Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2015, 10:57   #23
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
post wspólny z Mag i Mi Raazem

Connor podniósł się cały we krwi. Zaklął krótko i dosadnie pod nosem, miał nadzieję, że ranny nie odgryzł sobie języka. Spojrzal na azjatkę, ta chyba po raz pierwszy była w takiej sytuacji. Poradziła sobie na medal, nie zemdlała, nie panikowała. Poklepał Sophie po ramieniu wolną ręką.
- Dobra robota.
- Przepraszam, powinnam była zatkać mu usta rękawem
- odparła zła na siebie. Była blada jak śnieg, a serce biło jej jak szalone. Nawet nie zarejestrowała, że Connor umazał jej ubranie krwią "pacjenta".
Raven pokręcił głową.
- Spisałaś się na medal. To ja powinienem pomyśleć o zakneblowaniu go. To podstawa. Straciłem głowę. Nie powinienem.
- Dzięki
- powiedziała już nieco spokojniejszym tonem głosu - Chyba trzeba by mu dać coś przeciwbólowego... Nawet nie chce sobie wyobrażać co on teraz czuje - dodała cicho tak by tylko Connor usłyszał.
Sanitariusz również zniżył głos do szeptu.
- Zaraz mu coś podam. Grunt, że ma co czuć a to dzięki nam. Cokolwiek stanie się teraz zrobiliśmy przynajmniej jedną dobrą rzecz. Przynajmniej dla mnie to się liczy.
Sophie pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Trzeba teraz zaciągnąć go do kryjówki i mieć nadzieję, że nam nie zejdzie po drodze.
Raven chwilę patrzył w bok. Musieli nie tylko dostarczyć rannego do kryjówki a jeszcze uniknąć jego morderców, namierzyć Rega i się nim... zająć. Nie powiedział tego, nie chciał straszyć bardziej niż potrzeba dziewczyny i dzieciaka.
- Trzeba. Wiele trzeba.
Uśmiechnął się do niej po raz kolejny i przykucnął przy rannym.
- Nazywam się Connor i jestem… cyrulikiem. - w porę powstrzymał się od współczesnego “ratownik”. - Zostałeś ranny, przeżyjesz ale musiałem odciąć nogę. Zabierzemy ciebie w bezpieczne miejsce ale będziemy musieli nieść ciebie na płaszczu. Będzie bolało, dam ci coś na to ale gdy nie będziesz mógł powstrzymać krzyku zagryź rękaw. Ci którzy to zrobili - wskazał gestem na miejsce sieczki. - mogą być niedaleko a nie chcemy ich mieć na głowie. Rozumiesz?
Ranny mężczyzna nie zdawał się być chętny do rozmowy. Miał zamknięte powieki, gałki oczne kręciły się jak oszalałe. Czoło było rozgrzane jak piec hutniczy. Miał wysoką gorączkę. Bardzo wysoką gorączkę.
- Lilliana - wybełkotał te imię, majaczył. Ledwo kontaktował, lecz wydawało się, że zdaje sobie sprawę z tego gdzie się znajduje i kto przy nim jest - Liliano, gdzie jesteś? Kim jesteście…?
Connor sprawnie zaczął grzebać w apteczce.
- Przyjaciółmi, zaraz dostaniesz coś na ból. Jesteś bezpieczny.
Garet powoli zbliżył się do swoich towarzyszy.
- Nie bardzo mamy czas żeby mu pomagać. Robert - machnął podbródkiem w stronę rannego - i Liliana zostali tu przysłani z naszych czasów przez Omegę. Stąd ten pasek. W każdym razie natrafili na nich "płowi", czyli obdarzeni, którzy chcą pokrzyżować plany Omegi.
Garet przyklęknął przy rannym i szepnął mu na ucho:
- Liliana kazała ci przekazać, że tęskni.
Ranny zareagował jękiem na szept Gareta. Ten wstał i dodał:
- Ustalili, że Hollowstripa wywieźli z Loume do pobliskiego klasztoru kilka godzin drogi stąd - ostatnie słowa zostały szczególnie podkreślone przez Gareta.
- Niestety płowi-obdarzeni dopadli naszych i ich tak urządzili.
- Nie zostawię go.

Connor nie przerywał przebierania w apteczce. Informacje były pocieszające, przynajmniej wiedzieli gdzie mają zmierzać. Chciał jednak się tym zająć dopiero gdy ranny będzie bezpieczny.
- Jak podam mu coś na ból zrobimy nosze z mojego płaszcza i zanieśmy go razem do kryjówki. Jarek poprowadzi. Dowiedziałeś się dlaczego przenieśli Rega? Dowiedzieli się o wcześniejszych wyprawach? I kim do jasnej cholery są ci płowi?
- Możemy użyć ich płaszczy - Sophie wskazała na zwłoki pozostałej dwójki. - Na jakimś programie o survivalu oglądałam, jak robili nosze z gałęzi... - dodała nieśmiało.
- A widzisz gdzieś tu gałęzie.
Raven szybko się zmitygował. Sam był lekko roztrzęsiony a nawykł do adrenaliny i zagrożenia. Dziewczyna nie wyglądała na taką a potrafiła wyjść z inicjatywą, chybioną ale jednak. Dlatego odezwał się ponownie tym razem łagodniej.
- Ale z płaszczami to dobry pomysł. Przynajmniej coś z moich ciuchów nie będzie całe we krwi.
Dopiero po słowach Connora zorientowała się, że las widzieli, ale dwie godziny temu i to w przeciwnym kierunku niż ten, w którym się udali. Ale pochwalił jej pomysł z wykorzystaniem tego co nieboszczykom już nie potrzebne. Wstała więc i podeszła do trupów.
Patrząc z góry na nieszczęśników uświadomiła sobie, że proste to nie będzie. Pochyliła się i starając się nie myśleć o tym, że są to dwa trupy próbowała ściągnąć płaszcz z mężczyzny.
Garetowi pomysł nie przypadł do gustu, jednak wziął nóż i zaczął rozcinać płaszcz i ubrania martwego mężczyzny. Łatwiej było je rozcinać i wiązać ponownie niż zdejmować z potłuczonego ciała. Z jakiegoś powodu nie chciał rozbierać Liliany i skupił się na mężczyźnie.
- Płowi są obdarzonymi, którzy chcą pokrzyżować plany Omegi. Podszywają się pod inkwizycję. Wpadli na trop tej trójki, dlatego wywieźli Holowstripa, a ich zmasakrowali.
Spojrzał na zegarek, żeby ocenić szanse powodzenia planu Conora.
- Nie chciałbym wyjść na niecierpliwego, ale ile czasowo zajmie nam odstawienie tego człowieka do naszej kryjówki? Ile później czasu będziemy potrzebować do zejścia z tej góry? Co jeżeli w dotarciu do Holowstripa pojawią się dalsze komplikacje?
Connor w końcu znalazł proszek, z drugiej torby już sprawniej wyciągnął baniak z wodą.
- To będziemy z nimi radzić. Kryjówka nie jest daleko, nie spowolni nas mocno o ile to my będziemy go nieść. Młody czy Sophie i tak nie wytrzymaliby morderczego tempa. Jeśli sądzisz, że nie ma sensu go nieść to masz nóż. Będzie to mniej bolesne niż pozostawienie tutaj.
Z bukłakiem schylił się nad rannym.
- Łyknij, to na ból.
Leki podane mu przez paramedyka przyjął bez trudu. Po kilku chwilach był już pogrążony w stanie na pograniczu jawy i snu…
Chociaż Garet wątpił w powodzenie planu Connora, to myśl o zabiciu rannego wydała mu się odrażająca. Pocięte rękawy koszuli wiązał z płaszczem, żeby stworzyć możliwie stabilne "nosze" było to wyjątkowo trudne bez stelaży z gałęzi, dlatego gdy uznał że nic lepszego nie stworzy wstał i zaczął się rozglądać za jakimiś drzewkami.
- To się nie uda - mruknął do siebie pod nosem.
- Uda się - Sophie z determinacją w głosie nie zgodziła się z wątpliwościami Gareta. - Ten pas... - pokazała trzymany w ręku przedmiot zdjęty z nieboszczyka - ...można podłożyć pod plecy tego gościa i jak będziecie go z Conorem nieśli na płaszczu to ja z Jarkiem możemy wam choć trochę pomóc - zaproponowała.
- Dobry pomysł. Albo możecie złapać za boki płaszcza. To nas trochę odciąży.
W sumie Raven sądził, że to zbyteczne ale chciał by wszyscy ciągle czuli się przydatni. Kontynuował.
- Dajcie te nosze. Garet na trzy go położymy na płaszczach. Idź pierwszy. Młody mów jak mamy iść, nie idź tylko z przodu.
Zanim przystąpili do transportu rannego Raven rozejrzał się czy nie ma w okolicy broni martwych. Nóż wydawał się kiepską bronią w starciu z rycerzami. Wolałby swoją berette z demobilu.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline