Stara kapłanka przymknęła oczy i milczała dłuższą chwilę. Ułożona na saniach wśród futer była prawie niewidoczna pomiędzy pakunkami i worami. Większość trasy przespała, jako że potrzebowała odpoczynku po napadzie, niewoli i późniejszym doraźnym kilkudniowym niesieniu pomocy i nadzorowaniu rannych. Mimo hartu ducha, ciało miała już schorowane i słabe, a przez brak lewej ręki cała wykonywana praca była dwa razy cięższa i dłużyła się niemiłosiernie.
- Złość i agresja to źli doradcy. - odezwała się w końcu i uchylając jedną powiekę, zerknęła na agresywnych miejscowych - To ich dom, czasy są ciężkie, porę roku tak samo. Głód, mróz i niepewność jutra. Nic dziwnego że patrzą na obcych podejrzliwie i reagują nad wyrost. Trzeba dać im jasny sygnał, że nie mamy złych zamiarów. Bo nie mamy, prawda?- ostatnie pytanie skierowała do reszty towarzyszy, a sękatą dłonią poprawiła zsuwający się z głowy kaptur.