Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2015, 11:58   #24
mlecyk
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Jarek zatkał uszy i zamknął oczy gdy ranny mężczyzna krzyknął. Chciał pomóc, ale instynkt kazał mu się nie zbliżał. Zerknął ostrożnie na otoczenie tak jakby oczekiwał, że hasał natychmiast sprowadzi na nich płowo odzianych wrogów.

Nikogo nie zobaczył.

Wszystko wyglądało tak samo, zmasakrowane ciała, ubabrani we krwi towarzysze, pełno krwi i to swędzące, nieprzyjemne wrażenie, które w nim zostało po odczytaniu wspomnień rannego.

„- Dzięki - powiedziała już nieco spokojniejszym tonem głosu - Chyba trzeba by mu dać coś przeciwbólowego... Nawet nie chce sobie wyobrażać co on teraz czuje - dodała cicho tak by tylko Connor usłyszał.”

Chłopak pomasował nogę zaciskając usta w jeszcze węższą szparę. Kobieta powinna się cieszyć, że nie potrafi sobie tego wyobrazić. Nie ma nawet pojęcia co ten facet czuje, nie tylko fizycznie.
Spojrzał w kierunku martwej kobiety.

Pomacał rękojeść sztyletu. Jej zimno trochę uspokoiło myśli i odwróciło uwagę. Spojrzał na rannego mężczyznę. Nie znał się na tym, ale był pewien, że ten nie czuje się dobrze. Najpewniej jest na skraju wyczerpania i nie wiadomo czy przeżyje. Musieli go zabrać do kryjówki, ale czy to coś da? Może… jeśli wyzdrowieje. Jeśli przeżyje.

Zdziwił się na wiadomość, że ta trójka to obdarzeni, myślał, że nie potrafi czytać wspomnień takich jak on. Może się jednak mylił, może nie potrafił tego zrobić w stosunku do swoich towarzyszy? Jeśli ich przeciwnicy to również obdarzeni… miał tylko nadzieję, że przyda się na coś więcej, że nie okaże się już na tym etapie niepotrzebny.

Może i zabranie rannego ich bardzo nie spowolni, ale i tak mają około godziny podróży, może nawet więcej. Z rannym muszą iść głównym traktem, będą wystawieni, nie tylko na widok przeciwników, ale też innych przechodniów, którzy nie wiadomo jak zareagują na widok zmasakrowanego mężczyzny. Jarek nikomu nie powiedział o swoich wątpliwościach. Co by nie zrobili, zawsze można zrobić to lepiej. Niech decydują.
- Idźcie. – powiedział wskazując kierunek – Ja was zaraz dogonię.
Na surowe spojrzenie Pana Ravena odpowiedział lekkim uśmiechem. Wystarczająco szczerym, żeby nie powiedzieć przekonującym.
- Poradzę sobie. Idźcie cały czas do przodu. Potrzebuję dziesięć minut. No już.

Niechętnie, ale jego towarzysze ruszyli. Poczekał chwilę aż się oddalą, aż przestaną wyglądać za nim za siebie. I ruszył nagle „z kopyta” jak to mówią, śpieszył się bo w cale nie chciał zostać tutaj sam.
Ścieżka otoczona była skałami, ostro zakończonymi, z licznymi wnękami i szparami. Zaczął po nich biegać i skakać szukając odpowiedniego miejsca – wystarczająco odległego od ścieżki, osłoniętego skałą z co najmniej trzech stron. Oczyścił je ze żwiru i zbiegł na dół do ciał.
Stanął nad nimi sapiąc i łapiąc oddech, uspokoił się i spoważniał, zawahał.
- Zostawili by was tutaj. – powiedział dziwnie smutnym i zawiedzionym głosem. – Na środku drogi. Pan William byłby zły, na pewno.
Założył rękawiczki od Omegi i zaczął ciągnąć ciała w zaułek skalny, który znalazł.
- W zasadzie nie wiem jak to zrobić. – mówił ciężko oddychając. – W filmach sypią na zmarłych kamienie. Zrobię to co zdążę, muszę się śpieszyć. Możliwe, że Pan Rosette zadecyduje, że trzeba po was wrócić. – monolog w jakiś sposób go uspokajał, dawał dodatkowe zajęcie odciągając myśli od pośpiechu i zmęczenia. – Przepraszam za te rękawiczki. Jakoś… ciężko mi było was dotknąć.
Gdy oba ciała znalazły się obok siebie zaczął sypać na nie żwir i pobliskie kamienie by możliwie dokładnie przykryć zmarłych. Robił to szybki, chaotycznie, kalecząc nieco palce. Ale w ogóle się tym nie przejmował. Gdy tylko stwierdził, że robota wygląda na wykonaną „wystarczająco” zbiegł z powrotem na ścieżkę. Wszędzie było pełno krwi, głęboko wsiąkniętej w podłoże. Nie uda mu się tego zasłonić. Nigdy nie był tym od pomysłów, on miał po prostu wiedzieć…
W miarę możliwości roztarł co bardziej namoknięty piasek. Z granicy ścieżki i skał ręcznie przyniósł możliwe dużo tego co wiatr zbierał z traktu. Nie wyglądało to perfekcyjnie, ale słońce było wysoko, było dość ciepło. Miał nadzieję, że to co zrobił wyschnie i zmiesza się sprawiając wrażenie naturalnie zebranego piasku. Farm Days
Zdjął rękawiczki, otrzepał ręce, zasyczał czując ile pyłu ugrzęzło w zadrapaniach w dłoniach i biegiem ruszył za swoją grupą. Tak jak myślał, przeszli znacznie mniej niż za pewno zakładali, a pozostał im jeszcze spory kawał drogi.
 

Ostatnio edytowane przez mlecyk : 07-10-2019 o 13:08.
mlecyk jest offline