Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2015, 17:29   #41
Martinez
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Dzień 5. Kopalnia Bregefjör. Późna noc.

Plan był prosty. Zabić po cichu tylu ilu się da. Wydobyć z tej cholernej szopy Jërna Gislena - ochroniarza i zwiewać stąd co tchu do twierdzy. Każdy miał ten plan w głowie. Na pomoc mieszkańców nie było co liczyć. Nie dziwne, w sumie.


Häki Rask.
Młody, z uszkodzonym kolanem. Podsadzony przez Hugo, wlazł, powstrzymując jęki na dach chaty. Z łuku mógł szyć i miał jeszcze kilka strzał. Oparł się o komin i czekał. Wioska tonęła w ciemności i gdyby Ibun nie zapalił kilku rozproszonych pochodni, Młody nic by nie widział. Był podekscytowany i jednocześnie w brzuchu robiło mu się niedobrze. Do jego zadań było zabić każdego, kto wyturla się z domu biesiadnego. Jak mocno popili, to może być to trudne - uśmiechnął się wyobrażając sobie cel w tak nieprzewidywalnym ruchu jaki mają zataczający się ludzie.

Hakän przycupnął przy wejściu do kopalni. Słaby z niego wojak, ale trzymał w garści niezgorszy kilof i miał pilnować odwrotu. W razie czego, oczywiście. Bo plan zastępczy zawierał w sobie ucieczkę w tę grotę i obronę. Bał się. Nigdy nie musiał walczyć do tej pory. Ale to był plan B. Przecież.

Hugo Øsk nie miał zamiaru czaić się gdzieś za rogiem. Miał łuk i miecz. Czekał tylko na znak. Miał zabezpieczać wydobycie Jërna Gislena. Ktokolwiek z tych psich synów się napatoczy, oberwie strzałą. - Pomyślał i spojrzał na Farsę, która grzecznie siedziała mu przy nodze i zadarła łeb - Bez urazy psinko - dodał już na głos.

Falgaär Sigd, zabójca. Ubrany na ciemno, w kapturze, był prawie niewidoczny. Do niego należało pozbycie się warty przy łodziach. Nikt nie chciał by ktoś z tych wojów popłynął i sprowadził posiłki. Gdziekolwiek są.
Wartowników było dwóch. Zabójca przygotował nóż do rzucania i wdrapał się z wody na pomost.


Lärs Yndårr i Grimür Yåvelin mieli wydobyć Jërna z szopy. Przyczaili się niedaleko. W rękach ściskali żelazo. Drzwi pilnował tylko jeden woj, ale nie wiadomo było czy kogoś nie było jeszcze w środku.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i ruszyli szybkim krokiem.

Strażnik leniwie uniósł głowę, lecz nim się poderwał z ławy i wydobył broń, Grimür rzutem zatopił w jego czaszce toporek. Huskarl walnął z buta w drzwi, aż posypał się kurz z sufitu.
- Jërn? - zapytał ciemnego wnętrza Lärs
- Ano jestem, dowódco. Mam związane ręce - odpowiedział mu głos.
- Rozwiążę go - rzucił szybko Grimür i wszedł z pochodnią. Na środku, lekko obity i przywiązany do słupa, siedział Jërn Gislen, który teraz wyszczerzył pokrwawione zęby
- Miło cię poznać - rzekł
Lärs wyszedł z pomieszczenia, dając miejsce dowódcy łowczych. Wtem usłyszał z boku nadbiegające kroki i odwrócił się gwałtownie. Dwóch wrogich wojowników pędził na niego z mieczem i pewnie pierwszy by go staranował, gdyby nie strzała Hugo, która świsnęła i przebiła policzki biedaka.
Ciało z impetem zaryło błotnistą ziemię. Drugi wpadł na huskarla i obaj runęli pod wiatę, dewastując poukładane tam, puste skrzynie.
- Kurwa! - cisnął Hugo. Nic tam nie widział, prócz czerni. Po za tym, było daleko.
- Alarm! - ktoś wrzasnął z głębi wsi - Wróg we wsi!
Hugo ruszył biegiem do wiaty, a razem z nim Farsa.


Falgaär Sigd policzył do trzech. Lubił rytm. Lubił wszystko robić na trzy. Przed nim szło dwóch wartowników. Byli plecami do niego.
Zabójca rzucił nożem, który zafurkotał w powietrzu i wbił się głęboko w łopatkę jednego z nich. Ten zawył z bólu i wyginając się, zacharczał. Drugi strażnik odwrócił się szybko.
Na raz, Falgaär podszedł, na dwa, uchylił się od ciosu, na trzy uderzył toporkiem w głowę żołnierza, tuż nad uchem.
Za słabo.
Jeszcze raz.
Z łatwością zablokował kolejny cios o ile można było nazwać to ciosem, żołnierz chwiał się potwornie na nogach. Następnie wyprowadził dwa szybkie uderzenia. “Cak, cak” Oba ponownie w głowę. Przeciwnik jak kłoda runął na deski.
Falgaär nie zauważył, że raniony woj nożem jeszcze się trzyma. Choć z pewnością jego płuco powoli zapełniało się krwią. Zdążył jednak osłonić się ręką przed lekkim, choć bolesnym cięciem.
Raz, zbił kolejny cios; dwa, uderzył nogą w zgięcie kolana, by żołnierz kląkł; trzy, skręcił mu kark. Ciało powoli fiknęło z pomostu do wody.
Zabójca uniósł do twarzy rozciętą rękę. Rana na szczęście nie była poważna.

Drzwi od chaty biesiadnej walnęły z impetem i wytoczył się z nich pół nagi wojownik, który wciągał futrzaną kamizelkę. Za nim rozpalały się światłem okiennice i słychać było pokrzykiwania.
Świsnęło.
Woj padł w błoto z wbitą strzałą. Trzydzieści metrów dalej Młody naciągnął ponownie cięciwę.
We wsi robiło się gorąco. Strażnicy, którzy patrolowali okolicę zaczęli nadbiegać z różnych stron.
- Zbieramy się chłopie! - krzyknął Grimür i pomógł Jërnowi wstać - I trzymaj to - podał mu drewniane widły jakie stały przy ścianie, wewnątrz szopy. Obaj wybiegli przez małe drzwi wprost na woja ze Skätte. Dowódca łowczych od razu oberwał w twarz tarczą. Ochroniarz nie pozostał dłużny i nabił silnie żołnierza na widły.

Hugo podbiegł w okolice szopy i ledwo wyhamowując, odruchowo zasłonił się łukiem przed atakiem kolejnego z żołnierzy. Łuk trzasnął i ręka draśnięta, ale to nie przeszkodziło Łucznikowi wbić złamany koniec w szyję przeciwnika.
Pod wiatą huskarl zrzucił z siebie ciało martwego woja i próbował wstać. Z piersi stoperczał mu dość duży nóż, a właściwie jego rękojeść. Z ust płynęła krew. Ciało odmawiało posłuszeństwa, a przed oczami robiło się ciemno.
- Skurwysyn - jęknął naczelny dowódca.
- Bierzmy go i zawijajmy się - krzyknął Hugo
Grimür otarł krew z twarzy, podbiegł, złapał huskarla i zarzucił na ramię.
- Do kopalni! - wysapał po czym ruszył próbując biec. Hugo wyszarpnął miecz by osłaniać odwrót. Dołączył do niego Jërn, uzbrojony teraz w maczugę i tarczę i ujadająca Farsa.

Wkrótce już biegli w kierunku wejścia do groty. Za nimi powoli formował się pościg. Siedmiu mężczyzn, niektórzy z pochodniami i wrzaskiem biegli by zatłuc uciekających.
Häki puścił strzałę i ta wbiła się udo ostatniego z nich. Żołnierz wrzasnął z bólu i przefikołkował w błocie pozostając w tyle.

Reszta powoli doganiała uciekinierów. Hugo gwałtownie się odwrócił i zatrzymał. Wiedział, że Grimür z Lärsem na plecach potrzebują czasu. Szybkim ruchem miotnął nożem w nadbiegających skätteńczyków, ale chybił. Maczuga pierwszego przeciwnika rozbiła mu głowę i łucznik padł jak długi na ziemię. Żołnierz chciał poprawić, ale ochroniarz doskoczył do niego waląc go obuchem i gruchotając bark.

Grimür dobiegł do rozdygotanego Hakän’a i położył huskarla na ziemi. Dyszał ciężko.
- Zajmij się nim... - ledwo wycedził i zostawił ich razem. Biegł teraz pomóc Jërnowi i gdy zobaczył Hugo leżącego na ziemi, wstąpiła w niego złość, którą nie każdy miał okazję zobaczyć. Z tak okrutnym wrzaskiem wpadł na pierwszego lepszego woja, że reszta osłupiała i przez chwilę stała przerażona.

Od tyłu nadbiegł Falgaär. Pierwszego żołnierza nie musiał zabijać, gdyż właśnie utkwiła mu strzała Młodego w potylicy. Minął go zatem. Na raz, ciął w szyję toporkiem; na dwa obrót i klęknięcie; na trzy, cięcie w rzepkę kolana. Rozpoczął by ponownie swoje odliczanie, gdyby nie palnął go miecz, tak silnie, że zabójca słyszał jak pękają mu żebra. Osunął się na ziemię w bezdechu.



Grimür stał i dyszał ciężko cały pokrwawiony. Ciekło mu ze złamanego nosa i pochlapany był krwią swojego przeciwnika, któremu odrąbał żuchwę. Ze skroni kapała mu krew. Kątem oka dostrzegał leżącego Hugo, którego właśnie odciągał na bok Hakän. Obok stał Jërn i choć był tylko lekko obity także zdawał się zmęczony. Strzały nie świstały, więc Häki’emu musiały się skończyć. Farsa jeżyła się a z jej gardła wydobywał się warkot.
Przed nimi stało trzech wojów. Jeden leżał. Zwijał się w bólu z rozpłataną rzepką kolanową i jęczał w niebo głosy. Grimür otarł krew z twarzy. Z tych trzech, dwóch było rannych. Jeden zdrowy, brodaty, trzymał pod nożem Falgaär’a.

- Rzućcie broń skurwiele - wydyszał żołnierz. Po czym dodał rzężąc
przesuszonym gardłem - i niech ten wasz łucznik, psi syn, wypełźnie z tej swojej pierdolonej nory.
Dowódca łowczych przełknął ślinę. Było kiepsko. Opuścił uniesiony toporek.
- Dobrze - powiedział - ale
Głowa brodatego pękła obryzgując pozostałych żołnierzy, którzy z przerażeniem odskoczyli. Brodaty upadł na kolana z naprawdę wielką siekierą w głowie i runął twarzą w błoto. Jego kończyny zadygotały w agonii.
Falgaär nie czekał na pozwolenie i choć z wielkim bólem, przetoczył się w kierunku Grimür’a i Jërn’a.

Pozostali zaczęli uciekać co tchu, ale ochroniarz podniósł leżący oszczep i podał go Grimür’owi. Dowódca łowczych podrzucił broń w ręku, zrobił dwa susy i miotnął drzewcem w powietrze. Kuśtykający żołnierz padł zabity.

Pogromca Hugo, człowiek ze złamanym barkiem biegł w panice przed siebie. Był sam. Za sobą słyszał zbliżające się ujadanie suki.
Pośliznął się w błocie i upadł. Jęknął przy tym, gdyż ból przeszył mu ramię aż do szyi.
Dźwignął się powoli na drżącej, zdrowej ręce i obejrzał. Ścigali go…
- Dasz radę - powiedział do siebie - Jest dob...
Ktoś go chwycił za włosy i podniósł w górę.
To był prawdziwy potwór. Umorusany dziegciem i wielki jak drzwi obory. Mógłby z łatwością strzaskać kark woja jak drzazgę, ale rzucił nim tylko pod nogi nadbiegającego Grimür’a.
- Bjørk? - zapytał dowódca wyhamowując.
Olbrzym mruknął.
- Co ty tu robisz? Gdzie Herdull? - Grimür był bardzo zaskoczony. Nie spodziewał się swojego oddziału i musiał przyznać, że cieszył się z tego niemiernie.
- Jestem sam - odparł Bjørk - Zaraz ci wyjaśnię - dodał i podszedł do leżącego żołnierza.
Dowódca odwrócił głowę by nie patrzeć jak Bjørk roztrzaskuje głowę żołnierza leżącym kamieniem.
- Niech cię... - rzucił Grimür do kamrata z grymaśną miną i zaczął się drzeć na wioskę
- Ibun!... Ibun!
Musieli szybko znaleźć jakiegoś balwierza. Huskarl wyglądał naprawdę kiepsko. Hugo też, a Falgaär robił się coraz bardziej blady.
Dowódca zmierzył spojrzeniem Bjørk'a.
- No, zacznij mówić chłopie.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:37.
Martinez jest offline