22-08-2015, 17:29 | #41 |
Reputacja: 1 | Dzień 5. Kopalnia Bregefjör. Późna noc. Plan był prosty. Zabić po cichu tylu ilu się da. Wydobyć z tej cholernej szopy Jërna Gislena - ochroniarza i zwiewać stąd co tchu do twierdzy. Każdy miał ten plan w głowie. Na pomoc mieszkańców nie było co liczyć. Nie dziwne, w sumie. Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:37. |
31-08-2015, 16:28 | #42 |
Reputacja: 1 | Dzień 6, wczesny ranek. Twierdza Börgefjel
Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:38. |
01-09-2015, 20:36 | #43 |
Reputacja: 1 | Dzień 6, wczesny ranek. Twierdza Börgefjel W komnacie Vuko panowała niestabilna cisza przerywana rozdzierającym pochrapywaniem właściciela pomieszczenia jak i sąsiadów zza ściany. W wysłużonym posłaniu, w pomiętym kocu leżał skulony Athelwine, mrucząc jakieś słowa przez sen. Wizja senna musiała nie przynosić mu ukojenia, bowiem nerwowo przebierał kończynami i wykrzywiał twarz w czymś na kształt bólu. Kiedy mara osiągała swój punkt kulminacyjny, strażnik zerwał się gwałtownie z krzykiem i będąc cały oblanym potem, w panice zatapiał wzrok w ciemność otoczenia. A kiedy jego oddech powoli wracał do normy, zdał sobie sprawę, że koszmar tak naprawdę dopiero się rozpoczął. Usłyszał: "pożar". Mężczyzna energicznie wstał z łóżka, opierając stopy na ciepłym futrze wyścielającym posadzkę jego komnaty. W pośpiechu narzucił koszulę na swój nagi tors, jednocześnie wciskając się w skórzane spodnie. Na buty nie było już czasu, bowiem w tym momencie poczuł swąd wdzierający się do jego pokoju przez szczeliny w drzwiach. Nie zwlekając więcej, w biegu, szybkim chwytem zgarnął miecz i wydobył go z pochwy, chcąc być przygotowanym na każdą okoliczność. Znajdując się już na korytarzu, przez otwarte na oścież zewnętrzne wrota dostrzegł ruch i wzmagające się pobudzenie na dziedzińcu. Ludzie biegali bez ładu i składu, przekrzykując się wzajemnie i okazjonalnie wpadając na swych towarzyszy. W powietrzu aż tutaj unosił się swąd palonego drzewa oraz innych materiałów, które musiały paść ofiarą nieubłagalnego żywiołu. Pomimo ledwo co wspinającego się słońca, na zewnątrz zrobiło się jeszcze jaśniej. Nie spoglądając za siebie, Vuko wybiegł do zbiegowiska, a fala ciepła powitała go, zastępując chłód wiosennego poranka. Chaos panujący tutaj wydawał się nie do ujarzmienia. Tłuszcza działała spontanicznie, rzadko synchronizując swoje działania. Każdy chciał pomóc ugasić rozprzestrzeniający się żywioł, jednak każdy działał na swój sposób, nie licząc się z nieobliczalnością pożaru. Vuko może nie był doświadczony w walce z ogniem, jednak jego zmysł podpowiadał mu, że do walki z takim przeciwnikiem należy zastosować jakąś taktykę. Na całe szczęście w tłumie wzrokiem wyłowił swoją bandę, która stała jak kołki, wpatrując się wielkimi oczyma w bezwzględnego przeciwnika trawiącego ich twierdzę. - Mäkkan, Ingën, Bërsi, chłopaki, kurwa, w tej chwili do mnie! - zakrzyknął donośnym głosem Athelwine, otaczając swe usta dłońmi, aby spotęgować dźwięk. - Nie stać jak baranie dupy! Nie minęło dużo czasu nim otulona w lnianą koszulę postać strażnika została otoczona przez piątkę jego najbliższych kamratów. Stali zdezorientowani, wyglądając w nim wybawienia. - Nie wiem, co tu się odpierdala - zaczął Vuko, bezradnie rozglądając się wokół siebie - ale koniecznie trzeba z tym skończyć. Teraz słuchajcie się moich poleceń, jasne? Båldvin, Hälldor, Mäkkan! Zapieprzać do studni i napełniać największe wiadra, jakie znajdziecie. Będziecie nam donosić. Ingën! Biegnij w stronę kuźni i tam skoncentruj gaszenie pożaru. Ja z Bërsim zostaniemy przy komnatach. Musimy odciąć ogień od wschodu i zachodu, tak, by dalej się już nie rozprzestrzeniał. stopniowo przesuwając linie gaszenia w rejony sali biesiadnej. Wszyscy, łapcie po drodze ludzi, na jakich natraficie i zmuszajcie ich do pomocy, choćby siłą! Zrozumiano?! - Athelwine wyglądał na bardzo pobudzonego. Darł się jak rzadko, a w oczach płonął mu ogień mogący równać się z tym szalejącym na zamku. Nie wiadomo, czy było to spowodowane złym snem, czy może przyczyna była inna. W końcu strażnik wiedział, że w podziemiach znajdują się ich zapasy łatwopalnego oleju i strzał przyrządzonych na ich bazie, które wytworzyli zeszłego dnia. Vuko nie chciał nawet myśleć, co może się stać, jeśli ogniste jęzory tam dosięgną. Tymczasem akcja gaszenia pożaru zorganizowana przez mężczyznę trwała w najlepsze, stopniowo zdobywając zwolenników, którzy potrzebowali po prostu kogoś, kto ich poprowadzi w tak kryzysowej sytuacji.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
02-09-2015, 20:52 | #44 |
Reputacja: 1 | - A może to podstęp? - pomyślał Herdull, poskromiwszy pierwszy, naturalny u niego odruch ruszenia na pomoc potrzebującym. Dlatego zanim zaangażował się w walkę z czerwonym kurem, upewnił się, że posterunki straży na blankach pozostają obsadzone, chociażby przez osoby, które przy gaszeniu pożaru mogą tylko zawadzać, ale oczy mają bystre a głos mocny. I stanowczo przykazał im patrzeć we właściwą stronę, zamiast tępo gapić się na płomienie. Dopiero potem pomknął za swoimi ludźmi, których od razu posłał do akcji ratunkowej. Podczas gdy oni mieli się siłować z żywiołem, Herdull próbował ratować osoby, które mogły zostać w komnatach i częściach zamku objętych płomieniami. |
04-09-2015, 22:34 | #45 |
Reputacja: 1 | Bliźniaki, Rolf i Solve zbiegli ze schodów zachodniej wieży i pchając z impetem drzwi od stróżówki wypadli wprost na dziedziniec. Ogień strzelał z okien Sali Biesiadnej i wejścia do warsztatu. Panował zgiełk. Mieszkańcy walczyli z żywiołem podając sobie wiadra z wodą i ratując dobytek. Vuko Athelwine kierował akcją, krzycząc i wydając rozkazy. Nikt na zapłakanych chłopców nie zwracał uwagi, którzy teraz przeciskali się po między ludźmi aż do sterty leżącego drzewa, gdzie stał Ëron. Starzec opuścił swoje zmarszczone oblicze na chłopców i od razu rozpoznał, że coś jest nie tak. Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:39. |
13-09-2015, 22:09 | #46 |
Reputacja: 1 | Herdull wszedł po schodach nad wschodnią bramę, gdzie mieściły się komnaty Ingrid i minął zatroskanego Ālvara Elvëna. Mężczyzna stał w drzwiach i zaglądał do środka. Zrobił miejsce thengowi i z westchnieniem pokręcił głową. Pierwsza izba robiła za pokój dzienny, gdzie stał stół i krzesła, misa z wodą i duża ława. Na niej siedział Børghar Akkan, któremu Paleÿ Mårvar robiła opatrunek na nodze. Na środku podłogi rozciągnięte było ciało obcego człowieka, umorusanego błotem i śmierdzącego fekaliami. - Musimy go do mnie zanieść - powiedziała medyczka, która uciskała udo rannemu strażnikowi - W ranie jest trucizna. Przydałby się alchemik i volva. Ëron Stase stał podpierając się kijem i ożywił się, gdy zobaczył Herdulla. - Dobrze, że jesteś - Doradca kiwnął dłonią na niego, po czym zwrócił się do Ālvara. - Zajmij się Børgharem i sprowadź kogo Paleÿ potrzebuje. Zobacz jak idzie dogaszanie i znajdź resztę thengów. Strażnik skinął głową i zniknął w korytarzu. - Chyba już wiadomo skąd ten pożar się wziął - Tu starzec skinął na ciało intruza i ruszył do następnej komnaty - Niestety, dopiął swego. Kolejna sala była sypialnią Ingrid. Stało tu wielkie łoże, szafy i komody. Na dość sporej, niedźwiedziej skórze rozścielonej na kamiennej posadzce leżało ciało przywódczyni. Plecami do góry. Kobieta była ubrana tylko w długą, białą koszulę, rozdartą zresztą i poplamioną krwią. Jej stopy spoczywały na łóżku, jakby nie zdążyła z niego zejść, lub ktoś ją z niego wyciągnął. - Dalej, w następnej sali, leży ciało jej człowieka, Hansa - powiedział Ëron. Na jego twarzy widać było zmęczenie. Podszedł do stojącego krzesła i usiadł. - Dzieci są całe, na szczęście. Intruz miał paskudną, śmiertelną ranę. Miecz Børghar’a wciął się w mięsień kapturowy, po między karkiem a ramieniem, gruchocząc obojczyk, przecinając ścięgna szyi. Uderzenie było tak silne, że ostrze zatrzymało się dopiero na mostku. Płuco i serce było przecięte na pół. Śmierć była bardzo szybka. Ubranie zabójcy było brudne i mokre. Buty, kolana i łokcie umorusane w ekskrementach. Twarz, pomalowana na ciemno, z rozdziawionymi ustami zakryta przez ciemny kaptur. - Nie znam go. To ktoś spoza Twierdzy - odrzekł Ëron zapytany o to przez Herdulla. Łowca morsów tłumiąc niesmak przeszukał zabójcę. Trup odziany był w opinający strój wzmacniany ze skóry, spięty pendentem i innymi paskami. Na nogach miał miękkie, zdatne do skradania buty. Prócz uzbrojenia w postaci zatrutego sztyletu, noża i krótkiego miecza, miał również woreczek ze sproszkowanymi ziołami. Zapewne nie był to lubczyk, ale sam Herdull wolał nie sprawdzać. Dodatkowo zauważył liczne rany na rękach, pęcherze i cięcia. Jak od liny i wspinania. Otłuczone i brudne łokcie. Zabójca musiał się gdzieś wspinać i czołgać. Po tym wszystkim Herdull skorzystał ze stojącego w kącie dzbanu z wodą i misy, by zmyć z siebie brud zebrany mimowolnie z denata. Summår Vaten i Ɣalür Blød weszli do sali, najwidoczniej przysłani przez Ālvara. - Weźcie go - powiedziała Paleÿ - Zanieście do moich komnat. Medyczka otrzepała ręce i wstała. - Czy jestem jeszcze tu potrzebna? - Nie, nie. Możesz iść - odpowiedział starzec. Kobieta oddaliła się wraz z mężczyznami i wkrótce w sali pozostał tylko Herdull i doradca. Ëron spojrzał w okno w które nieśmiało świeciło słońce. - Pożar i zabójstwo dzień przed zakończeniem negocjacji to naprawdę zaskakujący zwrot. Gdyby było to planowane, chyba mielibyśmy już oblężenie. Musimy jednak być gotowi. Co z obozem zachodnim? Zrobiłeś zwiad. Czy thengowie będą go atakować? - Zapytał starzec. - Trudno wyrokować w obecnej sytuacji. Sam nie dostrzegam korzyści z takiego działania. Wcześniej skłaniałem się ku obronie twierdzy, ale teraz to już nie ma żadnego sensu - gdy wieść o śmierci Ingrid się rozejdzie, morale całkiem upadnie. Lepiej uchodzić, zabrać ze sobą, co się da i dopiero po przegrupowaniu, znalezieniu jakichś sojuszników, spróbować walczyć dalej. - Póki co, dobrze by ta wieść jednak się nie rozeszła. Zakładam, że nasi wrogowie nie wiedzą, że Ingrid nie żyje. Tak czy siak, aby wyjść z Twierdzy, trzeba będzie utorować sobie drogę. Zebrać oddziały i czym prędzej zaatakować obóz wschodni. Taka jest moja rada. - Tak też i ja sądzę. - Martwię się trochę o moich ludzi wysłanych na polowanie - po chwili milczenia podjął Herdull - ale cóż, będą sobie musieli jakoś poradzić. Może podążą po naszych śladach. - To chyba dziś mija dzień ich powrotu? - mruknął zafrasowany doradca. Jego starcza twarz wydawała się umęczona od trosk. Mimo to uśmiechnął się - Dzień się jeszcze nie skończył. Do sali wszedł Jens Sjërme. Rosły mąż, którego widocznie ktoś tu zawołał. Towarzyszyła mu Maren. Widok ciała Ingrid wywołał w niech szloch, który z początku trudno było jej opanować. Przyklękła przy Ëron i wtuliła się mocno. - Już dobrze, dziecko - powiedział starzec ciepłym głosem. - Tamten jest w sąsiednim pokoju? - Zapytał Herdulla Jens i ruszył do komnaty Hansa Midrith’a. - Weź czystą tkaninę i owiń ciało Ingrid - Powiedział starzec do dziewczyny - Jens ci pomoże. Zaniesiecie ciała do sali obrad. - Szczerze powiedziawszy, nie wiem co teraz - westchnął doradca zagadnięty przez Herdulla o przyszłość rebelii - Nie sądziłem, że tak to się skończy. Bez wodza i członka rodziny Thørkell, rebelia w chwili obecnej nie istnieje. Nie ma kto jej prowadzić. Starzec wstał ciężko z krzesła i zaczął szukać kielicha. - Normalnie, to przywództwo objąłby najstarszy stopniem, czyli Huskarl, Lärs Yndårr. Nie ma go jednak w twierdzy. Mamy trudną sytuację Herdull. Thengom nie spieszno do poprowadzenia ludzi, więc nie jestem pewien, czy Rada by się sprawdziła. Łowca morsów tylko wzruszył na to ramionami. Znał się na zwierzętach, nie na rebeliach ani ludziach. Ëron znalazł kielich i napełnił go wodą z dzbana. - Lief jest dobrym kandydatem. W końcu syn jarla. Zapytam się go o to, jak go spotkam - powiedział doradca i napił się. |
15-09-2015, 21:34 | #47 |
Reputacja: 1 | Powrót Herdull Bjornson szybkim krokiem przemierzał blanki twierdzy kręcąc się w tę i spowrotem. Nerwowo szarpiąc brodę spoglądał to w mur pod stopami, to w niebo, to w kierunku lasu. Łowcą morsów targały wątpliwości, jakich nie doświadczył nigdy wcześniej. Onegdaj zawsze, kiedy podejmował życiowe decyzje, wiedział co musi zrobić i robił to. Po prostu. Aż do dzisiaj. W momencie, kiedy Herdull zobaczył twarze chłopców, którzy właśnie stracili matkę, coś w nim pękło. Wcześniej wielokrotnie był świadkiem podobnych obrazów, ale po raz pierwszy dopuścił do siebie uczucia. Po raz pierwszy pozwolił sobie współodczuwać z tymi, którzy doznali wielkiej straty. Kilka dni temu powiadomił chłopca o śmierci jego dziadka, a dziś młody stracił matkę. Na oczach łowcy morsów świat malców rozpadał się na kawałki wielkości płatków śniegu. - Odchodzę - wychrypiał Herdull Bjornson stojąc twarzą w twarz ze swoimi ludźmi. Starał się patrzeć im w oczy, ale nie potrafił. - Ingrid Thørkell Reidardatter, córka Jarla Thorina Reidara Thørkella decyzją thengów przywódczyni rebelii, padła z rąk zabójcy. Twierdzę już trawi pożar a ludzi ogarnie zwątpienie, jak tylko wieść się rozniesie. Spróbują ucieczki, będą musieli się przebić i prawdopodobnie zginą z rąk oddziałów stacjonujących pod twierdzą. Albo się przebiją i ujdą na północ. Kobiety, starcy, dzieci i kilku wojowników. Oto co zostało z rebelii. Łowca morsów powiódł ponurym wzrokiem po swoich ludziach zebranych w jakimś odosobnionym zakątku twierdzy. - Wracam do domu. Komu po drodze, ten może ruszyć za mną. Kto zostaje, niech powiadomi Ërona. Dobrze było mieć przy boku takich druhów, jak wy. Jeśli kiedyś rebelia odżyje, jeśli pojawi się promyk nadziei na wolną Nordię, wiecie, gdzie mnie szukać. Tymczasem bywajcie. Herdull wyśliznął się z twierdzy tajnym przejściem pod osłoną nocy. Korzystając z posiadanej wiedzy o wrażej strażnicy i patrolach chciał jakoś prześliznąć się między posterunkami nieprzyjaciela. Myślami zaś był już daleko stąd: w jednej z małych rybackich wiosek rozsianych wzdłuż zachodniego wybrzeża Nordii wraz z żoną i synem, których nie widział od dwóch lat. Zostawił ich, by ruszyć na wojnę z Thursami. Teraz do nich wracał. Zanurkował między cienie drzew i zniknął w ciemnościach nocy nucąc starą pieśń łowców... Długie, trudne lata na morzu zebrały swoje żniwo. Przez trzynaście zim i wiosen byłem tak daleko. Tak daleko, daleko od miejsca, które nazywam domem. Miejsca tak pięknego, w którym umrzeć pragnę. Czy kiedykolwiek widziałeś rzeki Nyforu? Albo majestat gór Breviku? Tyresö, zostawiłaś znamię w moim sercu. Dom... wracam znów do domu. Gdy myślę o domu, wspomnienia płoną wewnątrz mnie. Czy mój syn wciąż pamięta mnie? Czy jego matka wspomina dawne chwile? Czy rozpozna tego szarego, pokrytego bliznami starca? Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę jej uśmiech? Czy wyjdzie mi na spotkanie, gdy przybiję łodzią do brzegu? Matko Svena, zostawiłaś znamię w moim sercu. Więc ja znów wracam do domu. Dla domu i bliskich popłynąłem tak daleko. Dla domu i bliskich znów wracam do domu. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dBjMhtc_3vU[/MEDIA] Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 16-09-2015 o 16:59. |