Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2015, 12:22   #6
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Cesare Borgia

Podróż przeciągnęła się o kilka godzin. Wiozący Borgię statek musiał omijać burzę i kapitan przezornie ukrył statek na kilka godzin w jednym z pomniejszych portów.

Wenecja przywitała kainitę gwarem, do jakiego w tym mieście nie przywykł. Zdawało się, że nagle cały świat chciał zobaczyć cuda jakie gotowała na tych kilka szczególnych nocy.
Przy bramie tłoczyli się sortowani przez strażników, jak bydło na targowisku, ludzie. Każdy z nich liczył na to, że jako pierwszy przekroczy wrota cudownego miasta.
Byłoby to irytujące gdyby nie fakt, że Borgia doskonale wiedział jak szybko przekonać straże do przepuszczenia go w pierwszej kolejności. Jego ciężka sakiewka pobrzękiwała wesoło przy każdym kroku.

Zgodnie z zaleceniami Alfred jako pierwszy udał się z pismami. Niewiele czasu później powrócił z wiadomością, że Donati osobiście powita Cesare w swojej willi, ponieważ przebywa w niej od kilku dni.
Pozostawało zająć się bagażami…


*jakiś czas później*

Stłumiony gwar pobliskiego weneckiego bazaru unosił się gdzieś z dala, mknąc odgłosami pokrzykiwań i chrzęstu dziesiątek stóp. Ponad wznoszącymi się nad okolicznymi budynkami wieżami kościelnymi, rozpościerało się nocne niebo usłane migotliwymi gwiazdami i ciemnymi masami chmur. Gdzieś z niedaleka dochodził ostry zapach przypraw, który co jakiś czas drażnił nos.

Alfred, sługa Borgii, wyszedł z pogrążonego w kompletnej ciszy domostwa z powrotem na dziedziniec, gdzie oczekiwał go Cesare. Jego stopy, stawiały ostrożne kroki pomiędzy zalegającymi na podłodze dziedzińca trupami. Na wykonanych z popękanego marmuru płytach, jak okiem sięgnąć na przestrzeni całej posiadłości widać było martwych, wykręconych w agonii ludzi. Ich twarze przedstawiały obraz okropnego, trudnego do wyobrażenia sobie cierpienia.

Cesare trudno było uwierzyć w taki obrót sytuacji. Dopiero kilka dzwonów temu zawitał do Wenecji. Przebywszy kawał bezlitosnego morza trafił w końcu do Najjaśniejszej . Ventrue i jego świta skierowali się szybko przez zapełniające się ludźmi ulice, by jak najszybciej skryć się przed nieuchronnie nadchodzącym świtem. Minąwszy pątników leżących krzyżem na Via Dolorosa, kainita nie miał nawet czasu podziwiać widoków.

Dzięki jednemu ze znajomych gondolierów trafił w końcu na czas do miejsca, które miało być bezpieczne. Do schronienia zaoferowanego mu przez dożę weneckiego Donato, który będąc najbardziej prominentnym człowiekiem w Wenecji, miał udzielić im bezpiecznej przystani na czas pobytu. Niestety, jak okazało się zaraz po wejściu na dziedziniec bogatego domostwa w dzielnicy chrześcijańskiej, nie było już tu nikogo, kto nie tylko mógłby powitać ich z otwartymi ramionami, lecz choćby ruszać się z życiem. Wyglądało na to, że wszyscy byli martwi.

Mieli tu studnię.- Odezwał się Oleśnicki zbliżając się do umiejscowionej w rogu dziedzińca kamiennej owalnej budowli wystającej z ziemi.- Zapewne jeszcze dobrodziejstwo Rzymian- sługa spuścił w czeluść studni wiadro, po czym po wydostaniu go z powrotem na zewnątrz, zwilżył język wodą.- Trucizna! Nie sposób rzec na smak jaka, jednak dałbym sobie łeb uciąć, że ktoś zatruł wodę.

Cesare i jego słudzy rozejrzeli się po budynkach stanowiących posiadłość weneckiego dygnitarza. Co stało się z gospodarzem? Czyżby i on podzielił los swojej świty?



Salvadore di Pietro

„Ptaszki” Salvadore co rusz przybywały z nowymi informacjami. Nosferatu dowiedział się więc o przybyciu zamożnego przyjaciela doży, o mnichu, który obiecywał wieczną młodość i o zagranicznej damie, która właśnie wsiadła do przygotowanych przez Salvadore na wszelki wypadek gondoli. Wiedział kogo wypatrywać, wiedział jak unikać szpiegów nekromantów, jak nie wzbudzać zainteresowania ani zamieszania.

Był mistrzem dyskrecji…

Podniecenie towarzyszące tej niecodziennej sytuacji było jednym z przyjemniejszych odczuć jakie dane mu było przeżyć w ostatnich latach.
Przygotowania do balu szły również po jego myśli. To wszystko musiało się udać. Szeroki uśmiech uczłowieczał nieco szkaradną twarz wampira. W końcu to on, ten który od lat wodził za nos Giovannich był odpowiedzialny za cała organizację i stanowił najprzedniejsze źródło informacji dla przybyłych.

Co w końcu mogło się stać teraz, kiedy nekromanci szykowali się do otwarcia karnawału?


Antonio della Scala

Na ulicę dostojnym krokiem wkroczyła grupa mnichów w białych, choć mocno ubrudzonych od pyłu habitach. Niosąc kadzidła i mosiężne dzwony, mruczeli jednostajnym głosem modlitwy. Tuż za nimi pojawił się orszak kilkunastu rycerzy w pełnym rynsztunku. Na ich wytartych tunikach, obgryzionych z emalii tarczach i proporcach powiewających na wietrze, widniał znak białego krzyża na czerwonym tle. Uliczny tłum rozstępował się przed orszakiem uchodząc pod naporem jego stalowej masy. Będąc ukryty blisko trasy ich przejścia, Antonio wychwycił kilka słów:

-...kufry pozostają zamknięte, Donatello. Nie myśl sobie, że sypnę ci hojnie złotem, pozbawiając swoich ludzi jedzenia i koni. -Był to głos ogromnego rycerza o rudej, skołtuniałej brodzie i twarzy pełnej blizn.

-Wiara i zapał nie opłacą podjazdów, które polują na pogan napadających na nasze granice. Coraz śmielej sobie te tureckie psy poczynają... - Odrzekł mu czarnowłosy mężczyzna odziany w ozdobne szaty, nie pasujące do zniszczonych rycerskich zbroi, idący koło niego.

-Szczekaj te bzdury do ucha doży, nie mojego. Na drodze z Verony powiesiłem dwudziestu bandytów, łupiących od miesięcy drogi wokół miasta. Wiesz kto to był? Nasz drogi Sarnello z Valencji. Zdaje się, ze podrzynał gardła każdemu pielgrzymowi, jakiego spotkał, nie bacząc na to do jakiego boga się modli.

-Zabiliście go? To się nie spodoba Giovannim... - czarnowłosy człowiek zatrzymał się gwałtownie.

-Pies srał na Giovannich. Wiem dokładnie, co i kto stoi za ich ostatnimi 'sukcesami'. Moje kufry pozostają zamknięte. Dla ciebie, dla nich i dla waszego chędożonego w dupę doży.

Orszak zakonników ruszył ponownie i po kilku chwilach zniknął za rogiem, a wraz z nim dalsza część rozmowy. Antonio rozejrzał się wokół. Ulice wyglądały już spokojnie. Wampir wyczuł nagle, że ktoś się mu bacznie przygląda z drugiego końca placu. Owinięta w długi płaszcz postać z maską za twarzy skierowała się pospiesznie w jeden z zaułków…

Radowit

Ghule Radowita świetnie się spisały. Schronieniem kainity stał się dom miejscowego winiarza. Jako jeden z nielicznych w okolicy posiadał sieć obszernych piwnic, które znakomicie nadawały się do celów Radowita.


Gospodarz z chęcią udostępnił go na czas karnawału świątobliwemu mnichowi, którego słudzy dodatkowo hojnie sypnęli złotem.

Jednak coś w Wenecji w głębi przeklętej duszy Radowita wzbudzało jego niepokój. Najbardziej jednak irytował go fakt, że nie potrafił określić co właściwie.
Nie były to zgromadzone w mieście tłumy ludzi, którymi pogardzał, nie było to również nowe lokum. Bliskość jego umiłowanej ziemi powinna sprawiać, żeby czuł się bezpiecznie, a jednak…

Dlatego też letarg, w który zapadł, ułożywszy się w drewnianym sarkofagu, pełen był koszmarnych obrazów. Obrazów związanych z ostatnim spotkaniem z Radosławem. Roześmiane w upiorny sposób oblicze brata wryło mu się w myśli nawet wtedy, kiedy zapadający na zewnątrz mrok otworzył mu oczy…


Alicja van Hagenhower

Nareszcie. Stopy Alicji z przyjemnością ponownie dotknęły lądu. Miała już serdecznie dość tej całej tułaczki, niewygodnej karety i przede wszystkim braku właściwego towarzystwa.

W dodatku w trzewiach zaczynał palić ją głód. Na obcym sobie terenie trudno było zapolować.

Widok i zapach tłumów na pobliskim placu był odurzający. Prawie dało się odczuć krew krążącą w licznych żyłach.
Dlatego jak najszybciej musiała dotrzeć do Nosferatu, którego polecił jej książę. Na szczęście jej przyszły gospodarz zdawał się czytać w myślach. Tuż za bramą czekał na nią jeden ze sług, który w uniżony sposób zaproponował natychmiastowy transport do domu jego wielebności.
Dlaczego nie miała z niego skorzystać?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 27-08-2015 o 12:39.
Felidae jest offline