Gość w kitlu nawet się nie posrał w pory. Gorzej, on nawet się nie zdziwił. Obrugał Hope, ale podniósł rączki więc Mikrus był zadowolony. Spaślaka nie opuszczał, ale na wspomnienie o złodziejstwie poczuł się urażony. To on tu dupsko naraża i jedzie cholera wie gdzie by ratować ranną, a zamiast wdzięczności od złodziei wyzywają. - Nie jestem złodziejem. Co z nią? - popatrzył na leżącą na ziemi i przykrytą pledem kobietę. - Hope mówiła że została ranna, że napadli was tutaj gangerzy. No i tak w ogóle kim pan jest, hmm? Bo o panu nie wspominała. Przyjemne pogawędki przerwało najpierw rżenie kobyły, a potem Eddie nie był w stanie uwierzyć, ale zdaje się że Dahlia zaprosiła się razem z kuniem na kolację. Wesołość od razu wyparowała, kiedy zdał sobie sprawę z tego co to oznaczało. Skoczył do okna i ukryty za framugą wyglądnął na podwórko. - Co jest do cholery?! Co się stało?! - wrzasnął do teksanki, bo nic nie mógł dostrzec w ciemnościach. Jedyne co mu przychodziło do głowy że wrócili ci którzy wcześniej dobierali się do farmy. |