Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2015, 00:50   #81
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; koszary Black Water; śr; 2017.06.05 godz 03:00; 18*C




Marek Kwiatkowski



Były GROMowiec zebrał w mesie wybranych przez siebie ludzi. Był duet obsługujący rkm, był strzelec wyborowy z Remingtonem, byli i szturmowcy mający ponieść główny ciężar walki lub osłony.

- Mamy brać karabinki czy pm-y? - spytał jeden ze szturmowców. No to było ciekawe zagadnienie. Noc skracała dystnans zwyczajowej walki i przewaga zasięgu karabinku nad peemem była w znacznej mierze niwelowana. No chyba, że też trafiłby się przeciwnik z nocną optoelektroniką no to wówczas zależało czym by dysponował do strzalania. Natomiast w jedną ładownicę od karabinku dało się wsadzić dwa magi od peemu a więc prawie podwajało to ilość zabieranego ammo.

- I mamy brać sprzęt nieletalny? - spytał kolejny. Czasem bowiem operacje miały charakter ochroniarski, czasem policyjny a czasem typowo wojskowy. Taki flashbang czy CS-gaz ogłyszały i dezorientowały ale nie zabijały. Zajmowały jednak miejsce w ekwipunku tak samo jak zwykły letalny odpowiednik.

- Czy wiemy jak liczny i czym dysponuje przeciwnik? I co robimy jeśli się okaże, że nikt nie przeżył katastrofy? Przecież nie damy się rady zabrać jednym śmigłowcem i kogoś trzeba będzie zostawić. - zadał pytanie kontraktor z rekami załozonymi na piersiach patrząc uważnie na polskiego kontraktora. Mieli w końc tylko te parę minut na omówienie planu nim Franz wróci ze śmigłowcem i trzeba będzie się do niego zapakować. Przy wraku zaś mogli się pojawić nie tylko bojownicy ale także i zwykli szabrownicy czy ciekawscy. Nie było też wiadomo gdzie dokładnie spadł ten śmigłowiec, równie dobrze mógł się zwalić komuś w ogródku czy na stado kóz. Strzelanie zaś ostrą amunicją do cywili na pewno nie poprawiłoby wizerunku Firmy a zwłaszcza uczestników akcji.




Islamabad; ulice dzielnicy rządowej; śr; 2017.06.05 godz 03:00; 18*C




Costance Morneau



- To jednak jedziesz ze mną a nie z młodymi zakochanymi? - uśmiechnął się z przekąsem Harrison gdy wsiadła do samochodu obok niego. - No moja droga ale to jak tak to chyba czas na kolejnego deal'a. - spojrzał na nią jakby sprawdzał jak zareaguje.

- Jak się nie uda... To będziemy mogli robić reportaż z powrotu dzielnych, amerykańskich marines zaatakowanych podstepnie przez złych terrorystów... - rzekł odpalając samochód i krzywiąc się nieco. Najwyraźniej jakoś w ogóle nie podobała mu się ta opcja. - Ale jak się uda to ja nie będę mógł robić zdjęć. Więc... - ruszyli pędem a kierowca nie oszczędzał wypożyczonej bryki. Bujnęło nimi gdy brali pierwszy zakręt.

- Więc moja droga Conie ty je zrobisz dla mnie. Dzielimi się wszystkimi zdjęciami. Jak wrzucisz jakąś fotkę której mi nie pokażesz... - tu mimo, że podchodzili już pod prawie setkę na liczniku odwrócił głowę i znów spojrzał prosto na nią. - ... to koniec naszej współpracy i dalej radź sobie w tym słonecznym mieście sama. I sama sobie szukaj transportu na tą akcję. - skwitował to obojętnym spojrzeniem i wzruszeniem ramion po czym nagle spojrzał na droge bo właśnie wchodzili w zakręt i musiał ostro pocisnąć heble by się zmieścić.

Wiedziała o co mu chodzi. Chciał mieć dostęp do jej zdjęć jakie zrobi bo z niewiadomych względów sam ich robić nie będzie mógł jeśli to co planował wyjdzie. Zdjęcia każdego członka psiarni były jego prywatnym skarbem i się nimi nikt nie dzilił. Zrobienie każdego było ukoronowaniem całego zestawu składajacego się na spryt, przebiegłość, planowanie, zgadywanie no i trochę szczęścia. Czasem zaprzyjaźnione hieny się wymieniały fotkami tak jak oni zrobili na lotnisku. Obecnie najwyraźniej w zamian za transport chciał właśnie dostępu do jej zdjęć. Mieliby wówczas dostęp do tego samego zestawu fotek choć niekoniecznie musieliby wrzucić w swoje gazety te same fotki.




Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 03:00; 11*C




Jeremy Newport i Lance "Styx" Vernon



Ciemność, zimno i cisza. Odkąd w tamtych dwóch pojazdach zgasły światła właśnie te trzy elementy zdominowały scenerię. Jedyny element który się wyrózniał w tym otoczeniu to płonący w oddali wrak ich śmigłowca. Rozświetlał teren na kilkadziesiąt metrów dookoła ale w jego promieniu nie byłow widać żadnego ruchu. Płomienie trawiły jasnym płomieniem wypalane paliwo oraz materiał poszycia i trzewi wraku od czasu do czasu strzelając czymś co brzmiało prawie jak wytrzał gdy konstrukcja poddawało się ogromnemu żarowi. No i kamienie. Słyszeli od czasu osuwanie się kamieni takie samo jak oni wydawali podczas marszu. Ktoś tam był w ciemności. Był i chodził skoro poruszał otoczakami.

Chase siedział jak na szpilkach. Głowa chodziła mu to w jedną, to w drugą stronę. Mamrotał modlitwy, ściskał na szczęście krzyżyk wiszący na szyi. Chłopak był wyraźnie zdenerwowany wrogiem czającym się gdzieś w nieprzeniknionych ciemnościach. W końcu nerwy chłopaka puściły - zgiął plastikową fiolkę łamiąc wewnętrzny pojemnik, wstrząsnął aby zmieszać zawartość i rzucił lightstick w stronę pojazdów przeciwników. Migocząca plastikowa pałeczka poszybowała w górę i spadła na kamienie. Po chwili zaszła reakcja chemiczna i znajdujący się w środku plastikowego pojemnika płyn rozjarzył się białym światłem.

Reakcja była błyskawiczna. Gdzieś z ciemności rozległy się krzyki a chemiczne, sztuczne światło rozświetliło umykajacą z jego promienia dwie sylwetki. Obie były ubrane w tradycyjne, tybylcze stroje a w dłoniach mieli modne w rejonie kałasznikowy. Widocznie obchodzili wrak z boku by nie wejść w rejon światła jaki wydzielały płomienie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-08-2015, 14:25   #82
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
-Jeśli śmigłowiec walnął tak że nikt nie przeżył to pewnie rozleciał się na kawałki i będziemy musieli szukać zwłok po okolicy, jeśli przeżyli to pewnie poszli szukać lepszej lokacji. Tak czy inaczej przeszukanie terenu po ciemku na pewno trochę zajmie bo nie dopuścimy do powtórki z Fallujah zostawiając zwłoki do zbezczeszczenia. Więc możemy zostać dłużej niż byśmy sobie życzyli, a jak zostaniemy z peemami na patelni to będzie tragedia, weźmiemy tylko jeden peem dla radiowca reszta karabinki. Polecimy w 10 osobowej drużynie z dodatkową amunicją.

Marek parsknął śmiechem na pytanie o sprzęt nieletalny
-Zestrzelili śmigłowiec więc zapewne są dobrze uzbrojeni i teraz pijani zwycięstwem... Wątpię żeby to była dobra pora na zabawę w "przewracaj się jesteś zabity", bierzemy granaty zaczepne i obronne. Jak trzeba będzie przegonić cywili będziemy strzelać w powietrze

-Gówno wiemy, lecimy praktycznie w ciemno, jak mówiłem nie zamierzam dopuścić do drugiej Fallujah więc ewakuacja zwłok ma ma priorytet, jak będzie trzeba ładujemy zwłoki do śmigłowca a sami zostajemy na ziemi do następnego przylotu.


-A i jeszcze jedno: Steve.. z łaski swojej stul pysk i przestań gwizdać o jeden most za daleko
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 29-08-2015, 19:25   #83
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Instynkt samozachowawczy i zmysł tchórza nakazywał Newportowi zrobić jedno: oddalić się od miejsca, gdzie zaraz rozpocząć się miała walka. Bez broni był totalnie bezużyteczny. Nawet gdyby dostał jakąś giwerę to nie nie miał na tyle dobrych umiejętności, żeby walczyć z dobrze uzbrojonym przeciwnikiem w nocy. Dlatego od razu po rzuceniu flashbanga zaczął oddalać się od grupy marines najszybciej jak tylko był w stanie.

Oddalający się od potencjalnego źródła walki nieuzbrojony dyplomata słyszał za sobą wrzeszczących na siebie ludzi. Na szczęście słabły z każdym krokiem ale jednak wrzeszczeli na siebie a nie strzelali. Byli jednak zdenerwowani i komuś mogły pęknąć nerwy w każdej chwili. Po ciemku tak naprawdę mieli dookoła siebie otaczającą ciemność z której dobiegały głosy Dobsona i tego obcego faceta. Widział mniej więcej gdzie są bo jak się odwracał widział dwa źródła światła. Jedno, olbrzymie oświetlone pole wokół płonącego wraku i drugie znacznie mniejsze i bledsze od rzuconego chemicznego patyczka. Niemniej w obrębie oświetlonego obszaru nie widział nikogo ani z rozbitków ani od tych obcych. Jednak gdy przystanął na chwilę by rozejrzeć się w okolicy zauważył przed sobą jakiś regularny kształt który nie pasował do naturalnych i wskazywał rękę człowieka. Nie był zbyt duży i nieco wystawał poza ogólną bryłę zbocza dlatego go zauważył. Może przód zaparkowanego samochodu? Nie był nijak oświetlony więc ciężko było powiedzieć coś więcej tak samo jak oszacować odległość. Wzrok płatał figle choć chyba powinno być z kilkadziesiąt kroków.

Kompletnie zdezorientowany Jeremy zastanawiał się co zrobić. Być może najrozsądniejszym działaniem było wycofanie się do marines, którzy nie wymienili ani jednego pocisku z miejscowymi. Ale po chwili wahania, ciekawość zatriumfowała nad strachem. Dyplomata przykucnął, po czym pociągając za sobą prawą nogą, zaczął w takiej, dość dziwnej pozycji podchodzić do kształtów, bardzo ostrożnie i powoli. Sprawdzał ręką, czy przypadkiem nie ma suchej gałęzi i kontrolował kamienie, aby nie wydobyć żadnego dźwięku przy nadepnięciu. Zbliżył się na mniej więcej połowę dystansu. Chciał się przekonać, czy rzeczywiście ktoś tam jest, opierając się przede wszystkim na zmyśle słuchu.

Wytężył zmysły i był już pewien. W ciemności stał samochód. Wyglądał dość potężnie, prawdopodobnie była to terenówka albo jakiś pick-up.
Podekscytowany swoim odkryciem, chciał jak najszybciej poinformować o tym swoją grupę. Zaczął z powrotem wycofywać się do marines, tym razem mniej uważając na kroki, bo serce biło mu jak młot, a adrenalina przytępiła zdrowy rozsądek.

- Stój! Stój bo strzelam! - usłyszał gdzieś z boku, od strony drogi. Krótki, rozkazujący głos jakiegoś faceta który krzyknął stłumionym głosem po angielsku choć był pewny, że to nie był jego rodowity język. Facet musiał być całkiem blisko niego choć go w ogóle nie widział. Sądząc po głosie mógł być i z kilkanaście metrów. W głosie wyczuwał determinację i tłumioną agresję.

Jeremy stanął jak wryty. Nigdy nikt do niego nie celował z gnata. Uciekanie nie miało sensu i było zbyt ryzykowne. Podniósł ręce na wysokość głowy i odpowiedział półgłosem:
- Kim jesteś?
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 29-08-2015, 22:11   #84
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Constance słuchała uważnie wciąż z tym samym profesjonalnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Rewelacje, nawet te najbardziej nieprawdopodobne i niedorzeczne, nie wzbudzały w niej zdziwienia. Wypaliła się wchodząc najzwyczajniej w świecie w stan skurwysynizmu emocjonalnego, a po telefonie zza oceanu myślała w dużej mierze tylko o jednym - potrzebowała kasy. Dużo. I to jak najszybciej. Ile jeszcze rozrób przeżyje jej brat nim natknie się w końcu na kogoś cwańszego, silniejszego czy zręczniejszego? Wiadomo że na każdego kozaka zawsze znajdował się kozak jeszcez większy - prawo natury.

- Czytałam gdzieś że rzyg tęczą po siedemnastej źle wpływa na trawienie - wzruszyła ramionami i zaciągnęła się porządnie, a z jej twarzy nie schodził szyderczy uśmiech - Rob, Rob...przecież siedzę tu z tobą, prawda? Odpowiedź jest chyba oczywista. W naszym świecie nie ma nic za darmo. Mów co chodzi ci po głowie, jestem otwarta na propozycje. Obyś tylko nie uciekł po wszystkim bez buziaka na pożegnanie. - zakończyła wesoło i pstryknęła niedopałkiem przez uchylone okno.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 30-08-2015, 00:13   #85
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
//Pisane z Pipboy'em

- Kto jesteście? - krótkie zdanie w kulawym angielskim odbiło się echem w dolinie - My to policja antypartyzancka. My widzieć katastrofa i przyjechać aby zobaczyć co się stało. Kto wy?
- US Marines, nie mamy złych zamiarów! Terroryści zestrzelili nasz śmigłowiec! Mamy rannych i potrzebujemy pomocy medycznej! - Dobson próbował wyjaśnić sytuację zanim padną pierwsze strzały. Dobrze, że ktoś z przeciwnej “drużyny” mówił zrozumiale po angielsku. Lance nie rozumiał ani słowa w ich języku. Nawet nie potrafił rozróżnić jaki to język. Kontraktor spokojnie wymierzył w miejsce, z którego nawoływano. To wciąż mogła być zasadzka, choć nie spodziewał się takiego sprytu po terrorystach.
- Nie mamy ze sobą medyka! Ale możemy was zabrać do miasta! Tam mamy lekarzy! - odkrzyknął głos z ciemności na słowa dowódcy marine’s. Facet nawijał może szkolnym angoelskim kalecząc go nieco ale gadał całkiem zrozumiale. - Musimy się, śpieszyć! Jeśli was zestrzelili to mogą tu przybyć w każdej chwili! - odkrzyknął jeszcze na dodatek. Najwyraźniej walczyć po nocy w górach z kimś kto jest w stanie zestrzelić śmigłowiec jakoś nie było mu śpieszno.
- Nazywam się Brian Dobson, sierżant kompanii Delta z Pierwszego Batalionu Rozpoznania Korpusu Piechoty Morskiej US. Zidentyfikujcie się!
- Nazywam się Fakhir Shalhoub i jestem z oddziału milicji z Bitar. Te miasto, co jego światła widać w oddali. I tam chcemy pojechać.
Wyjaśnienie brzmiało prawdopodobnie –była to jednostka paramilitarna, która nazwę wzięła od miejsca działania. Miasto Bitar ani Lance’owi, ani żadnemu z Marines nic nie mówiło, nikt nie był za pan brat z Terytoriami Północnymi. Dobson wysłał jednego ze swoich ludzi, aby zobaczył z kim mieli do czynienia. Reszta w napięciu ściskała broń, gotowa w każdej chwili otworzyć ogień. Żołnierz wrócił – co samo w sobie było sukcesem – i zdał szybki raport. Widział pickupa i kilku Pakoli z bronią. Wyglądają na równie zdenerwowanych co Marines. Obawiają się ataku jakiejś miejscowej bojówki a ich dowódca nalegał na jak najszybsze opuszczenie tego miejsca.
- Zbieramy się! - Dobson wydał rozkaz - Rob i Mały - pomóżcie Williamsowi wsiąść do samochodu. Reszta - obrona okrężna i ruszamy do pojazdów!
Marines zaczęli przemieszczać się w kierunku pozycji Cahse’a i Styxa. Najpierw minęła ich dwójka krępych chłopaków podtrzymująca ciężko rannego, a następnie kilku innych prowadzących Ahmeda. Kontraktor powoli dźwignął się z klęku do pozycji stojącej, co nie było łatwe przy jego ranach i ruszył z pozostałymi. Po chwili przypomniał sobie o czymś:
- Gdzie macie Newporta? - zapytał Marines - Ostatnio był z wami…
- Gdzieś zniknął. Dobson zarządził jego poszukiwania. I lepiej żebyśmy go znaleźli bo inaczej nam DipSec jaja urwie.
- Zachciało mu się nocnych wycieczek krajoznawczych po Pakistanie? Pomogę go szukać. Gdzie prawdopodobnie się udał?
-W kierunku Bitar -
odpowiedział Marine.
- Dzięki! Dołączę do grupy poszukiwawczej - Lance ruszył we wskazanym kierunku wraz z sześcioma innymi żołnierzami dowodzonymi przez sierżanta. Ciężej ranni, jak i skuty Ahmed udali się do milicji.
Szukający dyplomaty nie uszli zbyt daleko, gdy zza pleców doszły ich jakieś krzyki i nawoływania. Po chwili dołączyły ze dwa promienie latarek które omiatały wzgórze. Świeciły mniej więcej zza pleców i od dołu omiatając czasem kogoś z grupy Dobsona.
- Srg. Dobson! Proszę wracać natychmiast! Nie możemy tu dłużej zostać! - głos zdawał się być bardzo zdenerwowany może nawet przestraszony. Marines zignorowali nawoływania. Dyplomata był ważną osobą i nie można go było zostawić samego w górach.

Lance doszedł w miejsce, gdzie cała grupa znajdowała się w momencie, kiedy dostrzegli samochody. Był pewien, że trafił właściwie, bo noga zaplątała mu się w jakiś materiał, który okazał się być jego marynarką.
- Jeremy!? - zawołał w stronę przeciwległej części wzgórza.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 31-08-2015, 00:00   #86
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 03:50; 11*C


Marek Kwiatkowski



- Tam coś się dzieje! Ale nie wiemy czy to oni, nie mamy nadal łączności! Co robimy?! - Kwiatkowskiego przywołał gestem copilot i darł się do ucha by przekrzyczeć huk motoru i miarowy łopot prawidłowo się obracających śmigieł.

Tu był Pakistan i do tego nocą i jeszcze w górach. Cały czas coś się tu działo. Ale jednak teraz było bardziej osobiste bo brali w tym osobisty udział. Najpierw zauważyli lecącą za nimi jasnawą, żółtawą plamę drugiej maszyny. Jakieś może z pół godziny temu. Też leciała od strony stolicy. Najpierw widzieli ją jako jasniejszą plamkę która stopniowo rosła by jakiś czas temu trzymać się w mniej więcej stałej odległości za nimi. Skoro ich dogoniła musiała być szybsza choć pewnie był to drugi śmigłowiec. Z drugiej strony stareńka konstrukcja Huey'a nie była projektowania do bicia rekordów prędkości nawet w swojej klasie. Zaś żółta barwa u śmigłowców była typową dla ratownictwa choć równie dobrze mogła być to i komercyjna maszyna.

Drugim tematem pod tytułem "tam coś się dzieje" były plamy światła które widać było gdzieś na ziemi. Gdy się skierowali ku nim faktycznie jedna z nich wyglądała jak jakiś pożar. To mógł być zestrzelony śmigłowiec. Nawet z daleka nie przypominało kontrolowanego przez człowieka światła elektrycznego tylko naturalny, ogień wyzwolony.

Teraz już byli całkiem blisko i gdy copilot zawołał Polaka już widać było, że faktycznie pożar, że wrak, a te drugie to pewnie jakiś lighstick. Ale było też widać świelne, przerywane "kreski" ognia pocisków smugowych. Ktoś tam się ostro strzelał choć na razie odgłos strzelaniny był wytłumiony przez odległość i silnik smigłowca. To jeszcze pasażerowie mogli obejrzeć także i ze swojego przedziału desantowego ale Marek wiedział po co go zawołano. Pilotom na pewno nie uśmiechało się podzielić losu poprzedniej maszyny a nie wiadomo czy tamta rakieta była jedyną jaką ci z dołu mieli na tą noc. Zniżając się na pewno nie poprawiali swoich szans na zachowanie maszyny w całosci. No i trzeba było wybrać gdzie lądować.

Przez zielonkawą mgiełkę noktowizorów widział jak w dole strzelają się dwie grupki. Pierwsza liczyła tylko kilka sylwetek i była rozlokowana gdzieś na stoku. Druga była rozbita na kilka ognisk z czego i z góry ładnie widać było, że wzięła tą pierwszą w eleganckie półokrążenie. Widział też kilka pojazdów na drodze choć chyba stały nieruchome i ciemne.




Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 03:00; 11*C


Jeremy Newport


Jeremy nie widział faceta który najwyraźniej widział jego. Za to widział odległą zdawało się o niebo sylwetki marines i ich nawoływania. Najwyraźniej szukali go. Ale ten ktoś był znacznie bliżej. - Chodź tu! Bez głupich sztuczek! - gdy ruszył po omacku w stronę głosu z podniesionymi rękami wreszcie się podniósł z ziemi przestając wyglądać jak kolejny kamulec i przemieniając się w sylwetkę człowieka. Musiał być ubrany na czarno bo nawet z odległości kilku kroków nie dostrzegał prawie żadnych szczegułów tylko samą sylwetkę. No i faktycznie jak zgadywał wcześniej miał broń. A dziwne narośle na oczach zmieniły się w jakieś gogle. Pewnie notkowizor. I było ich dwóch. Ten drugi zapowiedział się grzechocząc zsuwającymi się kamieniami których nie dało się poruszyć.

Szarpnięcie za bark powaliło go na kolana. Drugi cały czas mierzył do niego z karabinu. Zaraz rozległ się charakterystyczny skrzek taśmy klejącej i najpierw zaklejono mu usta a potem nadgarstki z tyłu. Wyczuwał, że mimo nieco nerwowych ruchów przy zaklejaniu nie będą się z nim patyczkować. Jednak nie zastrzelili go od reki więc była jakaś nadzieja. Jakby wciąż był dziennikarzem na pewno miałby co opisywać z tej nocy. O ile by przeżył oczywiście.

Kolejne szarpnięcie postawiło go na nogi a jeszcze jedno nakazało marsz. Nagle cała trójka zamarła bo od strony wraku dobiegła najpierw jakaś seria czy co która w parę chwil przekształciła się w regularną kanonadę. Słuchali i przyglądali się tylko moment jak z oddali tu czy tam bysnął jakiś wytrzał czy przeleciała jakaś seria bo kolejne szarpnięcie popchnęło go dalej i po chwili wzgórze przesłoniło im widok a echo kanonady też od razu przycichło choć nawet tutaj była to niepokojace.

Dwaj strażnicy w czerni prowadzili go niezbyt długo i po chwili też miał coś ciekawego do oglądania. Jakaś ciężarówka. Duża jak z tych wojskowych. A nawet kilka. Właściwie to wyglądało na cały konwój. Jakby się zatrzymali na postój bo tak stali ze zgaszonymi światłami i silnikami.

Jeden z jego strażników poszedł gdzieś w stronę cieżarówek i Jeremy został sam z tym drugim. Znów musiał klęczeć a facet stał za nim. I pilnował by dyplomata nie pooglądał sobie konwoju bo ilekroć odwracał głowę dostawał trzepnięcie dłonią w głowę. Mógł więc sobie pooglądać piękne górskie rozgwieżdżone niebo nieskalane światłami cywilizacji, ciemny masyw gór i posłuchać nie tak odległej strzelaniny któa wciąż nie cichła.

Po jakimś czasie wrócił ten drugi i chyba z kimś. Wrócił i zaczął obszukiwać Newporta zabierając mu portfel i telefon. Zdołał tylko zobaczyć, że jakiś trzeci przyświeca sobie malutką latarką oglądając jego rzeczy, głównie porfel i chyba dokumenty. Latarczka dalej zgasła i znów widział tylko ciemne sylwetki. Ale ich mowa i zirytowane czy wściekłe klepniecie ramion o uda mówiło mu całkiem jasno, że chyba niezbyt się cieszyli, że amerykański dyplomata wpadł im w ręce.

Dalej poszło już szybko. Ten od latarki gdzieś poszedł wzdłuż kolumny a ten "jego" strażnik ruszył ku niemu. Znów zaliczył trzepnięcie w głowę więc tylko słyszał jak podchodzi. Ponownie trzasnęła taśma i po chwili miał już ją także na oczach. Kolejne szarpania posłały go gdzieś dalej po kamienistej drodze. Gdzieś go wpakowano chyba na klapę ciężaróki i usłyszał jak koleciężarówka za nimi a potem ta na której siedział odpaliła silnik i powoli ruszyli. Strzelanina stopniowo cichła aż ucichła zupełnie.




Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 03:00; 11*C


Costance Morneau



- Od buziaka to fajnie zacząć bo jak trzeba uciekać to niekoniecznie jest czas na pożegnanie a coś trzeba wspominać prawda? - mruknął z przekasem skupiony na gwałtownym pokonywaniu kolejnego zakrętu. Nie jechali zbyt daleko bo Rob z piskiem opon zaparkował na szpitalnym parkingu. - Jakby co to wręcz urodziłaś nawigatorem jasne? - rzucił jej krótko wyskakując z auta i trzaskając drzwiami.

Potem nasapiło całkiem chaotyczny rajd przez szpital gdzie na przemian wciskali jedną ściemę za drugą od tego, że Conie jest w ciąży po powoływanie się na sojusz i wspólną brytyjsko - pakistańską historię i interesy. Zaś dziennikarka zorientowała się, że jej kolega z BBC szuka kogos konkretnego przy jej pomocy przebywając kolejne poziomy szpitala.

- Nie potrzebuję drugiego pilota Bobby, Conie jest wykwalifikowanym pilotem. Razem kończyliśmy kurs w Bristol. - Rob kłamał bez zająknięcia i nawet powieka mu przy tym nie mrugnęła. Czy starszawy, łysiejący, rudawy facet w okularach uwierzył czy nie nie była tego taka pewna. Zwłaszcza, że coś własnie mówił o naruszeniu procedur bezpieczeństwa, nieautoryzowanym locie i potrzebie dwóch pilotów. Ostatecznie jednak "bilecik" 500 dolców od niej i tyleż od niego jako polisy ubezpieczeniowej dla tak nagłego wypadku pomogła mu się jednak przemóc.

No i wystartowali. Jakąś żółtą maszyną z oznaczeniami śmigłwoca ratunkowego w róznych wersjach spotykanego na całym świecie. - Załóż, to będziemy się słyszeć. - wskazał jej na hełm pilota z charakterystycznymi nausznikami i mikrofonikiem. A po chwili Anglik coś powciskał, poprzełączał, motor się zbudził do życia, zatrzepotał łopatami by po chwili ryknąć pełną mocą i już nieco ich ptak pochylił się nieco do przodu a najpierw dach, potem cały szpital aż wreszcie całe rozświetlone domy i ulice zaczęły im niknąć pod nimi i za nimi.

- Dogonimy ich. Ta maszyna jest szybsza. Mam ich na radarze. Ale nie będziemy mogli wylądować. Nie mam sprzętu do noktowizji więc lecę wedle radaru. Będę się trzymał wysoko by o nic nie zahaczyć więc będzisz musiała strzelać fotki z dosć daleka. No chyba, że jakoś będzie gdzieś światło i miejsce. - zaczął nieco uspokojony dziennikarz gdy wylatywali z pakistańśkiej stolicy. Właściwie przez kwadrans czy coś koło tego nic się nie działo więc adrenalina zdążyła częściowo opaść. Sprzyjały temu brak bodźców wzrokowych i otaczajace ich ciemności poza niknącym co raz bardziej za plecami światłami miasta. Kolejne większe czy mniejsze światła mijali pod sobą czy nawet ruchome punkciki samochodów ale nic poza tym się nie działo.

- Są. Tam przed nami. Powinnaś ich już widzieć w obiektywie. - powiedział nagle Robert i wskazał palcem kierunek. Wskazywał ciemność taka samą jak i każdy inny kierunek poza gwiazdami na niebie i co raz rzadszymi światałami wdole to właśnie ta ciemność dominowała. Ale gdy spojrzała przez obiektyw do robienia zdjęć w nocy faktycznie dostrzegła lecący przed nimi punkcik.

Skrócili dystans znacznie, ich maszyna faktycznie musiała być szybsza jak jej "dziki" pilot mówił jednak po pewnym czasie przestali się zbliżać i odległość się urelulowała. Teraz w obiektywie widziała już charakterystyczny wręcz synonim wojny wietnamskiej któym leciała Nicole i kontraktorzy z Black Water.

Po jakimś czasie zauważyli też nowe punkciki świetlne na ziemi. Poprzedzająca ich maszyna też się ku nim skierowała i zacząła krążyć. Teraz już nawet i gołym okiem widać było, że tam w dole coś sie jara. Na dom chyba za małe ale po ciemku i z braku skali cieżko było zgadywać co to dokładnie jest. Kontraktorzy jednak też widać chcieli to sprawdzić.





Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 03:50; 11*C




Lance "Styx" Vernon


- Mam ostatni mag! - wydarł się któryś z marines. Nie było to dziwne. Większość miała tylko to co na sobie a całe zapasowa amunicja spłonęła w śmigłowcu. Przy takim natężeniu ognia zapasy amunicji topniały błyskawicznie.

- Kurwa gniotą nas skurwysyny! - wrzasnął wściekle zaciskając zęby kolejny. Faktycznie gnietli. Musieli mieć co najmniej jeden erkaem ale chyba były dwa. Choć nie cały czas strzelały oba na raz. Ale prawie zawsze ze skrzydeł. Jak strzelały na raz to się robiło naprawdę gorąco.

- Znowu chcą nas otoczyć! Przełączyć na tryb pojedynczy! - krzyknął srg. Dobson. Bo otaczali. Cały czas próbowali. Gdy tylko walka stabilizowała się na moment tamci od razu próbowali ich oskrzydlić. Gdy się wycofywali podążali za nimi, gdy stawali próbowali przygnieść.

Mimo zużywania sporej ilosci ammo dzięki panującym ciemnościom trafień nie było zbyt wiele a wśród marines większość z nich trafiała nieszkodliwie w pancerz który na szczęście wytrzymywał. I było prawie pewne, że tamci też nie dysponują noktowizją bo już dawno by ich wystrzelali. Za to mieli zdecydowanie więcej ammo i przewagę w uzbrojeniu.

Sama walka zaczęła się dość dziwnie. Mniej więcej połowa drużyny ruszyła na poszukiwania zaginionego Newport'a gdy za nimi rozległy się jakieś krzyki jakby kłótni. Ewidentnie krzyczeli chyba wszyscy na wszystkich przy tych pikupach aż w końcu padł strzał, potem następny na moment zorbiło się cicho aż chyba kumuś puściły nerwy bo poszłą długa seria a po chwili dołączyły do niej nastepne. Wrócić i sprawdzić co się stało nie dało się bo grupkę Dobsona przywitał ogień broni masyznowej. Strzelano do nich z dwóch stron gdzieś od strony drogi, trochę od dołu i z góry, gdzie najwyraźniej musieli się dostać ponad miejce kraksy. Tylko w oświetlone ogniem i chemią obszary nikt się nie fatygował.

Walka była bardzo chaotyczna i tak naprawdę nie mieli pojęcia co sie dzieje po drugiej stronie ciemnoście. Czasem słyszeli jak chyba ktoś oberwał bo wrzasnął, chyba co najmniej jeden był ciężko ranny bo słyszli nawet przez strzelaninę jak zawodził. Jednak po chwili włączyła się broń wsparcia a jej skumulowany ogień polewał ołowiowym szlauchem wzgórze skad widac było rozbłyski strzałów. Dobson kazał się wycofać na nową pozycję. I tak sie zaczęła zabawa w ganianego po ciemku.

Przez jazgot broni usłyszeli warkot samochodów z dołu od strony drogi i niedługo potem pojechali ich na dwa baty z tymi maszynówami. Zrobiło się naprawdę nieciekawie. Kończyło się ammo. Tamci mieli samochody i więcej ammo. Nikt chyba nie miał żadnego nokto. Jak tak dalej pójdzie to na pewno nie wróżyło to szczęśliwego dla nich końca. Skończą jak ten marine co oberwał postrzał w nogi i darł sie opętańczo ale już cichł. Upływ krwi i szok z tym związany robily swoje. Ale wówczas właśnie przez odłgos walki doszedł ich gdzieś z góry, charakterystyczny odgłos łopat śmigłowca. Choć nadal nic nie wiedzieli więc nie mieli pojecia kto to ani czego tu szuka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-09-2015, 11:39   #87
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Marek z napięciem przyglądał się wymianie ognia, byli tam jego kumple. Odruchowo klepnął pilota w ramię (co nie było konieczne bo obaj mieli założone słuchawki z mikrofonem interkomu)
-Widzę polankę jakieś 300 metrów od wraku, posadź nas tam resztę drogi pokonamy pieszo
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 06-09-2015, 01:23   #88
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Bał się co przyniesie przyszłość. Śmierć? Tortury? Myśli te mieszały się ze wspomnieniami o rodzinie, narzeczonej. Czuł wielki żal, że być może już nigdy ich nie zobaczy. Nie mógł sobie też wybaczyć własnej głupoty. Noktowizor... nie przyszło mu do głowy, że tubylcy będą operowali takim sprzętem.

Po kilkunastu minutach tych chaotycznych myśli uzmysłowił sobie, że być może dzięki własnej głupocie ocaleje. Ci z noktowizorami mają znaczną przewagą w walce i mogą wystrzelać marines jak kaczki. Co jeśli będę jedynym, który przeżył? Rozważania te dodały mu trochę otuchy. Póki co jednak jechał związany, z zasłoniętymi oczami w nieznane, mając znikome możliwości ruchu.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 06-09-2015, 22:57   #89
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zawód hieny rządził się własnymi prawami. Pierwszym i najważniejszym był brak poszanowania dla jakichkolwiek zasad, norm i drugiego człowieka ogólnie. Wszystko było dozwolone i wręcz wskazane, jeśli doprowadzić miało do sfinalizowania pracy dziennikarza, puszczenia w obieg artykułu i zgarnięciu profitów. Świętościami i wyświechtanymi frazesami pokroju "dobro", "szacunek", "uczciwość" spokojnie można się było podetrzeć. W ogólnym rozrachunku liczyło się tylko jedno - dociągnąć prowadzoną sprawę do końca. To chęć zysku stanowiła oś napędową każdego dobrego sępa.

Do rzeczy istotnych zaliczała się też jeszcze jedna drobnostka - olewający stosunek do własnego życia i bezpieczeństwa. Ryzyko od samego początku ktoś u góry wpisał w jej zawód, dlatego Constance z każdej kolejnej wycieczki przywoziła coraz to nowe blizny, nie tylko te psychiczne. Skurwysynizm emocjonalny dało się wyhodować nawet u jednostki z natury dobrej i łagodnej, ale nie czarujmy się - ktoś taki nigdy nie zostałby dobrą hieną.

Rob w końcu pokazał pazur i to co dziennikarka ceniła w ludziach najbardziej - zimne wyrachowanie. Zaczynała być pod wrażeniem, lecz zamiast pochwały ograniczyła się do sardonicznego uśmiechu. Nie przyleciała nad pobojowisko celem wzdychania do partnera w zbrodni. Nie odklejając aparatu od twarzy maltretowała spust migawki, zżymając się w duchu na wytwarzane przez helikopter wibracje i wszechobecną ciemność. Płonący pierdolnik dawał co prawda trochę światła, lecz łuna nie rozjaśniała sceny potyczki tak mocno, jakby sobie tego Amerykanka życzyła.

-Spróbuj podlecieć jeszcze kawałek - mruknęła do mikrofonu, łaskoczącego jej lewy policzek - W tej ciemnicy co najwyżej dobrze wyjdzie selfie moich cycków. Jeżeli chcemy akcję trzeba nadstawić dupsko..ale poczekajmy chwilę. Niech zaczną się strzelać. Kiedy padną trupy nikt nie będzie miał czasu patrzeć nad głowę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 07-09-2015, 21:35   #90
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kule cięły nocne powietrze. Słychać było stopniowo słabnące krzyki rannego Marine. Lance przypadł do ziemi i wyciągnął telefon. Trzeba było wezwać kawalerię, bo sytuacja przestała być zabawna.
- Hastings? Tu Styx. Jesteśmy pod ostrzałem! – starał się przekrzyczeć kanonadę – Dowództwo Marines powinno było dostać wezwanie SOS z dokładnymi gridami kraksy naszego śmigłowca. Kiedy przyślą CSAR? Co? Zapłacili nam za odwalenie brudnej roboty? Kiedy będą posiłki? Niedługo? Roger that. Zadzwonię bezpośrednio do Marka, bez odbioru.
-Chase, daj latarkę i odsuń się ode mnie!
– Styx musiał klepnąć młodego w udo, żeby zwrócić jego uwagę.
-Chase, orientuj się! Latarka! - Poziom stresu Marine sięgał zenitu i żołnierz miał niejakie problemy ze skoncentrowaniem się na więcej niż jednej rzeczy na raz. Lance musiał powtórzyć prośbę i w końcu Chase rzucił mu cylindryczny, metalowy przedmiot a następnie znów skupił się na strzelaniu. Lance tymczasem zadzwonił do kumpla.
- Mark, tu Chase. Macie wzrokowy? Strzelamy się z szuszfolami i przygwoździli nas ogniem z CKMów zamontowanych na samochodach. Dacie radę ostrzelać ich z powietrza? Mogę na chwilę oznaczyć cel latarką. Użyję czerwonego światła. W noktowizorze będzie dobrze widoczne. Jeszcze jedno - Newport. Gdzieś nam zniknął, nie widzicie może pojedynczej sylwetki na tym wzgórzu?
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 11-09-2015 o 21:39.
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172