Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2015, 21:09   #21
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[/center]Russel Hayes - małomówny przeciętniak[/center]




Komisariat; Skok; dziś rano



~ A jak jest w szpitalu? Albo rzuciła wszystko w cholerę i się wyniosła bo miała dość... Albo składa zeznania na komisariacie ~ dumał Russel wracając do celi. Ale najbardziej obawiał się pierwszej opcji. Jak mimo wszystko ją te wariatki pobiły? Niby jej znajome ale nie wiadomo co ta latynoska jędza im namieszała w głowach. Co prawda fitnesowej laski wcale tak łatwo pobić nie było no ale jednak różnie mogło być. A teraz siedział w celi. Pewnie do rana. Nosz chyba rano go wypuszczą? Przecież tylko dał jednemu patafianowi w pysk a nie zabił kogoś czy z bronią po mieście nie latał. Ale jak wyjdzie to co dalej? Dalej był w punkcie wyjścia. Nie miał ani dokumentów, ani telefonu, ani pieniędzy. Jak mu się od kogoś nie uda zadzwonić to chyba zostawało łapać stopa do Portland bo z buta wcale nie tak blisko nie było. Gdy pomyślał co czeka go w Portland a dokładniej na trawniku, ścianach, drzwiach, oknach no i najwyraźniej pustym domu zmarkotniał do reszty. No nic tylko się pochlastać. Chociaż właściwie to to od tej głupiej puszki co mu zostało mogło chyba by ujść za takie pochlastanie. Zjebane tak samo jak cała reszta tego dnia. Pogrążony w tych niewesołych myślach poddał się w końcu zmęczeniu i zasnął na aresztanckiej pryczy.


---



Obudziło go stukanie policyjnej pały o kraty. Dotąd zawsze widział to na filmach nigdy nie sądził, że usłyszy na własne uszy. A na pewno nie z wnętrza celi. Wstał w prawie tak samo markotny jakim był gdy zasypiał. Ale ożywiała go nadzieja, że wyjdzie stąd wreszcie. Była szansa, że jakoś się wszystko ułoży. Może dogadali sie z gliniarzami z Portland? Chyba powinni mieć zgłoszenie zajścia w jego domu skoro przyjechali. Jemu mogli nie wierzyć ale chyba swoim mundurowym funflom z miasta obok wierzą? Zwłaszcza, że potwierdziliby jego słowa. No tak z grubsza chociaż. No i może któryś by się zlitował i dał mu zadzwonić? Brak informacji o tym co się stało z Mitsy zaczynał mu ciążyć jak wyrzut sumienia. ~ Kurwa, trzeba było zostać w domu i niech gliny by przyjechały, spałowały je i strugać twardziela obemując Mitsy a nie się zachciało hirołsowania na gołą klatę z wariatkami. Poza tym sąsiedzi i tak wezwali gliny. ~ nic nie zyskał a tylko stracił. No i z domu by go raczej nie porwały. Bo niby jak? A tak? Siniaki po paintballu, blade znamię od oparzenia tazerem, pocięcie nadgarstków od tej puszki, wywiezienie na koniec świata, aresztowanie z wpisaniem w akta pod bzdurnymi zarzutami... Po chuj mu to było? I jeszcze najbardziej go męczyło, że nie wiedział co z Mitsy.


Szedł zamyślony za prowadzącym go gliniarzem, wychodzili z cel do biur gdy momentalnie świat zmienił się i był w kompletnie innym pomieszczeniu. Większe niż chyba cały komisariat na tym zadupiu zresztą rozpoznawał je. Centrala Firmy. Był tu tylko parę razy ale od razu rozpoznał to miejsce. Za to nie poznawał tych ludzi co się tu znaleźli razem z nim. Ta co mówiła wyglądała na gospodarza. Pozostała trójka zaś na takich samych "farciarzy" jak i on. Jakiś facet co wyglądał jak po wypadku czy pobiciu, laska z ręką w gipsie i kroplówką no i druga która wyglądała na wyrwaną z zakupów czy co.



Oddział Firmy w Portland; Regeneracja; dziś rano



Jednak nie trwali zbyt długo w niepewności i faktycznie szybko się wyjaśniło, że gospodyni jest ich Koordynatorem choć osobiście Russel był pewny, że jej nigdy wcześniej nie spotkał. No ale to w Firmie jeszcze nic nie znaczyło. Jednak jak kazała wysłać Mnemosyne, których prywatnie nazywał cleaner'ami to nawet się trochę zawiódł. Chciałby zobaczyć miny tych gliniarzy, gdy tak się zorientują, że im aresztant nagle zniknął.

Początkowo nawet ich Koordynator niewiele wyjasniała no ale jak padło słowa o jakimś Lokim spodziewał się jakiegoś cwaniaka jak ten z filmowego "Thora". I chyba musiał być niebezpieczny lub jego użycie czy co skoro wyglądało na to, że niezbyt chętnie chcą skorzystać z jego pomocy. Na koniec jednak szefowa zaszczyciło go specspojrzeniem które nie wyglądało ani na przyjazne ani na sympatyczne. Znow widać podpadł. A jeszcze nic nie zrobił ani się nie odezwał! ~ No ja pierdolę no... ~ pokręcił zrezygnowany głową i ruszył na końcu grupy podążającą za Josh'em. Będąc na końcu jakoś miał nadzieję, ze choć trochę jego kajdanki i skucie nie będą się tak rzucać w oczy. Szedł jak jakiś kryminalista. No jakas grubsza sprawa widać i już przejebane na wstępie.


---



- Żartujesz, no nie? - spytał patrząc uważnie na Josh'a. No kurwa no! Na Księżyc mogli polecieć, właśnie przeszli przez zakrzywiajace czasoprzestrzeń urządzenie zdolne ściągnąć ich i wysłać w dowolne miejsce globu, mogli zamontować ludziom implanty z supertechnologiami, gościć się z kosmitami, w teren właśnie poszli kolesie mogący ludziom wypalić pamięć z mózgów a głupich kajadanek nie mogli zdjąć?!

- Rozumiem, że te prysznice z natryskami z różnych stron to mam brać w ubraniu? A potem mam tak chodzić w tym czystym i mokrym ubraniu? - prychnął sarkastycznie w końcu spoglądając gdzieś w bok. W końcu wzruszył ramionami i poszedł pod te superprysznice prawie-że-bezobsługowe. Tylko kurwa niech któryś z tych cwaniaczków spróbuje zdjąć ubranie ze skutymi z tyłu rękoma... To miało być zabawne? Pożyteczne? Pouczające? Wzmacniajace charakter? A może więź z Firmą? Chcieliby to by zrobili. Nawet on sam w garażu miał szczypce co by dały radę przeciąć co trzeba. A tu aż skapywało od hi techowych technologii i kurwa "musi pan sobie poradzić ze skutymi dłońmi" jakoś do niego nie przemawiało.

- To chuj wam w dupę skurwysyny, nie będę was błagał o łachę! - warknął do siebie gdy stanął przed ścianą z tym superanckim prysznicem. No ci idioci chyba serio zakładali, że ten prysznic sam go rozbierze chyba jeszcze albo nagle jego ubranie się zdematerializuje. Widać musiał sobie poradzić analogowo jak to się mówiło. Jak miał rozwiązać buty? Rozpiąć pasek i spodnie czy przełożyć koszulkę przez głowę jak miał skute z tyłu ręce?

Klęknął na ziemię obydwoma kolanami. Potem próbował znanego numeru z przełożeniem nadgarstków przez nogi. Było ciasno, stękając i sapiąc upadł w końcu na podłogę ale nie przerwał wysiłków. Nie miał pojęcia ile razy mu się nie udało. W końcu czująć ból w nadwyrężonych barkach i ramionach nagle coś zgrzytnęło, szarpnęło i był wolny. No a przynajmniej ręcę miał już z przodu. Aż się spocił i zadyszał od tego wysiłku. ~ Ciekawe czy Mitsy by dała radę... ~ zastanawiał się wstajac z powrotem na nogi. Ale gdy rozpinał wreszcie pasek doszedł do wniosku, że na pewno tak. Więc znów pewnie by jej tym nie zaimponił... Wreszcie udało mu się rozebrać całkiem i wejść pod prysznic. Ten faktycznie był całkiem przyjemny. Poczuł pieczenie przy kajdankach i zauważył, że przy szarpaniu się, metal przeciął mu skórę w nadgarstkach a co potem mu wyjdzie w siniakach no to pewnie swoją drogą.

Wykąpany, w nowym, czystym ubraniu czuł się lepiej. Ale największą frajdę sprawiało mu odniesione zwycięstwo nad podłym światem i przywrócenie ramion do nieco prawidłowszej pozycji. Choć to, ze jako jedyny w grupie szedł nadal skuty średnio mu odpowiadało. Gdy wyszedł na zewnątrz okazało się, że jest ostatni. Wcale go to nie zdziwiło. Pozostali mieli wolne kończyny i nie mieli przedprysznicowych walk z kajdankami. Choć jak szedł kolejnymi salami i korytarzami znów rosło w nim poczucie upokorzenia które przeradzało się w gniew. Szedł więc ponury i z zaciśniętymi szczękami czekając kiedy jakiś geniusz z Firmy przypomni sobie, że jednak kurwa mają coś na takie okazję.



Ergastulum; wizyta u Lokiego; dziś rano



~ Co to kurwa jest?! ~ zdumiał się taksiarz patrząc zaskoczony na jakiegoś chłopaka co to chyba do przedszkola powinien chodzić. A ten siedział w celi dla paranienormalnych o zaostrzonym rygorze i grzebał się w jakichś zeschłych trupach! To było pojebane!

I to miał być ten Loki? Taki grzdyl? Russel czuł się trochę zawiedziony choć poziom zabezpieczeń celi i jego wiedza z Firmy na tematy o jakich mówił Josh sprawiała, że rozumiał skalę niebezpieczeństwa jaką reprezentował ten niepozorny chłopak. Mimo wszystko oczekiwał kogoś okazalszego mimo, że Josh niby uprzedzał to jednak okazało się ponownie, że słyszeć o czymś od kogoś a zobaczyc na własne oczy to jedak nie to samo. No i teraz widział tego całego Lokiego. Taki tam przedszkolak... I to właśnie ten kontrast tego niewinnego przedszkolaka z jego mocą i tymi wszystkimi lalkami i mumiami. I jakoś niezbyt mu się dobrze kojarzyło jak Josh mówiąc, że mały chce coś świeższego to popatrzył na ich czwórkę...

Ale jednak chłopak no działał cuda. Na pierwszy ogień poszła ta laska z gipsem na ramieniu. Russel patrzył podejrzliwie jak mały bierze jakieś półprodukty, skręca z nich kukiełkę a chwilę potem gips laski pękł tak samo jak ramię kukiełki a sądząc po spojrzeniu kobiety też się tego nie spodziewała. Co jednak było dziwne sam gips nie tylko momentalnie jakby skruszał ale po prostu zniknął. Przecież jakby użył jakiegoś pola czy promienia niszczącego to i tak na podłodze wokół laski powinien być ten sam gips tylko pokruszony. Prawo zachowania masy czy przechodzenie w energię czy jak tam go w szkole próbowali nauczyć. No energii nie było widać bo nic nie świeciło i chyba by nie nagrzewało bo laska chyba by coś dała pokazać po sobie. Więc co? To czego był świadkiem zakrzywiało prawa natury. Przynajmniej tej ziemskiej. Chyba...

Ale szoku doznał gdy znalazł na półce całą serię kukiełek które były łudząco podobne do ludzi na jakich ostatnio się natykał. No skąd?! Ale o dziwo zaraz sam doznał takiego małego cudu. Kajdanki zniknęły. Tak samo jak przed chwila gips u tej laski. Też ich nijak nie było na podłodze ani żadnego śladu po nich. Teleporcił je gdzieś czy jak? No ale i po bliznach na ramionach prawie nie było śladu. Nie były poważne no ale i tak dziwne bo wyglądało jakby skaleczył się parę tygodni czy nawet miesięcy temu a nie wczoraj. Ciekawe, naprawdę ciekawe... Jednak w tej chwili nie miał czasu nad tym myśleć czy pytać ich przewodnika bo miał inne priorytety.

- Hej, Josh, co to było? Tam na półce tego małego... Te kukiełki... On to jakos robił prawda? Zakrzywał jakoś zdarzenia wokół mnie... To wszystko co mi się przydarzyło ostatnio... - spytał bo nie mógł wytrzymać gdy wyszli z celi i ruszyli gdzieś dalej korytarzem.
Josh uśmiechnął się niepewnie.

- Nie wiem, co się panu wydarzyło i trudno mi wydać osąd w tej kwestii. Kiedy chłopiec przebywał w Maladze, uczynił z Rady Miasta telenowelę… dosłownie. Radnym zaczęły przydarzać się rzeczy w kolejności dokładnie z „Ścieżek pożądania”, hiszpańskiego serialu dla gospodyń domowych. Przykro mi… To jednak nieprawdopodobne, by miało się przydarzyć akurat agentowi IBPI. To byłby wielki zbieg okoliczności – zawiesił głos. Zdawało się, że mimo wszystko nie wierzy w ingerencję chłopca w życie Russela.

- Telenowela? O to by było chyba dobre słowo na to co mi się przydarzało przez ostatnie dwie doby. - pokiwał głową Russel pocierając się za świeżo wyswobodzone nadgarstki. - Skoro dało się sprawdzić, jego wpływ na radę miasta jak przebywał w tym samym mieście i okolicy to da się sprawdzić jego wpływ na agenta IBPI w tym samym mieście? - spytał drążąc temat. Jakoś nagle zaczęło mu się to sprawnie układać do pozostałych cegiełek tej zwichrowanej budowli rzeczywistości która go otaczała przez ostatnie dwa dni. No bez przesady, miewał pecha i farciarzem jak Supermartin nigdy nie był no ale to co się działo ostatnio to przekraczało wszelkie granice! I do cholery wiedział co widział na półce tego gżdyla! Jedną kukiełkę czy dwie mógł być przypadek, że zrobił ale prawie wszystkie najważniejsze osoby dramatu z ostatnich dni?! I to miał być przypadek? No bez jaj! Mały uwziął się na niego i wziął go na celownik co jego może bawiło ale dla Russela było rujnujące i w życiu osobistym, uczuciowym, materialnym i w sumie jakimkolwiek innym.

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, w jaki sposób wyglądało śledztwo w Maladze. Problem zlokalizowany i rozwiązany został przez Jenkinsa i Westmana, którzy najwyraźniej skorzystali ze swoich Skorpionów, lub zdolności paranormalnych. Dla mnie to też duże osiągnięcie. Jestem przekonany, że sam nie potrafiłbym powtórzyć czegoś podobnego, dlatego cieszę się z pracy Badacza. Muszę analizować i procesować materiał, który mi dostarczą, nie muszę sam kombinować, w jaki sposób go uzyskać… no i są też inne powody, na przykład bezpieczeństwo… Ale przepraszam, to już nie na temat. W każdym razie dobrze, że chłopiec zostanie przeniesiony na Antarktydę, skoro, jak pan mówi, istnieje prawdopodobieństwo jego ingerencji w pana życie. - odpowiedział mu Josh wcale nie satysfakcjonując ani nie kojąc wątpliwości taksówkarza. Jak w wielu wielkich firmach zasłaniał się typowym "Ja tu tylko sprzątam!" ino nieco bardziej podpakowanym i finezyjnym ale zasada była ta sama.

- No to całe szczęście, że nie umyślił sobie uśmiercić mojej postaci dla podkręcenia dramatyczności sceny… Bo jak mówisz, lubi telenowele i siać chaos… Jak ulał by pasowało no nie? - odparł skwaszonym głosem teksówkarz. Ale widząc, że już zbliżają się do portalu nie kontynuował dalej tematu. Josh albo nie chciał, albo nie mógł pewnie nic więcej powiedzieć nie było więc sensu go nagabywać dalej w tej sprawie. Josh kiwnął tylko głową i zaczął przygotowywać portal do Skoku.



Centrala Firmy w Portland; gabinet Egzekutora ds. Finansów; kiedyś




Szyderczy i triumfujący uśmiech stopniowo schodził z twarzy swieżo upieczonego Detektywa i zaczynał przechodzić w coś na kształt niepewności i niepokoju w miarę kolejnych pstryknięć. Odgłos mechanicznych pstryknięć należał może do tych raczej cichych ale w niedużym pomieszczeniu o biurowym wystroju panowała cisza prawie całkowita więc dźwięk pstrykadła był całkiem dobrze słyszalny.

- A jednak długopis co? - spytała siedząca po drugiej stronie kobieta o azjatyckiej urodzie. Jej ton mimo, że cichy i uprzejmy jakoś dziwnie zwiastował kłopoty stojącemu po drugiej stronie mężczyźnie. Zwłaszcza jak zmieniła pozycję. Dotąd siedziała sztywna prawie jakby kołek połknęła z dłońmi opartymi o swoją krawędź biurka. Teraz zaś wręcz rozsiadła się na swoim fotelu, zakładając nogę na nogę. Wyraz twarzy obojga zmieniał się prawie odwrotnie proporcjonalnie i teraz to u niej zaczął gościć, dość złośliwy uśmiech co i tak ponoć było u niej rzadkością.

- N-n-oo... Faktycznie... Bo ten... No... Takie fikuśne teraz robią... Kto by się spodziewał, że to taki zwykły długopis no nie? - mężczyzna nerwowo przełknął ślinę i czuł, że zaczyna się naprawdę pocić. Ale się wjebał... Znowu... Spojrzał z mieszaniną zawodu i wyrzutu na ten mały podłużny przedmiocik który go zawiódł w krytycznej chwili. A miało być tak pięknie...

- No tak. Któż by mógł się spodziewać, że coś co wygląda jak długopis jest długopisem prawda? - spytała niby troskliwie Azjatka choć głos jej ociekał triumfującą złośliwością. Lekko nawet przekrzywiła głowę i uniosła jedną brew co jeszcze bardziej podkreśliło ironię jej wypowiedzi.

- Noo taak... Tak jak pani mówi... No taka niespodzianka... - zgodził się potulnie mężczyzna. Już w pełni dotarło do niego, że wpadł jak śliwka w wiadomo co i teraz gorączkowo główkował jak się strategicznie z tego wycofać, czy ewakuować a najlepiej to po prostu zwiać. Drzwi wciąż były przecież otwarte bo wpadł jak burza zaskakując gospodyni całkowicie. Ten element akurat wyszedł mu bezbłędnie dokładnie tak jak planował.

- Ooo... Pani? To już teraz jestem pani? A nie Cold Bitch? I co tam jeszcze było? - przerwała mu nagle i przez zimną pseudouprzejmość na jej młodej twarzy przebiły się prawdziwe uczucia gdy ze złością rzuciła swój długopis na blat biurka a usta zacisnęły się w wąską linię.

- Yy... Ee... N-no... Cold Bitch? N-naprawdę? - spytał ponownie przełykając nerwowo ślinę. Wiedział, że tak powiedział a właściwie wykrzyczał jej prosto w twarz. To i jeszcze trochę. Po to przecież tu wparował.

- Tak. Zresztą chyba możemy tego posłuchać jeszcze raz razem. - rzekła z zimnym uśmiechem odbijając się plecami od oparcia fotela i gmerając gdzieś po drugiej stronie biurka ale przy czym tego jej gość w marynarce już nie widział. - O chyba gdzieś tutaj... - mruknęła z wyraźną satysfakcją i cos wcisnęła. W gabinecie popłynął z jakiegoś głośnika odtworzona rozmowa a właściwie wywrzeszczany monolog .

- ...eś cholerną Cold Bitch! Siedzisz sobie tutaj wygodnie a my skaczemy po całym świecie i narażamy się na niebezpieczeństwo a na akcjach jacyś sekciarze mogą nam wyżreć mózgi a ty nam paru groszy żałujesz jak to może komuś z nas uratować życie! To agenci terenowi stanowią IBPI a nie jakieś cholerne gryzipiórki za biurkami ty cholerna... - głos nagle się urwał w połowie zdania a w pomieszczeniu zaległa chwila prawie absolutnej ciszy. Nawet te wcześniejsze pstrykanie umilkło bo ten "jednak długopis" zamarł w dłoniach mężczyzny tak samo jak on sam.

- Tak, chyba było coś o Cold Bitch. I jeszcze trochę podobnych określeń a może powinnam powiedzieć epitetów bo to by chyba było trafniejsze. - znów usiadła na krawędzi fotela a dłonie złożyła w idealną piramidkę. Teraz jakoś bezsensownie zauwazył, że miała paznokcie pomalowane na jasnobłękitny kolor.

- T-too... To się nagrywało? Ojej... - przebiegł wzrokiem po jej biurku choć nie zauważył żadnych mikrofonów czy czegoś takiego. Właściwie nie spodziewał się, że je nagle dostrzeże ale jakoś nie mógł się powstrzymać od tego odruchu. Cholera wywrzeszczał jej tak ale powtórzył głównie to co między sobą i czasem nim mówili o niej Kurt i Leo. I jak mówili o Cold Bitch to właściwie było synonimem tej kobiety w okularach która właśnie odtworzyła mu rozmowę. Nie słyszął by ktoś mówił o niej inaczej niż po tytule czy imieniu. Żadna Sena Motu, zawsze było Cold Bitch. Tylko jak Cold Bitch tego nie słyszała.

- Tak, nagrywało. Wydział Wewnętrzny zawsze monitoruje pomieszczenia Egzekutora ds. Finansów. Na wszelki wypadek. - poinformowała go grzecznie Azjatka z fałszywie uprzejmym uśmiechem na twarzy delikatnie pukając piramidką z dłoni w blat biurka.

- Wy... Wydział Wewnętrzny? Oooo... - mężczyzna poczuł, że robi mu się słabo. Powoli dla samokontroli wziął głęboki wdech i równie powoli wydech. Wydział Wewnętrzny!? No kurwaaa! Za taki dowcip?! Taki żarcik w sumie?! Wydział Wewnętrzny?! No kurwa! Ale jak!? Przecież był taki prosty plan! Nie miało się nic spieprzyć! A spieprzyło się chyba wszytko co tylko mogło...

- Tak Wydział Wewnętrzny. A więc... Detektyw Hayes. Russel Hayes... Tak? - pokiwała głową trochę mrużąc brwi gdy sczytywała jego plakietkę. To jednak uruchomiło sygnał alarmowy w głowie Russel'a. Wyratować już się nie mógł ale może jeszcze jakoś choć zmniejszyć jakoś ten syf czy co...

- A-ale b-boo... To taki test! - do spanikowanej głowy wpadł mu tylko jeden pomysł więc chwycił się go jak tonący brzytwy. Przecież bez przerwy brał udział w jakichś testach i szkoleniach! - Właśnie! Test! Boo... Eee... Test był na odporność na stres! I chodziło o trenowanie zdolności do jego przezwyciężenia! No bo przecież do takiej... - czuł już, że jakoś poszło bo zimnokrwista suka zamarła w oczekiwaniu na wyjaśnienia z uniesionymi brwiami gdy znów się wkopał. Chciał cos powiedzieć w stylu, że jest miła czy kochana i by przecież tak naprawdę tak nigdy jej nie powiedział. Może coś o kolczykach, że ładne? Kurt tak laskom nawijał i jakoś działało u niego. No ale taki kalbier ściemy nie mógł przejść przez gardło więc zamarł również wykonując dłonią nie do końca skoordynowane ruchy w kierunku gospodyni.

- N-oo ja-kiej? - prawie wysyczała dobitnie cedząc słowa co z przymrużonymi powiekami nadało jej wygląd jakiejś przyczajonej żmiji czy innej kobry. Tuż przed dziabnięciem.

- Profesjonalnej! - wpadł na to w ostatniech chwili u z emocji napędzanych straczeńczą nadzieją prawie znów krzyknął odpowiedź. - No właśnie, pani jest taka profesjonalna i opanowana, że świetnie nadawała się pani do takiego testu! - profesjonalna i opanowana. W sumie niechcący wyszedł mu świetny synonim Cold Bitch.

- Profesjonalna i opanowana? Rozumiem. I oczywiscie detektywie Hayes na pewno chciałbyś abym wobec ciebie również zastosowała ten profesjonalizm prawda? - rzekła zdejmując okulary i sięgajac gdzieś pod biurko. Zaś Russel czuł, że szykuje się coś bardzo złego ale nijak nie miał już pomysłu jak z tego wybrnąć.

- N-noo... Tak... Profesjonalizm to podstawa... - rzekł niepewnie oblizując nerwowo wargi. Powtórzył slogan ale patrzył na tą podstepną żmiję jak zahipnotyzowany. Jej dłoń wróciła spod biurka ze ściereczką do czyszczenia okularów i zaczęła je nią przecierać. Niby nic niezwykłego a miało to w sobie jakąś niewypowiedzianą grozę.

- Cieszą mnie twoje słowa Detektywie Hayes. Możesz być pewien, że twoje sprawozdania będę rozpatrywała ze szczególną troską. W pełni profesjonalnie. A teraz wybacz mam jeszcze sporo pracy na dzisiaj. - rzekła spokojnie Cold Bitch zakładając z powrotem okulary na nos. W duchu Hayes tylko jęknął i wychodził z jej biura zdruzgotany. W praktyce mógł się pożegnać z dodatkową kasą na różne akcje.

A miało być tak pięknie! Chciał się popisać i zaimponować starszym kolegom z wydziału, zwłaszcza pilotującym go Kurt'owi i Leo. Chciał pokazać, że też umie być cwany i przebiegły i umie mysleć nieszablonowo co jak mu zawsze powtarzali jest bardzo ważne w ich pracy. Plan zdawał się być taki prosty i niezawodny: wpada do Cold Bitch, wywala jej kawę na ławę co o niej myśli a właściwie co sadzi o niej cały wydział terenowy bo przecież on był za króko by tyle wiedzieć. No i zostawia otwarte drzwi by mieć świadków jak ją cwanie załatwił i jaki był szprytny. No a potem pstryka tym cholernym wypalaczem pamięci i laska nic nie czai z rozmowy! Ale jak się na taki numer wzięło zwykły długopis...

Ale przecież Kurt tak nawijał o tych cleaner'ach i tak oglądał i machał tym ustrojstwem a za cholerę nie wyglądał na standardowy model długopisu do pisania. Nawet jak pisał to dla niepoznaki pewnie. No to potem jak zauwazył, że zostawił "to" na biurku, plan sam mu się ułożył w głowie błyskawicznie. Potem się okazało, że nie wredna azjatycka sucz nie rzucała słów na wiatr. Po akcji w porcie musiał poprawiać raport pięć razy a Kurtowi i Leo przyklepała od razu. A tak chciał skorzystać z okazjy, że bujnęła się z tej swojej kanciapy na Antarktydzie bo przecież na co dzień nie wizytowała w jakimś tam Oddziale a jak już niekoniecznie ich. Więc taka okazja. Nosz kurwa ale go podkusiło no...



Portland; MacDonald; wczoraj popołudnie




- Cześć Russel. Mam dla ciebie świetnego newsa. Spotkałam w kiblu Cold Bitch i pytała o ciebie. - poinformowała go radośnie na powitanie Orem.

- Spotykacie się w kiblu? Damskim? - news jakoś nie przypadł do gustu Russel'owi więc chciał jakoś odwrócić temat rozmowy.

- Hej, uważaj sobie! - huknęła na niego ostro starsza stopniem Detektyw.

- Właśnie Russel. Mnie też pytała. Lubi cię widać. Wpadłeś jej w oko najwyraźniej. Ale z tym kiblem dobre... - dodał swoje i parsknął na koniec rozbawiony Kurt.

- Ciebie też? A co się pytała? - widząc, że temat nie zejdzie tak sam z siebie postanowił się jednak czegoś dowiedzieć.

- Pytała się gdzie jest ten młody, obiecujący Detektyw IBPI który niestety ma problemy z pisaniem raportów i najwyraźniej potrzebuje jej pouczenia. Osobistego. U niej w biurze. - Orema z satysfakcją zdradziła mu szczegóły swojej rozmowy z Azjatką.

- Nie, nie, nie! To wcale nie jest konieczne. Co się będzie fatygować jakimś tam podrzędnym Detektywem na pewno jest bardzo zajęta. Może mi na maila wszystko wysłać. - zaprotestował gwałtownie Hayes nie mając ochoty więcej się spotykać z tą cholerną żmiją ani włazić do jej przeklętego gniazda.

- Oj tam nie potrzebne... Przejdź się to znów cały Wydział będzie miał ubaw. - rzekł beztrosko Davies pisząc coś na swoim smartfonie.

- Jak to cały Wydział? - zaniepokoił się facet na co dzień rozwożącym ludzi taksówką po mieście.

- No cały Wydział. No trzeba ci przyznać, że nie pamiętam by ktoś tak jej pojechał jak ty wtedy. I to tak, na samym początku kariery w Firmie... No, no... Ostro zaczynasz... - odparł Starszy Detektyw kręcąc głową i odwracając nawet na chwilę wzrok na młodszego kolegę. Russel zaś widział jego ironiczny uśmieszek na twarzy po czym znów Kurt zatopił się w pisaniu jakiegoś sms'a.

- Ostro? Ale... Ale niee... To nie miało być tak... - jęknął Russel kręcąc głową i spuścił ją zaglądając bez specjalnego zaciekawienia we wnętrze kubka z kawą.

- Nie, no nie smęć. Właściwie to teraz w Wydziale jesteś sławny. Cały Wydział cię lubi. - wrzuciła swoje trzy grosze Leanna zwana na co dzień Leo.

- Naprawdę? - Hayes aż podniósł głowę znad kubka i spojrzał na nia bystro. Czyżby jednak ta cała afera z Cold Bitch jednak miała jakiś pozytywny aspekt?

- O tak. - potwierdził leniwie Kurt wciąż klikając kolejne literki na klawiaturze smartfona. - Póki ma cię pod lupą reszta ma z grubsza luz. Świetna praca zespołowa Detektywie Russel. Wydział w pełni docenia twoją odwagę i poświecenie. - rzekł swobodnie zapatrzony w wyświetlacz małego ekraniku.

- Wielkie dzięki... - mruknął zniechęcony świeżo upieczony Detektyw znów zaglądając do kubka który leniwie zaczął obracać w dłoniach by czymś je zająć.

- Ale wiesz Russel, że też ze wszystkich na Wydziale musiałeś zadrzeć akurat z laską która rozdaje kasę? Nie mogłeś się spróbować z jakimś Detektywem? Najwyżej by ci w morde dał. - rzekła starsza stażem koleżanka młodego Detektywa.

- Noo coo... Wydawało mi się, że przydałoby się by ktoś jej wreszcie powiedział co o niej myśli jak taka wredna suka z niej... - westchnął ciężko taksówkarz i Detektyw w jednym. - Myślicie, że ona no... Zapomni albo coś? - spojrzał na nich ale oboje prawie jak na komendę prychnęli rozbawieni potwierdzając tylko jego szacunki w tej kwestii. - Aha... A ten... A moglibyście jej coś powiedzieć? No wiecie, że mnie sami podszkolicie czy coś w ten deseń? No, żeby dała mi spokój... - spytał patrząc na nich z nadzieją. Byli w końcu w Firmie dłużej od niego i znali ją lepiej i stopnie mieli wyższe więc i ich słowo znaczyło więcej niż jego. Mogli od ręki załatwić coś za czym on by się musiał nalatać i jeszcze nie było powiedziane, ze wylata co trzeba. Jak z poziomami dostępu.

- A po co? Odkąd wzięła cię na celownik to się nawet znośna dla nas zrobiła. Czemu mielibyśmy wracać do poprzedniego stanu? Z Cold Bitch w ogóle nie dało się wtedy wytrzymać. - wzruszyła obojętnie ramionami Leo upijając parę łyków ze swojego kubka z kawą i przegryzając frytkiem.

- Poza tym o co ci chodzi? Nie jesteś fanem małych Azjatek które zapraszają cię na osobiste konsultacje do swojego biura? - Kurt przerwał pisanie na swoim telefonie i spojrzał ironicznie na młodszego kolegę.

- Ona wcale nie jest taka mała. Jest równa ze mną. - doprecyzował swoje spostrzeżenie Russel. - Poza tym myślę, że po naszej ostatniej... eee... rozmowie... To ona mnie nie lubi... - spróbował postawić sprawę jasno ale przerwał mu znowu ich śmiech.

- O, wręcz przeciwnie Russel. Ona cię po prostu uwielbia. Można by rzec, że jesteś jej ulubionym Detektywem. Nie słyszałem, by kiedykolwiek wypytywała się o jakiegoś terenowca tak sama z siebie. - rzekł rozbawiony kłopotem kolegi Davies. I na tym się wtedy skończyło. Para Starszych Detektywów miała z jego kłopotu temat do docinków i żartów z jego kłopotliwej sytuacji. Zaś jemu od tamtej wpadki z Cold Bitch, ten cały Oddział niezbyt przyjemnie się kojarzył i wolał się tam nie pokazywać. A już na pewno nie uśmiechało mu się natrafić na równą mu wzrostem Azjatkę w modnych okularach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-08-2015 o 21:26.
Pipboy79 jest offline