Kit przez moment w milczeniu wysłuchiwał opowieści mieszkańca tutejszego schronienia (jeśli w ogóle te podziemia można było jeszcze nazwać schronieniem), zaś obraz, jaki się z tej opowieści wyłaniał, był - delikatnie mówiąc - ponury.
Prośba o pomoc skończyła się tragedią. Rzezią.
Jedną z niewiadomych było to, ilu "tubylców" zdołało się uratować. Drugą - czy "ratownicy" zdołają ujść z życiem.
To, z kim im przyszło walczyć, było w gruncie rzeczy nieważne, chociaż i to warto było wiedzieć.
Problemem było to, że w żaden sposób nie dało się skontaktować ze swoich schronem i zawiadomić o niebezpieczeństwie płynącym z kontaktowania się z innymi ocalałymi.
- Jesteś tu sam? - spytał Kit, gestem wskazując pozostałym, by schowali się za regałami i równocześnie szykując się do tego, by drogo sprzedać swoje życie. - I kto tu przyszedł? Ludzie w białych kombinezonach, czy tacy z paskudnymi zębiskami?
- I zgaś światło - dodał cicho.
Lepiej się walczy, gdy się nie jest widzianym. |