Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2015, 19:02   #15
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

- Muszę iść po Giberta Nolana. - Katal przeszedł do rzeczy, kiedy krasnoludy zamieniły się w słuch. - Zostawić go nie mogę. Dzisiaj miał przybyć do Złotnicy, ale przez ten śnieg z pewnością utknął na trakcie w połowie drogi. Pójdzie ktoś ze mną? - popatrzył po khazadach.
Krasnoludy popatrzyły po sobie, a Vimme za brodę się ciągnął w zamyśleniu.
- Debatowalim tu co dalej czynić. Nie idzie w góry iść i przeczekać gdzie trzeba. Dziś miał dotrzeć? Ciężka sprawa.
- Śnieg zara wyższy od nas będzie, tunel jak nic przyjdzie kopać - zarechotał niezbyt wesoło jeden z kompanii, o czarnych jak smoła włosach.
- Widzisz, elfie - podjął Larn. - Nie po drodze nam się wstecz przedzierać, kiedy to twój pan Nolan dzień drogi stąd może być. W tych warunkach to ze dwa albo i trzy, bo śnieg miękki, raki się będą zapadać.
- Eh... Oby gdzieś dach nad głowa znalazł po drodze, bo jak mu jaja nie przymarzną to wilki rozwłóczą po śniegu...
- Ehe, ale jak zaradny to jeszcze za dnia poprzedniego miejsce se znalazł - wzruszył ramionami Urko.
- Jak na złoto szedł to zaradny być musiał, ot co.
- Mówisz, jakbyś sam taki był - zarechotał Vimme. - A ty Katal, głupot nie rób. Śnieg zmaleje, to sam się znajdzie. My krasnoludy tak łatwo nie zamarzamy.

Elf pokiwał głową robiąc minę takiego, co specjalnie nie upierał się przy swoich racjach. Jeśli ktoś wiedział więcej o krasnoludach, to przedstawiciele ich rasy. Nie mógł też sobie, ani Pan Nolan jemu zarzucić, że los jego był mu obojętny. O głodne wilki bał się najbardziej, że skuszą się na łatwy łup, jakim paść mogą muły poszukiwacza złota. On sam tanio skóry nie sprzeda, lecz wiadomo, że samemu można zdziałać przeciw licznym przeciwnikom, aż tylko tyle. Po drodze mijał opuszczone chaty smolarzy i ruiny zapomnianej karczmy. Stary krasnolud z pewnością zaszył się gdzieś na noc lub dotrze tam wkrótce, aby przeczekać do odtajów.

Poranek zdecydowanie źle wróżył na przyszłość. Elf nie był specjalnie głodny, lecz trzeba było kichy napchać, bo kto wie, czy zaraz ludzie nie uradzą, co by nieludzi z wiochy wygnać, jeśli nie ozdobić nimi ostrokołu. Przyglądał się uważnie szlachetce, panowi końca świata w Złotnicy.
Wczorajsze odgrzewka strawy, przyniesiona przez dziewoję prosto z kuchni, smakowała nie najgorzej. Katal słuchając krasnoludów starał się nie myśleć, czy to również niedojadki gości, czy tylko zalegające w garze ostatki. Nie przyglądał się z bliska trupowi, to i apetyt nie był całkiem obrzydzony, choć nie przypisywał tego żelaznemu żołądkowi lub brakowi wrażliwości. Napatrzyć się musiał na krwistych ran w życiu, inaczej nie wiedziałby jak wokół nich obchodzić niezgorzej od medyków.

Po zjedzeniu śniadania elf czekał cierpliwie, aż przyjdzie kolej na jego rozmowę z synem tutejszej szlachcianki.


- Katal z Angren. - rzekł, gdy usiadł naprzeciw młodzieńca.
- Katal elf - powtórzył za nim Sobeslav, bębniąc palcami o blat stołu. - Rzadko widujemy tu elfy. Krasnoludy jeszcze tak, ich w okoliczne góry bardziej ciągnie. Po cóż tu trafiłeś? Bogactwa nie uświadczysz - prychnął, ale nie lekceważąco, lecz z nutą goryczy w głosie.
Elf wysłuchał wszystkich pytań młodego człowieka.
- Jestem ochroniarzem krasnoludzkiego poszukiwacza złota Giberta Nolana. Został w Hołopolu, a ja zadanie mam rozejrzeć się w waszej okolicy, przygotować kwaterę, popytać o złoto, i tym podobne. Miał dzisiaj dołączyć. Będę na niego czekał. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Zwrócenie się do niego tak bezpośrednio, bez odpowiedniej, przyjętej formuły, wywołało krótkie zgrzytnięcie zębów. Również ton elfa chyba się hrabiemu nie spodobał. To sugerowało w każdym razie niezadowolenie przez moment widoczne na jego twarzy. Może to sam fakt, że był elfem.
- Chciałem zaproponować ci pracę na czas pobytu w Złotnicy, z darmowym pobytem tutaj, ale w was elfach jak widzę nie ma żadnej pokory. Jak zaufać komuś takiemu? Czekaj więc tutaj sobie, mam nadzieję, że ów pan Nolan będzie miał szansę tu dotrzeć zanim skończą ci się denary.
Katal odetchnął. Miał nadzieję, że szlachcic łatwo nie dostrzegł wielkiej ulgi po ciężarze kamienia, co zalegał na piersiach elfa. Nie zamierzał rozczarować człowieka, bo wiedział jak powinien elf rozmawiać z tamki jak on. Balansując na krawędzi ironii i rozgoryczenia, oby tylko niezbyt uchodzącego za groźne. Tylko jak ułomny elf, sam jeden przeciw całemu siołu mógł być groźny?
- Też mam taką nadzieję wielmożny panie... nie przedstawiłeś się pan, więc zostanę przy wielmożnym jeślisz mi pan pozwolisz. - skinął głową z szacunkiem. - Nikt elfom nie ufa, więc wyjątkiem nie jesteś.
Młody syn Ohlavy raz jeszcze uważnie elfowi się przyjrzał, ale tym razem jakby z pewnym rozbawieniem. Jasnym było dla ich obu, że hrabia został przedstawiony w ten czy inny sposób i wcale nie miał zamiaru robić tego teraz osobiście.
- Gdybyście jeszcze głębiej się zastanowili, dlaczego tak ten stan wygląda - powiedział, już bez zbędnych emocji. - Ani ja jednak nie jestem ogółem ludzkości, ani ty rasy elfiej, więc nie wchodźmy w tę dyskusję głębiej. Powodzenia panie Katal, miej pan oko otwarte. I jak to oko coś zobaczy, zgłoś się do druidki - wskazał spojrzeniem na Machę. - Kiedy za ciebie poręczy, żeś do załatwienia problemu się przyczynił, groszem sypnę.
- Złotem sypnę, brzmi o wiele bardziej motywująco. - elf uśmiechnął się po raz pierwszy podczas tej rozmowy. - Będę miał oboje oczu zdecydowanie szeroko otwarte. Na tym kończy się nasza rozmowa? - zapytał.
Sobeslav skinął głową, ale się nie uśmiechnął.
- Nie zamierzam cię o nic oskarżać ni domniemywać winy, wbrew twej opinii o powszechnej nieufności wobec twej rasy.
- Zaiste roztropność jest cnotą. Niech bogowie zostaną z tobą. - elf wstał odszedł od stołu nieco skołowany.

Usiadł na swoim miejscu zastanawiając się na ile słowa szlachetki okażą się miarodajne i nie chodziło mu wcale o sypanie groszem. Co jednak zauważył, to łatwość, z jaką przyszło mu nieroztropne igranie z losem. Przecież mógł skończyć w dybach, czego oczywiście nie chciał, lub gorzej. Gdzieś tam w środku, siedziała pod skórą zadra, o wiele głębiej niźli się spodziewał, czy sobie życzył.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 30-08-2015 o 19:08. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline