Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2015, 11:39   #39
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Czujne oczy lurkera śledziły mężczyznę, który kręcił się przy skrzyni. Dopóki był zwrócony w jego stronę, przeprawa ku namiotowi nie miała sensu. Wreszcie strażnik obrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Denis zaryzykował sprint w kierunku jurty. Czuł, jakby miał duszę na ramieniu. [Bardzo trudny Test Zręczności]
Bez zwłoki wślizgnął się pod płachtę materiału i natychmiast przeczołgał do środka. Nim jego wzrok przywyknął do ciemności, widział jedynie zarysy kilku stojaków oraz wysokiego stołu. Przetoczył się za gliniany dzban i odczekał chwilę. Im więcej szczegółów wnętrza dostrzegał, tym bardziej go zadziwiało. O stelaże opierały się muszkiety, w skrzyniach spoczywały lamelkowe zbroje oraz kolczugi. Nie pozostawiało to już żadnej wątpliwości, iż grupa była przez kogoś doposażana.
Denis zaryzykował wyjrzenie zza osłony. Po drugiej stronie pomieszczenia szeroki blat pokryty został rozłożonymi mapami. Ktoś pochylał się nad nimi. Nosił dwurzędową marynarkę oraz maskę przylegającą do twarzy tak ciasno, jak gdyby była częścią czaszki. Za nim, przy wyjściu z namiotu tkwiła straż.


Mężczyzna nie ruszył się nawet o cal. Jego głos był chrypiący i spokojny.
- Widzę cię, intruzie.

Richard otworzył rachunek w barze i tym razem zamówił rum. Słońce zachodziło już w porcie. Przed chwilą szlachcic wziął Manuelę na stronę, przekazał jej sporą część zawartości sakiewki i powiedział:
- Zorganizuj zakwaterowanie dla załogi. Będziemy musieli tu przenocować. Nie koniecznie tutaj, ale w porcie jest wiele lokali oferujących sienniki dla marynarzy.
- Widziałam po drodze jedno miejsce. Nada się.
- Później chciałbym, żebyś uruchomiła swoje kontakty. Te z czasów gdy nie pracowałaś jeszcze dla mnie i uwalniałaś ludzi od ciężaru ich sakiewek. Chcę, żebyś dowiedziała się ile tylko możesz o Barensach. I uważaj na Black Cross. Dla ciebie zamówię pokój tutaj.
Manuela zmrużyła oczy. Odpowiedziała nikłym uśmiechem.
- Wiesz, że z tym skończyłam. Prosisz mnie o wiele - nie rozwinęła jednak myśli, a to oznaczało, że się zgodziła.
Po rozmowie z pilotką przedstawiciel delegatury zamówił trzy pokoje. Dla siebie, dla Manueli, a ostatni dla Casimira i Ferrata.
Do stolika wrócił z butelką rumu, kostkami lodu i cytrynami.
- Martwię się o Arcona. Rodzina Barens dość wyraźnie zaznaczyła, że był dla nich niewygodny, tak jak ty - skierował wzrok na historyka nalewając sobie rumu do szklanki z lodem.
- Czego takiego szukaliście, że ich zdenerwowaliście? - delegat wciskał sok z cytryny do rumu, na modę drinków serwowanych w najlepszych szlacheckich domach Betelgezy. Korsarz skrzywił się, ale Ferat wziął drinka dla siebie. Jak widać, uznał że i jemu wreszcie przyda się zwilżyć usta czymś mocniejszym.
- Albo co ważniejsze co znaleźliście? Ten cały Enzo też dla ciebie pracował?
- Byliśmy na tropie wyspy Yarvis. Konkretnie pewnej aktorki, która tam żyła. Czy Enzo dla mnie pracował? Nie do końca. Pocztą pantoflową wysłałem lurkerom informację, że płacę dwukrotnie za każdy fant związany ze wspomnianą damulką. Castellari był jednym z nich. Jak tak teraz pomyślę, to faktycznie facet wydawał się zdenerwowany. No ale wciąż nie widzę tu związku z Barnesami.
- Co to za wyspa? Nie jestem specem od podań. Dlaczego się jej szuka? - Richard był szczerze zdziwiony. Ostatnie lata sen z powiek spędzały mu kwestie zwiększających się wpływów Hanzy. Owszem, był prawie pewien, że słyszał tę nazwę gdy był żądnym przygód dwudziestoletnim szlachciątkiem, którego życie biegło od bitki do orgii i było solidnie zakrapiane alkoholem, jednak teraz nie potrafił przypomnieć sobie żadnego faktu dotyczącego Yarvis.
Być może winny tu był drink, ale twarz Ferata rozgorzała.
- Nie słyszałeś nigdy o Yarvis? - zaśmiał się - Znaczy, wybacz. Nieskromnie powiem: siedzę w branży tak długo, że znajomość każdej legendy stanowi oczywistość. Ale nawet jak na fantastyczne historie, ta jest wyjątkowa. Kiedyś Yarvis było jednym z tysięcy zatopionych miast, które dziś eksplorują lurkerzy. Ale do czasu. Jakaś siła wydobyła je na powierzchnię, dzięki czemu lepiej oparło się działaniu czasu. Wiem że to szalone i też tak myślałem, póki nie trafiłem na ślad aktorki. Gdyby to się okazalo prawdą, dostalibyśmy skarbnicę wiedzy o starym świecie.
- Nie jestem pewny, czy zrozumiałem. Teraz to miasto jest ponownie na powierzchni? Więc jaki problem ze znalezieniem go? I co takiego tam jest, że miałoby to interesować nie tylko naukowców? Przecież budynki będą skorodowane i zarośnięte grzybami - szlachcic nigdy nie czuł szczególnej ciągoty do historii sztuki. Jako pragmatyk nie widział powodu dla którego wyspa miałaby mieć jakiekolwiek znaczenie w rozgrywkach prowadzonych przez Black Cross.
- Tu natrafiamy na burzliwe meandry metafizyki mój szlachetnie urodzony przyjacielu. Pamiętaj, że mówimy o mitycznym miejscu, do którego nie można stosować zasad naszej logiki. Dlatego środowisko poważnych uczonych - tu Ferat wykonał gest sugerujący cudzysłów - uważa niesamowitość Yarvis za mrzonki. Ale ci sami uczeni wymyślili kiedyś, że być może nasza rzeczywistość jest owocem wyobraźni zewnętrznych bytów. Wszystko co nam się przydarza to część ich gry. Nie mniej odważna hipoteza, prawda? - zaśmiał się.
Manuel pojawiła się godzinę później. Zorganizowała nocleg w zajeździe dwie przecznice dalej. Nie zawiodła również pod względem zdobycia informacji. Po drodze wytłumaczyła czego udało się jej dowiedzieć.

W głowie Samanthy kotłowało się. Zdała sobie sprawę, że traci kontakt z rzeczywistością i obserwuje samą siebie z perspektywy trzeciej osoby. W takim stanie była łatwym celem dla bosmana. Musiała oprzytomnieć. Choć na chwilę.
- Ty psie! - wycharczała, gdy dłoń Layton’a zacisnęła się na jej szyi niczym stalowa obręcz.
- Ojcze!
- Nikt ci nie pomoże. Zachowaj choć odrobinę honoru!
- O co Ci, psiamać, chodzi, Layton?
Ale ten nie mówił już nic, tylko poprawił uścisk. Dziewczyna szarpnęła się raz jeszcze. Pociemniało jej w oczach. Resztą sił wykonała pchnięcie. [Trudny Test Siły]
Ostrze zatopiło się w trzewiach bosmana bez większego oporu. Widocznie nie spodziewał się ataku i odsłonił czuły punkt. Stęknął i złapał za wystającą rękojeść. To musiało wystarczyć Kidd. Zerwała się na równe nogi, krztusząc się i z trudem łapiąc oddech. Nim zdążyła wykonać kolejny krok, znów została zaatakowana. Ktoś chwycił ją jedną ręką w pasie, a drugą przyłożył coś do ust. Z furią obróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Lucasem. Inżynier siłą nałożył jej maskę gazową. Kilka haustów czystego powietrza zaczęło na powrót przywracać właściwy ogląd świata. Nadal niewyraźnie widziała statek, lecz gdzieś przepadło poczucie zagubienia i gonitwa myśli. Załoga lawirowała na pokładzie wzajemnie się okładając, bełkocząc w embrionalnych pozycjach lub skacząc do wody. Inżynier (również posiadający zabezpieczenie) wskazał za burtę.
- To nie mgła. Erupcja jakiegoś gazu - powiedział spokojnie i rzeczowo jakby wokół niego nie rozgrywały się sceny rodem ze snu szaleńca.
Rzeczywiście, woda wokół statku kotłowała się wyrzucając bąble pełne siwego oparu. To nie była magia, a coś o wiele bardziej nieprzewidywalnego - czysta chemia.
Layton wciąż wił się pod nogami Kidd.
- Coś ty mi zrobiła? - jęczał.
 
Caleb jest offline