Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2015, 15:14   #45
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Jedyna dostępna droga była zagrodzona przez olbrzymiego pająka. Nie widział innego wyjścia, niż po prostu upuścić jego krwi i zwiać z powrotem. Walka, była jedną rzeczą, jaką Hiroshi znał, tylko to potrafił, tylko do tego mafia trzymała go przy sobie, jak legendarnego samuraja, którym naturalnie nie był. Przez chwilę analizował odległość, śliskość ścian, wysokość sufitu, wielkość stwora. Był prawie jego wzrostu, jak zmutowana bestia.

Przygotował się. Pobiegł.
Skoczył, a ostra jak brzytwa katana gładko przesunęła się po odwłoku bestii.

Znów uciekał, biegł. Ciągle w biegu, nieustannej gonitwie i ucieczce, nawet nie czuł zmęczenia nóg, tylko ten ból.
Przeszywający i gwałtowny, wewnątrz czaszki, wewnątrz całego ciała.

Znieruchomiał.

* * *

Dom.
Czym był dom?

Hiroshi tego nie wiedział. Dom był miejscem, w którym się znajdował, w którym nie czuł się jak piąte koło u wozu.
Teraz domem była GEHENNA. Mimo swej nieprzyjemnej atmosfery, czuł się tutaj jak u siebie. Miał swoje łóżko, swoje rzeczy, swoje ubrania. Ludzie wokół byli mu obojętni, jednak czuł się potrzebny. Dzięki sile i zwinności był kimś, kogo chciano, szanowano być może ktoś go nawet polubił? Tego nie mógł wiedzieć, nawet gdyby powiedziano mu to wprost, nie zrozumiałby.

Czasami zastanawiał się jakby to było stąd uciec. Tak zwyczajnie, na zewnątrz. Co było poza GEHENNĄ? Czy oni naprawdę byli w kosmosie?
Gdyby tylko mógł zdobyć skafander i uciec. Wyjść stąd.


Zastanawiał się, czy by przeżył. Doleciałby dokądś? A może dryfował wśród gwiazd i ciał niebieskich, aż wysechłby z pragnienia, umarł z głodu. Jego smukła wtedy twarz znieruchomiałaby w jednej mimice, a puste oczy tępo wpatrywały się przed siebie. Unosiłaby go atmosfera i martwy w skafandrze czekałby aż walnie w niego kometa.
Czy można, będąc już martwym, sunąć w kosmosie w nieskończoność? Czy to znaczy, że w pewnym sensie, byłby nieśmiertelny? Wiecznie zakonserwowany. Ostatni Japończyk, a może nawet człowiek, we wszechświecie!

Jedno jest pewne; byłby szczęśliwy.
Wolny, bo uciekł.
Usatysfakcjonowany.

* * *


- Po co Ci ten gnojek?
Wymowna cisza i spojrzenie rzucone w odpowiedzi, prawdę mówiąc nic nie wyjaśniły.
- Tylko będzie nam wadził!
Rozmówca, choć może trafniej byłoby go nazwać słuchaczem, wciąż nie odpowiedział. Wpatrywał się w małego chłopca jak w obrazek. W milczeniu siedział na wygodnym fotelu, gdy obok niego stał dobrze wyszkolony i umięśniony mężczyzna ubrany na czarno. Wokół bioder miał owinięty gruby, skórzany pas, za którym w kaburach znajdowały się dwie bronie palne, każda po jednej stronie.
Oczy chłopca były puste, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Był cały zarośnięty brudem, który aż się lepił, a jego ciało cuchnęło waląc odorem po nozdrzach dwóch, przebywających w hangarze, Japończyków. Wokół nich było mnóstwo kontenerów tworzących labirynt, który miał być utrudnieniem dla obcych.
- Zabiję go. - oznajmił w końcu ten, który ciągle mówił. Drugi mężczyzna jak niemowa, patrzył z zastanowieniem i nic nie robił. Pan i Władca, czy tępa roślinka? Choć po co do takiej się odzywać.
Wojownik ruszył w stronę dziecka, które wciąż nie drgnęło. Szarpnął go za brudne szmaty i uniósł na swoją wysokość, by wyrównać poziom ich spojrzeń. Był coraz bardziej wściekły na to, że mały chłopiec nie wyraża sobą zupełnie nic. Był wkurzający w swym zobojętnieniu.
Mężczyzna wyjął broń i przyłożył mu ją do skroni. Już miał zamiar strzelić, kiedy zza jego pleców wydobył się mocny tembr głosu.
- Boisz się, chłopcze? - milczący do tej pory, starszy człowiek o siwiejących bokach i łysym czubku głowy, uniósł swoje ciało z fotela i dał krok w kierunku niedaleko stojącego żołnierza.
Dziecko pokiwało przecząco głową i zamrugało powiekami.
- Jak Ci na imię? Masz jakieś imię?
Mafioza niższej rangi wstrzymał rozlew nieletniej krwi, jednak nie zdjął palca ze spustu.
- Hiroshi, proszę Pana. - odpowiedział bez krztyny emocji.

* * *


Wisząc w kokonie nie widział nic, prócz twarzy.
Niewyraźne wspomnienie z korytarza, który ominął. Wisiało tam tyle ciał, tyle martwych ludzi. Czy pewnym jest więc, że i on umrze? Próbował się poruszyć, sięgnąć noża, przeciąć kokon, w którym się znajdował. W rezultacie miał wrażenie, że nawet nie drgnął, a powłoka, w której został uwięziony, nie poruszyła się ani nie zabujała na suficie.
Czy gdyby wtedy pomógł, uniknąłby swojego losu? Zła karma zawsze wraca - tak słyszał. Tyle, że on ich nie skrzywdził, on po prostu ich ominął.
To tak, jakby ominąć skórkę od banana, a po chwili widzieć, jak ktoś za nami się przez nią wywraca. Czy to nasza wina, że w nią nie wdepnęliśmy, zostawiając to innym? Hiroshi zbyt wiele myślał, nie wiedział czemu. Nie czuł nic, żadnych emocji, żadnych lęków. Być może był po części szczęśliwy, miał po prostu nadzieję, że zaśnie snem wiecznym.
Ucieknie.
Na jawie, za pomocą noża lub w sennych marzeniach, nie budząc się już nigdy.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 26-08-2015 o 15:17.
Nami jest offline