20-08-2015, 23:15
|
#21 |
| Muzyka Wczesna jesień, pół roku po Upadku, ranek Mordheim Zmiażdżone na ostre jak noże drzazgi ramy okien zdawały się rozwartymi w przestrachu powiekami. Nierozświetlone z wewnątrz okna zdawały się, po raz kolejny już, martwymi, rybimi niemal oczami, wpatrującymi się z podsyconą niepokojem beznamiętnością w rozgrywające się na dole krwawe sceny. Szczęk mieczy i świst strzał ucichł tak gwałtownie jak się rozległ - w nieledwie trzecią część minuty dwóch hardych wojaków z bezkresnych, mrocznych puszcz Talabeclandu odeszła do Morra, pozostawiając swego przywódcę na łasce przeciwników, a rannego kompana zmuszając do panicznej ucieczki. Szalony bieg uliczkami Mordheim rzadko kiedy kończył się dobrze dla samotnych szabrowników...
Talabeclandczyk o posturze ostlandzkiego niedźwiedzia zdawał się skurczyć po nagłej śmierci. Strzała wystawała mu z zamglonego oka, celując bladą lotką w zachmurzone niebo. Przed śmiercią woj zabrał na drugą stronę Ehrla Stammera i stary giermek leżał obok. Jego towarzysze przygotowali go na jego ostatnią podróż w ich ramionach, owijając go grubym i szerokim, płóciennym workiem. Talabeclandczyk na pogrzeb liczyć nie mógł.
Zgarbiony mąż ocknął się nagle. Zakuty w stalowe kajdany, które Harald przytargał ze sobą do Miasta Przeklętych. Jęknął żałośnie, widząc wycelowane w niego noże. Ale nie odezwał się ni słowem, nawet gdy szabrownicy, zabrawszy swój łup, skierowali swoje kroki do zaskakująco zadbanej kamienicy...
Harald rozejrzał się wkoło. Zgarbiona sylwetka gdzieś zniknęła, a wkoło ucichły dźwięki inne niż szelest śmieci na bruku prospektu. Zmrużył czujnie oczy, ale tajemnicza istota nie zamierzała się ukazać. Może jej już nie było?
A może... nigdy jej tu nie było?
Czy wszystko było jedynie ułudą? Senną marą? Czy tajemnicze widoki, podyktowane zwiedzionym magią oczom awanturników, miały odwieść ich od czego znacznie gorszego niż bandy szabrowników i tajemniczy napastnicy? Idylliczny obraz kamienicy, budynku, który w niemal nienaruszonym stanie przetrwał kataklizm zwiódł mężnych szabrowników. Na równi z zapachem truskawek...
Szabrownicy wyrwali z zawiasów drewniane drzwi kamienicy. Zawiasy puściły z łatwością i siedmiu ludzi, w tym jeden spętany, wkroczyło do budynku, wyszukując zmrużonymi oczami wszystkiego co cenne. Wnętrze było całkiem bogate. Właściciel budynku mógł być prosperującym rzemieślnikiem lub nowobogackim kupcem, czy może kramarzem. Przedpokój był urządzony z przepychem. Był całkiem obszerny. Na ścianach wisiały trofea myśliwskie i gobeliny, na podłodze zaś zalegał gruby, błękitny dywan. Bogato rzeźbione, spiralne schody prowadził na balkon nad południowo-wschodnim kątem pomieszczenia. Jedne z drzwi prowadziły do jadalni, na końcu której dostrzec można było kuchenne drzwi. Kolejne drzwi prowadził chyba do saloniku, a ostatnie - w kolejny korytarz. Niemal niesplądrowana kamienica... To był lepszy łup niż ograbienie kilku najemników. Szabrownicy zaczęli rozglądać się dookoła...
Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 21-08-2015 o 12:13.
|
| |