Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2015, 15:04   #31
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Lekko zaskoczony, uśmiechnął się mimowolnie do nowej towarzyszki przy stole.
Aż tak nietrafnie ją ocenił za pierwszym razem uznając, za zbyt duży kaliber na takiego zdechlaka jak on? Nieee… Raczej trafnie. Kobiety rzadko stać na tak skrajny pragmatyzm. Czy to tania kurwa pustkowi, czy świątobliwa przeorysza jakiegoś obłąkanego kultu Wielkiej Macicy (taaak - słyszał o takim), każda ma swoją dumę. Każda w końcu znajdzie tak unużanego w syfie gambla, że go nie podniesie. Tak też i w tym przypadku, Aiden miał niejasne przeczucie, że przyjemna dwuznaczność nie jest tym o co dokładnie chodziło. Szczególnie biorąc pod uwagę jej aparycję. Bo o taki makijaż poza Vegas niełatwo...
Wyciągnął z plecaka prawie już pustą zapalniczkę i przychyliwszy się do niej, jakby z istotnym zamiarem przypalenia, z głuchym stukiem postawił ją przed nią na stole. Po czym ponownie oparł się o krzesło.
- Spodziewasz się tu kogoś, Selma?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 28-08-2015, 19:42   #32
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Musiało się wreszcie zakotłować. Zbyt wiele zbyt spokojnych dni.
W jednej chwili stała sobie, kiwając się na obcasach i wytrzeszczając oczy w mrok. W drugiej całe jej ciało zalała adrenalina. Znali się z Czachą na tyle długo, że jeśli on zaczynał panikować, to znaczy, że pora osrać się po kostki.
Wycie podniosło jej włosy na karku. Zanim przechodzący powoli w stand by zmęczony mózg dodał dwa do dwóch, Szczęściarz zdążył już rozegrać nie lada szopkę.

Rzuciła się ku niemu jednym susem, na czas, żeby skontrować dęba, do którego się zbierał. W ciemności błysnęło przerażone rybie oko. Cokolwiek pokonywało prerię wściekłym pędem, teraz już wiedziało, że tu są. W świetle księżyca widziała, jak kręci płaskim łbem, wyobrażała sobie jak rozdyma nozdrza. Musiała ich ratować. Czacha był cenniejszy niż cokolwiek innego.

Na drewnianym ganku podkute kopyta narobiły huku nie mniejszego, niż poprzedzające zadymę rżenie. Kopnęła drzwi i prawie to samo zrobiła z zadem boczącego się konia. Bez niego mogłaby się równie dobrze od razu położyć i czekać, aż zeżrą ją żywcem.
- … y, cała wata… - ryknęła w korytarz. Nadludzką siłą wepchnęła panikujące zwierzę wgłąb korytarza. Cokolwiek było w środku - Nerwusek przecież nie gwizdał - było teraz mniej groźne niż wataha mutantów zmierzających być może na swój nocny rewir.

- Motherfu... - Gotowa na wszystko w obronie ich życia, wycelowała obrzyna w miejsce, gdzie ostatnio widziała zagrożenie.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 28-08-2015, 20:47   #33
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl

Nie miała wątpliwości. Jedna sztuka odłączyła się od stada i została w tyle. Nadgorliwy egzemplarz drobił w kółko z pyskiem przy ziemi a później wystrzelił z impetem w kierunku farmy.

Dhalia decyzję podjęła błyskawicznie bo na prawdę nie było czasu na analizowanie dostępnych wariantów. Trzeba zwiewać. Wleźć do domu, okopać się, bronić, siebie i Szczęściarza oczywiście.
Koń nie stawiał oporu. Prawdę mówiąc na korytarz wepchał się prędzej niż Teksanka a nawet czując, że popuszczono mu uzdę szedł dalej sam, w głąb posesji, hucząc kopytami po startym parkiecie.

Dhalia przymknęła wejściowe drzwi zostawiając wąską szparę na lufę obrzyna. W uszach szumiała adrenalina, serce wykręciło życiówkę w ilości uderzeń na minutę.

Pojawił się. Najpierw dostrzegła oczy, dwa lustrzane guziki odbijające światło. Pędził przed siebie, rozjuszona żądna krwi maszyna mięśni i futra aż... zamarł. Tak po prostu, dwa metry przed schodkiem prowadzącym na ganek. Wyhamował jak po zderzeniu z niewidzialną ścianą.
Uniósł łeb i spojrzał na Dhalię przycupnąwszy na zadzie.
Teraz Teksanka mogła wnikliwiej mu się przyjrzeć.
To co początkowo przypominało sierść okazało się być skrawkami skór i szmat. Ten stwór... miał jednak ludzką twarz. Zdeformowaną, wydłużoną, o brzydkich drapieżnych rysach ale bez wątpienia o ludzkiej genezie. Nieproporcjonalnie długie ręce, dłuższe nawet niż u małpy wymuszały pochyloną postawę wyginając grzbiet w przesadny łuk. Stwór skulił się w sobie, zniżył do parteru i wydał serię żałosnych pisków.
Mutant. Pieprzony najbardziej zmutowany mutant z jakim Dhalia jak dotąd się spotkała. Plugastwo, jak mawiał tato. Obraza boska.
I miała go na muszce.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-08-2015 o 20:50.
liliel jest offline  
Stary 29-08-2015, 00:18   #34
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Już nie - zmrużyła oczy i pochyliła się nad zapalniczką. - Nudziłam się ale właśnie przestałam. Stanowi pan dość osobliwy widok, panie...?

- Dziękuję - zaśmiał się szczerze z trudem jednak opanowując grymas bólu, którym rozpromieniały żebra - Osobliwy... - pokiwał głową - To naprawdę miłe. Nie zrozum mnie jednak źle Selmo, ale... albo mocno pomyliłaś adres, bo nawet ślepy by dostrzegł, że nie szukam towarzystwa, albo za bardzo przedłużasz wstęp.
Odchylił się w krześle i przypatrując się jej, pociągnął łyk słono opłaconej ambrozji.

- Ok - wzruszyła ramionami i zrzuciła przymilną maską. Zastąpił ją nerwowy grymas podparty głębokim haustem tytoniu. - Jesteście przyjazdem, ty i ta dziewczyna? W drodze do jakiegoś miasta? Ditroit? Vegas? Potrzebuję podwózki, mam trochę odłożonych gambli... Jak najszybciej.

- Czemu nie zabierzesz się z tym kto Cię tu przywiózł?

Zaśmiała się.
- To moja meta od trzech lat słodziutki. Tego kto mnie tu przywiózł od dawna już tu nie ma.

- Skąd więc nagle taki pośpiech? - indagował nie spuszczając z niej wzroku znad puszki.

- Ta dziura się kończy - zniżyła głos do szeptu. - Połowa obslugi już się wyniosła, zostały niedobitki. Myślałam, że jak odeszły te młodsze i ładniejsze będzie więcej roboty dla mnie, więcej gambli... Tyle, że zmyli się też chłopcy z ochrony, ci od usług... Pewnie ciężko ci uwierzyć ale ta nora jeszcze niedawno tętniła życiem, interesami... Dick jest ślepy i nie chce odejść, ale on nie wypuściłby z ręki nawet gówna, pazerny dupek. Ale ja nie będę ryzykować. Już czas się stąd zabierać.

Pozwolił by milczenie przez chwilę między nimi się przedłużało. W końcu odstawił piwo.
- Strzel mnie w pysk i wracaj do baru - powiedział cicho - Niczego ci nie obiecuję, bo Challanger nie jest mój i ja tu pewnie trochę zabawię. Ale lepiej, żeby Dick, skoro taki pazerny, nie miał podstaw by myśleć, że się dogadaliśmy. - Uśmiechnął się wrednie jakby właśnie dosrał jej jakimś tekstem - Tylko nie przesadzaj…

- Zasrany dupek - przez chwilę nawet jej uwierzył, że ją szczerze rozzłościł. Trzasnęła go w pysk z taktownym wyczuciem. Nie bolało za bardzo ale plasnęło głośno.
Selma odwróciła się na pięcie akurat aby minąć się z powracającą z zaplecza Moniką.

- O co poszło? - chemiczka uniosła brew i pociągnęła łyk z puszki Aidena.

- Chce dać stąd nogę - odpowiedział - Niekoniecznie ku uciesze tego przystojniaka, któremu wpadłaś w oko. Zapłaci. Teraz odegrała swoje i czeka na Twoją decyzję. A jak u Ciebie?

- Złe wieści są takie, że mojego doktorka już tu nie ma - kolejny łyk osuszył puszkę do dna. Monika zacisnęła na niej palce i zgniotła bezdusznie. - Dobre wieści natomiast wskazują, że jest niedaleko stąd. Kilka kilometrów na północ w pustynię jest mała dziura obsadzona przez Mormonów czy innych popierdoleńców... Doktor przygruchał sobie cnotkę niewydymkę i się ochajtał, ja cię jebię.
Odgarnęła przydługie czarne pasmo wciskające się do oczu i westchnęła zmęczona.
- Pojedziemy rano, hm?
Stuknęła się w czoło i podała Portnerowi brezentową torbę na zamek.
- Ciuchy. I kilka bonusów.
Rozpiął suwak i dyskretnie sprawdził zawartość. Monika nieźle go zaopatrzyła. Sfatygowane ale praktyczne wojskowe ciuchy, AK47 z zapasem amunicji, lornetka, dwa granaty odłamkowe, maska gazowa, lina wspinaczkowa z hakiem, manierka, paczka fajek. Opasła bożonarodzeniowa paczka, wszystko o czym marzy facet po apokalipsie. Myślałby kto, że cały rok był takim grzecznym chłopcem...
- Na górze mamy pokój. Jest też miska z wodą i ręcznik żebyś doprowadził się do porządku. Wezmę nam flaszkę na wynos, muszę się napić…
- Idź już. Ja wezmę. Zabiorę przy okazji graty z wozu i za chwilę przyjdę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 29-08-2015, 18:39   #35
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Postać papy stanęła jej przed oczyma jak żywa. Całe życie, każda modlitwa przy rodzinnym stole, każde nabożeństwo wypełnione było nienawiścią dla kalającej wolę bożą zmutowanej zgnilizny. Gdy prosili o siłę, to nie tylko po to, żeby następnego dnia wstać i pielęgnować iluzję normalnego życia w stylu oldschool. Gdy dziękowali, to nie tylko za to, że ciągle jeszcze mieli siebie nazwajem. Czasami wydawało jej się, że nienawiść jest najsilniejszym z klejów, spoiwem, które trzymało w garści całe społeczeństwo.
Poczuła, że za nim tęskni.

Zamiast jednak rodziny, stała twarzą w twarz z największym wrogiem i największym horrorem całego jej życia. Z tym, czego żaden człowiek w nowej, spróchniałej rzeczywistości nie potrafił ułożyć sobie w głowie.
Stała z nim nos w nos, a jednak, mimo strachu, zobaczyła w abominacji człowieka. Głeboko pod warstwą szmat, zdeformowaną tkanką. Oczy. Oczy wyglądały jak ludzkie, ale nie potrafiła odczytać malujących się w nich emocji.

Nie ulękniesz się strachu nocnego,
Ani strzały lecącej za dnia,
Ani zarazy, która grasuje w ciemności,
Ani moru, który poraża w południe.


Zdusiła w sobie tę dziwna tkliwość, którą wzbudziło w jej sercu żałosne popiskiwanie. Mutant to mutant. Tylko czemu zatrzymał się jak wryty? Czemu nie rzucił, strzeliłaby do niego bez mrugnięcia okiem. Poprawiła chwyt na kolbie obrzyna. Kimkolwiek był kiedyś, nie było dla niego ratunku. A miłosierdzie? Czy kula mogła być jego manifestacją?

- Idź sobie - o Boże, gdyby tatko to słyszał! Trzęsła się, wciąż celując do tego czegoś. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana - Już! Wynocha!
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 30-08-2015, 08:43   #36
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Gość w kitlu nawet się nie posrał w pory. Gorzej, on nawet się nie zdziwił. Obrugał Hope, ale podniósł rączki więc Mikrus był zadowolony. Spaślaka nie opuszczał, ale na wspomnienie o złodziejstwie poczuł się urażony. To on tu dupsko naraża i jedzie cholera wie gdzie by ratować ranną, a zamiast wdzięczności od złodziei wyzywają.
- Nie jestem złodziejem. Co z nią? - popatrzył na leżącą na ziemi i przykrytą pledem kobietę. - Hope mówiła że została ranna, że napadli was tutaj gangerzy. No i tak w ogóle kim pan jest, hmm? Bo o panu nie wspominała.

Przyjemne pogawędki przerwało najpierw rżenie kobyły, a potem Eddie nie był w stanie uwierzyć, ale zdaje się że Dahlia zaprosiła się razem z kuniem na kolację. Wesołość od razu wyparowała, kiedy zdał sobie sprawę z tego co to oznaczało. Skoczył do okna i ukryty za framugą wyglądnął na podwórko.
- Co jest do cholery?! Co się stało?! - wrzasnął do teksanki, bo nic nie mógł dostrzec w ciemnościach. Jedyne co mu przychodziło do głowy że wrócili ci którzy wcześniej dobierali się do farmy.
 
Harard jest offline  
Stary 30-08-2015, 16:42   #37
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl

Mutant ruszył w mrok. Skurczony, groteskowo zgięty w pół, stawiał pokaźne kroki ciągnąc za sobą nitki za długich rąk. Rzucił Dhalii ostatnie, dziwne spojrzenie i przyspieszył.
Słyszała go i widziała zarysy ruchu gdy zatoczył prędkie kółko wokół domostwa. A później... z impetem skoczył na dach pickupa. Blacha zawyła diabolicznie pod naporem stwora. Coś zgrzytnęło, załomotało, zadudniło.
Mutant, za pomocą prymitywnej siły rozpruwał karoserię na części, pławił się w nieracjonalnym atawistycznym akcie zniszczenia jakby czterokołowiec czymś mu bezkreśnie zawinił.

Eddie Crispo

Eddie wypruł serię pytań pod adresem dziadunia.
- To Jill - wskazał na pogrążoną w letargu kobietę, niemłodą już, o nieurodziwej twarzy w kolorze prześcieradła. Gałki oczne, skryte pod pokrowcami zmęczonych powiek, ruszały się symultanicznie i nerwowo. - Siostra mojego przyjaciela. Opatrzyłem ją, dojdzie do siebie.

Na dowód wskazał piętrzący się koło łóżka stosik rdzawoczerwonych gazów i szarpi i poukładanych w rzędzie brudnych narzędzi lekarskich. W tym czasie Hope, zwinna jak wiewiórka, czmychnęła za plecy technika.

- Dziewczynka ma odrobinę... nie po kolei w głowie. Jeśli z jej powodu się pan tu fatygował - ciągnął leciwy jegomość - to obawiam się, że tracił pan czas. Wszystko jest pod kontrolą.

Dysputę przerwał koń, który wlazł do salonu i naraz przestrzeń skurczyła się niewspółmiernie, zaległ zaduch zaprawiony zapachem końskiego potu, końskiego strachu. Zza okna dobiegały nieludzkie odgłosy i przeraźliwy huk.

Eddie dobiegł do okna akurat na czas by podziwiać brutalny spektakl. Na dachu jego pickupa siedział wyjątkowo szkaradny mutant i z całą siłą wybebeszał blaszany dach jakby to była przerdzewiała puszka sardynek. Nim Crispo zdążył choćby wyjść z szoku i zakląć pod nosem poczuł zimną lufę wciśniętą między łopatki.

- No cóź, wygląda na to, że będzie musiał pan z powrotem pójść pieszo...

Mała Hope objęła Eddiego w pasie chudymi rączkami, buzie schowała w szorstkich fałdach jego kurtki. Był pewny, że słyszy jej małe serduszko, trzepoczące w piersi jak schwytany ptaszek.

Aiden Portner

- Tylko w nic się nie wplącz, dobra? - w tonie Moniki nadal pobrzmiewała pretensja. Po ostatnich ekscesach jej wiara w idiotyczne decyzje Aidena musiała znacznie wzrosnąć. Skinęła niemniej i powlokła się na górę.

Aiden zgarnął w wozu bagaż i dołączył do niej po paru minutach. Wynegocjowaną od barmana flaszkę postawił na stole pod oknem, graty cisnął na podłogę. Lokum mu się podobało. Zaniedbane, zakurzone, ale znać było w nim dawny rozmach. Matowa wykładzina (nadal dość miękka), meble na giętych nóżkach (pozbawione szuflad lecz bałamutnie błyszczące złotymi lamówkami) i łóżko (z trzema z czterech filarów, które kiedyś musiały stanowić bazę pod okazały baldachim). Ruina, pewnie. Ale Aiden sypiał w gorszych. Na dodatek ta miała w sobie ten refleks przeszłości, nie potrzeba było wiele trudu aby wyobrazić sobie jak kiedyś było tu przytulnie i elegancko.

Monika wyciągnęła rękę po kubek z samogonem. Rozlał, podał jej jeden, ścisnął w dłoni drugi i zaległ obok niej na skrzypiącym materacu. Musieli tak leżeć dobre kilkanaście minut z oczami wlepionymi w popękany sufit, w kompletnej harmonijnej ciszy.

- Aiden... - to zabrzmiało jak początek trudnej i poważnej rozmowy. Aż się spiął od zabarwienia jej głosu ale okazało się, że rozmowa musiała poczekać. Hałasy dochodzące z zewnątrz postawiły ich dwójkę do pionu. Dopadli okna akurat na czas by zarejestrować zbliżający się do motelu tuman kurzu. Tuman wzniesiony przez... stado pędzących poczwar. Na tle nocy ich kształty pozostały niewyraźne, mętne. Podsuwały skojarzenia z polującymi drapieżnikami. Ale czy zwierzęta wyważyłyby drzwi i powybijały okna? Bo bez wątpienia, choć część z nich, zamierzała wedrzeć się do motelu.
W barowej sali padł pierwszy strzał i zawtórował mu dziki ryk.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-08-2015 o 17:39.
liliel jest offline  
Stary 30-08-2015, 18:24   #38
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Sporo rzeczy stało się na raz. Mikrusowi przez rozum przebiegła szalona fala myśli. Kim jest Bethel, skoro ranna ma na imię Jill. Czemu Hope boi się bardziej doktorka niż mutanta. Dlaczego woli przyciskać się do jego pleców, a nie chować się za kimś kto podobno pomógł matce i jest przyjacielem. DLACZEGO TEN SKURWYSYN SKACZE PO MOIM WOZIE?!
- Nie!! - Eddie zareagował jak wariat, nie licząc się z niczym. Tyle ryzykował, tyle mógł stracić przez jedno głupie bydlę. Nacisk lufy przyłożonej do pleców znikł, bo Mikrus rozwalił kolbą spaślaka okno, wychylił się i przeładował broń. Pierwszy nabój niewystrzelony wypadł z komory. Był wypełniony śrutem, a Eddie nie mógł uszkodzić tego, co na pace. Od tego przecież wszystko zależało. Drugi pocisk to już brenneka, bo zawsze ładował na przemian. Kawał ołowiu o średnicy kciuka.
Pojazd stał nie dalej niż dziesięć metrów, przecież wjechał nim niemalże do domu. A powinien kurwa tak zrobić. Jak Dahlia. Było jednak ciemno, a bydle szalejące po wozie było jak tuman kurzu, ledwo widział jego kontury w ciemnościach. Krzyknął jeszcze raz i nacisnął spust. Może trafi, a może choć sam huk wystraszy gnoja. Tylko nie skaner, proszę. Już nawet perspektywa, że doktorek jest wyrachowanym skurwielem i wypali mu w krzyże nie powstrzymywała montera. Miał zamiar wyskoczyć oknem na zewnątrz i poprawić już z bliska, z boku.
 
Harard jest offline  
Stary 31-08-2015, 23:51   #39
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przebrany i obmyty na ile było to możliwe słuchał jej oddechu. Czuł gorąc jakim bimber rozgrzewał mu przyjemnie trzewia. Wpatrywał w kolejny już gasnący blichtr minionej epoki. Znał to. Pamiętał. Rutyny dopełniał oparty o łóżko kałasz. Nie dało się nie mieć tego cholernie gorzkiego wrażenie. Ze nic się nie zmieniło. A życie nadal odmierzane jest przez stukot gambli i wystrzały kończące kontrakt. Czyż nie to jej zaproponował? Czy nie tym ją uspokoił?
- Aiden…
Coś odroczyło rozliczenie. Zerwał się… oszsz… kurwa… Dopadł do okna tuż po Monice. Wrzawa, tuman kurzu i bestie. Mutanty? Tabun pędził nieopodal Piekła. Część jednak nie pogardziła kąskiem i skierowała się na lokal Dicka. Ktoś na dole zainagurował oblężenie.
Monica zaklęła. Aidenowi się nie chciało. Oboje od razu chwycili za graty i broń. Sprawnie. Szybko. Mechanicznie. Bez wpadania na siebie i ustalania kto co robi. Załączyła się adrenalina i nawyki. Z czymkolwiek mieli do czynienia, potrzebowali się teraz oboje nawzajem na najwyższych obrotach. W kilka sekund znaleźli się na schodach. Raczej za późno było, żeby biec do Dodga. To jednak miało się okazać już w sali barowej...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 01-09-2015, 08:05   #40
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Eddie Crispo/Dhalia Crowl

Dziadunio nie wypalił. Może strzał w plecy nie mieścił się w ramach jego oldskulowego honorowego kodeksu? Nie lubił zabijać? Albo po prostu zamroził go widok mutanta? Zresztą, kto by się nad tym teraz zastanawiał! Teraz, kiedy kroili mu brykę na strzępy a jego drogocenny skaner mógł ucierpieć! Bez sprzętu będzie w ciężkiej dupie! Jedyny pomost łączący go z zaginionym bratem, ostatnia iskra i tak bladej nadziei.

Pierwszy strzał wypluł z siebie chmurę śrutu. Było za ciemno aby dokładnie ocenić rezultaty ale paszkwil sturlał się z dachu wydając z siebie przeciągły kwik. Eddie już zeskakiwał z parapetu i pędził w stronę wozu.

Gdzieś od strony ganku dobiegł go drugi wystrzał, zapewne posłany przez Teksankę. Czy jej kula dokończyła sprawę?
Już był przy drzwiach do kabiny kierowcy. Wszystko jakby ucichło, zamarło w oczekiwaniu. Eddie wyłapywał jedynie chrzęst piasku pod butami i własny przyspieszony oddech.

Wypadł z lufą wymierzoną w otwartą pakę ale stwora tam nie było. Uciekł? Zdechł?
Coś szarpnęło go za kostkę. Zabolało a impet dosłownie zwalił go na plecy! Skurwiel wciągał go pod maskę! Przyczaił się aby zaatakować. Na szczęście Eddie nie wypuścił z ręki obrzyna. Stwór zawisł tuż nad jego twarzą, z rozwartym, najeżonym zębiskami pyskiem. Zasyczał i wgryzł się w bark Eddiego, zabolało jak chuj.

Aiden Portner

Wypadli na schody i prosto do baru, gdzie już świszczały pierwsze kulki. Monika przewróciła jakiś stolik montując sobie prowizoryczną osłonę i zanurkowała na jego blat.
Dwa stwory miotały się po kontuarze, do jednego właśnie strzelał barman, drugi wgryzał się w szyję Selmy.
W drugim końcu sali dwa kolejne mutanty szarżowały na grupkę gangerów ale ci byli uzbrojeni aż po zęby. Poszło kilka serii i czerwone bryzgi zaczynały zdobić wyliniałe ściany i meble. Jakieś zniekształcone rachityczne truchło dogorywało obok starej szafy grającej targane drgawkami jak wyjęta z wody ryba. Na Piekło opadł totalny chaos.
Kaznodziei nigdzie nie było, tak samo jak dwóch mężczyzn w kraciastych koszulach. Może byli na zewnątrz? Tam także ktoś nie szczędził ołowiu.
Monika wychylała się raz po raz za swoją osłonę i strzelała z krótkiego pistoletu, chłodno i precyzyjnie.
Trzy kolejne poczwary wpadły przez drzwi do środka. I jak zaczarowane zawiesiły wzrok na Aidenie i Monice.
Barman zaklął na cały regulator oświecając wszystkich obecnych, że zaciął mu się karabin. Odrzucił złom i desperacko a może heroicznie sięgnął po butelki. Trzasnął dwoma o kontuar czyniąc z nich błyszczące postrzępione tulipany i żwawo ruszył na kolejnego stwora, który susem wskoczył na bar.
Z dwóch wielkich głośników za barem potoczył się aksamitny głos Stiepana z Orbitala.
-A na koniec audycji moi drodzy coś żywszego, żebyście mi tu nie posnęli.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 01-09-2015 o 08:35.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172