Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2015, 16:42   #37
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl

Mutant ruszył w mrok. Skurczony, groteskowo zgięty w pół, stawiał pokaźne kroki ciągnąc za sobą nitki za długich rąk. Rzucił Dhalii ostatnie, dziwne spojrzenie i przyspieszył.
Słyszała go i widziała zarysy ruchu gdy zatoczył prędkie kółko wokół domostwa. A później... z impetem skoczył na dach pickupa. Blacha zawyła diabolicznie pod naporem stwora. Coś zgrzytnęło, załomotało, zadudniło.
Mutant, za pomocą prymitywnej siły rozpruwał karoserię na części, pławił się w nieracjonalnym atawistycznym akcie zniszczenia jakby czterokołowiec czymś mu bezkreśnie zawinił.

Eddie Crispo

Eddie wypruł serię pytań pod adresem dziadunia.
- To Jill - wskazał na pogrążoną w letargu kobietę, niemłodą już, o nieurodziwej twarzy w kolorze prześcieradła. Gałki oczne, skryte pod pokrowcami zmęczonych powiek, ruszały się symultanicznie i nerwowo. - Siostra mojego przyjaciela. Opatrzyłem ją, dojdzie do siebie.

Na dowód wskazał piętrzący się koło łóżka stosik rdzawoczerwonych gazów i szarpi i poukładanych w rzędzie brudnych narzędzi lekarskich. W tym czasie Hope, zwinna jak wiewiórka, czmychnęła za plecy technika.

- Dziewczynka ma odrobinę... nie po kolei w głowie. Jeśli z jej powodu się pan tu fatygował - ciągnął leciwy jegomość - to obawiam się, że tracił pan czas. Wszystko jest pod kontrolą.

Dysputę przerwał koń, który wlazł do salonu i naraz przestrzeń skurczyła się niewspółmiernie, zaległ zaduch zaprawiony zapachem końskiego potu, końskiego strachu. Zza okna dobiegały nieludzkie odgłosy i przeraźliwy huk.

Eddie dobiegł do okna akurat na czas by podziwiać brutalny spektakl. Na dachu jego pickupa siedział wyjątkowo szkaradny mutant i z całą siłą wybebeszał blaszany dach jakby to była przerdzewiała puszka sardynek. Nim Crispo zdążył choćby wyjść z szoku i zakląć pod nosem poczuł zimną lufę wciśniętą między łopatki.

- No cóź, wygląda na to, że będzie musiał pan z powrotem pójść pieszo...

Mała Hope objęła Eddiego w pasie chudymi rączkami, buzie schowała w szorstkich fałdach jego kurtki. Był pewny, że słyszy jej małe serduszko, trzepoczące w piersi jak schwytany ptaszek.

Aiden Portner

- Tylko w nic się nie wplącz, dobra? - w tonie Moniki nadal pobrzmiewała pretensja. Po ostatnich ekscesach jej wiara w idiotyczne decyzje Aidena musiała znacznie wzrosnąć. Skinęła niemniej i powlokła się na górę.

Aiden zgarnął w wozu bagaż i dołączył do niej po paru minutach. Wynegocjowaną od barmana flaszkę postawił na stole pod oknem, graty cisnął na podłogę. Lokum mu się podobało. Zaniedbane, zakurzone, ale znać było w nim dawny rozmach. Matowa wykładzina (nadal dość miękka), meble na giętych nóżkach (pozbawione szuflad lecz bałamutnie błyszczące złotymi lamówkami) i łóżko (z trzema z czterech filarów, które kiedyś musiały stanowić bazę pod okazały baldachim). Ruina, pewnie. Ale Aiden sypiał w gorszych. Na dodatek ta miała w sobie ten refleks przeszłości, nie potrzeba było wiele trudu aby wyobrazić sobie jak kiedyś było tu przytulnie i elegancko.

Monika wyciągnęła rękę po kubek z samogonem. Rozlał, podał jej jeden, ścisnął w dłoni drugi i zaległ obok niej na skrzypiącym materacu. Musieli tak leżeć dobre kilkanaście minut z oczami wlepionymi w popękany sufit, w kompletnej harmonijnej ciszy.

- Aiden... - to zabrzmiało jak początek trudnej i poważnej rozmowy. Aż się spiął od zabarwienia jej głosu ale okazało się, że rozmowa musiała poczekać. Hałasy dochodzące z zewnątrz postawiły ich dwójkę do pionu. Dopadli okna akurat na czas by zarejestrować zbliżający się do motelu tuman kurzu. Tuman wzniesiony przez... stado pędzących poczwar. Na tle nocy ich kształty pozostały niewyraźne, mętne. Podsuwały skojarzenia z polującymi drapieżnikami. Ale czy zwierzęta wyważyłyby drzwi i powybijały okna? Bo bez wątpienia, choć część z nich, zamierzała wedrzeć się do motelu.
W barowej sali padł pierwszy strzał i zawtórował mu dziki ryk.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-08-2015 o 17:39.
liliel jest offline