Przez całą drogę z Hühnerkot do Knöpperdorf strasznie bolała go głowa. Niby po tylu latach picia, powinien już przyzwyczaić się do tego stanu, ale jednak wciąż było to strasznie uciążliwe i bolesne doświadczenie. Na dokładkę pogoda nie rozpieszczała ich już od dłuższego czasu. Żar lał się z nieba, a z nich lał się strumieniami, nie mniejszymi niż te leśne, pot. Oddałby wszystko za chociaż odrobinę cienia.
Elgast uśmiechnął się szeroko na widok Knöpperdorfu. Teraz tylko znaleźć karczmę i odpoczywać do końca dnia, a może i troszkę dłużej. Chociaż znając charakter reszty kompanów, nie odpoczną nawet na chwilę.
Oczywiście znając ich pecha, od razu coś musiało pójść nie tak. Podszedł do nich jakiś prosty człowiek o posturze i wyglądzie dojrzałego niedźwiedzia. Jak zwykle pretensje o to, co tutaj robią. Czy naprawdę wyglądali, aż tak źle?
- Wszyscyśmy przyjechali tutaj, aby złożyć hołd zmarłemu. Wiele dzięki niemu zawdzięczamy - powiedział Elgast, podszedł do Lenza, położył mu dłoń na ramieniu i przybrał smutną minę. - Dzięki wujowi mojego towarzysza, w ogóle tu jesteśmy. Żeby nie on, marny by był nasz los. Jego sierociniec funkcjonuje do tej pory. Proszę pozwolić nam złożyć mu odpowiedni hołd. |