Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2015, 07:13   #42
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Douglas "Oczko" Brenner - znerwicowany szwendacz



Douglas zwany na co dzień Oczko, jechał przyklejony do robota. Jechał ze struchlałym sercem i spieczonymi wargami które co chwilę oblizywał. Pomagao na chwilę. Serce mu waliło jak podczas skoków jeszcze na Ziemi. Począwszy od pierwszego skoku. A właściwie to potem uznał to za pierwszy skok. Wtedy to wyglądało na kawał. Chciał zaszpanować swoją dzielnością i sprytem przed takimi sam jak on obibokami. Ale wymazaniem spray'em "FUCK POLICE" na radiowozie było niezłe. Niedawno jeden z chłopaków przebił wszystkich i namazał to samo ale na przedniej szybie. Ciężko było to przebić więc od razu zyskał sobie szacun w bandzie. Tego pozazdrościł mu młody Douglas co jeszcze nie był wówczas "Oczkiem". Wyczaił więc radiowóz z wezwaniem w jego dzielni i też wyszpreował "FUCK POLICE". Na wewnętrznej szybie i dachu na tyle na ile sięgnął przez otwarte okno.

Taa... Wówczas też myślał, że serce wyłopota mu się z piersi i gdzieś poleci, łapy mu się pociły i bez przerwy wycierał je o spodnie a rękawem co jakiś czas ocierał pot z czoła. Ale szedł a potem sprejował dalej. Teraz czuł dokładnie to samo. Był starszy, bardziej doświadczony i opanowany ale trzon emocji i reakcji pozostał w nim właściwie bez zmian. Nauczył się tylko je bardziej ukierunkowywać ale samego siebie zmienić nie mógł.

Czuł się jak dzikie zwierzę na obcym dla siebie terenie. W przeważającej wokół ciemności rozświetlanej tylko reflektorem robota ciemności. Promień wcale nie był taki szeroki jakby sobie życzył Douglas i nie sięgał tak daleko jak jakiś reflektor w samochodzie. Cały czas obawiał się, że coś nagle wyłoni się z tej wrogiej ciemności. Nasłuchiwał by dpróbować wyłowić z ciemności coś czego nie był w stanie wyłowić wzrok ograniczony właściwie do światła reflektora. Gotów w kazdej chwili do oderwania się od pędzącego wymarłym sektorem robota i umknąć od niebezpieczeńśtwa. No ale...

Ale jednak do przodu popychała go determinacja. Teoria którą ukuł z przypadkowych faktów wydawała mu się na tyle prawdopodobna, że był gotów zaryzykować. W końcu reflektor wyłowił zamknięte, charakterystyczne drzwi. ~ Brama międzysekcyjna. ~ A więc dojechał nie tylko do krawędzi sektora ale i całej sekcji. To coś już było ale nadal było za mało by zdołał zidentyfikować swoje położenie na terenie statku. A bez tego nie mógł zaplanować ani trasy do swojego sektora ani żadnej innej.

Gdy brama zaczęła się otwierać przytulił się do płaskiej, gładkiej, zimnej powierzchni automatu na trzech kołach równie mocno jak do Czip. Od skumulowanego napięcia czuł szum krwi w skroniach. Powoli brał wdech i wydech by nie dyszeć jak zziajany pies. Musiał się opanować by jednak nie oderwać sie w ostatniej chwili od maszyny i nie wrócić... No gdzie? Do czego? Tam był tylko mróz, ciemność a klepsydra się przesypywała.

Był zdeterminowany a jednak odczuwał obawę. A jak czekali na niego? A jak ten głupi robot miał jakieś czujniki czy coś takiego? Jak puszczą gaz i zaleją światłem reflektorów? Jak byli ci zwichrowani Strażnicy co zamiast łapać zabijali przy namierzeniu celu? Było się czego bać. Za dobrze znał te wszystkie systemy alarmowe i obronne tego statku by się ich nie bać. Tam w celi przed kumplami mógł się z nich śmiać i robić sobie jaja no ipuszyć się jak je elegancko wyrolował. Jak się przemykał po swojemu po swoich dziurach i korytarzach czuł respekt i obawę z czujnością człowieka spacerujacego po polu minowym. Ale teraz było inaczej. Wbijał się prawie na rympał. Nie tak jak lubił i gdy mógł skorzystać ze swojej wiedzy i atutów ale gorączkowo, pod wpływem chwili i okazji. Okazje. No przecież one czyniły złodzieja prawda?


---



Przejechał z bijącym sercem przez bramę... I nic. Nic się nie stało. Nie czekały na niego wieżyczki z bronią, zwichrowani czy nie Strażnicy, nie zafundowanu mu pojemników z gazem ani nie widział żadnych laboratoriów czy facetów w białych kitlach. Tylko pustka, bezruch i cisza więziennego korytarza. Tyle zdołał dostrzec nim robot zatrzymał się i zgasły światła. Był w kolejnym więziennym sektorze takim samym jak opuścił. No zresztą na rachunek prawdopodobieńśtwa to raczej nie było się na jakieś inne co napalać na więziennym statku.

Ale było jeszcze coś. W zapadłej ciemności rozświetlanej tylko mdłymi plamkami które zdaje się odpowiadaly prostej Łącznika zauważył zbliżającą się sylwetkę. Z jakimś brzęczączym narzędziem w górnej kończynie. ~ Człowiek? ~ tak wyglądał po sylwetce. Choć po gabarytach to musiał być jakiś kolos. I jeszcze te brzęczące coś w łapie. Wiertarka? Piła? Kątówka? Bremerowi spotkanie się z żadnym z tych narzędzi jakoś się nie uśmiechało.

Przywarł do maszyny ze strony przeciwnej niż nadchodziła ta sylwetka. W tym czasie Cela cicho zgrzytnęła i otworzyła swoje metalowy pojemnik przeznaczony do przewozu więźniów. Oczko zamarł słuchając w napięciu zbliżającego się człowieka. Bo już wiedział, że to człowiek a nie żadna z maszyn Strażnika. Obcy grzebał chyba we wnętrzu Celi. Jakby Douglasowi zależało mógłby kopnąć go w goleń albo kolano. Możeby się przewrócił. A wtedy... By się zobaczyło. Może kopnięcie w grdykę jeśliby sięgnął? Ale nie zależało. Ten obcy był dla niego obcy. Mógł mu dostarczyć jakichś informacji. Ale na razie to widział tylko ciemną skórę jego nóg i chyba jakieś spodnie podobne do więziennych drelichów. ~ Czyli nie jestem w sektorze ze sprawnymi maszynami. ~ skwitował w myślach tę sytuację Brener. Inaczej facet by siedział w celi a nie łaził samopas.

Facet jednak wywlókł jedno z ciał i zaczął wracać skąd przyszeł. Teraz Oczko mógł go sobie dokładniej obejrzeć. Pochwalił sam siebie w duchu za roztropność. To był jakiś gigant! Do tego chyba miał jakiś topór czy coś co przymocował do siebie do pasa. Jakby trafił nawet gołą łapą Oczko raz to by pewnie było po ptokach. Do tego mamrotał coś bez sensu sam do siebie jak jakiś przygłup czy szaleniec. Jedyne co zdawało się wyłapać w miarę zrozumiałego z tego bełkotu to "lulu" i "mniam mniam". No pięknie. Widocznie tamten był któryś z tych pojebów zameszkałych sektory pospołu z anomaliami o mentalności prymitywów z jaskini czy po prostu zwierząt. To przesądziło sprawę bo rozważał na poważnie próbę kontaktu. Może by czegoś sie dowiedział. Ale ten mięśniak pewnie przywitałby go tym swoim toporem.

Douglas obserwował jak tamten degenerat oddala się, znika w ciemności aż w końcu cichnął także jego kroki. ~ Skurwiel czuje się tu całkiem pewnie. Zna rozkład jazdy maszyn czy co? ~ zastanawiał się chwilę czy tak było czy może po prostu przyczłapał się na dźwięk otwieranej bramy. Ponieważ nie miał tego jak sprawdzić to dał sobie z tym spokój. Ruszył w ciemność.


---



Wiedział, że przejście w którym zniknął olbrzym prowadzi niżej do cel i korytarzy w których powinni przebywać więźniowie. Ale były i inne jak w każdym sektorze no i widział je zanim zgasły światła. Światła zgasły. Właśnie. A jak wjeżdżał były zapalone. Może więc jak robot rusza albo jak się brama otwiera to się zapalają? Jak się skumało tego typu detale i schematy to teren potrafił naprawdę wesprzeć włamywacza.

Przemykał się mijajac kolejne blado świecące światełka. ~ Skąd ten debil zna Lulu? ~ chodziło mu o lulu czyli spanie jak może to nazywał w swoim zdziecinniałym na swój sposób umyśle czy też Lulu z ich sektora. Który kurwa przecież był martwy zanim jeszcze zaczęli gadać tej wyprawie. Pamiętał go jeszcze sprzed Przejścia? Akurat jego? Bez sensu... A rozpoznać nie mógłł bo przecież ktoś się postarał by nie dało się rozpoznać. Poza tym przecież było prawie całkiem ciemno no to jak niby miał kogokolwiek rozpoznać? Nie mógł tego rozwikłać w tej chwili więc znów dał sobie spokój. Poza tym doszedł do końca Łącznika zakończonego kolejną bramą.

Zatrzymał się na chwilę zastanawiając się co dalej. Brama albo ten rzeźnik z toporem. Bramy sforsować nie mógł. Nie po ciemku i bez specnarzędzi. Jak już to pewnie trzeba by znów się posłużyć automatyczną taksą która widać mogła mieć jakaś przepustkę. Może gdyby się na tym znał jak Jarry to by rozkminił jaka to część robota za to odpowiada no ale tak to mógł to nawet nie wiedział czego szukać w tej głupiej maszynce.

Była jeszcze trzecia opcja. Sektor wiezienny na dole. Miał od cholery zejść by tam się dostać. No ale po ciemku? Wystarczyło, że gdzieś były urwane schody i by się zjebał chuj wie jak nisko w dół. No jakby się zabił to chuj ale jakby zaliczył złamanie? Krew i wrzask na pewno by ściągnęły tego gnoja z drugiego końca sali. A jak złamałby nogę to nawet nie miałby szans ani na walkę ani ucieczkę. No może dałby radę zapanować nad głosem ale nad krwią? A chuj wie co tu ejszcze prócz tego pojeba się szwendało...

Ale był tylko ten pusty Łącznik z nieruchomą Celą na jego końcu. ~ Zobaczymy, może coś się znajdzie... ~ pomyślał z nadzieją. Ruszył z powrotem. Przy każdym zejściu na dół przystawał, nasłuchiwał, węszył, sprawdzał powiew powietrza ale za każdym razem odpowiadała mu martwa, zimna, cisza ciemności. Stopniowo wracał do bramy spod której przybył i w końcu stanął przed alternatywą czy wejść do jaskini tego rzeźnika czy poczekać na miejscu. ~ Czekać na co? ~ klepsydra się przesypywała a czekanie na otwartym, pozbawionym osłon i kryjówek terenie jakoś było sprzeczne z naturą i zawodem włamywacza.

~ Nie sprawdziłem ich. ~ przypomniał sobie o tych ciałach w robociej Celi. Wcześniej był w szoku a potem podczas jazdy nie było jak. Aż pokręcił glową jak sobie pomyślal co by go czekało gdyby został przytomny czy nie wewnątrz zautomatyzowanego cylindra. Wrócił ku automatowi.

Martwe ciało jednak nie powiedziało mu zbyt wiele. Teraz po pierwszym szoku już tak go to nie ruszało choć nadal nie było to nic przyjemnego dotykanie martwego ciała nawet przez drelich uniformu. Nie podobało mu się to i czuł niechęć przed tą czynnością no ale samo się nie zrobić nie chciało niestety. ~ Kiedy oni wymyślą samoobrabiające się trupy? ~ pomyślał zirytowany by zająć czymś myśli. Na szczęście było ciemno i tym razem akurat się z tego cieszył. Nie musiał oglądać jeszcze raz tego sztywniaka z bliska. Zwłaszcza jeśli to byłby jakiś jego poprzednik.

Przeszukiwał jeszcze podłogę Celi by sprawdzić czy zabitym więźniom coś nie wypadło ale wymacał zaschnięte i zmrożone warstwy czegoś co niekoniecznie chciał oglądać a na pewno dotykać. Irytujące. ~ Ktoś ich obsępił wcześniej czy jak? ~ mruknął w myślach niezadowolony włamywacz. Czuł ssanie w żołądku z głodu. Chętnie by coś wszamał. Ale ani przy maszynie ani w reszcie pustego Łącznika nic nie znalazł. Co dziwne nie znalazł nawet porzuconych narzędzi, odłamków które by można użyć jako broni, rurek które chyba najłatwiej było przerobić na pałki ani nic takiego. Jak teraz o tym myślał to w ogóle wyglądło jakby cały sektor był nierozdziewiczony. Bez sensu...

Po co komuś pusty sektor jeśli wtłoczono na statek 10 milionów ludzi przy opuszczaniu Ziemi? Pokręcił głową, znowu mu się coś nie zgadzało. A wieźniowie jakby tu byli to musieliby siedzieć w celach. Ale wóczas sektor musiałby pozostać pod panowaniem maszyn a wyglądał jak na zasilaniu awaryjnym. Zaś gdyby więźniowie się wyzwolili to by nie był taki czyściutki i ładniutki. Gdzie graffiti? Gdzie plamy zaschniętej krwi? Gdzie ślady ognisk i osmaleń po pożarach? Slady po ostrzale z bardziej nowowczesnej broni? No i ten cały chaos jaki pozostawiali po sobie wyzwoleńcy i demonstranci podczas każdych zamieszek... A tu nic. Ciemność, zimno i cisza jakby dopiero czekał na przyjęcie pierwszych więźniów.

Więc co? Pusty sektor pośrodku sektorów opaowanych przez maszyny lub anomalie. To był... Azyl. Dlatego ten debil się jakoś tu dostał i uchował. Nic na niego tu nie polowało. Dlatego wciąż żył. Dlatego się czuł tak pewnie. A paśnik przyjeżdżał tu regularnie pewnie lub często to go dokarmiał. Więc nie musiał polować ani szukać czegoś innego. Choć był ostrożny jak podchodził do Celi więc musiał się liczyć z niebezpieczeństwem nadal. Ale skoro robot tu przyjechał musiał i odjechać. Inaczej pełno by tu było innych Cel a był tylko ten co go przywiózł.

Rozmyślania przerwał mu odgłos za nim który się powtórzył. Wtedy był już pewny, ten gospodarz wracał po resztę mięcha do obrobienia. Douglas skitrał się ponownie za maszyną tak by w razie wykrycia zasłaniała go przed wielkoludem. Tak jak się spodziewał olbrzym wziął kolejne ciało cały czas coś bełkocząc a nawet poklepał maszynę jak psiaka co dobrze spełnił swoją powinność.

~ No trudno, raz kozie śmierć! ~ Oczko przełknął ślinię i odkleił się od maszyn i ruszył za nieczego nie spodziewającym sie olbrzymem. Tak jak się spodziewał ruszyli w dół ku sektorowi wieziennemu z korytarzami i celami. Wszystkie były ciche i puste. Żadnych ciał czy ich pozostałości na ile mógł się zorientować włamywacz. Zaszedł za olbrzymem do nieco jasniejszej plamy światła dobiegajacej z jednej z cel. Chyba z jakiejś słabej żarówki. Trochę, się zdziwił, że ten degenerat jest w stanie zorganizować sobie światło. To już było coś.

Olbrzym wrzucił martwe ciało do celi naprzeciw tej ze światłem a sam udał się właśnie do niej. Po chwili doszeł do Douglas'a odgłos skrzypienia sprężyn gdy tamten siadał na łóżku, i szaleńcze mamrotanie przeplatane z równie szalonym rechotem od którego Oczko robiło się niedobrze i przechodziły go ciarki. Co za pierdolony pojebaniec! - Mniam mniam! Lulu mniam mniam! - rechotał iii smażył. Albo gotował. Doug poczuł zapach smazonego mięsa. Poczuł jak ślinka sama napływa mu do ust a żołądek zaburczał jak na zawołanie. Był taki głodny! A tam było mięso. Świeze, smażone mięso które mogło... ~ NIE! ~ zacisnął zęby i pięści. Nie! Nie bedzie taki jak tamten debil! Miał sprawę do załatwienia.

Rozejrzał się jeszcze chwilę. Czuł się trochę rozkojarzony zapachem mięsa i własnym głodem. Nie mógł zajrzeć do tej celi naprzeciw "pokoju" tego degenerata bez narażania się na wykrycie. Mógł poczekać aż tamten nażre sie i zaśnie czy coś ale nie wytrzymałby chyba tyle w tym kontraście pomiędzy głodem a jedzeniem prawie na wyciągnięcie ręki. Odwrócił się więc i bezszelestnie oddalił się wracając w stronę Łącznika. Był jeszcze robot. W końcu musiał kiedyś stąd odjechać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline