Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2015, 14:03   #46
Saverock
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
-Skoro pomagałaś w Paryżu i to możesz się przydać., Zaprowadzę Cię do szpitala. Najpierw jednak stołówka - odparła Arin i wraz z trójką żołnierzy zaczęła prowadzić ich do wspomnianej stołówki. Dopiero ich odejście sprawiło, że zbierający się mieszkańcy zaczęli się rozchodzić. Szli dosyć długo. Przez cały czas łowcy mogli zobaczyć, że ich obecność przyciągała uwagę wszystkich wokół. Gdzie przeszli, tam wszyscy milknęli i patrzyli na nich. Jedni ze strachem, inni z zaciekawieniem. Jednak w zdecydowanej większości był strach.

W końcu znaleźli się u celu. Dokładniej przed budynkiem opuszczonej szkoły, który teraz służył za miejsce noclegu dla wojska i skoro zostali tu poprowadzeni, musiało służyć również za stołówkę dla nich. Poprowadzono ich na salę gimnastyczną, gdzie ustawiono bardzo dużo stołów i ławek do siedzenia. W tej chwili miejsce to świeciło pustkami. Arin posadziła łowców przy jednym ze stołów, a swoich towarzyszy posłała, by przynieśli coś do jedzenia.
- Skąd wiecie, że mamy problemy z demonami? - zapytała od razu. Z miasta nie wysłano nikogo, by szukać pomocy. Uznano, że mija się to z celem. Nie warto było tracić ludzi na bezowocne poszukiwania. A szansa znalezienia kogoś w okolicy i dotarcia z nim z powrotem tutaj graniczyła z cudem. - I dlaczego przybyliście tutaj, skoro miasto wydaje się być stracone?- Po chwili przyniesiono jedzenie. Przed każdym z łowców postawiono talerz zupy warzywnej i podzielono między nich bochen chleba.

- Bo byliśmy w Paryżu. - Odparł Siergiej krótko i na temat po czym zabrał się za zupę.

Lucille spojrzała na Arin. Lekarka jeszcze nie zabrała się za jedzenie. Czuła głód, ale czuła też, że nie będzie w stanie niczego przełknąć, przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Nie trudno się domyślić, że macie problem z demonami, jak się jest pod murami miasta - odpowiedziała trzymając w dłoni kromkę chleba. - To widać na każdym kroku, słychać. Spotkaliśmy też jeszcze jakiś ludzi pod murami miasta, oni potwierdzili nasze przypuszczenia. Nie myśleliście o tym, by ich wziąć na tę stronę murów? Zawsze będzie to ileś dodatkowych par rąk do pracy i ewentualnej bitki.

-Wierzycie, że możecie uratować inne miasto. To by wiele wyjaśniało - powiedziała Arin, sama do siebie.
- Nie widzieliście tego, co my. Demony są sprytniejsze niż nam się wydawało. Jeden udawał człowieka. Uratował mnie i kilku ludzi, z którymi podróżowałam. Doprowadził nas tutaj, a potem nastąpił atak i on ujawnił swoją prawdziwą naturę. Wprowadzenie do środka kogoś nieznajomego może się źle skończyć. Gdyby nie to, że droga, którą tu przybyliście, została zablokowana, zmusilibyśmy was do powrotu. Musimy mieć nadzieję, że nie jesteście kolejnym demonami, która przybierają ludzką postać - wyglądała na zamyśloną, gdy mówiła. Szczególnie, gdy wspominała o demonie, który uratował jej życie. Jakby nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

Przyznanie się do tego, że pewnie wiedzą, o jakiego demona w człowieczej postaci chodzi, zapewne na dobre by im nie wyszło. Dlatego Lucille nie wspomniała o tym, że i na swojej drodze spotkali Sava. Kobieta zdziwiła się też, że nikt z tutejszych (skoro tak bardzo chcieli się pozbyć przybyszów) po prostu nie wywalą ich na przykład innym wejściem do miasta. Z całą pewnością mieli taką możliwość. Ale to też pozostawiła w sferze swoich przemyśleń. Kobieta zmieniła trochę temat.
- Jak dużo osób tu żyje?

Siergiej zerknął na kobietę o imieniu Arin po tym jak skończył pałaszować drugi talerz zupy. Iwan III był na stole koło niego i sam wżerał końcówkę słonecznika z magicznej puszki ruska.
- Macie jakieś słoneczniki? - Musiał nakarmić swojego towarzysza, to była dla niego jedna z najważniejszych rzeczy na ten moment. - Jedynym, albo jedynymi którzy są sprytniejsi są ich dowódcy. Coś w stylu nadświadmo ści, kontroluje te bestie przez co nie mamy jakichkolwiek szans w walce. Paryż długo się nie trzymał, Rzym też się nie utrzyma jeżeli sztab tych kurestw będzie żył, nie ma żadnych szans. -

-Za dużo - odpowiedziała Arin na ptanie Lucille. Widać było, że temat ten nie był dla niej przyjemny. Po tym, gdy zaczęła mówić dalej, można było się domyślić, dlaczego. - Po pierwsze, mamy mało jedzenia. Ciężko jest wykarmić wszystkich. Spora część zapasów po prostu stała się niezdatna do spożycia po pierwszym ataku. Może taki był ich cel, skazić okolicę, by nas osłabić. A po drugie… zbyt wielu zginie, jeśli przegramy - westchnęła ciężko i spojrzała na Siergieja.
- Czy koniecznie musi być słonecznik? Jakieś nasiona mamy, ale nie wiem, czy jest wśród nich słonecznik. Mamy większe problemy - nie powiedziała tego z wyrzutem. Rozmówcy zdawali sobie sprawę z tych problemów i nie trzeba było im tego tłumaczyć. Nie było również sensu ich zniechęcać do siebie.
- Jak chcecie znaleźć i zabić tych dowódców? Jeśli oni w ogóle istnieją i będą wystarczająco blisko walki.

Martin początkowo niechętnie spoglądał na podane jedzenie, ale gdy zobaczył jak Sergiej w błyskawicznym tempie "wciąga" dwa talerze, jego własne kiszki zaczęły grać mu marsza. Już sięgał łyżką do ust, już miał się wgryźć w swój kawałek chleba, ale wtedy do jego uszu dotarły słowa Arin "za dużo", "mamy mało jedzenia", "ciężko jest nakarmić wszystkich". Ręka z łyżką zatrzymała się w połowie drogi, a następnie powoli opadła na stół. Komandos sięgnął do swojego plecaka. Wyciągnął z niego dwie puszki konserwy i paczkę sucharów. Położył je na stole koło Arin. Nie było to dużo, ale tylko tyle mógł poświęcić. On sam ten jeden dzień może jeszcze pościć.
Następnie wstał i wściekły podszedł do najbliższego okna. Głód mu doskwierał, ale to nie on był głównym powodem jego gniewu. Wspomnienie Sava obudziło w nim wspomnienia z Paryża, oczami wyobraźni widział tego padalca jak... Zacisnął mocno pięści. Miał ochotę w coś przywalić, a najlepiej w kogoś. Kogoś konkretnego. Po kilku głębokich oddechach uspokoił się i wyjrzał przez okno. Wpatrywał się w pobliskie zabudowania, w wynędzniałych ludzi chodzących po ulicy i rozmyślał nad zadanym przez ich "przewodniczkę" pytaniem. "No właśnie, jak to zrobić?".

Odpowiedź Arin nie przypadła do gustu Lucille. "Za dużo" nigdy nic dobrego nie wróżyło. Lekarka jednak na ten moment nie chciała wiedzieć, co i czy cokolwiek robią z tymi "nadwyżkami" w szpitalu. Gdzieś w środku żywiła nadzieję, że jednak nic, czego lekarz mógłby się wstydzić. Spojrzała na Loupa, coś go nosiło. Liczyła jednak, że nie będzie z tego powodu awantury. Zjadła niewiele, dużo nie potrzebowała.
- Jestem gotowa, jeśli mogłabyś mnie zaprowadzić do szpitala... Sądzę, że tam będę bardziej przydatna niż gdziekolwiek indziej.
Lucille spojrzała na towarzyszy i westchnęła. Nie miała pojęcia, co dalej z nimi będzie. Wcześniej mieli jakiś cel. Teraz jakby go osiągnęli. Stąd też lekarka nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Doszła więc do wniosku, że zajęcie się czymkolwiek pomoże jej odpędzić ponure myśli.

Lu się myliła, nie osiągnęli swojego celu, przynajmniej według Siergieja. Dotarli do Rzymu, ale to była tylko część ich celu. Chciał ochronić to miasto… no, zrobić wszystko co w jego mocy. Jakby miał skończyć na pustkowiu gdzie żyją tylko demony a ludzie zgineli to by szybko zwariował.
- Najważniejsze pytanie to nie jak, ale kiedy. Musimy zrobić to jak najszybciej, musimy uprzedzić ich atak. Po pierwsze, jak już powiedziałaś jedzenie się kończy. Po drugie, Paryż chyba nauczył nas, że broniąc się nie mamy najmniejszych szans na wygranie z tymi skurwysynami. - Rosjanin spojrzał po chwili na Iwana. - Czy on wygląda na kogoś kto je coś innego niż słonecznik?
Ugryzł bochenek chleba i go spokojnie przeżuł. - Musimy jeść. Martin, ty też. Jeśli będziemy zmęczeni to zapasy w spichlerzach zgniją, albo zostaną zeżarte przez demony. Wybierajcie. - Poczuł zmęczenie, po całej podróży z Francji. Chciał się przespać, ale wiedział, że muszą szybko działać.

---------------------------------

Martin był wściekły i miał tylko jeden cel. Lucille chciała pomóc w szpitalu. Siergiej nie pogardziłby odpoczynkiem. Lisa jakoś dziwnie mało się odzywała, w trakcie tej rozmowy. Po prostu jadła i jakby była nieobecna. Im dłużej czekali, tym w gorszej sytuacji byli. Nikt nie wiedział, co zrobić, by zapobiec atakowi albo go przetrwać. Trzeba było działać, ale jak? To było najważniejsze pytanie. Los dał odpowiedź sam. Nagle w cały mieście rozległo się bicie dzwonów. Raczej nie oznaczało to nic dobrego. A gwałtowna reakcja Arin i obecnych żołnierzy potwierdzała obawy.
- Wyłom! - krzyknęła kobieta i poderwała się z ławy. - Macie okazję pokazać, po czyjej jesteście stronie! Szybko! -krzyknęła i wybiegła ze stołówki, nawet nie sprawdzając, czy łowcy za nią podążyli. Tylko czemu mieliby tego nie robić? Przecież właśnie po to przybyli do miasta, wiele po drodze ryzykując. Nawet Lisa, co prawda bardzo niechętnie, ale nie odłączyła się od grupy i ruszyła za Arin.

Na ulicach panowała panika. Mieszkańcy uciekali, krzyczeli, zamykali się w domach. Matki krzyczały za dziećmi. Pewnie część z nich została staranowana w tym chaosie. Biegnąc za Arin, łowcy widzieli z każdym krokiem coraz więcej żołnierzy, którzy biegli w tym samym kierunku, co oni. Nagle zaczęły pojawiać się demony. Z nieba spadały latające bestie, stada piekielnych ogarów szukały ofiar, a kozłoludzie z wszelkiego rodzaju dużymi broniami rozpraszali się po całym mieście. To na pewno nie było wszystko, co czekało na łowców i innych obrońców miasta. Paryż nie uległ przecież armii kundli i kóz.
- Musimy dostać się do wyłomu! Nie może wejść ich więcej! - krzyczała Arin, strzelając do nadbiegających ogarów. Lisa starała się chronić biegnącą grupę tarczą, więc większość demonów ich omijała. Zapewne, by znaleźć łatwiejsze ofiary.

Zaczęło się. Wszędzie wokół trwała walka. Wrzaski zabijanych ludzi, mieszały się z odgłosem wystrzałów, rykiem demonów, ujadaniem ogarów oraz skrzeczeniem latających bestii. Wydawano ciągle jakieś chaotyczne rozkazy, który były po prostu niezrozumiane. Jakiekolwiek były wytyczne w razie ataku, teraz każdy dbał tylko o siebie i robił wszystko, by przeżyć. Siergiej, gdzie nie spojrzał, widział aurę demonów. Tyle tego było, że sam nie potrafił uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Wciąż biegli do przodu, zabijając wszystkie demony, które odważyły się stanąć im na drodze.

W tym całym zamieszaniu, ciężko było określić, jak długo biegli, ale w końcu stanęli u wyłomu, o którym wspominała Arin. I to, co tam ujrzeli, nie napawało optymizmem. Wszędzie leżały trupy. Zarówno obrońców, jak i atakujących. A do środka napływały coraz to kolejne demony. Nagle pojawili się rycerze. Zakute w zbroje istoty. Można by pomyśleć, że to ludzie, chcący pomóc, ale czerwone ślepia widoczne spod przyłbic z ogromnymi rogami, jasno dawały do zrozumienia, że to jakiś rodzaj demonów. Wszyscy dzierżyli miecze, a ich ciała chroniły metalowe płyty zbroi, które były pokryta kolcami. Gruba, która kierowała się w stronę łowców, liczyła dziesięć takich demonów.

 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline