Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2015, 15:58   #105
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Cytadela na Rdzawej Pustyni

Braxton intuicyjnie odnajdywał drogę, czuł jakby zwiedzał już to miejsce, w innym czasie, w innym wymiarze... Pomieszczenie było ciche i dostojne. Przesycone magią mrocznej symetrii wyczekiwało na swojego eksploratora. Zafascynowany doktor spoglądał na rząd foteli oplecionych tajemniczą aparaturą. Na hełmy stworzone, by sondować mózgi i kształtować umysły sług apostołów. Dostrzegł monitory z czarną siecią wykresów i niezrozumiałych symboli. Na końcu sali zobaczył specjalny fotel, jakby czekający właśnie na niego. Zbliżył się do niego ostrożnie, po chwili podekscytowany wodził palcami po jego kształcie. Obiekt pulsował, żywiony mocą mrocznej harmonii. Fotel obiecywał wiedzę i zrozumienie. Mallory jako pierwszy człowiek mógł pojąć istotę upiornie pięknej symetrii. Zrozumieć zamysły apostołów i wykorzystać tę wiedzę do zniszczenia zła... Mógł uczynić to dobrowolnie dla dobra ludzkości. Usiadł niczym nefaryta na tronie w swoim sanktuarium. Sięgnął po hełm i z premedytacją założył na głowę... Nie odczuwał strachu, był całkowicie pewien słuszności swojej decyzji. Strumień energii przeszył umysł medyka... Fale astralnej mocy połączyły się z logicznym umysłem dawnego pracownika korporacji Cybertronic...



"Rusty" z satysfakcją patrzył jak bestie pociągają za sobą elementy konstrukcji i spadają w dół. Sam już ostatkiem sił wisiał na przeciążonym metalowym pręcie. Kolejna eksplozja rzuconego z góry granatu dopełniła dzieła zniszczenia. Derren odpadł od ściany z kawałkiem pręta wbitym w ramię. Piękny widok pożogi słodził wydawałoby się ostatnie chwile żołnierza. Ale nie dane było mu odejść, jeszcze nie... Otulony ciepłem sztuki znalazł wybawienie. Wydawało mu się, że widzi anioła, który zabiera go do domu, wnet jednak dwaj piekielnicy całkowicie umorusani posoką przypomnieli mu gdzie jest i że mają misję do wykonania. Jeśli zawiodą, piekło będzie najłagodniejszą wizją tego, co czeka całe uniwersum...

Sara nie wierzyła, że w końcu odpłaciła Lazurashowi największą torturą. Dopiero kiedy spasły Tekron legł martwy na ziemię. W tej pozycji prezentował się jeszcze bardziej obrzydliwie. Nie poświęcała jednak więcej uwagi ścierwu Legionu, pragnąc wyratować kompana z opresji. Mistyk radził sobie dzielnie, lecz przeciwnicy zdołali naruszyć jego pancerz i strącić hełm. Marcus przez moment zanurzył się całkowicie w plazmie, niknąc jej z oczu. Po chwili wyprysnął z budyniowej zawiesiny oszołomiony, łapczywie chwytając powietrze. Instynktownie sparował kolejne uderzenie, iskry sypały się fontanną, kiedy piła łańcuchowa tarła o stal Duranda. Niczym święty wojownik z dawnych legend wymachiwał mieczem, tnąc skażone mroczną technologią ciała przeciwników. Nagle pociski uderzyły w prześladowców. Kątem oka zobaczył, że Thorne z karabinu nekromutantów sieje spustoszenie wśród wynaturzonych istot. W tym wypadku pochwalił roztropność kobiety, ponieważ broń apostołów w jej rękach, najpewniej uratowała mu życie...

Dwaj siepacze mozolnie wspinali się po serpentynie, wspomagając się wzajemnie jak rasowi alpiniści. Co rusz dochodziły do nich odgłosy wybuchów. Wydawało się, że dostrzegają migotliwą białą poświatę, niby świetlika w okowach mroku. Widzieli ją obaj, więc nie powinna być iluzją, chociaż... jeden apostoł wie... Cytadela zaskakiwała, przede wszystkim niekompetencją jej mieszkańców. Jeśli bez wielkiego trudu udało im się spenetrować kilka poziomów znaczyło to, że zawodzą systemy ostrzegania. Chyba, że to kolejna chytra zagrywka z ich strony... Nie zdołał dokończyć myśli, bowiem Tatsu silnie szarpnął go za ramię. "Świr" miał ochotę po raz pierwszy ostro zrugać Mishimczyka, ale olbrzymie monstrum, którego robaczywe cielsko przemknęło obok z podmuchem huraganu, sprawiło że poniechał wcześniejszych zamierzeń. Wilson za jego sprawą stracił część ekwipunku i już zaczął kląć, kiedy kolejny żywy, tlący się jeszcze pocisk, spadał z mrocznego nieba ponad nimi. - Jest tam wesoło. - mruknął, rzucając się w prawo i wykonując przy tym akrobacje rodem z ulicznego teatru. Trzeba było przyspieszyć tempo, ponieważ istniało ryzyko, iż ominą ich fajerwerki...

***

Marcus z pomocą Sary wydostał się z plugawego basenu, gdzie ciała martwych tekronów nadal bulgotały wewnątrz plazmy. Mroczna technologia wraca do źródła... - pomyślał. Był nieziemsko zmęczony. Został mu tylko Violator i uszkodzony pancerz. Jednak to brak hełmu najbardziej dawał się we znaki. Mroczna harmonia intensywnie kłuła zmysły kapłana tysiącem niewidocznych szpilek. Heretyk zniknął im z pola widzenia. Przyczaił się gdzieś zapewne u swego spaczonego mentora.
- Wyczuwam bliskość westalki - powiedziała Thorne, czym miło zaskoczyła Marcusa. Jakimś niezwykłym trafem jej umiejętności w zakresie Sztuki i odporność wzrastały w tym przeklętym miejscu. Było to zadziwiające... nawet szpecąca ją dotąd blizna poczęła się stopniowo zacierać. Porucznik bez wstrętu dzierżyła zdobycznego Belzaracha, jak gdyby był dla niej naturalną bronią. - Nie jestem przesądna, nie w tym miejscu... - uśmiechnęła się, widząc jego zakłopotaną minę... Widok mistyka na polu bitwy bez hełmu nadal był dla niej nowym doznaniem. Przez jego brak kapłan Bractwa wydawał się bardziej... ludzki.. Widać było zmęczenie wytarte na jego obliczu.

Niebawem pojawiła się reszta "Team Six". Każdy z zespołu był już mocno doświadczony walką i obecnością w Cytadeli. Wszyscy czuli się, jakby spędzili tu dwa miesiące... Budowla wyżymała ich z sił, nawet tych przekonanych, że dysponują żelazną kondycją.
Najgorzej było z Derrenem, który trzymał się na nogach wsparty mocą Aurory. Zużył już wszystkie painkillery. A w pobliżu nie było doktora... Właśnie! Gdzie jest Braxton?! Żołnierze spojrzeli po sobie. Odpowiedziało im tylko zniekształcone echo czarnych ścian. Zdecydowali się zbadać układ najbliższych pomieszczeń.
- Gdzieś ponad nami muszą być komnaty Nefaryty i sacrum Cytadeli... - rzekła niezmordowana westalka ...- ... i ten cholerny artefakt.... - dokończył "Konował" niespodziewanie wyłaniając się z ciemności.... Poprawione oczy zalśniły, kiedy spojrzał w kierunku przedstawicieli Bractwa. - Odbyłem krótki rekonesans i myślę, że znam bezpieczną drogę do siedziby tutejszego władcy...

Pozostawało zaufać Mallory"emu...

***

Bezpieczna droga była taką do momentu, kiedy objawili się im wrogowie w znacznej ilości potępionych dusz i ciał. Pociski z wyrzutni Corteza siały apokalipsę, ściany budowli drżały prawie jak podczas lotniczych bombardowań przeprowadzanych przez siły sojuszu. Haxtes starł się z najpotężniejszymi przeciwnikami, idąc w szranki z umięśnionymi Razydami. Muskulatura żołnierza nie odstawała od tej tworów legionu, a były żandarm Capitolu przewyższał ich żądzą destrukcji. Cortez po wyczerpaniu amunicji musiał też zmierzyć się w bezpośrednim starciu z krwistoczerwonym potworem. Utknął w uścisku bestii, która miała wielką ochotę zmiażdżyć jego pancerz... Aurora radziła sobie dobrze, jej włócznia migotała w oczach przeciwników i był to ostatni widok, który zabierali ze sobą w otchłań. Marcus również odkrył w sobie duszę wojownika i prezentował zaskakujący wrogów kunszt szermierczy. Ze słowem Kardynała na ustach przemierzali ścieżkę poziom wyżej - ku nefaryckiemu tronowi. Rusty wspomagał kompanów na ile mógł mierzonymi strzałami, usuwając potencjalne zagrożenia. Karabin Sary niósł śmierć tym, którzy uprzednio nasycili go biotechnologią. Braxton oszczędzał amunicję, bo jako jedyny wiedział z kim tak naprawdę przyjdzie im sie zmierzyć. Niepokoiła go tylko myśl o czarnych wrotach. Czy są tym, czego wszyscy się spodziewają? Czy ich zniszczenie cokolwiek da? Odczuwał coraz większy niepokój ponieważ to i inne miejsca na Marsie tworzyły idealną pajęczynę utkaną z ciemności przez tkaczkę, która czaiła się gdzieś ukryta w mroku. Nie potrafił przejrzeć jej planu, chociaż czuł wibracje mocy, które przepływały przez jego ciało. Gubił się w labiryncie własnego umysłu. Miał wizję zagłady światów i planet. Wszystkich miejsc, które kiedykolwiek odwiedził... Może prowadził ich wszystkich według wytycznych Pani Cierpienia? Tajemniczy uśmiech Golgothy, który mu towarzyszył, zdawał się potwierdzać te pełne grozy przypuszczenia...

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 25-08-2015 o 16:07.
Deszatie jest offline