Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2015, 00:18   #34
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Już nie - zmrużyła oczy i pochyliła się nad zapalniczką. - Nudziłam się ale właśnie przestałam. Stanowi pan dość osobliwy widok, panie...?

- Dziękuję - zaśmiał się szczerze z trudem jednak opanowując grymas bólu, którym rozpromieniały żebra - Osobliwy... - pokiwał głową - To naprawdę miłe. Nie zrozum mnie jednak źle Selmo, ale... albo mocno pomyliłaś adres, bo nawet ślepy by dostrzegł, że nie szukam towarzystwa, albo za bardzo przedłużasz wstęp.
Odchylił się w krześle i przypatrując się jej, pociągnął łyk słono opłaconej ambrozji.

- Ok - wzruszyła ramionami i zrzuciła przymilną maską. Zastąpił ją nerwowy grymas podparty głębokim haustem tytoniu. - Jesteście przyjazdem, ty i ta dziewczyna? W drodze do jakiegoś miasta? Ditroit? Vegas? Potrzebuję podwózki, mam trochę odłożonych gambli... Jak najszybciej.

- Czemu nie zabierzesz się z tym kto Cię tu przywiózł?

Zaśmiała się.
- To moja meta od trzech lat słodziutki. Tego kto mnie tu przywiózł od dawna już tu nie ma.

- Skąd więc nagle taki pośpiech? - indagował nie spuszczając z niej wzroku znad puszki.

- Ta dziura się kończy - zniżyła głos do szeptu. - Połowa obslugi już się wyniosła, zostały niedobitki. Myślałam, że jak odeszły te młodsze i ładniejsze będzie więcej roboty dla mnie, więcej gambli... Tyle, że zmyli się też chłopcy z ochrony, ci od usług... Pewnie ciężko ci uwierzyć ale ta nora jeszcze niedawno tętniła życiem, interesami... Dick jest ślepy i nie chce odejść, ale on nie wypuściłby z ręki nawet gówna, pazerny dupek. Ale ja nie będę ryzykować. Już czas się stąd zabierać.

Pozwolił by milczenie przez chwilę między nimi się przedłużało. W końcu odstawił piwo.
- Strzel mnie w pysk i wracaj do baru - powiedział cicho - Niczego ci nie obiecuję, bo Challanger nie jest mój i ja tu pewnie trochę zabawię. Ale lepiej, żeby Dick, skoro taki pazerny, nie miał podstaw by myśleć, że się dogadaliśmy. - Uśmiechnął się wrednie jakby właśnie dosrał jej jakimś tekstem - Tylko nie przesadzaj…

- Zasrany dupek - przez chwilę nawet jej uwierzył, że ją szczerze rozzłościł. Trzasnęła go w pysk z taktownym wyczuciem. Nie bolało za bardzo ale plasnęło głośno.
Selma odwróciła się na pięcie akurat aby minąć się z powracającą z zaplecza Moniką.

- O co poszło? - chemiczka uniosła brew i pociągnęła łyk z puszki Aidena.

- Chce dać stąd nogę - odpowiedział - Niekoniecznie ku uciesze tego przystojniaka, któremu wpadłaś w oko. Zapłaci. Teraz odegrała swoje i czeka na Twoją decyzję. A jak u Ciebie?

- Złe wieści są takie, że mojego doktorka już tu nie ma - kolejny łyk osuszył puszkę do dna. Monika zacisnęła na niej palce i zgniotła bezdusznie. - Dobre wieści natomiast wskazują, że jest niedaleko stąd. Kilka kilometrów na północ w pustynię jest mała dziura obsadzona przez Mormonów czy innych popierdoleńców... Doktor przygruchał sobie cnotkę niewydymkę i się ochajtał, ja cię jebię.
Odgarnęła przydługie czarne pasmo wciskające się do oczu i westchnęła zmęczona.
- Pojedziemy rano, hm?
Stuknęła się w czoło i podała Portnerowi brezentową torbę na zamek.
- Ciuchy. I kilka bonusów.
Rozpiął suwak i dyskretnie sprawdził zawartość. Monika nieźle go zaopatrzyła. Sfatygowane ale praktyczne wojskowe ciuchy, AK47 z zapasem amunicji, lornetka, dwa granaty odłamkowe, maska gazowa, lina wspinaczkowa z hakiem, manierka, paczka fajek. Opasła bożonarodzeniowa paczka, wszystko o czym marzy facet po apokalipsie. Myślałby kto, że cały rok był takim grzecznym chłopcem...
- Na górze mamy pokój. Jest też miska z wodą i ręcznik żebyś doprowadził się do porządku. Wezmę nam flaszkę na wynos, muszę się napić…
- Idź już. Ja wezmę. Zabiorę przy okazji graty z wozu i za chwilę przyjdę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline