Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2015, 00:08   #205
Narina
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Rozmowa z Gottfriedem

Elena ocknęła się, bo upadła na deski. Podniosła głowę i przez dłuższą chwilę nie wiedziała, co się stało i gdzie się znajduje. Spoglądała tępo po zgromadzonych. Spojrzała też i na kapitana. Coś mówił, ale ona nie bardzo przyswajała słowa opuszczające jego usta. Zmrużyła oczy, bo nawet tak nikłe światło ją raziło. Drużynnicy to się między sobą sprzeczali, to dyskutowali na tematy, na które teraz dziewucha ni w ząb nie miała ochoty. Podjęto za nią kolejną decyzję. Może to i lepiej? Widziała strapionego Wolfa, patrzyła na elfke, fanatyczkę i innych. Czuła ucisk w dołku i swego rodzaju niewypowiedziany żal. Na ten moment nie była niczego pewna. Po prostu dochodziła do siebie. Siedziała jeszcze chwilę na deskach. W końcu podniosła swoją rzyć i to, co jej zostało. Zerknęła na Gottfrieda w większym skupieniu. Był tu, więc się udało. Usiłowała sobie przypomnieć, jak to się stało, że znaleźli się w tym właśnie miejscu. Powstanie nowego statku złodziejka zarejestrowała resztkami świadomości. Pewnie za jakiś czas dopiero do niej dotrze, jakich cudów była świadkiem. Toż to nie często się zdarza, by okręt powstawał z dna morza i to jeszcze z panią kapitan. Jednak w tym momencie Elena nie miała sił, by jakoś bardziej żywiołowo zareagować. Potem pewnie uzna, że gdzieś jej się to przyśniło.
Dziewczyna bez słowa przeszła po kładce na drugi pokład. Było jej przeraźliwie zimno, czuła w środku ogromną pustkę z powodu nie wiadomo czego. I miała wyrzuty sumienia, a do tego się bała, że pani kapitan wywali ich na zbity pysk ze statku za to, co zrobili. Starała się nie pokazywać tego po sobie i pewnie jej to wychodziło chociażby ze względu na to, że trzęsła się jak osika, a morze dodatkowo wyssało z niej wszystkie siły. Marzyła więc, by pójść spać. Zerknęła za rycerzem, jakby się upewniała, że to nie miraż. Był. To dobrze.

Rycerz po wylądowaniu na pokładzie “Przewoźnika” upadł na kolana. Zbroja ciążyła mu niemiłosiernie, a przemęczone mięśnie, zmuszone do najwyższego wysiłku utrzymywaniem ciężaru rycerza i zbroi na powierzchni, odmówiły na chwilę posłuszeństwa. Oddychał ciężko i zamkniętymi oczami zbierał się do niebotycznego wysiłku jakim było powstanie. Po chwili, chwytając się lin podniósł się by wysłuchać słów Kapitana. W odpowiedzi skinął tylko głową, cóż więcej mógł zrobić? Fakt, że dostali od niego czas na dopadnięcie nekromanty, zdziwił go niepomiernie, ale kto mógł przejrzeć zamysły takiej istoty? Gdy Kapitan przyzwał “Odkupienie” z Marisole na pokładzie, patrzył oniemiały ze zdziwienia i przerażenia. To, co widział, przekraczało jego pojęcie. Otrząsnął się dopiero, gdy większość jego towarzyszy już weszła na pokład nowego środka transportu. Ruszył za nimi, ale jego ruchy były nadal niepewne, od czasu do czasu wstrząsały nim niekontrolowane drżenia. Wchodząc na pokład podniósł swój hełm na zawieszony na jednym ze słupków do których przywiązane były liny. Wziął go z wahaniem, i nie chcąc zakładać umieścił w zgięciu ramienia. Przysłuchiwał się rozmowie, którą prowadzili jego niegdysiejsi towarzysze. Nie wtrącał się, choć miał ochotę, ale nie sądził, że jedyne słowa, które mu się cisnęły na usta, poprawiły w jakikolwiek sposób sytuację. Mógł sobie wyobrazić reakcję Wolfganga i elfki na słowa “następnym razem trzymaj tą szaloną sukę na smyczy”, gdyż gdyby ktoś tak powiedział o Elenie, to polałaby się krew. Musiał teraz podjąć pewne decyzje, nie był już związany z drużyną i jej celem, gdyż oddając się pod rozkazy Kapitana Trappa zerwał przysięgi, które złożył wstępując do zakonu. Nie był już Czarnym Gwardzistą Morra, więc cała wyprawa straciła dla niego sens. Poczuł szczypanie pod powiekami, ale wmówił sobie, że to pozostałości morskiej wody i odetchnął głęboko, ocierając twarz z łez. Rozejrzał się w poszukiwaniu tej, dla której poświęcił swoje dotychczasowe życie. Tylko jej obecność mogła utrzymać go wśród drużyny, czas było na poważną rozmowę. Powoli, nadal chwiejąc się nieco podszedł do dziewczyny. Miał nadzieję, że za chwilę nie usłyszy, że go okłamała żeby uratować mu życie i dać szansę. Gdyby tak się stało, nie ręczył za siebie. Po drodze zauważył swój plecak, otwarty i zaplątany w liny. Przyklęknął i sprawdził zawartość, krzywiąc się po chwili, gdyż niemal wszystko co lżejsze zostało wymyte, pozostawiając nasiąknięte wodą ubrania i koc. Wyciągnął płaszcz i strząsnął go porządnie, był skórzany i nasączony oliwą, więc nie ucierpiał za mocno. Plecak zarzucił na ramię, podszedł do dziewczyny i okrył jej drżące ramiona płaszczem.
- Eleno, nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego przyłączyłaś się do tej drużyny. Chcę usłyszeć o tym teraz. - jego głos był zachrypnięty, ale mocny, a ton zdecydowany.

Złodziejka spojrzała na rycerza. Na początku jej wzrok był nieobecny, dopiero po chwili wróciła na miejsce. Zmrużyła oczy i skupiła uwagę na chłopaku.
- Bo nie było o czym w sumie. No i nigdy nie pytałeś - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Naciągnęła na siebie jego płaszcz. Uśmiechnęła się mizernie. Bez słowa przeszła w takie miejsce, żeby móc usiąść i odsapnąć. Poczekała, aż Gottfried do niej podejdzie i też siądzie.
- Pomóc ci zdjąć to wszystko?- zapytała i ziewnęła mocno. Przetarła oczy. I zanim uzyskała odpowiedź, zaczęła mówić. - Dostałam w Altdorfie zlecenie. Niby prosta robota za dobrą stawkę. Oczywiście zamiast dać nogę, to przyjęłam robotę, też i z ciekawości, z chęci sprawdzenia się. Ale w czasie pracy wpadłam prawie jak śliwka w kompot. I potem ten, co mnie przyłapał widząc, że coś tam jednak potrafię, dał mi inną robotę. Tak znalazłam się w posesji Wolfa, w lochach. Ale chyba zanim on tam jeszcze rządził. Pech chciał, że noga mi się powinęła wtedy. Nie wiem, ile tam siedziałam. W momencie, w którym Wolf przejął władzę, wyciągnął mnie z lochu. I zaoferował wyprawę. Nie miałam nic do stracenia, to i poszłam. - miała teraz mętlik w głowie, więc i wyszło jej to mało składnie. Ale sens ciągu zdarzeń przekazała. Pominęła niektóre bodźce i motywacje, ale odpowiedziała na pytanie rycerza.
- Mało interesujące, więc i nie rozpowiadam o tym na lewo i prawo. Nie jest to historia, jakie przekazują sobie inni z zapartym tchem.

Rycerz skinął głową, pewne sprawy układały się zatem po jego myśli.
- Zatem to nic ważnego, doskonale. Dzisiejsze przeżycia z pewnością pokrywają całości wypuszczenie Cię z lochu. W najbliższym porcie opuścimy tę grupę. Ich sprawy nie są już naszymi. Nie mam zamiaru przez ten rok ryzykować Twojego życia. Pojedziemy na północ do Imperium, moja kuzynka w Middenlandzie da nam schronienie. Nigdy nie prosiłem jej o żadną przysługę, a krew nie woda, pomoże nam. - powiedział spokojnie.

- A co będzie za rok? - dziewucha zapytała niepewnie. Spojrzała na niego wyraźnie zaniepokojona. - Ten, co mi zlecił ostatnią robotę, to pokazał mi nazbyt dobitnie, co może zrobić. Boję się takich jak on i kapitan tego statku. Oni są... oni są... nieobliczalni? Nie chcę z takimi zadzierać - odpowiedziała szczerze. Potem spojrzała gdzieś przed siebie. Skuliła się, żeby skumulować więcej ciepła.
- Wolę nie wracać do Imperium bez kryształu, jaki mam zdobyć. Tamten na pewno będzie o tym wiedział, że odpuściłam i wróciłam z niczym. A dopóki mnie tam nie ma, dopóki poszukuję, to on płaci za leczenie mojej matki. Więc tak jest dobrze.
Elenę aż ściskało w dołku. Zrobiło jej się słabo ze stresu, zbladła całkowicie. Jeszcze kilka chwil temu przyrzekała sobie nie mówić nic o sobie, a w szczególności o matce, a teraz znów dzieliła się największym sekretem, jaki miała. Ostatnio wspomniała o tym Wolfowi i co się stało? Przeszedł ją dreszcz, oparła się plecami o poręcz. Zaczęła oddychać głębiej, bo oblały ją zimne poty. Zrobiło jej się koszmarnie gorąco.

- Zapomniałaś poprzednio powiedzieć o matce. - głos Gottfrieda był zimny niczym powiew wiatru z Norski. - Zawzięcie też nie chcesz powiedzieć kim jest człowiek który wysłał Cię na południe. Może zatem przestaniesz kręcić i powiesz mi prawdę? - w głosie rycerza nie było litości. Stracił właśnie sens życia. a jedyne, co jak na razie zyskał, to garść półprawd. Elfka była szalona i nie podlegało to dyskusji, a Gottfried chwiał się na krawędzi przepaści, w którą ona wpadła i potrzebował czegoś, żeby się uchwycić, czegoś co utrzymałoby go przy zdrowych zmysłach, a brak zaufania ze strony Eleny podkopywał grunt pod jego stopami.

Każde stanowcze słowo rycerza wbijało się w głowę Eleny i aż huczało na dodatek z ogromnym echem. Odpowiadała na jego pytania, mówiła szczerze i nie kłamała. A on zarzucał jej, że ukrywa przed nim jakieś rzeczy, że łga. Nie powiedział tego wprost, ale ton jego głosu był nazbyt wymowny. Robił jej wyrzuty, całkowicie nie próbując zrozumieć, w jakiej ona znalazła się sytuacji.
- Najpierw był to Hans Zimmer, książę złodziei. Kazał mi okraść Wilhelma Frohesa, czy jakoś tak. Chciał dostać dokument w specjalnej tubie dla jakiegoś egzotycznego zleceniodawcy, później wyszło, że to nekromanta był. Jak się potem okazało Wilhelm Frohes był Mistrzem Kolegium Ametystu. Ten sam nazwał się władcą Klepsydry, strażnikiem tajemnic Shyish. I on chciał, żebym w Baroni odnalazła czarnoksiężnika i jego mały, czerwony kryształ. Więcej nic nie wiem - wszystko to wypowiedziała jednym tchem, bardzo pospiesznie. Ostatnie słowa były prawie wyszeptane na resztkach oddechu. To, co mu przekazała, nie wydawało się jej absolutnie ważne. Nie miała pojęcia, dlaczego tak ją przyparł do muru.

Gottfried pokiwał głową, imiona nic mu nie mówiły, ale tytuły owszem. Powrót do Imperium był zatem obarczony więcej niż ryzykiem. Tak czy inaczej okazało się że nie jest w stanie ochronić Eleny, nie przed takimi osobnikami. Pozostawało pomóc Elenie w uzyskaniu tego kryształu, co mogło być problemem, jeżeli chodziło o jeden z kryształów Dżina.
- Więc nie wrócimy do Imperium. - powiedział zrezygnowanym głosem, gdy szansa na chwilę szczęścia zniknęła niczym śnieg w promieniach wiosennego słońca. - Pomogę Ci zdobyć ten kryształ. Co będzie później, zobaczymy. Skoro Trapp daje nam czas na załatwienie swoich spraw, to poszukiwania które dla nas zaplanował są znacznie bardziej niebezpieczne. Tak czy inaczej… - wzruszył ramionami. Co miał powiedzieć? Że tak czy inaczej czeka ich życie w podróży, od niebezpieczeństwa do niebezpieczeństwa? Że nie dla nich szczęśliwe zakończenie tego wszystkiego? Przecież i tak o tym wiedziała. Spojrzał na nią, odetchnął głęboko i osunął od siebie troski o jutro. Dzień dzisiejszy był dostatecznie trudny.
- Musiałem wiedzieć Eleno, musiałem wiedzieć co zrobić. Gdy dotrzemy na ląd, zgłoszę się do najbliższego zakonu Morra, gdzie zostawię zbroję i pas rycerski. Odbiorą mi Medalion Kruka i w milczeniu odprowadzą za bramy, gdzie przestanę być Czarnym Gwardzistą. Przysięgi, jakie dzisiaj złamałem, dawały mi cel, nadawały sens mojemu życiu. Teraz nie mam nic, oprócz Ciebie. - z wahaniem wyciągnął ku niej dłoń.

Gdyby Gottfried wyjaśnił jej wszystko na początku rozmowy, Elena nie czułaby się jak zaszczuty pies. A tak? Siedziała skulona na deskach pokładu, nogi podciągnęła pod brodę i owinęła się cała w jego płaszcz, a w jej głowie myśli wirowały szalone bez jakiegokolwiek ładu i składu. Potrzeba snu całkowicie się od niej odsunęła robiąc miejsce stresowi. Usiłowała z całej siły skoncentrować się na tym, co mówił Gottfried. Szło jej to niezwykle ciężko.
- Ale w taki sposób musiałeś? - Wychrypiała cienkim, drżącym głosem. Najwidoczniej nie zwrócił uwagi, że sposób, w jaki zadawał jej pytania i drążył, nie należał do najlepszych. Tak przesłuchiwało się wroga lub osobę postronną. Odwróciła głowę w bok i spojrzała na chłopaka. W jej oczach mógł dostrzec, jeśli tego chciał, lęk. Nie była w stanie teraz odpowiedzieć na jego słowa o zaprzestaniu bycia Czarnym Gwardzistą, nie potrafiła po prostu wydusić z siebie ani jednego słowa więcej. Wzrokiem powiodła za jego dłonią. Choć w geście tym nie znalazła ani krztyny wrogości, zamarła w bezruchu niezdolna do zrobienia czegokolwiek.

Rycerz zamarł, przez chwilę nie rozumiejąc o co jej chodzi, dopiero po chwili pojął. Zarumienił się ze wstydu i spojrzał na nią przepełnionym winą wzrokiem.
- Ja… ja… przepraszam Eleno. To samo z siebie. Uczyli mnie w zakonie jak wzbudzać strach, nie zaufanie. - pochylił głowę ze skruchą. Nie sięgnął ku niej, ale też nie cofnął ręki. - Postaram się nie robić Ci tego więcej. Jeżeli się zapędzę powiedz mi o tym. Nie zrobię krzywdy, nie Tobie. - dopiero teraz uświadomił się że to nie tylko to. - Chodzi nie tylko o teraz, prawda? - zapytał mrużąc oczy i spoglądając na nią bacznie.

Dziewczyna cały czas spoglądała zdezorientowana to na twarz rycerza to na jego dłoń. Sama myśl, że miałaby zrobić cokolwiek, paraliżowała ją wewnętrznie. Serce waliło jej jak szalone, czasami zagłuszając wszystko inne. Po tym, co przeżyła, naprawdę miała dosyć. Gottfried swoim zachowaniem dołożył cegiełkę od siebie. Nie rozumiał, tak bardzo nie rozumiał niektórych rzeczy! A ona w tym stanie nie potrafiła mu tego wyjaśnić. Ba! Zapewne w żadnym stanie by nie umiała. To by nie przeszło jej przez gardło. Wyrzuciła z siebie kilka niezbyt składnych zdań, w których nakreśliła całą sytuację w domu z matką i ojcem. Nietrudno było potem połączyć fakty i wysnuć z tego właściwe wnioski na przyszłość.

Wzrok Gottfrieda stwardniał, a dłoń zacisnęła się w pięść. Dorzucił swoje trzy grosze w temacie i zapewnił dziewczynę o swojej opiece. Rycerz ponownie otworzył dłoń i położył ją między nimi. Czekał. Był cierpliwy i opanowany. To też było częścią szkolenia którą mógł wykorzystać inaczej niż zamierzali jego nauczyciele.

Ciężko jej będzie uwierzyć w zapewnenia rycerza. Nie dlatego, że w nie wątpiła, ale z tego powodu, że już wiele razy pomimo zapewnień, przysiąg czy obietnic, życie toczyło się swoim torem. Takie rzeczy zostają w człowieku na bardzo długo jeśli nie na zawsze. W tym momencie szalała w dziewczynie obudzona nienawiść do rodziciela. Z tego właśnie powodu nie odniosła się do przyrzeczenia rycerza, nie potrafiła tego okazać w żaden sposób. Wyciągnęła spod płaszcza rękę. Drżącymi i nadal przemarzniętymi palcami ledwie musnęła jego skórę dłoni tak tylko, że poczuł chłód jej palców i cofnęła się ze strachu przed nieznanym. Położyła swoją rękę blisko jego, jednak na tyle daleko, żeby się przypadkiem nie dotknęły. Żeby zejść z ciężkiego dla niej tematu, wróciła do innego wątku, mając nadzieję, że skieruje rozmowę na inny tor. Głos nadal miała zlękniony, cichy i niepewny.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbyś oddawać wszystko. Przecież przyjąłeś kolejną misję, nadal możesz pełnić służbę.

- Złamałem przysięgę. Przyjąłem służbę u istoty która tworzyła nieumarłych, w taki czy inny sposób odebrała Morrowi to co mu należne - dusze tych istot. Sprzeniewierzyłem się najbardziej podstawowym zasadom wiary. Nie jestem takim hipokrytą jak oni... - rycerz machnął ręką wskazując na resztę drużyny. - … żeby zasłaniać misją i obowiązkami zwykłą chęć życia. Podjąłem decyzję w pełni świadom jej kosztów. - skinął w zamyśleniu głową i mimochodem musnął palcami jej dłoń, choć miał ochotę objąć ją i utulić jej obawy pośród gorących pocałunków.

Elena właśnie zrozumiała, co takiego zrobiła. Zabrała rycerzowi cel w życiu i godną śmierć. Wyszarpnęła mu te dwie rzeczy, najważniejsze dla niego, kierując się stricte egoistycznymi pobudkami. Pewnie by i zmarkotniała, ale bardziej się już nie dało. Spojrzała na niego.
- Przepraszam - wykrztusiła z siebie. Nieważne ile by ją zapewniał, że zrobił to świadomie, czuła się na swój sposób winna. - Nie wiedziałam, że to będzie miało aż tak daleko idące konsekwencje. Mój świat jest dużo prostszy. Żyjesz, bo masz misję, niekoniecznie ukatrupić nekromantę, ale by pomagać i strzec innych. I to, czy będziesz - zamilknęła na chwilę, bo właśnie chłopak ją dotknął, a zupełnie się tego nie spodziewała. Nie drgnęła jednak nawet i nie zabrała ręki. Zmusiła się, by się nie cofnąć, nie uciec. Przecież tego chciał... - w zbroi czy nie. To twoje życie, stanie na straży. I nawet jeśli odeślą cię z zakonu, to misja wedle mojego rozumu trwa nadal.
Gdzieś w środku miała nadzieję, że jej słowa choć trochę dodadzą mu otuchy. Z drugiej strony poczuła wyrzuty sumienia.

Gottfried ponownie dotknął jej dłoni, i położył swoją na tyle blisko że ich palce co prawda się nie stykały, ale trzeba by było dużo zręczności, żeby wsunąć między nie choć piórko. Przypominało mu to oswajanie płochliwego źrebaka, trzeba było ostrożnie i cierpliwie pokazywać, że jest się godnym zaufania, choć wątpił żeby w tym przypadku marchewka miała swoją zwyczajową siłę przekonywania. Choć chciał znacznie więcej, to co dostał musiało mu wystarczyć. Na razie.
- Moim życiem była służba Morrowi. Straż to tylko jeden z jej aspektów, choć prawdopodobnie najważniejszy. Teraz jestem tylko szlachcicem w zbroi, której nie powinien nosić. Mogę mieć tylko nadzieję, że pozostawią mi pas rycerski i ostrogi, choć nie postawiłbym na to zbyt wielkich pieniędzy. Koniec o tym. Rozpamiętywanie nic nie zmieni, i choć miałbym ochotę przebić elfkę mieczem, krasnoluda pozbawić brody, a sir Wolfgangowi odebrać drugie oko za to, że postawili mnie w sytuacji, że musiałem wybierać, to żadna z tych rzeczy nie cofnie czasu. Jesteśmy tu i teraz i żyjemy z konsekwencjami decyzji które podjęliśmy. Możliwe że ja zapłacę najwięcej, zwłaszcza po śmierci bo Morr nie jest łagodnym ani wybaczającym bogiem i nie potraktuje mnie łaskawie za złamanie przysiąg, ale jak powiedziałem, wiedziałem co mnie czeka gdy zgodziłem się na układ. - Gottfried patrzył w morze, na jego twarzy malował się smutek.

Chyba "oswojenie" to było to, czego Elenie było trzeba. Dziewucha, trudno nie widzieć, była swojego rodzaju dzikuską. Te kilka poważnych doświadczeń z dzieciństwa odcisnęło na niej tak mocne piętno, że odbijało się w każdym jej zachowaniu. Mimo wszystko dziewucha miała nadzieję na lepsze jutro. W każdej sytuacji, także i tej należącej do totalnie beznadziejnej, jak np. kiedy siedziała w lochach w Baronii. Mogła się poddać, ale ćwiczyła mimo wszystko. A teraz? Teraz chciałaby naprawić to, co zepsuła. Mimo że Gottfired mówił o elfce, Wolfgangu i innych, ona odbierała to bardzo osobiście. Był zdecydowany, a to jej słowa wytrąciły go z równowagi i wpłynęły na zmianę jego decyzji.
- Jeśli kiedyś będzie mi dane, to wstawię się za ciebie, bo nie zasługujesz na to, o czym mówisz. Szczególnie, że nadal będziesz kierował się ideałami, jakie wyznajesz w życiu - mówiła to, co uważała. Trochę się nawet rozluźniła z powodu, że nie musiała o sobie mówić już teraz i nikt nie zadawał jej kłopotliwych pytań. Co nie zmieniało faktu, że czuła gorycz w ustach. Powiodła za wzrokiem chłopaka. Nie dopowiedziała już słowa w temacie. Była zmęczona, oczy same jej się zamykały. Oboje zamilknęli na chwilę. Dziewucha nadal siedziała wsparta plecami o ściankę na pokładzie. Zobojętniała na warunki panujące na morzu. Głowa na chwilę jej opadła. Dopiero wtedy się ocknęła zmieszana.
- Nie chciałam, y, y.. mówiłeś coś? Przepraszam - wolała się upewnić, czy niczego nie przespała.

- Nie, nic nie mówiłem. Chyba czas dowiedzieć się, czy mamy jakieś kajuty, gdzie śpimy. W sumie nie miałbym do niej żalu o to, jeśli mielibyśmy spać na pokładzie... W każdym razie, ten statek nie zawinie do żadnego portu, no chyba że będzie to port na Sartosie. Nie z tą banderą na maszcie. - spojrzał na piracką flagę łopoczącą na wietrze, dokładnie widoczną w świetle dwu księżyców. Jego twarz na chwilę ściągnęła się w grymasie bólu i żalu gdy spojrzał na Morrslieb. Zaiste była to noc podczas której można było stracić więcej niż tylko życie.

- Naprawdę nie chcę kajuty, wystarczy mi kawałek podłogi, gdzie nie wieje i nie jest tak przeraźliwie zimno, może być to nawet magazyn - odpowiedziała mu i ponownie ziewnęła. Nie miała obecnie praktycznie żadnych wymagań - dziwię się jej, że nas zabrała. Ale wyglądała na taką w dobrym humorze - dodała. Niewiele się zastanawiając, położyła się zwinięta w kłębek na pokładzie, dość blisko chłopaka i szczelnie okryła się jego płaszczem. Nie wpadła na to, że mogłaby przejść gdzieś indziej, do kajuty lub w miejsce bardziej osłonięte od zimna i chłodu nocy czy morskiej bryzy. Głowę wsparła na swojej dłoni i momentalnie zamknęła oczy. Była zbyt zmęczona, by się podnieść.

Rycerz po chwil podniósł się i podszedł do Marisole. Nawet odgłosy jego kroków nie obudziły dziewczyny, musiała być wycieńczona walką o życie. Po krótkiej rozmowie dowiedział się że kapitan przydzieli im jednak kajuty. Nie zastanawiając się wiele wybrał jedną z nich dla Eleny i siebie. Podszedł do dziewczyny i podniósł ją najdelikatniej jak potrafił, następnie zaniósł do przydzielonego im pomieszczenia i ułożył na koi, okrywając dokładnie płaszczem i kocem. Zbroję zdejmował powoli, czując każdym mięśniem walkę z żywiołem. Nie czuł jednak senności, więc rozpakował plecak i rozłożył ubrania do wysuszenia. Zastanawiał się czy nie zrobić tego samego z plecakiem Eleny, ale stwierdził że nie będzie grzebał w jej rzeczach.
 
Narina jest offline