Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2015, 18:26   #19
chrysletY
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
Miejsce rzeźni

Półprzytomny mężczyzna wił się na ziemi, darł zmarzniętą trawę nienaturalnie bladymi dłońmi. Puls bił mu bardzo słabo. Podczas gdy Connor w znakomity, wyćwiczony sposób zajął się organizacją amputacji a Jarek rzucił na odchodnym Obdarzonym, ruszającym by odnaleźć trop co ujrzał w umyśle nieszczęśnika, ten jęczał tylko cicho. W pewnym oddaleniu od reszty tkwił na kolanach Garet. Miał zamknięte oczy. Obie dłonie położone miał na ziemi przed sobą.

Blada z przerażenia Sophie i Connor zajęli swoje pozycje. Ranny jęknął coś nieco głośniej. Sophie widziała jego bladą twarz i uchylone usta. Miał popsute, zżółkłe zęby. Z oczu cienką strużką płynęły łzy bólu. A prawdziwy ból miał dopiero nadejść.
Z pełnym profesjonalizmem Connor rozciął nogawkę lnianych spodni. Tak jak Obdarzeni się spodziewali, noga była zupełnie pogruchotana. Kostka wygięta była w nienaturalny sposób, palce sine. Goleń był zmiażdżony, skóra nie została zdarta; noga była po prostu płaska i w kawałkach. Gdyby ją unieść, przypominałaby skórzany worek do którego ktoś nawrzucał kawałków twardego drewna. Skóra płonęła czerwienią.
- Lilliana... - szept rannego był słaby i jakby odległy - Gdzie jesteś?
Raven odetchnął głęboko. Pochylił się nad kolanem mężczyzny i zniżył ostrze...
Jarek zerknął na mapę przygniecioną kamieniem. Na rogu kartki ujrzał słowa, które musiał umieścić tam William. Rozmazywały się już one, zdawały się wsiąkać w papier. Chłopak wytężył wzrok.

W schronieniu jest pistolet i dwadzieścia sztuk amunicji. Może się cholernie bardzo przydać, nikomu o tym nie wspominaj...

*

Tymczasem Donovan klęczał na śniegu. Miał zamknięte oczy i lekko zmarszczone brwi. Szybciej niż zazwyczaj poczuł je. Niewidoczne i odległe; zimne i kojarzące się z kolorem i konsystencją z mgłą.
Najbliżej leżała kobieta z rozrzuconymi szeroko rękoma i nogami. Miała zmasakrowaną twarz; nos został wgnieciony w czaszkę, miała też przekrzywioną szczękę. Garet widział to w swojej wyobraźni. Byt będący pozostałością jej ciała był najbliżej. Nieco dalej znajdywały się jeszcze dwie skrawki umysłu; One nie miały w sobie już nic z człowieka. Odchodziły w niebyt... Lub gdzieś indziej... Gdzieś, gdzie Garet nie mógł za nimi podążyć.
Otworzył oczy.
Nad ciałem kobiety wisiał półprzezroczysty obłok. Na pobojowisku zrobiło się nagle o wiele zimniej. Connor pochylający się nad kolanem rannego poczuł gęsią skórkę.
- ...Robercie, tak bardzo tak strasznie cię przepraszam... Bob... To on nie miał siły by zrobić co należało... A już go mieliśmy, a on miał mu zamknąć tętnice, ale powiedział że nie da rady... Ucieczka... Och dlaczego zgodziłam się, byś poszedł z nami... Dałam ci ten nowoczesny pasek, a ty powiedziałeś mi... powiadziałeś coś, co rozbawiło nas wszystkich do łez! Kocham cię... Przeklęci Płowi, przeklęci po stokroć! Kim jesteś? - to pytanie było rzucone w eter; jednak Donovan wiedział, że być może duch poczuł jego bliską obecność. Lecz nagle kobieta wycofała się.
Szept się urwał. Wszelkie ewentualne próby nawiązania kontaktu spełzłyby obecnie na niczym. Garet znów się skupił, lecz wówczas koncentrację zaburzył mu...

...Krzyk.
Ostrze gładko weszło w skórę. Connor wykazał się dużym doświadczeniem i podjął najwłaściwszą decyzję, którą zdecydowanie było ucięcie zmiażdżonej kończyny w kolanie; jednak ani Sophie, ani stojący nieopodal Jarek nie wykazali się dostatecznym refleksem. Było to zupełnie niespodziewane, gdyż niemal omdlony mężczyzna nie zdawał się być na siłach, by podjąć takie działanie. Kiedy jednak nóż zagrzechotał o tkankę chrząstki, ranny otworzył nagle usta i wydał z siebie ogłuszający ryk bólu, niczym ciężko ranne zwierzę. Nim ktokolwiek z Obdarzonych zdołał doń doskoczyć - lub jak w przypadku Sophie która miała ku temu najlepszą sposobność zwyczajnie zatkać mu usta dłonią, krzyk poniósł się po okolicy, wpadając w echo pomiędzy skałami, na rozległych obszarach skalistej pustyni za otaczającymi Obdarzonych, naturalnymi menhirami...

...Duch kobiety odchodził, pełen dojmującego bólu krzyk rannego przeraził go. Garet Donovan czuł to w kościach. Duch chciał uciekać. To była chwila decydująca. Teraz musiał wejść z duchem w kontakt, powiedzieć coś, co skłoniłoby cierpiący skrawek duszy do pozostania w tym świecie jeszcze kilka chwil.



Zwiad (Obdarzeni udają się na poszukiwanie tropu, kilka minut przed krzykiem rannego)


William przekazał "mapę" Jarkowi. Następnie w towarzystwie Aidena i Krysy której umiejętności miały okazać się niebawem nieocenione, zwrócili się ku ścieżkom prowadzącym w skalny labirynt. Nie musieli specjalnie wytężać wzroku. Spostrzegli trop, odciśnięte w lekko zmarzniętej, piaszczystej ziemi ślady butów. Krysa aktywowała swą moc stojąc w lekkim oddaleniu od reszty, lecz nadal nie wyczuwała niczyjej obecności.
Ruszyli tropem, najostrożniej jak tylko się dało. Jednak pojęcie ostrożności wydawało się w zaistniałej sytuacji dość naiwną rzeczą. Po niespełna kilkudziesięciu metrach Obdarzeni znaleźli się już w sieci wąskich, skalnych korytarzy. Każdy kolejny załom, głaz lub nasyp luźnych kamieni uniemożliwiał dojrzenie co czai się za węgłem.
Stracili pobojowisko ze swoich oczu. Szli.

Aiden szedł na przedzie. Dlatego to właśnie on zatrzymał się w pół kroku, gdy Olga wydała ostrzegawczy okrzyk.
Byli już spory kawałek drogi od reszty Obdarzonych. Trop będący śladami wielu stóp co wydedukował William, wciąż był dobrze widoczny. Olga wpatrując się w niego, poczuła nagle ostre ukłucie w głowie. Jak gdyby ktoś raził ją rozgrzaną do czerwoności igłą.
Poczuła obecność. Tak nagle, znikąd i nieoczekiwanie. W przeszłości czasem zdarzało jej się pomylić: Bywało tak, gdy na przykład w grupie kilku osób znajdowało się zwierzę; wyczuwała wówczas umysły ludzkie, lecz mniej skomplikowany umysł zwierzęcy umykał jej uwadze. Jednak teraz było inaczej. Jakby ktoś zmaterializował się nagle gdzieś niedaleko. Bardzo niedaleko...

Aiden wyszedł zza zaokrąglonej, wysokiej skały. Na lewo od niego znajdowała się szersza ścieżka, która kończyła się ślepym zaułkiem, olbrzymią, matową skalną ścianą. W ścianie była jaskinia. Przed jaskinią, w lekkim rozkroku stał postawny mężczyzna.
Black zatrzymał się odruchowo, usta ułożyły mu się w typowe dla zaskoczonego człowieka, komiczne "o". William i Krysa niemal wpadli na niego, zastygłego w niemym, trwającym kilka sekund zaskoczeniu.
Postać stojaca przed nimi ubrana była w ciężką, stalową zbroję spod której wylewała się miejscami gruba kolczuga. Na głowie miał hełm zakrywający mu niemalże całą twarz, prócz dwóch szpar na oczy. W opuszczonej nisko, prawej dłoni rycerz trzymał długi, dwuręczny młot. Powiewała szara peleryna, sięgająca mu nieco poniżej pośladków.
Trwał tak zupełnie bez ruchu. Tylko wyglądające ze szpar w hełmie oczy były szeroko rozwarte, wpatrzone w Aidena. Biła z nich chłodna kalkulacja. Ramiona unosiły się w powolnych lecz bardzo głębokich oddechach. Było coś nieludzkiego w postaci rycerza, jednak Obdarzeni nie mogli ujrzeć co konkretnie. Obdarzeni mieli dwie minuty do czasu, gdy ranny mężczyzna z pobojowiska krzyknie.

Pobojowisko kilka sekund po krzyku


Wszystko poszło sprawnie. Odcięta kończyna odtoczyła się na bok. Connor musiał użyć swej mocy by powstrzymać krwawienie; rana została następnie przypalona. Mężczyzna zemdlał i wybudził się po kilkunastu sekundach z jękiem na ustach. Jego szanse na przeżycie wahały się zapewne w okolicach pięćdziesięciu procent, była to jednak sprawa niepewna. Wyglądało niemniej na to, iż może powiedzieć kilka słów. Usta poruszały mu się niemrawo. Pachniało przypalonym mięsem.
Garet wciąż tkwił na kolanach; William z Aidenem i Krysą zniknęli między skałami już jakiś czas temu.
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks

Ostatnio edytowane przez chrysletY : 18-08-2015 o 18:29.
chrysletY jest offline