Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2015, 17:29   #41
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Dzień 5. Kopalnia Bregefjör. Późna noc.

Plan był prosty. Zabić po cichu tylu ilu się da. Wydobyć z tej cholernej szopy Jërna Gislena - ochroniarza i zwiewać stąd co tchu do twierdzy. Każdy miał ten plan w głowie. Na pomoc mieszkańców nie było co liczyć. Nie dziwne, w sumie.


Häki Rask.
Młody, z uszkodzonym kolanem. Podsadzony przez Hugo, wlazł, powstrzymując jęki na dach chaty. Z łuku mógł szyć i miał jeszcze kilka strzał. Oparł się o komin i czekał. Wioska tonęła w ciemności i gdyby Ibun nie zapalił kilku rozproszonych pochodni, Młody nic by nie widział. Był podekscytowany i jednocześnie w brzuchu robiło mu się niedobrze. Do jego zadań było zabić każdego, kto wyturla się z domu biesiadnego. Jak mocno popili, to może być to trudne - uśmiechnął się wyobrażając sobie cel w tak nieprzewidywalnym ruchu jaki mają zataczający się ludzie.

Hakän przycupnął przy wejściu do kopalni. Słaby z niego wojak, ale trzymał w garści niezgorszy kilof i miał pilnować odwrotu. W razie czego, oczywiście. Bo plan zastępczy zawierał w sobie ucieczkę w tę grotę i obronę. Bał się. Nigdy nie musiał walczyć do tej pory. Ale to był plan B. Przecież.

Hugo Øsk nie miał zamiaru czaić się gdzieś za rogiem. Miał łuk i miecz. Czekał tylko na znak. Miał zabezpieczać wydobycie Jërna Gislena. Ktokolwiek z tych psich synów się napatoczy, oberwie strzałą. - Pomyślał i spojrzał na Farsę, która grzecznie siedziała mu przy nodze i zadarła łeb - Bez urazy psinko - dodał już na głos.

Falgaär Sigd, zabójca. Ubrany na ciemno, w kapturze, był prawie niewidoczny. Do niego należało pozbycie się warty przy łodziach. Nikt nie chciał by ktoś z tych wojów popłynął i sprowadził posiłki. Gdziekolwiek są.
Wartowników było dwóch. Zabójca przygotował nóż do rzucania i wdrapał się z wody na pomost.


Lärs Yndårr i Grimür Yåvelin mieli wydobyć Jërna z szopy. Przyczaili się niedaleko. W rękach ściskali żelazo. Drzwi pilnował tylko jeden woj, ale nie wiadomo było czy kogoś nie było jeszcze w środku.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i ruszyli szybkim krokiem.

Strażnik leniwie uniósł głowę, lecz nim się poderwał z ławy i wydobył broń, Grimür rzutem zatopił w jego czaszce toporek. Huskarl walnął z buta w drzwi, aż posypał się kurz z sufitu.
- Jërn? - zapytał ciemnego wnętrza Lärs
- Ano jestem, dowódco. Mam związane ręce - odpowiedział mu głos.
- Rozwiążę go - rzucił szybko Grimür i wszedł z pochodnią. Na środku, lekko obity i przywiązany do słupa, siedział Jërn Gislen, który teraz wyszczerzył pokrwawione zęby
- Miło cię poznać - rzekł
Lärs wyszedł z pomieszczenia, dając miejsce dowódcy łowczych. Wtem usłyszał z boku nadbiegające kroki i odwrócił się gwałtownie. Dwóch wrogich wojowników pędził na niego z mieczem i pewnie pierwszy by go staranował, gdyby nie strzała Hugo, która świsnęła i przebiła policzki biedaka.
Ciało z impetem zaryło błotnistą ziemię. Drugi wpadł na huskarla i obaj runęli pod wiatę, dewastując poukładane tam, puste skrzynie.
- Kurwa! - cisnął Hugo. Nic tam nie widział, prócz czerni. Po za tym, było daleko.
- Alarm! - ktoś wrzasnął z głębi wsi - Wróg we wsi!
Hugo ruszył biegiem do wiaty, a razem z nim Farsa.


Falgaär Sigd policzył do trzech. Lubił rytm. Lubił wszystko robić na trzy. Przed nim szło dwóch wartowników. Byli plecami do niego.
Zabójca rzucił nożem, który zafurkotał w powietrzu i wbił się głęboko w łopatkę jednego z nich. Ten zawył z bólu i wyginając się, zacharczał. Drugi strażnik odwrócił się szybko.
Na raz, Falgaär podszedł, na dwa, uchylił się od ciosu, na trzy uderzył toporkiem w głowę żołnierza, tuż nad uchem.
Za słabo.
Jeszcze raz.
Z łatwością zablokował kolejny cios o ile można było nazwać to ciosem, żołnierz chwiał się potwornie na nogach. Następnie wyprowadził dwa szybkie uderzenia. “Cak, cak” Oba ponownie w głowę. Przeciwnik jak kłoda runął na deski.
Falgaär nie zauważył, że raniony woj nożem jeszcze się trzyma. Choć z pewnością jego płuco powoli zapełniało się krwią. Zdążył jednak osłonić się ręką przed lekkim, choć bolesnym cięciem.
Raz, zbił kolejny cios; dwa, uderzył nogą w zgięcie kolana, by żołnierz kląkł; trzy, skręcił mu kark. Ciało powoli fiknęło z pomostu do wody.
Zabójca uniósł do twarzy rozciętą rękę. Rana na szczęście nie była poważna.

Drzwi od chaty biesiadnej walnęły z impetem i wytoczył się z nich pół nagi wojownik, który wciągał futrzaną kamizelkę. Za nim rozpalały się światłem okiennice i słychać było pokrzykiwania.
Świsnęło.
Woj padł w błoto z wbitą strzałą. Trzydzieści metrów dalej Młody naciągnął ponownie cięciwę.
We wsi robiło się gorąco. Strażnicy, którzy patrolowali okolicę zaczęli nadbiegać z różnych stron.
- Zbieramy się chłopie! - krzyknął Grimür i pomógł Jërnowi wstać - I trzymaj to - podał mu drewniane widły jakie stały przy ścianie, wewnątrz szopy. Obaj wybiegli przez małe drzwi wprost na woja ze Skätte. Dowódca łowczych od razu oberwał w twarz tarczą. Ochroniarz nie pozostał dłużny i nabił silnie żołnierza na widły.

Hugo podbiegł w okolice szopy i ledwo wyhamowując, odruchowo zasłonił się łukiem przed atakiem kolejnego z żołnierzy. Łuk trzasnął i ręka draśnięta, ale to nie przeszkodziło Łucznikowi wbić złamany koniec w szyję przeciwnika.
Pod wiatą huskarl zrzucił z siebie ciało martwego woja i próbował wstać. Z piersi stoperczał mu dość duży nóż, a właściwie jego rękojeść. Z ust płynęła krew. Ciało odmawiało posłuszeństwa, a przed oczami robiło się ciemno.
- Skurwysyn - jęknął naczelny dowódca.
- Bierzmy go i zawijajmy się - krzyknął Hugo
Grimür otarł krew z twarzy, podbiegł, złapał huskarla i zarzucił na ramię.
- Do kopalni! - wysapał po czym ruszył próbując biec. Hugo wyszarpnął miecz by osłaniać odwrót. Dołączył do niego Jërn, uzbrojony teraz w maczugę i tarczę i ujadająca Farsa.

Wkrótce już biegli w kierunku wejścia do groty. Za nimi powoli formował się pościg. Siedmiu mężczyzn, niektórzy z pochodniami i wrzaskiem biegli by zatłuc uciekających.
Häki puścił strzałę i ta wbiła się udo ostatniego z nich. Żołnierz wrzasnął z bólu i przefikołkował w błocie pozostając w tyle.

Reszta powoli doganiała uciekinierów. Hugo gwałtownie się odwrócił i zatrzymał. Wiedział, że Grimür z Lärsem na plecach potrzebują czasu. Szybkim ruchem miotnął nożem w nadbiegających skätteńczyków, ale chybił. Maczuga pierwszego przeciwnika rozbiła mu głowę i łucznik padł jak długi na ziemię. Żołnierz chciał poprawić, ale ochroniarz doskoczył do niego waląc go obuchem i gruchotając bark.

Grimür dobiegł do rozdygotanego Hakän’a i położył huskarla na ziemi. Dyszał ciężko.
- Zajmij się nim... - ledwo wycedził i zostawił ich razem. Biegł teraz pomóc Jërnowi i gdy zobaczył Hugo leżącego na ziemi, wstąpiła w niego złość, którą nie każdy miał okazję zobaczyć. Z tak okrutnym wrzaskiem wpadł na pierwszego lepszego woja, że reszta osłupiała i przez chwilę stała przerażona.

Od tyłu nadbiegł Falgaär. Pierwszego żołnierza nie musiał zabijać, gdyż właśnie utkwiła mu strzała Młodego w potylicy. Minął go zatem. Na raz, ciął w szyję toporkiem; na dwa obrót i klęknięcie; na trzy, cięcie w rzepkę kolana. Rozpoczął by ponownie swoje odliczanie, gdyby nie palnął go miecz, tak silnie, że zabójca słyszał jak pękają mu żebra. Osunął się na ziemię w bezdechu.



Grimür stał i dyszał ciężko cały pokrwawiony. Ciekło mu ze złamanego nosa i pochlapany był krwią swojego przeciwnika, któremu odrąbał żuchwę. Ze skroni kapała mu krew. Kątem oka dostrzegał leżącego Hugo, którego właśnie odciągał na bok Hakän. Obok stał Jërn i choć był tylko lekko obity także zdawał się zmęczony. Strzały nie świstały, więc Häki’emu musiały się skończyć. Farsa jeżyła się a z jej gardła wydobywał się warkot.
Przed nimi stało trzech wojów. Jeden leżał. Zwijał się w bólu z rozpłataną rzepką kolanową i jęczał w niebo głosy. Grimür otarł krew z twarzy. Z tych trzech, dwóch było rannych. Jeden zdrowy, brodaty, trzymał pod nożem Falgaär’a.

- Rzućcie broń skurwiele - wydyszał żołnierz. Po czym dodał rzężąc
przesuszonym gardłem - i niech ten wasz łucznik, psi syn, wypełźnie z tej swojej pierdolonej nory.
Dowódca łowczych przełknął ślinę. Było kiepsko. Opuścił uniesiony toporek.
- Dobrze - powiedział - ale
Głowa brodatego pękła obryzgując pozostałych żołnierzy, którzy z przerażeniem odskoczyli. Brodaty upadł na kolana z naprawdę wielką siekierą w głowie i runął twarzą w błoto. Jego kończyny zadygotały w agonii.
Falgaär nie czekał na pozwolenie i choć z wielkim bólem, przetoczył się w kierunku Grimür’a i Jërn’a.

Pozostali zaczęli uciekać co tchu, ale ochroniarz podniósł leżący oszczep i podał go Grimür’owi. Dowódca łowczych podrzucił broń w ręku, zrobił dwa susy i miotnął drzewcem w powietrze. Kuśtykający żołnierz padł zabity.

Pogromca Hugo, człowiek ze złamanym barkiem biegł w panice przed siebie. Był sam. Za sobą słyszał zbliżające się ujadanie suki.
Pośliznął się w błocie i upadł. Jęknął przy tym, gdyż ból przeszył mu ramię aż do szyi.
Dźwignął się powoli na drżącej, zdrowej ręce i obejrzał. Ścigali go…
- Dasz radę - powiedział do siebie - Jest dob...
Ktoś go chwycił za włosy i podniósł w górę.
To był prawdziwy potwór. Umorusany dziegciem i wielki jak drzwi obory. Mógłby z łatwością strzaskać kark woja jak drzazgę, ale rzucił nim tylko pod nogi nadbiegającego Grimür’a.
- Bjørk? - zapytał dowódca wyhamowując.
Olbrzym mruknął.
- Co ty tu robisz? Gdzie Herdull? - Grimür był bardzo zaskoczony. Nie spodziewał się swojego oddziału i musiał przyznać, że cieszył się z tego niemiernie.
- Jestem sam - odparł Bjørk - Zaraz ci wyjaśnię - dodał i podszedł do leżącego żołnierza.
Dowódca odwrócił głowę by nie patrzeć jak Bjørk roztrzaskuje głowę żołnierza leżącym kamieniem.
- Niech cię... - rzucił Grimür do kamrata z grymaśną miną i zaczął się drzeć na wioskę
- Ibun!... Ibun!
Musieli szybko znaleźć jakiegoś balwierza. Huskarl wyglądał naprawdę kiepsko. Hugo też, a Falgaär robił się coraz bardziej blady.
Dowódca zmierzył spojrzeniem Bjørk'a.
- No, zacznij mówić chłopie.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:37.
Martinez jest offline  
Stary 31-08-2015, 16:28   #42
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Dzień 6, wczesny ranek. Twierdza Börgefjel

ROZDZIAŁ 2 "KREW"


Kocioł bulgotał wolno na ogniu w kuchni. Panował tu nieład. Gliniane dzbany i beczki zastawiały stół kuchenny, a na blatach obok kominka leżały warzywa do pokrojenia. Stały też worki płócienne wypełnione kaszą i suszem. Jörvi Søyle, kucharz, chrapał na ławie, przyjemnie grzany od paleniska. Przynajmniej tak to odczuwał.


Zasnął ze zmęczenia. Od kilku dni pichcił potrawy, dbał o spiżarnię, a i jeszcze musiał olej i smołę przygotować do obrony Twierdzy. Spał więc jak zabity, nie bacząc na to, że jęzory ognia powoli rozeszły się po kuchni i zajęły już ławy i komodę kuchenną. Zygzakiem wędrowały od warsztatu, przez Salę Biesiadną, zaglądając po drodze do magazynku z baliami oleju.
Twierdza spała.
Furkot i podmuch ognia jaki buchnął ze spiżarni zaalarmował nieliczną straż na wieży.
- Pożar! - Wrzasnął Günnar Brann
- Budź wszystkich! - Wyrwany ze snu Ālvar Elvën rzucił rozkaz Härtvig’owi Stase i wyjrzał przez okno.
Dziedziniec skąpany był w łunie tańczących ogni i dymu jaki szedł od Sali Biesiadnej. Kilka osób już biegło do studni po wiadra.
Summår Vaten zadął w róg dwa razy.


Børghar’a Akkan’a, strażnika czuwającego pod komnatami Ingrid wyrwał ze snu sygnał alarmowy. Wstał z krzesła i wyszedł na galerię nad Salą Narad. Z okna widział jak mieszkańcy walczą z szalejącym ogniem. Jak ktoś wynosi nieprzytomnego kucharza.
Børghar zacisnął wargi. Nie mógł się ruszyć z tego miejsca i bardzo go to denerwowało. Rozejrzał się i nie dostrzegł nikogo w okolicy. Wszyscy gasili ogień.
Wyszedł na galerię i oparł się o okno wychodzące na wschód. Powoli i leniwie, nad górami wstawał świt. Niebo stawało się coraz jaśniejsze. Kompletnie obojętny świat na to co dzieje się w Twierdzy rozpoczynał swój nowy dzień.
Wbił wzrok niżej, w drogę prowadzącą pod bramę, ale nikogo nie zauważył. Ani armii, ani szturmu. Gdyby nie krzyki dochodzące z dziedzińca, byłby to bardzo spokojny poranek.



Wtem usłyszał hałas i brzęk. Gdzieś blisko. Znieruchomiał i nastawił ucha. Z komnat Ingrid dobiegł krzyk kobiety, a później głośny płacz dziecka, który szybko przemienił się w wycie. Børghar odruchowo wyciągnął wielki miecz i biegiem ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Szarpnął za nie, otwierając je na oścież i znieruchomiał.
Na środku podłogi, w koszuli nocnej leżała Thorkellówna. Na podłodze powstała już spora kałuża krwi. Nad nią pochylał się jej najstarszy, przerażony syn. Przy oknie stał mężczyzna, który otoczony przez bliźniaków wahał się, czy ich też zabić czy czmychać.

Børghar rzucił się na obcego z furią, potrącając chłopca i skosił mieczem kilka świeczników i misę z wodą, która z brzękiem spadła na podłogę. Przy okazji zahaczył zabójcę, co prawda lekko w bok, ale ten zdążył przekoziołkować w kąt pokoju. Był szybki, a strażnik wolny.
- Pryskajcie stąd! - wycedził przez zęby Børghar. Niania chwyciła jednego z bliźniaków za rękaw, rzuciła jeszcze do najstarszego komendę i komnata opustoszała za chwilę. Z dziedzińca dochodziły odgłosy walki z żywiołem.
Zabójca nie miał za dużo czasu. Ruszył do boju uzbrojony w krótki miecz i sztylet. Klęknął i udało mu się uniknąć cięcia. Przejechał mieczem po udzie Børghar’a, ale ten nawet nie pisnął. Strażnik zgrabnie, rozpędem uniósł wielki miecz i z przerażającą siłą zatopił ostrze między głową a ramieniem napastnika. Stał tak przez chwilę patrząc jak życie ucieka z zabójcy, po czym wyszarpnął ostrze. Ciało padło bez tchu na ziemię.
Børghar zakołysał się. Kręciło mu się w głowie. Puścił miecz i podparł się ręką od komodę. Musiał usiąść. W jego żyłach krew niosła teraz truciznę i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:38.
Martinez jest offline  
Stary 01-09-2015, 20:36   #43
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Dzień 6, wczesny ranek. Twierdza Börgefjel

W komnacie Vuko panowała niestabilna cisza przerywana rozdzierającym pochrapywaniem właściciela pomieszczenia jak i sąsiadów zza ściany. W wysłużonym posłaniu, w pomiętym kocu leżał skulony Athelwine, mrucząc jakieś słowa przez sen. Wizja senna musiała nie przynosić mu ukojenia, bowiem nerwowo przebierał kończynami i wykrzywiał twarz w czymś na kształt bólu. Kiedy mara osiągała swój punkt kulminacyjny, strażnik zerwał się gwałtownie z krzykiem i będąc cały oblanym potem, w panice zatapiał wzrok w ciemność otoczenia. A kiedy jego oddech powoli wracał do normy, zdał sobie sprawę, że koszmar tak naprawdę dopiero się rozpoczął. Usłyszał: "pożar".

Mężczyzna energicznie wstał z łóżka, opierając stopy na ciepłym futrze wyścielającym posadzkę jego komnaty. W pośpiechu narzucił koszulę na swój nagi tors, jednocześnie wciskając się w skórzane spodnie. Na buty nie było już czasu, bowiem w tym momencie poczuł swąd wdzierający się do jego pokoju przez szczeliny w drzwiach. Nie zwlekając więcej, w biegu, szybkim chwytem zgarnął miecz i wydobył go z pochwy, chcąc być przygotowanym na każdą okoliczność.

Znajdując się już na korytarzu, przez otwarte na oścież zewnętrzne wrota dostrzegł ruch i wzmagające się pobudzenie na dziedzińcu. Ludzie biegali bez ładu i składu, przekrzykując się wzajemnie i okazjonalnie wpadając na swych towarzyszy. W powietrzu aż tutaj unosił się swąd palonego drzewa oraz innych materiałów, które musiały paść ofiarą nieubłagalnego żywiołu. Pomimo ledwo co wspinającego się słońca, na zewnątrz zrobiło się jeszcze jaśniej. Nie spoglądając za siebie, Vuko wybiegł do zbiegowiska, a fala ciepła powitała go, zastępując chłód wiosennego poranka.

Chaos panujący tutaj wydawał się nie do ujarzmienia. Tłuszcza działała spontanicznie, rzadko synchronizując swoje działania. Każdy chciał pomóc ugasić rozprzestrzeniający się żywioł, jednak każdy działał na swój sposób, nie licząc się z nieobliczalnością pożaru. Vuko może nie był doświadczony w walce z ogniem, jednak jego zmysł podpowiadał mu, że do walki z takim przeciwnikiem należy zastosować jakąś taktykę. Na całe szczęście w tłumie wzrokiem wyłowił swoją bandę, która stała jak kołki, wpatrując się wielkimi oczyma w bezwzględnego przeciwnika trawiącego ich twierdzę.

- Mäkkan, Ingën, Bërsi, chłopaki, kurwa, w tej chwili do mnie! - zakrzyknął donośnym głosem Athelwine, otaczając swe usta dłońmi, aby spotęgować dźwięk. - Nie stać jak baranie dupy!

Nie minęło dużo czasu nim otulona w lnianą koszulę postać strażnika została otoczona przez piątkę jego najbliższych kamratów. Stali zdezorientowani, wyglądając w nim wybawienia.

- Nie wiem, co tu się odpierdala - zaczął Vuko, bezradnie rozglądając się wokół siebie - ale koniecznie trzeba z tym skończyć. Teraz słuchajcie się moich poleceń, jasne? Båldvin, Hälldor, Mäkkan! Zapieprzać do studni i napełniać największe wiadra, jakie znajdziecie. Będziecie nam donosić. Ingën! Biegnij w stronę kuźni i tam skoncentruj gaszenie pożaru. Ja z Bërsim zostaniemy przy komnatach. Musimy odciąć ogień od wschodu i zachodu, tak, by dalej się już nie rozprzestrzeniał. stopniowo przesuwając linie gaszenia w rejony sali biesiadnej. Wszyscy, łapcie po drodze ludzi, na jakich natraficie i zmuszajcie ich do pomocy, choćby siłą! Zrozumiano?! - Athelwine wyglądał na bardzo pobudzonego. Darł się jak rzadko, a w oczach płonął mu ogień mogący równać się z tym szalejącym na zamku. Nie wiadomo, czy było to spowodowane złym snem, czy może przyczyna była inna.

W końcu strażnik wiedział, że w podziemiach znajdują się ich zapasy łatwopalnego oleju i strzał przyrządzonych na ich bazie, które wytworzyli zeszłego dnia. Vuko nie chciał nawet myśleć, co może się stać, jeśli ogniste jęzory tam dosięgną.

Tymczasem akcja gaszenia pożaru zorganizowana przez mężczyznę trwała w najlepsze, stopniowo zdobywając zwolenników, którzy potrzebowali po prostu kogoś, kto ich poprowadzi w tak kryzysowej sytuacji.


 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 02-09-2015, 20:52   #44
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
- A może to podstęp? - pomyślał Herdull, poskromiwszy pierwszy, naturalny u niego odruch ruszenia na pomoc potrzebującym. Dlatego zanim zaangażował się w walkę z czerwonym kurem, upewnił się, że posterunki straży na blankach pozostają obsadzone, chociażby przez osoby, które przy gaszeniu pożaru mogą tylko zawadzać, ale oczy mają bystre a głos mocny. I stanowczo przykazał im patrzeć we właściwą stronę, zamiast tępo gapić się na płomienie. Dopiero potem pomknął za swoimi ludźmi, których od razu posłał do akcji ratunkowej. Podczas gdy oni mieli się siłować z żywiołem, Herdull próbował ratować osoby, które mogły zostać w komnatach i częściach zamku objętych płomieniami.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 04-09-2015, 22:34   #45
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Bliźniaki, Rolf i Solve zbiegli ze schodów zachodniej wieży i pchając z impetem drzwi od stróżówki wypadli wprost na dziedziniec. Ogień strzelał z okien Sali Biesiadnej i wejścia do warsztatu. Panował zgiełk. Mieszkańcy walczyli z żywiołem podając sobie wiadra z wodą i ratując dobytek. Vuko Athelwine kierował akcją, krzycząc i wydając rozkazy. Nikt na zapłakanych chłopców nie zwracał uwagi, którzy teraz przeciskali się po między ludźmi aż do sterty leżącego drzewa, gdzie stał Ëron. Starzec opuścił swoje zmarszczone oblicze na chłopców i od razu rozpoznał, że coś jest nie tak.
- Mama.. - powiedział jeden z bliźniaków.
- Nie żyje - dokończył drugi.
Ëron uniusł wzrok i spojrzał na zachodnią wierzę, z której właśnie wyszła w samej koszuli nocnej Eilen Gudleif, piastunka wnuków Jarla. Prowadził ją najstarszy syn Ingrid, Agnar, a na rękach niosła małego, rozpłakanego Talarda.
Starzec chwycił za rękę przebiegającą Stÿrię
- Zajmij się chłopcami i tamtą kobietą - powiedział twardo i ruszył przez tłum podpierając się kijem w kierunku wieży.


Herdull razem z Ülfur’em, miejscowym katem, utorowali sobie drogę przez korytarz obok jadalni. Gaszono już tam pożar, ale ściany były nadal gorące a bale podtrzymujące strop czarne jak węgiel. Pod nogami chlupotała woda. Obaj wynosili volvę z zadymionych podziemi. Dym piekł bezlitośnie w oczy, nos i gardło, nie dając szans na złapanie tchu.
Gdy wyszli z budynku, wreszcie mogli z ulgą zaczerpnąć świeżego powietrza. Smród spalenizny ustąpił na rzecz zapachu wilgotnego poranka, błota i chlewu.
Razem ułożyli volvę w podcieniach, na klepisku. Żyła, ale była nieprzytomna.
- Ëron woła ciebie i każdego thenga do komnat Ingrid - powiedział stojąc obok Hringür Galer, stajenny. Miał rozdartą koszulę i był umorusany sadzą - Nie mogłem znaleźć Liefa ani Kane’a - dodał.
Herdull dźwignął się z kolan i rozejrzał. Mieszkańcy i woje opanowywali sytuację. Kilka osób na dziedzińcu siedziało zmęczonych. Vuko jeszcze walczył przy warsztacie ze swoimi ludźmi, ale było to już tylko dogaszanie.
Swąd pożaru musiał ponieść się po okolicy. Z pewnością w obu obozach wiedziano już, co tu zaszło.
Ülfur klęcząc nad volvą skinął Herdullowi głową.
- Poradzimy sobie. Idź.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 21-09-2015 o 15:39.
Martinez jest offline  
Stary 13-09-2015, 22:09   #46
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Herdull wszedł po schodach nad wschodnią bramę, gdzie mieściły się komnaty Ingrid i minął zatroskanego Ālvara Elvëna. Mężczyzna stał w drzwiach i zaglądał do środka. Zrobił miejsce thengowi i z westchnieniem pokręcił głową. Pierwsza izba robiła za pokój dzienny, gdzie stał stół i krzesła, misa z wodą i duża ława. Na niej siedział Børghar Akkan, któremu Paleÿ Mårvar robiła opatrunek na nodze. Na środku podłogi rozciągnięte było ciało obcego człowieka, umorusanego błotem i śmierdzącego fekaliami.

- Musimy go do mnie zanieść - powiedziała medyczka, która uciskała udo rannemu strażnikowi - W ranie jest trucizna. Przydałby się alchemik i volva.
Ëron Stase stał podpierając się kijem i ożywił się, gdy zobaczył Herdulla.
- Dobrze, że jesteś - Doradca kiwnął dłonią na niego, po czym zwrócił się do Ālvara.
- Zajmij się Børgharem i sprowadź kogo Paleÿ potrzebuje. Zobacz jak idzie dogaszanie i znajdź resztę thengów.
Strażnik skinął głową i zniknął w korytarzu.
- Chyba już wiadomo skąd ten pożar się wziął - Tu starzec skinął na ciało intruza i ruszył do następnej komnaty - Niestety, dopiął swego.

Kolejna sala była sypialnią Ingrid. Stało tu wielkie łoże, szafy i komody. Na dość sporej, niedźwiedziej skórze rozścielonej na kamiennej posadzce leżało ciało przywódczyni. Plecami do góry. Kobieta była ubrana tylko w długą, białą koszulę, rozdartą zresztą i poplamioną krwią. Jej stopy spoczywały na łóżku, jakby nie zdążyła z niego zejść, lub ktoś ją z niego wyciągnął.
- Dalej, w następnej sali, leży ciało jej człowieka, Hansa - powiedział Ëron. Na jego twarzy widać było zmęczenie. Podszedł do stojącego krzesła i usiadł.
- Dzieci są całe, na szczęście.

Intruz miał paskudną, śmiertelną ranę. Miecz Børghar’a wciął się w mięsień kapturowy, po między karkiem a ramieniem, gruchocząc obojczyk, przecinając ścięgna szyi. Uderzenie było tak silne, że ostrze zatrzymało się dopiero na mostku. Płuco i serce było przecięte na pół. Śmierć była bardzo szybka. Ubranie zabójcy było brudne i mokre. Buty, kolana i łokcie umorusane w ekskrementach. Twarz, pomalowana na ciemno, z rozdziawionymi ustami zakryta przez ciemny kaptur.
- Nie znam go. To ktoś spoza Twierdzy - odrzekł Ëron zapytany o to przez Herdulla.

Łowca morsów tłumiąc niesmak przeszukał zabójcę. Trup odziany był w opinający strój wzmacniany ze skóry, spięty pendentem i innymi paskami. Na nogach miał miękkie, zdatne do skradania buty. Prócz uzbrojenia w postaci zatrutego sztyletu, noża i krótkiego miecza, miał również woreczek ze sproszkowanymi ziołami. Zapewne nie był to lubczyk, ale sam Herdull wolał nie sprawdzać. Dodatkowo zauważył liczne rany na rękach, pęcherze i cięcia. Jak od liny i wspinania. Otłuczone i brudne łokcie. Zabójca musiał się gdzieś wspinać i czołgać. Po tym wszystkim Herdull skorzystał ze stojącego w kącie dzbanu z wodą i misy, by zmyć z siebie brud zebrany mimowolnie z denata.

Summår Vaten i Ɣalür Blød weszli do sali, najwidoczniej przysłani przez Ālvara.
- Weźcie go - powiedziała Paleÿ - Zanieście do moich komnat.
Medyczka otrzepała ręce i wstała.
- Czy jestem jeszcze tu potrzebna?
- Nie, nie. Możesz iść - odpowiedział starzec.
Kobieta oddaliła się wraz z mężczyznami i wkrótce w sali pozostał tylko Herdull i doradca.

Ëron spojrzał w okno w które nieśmiało świeciło słońce.
- Pożar i zabójstwo dzień przed zakończeniem negocjacji to naprawdę zaskakujący zwrot. Gdyby było to planowane, chyba mielibyśmy już oblężenie. Musimy jednak być gotowi. Co z obozem zachodnim? Zrobiłeś zwiad. Czy thengowie będą go atakować? - Zapytał starzec.
- Trudno wyrokować w obecnej sytuacji. Sam nie dostrzegam korzyści z takiego działania. Wcześniej skłaniałem się ku obronie twierdzy, ale teraz to już nie ma żadnego sensu - gdy wieść o śmierci Ingrid się rozejdzie, morale całkiem upadnie. Lepiej uchodzić, zabrać ze sobą, co się da i dopiero po przegrupowaniu, znalezieniu jakichś sojuszników, spróbować walczyć dalej.
- Póki co, dobrze by ta wieść jednak się nie rozeszła. Zakładam, że nasi wrogowie nie wiedzą, że Ingrid nie żyje. Tak czy siak, aby wyjść z Twierdzy, trzeba będzie utorować sobie drogę. Zebrać oddziały i czym prędzej zaatakować obóz wschodni. Taka jest moja rada.
- Tak też i ja sądzę.

- Martwię się trochę o moich ludzi wysłanych na polowanie - po chwili milczenia podjął Herdull - ale cóż, będą sobie musieli jakoś poradzić. Może podążą po naszych śladach.
- To chyba dziś mija dzień ich powrotu? - mruknął zafrasowany doradca. Jego starcza twarz wydawała się umęczona od trosk. Mimo to uśmiechnął się
- Dzień się jeszcze nie skończył.
Do sali wszedł Jens Sjërme. Rosły mąż, którego widocznie ktoś tu zawołał. Towarzyszyła mu Maren. Widok ciała Ingrid wywołał w niech szloch, który z początku trudno było jej opanować. Przyklękła przy Ëron i wtuliła się mocno.
- Już dobrze, dziecko - powiedział starzec ciepłym głosem.
- Tamten jest w sąsiednim pokoju? - Zapytał Herdulla Jens i ruszył do komnaty Hansa Midrith’a.
- Weź czystą tkaninę i owiń ciało Ingrid - Powiedział starzec do dziewczyny - Jens ci pomoże. Zaniesiecie ciała do sali obrad.

- Szczerze powiedziawszy, nie wiem co teraz - westchnął doradca zagadnięty przez Herdulla o przyszłość rebelii - Nie sądziłem, że tak to się skończy. Bez wodza i członka rodziny Thørkell, rebelia w chwili obecnej nie istnieje. Nie ma kto jej prowadzić.
Starzec wstał ciężko z krzesła i zaczął szukać kielicha.
- Normalnie, to przywództwo objąłby najstarszy stopniem, czyli Huskarl, Lärs Yndårr. Nie ma go jednak w twierdzy. Mamy trudną sytuację Herdull. Thengom nie spieszno do poprowadzenia ludzi, więc nie jestem pewien, czy Rada by się sprawdziła.
Łowca morsów tylko wzruszył na to ramionami. Znał się na zwierzętach, nie na rebeliach ani ludziach.
Ëron znalazł kielich i napełnił go wodą z dzbana.
- Lief jest dobrym kandydatem. W końcu syn jarla. Zapytam się go o to, jak go spotkam - powiedział doradca i napił się.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 15-09-2015, 21:34   #47
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Powrót

Herdull Bjornson szybkim krokiem przemierzał blanki twierdzy kręcąc się w tę i spowrotem. Nerwowo szarpiąc brodę spoglądał to w mur pod stopami, to w niebo, to w kierunku lasu. Łowcą morsów targały wątpliwości, jakich nie doświadczył nigdy wcześniej. Onegdaj zawsze, kiedy podejmował życiowe decyzje, wiedział co musi zrobić i robił to. Po prostu. Aż do dzisiaj.

W momencie, kiedy Herdull zobaczył twarze chłopców, którzy właśnie stracili matkę, coś w nim pękło. Wcześniej wielokrotnie był świadkiem podobnych obrazów, ale po raz pierwszy dopuścił do siebie uczucia. Po raz pierwszy pozwolił sobie współodczuwać z tymi, którzy doznali wielkiej straty. Kilka dni temu powiadomił chłopca o śmierci jego dziadka, a dziś młody stracił matkę. Na oczach łowcy morsów świat malców rozpadał się na kawałki wielkości płatków śniegu.

- Odchodzę - wychrypiał Herdull Bjornson stojąc twarzą w twarz ze swoimi ludźmi. Starał się patrzeć im w oczy, ale nie potrafił. - Ingrid Thørkell Reidardatter, córka Jarla Thorina Reidara Thørkella decyzją thengów przywódczyni rebelii, padła z rąk zabójcy. Twierdzę już trawi pożar a ludzi ogarnie zwątpienie, jak tylko wieść się rozniesie. Spróbują ucieczki, będą musieli się przebić i prawdopodobnie zginą z rąk oddziałów stacjonujących pod twierdzą. Albo się przebiją i ujdą na północ. Kobiety, starcy, dzieci i kilku wojowników. Oto co zostało z rebelii.

Łowca morsów powiódł ponurym wzrokiem po swoich ludziach zebranych w jakimś odosobnionym zakątku twierdzy.
- Wracam do domu. Komu po drodze, ten może ruszyć za mną. Kto zostaje, niech powiadomi Ërona. Dobrze było mieć przy boku takich druhów, jak wy. Jeśli kiedyś rebelia odżyje, jeśli pojawi się promyk nadziei na wolną Nordię, wiecie, gdzie mnie szukać. Tymczasem bywajcie.

Herdull wyśliznął się z twierdzy tajnym przejściem pod osłoną nocy. Korzystając z posiadanej wiedzy o wrażej strażnicy i patrolach chciał jakoś prześliznąć się między posterunkami nieprzyjaciela. Myślami zaś był już daleko stąd: w jednej z małych rybackich wiosek rozsianych wzdłuż zachodniego wybrzeża Nordii wraz z żoną i synem, których nie widział od dwóch lat. Zostawił ich, by ruszyć na wojnę z Thursami. Teraz do nich wracał. Zanurkował między cienie drzew i zniknął w ciemnościach nocy nucąc starą pieśń łowców...


Długie, trudne lata na morzu zebrały swoje żniwo.
Przez trzynaście zim i wiosen byłem tak daleko.

Tak daleko, daleko od miejsca, które nazywam domem.
Miejsca tak pięknego, w którym umrzeć pragnę.
Czy kiedykolwiek widziałeś rzeki Nyforu?
Albo majestat gór Breviku?

Tyresö, zostawiłaś znamię w moim sercu.
Dom... wracam znów do domu.

Gdy myślę o domu, wspomnienia płoną wewnątrz mnie.
Czy mój syn wciąż pamięta mnie?
Czy jego matka wspomina dawne chwile?

Czy rozpozna tego szarego, pokrytego bliznami starca?
Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę jej uśmiech?
Czy wyjdzie mi na spotkanie, gdy przybiję łodzią do brzegu?

Matko Svena, zostawiłaś znamię w moim sercu.
Więc ja znów wracam do domu.

Dla domu i bliskich popłynąłem tak daleko.
Dla domu i bliskich znów wracam do domu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dBjMhtc_3vU[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 16-09-2015 o 16:59.
dzemeuksis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172