23-08-2015, 15:49 | #11 |
Reputacja: 1 | No i skończył się długi, mroźny wieczór, który grupa wędrowców i miejscowych umilała sobie ciepłem buchającym z kominka, ciepłem grzanego wina rozlewającym się po członkach i ciepłem głosu pięknej bardki.
__________________ W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć. Ostatnio edytowane przez echidna : 02-09-2015 o 14:07. |
23-08-2015, 21:34 | #12 |
Northman Reputacja: 1 | Elf witał każde udanie się na spoczynek z dreszczykiem emocji. Wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się do snów, które choć nie przychodziły prawie wcale, to gdy nawiedzały, jakże często były najciekawszym elementem całej doby. Któż to wie, co na nie się składa… Marzenia, pragnienia, obawy, wspomnienia i łepetyna na samowolnych wycieczkach. Wspomnienia. Ilekroć we snie widział nową twarz, ile by dał, aby ją później po przebudzeniu spotkać. Śnieg pod płozami, z cichym szumem zostawiał za zaprzęgiem prosty, odciśnięty ślad. Psy gnały ku wzniesieniu równo. Hamulcem orząc w ubitej bieli zatrzymał pojazd. W dole, plaża przy morzu była nieskazitelnie piękna. Z drugiej strony, na horyzoncie pięły się ku czystemu niebu surowe góry. Wszystko obleczone było zawieszoną w przestrzeni ciszą. Żaden dźwięk nie mącił bezwietrznego mrozu. Blade słońce iskrzyło się na śniegu i krach zamarzniętej zatoki. Osiem psów, z ułożonymi w uśmiechy pyskami, stojąc nieruchomo, obserwowało wraz z ich właścicielem, przykrytą cienką warstwą śniegu, plażę rozciągająca się aż po widnokrąg. Tej nocy sen przyszedł równie niespodziewanie, co każdym poprzednim razem i równie nieoczekiwanie się skończył zostawiając w pamięci mgliste obrazy i oddalone dźwięki. Krasnoludy od świtu sarkały krzątając się po izbie. Wybudzony ich pomrukiwaniem, Katal otworzył oczy i patrzył za oszronioną szybę i biel za nią. Skąd ten sen? Czy to przez ten nocny śnieg, czy może widok basiora Machy? Wspomnienia wymieszane z podświadomością? Krzyk dobiegający z zewnątrz karczmy postawił go całkiem na nogi. Ktoś zginął w nocy, starszy, miejscowy mężczyzna, a elf stojący w kapturze pośród tamtejszej gawiedzi, zbliżył się nasłuchując, co wieśniacy mają do powiedzenia. - Źdźbło pewnie znowu nachlany był, Słomkowa go zawsze ostatniego z karczmy wyrzucała... - To bestyja jakaś być musiała, nie inaczej! - Szkoda starego, choć pijak to był... - Dziki Gon, powiadam wam, jak żem się obudził w nocy to żem widział jak galopują po niebie! - A bredzisz, żadnych dzikich gondów to nie ma. Czyli nie był, to kolejny ze śmiertelnych wypadków. Gdyby Złotnica miała podobny problem w bliskiej przeszłości, ludzie gadaliby inaczej. Ze znowu… że tak samo lub podobnie… że konkretna bestia… lub morderca. Takie rzeczy z pewnością zdarzały się i przytrafić mogły wszędzie, nawet lub przede wszystkim na końcu świata. Sprawca mógł być wciąż w Złotnicy kryjąc się między miejscowymi lub będąc jednym z przyjezdnych. Mógł również być bestią, która zaatakowała z gór. Elf nie wiedział, lecz wcześniej czy później się dowie, jak większość zagadek, które układają się w logiczną całość z upływem czasu i nowych okoliczności, wydarzeń. Zgodził się z decyzją druidki, że pies najlepiej poradzi sobie z podjęciem tropu w świeżym śniegu. Miejscowi na pewno mieli psy myśliwskie lub pasterskie również do tego nadające się, aby z ich użyciem przeczesać okolicę. Czego nie rozumiał do końca, to chęć bezpośredniego mieszania się w tą sprawę. Od tego był miejscowy władyka, wójt oraz straż wiejska, aby decydować o bezpieczeństwie mieszkańców, jak i przyjezdnych gości zarazem. O reputację podupadłej dziury w końcu się rozchodziło i pęczniejące od rozwoju Złotnicy trzosy. Jakkolwiek chciał pomóc, to występować przed ludźmi, niczym jakiś wiedźmin lub obeznany z tego typu morderstwami zawodowiec, nie zamierzał. Tym bardziej, jako obcy i nieludź zarazem. Czekać tylko jeszcze było, aż pierwsze podejrzenia padną na niego. Wiedział co myśli, bo czy z ludzkiego strachu czy zemsty za buntowników, był już w podobnych okolicznościach. On buntownikiem nie był. Chyba. Do karczmy wszedł z zamiarem zjedzenia śniadania oraz poważnego rozmówienia się z kompanią Vimme, więc przysiadł się do ich, już jakby zarezerwowanego, stołu. Nie dostrzegł nigdzie elfki z łysym brutalem. Bacznie obserwował syna tutejszej włościanki. - Ale się porobiło. – westchnął z ukosa czekając na strawę. – Sprawę mam konkretną do was.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 23-08-2015 o 21:44. Powód: niektóre literówki |
25-08-2015, 21:50 | #13 |
Reputacja: 1 | Ogar długo nachylał się nad zwłokami Starego Źdźbło, niuchając aż para szła. Ludzie pogonieni przez hrabiowskiego syna krzątali się dookoła, tak po prawdzie to nie wiedząc co mają robić. Większość skupiała się w małe grupki lub pary i machając szuflami w udawanym odgarnianiu śniegu dalej plotkowała. Strach i obrzydzenie straciły na znaczeniu, kiedy pojawiało się coś takiego po długiej, nudnej zimie. Do psa nikt nie podszedł. Dopiero jak ten sam uznał, że nawąchał się dość, dwóch mężczyzn z płótnem uklękło przed nieboszczykiem i przeniosło ciało, zawijając je. Ktoś wypowiedział głośną modlitwę, inny zrobił znak chroniący przed złem. Większość powoli kierowała się ku karczmie, gdzie miały zapaść jakieś decyzje. Młody Kłosek wkrótce sprowadził z dworku dwóch zbrojnych w wypłowiałych barwach Złotnicy. Zwierzę złapało trop i ruszyło we wschodnim kierunku, wpadając od razu w głęboki śnieg, który momentami przykrywał go całkiem. Przedzierał się tam przez kilka chwil, ryjąc tunel w białym puchu. Węszył, cofał się o kilka kroków, znów węszył i wracał. Powtarzał to na tyle często, że prawie wyrobił własną ścieżynę, na dobrą sprawę przechodząc ledwie kilkanaście metrów. Ostatecznie zatrzymał się i usiadł na zadzie, dysząc ciężko. Popatrywał to na Machę, to na wschód, to na dach jednego z największych budynków we wsi. Kiedyś prawdopodobnie dużej, całkiem ładnej stajni z wieżyczkami po rogach, teraz - zapuszczonej z deka obory, sądząc z odgłosów muczenia i beczenia dobiegających ze środka. "Złote Jajo" wykorzystywało najbliższe gospodzie zabudowania jako stajnię. Ogar nie podjął jednak tropu, nawet oprowadzony z trudem obok tego miejsca. Śnieg ukrył woń i ślad zabójcy. Druidka i żołdak musieli poniechać swoich poszukiwań, zwłaszcza, że odnalazł ich znany już młody Kłosek. - Hrabia prosi do karczmy! - zawołał z daleka, starając się nie ugrząźć w wysokim śniegu. Sobeslav Hrup mógł nie wyglądać groźnie, ale na pewno zachowywał się iście po hrabiowsku. Kazał sobie ustawić stół na podwyższeniu dla grajków, w międzyczasie rozmówiwszy się cicho z wójtem. Na pierwszy rzut oka znać było, że starszy mężczyzna nic tu do gadania nie ma i w sprawach tej wagi jeno asystować jaśnie panu może. Widok jakich wiele na tym świecie, nikogo tu przecie nie dziwił. Młody władyka zdjął z siebie gruby płaszcz, otrzepując się ze śniegu. Okazało się, że miał ciemne, półdługie kręcone włosy, faktycznie owalną twarz i niezbyt długi ciemny zarost. Nadal groźnie nie wyglądał, nie był jednakże brzydki ani odpychający. Wręcz odwrotnie, niektóre kobiety nazwałyby go przystojnym. Odwiesił płaszcz i usiadł na za stołem, obserwowany przez większość zebranych we wspólnej sali "Złotego Jaja" ludzi i nieludzi. Pierwszą wezwał do siebie kobietę, która znalazła nieboszczyka. Była wyraźnie wstrząśnięta i pomagał jej Mirko Słomka, lecz hrabiowski syn nie zgodził się na przełożenie tego na później, chociaż wyglądało na to, że przemawia do niej łagodnie. Do karczmy weszło dwóch zbrojnych w barwach Złotnicy. Pierwszą mordę, gdy zdjęli już płaszcze, poznał każdy, kto mijał zeszłego wieczora zachodnią bramę wsi. Drugi był młodszy, wyższy i prezentował się godniej, choć dało się zauważyć jego drewniane ruchy. Każdy doświadczony w mieczu nie spodziewał się po tym chłopaku cudów z orężem, gdy znajdowało się w jego dłoni. Podeszli do podestu i odebrali polecenia od Hrupa, pozostając blisko niego. Dzięki nim i cichym mówieniu, słowa rozmowy nie docierały do nikogo, choć niektórzy z tutejszych wyraźnie chcieli usłyszeć o czym było mówione. Strażnicy pilnowali odległości. W międzyczasie niewiele było do roboty, chociaż większość znalazła sobie zajęcie. Katal usiadł przy stole przy ścianie, ugadując swoje sprawy z czterema krasnoludami. Lola dotrzymywała towarzystwa Janowi i dwóm jego ochroniarzom, prowadząc niezobowiązujące rozmowy i licząc na to, że całe zamieszanie wreszcie się zakończy. Walfen dowiedział się co nieco o rodzinie Starego Źdźbło. Spróbował nawet podejścia do córki, ale go kułakami przegoniono grożąc, że następnym razem za widły wezmą. Cóż, powinien się już nauczyć, że z taką facjatą i ogólną aparycją, wraz z faktem bycia obcym, to prędzej obwinią go o zabójstwo niż pomocy u niego poszukają. Brynden i Macha po jakimś czasie też do karczmy wracali. Powód do tego był. I to nie tylko drwa trzaskające w ogniu i ciepła strawa przez żonę Słomki przygotowywana. Sobeslav Hrup, syn hrabiny Ohlavy, zamierzał porozmawiać ze wszystkimi obcymi we wsi. Zadawał pytania, ciekaw miana, pochodzenia, zawodu, powodu pojawienia się w Złotnicy i czasu, jaki każdy z nich miał tu zamiar początkowo spędzić. Z jednymi rozmawiał dłużej, z innymi krócej, ale nie zamierzał odpuścić nikomu. Nawet posłał kogoś na piętro, z którego nie zeszli jeszcze zbrojny i jego towarzyszka. Pytał grzecznie, acz zdecydowanie. Najwyraźniej uznał, że może i chce rozwiązać sprawę śmierci Starego Źdźbło. Czy postępował właściwie? Któż mógł to wiedzieć. |
30-08-2015, 12:03 | #14 |
Reputacja: 1 | -Macha Tuirseach z Undvik – rzekła szlachetce i niepytana pociągnęła dalej. - Medykiem jestem i druidem. Mój rodzimy krąg został na wyspach Skellige. Od czterech lat w drodze jestem. Do was trafiłam z sioła na podgórzu, co je Nizinką zwą. Zimę tam spędziłam, a tu za groźbą i plotką o wilkołaku ruszyłam. |
30-08-2015, 19:02 | #15 |
Northman Reputacja: 1 | - Muszę iść po Giberta Nolana. - Katal przeszedł do rzeczy, kiedy krasnoludy zamieniły się w słuch. - Zostawić go nie mogę. Dzisiaj miał przybyć do Złotnicy, ale przez ten śnieg z pewnością utknął na trakcie w połowie drogi. Pójdzie ktoś ze mną? - popatrzył po khazadach. Krasnoludy popatrzyły po sobie, a Vimme za brodę się ciągnął w zamyśleniu. - Debatowalim tu co dalej czynić. Nie idzie w góry iść i przeczekać gdzie trzeba. Dziś miał dotrzeć? Ciężka sprawa. - Śnieg zara wyższy od nas będzie, tunel jak nic przyjdzie kopać - zarechotał niezbyt wesoło jeden z kompanii, o czarnych jak smoła włosach. - Widzisz, elfie - podjął Larn. - Nie po drodze nam się wstecz przedzierać, kiedy to twój pan Nolan dzień drogi stąd może być. W tych warunkach to ze dwa albo i trzy, bo śnieg miękki, raki się będą zapadać. - Eh... Oby gdzieś dach nad głowa znalazł po drodze, bo jak mu jaja nie przymarzną to wilki rozwłóczą po śniegu... - Ehe, ale jak zaradny to jeszcze za dnia poprzedniego miejsce se znalazł - wzruszył ramionami Urko. - Jak na złoto szedł to zaradny być musiał, ot co. - Mówisz, jakbyś sam taki był - zarechotał Vimme. - A ty Katal, głupot nie rób. Śnieg zmaleje, to sam się znajdzie. My krasnoludy tak łatwo nie zamarzamy. Elf pokiwał głową robiąc minę takiego, co specjalnie nie upierał się przy swoich racjach. Jeśli ktoś wiedział więcej o krasnoludach, to przedstawiciele ich rasy. Nie mógł też sobie, ani Pan Nolan jemu zarzucić, że los jego był mu obojętny. O głodne wilki bał się najbardziej, że skuszą się na łatwy łup, jakim paść mogą muły poszukiwacza złota. On sam tanio skóry nie sprzeda, lecz wiadomo, że samemu można zdziałać przeciw licznym przeciwnikom, aż tylko tyle. Po drodze mijał opuszczone chaty smolarzy i ruiny zapomnianej karczmy. Stary krasnolud z pewnością zaszył się gdzieś na noc lub dotrze tam wkrótce, aby przeczekać do odtajów. Poranek zdecydowanie źle wróżył na przyszłość. Elf nie był specjalnie głodny, lecz trzeba było kichy napchać, bo kto wie, czy zaraz ludzie nie uradzą, co by nieludzi z wiochy wygnać, jeśli nie ozdobić nimi ostrokołu. Przyglądał się uważnie szlachetce, panowi końca świata w Złotnicy. Wczorajsze odgrzewka strawy, przyniesiona przez dziewoję prosto z kuchni, smakowała nie najgorzej. Katal słuchając krasnoludów starał się nie myśleć, czy to również niedojadki gości, czy tylko zalegające w garze ostatki. Nie przyglądał się z bliska trupowi, to i apetyt nie był całkiem obrzydzony, choć nie przypisywał tego żelaznemu żołądkowi lub brakowi wrażliwości. Napatrzyć się musiał na krwistych ran w życiu, inaczej nie wiedziałby jak wokół nich obchodzić niezgorzej od medyków. Po zjedzeniu śniadania elf czekał cierpliwie, aż przyjdzie kolej na jego rozmowę z synem tutejszej szlachcianki. - Katal z Angren. - rzekł, gdy usiadł naprzeciw młodzieńca. - Katal elf - powtórzył za nim Sobeslav, bębniąc palcami o blat stołu. - Rzadko widujemy tu elfy. Krasnoludy jeszcze tak, ich w okoliczne góry bardziej ciągnie. Po cóż tu trafiłeś? Bogactwa nie uświadczysz - prychnął, ale nie lekceważąco, lecz z nutą goryczy w głosie. Elf wysłuchał wszystkich pytań młodego człowieka. - Jestem ochroniarzem krasnoludzkiego poszukiwacza złota Giberta Nolana. Został w Hołopolu, a ja zadanie mam rozejrzeć się w waszej okolicy, przygotować kwaterę, popytać o złoto, i tym podobne. Miał dzisiaj dołączyć. Będę na niego czekał. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Zwrócenie się do niego tak bezpośrednio, bez odpowiedniej, przyjętej formuły, wywołało krótkie zgrzytnięcie zębów. Również ton elfa chyba się hrabiemu nie spodobał. To sugerowało w każdym razie niezadowolenie przez moment widoczne na jego twarzy. Może to sam fakt, że był elfem. - Chciałem zaproponować ci pracę na czas pobytu w Złotnicy, z darmowym pobytem tutaj, ale w was elfach jak widzę nie ma żadnej pokory. Jak zaufać komuś takiemu? Czekaj więc tutaj sobie, mam nadzieję, że ów pan Nolan będzie miał szansę tu dotrzeć zanim skończą ci się denary. Katal odetchnął. Miał nadzieję, że szlachcic łatwo nie dostrzegł wielkiej ulgi po ciężarze kamienia, co zalegał na piersiach elfa. Nie zamierzał rozczarować człowieka, bo wiedział jak powinien elf rozmawiać z tamki jak on. Balansując na krawędzi ironii i rozgoryczenia, oby tylko niezbyt uchodzącego za groźne. Tylko jak ułomny elf, sam jeden przeciw całemu siołu mógł być groźny? - Też mam taką nadzieję wielmożny panie... nie przedstawiłeś się pan, więc zostanę przy wielmożnym jeślisz mi pan pozwolisz. - skinął głową z szacunkiem. - Nikt elfom nie ufa, więc wyjątkiem nie jesteś. Młody syn Ohlavy raz jeszcze uważnie elfowi się przyjrzał, ale tym razem jakby z pewnym rozbawieniem. Jasnym było dla ich obu, że hrabia został przedstawiony w ten czy inny sposób i wcale nie miał zamiaru robić tego teraz osobiście. - Gdybyście jeszcze głębiej się zastanowili, dlaczego tak ten stan wygląda - powiedział, już bez zbędnych emocji. - Ani ja jednak nie jestem ogółem ludzkości, ani ty rasy elfiej, więc nie wchodźmy w tę dyskusję głębiej. Powodzenia panie Katal, miej pan oko otwarte. I jak to oko coś zobaczy, zgłoś się do druidki - wskazał spojrzeniem na Machę. - Kiedy za ciebie poręczy, żeś do załatwienia problemu się przyczynił, groszem sypnę. - Złotem sypnę, brzmi o wiele bardziej motywująco. - elf uśmiechnął się po raz pierwszy podczas tej rozmowy. - Będę miał oboje oczu zdecydowanie szeroko otwarte. Na tym kończy się nasza rozmowa? - zapytał. Sobeslav skinął głową, ale się nie uśmiechnął. - Nie zamierzam cię o nic oskarżać ni domniemywać winy, wbrew twej opinii o powszechnej nieufności wobec twej rasy. - Zaiste roztropność jest cnotą. Niech bogowie zostaną z tobą. - elf wstał odszedł od stołu nieco skołowany. Usiadł na swoim miejscu zastanawiając się na ile słowa szlachetki okażą się miarodajne i nie chodziło mu wcale o sypanie groszem. Co jednak zauważył, to łatwość, z jaką przyszło mu nieroztropne igranie z losem. Przecież mógł skończyć w dybach, czego oczywiście nie chciał, lub gorzej. Gdzieś tam w środku, siedziała pod skórą zadra, o wiele głębiej niźli się spodziewał, czy sobie życzył.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 30-08-2015 o 19:08. Powód: niektóre literówki |
30-08-2015, 19:34 | #16 |
Reputacja: 1 |
|
30-08-2015, 21:22 | #17 |
Reputacja: 1 | Bryndenowi Thorn’e niespecjalnie śpieszyło się do rozmów z miejscowym hrabiątkiem. Jednak wiedział, że miganie się od tej rutynowej przepytywani wzbudziłoby niepotrzebne wątpliwości. A co za tym idzie i przysporzyłaby mu niepotrzebnych kłopotów… tych też nie pragnął. Kiedy przyszła jego kolej podszedł do Sobeslav’a. Przedstawił się. Mając bardzo twardy kark o czołobitność było trudno jednak szacunek jaki oczekiwał szlachcic zachował. Powiedział o byciu jedynie przejazdem w tutejszej wiosce podróżując z jednego miast do drugiego. Nie wdawał się zbytnio w szczegóły na temat celu takowej. Na koniec swojej przykrótkiej przemowy dodał. – Byłem żołnierzem. Hrup zlustrował go bardzo dokładnie i to z kilka razy, zanim pokiwał głową. Nie zachowywał się jednak jak napuszony szlachcic, w tak małej wiosce mógł nie mieć gdzie się odpowiednio napuszyć. - To widać. Gdzie służyłeś? - na jego ustach mignął zalążek uśmiechu. - Od karczmarza wiem też, że spaliście w pokoju z jednym z pozostałych... gości. Znasz go? Możesz mnie upewnić w tym, że nocą nie opuszczałeś karczmy? Wojak też przyjrzał się szlachcicowi, już nieco bardziej czujnie. Wolałby jednak, żeby spytki nie przerodziły się w dłuższą konwersację. No i zdecydowanie nie wszystkie pytania mu się spodobały. – W cintryjskiej armii. – Odpowiedział zdawkowo dość gładko przechodząc już do współczesności. – Poznałem go wczoraj. Zwie się Walfen… chyba też wojak. - Odszukał olbrzyma wzrokiem. Może po to aby się upewnić, że jest jeszcze tutaj… a może, żeby tamten wiedział o kim jest mowa. – Wiele więcej o nim nie wiem… nie interesowało mnie to. - Hmmmm upewnić. – Zamyślił się głośno. – Pewnie mój współlokator będzie mógł potwierdzić żem spędził tam całą noc. - Cintryjskiej, to musiało być dawno temu - syn hrabiny z końca świata podstawy historii i geografii znał na pewno. - W górach Pustulskich za wiele do roboty nie ma dla żołdaków, chyba że ochrona poszukiwaczy złota. To dziwne, że aż dwóch żołnierzy do nas w jednym czasie trafiło - Sobeslav te słowa skierował bardziej do siebie niż do Bryndena. - Dawniej nic by mnie nie zdziwiło, ale teraz? Jednego dnia zwala się tylu ludzi, a potem to - zatoczył ruch ręką w stronę zawiei na zewnątrz. - Wierzysz w przeznaczenie? - pokręcił głową i westchnął, najwyraźniej orientując się, że się rozgadał. Zabębnił palcami po stole. - W tych okolicznościach przydałby się jakiś dodatkowy miecz pracujący dla mnie i mojej pani matki. Dotrzymujesz słowa? - uniósł brew i spojrzał wprost w oczy rozmówcy. Brynden wzruszył ramionami. – Nie znam się panie na przypadkach i przeznaczeniu… więc nie zaprzątam sobie nimi głowy. Znam się jeno na wojaczce i robieniu mieczem. Dlatego wiem, że to co zabiło wam chłopa nie miało stali w łapach i prędzej bym tego szukał gdzieś w okolicznych lasach niż w tej karczmie. Chociaż większym doświadczeniem w kwestiach lykantropii wykazuje się druidka więc może ona wam tutaj coś poradzi. – Tak wywiązuję się z danego słowa. Chętnie posłucham do czego mógłbym się przydać… i za ile. Dodał po chwili. - Tak jak sam wspomniałeś, może druidka coś poradzi. Zgodziła się pomóc, a w twoim przypadku chciałem byś jej pomógł. Ochraniał, a może i do czegoś innego się przydasz, to zależy od niej. Za darmowy wikt i opierunek w Złotnicy. Do tego dorzucę pięćdziesiąt redańskich koron za dowiedzenie się co się wydarzyło, sto lub więcej za załatwienie problemu – Sobeslav nachylił się lekko i zniżył głos. - Dorzucę coś dodatkowo, gdy zgodzisz się nocować we dworze. Zawsze to pomocny miecz. Nie brzmiało to jak oferta marzeń… ba nawet zalatywała skąpstwem. Z drugiej strony jednak kieska wojaka dawno już nie była uzupełniana więc i taka oferta nie mogła być odrzucona. Tym bardziej, że pogoda i tak go tutaj zatrzymała na kilka dni. – Ochraniać ją będę za dziesięć redańskich koron. Reszta jak zaproponowałeś Panie… a gościnę we dworze chętnie przyjmę. Chociaż prawdę powiedziawszy to z tym nocowaniem może być ciężko. Głównie ze względu na nocny tryb życia waszego nieproszonego gości. Dlatego obawiam się, że Macha może potrzebować mojego towarzystwa niekoniecznie w najbliższej okolicy dworu. Bryndan położył dłonie na blacie stołu mając już wstawać. - Jeżeli to wszystko Panie to się teraz oddalę. |
31-08-2015, 22:40 | #18 |
Reputacja: 1 | Śnieg prawie przestał padać. Delikatne, niewielkie płatki ciągle spadały z ciężkich chmur, targane we wszystkie strony podmuchami wiatru. To niewiele porównując do niedawnej śnieżycy. Mróz trzymał, a słońca nijak nie szło zobaczyć. Mgiełka uniosła się wyżej i przykryła białą poświatą całą okolicę. Złotnica powinna zmienić na tę chwilę nazwę. Coś od białego, pomyślicie. Otóż nie, prędzej coś od klatki. Mało złotej. Sobeslav Hrup rozmówił się z niemal wszystkimi. Młody panicz uparł się i konsekwentnie wdrażał swój plan, gdzieś w głowie umyślony. Z obcych zaczął od druidki, długo z nią rozmawiając. Trwało to wszystko trochę, ale napełniający żołądki ludzie nie narzekali zbytnio. Szum plotek i domniemywań wypełniał Złote Jajo niemal nieustannie. Więcej w tym było ciekawości niźli strachu. Może ten jeszcze nie przebił się do twardych czerepów tutejszych mieszkańców. Co i raz zerkali na czarnowłosego syna Ohlavy. Ten uniósł się raz tylko, raz jeden. Kiedy młody Kłosek przyprowadził z góry wyraźnie wściekłego wojaka. Bez zakapturzonej podopiecznej. Pospierali się stłumionymi głosami z Sobeslavem, ale nic z tego nie wynikło. Zbrojny wziął dwie miski ze strawą i na górę wrócił. Potem już spokojniej nastąpiły rozmowy z piękną trubadurką, zaniepokojoną parą, dwoma zbrojnymi, elfem, krasnoludami oraz ze szlachcicem. Janem Utratą, który korzystając z okazji przedstawił się głośniej, z wyraźną chęcią bycia słyszanym przez tłuszczę. Ah, te słabostki możnych tego świata. Zwykli ludzie i nieludzie mieli zupełnie inne problemy. Nikomu prawie pozostanie w tym uroczym miejscu nie przychodziło łatwo. Zaniepokojona para wróciła do swojego pokoju. Krasnoludy z braku lepszego zajęcia zaczęły pić. Hrup wreszcie wstał, szurając krzesłem. We wspólnej sali wszyscy umilkli jak na komendę niemal. Wojskowi mogliby się uczyć. - Uwaga ludzie. I nieludzie - zaczął, chociaż niepotrzebnie w ten sposób, skoro i tak wszyscy go słuchali. - Stało się co się stało. Starego Źdźbło zamordowano - obwieścił rzecz oczywistą. A mimo to jakaś baba westchnęła, a inna załkała. - Zbadamy to. Szczęśliwie jest z nami Macha, druidka z dalekiego Skellige - wskazał na wspomnianą kobietę, która doczekała się zainteresowania wszystkich zebranych. Niektórzy stawali na palce, by się jej przyjrzeć. Ktoś uniósł dziecko, by lepiej widziało. - Zajmie się śledztwem - słowo wywołało szum. Część tutejszych pytało co to znaczy. - Pomagać jej będą ten oto tu Brynden oraz Walfen - tu pokazał na obu zbrojnych. - Pan Utrata zgodził się także użyć swoich zbrojnych do ewentualnej pomocy i strzeżenia Złotnicy. Mają moje pozwolenie i na wszystkie pytania z tym związane macie im odpowiadać. Dał ludziom chwilę na przemyślenie, szum rozmów na chwilę zintensyfikował się, zanim ponownie opadł. - Teraz słuchajcie - odezwał się znowu Sobeslav. - Za dnia nic się nie zmienia. Wieś sama się nie odśnieży, zwierzęta nie nakarmią. Wieczorem jednak każdy ma się zamknąć u siebie w chałupie i nie wychodzić. Żadnego picia i włóczenia się po nocy - pogroził palcem, a kilku cicho zaprotestowało. Nie na tyle głośno, by ich wyłowić z tłumu. - Zamknąć i nie wychodzić, bo kogo zobaczę, tego batem popędzę. Wyjątek to będzie straż, ludzie do niej przydzieleni, Macha oraz śledczy. Jak będzie trzeba i będą chętni to sama możesz sobie wybierać do pomocy - tu zwrócił się bezpośrednio do druidki. - Teraz rozejść się, do roboty. Dość już czasu zmitrężyliśmy! Źdźbło zostanie pochowany wedle obrządku na cmentarzu jak tylko śnieg zejdzie lub zostanie odśnieżone. Jak ktoś coś dziwnego zobaczy, bliski mu na dłużej zniknie lub coś wyda się podejrzane, to do mnie albo do Macy ma się zgłosić. Tylko nie latać z głupotami! Zeskoczył z podestu i skinął na dwóch strażników. Mijając kobietę ze Skellige nachylił się jeszcze do jej ucha. - Jakby sprawa była jakaś, będę we dworze. Zawsze przyjść możesz - skinął głową i skierował się do wyjścia. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, ludzie jakby do życia wrócili. Plotki nie ustały, ale przyzwyczajeni do ciężkiej pracy i długich zim tubylcy wiedzieli co robić należy. Karczma powoli pustoszała. Szlachcic zbliżył się do stolika druidki i skłonił lekko. - Jan Utrata, poznać mi niezmiernie miło. I w śledztwie mam nadzieję pomóc także coś będę w stanie. Jak nie ja, to moi ludzie - wskazał na dwóch milczących zbrojnych, siedzących na ławie przy ścianie i obserwujących otoczenie. Ostatnio edytowane przez Sekal : 31-08-2015 o 22:56. |
06-09-2015, 08:12 | #19 |
Reputacja: 1 | To rzecz jasna, było do przewidzenia. Widziała to już podczas rozmowy, jaśniej i wyraźniej niż przyszłość załogi w trzewiach ofiarnego barana, którego zarzynała przed każdą morską wyprawą. Sobeslav Hrup ogarnął swoich poddanych, po czym ze śledztwem wysrał się na Machę, nie certoląc się przy tym za bardzo. Zaproszenie do dworu bowiem uznała za czysto grzecznościowe i pewnie by nim wzgardziła, równie grzecznie zapewniając o braku potrzeby zawracania sobie nawzajem głów bez potrzeby, ale coś ją w młodym paniczu Hrupie zastanawiało i gryzło. |
06-09-2015, 16:45 | #20 |
Reputacja: 1 | Do końca rozmowy, w jakiej druidka z jaśniepanem uczestniczyli, doczekał siedząc z miłym i wielce wygadanym staruszkiem przy stole z grubo ciosanej dębiny. Przerywać nikomu przecież nie wypadało. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 06-09-2015 o 16:51. |