Latharias
- Mają magów!- syknął w charakterystyczny dla lodowych elfów sposób, zimny i zarazem głośny. Coś jak wyprany z emocji krzyk, nad którym zresztą wielu filozofów rozwodziło się w setkach traktatów. Nie było jednak wiele czasu na namysły, elf musiał działać. I nawet wiedział, co zrobił.
- Torujcie drogę do statku, ja zaraz do was dołączę. Dam sobie radę.- stwierdził, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź wyszarpnął szablę i zaczął iść, z czasem nawet biec w kierunku tajemniczego maga za kolumną, co jakiś czas zamachując się szablą na któregoś z żołdaków i co parę chwil unikając kolejnego promienia z pistoletu.
Lodowy elf był był esencją pewności siebie, widać to było w tej chwili. Wierzył w swoje zdolności w walce, chociaż nie walczył od dawna. Ale cóż zrobić- Latharias zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie nastąpił koniec jego życia w ukryciu. Wiedział, że niedługo wszystkie sprawy z przeszłością powrócą. Powrócą też jego problemy z... Z samym sobą?
Ale powróci też on. Kapitan Latharias. Kapitan...
Szedł na spotkanie swojej przeszłości. Magu, nadchodzę!
***
Czar maga wcale nie był niczym efektownym. Nie było wielkich płomieni ani potężnego huku- Latharias tylko zachwiał się na nogach i po chwili upadł, szczęśliwie między mini-ogródek, zapewne jakiejś bogatej rodziny. Szabla wypadła z dłoni, a sam Latharias powoli zaczynał wracać do przeszłości...
Widział chwilę mianowania go na kapitana. O tak, to był podniosły moment, cudowna chwila... Jego statki po wygranej bitwie, jego wierna załoga na statku... Powrót do siedziby całej koterii, dary od jej członków- o tak, to była piękna chwila w jego życiu. Potem zaś widział obrazy gorsze- bunty, chwilę gdy sam zamordował pięciu ze swoich marynarzy by zachować resztki spokoju... I jego ucieczka. Ucieczka była najtragiczniejszym z obrazów.
***
Otworzył oczy. Leżał gdzieś między roślinami, słyszał jakieś dziwne odgłosy... Broń? Czy takie dźwięki wydaje broń? Nie był tego pewien, nie wiedział. Nie pamiętał...
Nie pamiętał niczego.