Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2015, 21:45   #127
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Lisowo
25 Tarshak Roku Orczej Wiosny

- Cześć - zagaiła Franka wygięta w bok jak łodyga.
Wymalowany uśmiech na jej twarzy nie był w stanie ukryć jej wielkiego znudzenia. Kapłanka przez te dni zrobiła wszystko co mogła. Wysprzątanej świątyni nie dało się wysprzątać bardziej. Miejscowi pomocy w niczym nie chcieli, a proponowanie kapłańskiej usługi również okazywało się niepotrzebne, gdyż zawsze Zoja uprzedzała wszelkie możliwości. Uzdrowicielka potrafiła znaleźć zajęcie nawet wtedy, gdy nie było nic do roboty. Mrówka robotnica, która nie potrafiła się zatrzymać, bądź zwolnić. France skończyły się pomysły a towarzystwo nie dopisywało. Pracujący chłopi, zajęte dzieciaki, grupa porozłażona we wszystkich kierunkach, Zoja której więcej nie było niż była.
- Co robisz? - dopytała fikając bliżej i siadając z rozpędu obok kuszniczki. Jej mina i wzrok nie potrafiły ukryć, że z nudów coś nabroiła i nie chce się przyznać co. Nawet nie trzeba było dopytywać, co chowała za plecami, by to wiedzieć.
- W sumie nic - odpowiedziała Sinara dalej skubiąc trawę z nudów. - A Ty, znalazłaś coś ciekawego do roboty?
- Może... - odpowiedziała w zamyśleniu. - Ale nic nie ukradłam! Tylko znalazłam! - wypaliła ni z gruszki ni z pietruszki ściągając brwi i poważniejąc na moment. Przygryzła dolną wargę drocząc się jeszcze ze swoimi myślami i w końcu wyciągnęła ręce zza pleców a oczom Sinary ukazała się flaszka.
Dziewczyna najpierw zmarszczyła groźnie brwi i spojrzała karząco na Frankę. Po czym nagle roześmiała się głośno prawie turlając się po trawie.
- Pokaż co tam masz - Sinara sięgnęła po butelkę, odkorkowała i powąchała. Natychmiast skrzywiła się ale mimo wszystko wzięła łyka.
- O matko, ale to niedobre, proszę, twoja kolej - powiedziała podając trunek koleżance.
- Ale... Ale tak bez żadnego kubka? Z samej butelki? - Zwątpiła kapłanka na wieść, że trunek tak samo paskudnie smakuje, co pachnie. - Ja wiem, że samotnie tak nie przystoi próbować, ale aż tak...?
- Przepraszam, widać że pochodzimy z różnych rodzin i społeczności. Nie mam kubka przy sobie, nie specjalnie mi się chce jakiś szukać. Z resztą daj spokój, samo swoi. Spróbuj w końcu, nie jest aż takie złe, piłam gorsze - odpowiedziała kuszniczka.
Może i było trochę prawdy w tym, że poszukiwanie naczynia byłoby zbędną nadgorliwością. Kapłanka spojrzała na butelkę niepewnym wzrokiem, w końcu chwyciła za jej szyjkę i przechyliła do ust. Chwilę później, gdy udało się jej przełknąć jeden łyk trunku, Frankę uderzyła moc Gergowego napitku. Jej mina skwaśniała a sama zaczęła się krztusić z wrażenia. W kancikach oczu zebrały się maleńkie łzy tak, jakby procent tej mocy piła po raz pierwszy.
- Łooooo, dziewczyno, żyjesz? - Sinara podała jej szybko mały bukłak wody, która miała przy sobie. - Napij się wody, bo mi się tu udusisz. A to daj mi, ja się zaopiekuję.
Chwyciła ponownie alkohol i wzięła kolejny łyk. W smaku było paskudne, ale przyjemnie rozgrzewało żołądek. Wolała nie pytać skąd to ma i co to właściwie jest. W prawdzie nawet sama Franka tego nie wiedziała. Pokiwała tylko ochoczo na bukłak z którego wzięła podobny łyk. Wypuściła powoli powietrze z otwartych ust.
- Jaką sposobnością można znaleźć ludzi, którzy ochoczo to piją...? - odezwała się ni do siebie, ni do koleżanki. Jedna z jej dłoni wylądowała pod szyją. - Ty możesz to pić ot tak? Chłopcy również?
- Kwestia praktyki, widać ty jej dużo nie miałaś. Musisz przełykać szybko i nie wąchać, wtedy wchodzi lepiej. Jeśli od razu popijesz wodą też pomoże. - Sinara wzięła łyka po czym podała France. - Masz, spróbuj jeszcze raz.
Dziewczyna ze skrzywioną miną odebrała butelkę. Po paru oddechach po raz drugi zaatakowała trunek, tym razem krztusząc się już w połowie. Niemniej przymusiła się nieco i dzielnie zmogła drugi łyk zapijając po tym wodą. Jej lico nieco zarumieniło się.
- Dobrze, że nie zaproponowałam tego Zoji... Pomyślałaby, że jestem pijaczką! A to wcale nie prawda! Skoro chłopcy się bawią to nam też~
-~ej, chwila, chwila - przerwała Sinara. - Sugerujesz, że ja jestem pijaczką???
- Co?! Nie! Nie. - kapłanka potrząsnęła głową z przejęciem. - Nie jesteś żadną pijaczką, skądże znowu? Ale czy sobie wyobrażasz pijącą Zoję? Tylko przez butelkę po prostu mnie nie... Zwyzywasz. A ja chciałam mięć odrobinę rozrywki. Skoro nie chcą się bawić z nami, to kto powiedział, że nie możemy się bawić same?
- Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie Zoji w wielu sytuacjach. Ona po prostu jest taka dobra… że aż za dobra. Nie dogadujemy się chyba najlepiej. No ale cóż, bywa, ważne że możemy na siebie liczyć w ciężkich sytuacjach - kuszniczka pociągnęła kolejny łyczek, stan trunku w butelce powoli opadał.
- Czemuż to? Z Zoją nie da się "nie dogadywać". To ze mną prędzej znajdziesz tych, którzy w jakiś sposób mają niesnaski... - odpowiedziała nieco z zawodem. Kapłanka zamilczała na chwilę i sięgnęła po kolejny łyk. Nie różnił się zbytnio od poprzedniego.
- Chodzi o to że… to w jaki sposób broniła tego kobolda którego schwytaliśmy. Ja rozumiem, że krzywdzenie jest złe, nikomu z nas dręczenie go nie sprawiało przyjemności. Ale ona była przeciwna nawet draśnięciu go, jakby to był ktoś naprawdę godny uwagi. Nie rozumiem tego i nie potrafię zrozumieć.
- Nie musisz się tym tak przejmować. - Kapłanka uśmiechnęła się pocieszająco. - Zoja potrafi bardzo wiele rzeczy, o których mi się nawet nie śniło tak opanować. Choć jest również bardzo niewiele rzeczy, których nie umie. - Jej palce pokazały malutką odległość przed ich twarzami. - Jedną z nich jest trzymanie urazy.
- Mówisz o jakiejś konkretnej sytuacji? Bo ja w sumie nie znam jej zbyt dobrze, ty na pewno znasz o wiele lepiej.
- O tyle lepiej, o ile można było ją poznać przez dodatkowe dwa tygodnie... - odpowiedziała uśmiechając się. - Zoja jest... Wspaniałą osobą, jak i wspaniałą uzdrowicielką. Jest wiary tak wielkiej... Że przy niej wypadam jak schnące pranie... - przyrównała ze zmartwieniem. - Nie potrafi skrzywdzić nikogo, i również krzywdzić nikogo nie pozwoli. Jest taka, jak powiedziałaś "aż za dobra" - uśmiechnęła się pocieszająco po raz kolejny.
- Ciekawe czy gdyby wychowała się w mojej rodzinie też byłaby taka dobra i pełna zrozumienia. Ale, zostawmy ją, bo pewnie ma już uszy czerwone od naszego obgadywania. - Sinara zaśmiała się.
- Wyzywanie od "najlepszych" wcale nie jest obgadywaniem - broniła się Franka z uśmiechem.
Buteleczka została wprowadzona w ruch po raz kolejny. Kolejka tym razem tyczyła się obu dziewczyn.
- Może i nie, ale nie wypada za dużo mówić o nieobecnych. A jak ci się podoba w Lisowie? Bo mi się już tu zaczyna nudzić, chociaż jednocześnie czuję ciągle na sobie ciężar naszego zadania. Boję się że nie damy sobie rady i wszyscy tu zginiemy - powiedziała smutno Sinara.
- Jest tu przepięknie... Aż nie chce się wierzyć, że dzieje się tu coś złego... Gdyby tutejsi nas tak nie trzymali na dystans to moglibyśmy nawet o tym zapomnieć... Choć w prawdzie moje obawy są takie same jak twoje... A czasem nawet większe... Ale nie pozwolę, by ktoś zginął, ani by komuś stała się krzywda.
- Nie pozwolisz? Nie wiem czy ktokolwiek będzie nas pytał o zdanie. Czasem naprawdę nie można nic zrobić, a jedynie patrzeć jak zło dzieje się w okół nas. I możemy się wkurzać i wrzeszczeć a nic nie poradzimy. Jeśli oni naprawdę są wampirami, nie widzę dla nas wielkich szans jeśli zaczniemy się im przeciwstawiać. Przecież tutejsi już dawno by to zrobili gdyby mogli - sprowadziła na ziemię Frankę.
Ta posmutniała w milczeniu przyglądając się trawie. Pocieszający uśmiech z każdą chwilą ulatywał. Na twarzy Franki było widać, że to doskonale rozumie, lecz ze wszystkich sił stara się trzymać kurczowo pozytywów, nawet tam gdzie ich zbytnio nie ma. Jej rumiana od trunku twarz była smutna, szczególnie gdy przypomniała sobie przykre wydarzenia z dni poprzednich.
- Przepraszam, czasem jestem zbyt wielką pesymistką. Na pewno wszystko się jakoś ułoży. To może jednak poobgadujmy, to nam lepiej szło. Co na przykład sądzisz o Shavrim? - Sinara uśmiechnęła się podstępnie.
Przed odpowiedzią kapłanka sięgnęła po kolejny łyk. Niezbyt jej wychodziła nauka radzenia sobie z takimi mocnymi procentami, ale przynajmniej dzielnie walczyła z paskudą.
- Shavri? Hmm... Dobry chłopak, choć narwany. Ma dobre serce i nie jest na nie głuchy, a to dobrze świadczy - odpowiedziała niezbyt świadoma podstępności koleżanki.
- Czasem wodzi za tobą wzrokiem z wyrazem rozmarzenia na twarzy - uśmiechnęła się do Franki.
- S-słucham?! - ocknęła się w lekkim oburzeniu, choć szybko zmieniło się to w speszenie. - Nie prawda…
- [i]Jesteś pewna? Bo moim zdaniem tworzylibyście ładną parę./i]
- Parę?! Nie ja z Shavrim tworzymy parę a ty z Evanem! - chlapnęła w swojej obronie. Dopiero po chwili zagryzła wargi i uciekła wzrokiem pojmując, że nie powinna mówić takich rzeczy. Rumiane lico stało się całe czerwone jak burak. France zrobiło się głupio i poczuła się nieco skrępowana.
- Ejjjj, zmieniasz temat - rzuciła Sinara udając oburzoną. - Evan jest piekielnie przystojny i pewnie trzeba być ślepym, żeby nie widzieć że się świetnie dogadujemy. Co nie zmienia faktu że Shavri to też dobra partia, bo wiesz, Evan już zajęty - dziewczyna puknęła Frankę łokciem puszczając do niej oczko.
Kapłanka nie odezwała się nie mogąc spojrzeć Sinarze w oczy. Wiedziała o czymś i nie trzeba było przyglądać jej twarzy, by wiedzieć, że nie udolnie coś ukrywa.
- Dusisz coś w sobie, no dalej, powiedz co ci w głowie siedzi - zachęcała ją Sinara, mając nadzieję że trunek rozplątuje jej język tak samo jak jej własny.
Franka otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak zawstydzenie powstrzymywało ją paro krotnie. W końcu się przemogła i nie tracąc wciąż czerwonej twarzy wyjawiła to, czego normalnie nie potrzebowałaby wiedzieć.
- No bo... No... Bo ja wiem, co robiliście w stodole... - wydusiła z siebie nie wiedząc, co było gorsze: przyznanie się do tego, czy skrywanie się przed wszystkimi w niewiedzy. - Ale nie tak, że podglądałam! Nie, nie! Nie ja! Rodi. Był w stodole i wszystko widział... I później opowiadał mi o tym w koło przez następne dnie! I to wcale nie tak, że chciałam to wiedzieć! Ani słuchać! Bo... To łobuziak jest! - tłumaczyła się jak najęta, nie chcąc by kuszniczka była na nią zła.
- Opowiadał w kółko? Hmm, to nie był aż tak długi incydent - dziewczyna roześmiała się. - Ale bardzo ciekawy i przyjemny. Polecam, powinnaś sama spróbować!
Sinarze najwyraźniej sprawiało radość patrzenie jak twarz Franki przybiera najróżniejsze odcienie różu i czerwieni. Sama pozostawała spokojna. Kapłanka podstawiona pod murem nie miała najmniejszych szans na obronę. Zawstydzenie ponownie paro krotnie powstrzymywało ją przed odezwaniem się. W końcu cała zgrzana i czerwona od napitku i wstydu wypaliła krótko.
- N~no wiesz! - oburzyła się z braku innych możliwości. - A jak z tego będą dzieci, to co? I wcale nie jest tak, że nie wiem jak to się robi!
- Och daj spokój, nie po każdym współżyciu są od razu dzieci, inaczej miałabym z milion rodzeństwa. I sama miałabym już dzieci. A nawet jeśli się jakieś pojawi to urodzę i wychowam, normalna kolej rzeczy. Kiedyś będę miała dzieci, dwójkę, chłopczyka i dziewczynkę. I ładny mały domek z warzywniakiem z tyłu. A gdzie ty siebie widzisz za jakieś 10-15 lat?
- Moja starsza siostra, bardzo poważana kapłanka, uczyła o wpływie mocy Lathandera na płodność. Więc... - Franka nabrała poważniejszej i oficjalnej pozycji, choć wcale nie straciła krzty zawstydzenia, czy rumieńca. - Jako lathandrytka czuję się w obowiązku wesprzeć cię w tej kwestii i rozwiewać wszelkie wątpliwości, czy troski - rzekła jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało. Z drugiej strony może kapłanka wiedzy praktycznej nie posiadała, lecz jako położna nie była też daleka od tego tematu.
- Ooo, chętnie posłucham i się czegoś dowiem. To jak to jest że raz są dzieci a raz ich nie ma? - zastanawiała się Sinara.
- Ykhym... - odchrząknęła koncentrując się nieco bardziej. Po chwili jednak chwyciła za butelkę i wypiła kolejny łyk krztusząc się tak samo jak wcześniej. Po zapiciu wodą zaczęła. - Bo to nie jest tak, że kobieta może począć zawsze i w każdej chwili... To się zmienia i jest cykliczne. Od krwawienia do kolejnego krwawienia. Począć można tak... Po krwawieniu, w okienku, na środku, nieco więcej przed połową tego cyklu. I trwa to tak połowę czasu. Więc wychodzi na to, że miałaś też wiele przychylności Pana Poranka... Bo w końcu pierw musi być ładny mały domek, nieprawdaż? - Franka powołując się na swoją wiedzę nieco się uspokoiła a zawstydzenie zniknęło. Widać było też, że zarumieniony uśmiech ma swoje źródło w butelce.
- To bardzo ciekawe co mówisz. Dziękuję, że się podzieliłaś tą informacją. Na pewno zrobię użytek z tej wiedzy! - Trunek dawał się we znaki już obu kobietom, drzewo obok zaczęło niebezpiecznie wirować.
- Zawsze jeśli będziesz chciała się upewnić możesz mnie się poradzić. Myślę że będę w stanie podpowiedzieć, czy coś z tego się nie urodzi... - roześmiała się kapłanka kołysząc lekko na trawie.

Dziewczęta siedziały na słońcu popijając śmierdzący napój przeznaczony głównie dla orków i goblinów. Z każdym łykiem mocnego trunku mówiły jaśniej i rozsądniej. Język im się nie plątał, a myśli pozostawały czyste. Tak im się przynajmniej wydawało, bo nie było nikogo, kto zrewidowałby ten pogląd. Franka chciała dodać coś jeszcze na temat uroków porodu, lecz gdy zerknęła na Sinarę odkryła, że towarzyszka śpi na siedząco, sztywno jakby kij połknęła. Franka chciała zachichotać, lecz głos uwiązł jej w gardle. Po chwili też spała z na wpół otwartymi oczami. Wyglądało to dosyć upiornie, a przybyła po jakimś czasie Zoja za nic nie mogła najemniczek dobudzić. Tylko smród alkoholu i pusta butelka świadczyły o tym, że dziewczyny są pijane, a nie otrute przez Tillit, Pana czy bogowie wiedzą kogo. Choć w jakim będą stanie gdy się obudzą?
 
Proxy jest offline