Harald ufał przeczuciom, szczególnie, że niejeden raz uratowały mu życie. A i niejeden raz wycofywał się bezsensownie, chociaż teraz o tym nie myślał. Nie chciał umierać, więc postanowił działać. Ogarnięci żądzą zdobycia łupów towarzysze, w żaden sposób nie zapewniali bezpieczeństwa ani nawet zbytniego zarobku.
- Panowie, kurwa - odezwał się w niewyszukany sposób, lecz z uśmiechem. - Opanujcie się. Nie czujecie tego dziwnego zapachu? Skąd tutaj jakie cholerne, gnijące truskawki? Jak nic to śmierdzi jakimś lichem, nie dajcie bogowie Panem Rozkoszy. - Zadrżał lekko i wyszedł na ulicę, rozglądając się na boki. - Ostrzegłem was, sam ryzykować nie zamierzam. Chcecie plądrować - wybierzmy inny region, ale ten budynek podpalmy i spierdalajmy.