Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2015, 19:08   #202
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nim rozpętało się piekło... i to co nastało potem.


Karl wyszedł ze swojej kajuty budzony przez już nie pamiętał kogo by opatrzyć rany. Czuł się podle, głowa go bolała i nie tylko. Czuł się jak na początku swojej kariery kiedy organizm był mocno nie przyzwyczajony do alkoholu. Teraz jednak było odrobinę inaczej, falowanie i kołysanie łajby jakby ustało i czuł się lepiej i suszyło go, mocno suszyło... Po opatrzeniu ran, nie patrząc nawet na towarzysza udał się zaczerpnąć świeżego powietrza na główny deck i to co zobaczył było nie do opisania. Ich okręt stał burta w burtę z upiornym statkiem którego najpewniej szalony załogant właśnie wkraczał na pokład... ich pokład. Coś mówił. Co on mówił? Pamiętał przez mgłę, lecz to co nastąpiło potem... dwie strzały, oliwa, przeszywający ryk „Ognia!” i piekło. Ogniste piekło zatapianego Zeffiro który szedł na dno. Wstrząs zwalił go z nóg i chwilę potem kiedy się podniósł instynktownie zrobił to co załogantki ich najętego statku. Skoczył za burtę chwytając się jednej z desek, porozrywanych desek, już w wodzie. Nie by wykwintnym pływakiem, ale pływać umiał. Lecz po co nadwyrężać osłabione siły? Oto deska sama się prosiła by ją przygarnąć i tak też uczynił. Nie pojmował w swoim skołowanym umyśle o co poszło kiedy wchodził na pokład, ani dlaczego jego drużynnicy zdecydowali się atakować. Jedno było pewne, i uświadomił to sobie kiedy spojrzał w górę słysząc słowa tego który padł na deck w ogniu oliwy. Jego drużynnicy zaatakowali maga, czarnoksiężnika zapewne. Choć sam był zwolennikiem likwidacji owych to samo wkroczenie na pokład jednego z nich powinna dać do myślenia, a teraz? Teraz miał podpisać pakt z diabłem. Pakt którego zawartości nie znał. Pakt który został na nim wymuszony przez „inteligencję” dróżyny. Sigmar mu świadkiem nie chciał tego, ale czy miał wybór? Czy będzie w stanie ratując własne życie spełnić swój święty obowiązek i dorwać nekromantę? Poddanie się i odmowa nie wchodziła w grę. Skazywać siebie na pewną śmierć kiedy tyle jeszcze było do zrobienia? Zagryzł zęby, a palce pobielały od wbijania się w chropowatą deskę która utrzymywała go na wodzie.

- Zgadzam się... – powiedział cicho, niemalże nie dosłyszalnie przez zaciśnięte zęby. Wzbierał w nim gniew. Potem, pochłonęło go morze i tylko dzięki szkoleniom i własnym wrodzonym umiejętnościom poruszania się pod wodą utrzymywał oddech. Lecz im głębiej zabierała go woda i im zimniej było, im bardziej czuł ucisk w głowie spowodowany głębokością tym szybciej kończyło się powietrze. I już, kiedy miał się poddać, kiedy zaczynało mu brakować tchu, kiedy organizm buntował się woli pragnąc zaczerpnąć tchu świeżej morskiej wody... wtedy... wtedy pojawiły się drzwi znikąd. Plugawa magia i jej omamy, lecz czym jest omam kiedy wrażenia zmysłowe są takie realne? Wessany przez pustkę drzwi wylądował twardo na deskach upiornego okrętu.

Pierwsze co zrobił kiedy poczuł powiew wiatru to gwałtownie wypuścił powietrze i łapczywie je nabrał. Po kilku głębszych, na czworakach na deskach patrzał na nie niedowierzając temu co się stało. Żył. Dostrzegł jednak coś niepokojącego. Drobne krople krwi przed nim na drewnie statku. Po chwili kolejna kropla. Dotknął skroni i poczół lekki ból. Kawałek drzazgi rozrywanego kadłuba Zeffiro wbił mu się pod kątem między skórę a czaszkę. Szybko wyciągnął z lekkim grymasem bólu zadziorny i złośliwy kawałek, pozostałość, ich niedawnego transportu. Wiedział, że rana nie była poważna i jak wiele szczęścia miał zdawał sobie sprawę. Zagoi się. Powoli wstał na nogi i skrzyżował ręce na piersi. Wtedy właśnie dojrzał załogantki Zeffiro. Ich miny i postawy mówiły wiele, i wtedy odezwał się kapitan wrogiego okrętu, czarnoksiężnik.

-Witajcie na pokładzie Przewoźnika. Rad jestem, że przyjęliście moją ofertę - zaśmiał się i nabił ponownie fajkę -Jak wspomniałem, każdy ma swoją cenę. Wszystko ma swoją cenę. Waszą ceną by żyć, była zgoda na służbę u mnie. Pewnie teraz zastanawiacie się, czego taki ktoś jak ja może chcieć - pociągnął z fajki i wypuścił gęsty dym, który powoli zaczął kształtować się w coś w rodzaju skrzyni -Chcę, byście znaleźli pięć skrzyń, a właściwie to, co w nich się znajduje i mi to zwrócili. Macie rok, by załatwić swoje sprawy i ów strasznego - ostatnie słowo wymówił z lekką kpiną, wybałuszając dziwnie oczy -nekromantę. Potem jednak, dokładnie za rok, powiem wam, co wiem i będziecie mieć kolejny rok na znalezienie ów skrzyń i ich zawartości. Jeśli wam się uda, służbę u mnie będziecie mogli uznać za zakończoną - po raz kolejny wypuścił dym z ust -Co by nie było, jeśli złamiecie słowo, obowiązek służby u mnie spadnie na waszych potomków. Mam nadzieję, że okażecie się ludźmi honoru.. - zakończył wypuszczeniem dymu z ust i nozdrzy.

Cyrulik spojrzał na mężczyznę z pustym wyrazem twarzy. Umowa była logiczna, nawet bardzo. Chociaż, oznaczało to zapewne nieprzespane noce w ogromnym niebezpieczeństwie, ale nie mógł narzekać. Jak by nie patrząc ocalił, życie i miał czas dorwać Bragthorna. Nie uśmiechało mu się układanie z czarnoksiężnikami, ale jaki miał naprawdę wybór? Jaki mieli wybór nim rozpętało się piekło? Człowiek mówił logicznie, żądanie nie było nad wyraz wymagające czy uciążliwe. Czego żądał, bo czegoś żądał, ale czego nie pamiętał, że drużynnicy zareagowali agresją? Musiał się dowiedzieć...
Lecz jego rozmyślania przerwał głos Natalie o dziwnych, acz pociągających oczach.

-A co z nami? Jak mamy dostać się gdziekolwiek – a w jej pytaniu zawarte było oskarżenie, żal i wrogość.

Odpowiedź jednak jaka padła z ust czarnobrodego zdumiała do cna Heinhopf’a.

-A tak. Masz rację droga piratko. Masz rację. Złoto zapłacone. Umowa dotrzymana. Złamana przez innych. Trzeba być słownym.
Złoto? Poszło o zwykłe, nic nie warte, wymienialne i zdatne do odzyskania... złoto? Jego drużynnicy byli na tyle chciwi by postawić się czarnoksiężnikowi próbując go zgładzić bo nie chcieli mu oddać... złota? Nie wierzył, nie potrafił uwierzyć, a jednak, taka była prawda. Złoto dla naiwnych... jakże naiwni byli wierząc że wygrają z upiorem, a teraz to złoto spoczywało głęboko na dnie... Naiwność, czy głupota? Sam już nie wiedział, gdyby to był on, zapewne by zapłacił. Bez złota da radę żyć, bez duszy? Się okaże...
Jednak po raz kolejny jego rozmyślania zostały przerwane. Oto bowiem z kipiącej brei morza wyłonił się nowy okrę fluita o trzech masztach a na głównym pokładzie pani kapitan. Karl, po raz kolejny był skonfundowany, lecz szybko odgonił ten nieprzyjemny stan umysłu widząc jak załogantki dawnego Zeffiro, a aktualnego Odkupienia wkraczały po trapie na statek z dna morza. Ruszył więc ich śladem tylko gniewnie się odwracając w stronę swoich towarzyszy rzucił.

- Idioci! – wywarczał – Sprzedaliście nasze dusze bo nie chcieliście dać złota?! Manfred wam powie w jakim gównie jesteśmy! – I na tym skończył, nie chciał słyszeć żadnych wytłumaczeń. Jego stan ducha osiągnął stan wszechwkurwienia. O dziwo jednak czuł już się dobrze. Tak jakby wszystkie negatywne emocje wyprały z niego morską chorobę... No może za wyjątkiem lekkiego bólu głowy i osłabienia. Przeszedł na drugą stronę pokładu i oparł się ciężko o reling. Potrzebował ochłonąć nim, Sigmar mu świadkiem, kogoś zamorduje...
 
Dhratlach jest offline