potwierdził. Nie wiem gdzie by można ich zasięgnąć, gdyż nawet właściciele “Jaskini” nic o tym nie wiedzą.
Odparł zasmucony Bennon.
Lea tylko zgrzytnęła zębami. Najwyżej będzie kombinować.
- Zaprowadź nas do "Jaskiń". - powiedziała złodziejowi.
- No to chodźcie.
Westchnął i skierował się w kierunku dzielnicy kupieckiej. Po klepsydrze dotarli do dwupiętrowej kamiennej karczmy. Nad wejściem, wisiał szyld “Jaskinia”.
- No paladynie, wywiązałem się z swojej części umowy, to “Jaskinia”. - powiedział złodziej ruszając w swoją stronę, z sakiewką Lei.
Patrzyła przez chwilę jak mężczyzna odchodzi
- Oby mówił prawdę, bo jak nas oszukał, to będę zła - powiedziała cicho Bennonowi, po czym uśmiechnęła się szeroko i chwyciła go za rękę - To chyba pora się rozejrzeć. Wyglądajmy jak normalna para, więc prowadź.
Kamienne mury karczmy był w środku wyłożone drewnem za kontuarem widoczna był naturalną skałą. W niej widoczne było wejście do jaskini, z którego czuć było miły chłód.
Do pary podeszła kelnerka.
- Państwo życzą sobie stolika, czy też chcą zwiedzić nasze jaskinie?
- Mój drogi, mam nadzieję, masz trochę pieniędzy przy sobie - szepnęła Bennonowi na ucho.
Bennon tylko pokiwał głową i uśmiechnął się.
- Poproszę dwie pochodnie. Chcemy się zaszyć w jaskiniach.
Kelnerka popatrzyła na Leę i wymownie mrugnęła do Bennona.
- Mapa? - zapytał.
- Dziękuję znam te jaskinie. - odparł wesoło kapłan.
- Zatem będzie to pięć srebrników
Bennon szybko zapłacił.
Odpalił pochodnię od wiszącej przy wejściu do jaskini.
Jaskinie były piękne z błyszczącymi naciekami znajdowało się w nich wiele niewielkich komór.
W jednej z takich komór znajdowało się zachwycające jeziorko o tafli koloru szmaragdu. Minęła jakaś szklanka, gdy Bennon zatrzymała się.
- To koniec zachodniego korytarza. Ciągnie się jeszcze kilka metrów dalej, ale to już koniec.
Pokazał ręką Bennon. Gdy Lea podeszła do ściany poczuła wyraźny powiew spostrzegała wyraźne szczeliny układające się w kształt drzwi.
Widząc to szybko podeszła do Bennona i wzięła go pod ramię.
- Znalazłam coś. Chodź ze mną - szepnęła mu do ucha i pociągła do "drzwi" - Widzisz ten kształt? To chyba nasz cel - przejechała ręką po nich.
- Tak tylko jak to otworzyć? - zafrasował się Bennon.
- Spodziewam się jakiejś płyty naciskowej lub przełącznika w ścianie, może jakieś ruchome uchwyty na pochodnie. Zaraz się rozejrzymy dookoła, lecz tymczasem… Coś sprawdzę.
Elfka odetchnęła i zrobiła magiczny gest, jednocześnie wypowiadając słowa zaklęcia:
- Visus magicae
Proste zaklęcie wykrycia magii. Spojrzała na drzwi i wzruszyła ramionami. Nic nie wyczuła.
- Widać używają konwencjonalnych metod. Sprawdź ścianę na prawo i sufit. Ja się zajmę lewą ścianą i podłogą. Może coś znajdziemy w ten sposób.
Macanie wokół drzwi nie przyniosło żadnych skutków. Jedynie Lea wyczuła zapach wody, jakby pod płytą.
Lea oparła prawą dłoń o swoje biodro wzdychając ciężko.
- Mamy tu nie lada orzech do zgryzienia. Czuję wodę pod drzwiami. A jeśli prawdą jest, że dalsze korytarze mogą prowadzić do Podmroku, to może być źle. Spróbujmy odgadnąć jak to działa, a później może ruszmy po pomoc. A więc… Masz jakiś pomysł? Bo mi przyszło do głowy zbadanie okolic jeziorka.
- Nie wiem, nie znam się na ukrytych drzwiach, nie jestem architektem. - odparł strapiony kapłan.
- Arky Tekk może wiedzieć. Jest budowniczym i naszym wyznawcą. Lecz teraz jest zatrudniony przy mieście Smoka
- Jeśli nie uda nam się tutaj nic zdziałać, to pójdziemy do niego. Naszym głównym celem i tak było miasto-Smok. Chodźmy nad jezioro. Zobaczymy co da się zrobić.
Powrót nad jezioro trwał klepsydrę. Jeziorko w świetle pochodni rzucało barwne refleksy na stalaktyty i stalagmity.
Lea się rozejrzała trochę, lecz nie znajdując nic postanowiła znowu użyć wykrycia magii. Znalazła aurę o średniej sile, lecz jej nie rozpoznała. Był to jakiś otwór lub wgłębienie.
- Aura o umiarkowanej sile. Jesteś w stanie ją zidentyfikować? - zapytała Bennona wskazując dłonią miejsce, w którym wykryła anomalię.
Bennon wyszeptał słowa zaklęcia.
Na jego twarzy pojawił się wyraz koncentracji.
- Racja umiarkowana szkoły przemian
- Jesteśmy w stanie coś z tym zrobić? - zapytała nie wiedząc co dalej.
- Nie wiem czy to czar czy przedmiot, nie wiemy co on robi, pewnie ma jakiś związek z wodą i tyle. Możemy tylko zaszkodzić, jeśli nie wiemy co robić. - kapłan pokręcił tylko głową.
- Ale nie możemy czekać do jutra. Jeśli te dziewczynki faktycznie tu są, to jutro może ich tu nie być - przytuliła się do kapłana - Ryzykujemy i próbujemy użyć tego czegoś, co jest w ścianie, czy szukamy sprzymierzeńców i wracamy później? Tak naprawdę w obu wypadkach ryzykujemy.
- A jak chcesz tego użyć. Nawet nie wiemy co to jest. To może być wszystko, nawet magiczna pułapka zalewająca jaskinie. Przydała by się pomoc, niestety nie jesteśmy zgromadzeniem wojennym, więc nim zgromadzimy wiernych i przygotujemy zaklęcia minie prawie cały dzień. - pokręcił z smutkiem kapłan.
- Myślisz, że powinnam poprosić moich towarzyszy ze "Złotego Smoka" o pomoc? Osobiście nie chciałam nikogo z nich do tej sprawy mieszać, ale chyba tylko oni pozostali.
- Tak rodzina Gemini jest znacząca w stolicy, bogata zatem na pewno wynagrodzi zwrócenie ich bliźniaczek. Ja ze swojej strony też dorzucę czterysta sztuk złota za pomoc. W końcu to spisek godzący w kult Sune. - odparł Bennon.
- Jeśli będzie trzeba, to i ja się dołożę. Dobrze wiesz, że zrobię wszystko, by wyznawcy Ognistowłosej byli bezpieczni. - chwyciła kapłana za rękę i pociągła w stronę wyjścia - Chodźmy w stronę miasta-Smok. Musimy poszukać moich towarzyszy.
Tak szła przez pół minuty i się zatrzymała.
- Poczekaj, mam jeszcze inny pomysł.
Wypowiedziała słowa z pierścienia i znikła wraz z Bennonem przenosząc się do Pałacu-Smok.
 
Flamedancer jest offline