Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2015, 20:29   #7
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wieczór upływał szybko, okraszony wybuchami śmiechu, głośnymi dysputami i przede wszystkim łagodzącą obyczaje muzyką i śpiewem, jakże niespotykanym w tych okolicach w obecnych czasach. Sądząc z historii Złotnicy, bardowie musieli tu docierać, lecz pamiętać mało kto ich pamiętał. Lola, jej piękny głos albo rozchełstana koszula, przykuwały większość uwagi. Burd nie było i w miarę upływu czasu nabierało się pewności, że nie będzie ich tej nocy wcale. Środek tygodnia był zresztą, to i co i rusz ktoś zbierał zadek z ławy i niechętnie udawał się do swojej chałupy. Oczywiście już po tym, gdy rudowłosa trubadurka zakończyła swój występ, zbierając zasłużone oklaski i wiwaty.
Tak, ktoś taki dawno nie odwiedzał tego miejsca. Ale pamiętano.

Walfen był jednym z pierwszych, którzy postanowili skorzystać z łóżka na piętrze. Niedługo potem opuściła wspólną salę niepozorna para podróżnych ze stolika z boku, a także milczący żołdak, gestem każąc zakapturzonej dziewczynie ruszyć się, co ta uczyniła z wyraźnym ociąganiem, które nie wydawało się wyprowadzać mężczyzny z równowagi. Zatopiona w myślach Macha wstała i skierowała do wyjścia, zatrzymywana krasnoludzkimi okrzykami zachęcającymi do pozostania we wspólnej izbie. Powoli Złote Jajo pustoszało, a zetknięci ze światem na zewnątrz ludzie i nieludzie - czy to za potrzebą, czy na spoczynek się udając - napotykali na śnieżną zawieję. Z nieba sypało strasznie i śnieg już do kolan sięgał. Duże, mokre płatki błyszczały w czerni nocy, gdy odbijało się od nich światło z wnętrza gospody.

Katal też na chwilę się wymówił, niby to do wychodka. Vimme i jego kompania wzruszyli na to ramionami, a inni nie zwracali na elfa uwagi, pozwalając mu najpierw upewnić się, w którym pokoju zamknęła się interesująca go para, a potem wejść niepostrzeżenie na piętro karczmy i przystawić ucho do solidnych drzwi. Usłyszał wiele i niewiele jednocześnie. Nie rozmawiali. Cichy szelest, trochę rytmicznych ruchów, kilka stęknięć. Ot, odgłosy życia, pozwalające przypuszczać, skąd u ukrytej pod kapturem dziewczyny niechęć do pójścia na górę. Potem cisza, na straży której stał pamiętający inne czasy dobrej jakości zamek w drzwiach. Dłużej na górze zostać nie mógł.
I dobrze dla niego, bo Brynden właśnie zmierzał ku schodom, również pragnąc zaznać odpoczynku. Minęli się bez słowa.

Lola siedziała już wtedy przy stoliku młodego szlachcica - jak się okazało, Jana Utraty, które to niefortunne nazwisko zawdzięczał miejscowości, którą zarządzała od pokoleń rodzina jego. Opowiadał chętnie, co i rusz zerkając w dekolt bardki, ale ręce na wodzy trzymał. Trochę pijany zdradził też dlaczego: otóż przybył do Złotnicy, by spróbować zdobyć rękę i serce córki Ohlavy: Jitki. To i on był za mało pijany, a wkoło za dużo gawiedzi, aby choćby potajemnie tej nocy pannę Merritt zaciągnął do swojego pokoju na samej górze Złotego Jaja. Cóż, życie. Ale sypnął srebrem w podzięce za udany występ. I była pewna, że gdyby zakręciła się wokół niego bardziej, to następnego dnia byłby już jej. Jak to sama stwierdziła, był tylko mężczyzną.

Wreszcie izba opustoszała prawie całkiem, gdy pozostali tylko nieludzie, kelnerka i przysadzista, szeroka kobiecina w chuście na głowie, która wcześniej przyrządzała gęste, solidne, acz raczej ubogie potrawy. Teraz wyganiała ostatnich pijaków za pomocą solidnej ściery, kiedy gospodarz rozstawiał pocerowany parawan i wyciągał sienniki ze składzika. Złote Jajo istotnie musiało dawnymi czasy przeżywać złote czasy i Mirko Słomka pamiętał je na pewno doskonale. Bardkę położył w ustronnym kąciku blisko pieca, pozostałych za parawanem wspólnej izby. Brynden i Walden spali już w małym i prostym, lecz osobnym pokoju. Macha tylko marzła w boksie, tuląc się do ogara i wdychając zdrowe, mało przyjemne zapachy stajni.

Noc zapadła ciemna, ale niezupełnie głucha. Pomimo paskudnej pogody, z daleka docierało przytłumione wilcze wycie.



Wrzask, kobiecy - a jakżeby inaczej - obudził tych, co wczesnym bardzo rankiem spali jeszcze. Zaliczali się do nich Brynden i Walfen, a także przytulona do ciepłego pieca Lola. Poderwali się, niepewni tego co się dzieje. Nawet rozbudzony już dawno przez krasnoludy Katal drgnął, gdy ostry dźwięk przeciął powietrze i przebrzmiał krótko potem. Macha ciągle czuła ziąb, po przemarznięciu do kości w zimnej, smaganej wiatrem stajni, gdzie psie cielsko, nieważne jak duże, nie było w stanie zapewnić odpowiedniej ilości ciepła. Krzyk wyrwał ich wszystkich, ze snu lub zamyślenia.
- ...iiiiIIIINTEEEEEK! ...niiIIEEEEEE!


Iście ponury zapowiadał się to dzień, doprawdy. Ciemno było, jak gdyby słońce wcale nie podniosło się zza horyzontu, a duże białe płatki sypały się z nieba nieprzerwanie. Nadal lekko mroziło, nad ziemią unosiła się mgła. Kto zdążył zerknąć jak to wygląda na zewnątrz, przekonał się, że nawaliło śniegu więcej niż po przysłowiowy pas, zasypując całą Złotnicę i co ważne dla niektórych: również trakty. Mowy nie było o podróży, o ile ktoś nie zamierzał utknąć na noc gdzieś pośrodku śnieżnego pustkowia. Mniej więcej pół mili od wsi, bo dalej zajść nie szło. Od dobrego dzwonu kompania brodatego Larna debatowała nad tym co zrobić i do niczego sensownego nie doszli. We wspólnej sali pojawiła się i niepozorna para o kruczoczarnych włosach i opalonej cerze, co w wieczornych płomieniach światła nie rzucało się w oczy. Wyglądali na niespokojnych, a kobieta w średnim wieku i ostrych rysach twarzy szarpała za swój warkocz nerwowo. Szeptali coś do siebie co chwilę. Szlachcic, jego ochroniarze ani zbrojny wraz ze swoją zakapturzoną towarzyszką na dole się jeszcze nie zjawili.

Jeszcze. Chaos jaki wywołał krzyk trudno było zignorować i tak po prostu obrócić się na drugi bok, zasypiając ponownie. Przyzwyczajeni do wczesnego wstawania wieśniacy zdążyli już częściowo odśnieżyć ścieżki we wsi. Wyglądało na to, że to właśnie podczas tej czynności natknęła się kobiecina na to przerażające znalezisko.

To Macha, a kilka uderzeń serca później Katal, pierwsi z nowo przybyłych ujrzeli leżące w śniegu, na poły jeszcze w nim zagrzebane, ludzkie ciało. Mężczyzna leżał twarzą do dołu, a krew wsiąknęła wszędzie obok. Coraz więcej mieszkańców Złotnicy złaziło się. Jedni z przerażeniem, inni z zatroskaniem. Ktoś już plotkował. Przez tę ciżbę przeciskał się właśnie korpulentny facet w sile wieku, z pokaźną brodą pełną ciemnych, kręcących się mocno włosów przyprószonych siwizną. Okutany grubym futrem sprawiał wrażenie jeszcze większego.
- Z drogi! Przejście do cholery… - wykonał dłońmi jakiś gest chroniący przed złem. - Niech mnie Wieczny Ogień pochłonie, toż to mus być musi stary Źdźbło.
- A juści - wyszeptała jedna z kobiet, zasłaniając usta dłonią. Ktoś pocieszał szlochającą obok kobiecinę, tę samą, która wydała ten wrzask.
- Posłał kto po hrabinę?
- Młody Kłosek pobiegł, wójcie - odpowiedział na pytanie poważnie wyglądający Mirko Słomka, garbiąc się. Widok jeszcze dodał mu lat.


Ktoś chwycił i zaczął obracać ciało.
Jedna z kobiet zemdlała. Ktoś zwymiotował. Wnętrzności wylały się na śnieg. Brzuch nieboszczyk miał rozwarty całkiem. Z przedniej części szyi nic nie zostało.
Na twarzy jeszcze zastygł wyraz przerażenia.
Wyobraźnia przedstawiała obrazy jak mężczyzna zbiera się do krzyku. Nie zdążył, nie ulegało wątpliwości. Dużo mu zabrakło.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 18-08-2015 o 20:50.
Sekal jest offline