|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-08-2015, 09:13 | #81 |
Reputacja: 1 | Szkoda że nie wytrzymał, myślał Skalli leżąc w rzece. W akompaniamencie swojego odrętwienia, spod niego jak boje wydobywały się wielkie bąble gazów. - Przydał by się wóz gdyby udali się po te świątynne skarby - myślał, jednak jego rozmyślania przerwała woda która wdzierając się między ciuchy zaczęła mrozić. Krasnolud zebrał się, i zbierając rzeczy które wpadły do rzeki klnąc pod nosem przez cały czas. - Może samo poszukiwanie skarbów mi się nie marzy, ale skarb i owszem. Dlatego Lenz druhu chętnie pomogę spełnić ci dziecięce marzenia - powiedział, z dużo już lepszym humorem przez śmiech Hofferta i teatralne uwolnienie mokrej kury. - Dobra jak mamy polować na skarby, trzeba ruszać.
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |
23-08-2015, 23:56 | #82 |
Reputacja: 1 | Sprawy związane z wydarzeniami dnia poprzedniego zajęły im czas aż do południa. Parnego i dusznego południa. Zmoczeni w strumieniu wyschli szybko, a z wypadku wyszli bez szkody. Z łupem było gorzej. Gdy wybrali te przedmioty, które były w stanie an tyle dobrym, że mogły być coś warte i się nimi obładowali jak, nie przymierzając, domokrążcy w drodze na jarmark, słońce już wesoło sunęło po niebosłonie, coraz to wyżej i wyżej. A potem jeszcze kawałek wyżej, żeby dopiec awanturnikom zapewne. Dosłownie dopiec. Nic jednak nie zajęło Buhajom z Averlandu tyle czasu, ile doprowadzenie schwytanych krasnoludzkich braci do wisielczego drzewai przywiązanie ich doń. Bryganci uciekali bowiem, zapierali się nogami, donośnie i gromko pierdzieli ku śmiałkom. Bezskutecznie. Bowiem gdy świeżo upieczeni łowcy nagród i budowniczy dyliżansów ruszali na trakt, do drzewa przylgnęła para krasnoludów, mocno owiniętych konopnym sznurem. Na szyi Frorriego awanturnicy zawiesili tabliczkę ze zgrabnie wypisanym przez Skaliego słówkiem. A nawet trzema. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 25-08-2015 o 13:28. |
28-08-2015, 17:27 | #83 |
Administrator Reputacja: 1 | Wsi cicha, wsi spokojna... Knöpperdorf nie wyglądał na wioskę, w której mogłoby się skrywać cokolwiek cennego. Trzeba jednak przyznać, ze niektóre szczegóły z listu się zgadzały. Była wioska, była świątynia, był cmentarz. Pismo od Arjiladjore (co według Jekila nie mogło być prawdziwym imieniem, bo to by takie miano mógł nosić) nie wspominało co prawda o obrośniętym kmiotku, ale takie osobniki zdarzały się w każdej przecież wiosce. Jakoś wcześniej Jekil nie zastanawiał się, co powie, gdy ktokolwiek go zaczepi, ale odpowiedź przyszła jakoś sama z siebie. - W świątyni datek złożyć chciałem - odparł - a ten oto mój towarzysz - wskazał na Lenza - wuja swego poszukuje. Grób znaczy, a ponoć na tutejszym cmentarzu go złożono. Lenz do głupich nie należał i Jekil był pewien, że kompan raz-dwa odpowiednią historię, odpowiednio długą, ułoży. |
29-08-2015, 10:45 | #84 |
Reputacja: 1 | Przez całą drogę z Hühnerkot do Knöpperdorf strasznie bolała go głowa. Niby po tylu latach picia, powinien już przyzwyczaić się do tego stanu, ale jednak wciąż było to strasznie uciążliwe i bolesne doświadczenie. Na dokładkę pogoda nie rozpieszczała ich już od dłuższego czasu. Żar lał się z nieba, a z nich lał się strumieniami, nie mniejszymi niż te leśne, pot. Oddałby wszystko za chociaż odrobinę cienia. Elgast uśmiechnął się szeroko na widok Knöpperdorfu. Teraz tylko znaleźć karczmę i odpoczywać do końca dnia, a może i troszkę dłużej. Chociaż znając charakter reszty kompanów, nie odpoczną nawet na chwilę. Oczywiście znając ich pecha, od razu coś musiało pójść nie tak. Podszedł do nich jakiś prosty człowiek o posturze i wyglądzie dojrzałego niedźwiedzia. Jak zwykle pretensje o to, co tutaj robią. Czy naprawdę wyglądali, aż tak źle? - Wszyscyśmy przyjechali tutaj, aby złożyć hołd zmarłemu. Wiele dzięki niemu zawdzięczamy - powiedział Elgast, podszedł do Lenza, położył mu dłoń na ramieniu i przybrał smutną minę. - Dzięki wujowi mojego towarzysza, w ogóle tu jesteśmy. Żeby nie on, marny by był nasz los. Jego sierociniec funkcjonuje do tej pory. Proszę pozwolić nam złożyć mu odpowiedni hołd. |
29-08-2015, 11:39 | #85 |
Reputacja: 1 | Skalli był przyzwyczajony do drogi, nawet na kacu wędrówka nie była dla niego uciążliwa. Tylko lejący się pot i zaduch sprawiał że krasnolud miał gorszy humor. Wiele już woźnica w życiu przeżył, lecz nie spodziewał się że lekiem na jego dolegliwości okaże się kiełbasa. Nadziwić się krasnolud nie mógł że choć chciał bo lubił, to nie mógł sobie pierdnąć. Knöpperdorf było niezbyt malowniczym miejscem, zwłaszcza że jego najwidoczniejsza częścią było cmentarzysko. Gdy towarzysze zaczeli już przedstawienie dla kmiota, który przedstawić się nawet zapomniał. Skalli zastanawiał się jak daleko posuną się tym razem. - Dokładnie, gdyby nie ten człowiek to nie wiem co bym zrobił. Wiesz pan jak ciężko sierocie nieludziowi przeżyć na tym na tym padole - powiedział, po czym beknął sobie machając ręką aby puścić wszystko w kierunku kmiota.
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |
29-08-2015, 14:37 | #86 |
Reputacja: 1 | Bydłokrad po wizycie we wsi Kurze Łajno nastrój miał wielce ludomański. Pozbywszy się całej masy bandyckich szpargałów, które w zasłużony sposób wymienili za wielce udany wieczór i zakrapiany averlandzkim winem ranek, cały dzień raźno maszerował, podśpiewując i zaczepiając dość już go chyba mających kompanów. Do Knoperdorfu właściwie dotarli bez ustalenia co i jak przedsięwezmą. Ze słusznym poniekąd przeświadczeniem, że jakoś to będzie. Rychło jednak okazało się, że improwizacja bez ciężkich prób się nie obejdzie. A pierwsza z nich miała miejsce już na wjeździe do osady gdzie rosły stróż wiejski od razu jął ich indagować o cel podróży. Przytaknąwszy przedstawionej przez kompanów wersji z dobroczynnym wujem (chyba jedynym w całym Averlandzie), Lenz kontynuował ich myśl przewodnią. - Siedemasty rok już będzie - rzekł łamiącym się głosem - a jam jeszcze nigdy na jego grobie nie był. Zły to siostrzeniec co wuja swego nie pamieta. Ale wuj pamiętał. Przyśnił mi się. A mawia Morr wielki i w śmierci sprawiedliwy, że jako się zmarły przyśni i o przysługę poprosi to odmówić nielza. Tom przyrzekł. Na gołębie serce Shalyi Panienki, że na siedemnastą rocznicę, przyjadę, modlitwę zmówię i na rzecz świątyni, która przed nim bramy otworzyła do królestwa Morra nie dając trupożercom zbeszcześcić ciała, datek złożę... Usta bydłokradowi zatrzęsły się, a w oczach jego pojawiły się łzy. - Milo Heuschreke się zwał… Do Sigmaringen jechał dutki dla swych dziatek przywieźć po kweście w Grentzstadt jak go jacyś lokalni zbóje napadli. Napadli i obwiesili na drzewie! Jak bandytę! Ze łzami w oczach ucapił kmiota za kufajkę w poczuciu gorzkiej bezsilności. Puścił jednak zaraz. - Pamiętajcie dobrzy ludzie o Milo Heuschreke i módlcie się za jego duszę, bo człek to wielki był… A teraz prowadź nas dobry człowieku przed grób mego wuja, abym tam zapłakać mógł, a później do świątyni. Opuściwszy pełen żałości wzrok, podtrzymał się ramienia Elgasta, by trawiący jego serce ból po utracie wuja, nie odebrał mu władzy w nogach.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
30-08-2015, 22:27 | #87 |
Reputacja: 1 | - Dobry człek to być musiał. - orzekł z tchnącym szczerością głosem kmieć o posturze podziwu i szacunku godnej. Kto bowiem nie czuje szacunku przez kimś, kto łapę ma jak niedźwiedź wielką? - Chodźcie, waszmoście, za mną ruszajcie. I o wypytywanie się nie gniewajcie. Wczoraj ledwo w okolicy jakieś wojoki groźne się kręciły - zawahał się, zupełnie jakby ciosem jednym zdolny jakiegokolwiek woja powalić nie był zdolny. - Dwóch ich było, konni i zbrojni. Jeden muskularny, drugi mniej imponujący, obaj jednako gęby parszywe mieli. Tośmy widły nastawili i pojechali, ale wiecie jak to jest... |
31-08-2015, 09:04 | #88 |
Administrator Reputacja: 1 | Jekil był mile zaskoczony faktem, że bajeczka, jaką wciśnięto kmiotkowi, podziałała. Mniej przyjemna była informacja, że dwaj bandyci, co im przy jaskini uciekli, byli szybsi i już się zjawili w Knöpperdorf. Bogom jakimś zawdzięczać trzeba było, że bandyckie mordy nie spodobały się mieszkańcom wsi. Ale nie można było mieć nadziei, że pod wysłanników Arjiladjore uda się podszyć i z grabarzem pogadać. To znaczy pogadać można było... w jakimś odludnym miejscu, bez świadków, z ogniskiem pod ręką. Dobrą informacją było to, że bandyci nie okazali nawet odrobiny kultury. I to, że ojciec Theodosius, tutejszy kapłan, był człekiem mądrym, z którym da się szczerze porozmawiać. - Dziękuję bardzo za informacje, przyjacielu - powiedział, wyciągając rękę do tamtego. Miał nadzieję, ze tamten nie zmiażdży mu palców. - Skorzystamy z twojej rady. A, pytanie jeszcze mam. Jest tu jakieś miejsce, gdzie na noc będzie się można zatrzymać? Karczma jakaś? |
31-08-2015, 11:30 | #89 |
Reputacja: 1 | Nie ma co. Dobrzy byli. A kpem jest ten co talentu wykorzytać nie chce, bądź się wzdraga. Tym bardziej w zbożnym celu jakim była ochrona dóbr świątynnych przed śmierdzącymi łapskami pospolitych watażków. Spojrzawszy na Jekilla miał niejasne wrażenie, że obaj rozumują w kwestii nadażającej się okazji, podobnie. Durak wymalowanego miał na gębie tradycyjnego wkurwa. Skalli typowe dlań stężenie mięśni bździnotwórczych. A Elgastowi jako zwykle mieniły się w kaprawych oczkach dwa kufle piwa. Jednym słowem, kompania nie mogła być bardziej niż teraz gotowa na przygodę. Bo Lenz był gotowy jak cholera. A dojrzawszy wskazanego im przez dobrodusznego zwierzochłopa grabarza, dziarsko ruszył w jego stronę. - Wieczny duch pana Morra chwali! - zawołał na powitanie do prostującego właśnie z trudem plecy człowieczka - Słyszelim, żeście grabarzem na tym cmentarzu. Bardzo prosimy o pomoc w znalezieniu grobu. Przodek mój tu pomarł jakoby i mus mi mogiłę odnaleźć. Oprowadzicie nas i pokażecie gdzie przyjezdnych grzebiecie? Lenz na celu oczywiście miał odciągnięcie grabarza od świątyni w możliwie skrajną i ustronną część cmentarza. Zakładał, że wystarczy zastraszyć tę małą glizdę. Pierścienia co prawda nie posiadali, żeby móc się podszyć pod zbirów, ale za to mieli list z dowodem jego współudziału w mającej nadejść grabieży. A w tym przypadku mogli przecież bez trudu podszyć się pod siebie i zwyczajnie zaszantażować pogrobka, aby im w zamian za milczenie również pokazał sekretne wyjście z świątyni. Oj aż buzowało w lenzowej głowie od pomysłów...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
02-09-2015, 09:19 | #90 |
Reputacja: 1 | Zaprawdę udana była to kompania, dalsza część drogi też była dość prosta. Wystarczyło odpowiednio przekonać grabarza, o wejście do świątyni. O wiele więcej interesowało Skaliego wiedza kapłana co do smoków. A i nie tak dawno słyszeli że jeden taki grasuje, a tu ojczulek okazuje się że nie wierzy w ich istnienie. A jak byś my tak Va Nadari już mieli, to i na smoka można się porwać!
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |