24-08-2015, 21:44
|
#44 |
| To nie był dobry dzień dla rycerza. Najpierw zmuszony był uciekać przed bandą hobgoblinów, a potem przed bandą ogrów. Jeśli tak miała wyglądać jego pokuta to była ona zaiste ciężka.
Ogry nie były w zasadzie ogrami ale jakimiś półdzikimi olbrzymami, zresztą jak okazało się później całkiem przyjaznymi olbrzymami.
- Jestem Zygfryd de Leve - przedstawił się czarny strażnik - Zaiste niezwykła to dla nas sytuacja, spotkać przyjazne dusze w tym rejonie.
Choć wyglądało na to że olbrzymy są przyjazne, to rycerz starał się być czujny. Wolał nie obudzić się nagle w garze jak mięso rosołowe, tylko dla tego że bezgranicznie zaufał kilku olbrzymom o miłej aparycji. |
| |