Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2015, 23:28   #125
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie wiedział Marv do końca po co siedzi w tej wsi, a niewiedza ta źle wpływała na jego samopoczucie. Znalazł w sobie kilka uzasadnień, lecz nawet uporczywe wmawianie ich sobie nie pomagało wiele. Działało o tyle, że ciągle tu był, nie poddając się chęci powrotu do Futenbergu. Coś jak odpowiedzialność zbiorowa. Co on, sam by tam poszedł? Już przetrzymał z tą grupą dziwnych ludzi swoje i rozstawać się było żal. Gdyby potem usłyszał, że wszyscy zaginęli w tutejszych lasach…
- Nie, Marv - powtarzał sobie. - Nie myśl tyle.
Trudno było nie myśleć, kiedy robić nie było co. Trochę strzał przygotował, zaczął pracować również nad łukiem, przygotowując drewno pod niego. Praca ta wymagała wystarczająco wiele skupienia, aby na jakiś czas zapomnieć. W międzyczasie próbował zagadywać do tutejszych, ale z równie marnym efektem co inni. Nikt nic nie chciał powiedzieć.

Paskudna sprawa. Zaczynał wierzyć, że w to święto to oni mieli tu zostać złożeni w jakiejś ofierze. Brr.
Postanowił, że jak nic się nie dowiedzą, to nie zostanie tu do tego czasu.


Słońce chyliło się już ku zachodowi, kładąc na ziemi długie cienie, kiedy zdrożeni Shavri z Gasparem, umorusani niedorzecznie i zlani potem wkroczyli do sioła. Uśmiechając się przyjaźnie do tubylców i rozkładając ręce, by pokazać, jak bardzo polowanie jednak nie wyszło, Shavri kierował się ku kapliczce. W jej okolicy znalazł któregoś z towarzyszy i przekazał mu, żeby gdy już wszyscy zbiorą się na noc w kapliczce, mają z Gasparem coś ciekawego do przekazania. Sam zaś, nie chcąc wzbudzać swoją popędliwością czujności ewentualnych śledzących go oczu, umył się, przebrał i najadł porządnie.

Wieczorem w kapliczce opowiedzieli z Gasparem towarzyszom ze szczegółami wszystko, co widzieli i słyszeli.
- Zabić? Jak to "zabić"?! - uniosła się Franka aż powstając na nogi z wrażenia.
- Myślę, że to dla nas niewykonalne. Nawet nie wiemy gdzie jej szukać, nie mówiąc o tym, że nie mamy z nią szans. - Odezwała się Sinara.
- Na polowaniu ktoś zginie. Jestem tego pewna. Nie wiem, co się stanie, ale to nie skończy się dobrze, i nie tylko dla jednej osoby.
- Znając życie jakiś jeleń. Myślę, że ludzie z tych wiosek giną inaczej niż na polowaniach
- mruknął Shavri, zaplatając ramiona na piersi. - Myślę, że giną po polowaniach w jakimś rytuale... A mówiąc o zabijaniu, pomimo mojego przewrażliwienia jestem przeciwny zabijaniu Pani albo Pana zanim nie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi. Jestem przeciwny zabijaniu nawet Tilith dopóki nie dowiem się, co jędzą kieruje, choć klnę się, że ręka mnie świerzbi już teraz - zasyczał na koniec przez zaciśnięte szczęki, ale opanował się, gdy tylko rzucił okiem na Frankę. - Ale ta franca póki co się nami nie interesuje, więc zdaje się, że mamy wolną rękę. Czas podjąć jakieś decyzje. Do Święta zostało nam 8 dni. Co robimy? Możemy się w tym momencie podzielić. Tych, którzy nie chcą tu zostać, mogę odprowadzić do Futenbergu. Jest na to dość czasu. Weźmiecie tam dla siebie nowe zlecenia, a ja spróbuję dobrać do naszej grupy, która tu zostanie, jakichś nowych najemników. Dołączymy do Was, kiedy zamkniemy sprawy tutaj.
- A co jeśli to my mamy być zwierzyną?
- zapytał Evan - No i czy nie dziwi was bladość tych posłańców?

- To teraz już nie lubimy Tilit?
- milczący dotąd Marv roześmiał się w głos. - Czyście poszaleli? Uwierzyłeś jakiemuś spotkanemu w lesie człowiekowi, który się nawet nie przedstawił? Uważam, że spotkałeś Pana. Ciągle nie sądzę, aby trzeba rozróżniać było dobro i zło i nie mam pojęcia czy mieszanie się do tego to dobry pomysł. Wróć. Wiem, że beznadziejny. Coś się na pewno dzieje, tutejsi mieszkańcy są do czegoś wykorzystywani, ale Pani uratowała kowala. Tak czy inaczej - zrobił kwaśną minę. - Smok - zadrżał. - Kiedyś słyszałem od brata, on na wojnie walczy, wiecie, że smoki są też i dobre i neutralne. Jak ludzie. Tak słyszał i tak mi powtarzał. Nie tylko złe, o których mi w dzieciństwie matka opowiadała, chcąc bym po nocy nie spał za karę. Zgodziliśmy się na pomoc pani przychodząc tutaj. Nie zmienię strony bez solidnych dowodów, ot co - zadeklarował. - Musimy się dowiedzieć co się wtedy ma wydarzyć i zdecydujemy co dalej.
- Ale gdyby w ogóle ktoś chciał z nami otwarcie porozmawiać! Ja też mam wrażenie, że na tym polowaniu to giną ludzie. Może są porywani na tą całą służbę? Macie pomysł, jak ich podejść, żeby nam coś powiedzieli?
- dopytywała Sinara.
- Wygląda na to, że będziemy musieli sami to zobaczyć. - Marv podrapał się po policzku. - Pani i Pan muszą gdzieś mieszkać, więc mogą mieć i służących. Sam nie wiem. Bez użycia siły lub dużej ilości alkoholu ciężko będzie coś wyciągnąć.
- Pamiętacie co mówił kobold o Kazie, że jest blady i przychodzi nocą to tak jak ci posłańcy tutaj.
- Evan nie raz słyszał w karczmie opowieści o wampirach i nie mógł się pozbyć wrażenia, że właśnie z nimi mają do czynienia - Nie wiem wszystko tu jest dziwne. Marv dasz radę zdobyć bimbru i upić kogoś?
- Słaby ze mnie zapoznawacz
- rudowłosy skrzywił się. - Byłoby dobrze wziąć się zebrać w kilku pod wieczór i zaprosić do przyłączenia się jednego albo dwóch tutejszych. Postaram się zdobyć bimber - zamyślił się, zerkając w bok. - Posłańcy bladzi, ale pamiętajcie, że on mówił o Tilit, że to Liv i określił ją jako wilczycę. Słyszałem kilka opowieści o stworach i obrazuje mi się to wszystko w głowie… w niedobry sposób. W tych legendach zawsze mówią na przykład, że żelazo pewnych stworzeń nie rani - przełknął głośno ślinę.
- Zróbmy więc małą posiadówkę, zaprośmy sołtyskę i kowala. Wywiedzmy się jak najwięcej i w razie złych wieści wynośmy się stąd - zaproponował kapitan. - Z Tillit-Liv żadna umowa nas nie trzyma bo pod przymusem zawarta, a i tak nie przez wszystkich potwierdzona. Zaliczkę też można uznać, że to zapłata za pomoc Zoji w ratowaniu kowala i leczeniu reszty ludzi z wioski.
- Spróbujmy
- zgodził się Marv. - Najlepiej bez żadnych kobiet. Zwłaszcza kapłanek. Ludzie się wtedy boją gadać - rudowłosy zerknął na Frankę i Zoję. Jakoś kompletnie nie potrafił sobie ich wyobrazić pijących bimber.
- Jak sobie chcesz... - odpowiedziała Franka wzruszając ramionami.
- Każda wioska czy miasteczko ma jakiegoś moczymordę. Może wystarczy tylko jemu postawić i przy trunku żale swe wyleje? Bo przecież jak mroczny ten sekret jest, to i pewnie ciężko go w sobie nosić - dodał jeszcze Evan.
- O ile wszyscy go znają - Marv skinął głową. - Widziałem kilku moczymordów, zazwyczaj żyli we własnym świecie.
- Trzeba zapytać o bimbrownika pod pretekstem szykowania się do święta. Jestem pewny, że to będzie akurat miejscowy moczymorda
- rzucił Shavri, zacierając ręce. Nagle jednak przerwał. - Choć i tak nie wiadomo, czy strach przed Państwem nie jest silniejszy od upojenia.
- Zdziwilibyście się jakie informacje może wydobyć kobieta z pijanego mężczyzny. Ale jeśli chcecie męskie grono, może to się udać. Wybrałabym jednak kogoś mało znaczącego, sołtyska się nie nada do tego celu, więc może rzeczywiście jakiś moczymorda lokalny. I wydaje mi się, że strach nie jest silniejszy od upojenia, po prostu trzeba osobnika odpowiednio mocno upić
- Sinara uśmiechnęła się do zebranych, najwyraźniej mówiła z doświadczenia.
Shavri uśmiechnął się do niej szeroko, prezentując cały garnitur zębów.
- Dobra, to popytam jutro o bimber lub inną okowitę. W takim miejscu jak to muszą coś mieć. Bo jak nie mają to nie wiem jak się czegoś dowiedzieć - westchnął na koniec Marv

 
Sekal jest offline