Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2015, 19:25   #83
del martini
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Instynkt samozachowawczy i zmysł tchórza nakazywał Newportowi zrobić jedno: oddalić się od miejsca, gdzie zaraz rozpocząć się miała walka. Bez broni był totalnie bezużyteczny. Nawet gdyby dostał jakąś giwerę to nie nie miał na tyle dobrych umiejętności, żeby walczyć z dobrze uzbrojonym przeciwnikiem w nocy. Dlatego od razu po rzuceniu flashbanga zaczął oddalać się od grupy marines najszybciej jak tylko był w stanie.

Oddalający się od potencjalnego źródła walki nieuzbrojony dyplomata słyszał za sobą wrzeszczących na siebie ludzi. Na szczęście słabły z każdym krokiem ale jednak wrzeszczeli na siebie a nie strzelali. Byli jednak zdenerwowani i komuś mogły pęknąć nerwy w każdej chwili. Po ciemku tak naprawdę mieli dookoła siebie otaczającą ciemność z której dobiegały głosy Dobsona i tego obcego faceta. Widział mniej więcej gdzie są bo jak się odwracał widział dwa źródła światła. Jedno, olbrzymie oświetlone pole wokół płonącego wraku i drugie znacznie mniejsze i bledsze od rzuconego chemicznego patyczka. Niemniej w obrębie oświetlonego obszaru nie widział nikogo ani z rozbitków ani od tych obcych. Jednak gdy przystanął na chwilę by rozejrzeć się w okolicy zauważył przed sobą jakiś regularny kształt który nie pasował do naturalnych i wskazywał rękę człowieka. Nie był zbyt duży i nieco wystawał poza ogólną bryłę zbocza dlatego go zauważył. Może przód zaparkowanego samochodu? Nie był nijak oświetlony więc ciężko było powiedzieć coś więcej tak samo jak oszacować odległość. Wzrok płatał figle choć chyba powinno być z kilkadziesiąt kroków.

Kompletnie zdezorientowany Jeremy zastanawiał się co zrobić. Być może najrozsądniejszym działaniem było wycofanie się do marines, którzy nie wymienili ani jednego pocisku z miejscowymi. Ale po chwili wahania, ciekawość zatriumfowała nad strachem. Dyplomata przykucnął, po czym pociągając za sobą prawą nogą, zaczął w takiej, dość dziwnej pozycji podchodzić do kształtów, bardzo ostrożnie i powoli. Sprawdzał ręką, czy przypadkiem nie ma suchej gałęzi i kontrolował kamienie, aby nie wydobyć żadnego dźwięku przy nadepnięciu. Zbliżył się na mniej więcej połowę dystansu. Chciał się przekonać, czy rzeczywiście ktoś tam jest, opierając się przede wszystkim na zmyśle słuchu.

Wytężył zmysły i był już pewien. W ciemności stał samochód. Wyglądał dość potężnie, prawdopodobnie była to terenówka albo jakiś pick-up.
Podekscytowany swoim odkryciem, chciał jak najszybciej poinformować o tym swoją grupę. Zaczął z powrotem wycofywać się do marines, tym razem mniej uważając na kroki, bo serce biło mu jak młot, a adrenalina przytępiła zdrowy rozsądek.

- Stój! Stój bo strzelam! - usłyszał gdzieś z boku, od strony drogi. Krótki, rozkazujący głos jakiegoś faceta który krzyknął stłumionym głosem po angielsku choć był pewny, że to nie był jego rodowity język. Facet musiał być całkiem blisko niego choć go w ogóle nie widział. Sądząc po głosie mógł być i z kilkanaście metrów. W głosie wyczuwał determinację i tłumioną agresję.

Jeremy stanął jak wryty. Nigdy nikt do niego nie celował z gnata. Uciekanie nie miało sensu i było zbyt ryzykowne. Podniósł ręce na wysokość głowy i odpowiedział półgłosem:
- Kim jesteś?
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline