Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2015, 15:56   #201
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Gdy wydawało się, że wszyscy podjęli decyzję, tylko Laura milczała. Wzrok kapitana padł na nią. Fanatyczka jednak nie przejmowała się tym, tylko z gniewem w oczach podpłynęła do Gomeza. Złośliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy, by po chwili zmienić się w dziwny grymas. Było w nim coś złowieszczego, lecz nim ojciec jej dziecka pojął o co chodzi, ta zdzieliła go w łeb znajdującym się w pobliżu kawałkiem deski. Uderzenie było silne, szybkie i celne na tyle, że po chwili głowa mężczyzny spoczęła nieprzytomnie na tafli wody. Fanatyczka chwyciła za “fraki” swojego lubego i z podłym uśmiechem na ustach, który wyrażał jednocześnie tryumf, rzekła do kapitana:

-[i]No i chuj z tym. Będą dwie dodatkowe gęby do wyżywienia[/b] - dodając już ciszej pod nosem -Masz przejebane - tylko do kogo to było skierowane, to już tylko ona sama wiedziała

Kapitan buchnął śmiechem i z uznaniem pokiwał głową.
-Niech więc i tak będzie - i gdy tylko to powiedział Ci, którzy się zgodzili na ofertę kapitana, zostali nagle wciągnięci w morskie głębiny. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, ich już nie było. Zniknęli pod wodą.

Lotar

Tylko Hans i Lotar odmówili przyjęcia propozycji kapitana. Ten pierwszy został porwany w morskie odmęt przez jakieś monstrum. Więc trzymając się z całych sił za deskę próbował odpłynąć jak najdalej od upiora i przeklętego okrętu-widmo. Kątem oka dostrzegł kapitana, który z zadowoleniem przyjmował decyzję reszty drużynników. A potem mgła wszystko pochłonęła i Lotar został sam na środku oceanu. Za jedynych towarzyszy miał stado rekinów, które krążyły wokół niego. Zimna woda zaczynała coraz bardziej doskwierać najemnikowi. Sam nie wiedział ile tak płynął, ale po pewnym czasie jego ruchy stały się powolniejsze, jakby bardziej ociężałe. Słona woda dostawała się do oczu, szczypiąc je tak, że po chwili stały się one czerwone. Wiatr zaczął wiać mocniej, co sprawiło, że zaczęły tworzyć się fale, które raz po raz uderzały w płynącego mężczyznę.

Rekiny wciąż mu towarzyszyły, ale mimo to ze spokojem wyczekiwały i obserwowały ofiarę. Ile to trwało, ciężko było stwierdzić, lecz najemnik z każdą chwilą coraz bardziej opadał z sił. Rekiny jakby tylko na to czekały i przypuściły atak. Był on szybki i bezlitosny. Pierwszy zaatakował od dołu, wbijając w nogę mężczyzny swoje piłowate zęby. Gdy tylko zacisnęły się one na ciele człowieka rekin wykonał momentalny zwrot, wyrywając kawałek mięsa. Za nim nastąpił kolejny i kolejny. Miały one na celu tylko jedno. Wykrwawienie ofiary. Mnogość i szybkość ataków oraz brak skutecznej broni przeciw takim stworzeniom sprawił, że był łatwym łupem dla napastników.

Gdy wydawało się, że przypuszczą one kolejny atak, by zakończyć żywot ich ofiary, coś je spłoszyło. Szybciej niż atakowały zaczęły się oddalać od rannego, zostawiając go samego sobie. Lotar zauważył, jak morze zaczyna się podnosić. Jakby coś, gdzieś w oddali sprawiło, że woda zaczęła się wybrzuszać. Jednak było to dość daleko od niego.

Zmęczony, spragniony, dryfował przez chwilę, gdy zobaczył jak kilkadziesiąt metrów od niego tworzy się fala, która kierowała się wprost na niego. Instynkt wojownika zaczął bić na alarm. Zebrał wszystkie siły i zaczął “wiosłować”. Machał jak szalony, chcąc zwiększyć dystans między falą a nim samym. Pot spływał mu po czole i choć dłonie zaczynały go boleć, to coraz bardziej nimi machał. Fala jednak nieuchronnie się zbliżała i szlachcic musiał się poddać. Czy to świadomość, że czeka go koniec, czy siły całkowicie go opuściły. To już tylko on sam wiedział. Uśmiechnął się po raz ostatni, chcąc spojrzeć śmierci w oczy. Stawiał jej czoła nie raz, nie dwa, więc i tym razem zamierzał tak postąpić. Chwycił w dłoń sztylet i trzymając się drugą ręką drewnianej kłody czekał. A fala się zbliżała. Woda burzyła się i wznosiła coraz wyżej i wyżej. Była tak duża, że z łatwością przykryła by mężczyznę nawet, gdyby stał. Za jej wzburzenie i rozrzucanie na boki odpowiadała dwumetrowa płetwa grzbietowa, która pędziła ku niemu. I wtedy Lotar dostrzegł czarne, martwe oczy wystające ledwo z nad tafli wody. Bestia zaczęła się wynurzać, ukazując pięć rzędów ostrych i długich na prawie piętnaście centymetrów zębów. Szczęki otworzyły się na średnicę równą prawie dwóm metrom, zwiastując szybką śmierć. Strach sparaliżował najemnika, który z przerażeniem spoglądał, jak koniec zbliża się ku niemu. Nic nie mogło tego zatrzymać. Nic nie mogło temu przeszkodzić. To był koniec. Trwało to chwilę, gdy szczęki zacisnęły się, zamykając paszczę. Dla Lotara śmierć nadeszła szybko i bezboleśnie, choć na pewno nie śniło mu się nigdy, że zostanie przekąską dla morskiego potwora.



Ci którzy się zgodzili

Gdy morski prąd wciągnął pod wodę większość drużyny, Ci zaczęli myśleć, że padli ofiarą podstępu. Ciemne głębiny pochłaniały ich coraz bardziej i bardziej. Tlen powoli się kończył. Panika wdzierała się do głębi umysłu, a świadomość tego, że zostali oszukani i wykorzystani stawała się faktem. Nikt nie mógł krzyczeć, a nawet gdyby mógł, to i tak nikt by ich nie usłyszał. I gdy zdawało się, że zostaną utopieni i pogrzebani na wieki pod zimną, ciemną taflą wody nagle coś w mroku zamigotało, oślepiając tonących jasno purpurowym blaskiem. Drzwi. To była jedyna rzecz, jaką dostrzegli w tym świetle, a potem coś je otworzyło i wszyscy zostali wessani przez dziurę, jaka się pojawiła. Najemnicy wypadli przed drzwi nadbudówki, z łoskotem lądując na pokładzie statku. Byli cali mokrzy, wypluwali wodę z ust.
Wszyscy byli cali i zdrowi, nawet Gomez, który odzyskał przytomność. Lekkie zdziwienie i zaskoczenie pojawiło się na jego twarzy, gdy koło siebie zobaczył Laurę i resztę towarzyszy. Brakowało tylko Lotara. Przed nimi stał Czarnobrody w towarzystwie swoich rybich kamratów, a obok nich stały załogantki Zeffiro. W ich oczach malowały się przeróżne uczucia. Gniew, złość, żal, smutek lecz to nie było teraz ważne, bowiem kapitan przemówił:

-Witajcie na pokładzie Przewoźnika. Rad jestem, że przyjęliście moją ofertę - zaśmiał się i nabił ponownie fajkę -Jak wspomniałem, każdy ma swoją cenę. Wszystko ma swoją cenę. Waszą ceną by żyć, była zgoda na służbę u mnie. Pewnie teraz zastanawiacie się, czego taki ktoś jak ja może chcieć - pociągnął z fajki i wypuścił gęsty dym, który powoli zaczął kształtować się w coś w rodzaju skrzyni -Chcę, byście znaleźli pięć skrzyń, a właściwie to, co w nich się znajduje i mi to zwrócili. Macie rok, by załatwić swoje sprawy i ów strasznego - ostatnie słowo wymówił z lekką kpiną, wybałuszając dziwnie oczy -nekromantę. Potem jednak, dokładnie za rok, powiem wam, co wiem i będziecie mieć kolejny rok na znalezienie ów skrzyń i ich zawartości. Jeśli wam się uda, służbę u mnie będziecie mogli uznać za zakończoną - po raz kolejny wypuścił dym z ust -Co by nie było, jeśli złamiecie słowo, obowiązek służby u mnie spadnie na waszych potomków. Mam nadzieję, że okażecie się ludźmi honoru.. - zakończył wypuszczeniem dymu z ust i nozdrzy.

Spokojnym krokiem stanął przy burcie statku i spojrzał w morze. Zagwizdał cicho i po chwili na jego ramieniu znów siedział kruk. Natalie La Blisse spojrzała na swoje “załogantki”, bowiem to ona, po śmierci Mariasole, została kapitanem. Zrobiła parę kroków do przodu i rzuciła:

-A co z nami? Jak mamy dostać się gdziekolwiek - w pytaniu zawarte było oskrażenie, żal i wrogość.

-A tak. Masz rację droga piratko. Masz rację. Złoto zapłacone. Umowa dotrzymana. Złamana przez innych. Trzeba być słownym.

Czarnobrody wyjął sztylet i naciął swoją rękę. Po chwili krople jego krwi zaczęły spływać do morza. Kilka kropel wystarczyło, by ciemna toń przybrała barwę purpury. A potem zaczęła bulgotać, tworząc pianę. Ta unosiła się do góry wyżej i wyżej i w pewnym momencie wszystkim wydawało się, że woda dosłownie się gotuje. Z nieba znów zaczęło błyskać, a potężny wiatr zaczął kołysać statkiem. Trzeba było mocno się trzymać, aby utrzymać równowagę. Ciepło, które wydzielała piana, było odczuwalne nawet na pokładzie Przewoźnika. Czarnobrody uśmiechał się tylko, a lonty przyczepione do jego kapelusza zdawały się spalać jakby w szybszym tempie. Mamrotał coś pod nosem. Błysnęło raz i potem drugi. Morze zdawało się ryczeć wściekle, jakby buntowało się przeciw takim wydarzeniom. Nie mając wyjścia ocean, a może to były czeluście piekielne, uwolnił statek, unosząc go z dna. Ten zdawał się jakby palić i płonąć, a ciemny dym spowijał go. Piracka flaga powiewała na maszcie, a Wesoły Roger zdawał się szeroko uśmiechać do najemników. Stał burta w burtę z Przewoźnikiem i choć był dwukrotnie mniejszy od niego, to i tak robił wrażenie. Trzymasztowa fluita, której żagle zdawały się ciągle dymić, wyposażony łącznie w 40 dział mógł siać popłoch nawet wśród galeonów. Gołym okiem było widać, że statek był stary i musiał liczyć przynajmniej kilkadziesiąt lat. Dodatkowo nosił ślady, co Galvin zauważył z łatwością, lekkich przeróbek i modyfikacji. Na burcie miał wyryty napis “Odkupienie”. Gdy dym powoli opadał, a ogień jakby przygasł, wszyscy zebrani zobaczyli, że ktoś jest na Odkupieniu. Mgła otaczającą tą osobę również upadła i wówczas oczom zebranym ukazała się Mariasole, która w ręku trzymała zapaloną lampę oliwną. Uśmiechnięta, cała i zdrowa. Spojrzała na swoje podwładne i najemników i rzuciła radośnie:

-No dobra. To kto płynie do tej Arabii?

Czarnobrody zaśmiał się i skłonił nisko w kierunku dziewczyny i rzekł do niej:

-Sądzę, że ten statek będzie równie dobry, co Twój poprzedni Panno Mariasole.. - początkowo Natalie i reszta dziewczyn nie wiedziały jak zareagować, lecz po chwili zrozumiały co jest grane. Tylko dzięki temu, że przyjęły warunki Trappa i zapłaciły, nic się ich kapitanowi nie stało. Bez wahania zaczęły wchodzić po kładce na swój nowy statek. Nadszedł czas na najemników, którzy być może byli zdziwieni i zaskoczeni, ale w końcu była to noc magii i tajemnic. Noc wiedźm.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline