Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2015, 21:09   #21
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[/center]Russel Hayes - małomówny przeciętniak[/center]




Komisariat; Skok; dziś rano



~ A jak jest w szpitalu? Albo rzuciła wszystko w cholerę i się wyniosła bo miała dość... Albo składa zeznania na komisariacie ~ dumał Russel wracając do celi. Ale najbardziej obawiał się pierwszej opcji. Jak mimo wszystko ją te wariatki pobiły? Niby jej znajome ale nie wiadomo co ta latynoska jędza im namieszała w głowach. Co prawda fitnesowej laski wcale tak łatwo pobić nie było no ale jednak różnie mogło być. A teraz siedział w celi. Pewnie do rana. Nosz chyba rano go wypuszczą? Przecież tylko dał jednemu patafianowi w pysk a nie zabił kogoś czy z bronią po mieście nie latał. Ale jak wyjdzie to co dalej? Dalej był w punkcie wyjścia. Nie miał ani dokumentów, ani telefonu, ani pieniędzy. Jak mu się od kogoś nie uda zadzwonić to chyba zostawało łapać stopa do Portland bo z buta wcale nie tak blisko nie było. Gdy pomyślał co czeka go w Portland a dokładniej na trawniku, ścianach, drzwiach, oknach no i najwyraźniej pustym domu zmarkotniał do reszty. No nic tylko się pochlastać. Chociaż właściwie to to od tej głupiej puszki co mu zostało mogło chyba by ujść za takie pochlastanie. Zjebane tak samo jak cała reszta tego dnia. Pogrążony w tych niewesołych myślach poddał się w końcu zmęczeniu i zasnął na aresztanckiej pryczy.


---



Obudziło go stukanie policyjnej pały o kraty. Dotąd zawsze widział to na filmach nigdy nie sądził, że usłyszy na własne uszy. A na pewno nie z wnętrza celi. Wstał w prawie tak samo markotny jakim był gdy zasypiał. Ale ożywiała go nadzieja, że wyjdzie stąd wreszcie. Była szansa, że jakoś się wszystko ułoży. Może dogadali sie z gliniarzami z Portland? Chyba powinni mieć zgłoszenie zajścia w jego domu skoro przyjechali. Jemu mogli nie wierzyć ale chyba swoim mundurowym funflom z miasta obok wierzą? Zwłaszcza, że potwierdziliby jego słowa. No tak z grubsza chociaż. No i może któryś by się zlitował i dał mu zadzwonić? Brak informacji o tym co się stało z Mitsy zaczynał mu ciążyć jak wyrzut sumienia. ~ Kurwa, trzeba było zostać w domu i niech gliny by przyjechały, spałowały je i strugać twardziela obemując Mitsy a nie się zachciało hirołsowania na gołą klatę z wariatkami. Poza tym sąsiedzi i tak wezwali gliny. ~ nic nie zyskał a tylko stracił. No i z domu by go raczej nie porwały. Bo niby jak? A tak? Siniaki po paintballu, blade znamię od oparzenia tazerem, pocięcie nadgarstków od tej puszki, wywiezienie na koniec świata, aresztowanie z wpisaniem w akta pod bzdurnymi zarzutami... Po chuj mu to było? I jeszcze najbardziej go męczyło, że nie wiedział co z Mitsy.


Szedł zamyślony za prowadzącym go gliniarzem, wychodzili z cel do biur gdy momentalnie świat zmienił się i był w kompletnie innym pomieszczeniu. Większe niż chyba cały komisariat na tym zadupiu zresztą rozpoznawał je. Centrala Firmy. Był tu tylko parę razy ale od razu rozpoznał to miejsce. Za to nie poznawał tych ludzi co się tu znaleźli razem z nim. Ta co mówiła wyglądała na gospodarza. Pozostała trójka zaś na takich samych "farciarzy" jak i on. Jakiś facet co wyglądał jak po wypadku czy pobiciu, laska z ręką w gipsie i kroplówką no i druga która wyglądała na wyrwaną z zakupów czy co.



Oddział Firmy w Portland; Regeneracja; dziś rano



Jednak nie trwali zbyt długo w niepewności i faktycznie szybko się wyjaśniło, że gospodyni jest ich Koordynatorem choć osobiście Russel był pewny, że jej nigdy wcześniej nie spotkał. No ale to w Firmie jeszcze nic nie znaczyło. Jednak jak kazała wysłać Mnemosyne, których prywatnie nazywał cleaner'ami to nawet się trochę zawiódł. Chciałby zobaczyć miny tych gliniarzy, gdy tak się zorientują, że im aresztant nagle zniknął.

Początkowo nawet ich Koordynator niewiele wyjasniała no ale jak padło słowa o jakimś Lokim spodziewał się jakiegoś cwaniaka jak ten z filmowego "Thora". I chyba musiał być niebezpieczny lub jego użycie czy co skoro wyglądało na to, że niezbyt chętnie chcą skorzystać z jego pomocy. Na koniec jednak szefowa zaszczyciło go specspojrzeniem które nie wyglądało ani na przyjazne ani na sympatyczne. Znow widać podpadł. A jeszcze nic nie zrobił ani się nie odezwał! ~ No ja pierdolę no... ~ pokręcił zrezygnowany głową i ruszył na końcu grupy podążającą za Josh'em. Będąc na końcu jakoś miał nadzieję, ze choć trochę jego kajdanki i skucie nie będą się tak rzucać w oczy. Szedł jak jakiś kryminalista. No jakas grubsza sprawa widać i już przejebane na wstępie.


---



- Żartujesz, no nie? - spytał patrząc uważnie na Josh'a. No kurwa no! Na Księżyc mogli polecieć, właśnie przeszli przez zakrzywiajace czasoprzestrzeń urządzenie zdolne ściągnąć ich i wysłać w dowolne miejsce globu, mogli zamontować ludziom implanty z supertechnologiami, gościć się z kosmitami, w teren właśnie poszli kolesie mogący ludziom wypalić pamięć z mózgów a głupich kajadanek nie mogli zdjąć?!

- Rozumiem, że te prysznice z natryskami z różnych stron to mam brać w ubraniu? A potem mam tak chodzić w tym czystym i mokrym ubraniu? - prychnął sarkastycznie w końcu spoglądając gdzieś w bok. W końcu wzruszył ramionami i poszedł pod te superprysznice prawie-że-bezobsługowe. Tylko kurwa niech któryś z tych cwaniaczków spróbuje zdjąć ubranie ze skutymi z tyłu rękoma... To miało być zabawne? Pożyteczne? Pouczające? Wzmacniajace charakter? A może więź z Firmą? Chcieliby to by zrobili. Nawet on sam w garażu miał szczypce co by dały radę przeciąć co trzeba. A tu aż skapywało od hi techowych technologii i kurwa "musi pan sobie poradzić ze skutymi dłońmi" jakoś do niego nie przemawiało.

- To chuj wam w dupę skurwysyny, nie będę was błagał o łachę! - warknął do siebie gdy stanął przed ścianą z tym superanckim prysznicem. No ci idioci chyba serio zakładali, że ten prysznic sam go rozbierze chyba jeszcze albo nagle jego ubranie się zdematerializuje. Widać musiał sobie poradzić analogowo jak to się mówiło. Jak miał rozwiązać buty? Rozpiąć pasek i spodnie czy przełożyć koszulkę przez głowę jak miał skute z tyłu ręce?

Klęknął na ziemię obydwoma kolanami. Potem próbował znanego numeru z przełożeniem nadgarstków przez nogi. Było ciasno, stękając i sapiąc upadł w końcu na podłogę ale nie przerwał wysiłków. Nie miał pojęcia ile razy mu się nie udało. W końcu czująć ból w nadwyrężonych barkach i ramionach nagle coś zgrzytnęło, szarpnęło i był wolny. No a przynajmniej ręcę miał już z przodu. Aż się spocił i zadyszał od tego wysiłku. ~ Ciekawe czy Mitsy by dała radę... ~ zastanawiał się wstajac z powrotem na nogi. Ale gdy rozpinał wreszcie pasek doszedł do wniosku, że na pewno tak. Więc znów pewnie by jej tym nie zaimponił... Wreszcie udało mu się rozebrać całkiem i wejść pod prysznic. Ten faktycznie był całkiem przyjemny. Poczuł pieczenie przy kajdankach i zauważył, że przy szarpaniu się, metal przeciął mu skórę w nadgarstkach a co potem mu wyjdzie w siniakach no to pewnie swoją drogą.

Wykąpany, w nowym, czystym ubraniu czuł się lepiej. Ale największą frajdę sprawiało mu odniesione zwycięstwo nad podłym światem i przywrócenie ramion do nieco prawidłowszej pozycji. Choć to, ze jako jedyny w grupie szedł nadal skuty średnio mu odpowiadało. Gdy wyszedł na zewnątrz okazało się, że jest ostatni. Wcale go to nie zdziwiło. Pozostali mieli wolne kończyny i nie mieli przedprysznicowych walk z kajdankami. Choć jak szedł kolejnymi salami i korytarzami znów rosło w nim poczucie upokorzenia które przeradzało się w gniew. Szedł więc ponury i z zaciśniętymi szczękami czekając kiedy jakiś geniusz z Firmy przypomni sobie, że jednak kurwa mają coś na takie okazję.



Ergastulum; wizyta u Lokiego; dziś rano



~ Co to kurwa jest?! ~ zdumiał się taksiarz patrząc zaskoczony na jakiegoś chłopaka co to chyba do przedszkola powinien chodzić. A ten siedział w celi dla paranienormalnych o zaostrzonym rygorze i grzebał się w jakichś zeschłych trupach! To było pojebane!

I to miał być ten Loki? Taki grzdyl? Russel czuł się trochę zawiedziony choć poziom zabezpieczeń celi i jego wiedza z Firmy na tematy o jakich mówił Josh sprawiała, że rozumiał skalę niebezpieczeństwa jaką reprezentował ten niepozorny chłopak. Mimo wszystko oczekiwał kogoś okazalszego mimo, że Josh niby uprzedzał to jednak okazało się ponownie, że słyszeć o czymś od kogoś a zobaczyc na własne oczy to jedak nie to samo. No i teraz widział tego całego Lokiego. Taki tam przedszkolak... I to właśnie ten kontrast tego niewinnego przedszkolaka z jego mocą i tymi wszystkimi lalkami i mumiami. I jakoś niezbyt mu się dobrze kojarzyło jak Josh mówiąc, że mały chce coś świeższego to popatrzył na ich czwórkę...

Ale jednak chłopak no działał cuda. Na pierwszy ogień poszła ta laska z gipsem na ramieniu. Russel patrzył podejrzliwie jak mały bierze jakieś półprodukty, skręca z nich kukiełkę a chwilę potem gips laski pękł tak samo jak ramię kukiełki a sądząc po spojrzeniu kobiety też się tego nie spodziewała. Co jednak było dziwne sam gips nie tylko momentalnie jakby skruszał ale po prostu zniknął. Przecież jakby użył jakiegoś pola czy promienia niszczącego to i tak na podłodze wokół laski powinien być ten sam gips tylko pokruszony. Prawo zachowania masy czy przechodzenie w energię czy jak tam go w szkole próbowali nauczyć. No energii nie było widać bo nic nie świeciło i chyba by nie nagrzewało bo laska chyba by coś dała pokazać po sobie. Więc co? To czego był świadkiem zakrzywiało prawa natury. Przynajmniej tej ziemskiej. Chyba...

Ale szoku doznał gdy znalazł na półce całą serię kukiełek które były łudząco podobne do ludzi na jakich ostatnio się natykał. No skąd?! Ale o dziwo zaraz sam doznał takiego małego cudu. Kajdanki zniknęły. Tak samo jak przed chwila gips u tej laski. Też ich nijak nie było na podłodze ani żadnego śladu po nich. Teleporcił je gdzieś czy jak? No ale i po bliznach na ramionach prawie nie było śladu. Nie były poważne no ale i tak dziwne bo wyglądało jakby skaleczył się parę tygodni czy nawet miesięcy temu a nie wczoraj. Ciekawe, naprawdę ciekawe... Jednak w tej chwili nie miał czasu nad tym myśleć czy pytać ich przewodnika bo miał inne priorytety.

- Hej, Josh, co to było? Tam na półce tego małego... Te kukiełki... On to jakos robił prawda? Zakrzywał jakoś zdarzenia wokół mnie... To wszystko co mi się przydarzyło ostatnio... - spytał bo nie mógł wytrzymać gdy wyszli z celi i ruszyli gdzieś dalej korytarzem.
Josh uśmiechnął się niepewnie.

- Nie wiem, co się panu wydarzyło i trudno mi wydać osąd w tej kwestii. Kiedy chłopiec przebywał w Maladze, uczynił z Rady Miasta telenowelę… dosłownie. Radnym zaczęły przydarzać się rzeczy w kolejności dokładnie z „Ścieżek pożądania”, hiszpańskiego serialu dla gospodyń domowych. Przykro mi… To jednak nieprawdopodobne, by miało się przydarzyć akurat agentowi IBPI. To byłby wielki zbieg okoliczności – zawiesił głos. Zdawało się, że mimo wszystko nie wierzy w ingerencję chłopca w życie Russela.

- Telenowela? O to by było chyba dobre słowo na to co mi się przydarzało przez ostatnie dwie doby. - pokiwał głową Russel pocierając się za świeżo wyswobodzone nadgarstki. - Skoro dało się sprawdzić, jego wpływ na radę miasta jak przebywał w tym samym mieście i okolicy to da się sprawdzić jego wpływ na agenta IBPI w tym samym mieście? - spytał drążąc temat. Jakoś nagle zaczęło mu się to sprawnie układać do pozostałych cegiełek tej zwichrowanej budowli rzeczywistości która go otaczała przez ostatnie dwa dni. No bez przesady, miewał pecha i farciarzem jak Supermartin nigdy nie był no ale to co się działo ostatnio to przekraczało wszelkie granice! I do cholery wiedział co widział na półce tego gżdyla! Jedną kukiełkę czy dwie mógł być przypadek, że zrobił ale prawie wszystkie najważniejsze osoby dramatu z ostatnich dni?! I to miał być przypadek? No bez jaj! Mały uwziął się na niego i wziął go na celownik co jego może bawiło ale dla Russela było rujnujące i w życiu osobistym, uczuciowym, materialnym i w sumie jakimkolwiek innym.

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, w jaki sposób wyglądało śledztwo w Maladze. Problem zlokalizowany i rozwiązany został przez Jenkinsa i Westmana, którzy najwyraźniej skorzystali ze swoich Skorpionów, lub zdolności paranormalnych. Dla mnie to też duże osiągnięcie. Jestem przekonany, że sam nie potrafiłbym powtórzyć czegoś podobnego, dlatego cieszę się z pracy Badacza. Muszę analizować i procesować materiał, który mi dostarczą, nie muszę sam kombinować, w jaki sposób go uzyskać… no i są też inne powody, na przykład bezpieczeństwo… Ale przepraszam, to już nie na temat. W każdym razie dobrze, że chłopiec zostanie przeniesiony na Antarktydę, skoro, jak pan mówi, istnieje prawdopodobieństwo jego ingerencji w pana życie. - odpowiedział mu Josh wcale nie satysfakcjonując ani nie kojąc wątpliwości taksówkarza. Jak w wielu wielkich firmach zasłaniał się typowym "Ja tu tylko sprzątam!" ino nieco bardziej podpakowanym i finezyjnym ale zasada była ta sama.

- No to całe szczęście, że nie umyślił sobie uśmiercić mojej postaci dla podkręcenia dramatyczności sceny… Bo jak mówisz, lubi telenowele i siać chaos… Jak ulał by pasowało no nie? - odparł skwaszonym głosem teksówkarz. Ale widząc, że już zbliżają się do portalu nie kontynuował dalej tematu. Josh albo nie chciał, albo nie mógł pewnie nic więcej powiedzieć nie było więc sensu go nagabywać dalej w tej sprawie. Josh kiwnął tylko głową i zaczął przygotowywać portal do Skoku.



Centrala Firmy w Portland; gabinet Egzekutora ds. Finansów; kiedyś




Szyderczy i triumfujący uśmiech stopniowo schodził z twarzy swieżo upieczonego Detektywa i zaczynał przechodzić w coś na kształt niepewności i niepokoju w miarę kolejnych pstryknięć. Odgłos mechanicznych pstryknięć należał może do tych raczej cichych ale w niedużym pomieszczeniu o biurowym wystroju panowała cisza prawie całkowita więc dźwięk pstrykadła był całkiem dobrze słyszalny.

- A jednak długopis co? - spytała siedząca po drugiej stronie kobieta o azjatyckiej urodzie. Jej ton mimo, że cichy i uprzejmy jakoś dziwnie zwiastował kłopoty stojącemu po drugiej stronie mężczyźnie. Zwłaszcza jak zmieniła pozycję. Dotąd siedziała sztywna prawie jakby kołek połknęła z dłońmi opartymi o swoją krawędź biurka. Teraz zaś wręcz rozsiadła się na swoim fotelu, zakładając nogę na nogę. Wyraz twarzy obojga zmieniał się prawie odwrotnie proporcjonalnie i teraz to u niej zaczął gościć, dość złośliwy uśmiech co i tak ponoć było u niej rzadkością.

- N-n-oo... Faktycznie... Bo ten... No... Takie fikuśne teraz robią... Kto by się spodziewał, że to taki zwykły długopis no nie? - mężczyzna nerwowo przełknął ślinę i czuł, że zaczyna się naprawdę pocić. Ale się wjebał... Znowu... Spojrzał z mieszaniną zawodu i wyrzutu na ten mały podłużny przedmiocik który go zawiódł w krytycznej chwili. A miało być tak pięknie...

- No tak. Któż by mógł się spodziewać, że coś co wygląda jak długopis jest długopisem prawda? - spytała niby troskliwie Azjatka choć głos jej ociekał triumfującą złośliwością. Lekko nawet przekrzywiła głowę i uniosła jedną brew co jeszcze bardziej podkreśliło ironię jej wypowiedzi.

- Noo taak... Tak jak pani mówi... No taka niespodzianka... - zgodził się potulnie mężczyzna. Już w pełni dotarło do niego, że wpadł jak śliwka w wiadomo co i teraz gorączkowo główkował jak się strategicznie z tego wycofać, czy ewakuować a najlepiej to po prostu zwiać. Drzwi wciąż były przecież otwarte bo wpadł jak burza zaskakując gospodyni całkowicie. Ten element akurat wyszedł mu bezbłędnie dokładnie tak jak planował.

- Ooo... Pani? To już teraz jestem pani? A nie Cold Bitch? I co tam jeszcze było? - przerwała mu nagle i przez zimną pseudouprzejmość na jej młodej twarzy przebiły się prawdziwe uczucia gdy ze złością rzuciła swój długopis na blat biurka a usta zacisnęły się w wąską linię.

- Yy... Ee... N-no... Cold Bitch? N-naprawdę? - spytał ponownie przełykając nerwowo ślinę. Wiedział, że tak powiedział a właściwie wykrzyczał jej prosto w twarz. To i jeszcze trochę. Po to przecież tu wparował.

- Tak. Zresztą chyba możemy tego posłuchać jeszcze raz razem. - rzekła z zimnym uśmiechem odbijając się plecami od oparcia fotela i gmerając gdzieś po drugiej stronie biurka ale przy czym tego jej gość w marynarce już nie widział. - O chyba gdzieś tutaj... - mruknęła z wyraźną satysfakcją i cos wcisnęła. W gabinecie popłynął z jakiegoś głośnika odtworzona rozmowa a właściwie wywrzeszczany monolog .

- ...eś cholerną Cold Bitch! Siedzisz sobie tutaj wygodnie a my skaczemy po całym świecie i narażamy się na niebezpieczeństwo a na akcjach jacyś sekciarze mogą nam wyżreć mózgi a ty nam paru groszy żałujesz jak to może komuś z nas uratować życie! To agenci terenowi stanowią IBPI a nie jakieś cholerne gryzipiórki za biurkami ty cholerna... - głos nagle się urwał w połowie zdania a w pomieszczeniu zaległa chwila prawie absolutnej ciszy. Nawet te wcześniejsze pstrykanie umilkło bo ten "jednak długopis" zamarł w dłoniach mężczyzny tak samo jak on sam.

- Tak, chyba było coś o Cold Bitch. I jeszcze trochę podobnych określeń a może powinnam powiedzieć epitetów bo to by chyba było trafniejsze. - znów usiadła na krawędzi fotela a dłonie złożyła w idealną piramidkę. Teraz jakoś bezsensownie zauwazył, że miała paznokcie pomalowane na jasnobłękitny kolor.

- T-too... To się nagrywało? Ojej... - przebiegł wzrokiem po jej biurku choć nie zauważył żadnych mikrofonów czy czegoś takiego. Właściwie nie spodziewał się, że je nagle dostrzeże ale jakoś nie mógł się powstrzymać od tego odruchu. Cholera wywrzeszczał jej tak ale powtórzył głównie to co między sobą i czasem nim mówili o niej Kurt i Leo. I jak mówili o Cold Bitch to właściwie było synonimem tej kobiety w okularach która właśnie odtworzyła mu rozmowę. Nie słyszął by ktoś mówił o niej inaczej niż po tytule czy imieniu. Żadna Sena Motu, zawsze było Cold Bitch. Tylko jak Cold Bitch tego nie słyszała.

- Tak, nagrywało. Wydział Wewnętrzny zawsze monitoruje pomieszczenia Egzekutora ds. Finansów. Na wszelki wypadek. - poinformowała go grzecznie Azjatka z fałszywie uprzejmym uśmiechem na twarzy delikatnie pukając piramidką z dłoni w blat biurka.

- Wy... Wydział Wewnętrzny? Oooo... - mężczyzna poczuł, że robi mu się słabo. Powoli dla samokontroli wziął głęboki wdech i równie powoli wydech. Wydział Wewnętrzny!? No kurwaaa! Za taki dowcip?! Taki żarcik w sumie?! Wydział Wewnętrzny?! No kurwa! Ale jak!? Przecież był taki prosty plan! Nie miało się nic spieprzyć! A spieprzyło się chyba wszytko co tylko mogło...

- Tak Wydział Wewnętrzny. A więc... Detektyw Hayes. Russel Hayes... Tak? - pokiwała głową trochę mrużąc brwi gdy sczytywała jego plakietkę. To jednak uruchomiło sygnał alarmowy w głowie Russel'a. Wyratować już się nie mógł ale może jeszcze jakoś choć zmniejszyć jakoś ten syf czy co...

- A-ale b-boo... To taki test! - do spanikowanej głowy wpadł mu tylko jeden pomysł więc chwycił się go jak tonący brzytwy. Przecież bez przerwy brał udział w jakichś testach i szkoleniach! - Właśnie! Test! Boo... Eee... Test był na odporność na stres! I chodziło o trenowanie zdolności do jego przezwyciężenia! No bo przecież do takiej... - czuł już, że jakoś poszło bo zimnokrwista suka zamarła w oczekiwaniu na wyjaśnienia z uniesionymi brwiami gdy znów się wkopał. Chciał cos powiedzieć w stylu, że jest miła czy kochana i by przecież tak naprawdę tak nigdy jej nie powiedział. Może coś o kolczykach, że ładne? Kurt tak laskom nawijał i jakoś działało u niego. No ale taki kalbier ściemy nie mógł przejść przez gardło więc zamarł również wykonując dłonią nie do końca skoordynowane ruchy w kierunku gospodyni.

- N-oo ja-kiej? - prawie wysyczała dobitnie cedząc słowa co z przymrużonymi powiekami nadało jej wygląd jakiejś przyczajonej żmiji czy innej kobry. Tuż przed dziabnięciem.

- Profesjonalnej! - wpadł na to w ostatniech chwili u z emocji napędzanych straczeńczą nadzieją prawie znów krzyknął odpowiedź. - No właśnie, pani jest taka profesjonalna i opanowana, że świetnie nadawała się pani do takiego testu! - profesjonalna i opanowana. W sumie niechcący wyszedł mu świetny synonim Cold Bitch.

- Profesjonalna i opanowana? Rozumiem. I oczywiscie detektywie Hayes na pewno chciałbyś abym wobec ciebie również zastosowała ten profesjonalizm prawda? - rzekła zdejmując okulary i sięgajac gdzieś pod biurko. Zaś Russel czuł, że szykuje się coś bardzo złego ale nijak nie miał już pomysłu jak z tego wybrnąć.

- N-noo... Tak... Profesjonalizm to podstawa... - rzekł niepewnie oblizując nerwowo wargi. Powtórzył slogan ale patrzył na tą podstepną żmiję jak zahipnotyzowany. Jej dłoń wróciła spod biurka ze ściereczką do czyszczenia okularów i zaczęła je nią przecierać. Niby nic niezwykłego a miało to w sobie jakąś niewypowiedzianą grozę.

- Cieszą mnie twoje słowa Detektywie Hayes. Możesz być pewien, że twoje sprawozdania będę rozpatrywała ze szczególną troską. W pełni profesjonalnie. A teraz wybacz mam jeszcze sporo pracy na dzisiaj. - rzekła spokojnie Cold Bitch zakładając z powrotem okulary na nos. W duchu Hayes tylko jęknął i wychodził z jej biura zdruzgotany. W praktyce mógł się pożegnać z dodatkową kasą na różne akcje.

A miało być tak pięknie! Chciał się popisać i zaimponować starszym kolegom z wydziału, zwłaszcza pilotującym go Kurt'owi i Leo. Chciał pokazać, że też umie być cwany i przebiegły i umie mysleć nieszablonowo co jak mu zawsze powtarzali jest bardzo ważne w ich pracy. Plan zdawał się być taki prosty i niezawodny: wpada do Cold Bitch, wywala jej kawę na ławę co o niej myśli a właściwie co sadzi o niej cały wydział terenowy bo przecież on był za króko by tyle wiedzieć. No i zostawia otwarte drzwi by mieć świadków jak ją cwanie załatwił i jaki był szprytny. No a potem pstryka tym cholernym wypalaczem pamięci i laska nic nie czai z rozmowy! Ale jak się na taki numer wzięło zwykły długopis...

Ale przecież Kurt tak nawijał o tych cleaner'ach i tak oglądał i machał tym ustrojstwem a za cholerę nie wyglądał na standardowy model długopisu do pisania. Nawet jak pisał to dla niepoznaki pewnie. No to potem jak zauwazył, że zostawił "to" na biurku, plan sam mu się ułożył w głowie błyskawicznie. Potem się okazało, że nie wredna azjatycka sucz nie rzucała słów na wiatr. Po akcji w porcie musiał poprawiać raport pięć razy a Kurtowi i Leo przyklepała od razu. A tak chciał skorzystać z okazjy, że bujnęła się z tej swojej kanciapy na Antarktydzie bo przecież na co dzień nie wizytowała w jakimś tam Oddziale a jak już niekoniecznie ich. Więc taka okazja. Nosz kurwa ale go podkusiło no...



Portland; MacDonald; wczoraj popołudnie




- Cześć Russel. Mam dla ciebie świetnego newsa. Spotkałam w kiblu Cold Bitch i pytała o ciebie. - poinformowała go radośnie na powitanie Orem.

- Spotykacie się w kiblu? Damskim? - news jakoś nie przypadł do gustu Russel'owi więc chciał jakoś odwrócić temat rozmowy.

- Hej, uważaj sobie! - huknęła na niego ostro starsza stopniem Detektyw.

- Właśnie Russel. Mnie też pytała. Lubi cię widać. Wpadłeś jej w oko najwyraźniej. Ale z tym kiblem dobre... - dodał swoje i parsknął na koniec rozbawiony Kurt.

- Ciebie też? A co się pytała? - widząc, że temat nie zejdzie tak sam z siebie postanowił się jednak czegoś dowiedzieć.

- Pytała się gdzie jest ten młody, obiecujący Detektyw IBPI który niestety ma problemy z pisaniem raportów i najwyraźniej potrzebuje jej pouczenia. Osobistego. U niej w biurze. - Orema z satysfakcją zdradziła mu szczegóły swojej rozmowy z Azjatką.

- Nie, nie, nie! To wcale nie jest konieczne. Co się będzie fatygować jakimś tam podrzędnym Detektywem na pewno jest bardzo zajęta. Może mi na maila wszystko wysłać. - zaprotestował gwałtownie Hayes nie mając ochoty więcej się spotykać z tą cholerną żmiją ani włazić do jej przeklętego gniazda.

- Oj tam nie potrzebne... Przejdź się to znów cały Wydział będzie miał ubaw. - rzekł beztrosko Davies pisząc coś na swoim smartfonie.

- Jak to cały Wydział? - zaniepokoił się facet na co dzień rozwożącym ludzi taksówką po mieście.

- No cały Wydział. No trzeba ci przyznać, że nie pamiętam by ktoś tak jej pojechał jak ty wtedy. I to tak, na samym początku kariery w Firmie... No, no... Ostro zaczynasz... - odparł Starszy Detektyw kręcąc głową i odwracając nawet na chwilę wzrok na młodszego kolegę. Russel zaś widział jego ironiczny uśmieszek na twarzy po czym znów Kurt zatopił się w pisaniu jakiegoś sms'a.

- Ostro? Ale... Ale niee... To nie miało być tak... - jęknął Russel kręcąc głową i spuścił ją zaglądając bez specjalnego zaciekawienia we wnętrze kubka z kawą.

- Nie, no nie smęć. Właściwie to teraz w Wydziale jesteś sławny. Cały Wydział cię lubi. - wrzuciła swoje trzy grosze Leanna zwana na co dzień Leo.

- Naprawdę? - Hayes aż podniósł głowę znad kubka i spojrzał na nia bystro. Czyżby jednak ta cała afera z Cold Bitch jednak miała jakiś pozytywny aspekt?

- O tak. - potwierdził leniwie Kurt wciąż klikając kolejne literki na klawiaturze smartfona. - Póki ma cię pod lupą reszta ma z grubsza luz. Świetna praca zespołowa Detektywie Russel. Wydział w pełni docenia twoją odwagę i poświecenie. - rzekł swobodnie zapatrzony w wyświetlacz małego ekraniku.

- Wielkie dzięki... - mruknął zniechęcony świeżo upieczony Detektyw znów zaglądając do kubka który leniwie zaczął obracać w dłoniach by czymś je zająć.

- Ale wiesz Russel, że też ze wszystkich na Wydziale musiałeś zadrzeć akurat z laską która rozdaje kasę? Nie mogłeś się spróbować z jakimś Detektywem? Najwyżej by ci w morde dał. - rzekła starsza stażem koleżanka młodego Detektywa.

- Noo coo... Wydawało mi się, że przydałoby się by ktoś jej wreszcie powiedział co o niej myśli jak taka wredna suka z niej... - westchnął ciężko taksówkarz i Detektyw w jednym. - Myślicie, że ona no... Zapomni albo coś? - spojrzał na nich ale oboje prawie jak na komendę prychnęli rozbawieni potwierdzając tylko jego szacunki w tej kwestii. - Aha... A ten... A moglibyście jej coś powiedzieć? No wiecie, że mnie sami podszkolicie czy coś w ten deseń? No, żeby dała mi spokój... - spytał patrząc na nich z nadzieją. Byli w końcu w Firmie dłużej od niego i znali ją lepiej i stopnie mieli wyższe więc i ich słowo znaczyło więcej niż jego. Mogli od ręki załatwić coś za czym on by się musiał nalatać i jeszcze nie było powiedziane, ze wylata co trzeba. Jak z poziomami dostępu.

- A po co? Odkąd wzięła cię na celownik to się nawet znośna dla nas zrobiła. Czemu mielibyśmy wracać do poprzedniego stanu? Z Cold Bitch w ogóle nie dało się wtedy wytrzymać. - wzruszyła obojętnie ramionami Leo upijając parę łyków ze swojego kubka z kawą i przegryzając frytkiem.

- Poza tym o co ci chodzi? Nie jesteś fanem małych Azjatek które zapraszają cię na osobiste konsultacje do swojego biura? - Kurt przerwał pisanie na swoim telefonie i spojrzał ironicznie na młodszego kolegę.

- Ona wcale nie jest taka mała. Jest równa ze mną. - doprecyzował swoje spostrzeżenie Russel. - Poza tym myślę, że po naszej ostatniej... eee... rozmowie... To ona mnie nie lubi... - spróbował postawić sprawę jasno ale przerwał mu znowu ich śmiech.

- O, wręcz przeciwnie Russel. Ona cię po prostu uwielbia. Można by rzec, że jesteś jej ulubionym Detektywem. Nie słyszałem, by kiedykolwiek wypytywała się o jakiegoś terenowca tak sama z siebie. - rzekł rozbawiony kłopotem kolegi Davies. I na tym się wtedy skończyło. Para Starszych Detektywów miała z jego kłopotu temat do docinków i żartów z jego kłopotliwej sytuacji. Zaś jemu od tamtej wpadki z Cold Bitch, ten cały Oddział niezbyt przyjemnie się kojarzył i wolał się tam nie pokazywać. A już na pewno nie uśmiechało mu się natrafić na równą mu wzrostem Azjatkę w modnych okularach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-08-2015 o 21:26.
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-09-2015, 18:21   #22
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Polly R. Fennekin weszła do pokoju, przywitała się, rozejrzała po otoczeniu i usiadła przy stole na najbliższym wolnym krześle. Otworzyła aktówkę i wyjęła z niej teczkę.

- Dobrze was widzieć w lepszym stanie. Niektórych trudno rozpoznać – uśmiechnęła się. – Proszę jednak, abyście nie rozpowiadali o Lokim i tym, co wydarzyło się w celi. Poleciłam Mary o wyczyszczenie rejestru wizyt i zapętlenie obrazu w kamerze. To bardzo zdolna hakerka, czasami zbyt zdolna – westchnęła, kręcąc głową. – Jak się nad tym zastanowić, to nawet zabawne, żeby ludzie w IBPI musieli od wewnątrz włamywać się do systemu, z którego korzystają. Taka polityka.

Z jej wypowiedzi można było wywnioskować, że pokój konferencyjny jest bezpiecznym miejscem na wszelkiego rodzaju rozmowy. Dlatego, bo nie był monitorowany, lub dlatego, bo Mary dzielnie czuwała nad nim z myszką i klawiaturą – w innym przypadku Koordynator nie zdecydowałaby się rozmawiać na tak poufne tematy.

Kobieta sięgnęła po pilot, od początku leżący na stole. Nacisnęła przycisk, po czym rozległ się mechaniczny zgrzyt przesuwania się płyty po ścianie. Oczom zebranych okazał się matowy, stucalowy ekran. Skrytka wydawała się idealna, wcześniej nic nie sugerowało jej istnienia.

- Przydzieliłam waszą czwórkę do śledztwa PRTLND2v3sO3 – rzekła, a na ekranie pojawił się luksusowy statek. – To zdjęcia statku MSC Poesia, który 12. lipca, czyli cztery dni temu, wypłynął na rejs z Rio de Janeiro ku wyspie św. Heleny. Drugiego dnia miało miejsce podwójne samobójstwo, następnego dnia kolejne. Czwartego dnia otrzymaliśmy zgłoszenie od centrali, a piątego, czyli dzisiaj, rozpocznie się śledztwo, gdy tylko zostaniecie przetransportowani na statek. Waszym zadaniem jest zlokalizowanie przyczyn samobójstw oraz zebranie jak najwięcej informacji na temat wytworu Fluxu, który je wywołał.

Westchnęła.

- Najpierw opowiem wam o statku. Gdybym zaczęła od samobójstw, tego co najciekawsze, później przestalibyście mnie słuchać – rzekła. – To młody statek. Zamówiony 1. marca 2006 roku, wystartował 30. sierpnia następnego. Ochrzczony 4. kwietnia 2008 roku przez Sophię Loren, 19. kwietnia miał swój dziewiczy rejs. Budowała go koreańska firma Aker Yards w St. Nazaire we Francji, z ciekawostek, część drewna wykorzystanego do budowy statku pochodziła z tamtejszego programu ekologicznego „La nature en équilibre”, dotyczącego recyklingu surowców naturalnych. Pozyskiwano drewno z różnorakich źródeł, rozbiórek budynków, innych starszych statków, następnie dokładnie je badano pod względem jakościowym. Przydatność zatwierdzała firma Nexis, a Aker Yards udokumentowało przy budowie których części statku wykorzystywano drewno z jakiego źródła, aby w przypadku wypadków, odpowiedzialność można było ewentualnie przerzucić na Nexis i niekompetentne wykonanie oceny. Tutaj macie opis dokumentacji budowy i wykorzystania surowców z programu ekologicznego, na wypadek, gdyby miało to jakieś znaczenie dla sprawy – Koordynator rzekła, wyjmując spięty agrafką plik kartek. – Statek piękny, luksusowy, obecnie rozpoznawczy dla MSC Cruises, do którego należy. Jednak zdaje się nie ma szczęścia… Miesiąc temu, 6. czerwca, przydarzyła mu się kolizja na Morzach Adriatyku, niedaleko Dubrovnika, ze statkiem Costa Classica. Wina leżała po stronie kotwicy MSC Poesii. Na szczęście zderzenie było minimalne, podobnie jak szkody.

Polly R. Fennekin wyszperała inne dokumenty, po czym podała każdemu egzemplarz. Były to plany pokładowe.

- MSC Poesia posiada szesnaście pięter. Pierwsze trzy obejmują maszynownie, silniki i tego rodzaju rzeczy niedostępne zarówno dla turystów, jak i większości pracowników statku. Nie leżą one w kręgu naszych zainteresowań. 4. piętro, zwane Piętrem Boccaccio, obejmuje magazyny, kajuty załogi, oraz dostępy do czterech kabin ratunkowych. Obecnie w magazynach oprócz standardowego wyposażenia przewożone są również prywatne zbiory kolekcjonera antyków Samuela Rose’a. Piętra od 5. do 16. są dostępne dla turystów – rzekła. – W tych dokumentach jest opisane co znajduje się na każdym z nich. Myślę, że w tym momencie nie ma sensu marnować czasu na czytanie, zrobicie to już na statku. Przejdziemy teraz do samobójstw.

Polly R. Fennekin nacisnęła przycisk na pilocie. Wyświetlił się pierwszy filmik, czarno-biały i słabej jakości, ukazujący dwoje ludzi - kobietę i mężczyznę - wchodzących do kajuty. Oboje wydawali się młodzi, eleganccy i zadbani. Czerwone cyfry w prawym dolnym rogu informowały, że nagranie zostało wykonane o 3:14.
- To jest pierwsza para. Niestety nie posiadamy lepszego nagrania. Przedstawiciele statku możliwie najbardziej skompresowali plik i wysłali nam go w takim stanie. Problemy techniczne nie powinny dziwić, gdy przypomnimy sobie, że MSC Poesia jest obecnie na środku Atlantyku. To i tak cud, że zdołali się czymkolwiek podzielić. Wnętrze kabin niestety nie jest monitorowane. Co się wydarzyło, będziecie musieli wy ustalić. Jeżeli chodzi o drugą parę, posiadamy bardzo podobny materiał - znów użyła pilota.

Ekran ukazał prawie identyczną scenę, jedynie uchwyconą przez kamerę pod innym kątem. Młoda, piękna kobieta, o stroju i posturze złudnie podobnej do poprzedniej, wchodziła wraz z mężczyzną - dla odmiany starszym, choć równie eleganckim - do pokoju. Siedem minut po północy.

- Obie pary wyskoczyły przez burtę. Powiązanie jest również między kobietami; obie występowały, były piosenkarkami i należały do Trupy Wiolinowej. To zespół artystów zatrudnionych przez MSC Poesię. Imiennego spisu ich członków nie ma niestety na liście pracowników; jest jedynie ołówkiem dopisany cały zespół, w nawiasie „32 członków” i odnośnik do umowy o pracę. Nie udało się nam zdobyć tego dokumentu. Zapewne poprzedni cyrkowcy zrezygnowali, lub ich zwolniono i „Trupa wiolinowa” została zatrudniona dosłownie na ostatnią chwilę toteż taka słaba dokumentacja. Oczywiście ktoś też mógł maczać w tym palce. W chwili obecnej nie wiemy nawet, jak miały na imię. Niewiele więcej informacji posiadamy na temat mężczyzn. Pierwszy zarejestrował się pod nazwiskiem Johnny Walker, ale jest to fałszywe nazwisko; dlatego koniecznie należałoby go sprawdzić. Drugi mężczyzna natomiast wydaje się w porządku. Javier Velasquez, mieszkaniec Rio de Janeiro, trzydziestopięciolatek w trakcie rozwodu. Tutaj jest plik informacji na jego temat, można przejrzeć wzrokiem, ale nic interesującego. Dobre wyniki w liceum i na studiach, właściciel dobrze prosperującej drogerii, dwa mandaty za przekroczenie prędkości i jazdę po pijanemu, trzy lata młodsza żona nauczycielka w podstawówce. Jedno dziecko, trzyletnia dziewczynka. Tyle. Resztę musicie odkryć wy.

Wyłączyła telewizor. W tym momencie rozległo się też pukanie do drzwi. Otworzyła Alice, by przynieść zamówione dania.
- Och, już jest pani Koordy… - zaczęła.
- Dziękujemy, Alice. Jesteśmy właśnie w trakcie wprowadzenia. To pora na słuchanie, a nie jedzenie.
Z wahaniem kobieta pokiwała głową, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.

- IBPI przechwyciło zawiadomienia o pomoc do Interpolu, dlatego polecicie jako przedstawiciele tej organizacji. Myślę, że środek Atlantyku to na tyle neutralne miejsce, że ani policja brazylijska, ani brytyjska nie byłaby odpowiednia. Wszystkie przekazane wam informacje przeze mnie pochodzą od dowództwa statku, które rozmawiało ze mną, wierząc, że jestem pracowniczką Interpolu. Zależy im bardzo na dyskrecji, co jest fantastyczne. Nie chcą kolejnego skandalu dla swojego flagowego statku po niedawnej kolizji, dlatego nawet nie podali do wiadomości pasażerów informacji o samobójstwach. Oczywiście zgodziłam się i przyrzekłam, że wysłani agencji również nie będą rozpowiadać o wydarzeniach i przyciągać uwagi. W praktyce jednak zapewne będziecie musieli pokazać odznaki od czasu do czasu… wszystko dla dobra śledztwa. Po prostu starajcie się nie rzucać w oczy za bardzo i powinno być w porządku. Dlatego polecicie ubrani po cywilnemu z kompletem fałszywych dokumentów - rzekła, wyjmując i rozdając każdemu skórzaną saszetkę. - Oraz przekażecie list dla kapitana statku, zaświadczający o rozpoczęciu śledztwa przez agentów Interpolu o waszych fałszywych nazwiskach, zakończony prośbą o ścisłą współpracę - rzekła, wyjmując i przekazując długą kopertę. - Za chwilę Josh wróci i zaprowadzi was z powrotem do przebieralni, gdzie przywdziejecie odpowiedni strój. Żeby nie tracić czasu, następnie pan i pani Visser odbiorą cztery sztuki broni palnej dla zespołu, a pani Cobham i pan Hayes udadzą się do Mary Colberg na aktywowanie modułu nagrywania, odebranie Implikera oraz bezpiecznej komórki, którą będziecie się mogli porozumiewać z IBPI w celu pozyskania dodatkowych informacji w razie potrzeby. Spotkacie się przy Portalu.

Schowała teczkę do aktówki.

- Czy są jakieś pytania? Powinno być ich dużo, jednak komunikacja z MSC Poesią jest tak szczątkowa, że tutaj w centrali nie posiadamy takiego wywiadu, jakiego byśmy chcieli… dlatego zapewne nie odpowiem na wszystkie. Przy okazji, prosiłabym również, abyście wybrali między sobą Detektywa, który będzie odgrywał dowodzącego oddziałem Interpolu przed przedstawicielami statku - rzekła, po czym sięgnęła po buteleczkę Perrier, jak gdyby dopiero teraz ją zobaczyła. Rozkręciła ją i nalała zawartość do szklanki.

Bąbelki gazu ulatującego z wody mineralnej zmiękczyły nieco ciszę, jaka zapanowała w pomieszczeniu po tym, gdy Koordynator zamilkła.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-09-2015, 11:18   #23
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post wspólny z MG i resztą graczy.

Siedziałem słuchając innych i starając się nie myśleć o głodzie. Zapoznawałem się z informacjami, szczególnie dużo starałem się zapamiętać o brazylijczyku. Dane układałem w głowie, dopasowywałem i wyciągałem wstępne dane. Na porządną analizę miałem jednak ich zbyt mało. Jednocześnie obserwowałem innych. Nie umknęło mi spojrzenie Imogen na Lotte gdy koordynator wspomniała o wybraniu dziewczyny.
- Wyślecie nas prosto na statek? - zapytała była policjantka. - Jeśli tak to przydałaby się podpowiedź jak mamy to wytłumaczyć kapitanowi statku - uśmiechnęła się.
Koordynator nie odpowiedziała jej uśmiechem. Wręcz przeciwnie, zdawała się być nawet bardziej poważna, niż wcześniej.
- Dotknęła pani dużego problemu tej misji. Wcześniej myślałam na ten temat i wpadłam tylko i wyłącznie na jeden pomysł, który brzmi tak śmiesznie, że postanowiłam się nim nie dzielić. Czy ktoś z państwa ma propozycję, jak wytłumaczyć fakt, że czwórka ludzi znikąd bierze się nagle na środku Atlantyku? Ostatecznie możecie powiedzieć, że to tajne, a po wykonaniu zadania Mnemosyne zatrze ślady. Lepiej jednak mieć jakąś bajeczkę przygotowaną na tę okazję. Liczę tutaj na waszą kreatywność.
- To jest środek Atlantyku?
Zapytała Imogen jakby chcąc się upewnić, wyglądała też jakby intensywnie się nad czymś zastanawiała. Fennekin skinęła głową, niepewna, dokąd Imogen zmierza i mnie brytyjka zaciekawiła.
- To śmigłowiec odpada - stwierdziła w końcu - Chyba, że niby z innego statku podleciał, na tak dużym statku to nawet by turbina nie zwróciła niczyjej uwagi. - dokończyła swoją myśl przeglądając na szybko plany statku - Nie, nie widzę helipadu nigdzie, więc śmigłowiec definitywnie odpada jako wyjaśnienie skąd się wzięliśmy - wzruszyła ramionami.
Postanowiłem się wtrącić, reszta była gotowa dywagować nad tym problem przez resztę czasu a ta zagadka nie miała rozwiązania.
- Każda legenda będzie niewiarygodna. Radar. Procedury.
- Słusznie… To może po prostu "interpol" - Cobham zrobiła palcami gest cudzysłowia - Wezwał do służby swoich ludzi, którzy akurat byli na urlopie na tym statku.
Koordynator skinęła głową, ja nie byłem tak entuzjastyczny do tego pomysłu. Czterech agentów Interpolu pod bronią na statku wycieczkowym? Podejrzane. Starając się nie okazywać zniecierpliwienia wysłuchałem Polly, która teraz zabrała głos:
- A gdyby rzec, że niedaleko jest amerykańskie lotnisko wojskowe, które zdecydowało się użyczyć pasa z powodu wyjątkowych okoliczności? To jest to moje śmieszne rozwiązanie. Oczywiście, tak jak mówi pani Cobham, moglibyście też podszyć się pod uczestników rejsu. Prawdziwe osoby związać, po czym powiedzieć, że to szczęśliwy zbieg okoliczności i zostaliście przymusowo pozbawieni urlopu. Wyjaśnić, że dopiero dzisiaj rano otrzymaliście informację i dlatego wcześniej się nie kontaktowaliście. I wtedy już listu rzec jasna nie dawać. Sądzę jednak, że to rozwiązanie byłoby fatalne, gdyby nie udałoby się Wam pojmać tych czterech uczestników rejsów, lub gdyby w trakcie to wyszło na jaw. Już lepiej powiedzieć "tajne", szybko zmienić temat, ewentualnie kazać im rozmawiać ze mną. Bez niepotrzebnego ryzyka.
- Niewiarygodne. - przez chwilę zastanawiałem się czy jest sens rozwinąć odpowiedź. W końcu uznałem, że nawykli do bezsensownych i długich wypowiedzi ludzie mnie nie zrozumieją a komunikacja w tym wypadku była ważna. - Obie. Śmigłowiec nie zbliżył by się niepostrzeżenie. Urlop jest naciągany. Związanie ludzi ryzykowne. Mogą się wydostać. Ktoś mógł mieć z nimi kontakt.
Przeniosłem wzrok na koordynatorkę wpatrując się jej prosto w oczy.
- Podobne sprawy w przeszłości?
- Zero. Dokładnie zero. Jak już, to nie dalej, niż 50 kilometrów od brzegu. Obydwie teorie niewiarygodne i moja kreatywność tu nie wystarcza, dlatego nawet nie poruszałam tego tematu przy wprowadzeniu. Po prostu unikajcie odpowiedzi.
- Skąd założenie, że to sprawa nadnaturalna?
Polly uniosła brwi do góry.
- Jak zawsze, Oculus podał współrzędne. Gdyby wskazał ocean w każdym innym miejscu, zignorowalibyśmy to. Jako że akurat w pobliżu znajdował się statek, uznaliśmy, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że czyha tam wytwór Fluxu.
No tak, Oculus. Na głodzie i po ostatnich wydarzeniach nie myślałem, skinąłem przełożonej głową i dalej zbierałem informacje.
- Czy w remoncie użyto drewna z recyklingu?
- Nie mam pojęcia, ale sądzę, że nie. Drewno z recyklingu było używane przy budowie statku, a wypadek zdarzył się dwa miesiące później… najpewniej nie czekano na import ekologicznego drewna z Francji i załatano na najbliższym porcie. Ale przyznam, że nie uznałam tego za ważne, dlatego nie szukałam informacji na ten temat.
- Sprawdźcie czy z budowlami z których użyto drzewa wiążą się legendy. Czy są jakieś pogłoski paranormalne o antykach?
- O jakich antykach? Tych, których wykorzystywano do budowy?
- Te sprawdźcie. Tych przewożonych.
- To prywatna kolekcja. Wydaje się, że znajduje się w niej wiele artefaktów pochodzących z antycznej Grecji i okolic… ale to niepewne źródło. Na pewno nie posiadamy spisu przedmiotów, a bez niego nie jesteśmy w stanie zdeterminować, czy któryś znajduje się w Zbiorze Legend. Najlepiej będzie, abyście to wy sprawdzili, jak będziecie na miejscu. Zwłaszcza, że niektórzy z was posiadają dodatkowe talenty w odgadywaniu przeszłości przedmiotów… Jeżeli chodzi o budowle, które zostały rozebrane w ramach programu, to aktualnie je sprawdzamy i zadzwonimy, gdy natrafimy na coś ciekawego. Dokładnie rzecz biorąc pan Poe się tym zajmuje.
- Też o tym pomyślałam. – Odezwała się Lotte zwracając swoje spojrzenie na mnie, po czym przeniosła je na Polly. – Nasza misja polega tylko na zebraniu informacji o samobójstwach oraz wytworze Fluxu. Rozumiem, że mamy nie kłopotać się neutralizacją zagrożenia? Co w przypadku, gdy będą kolejne incydenty? Mamy im przeciwdziałać czy tylko obserwować?
Koordynatorka odezwała, sprawiała wrażenie przygotowanej na to pytanie:
- IBPI wymaga od swoich pracowników głównie zbierania informacji i to jest priorytetem. W skład dodatkowych obowiązków wchodzi również wyszukiwanie Kandydatów. Do podręcznika postępowania został o wiele później dodany zapis o neutralizacji zagrożenia, a to z tego powodu, gdyż zaburzenia w funkcjonowaniu społeczeństwa mogą teoretycznie doprowadzić do dalszych aberracji Fluxu, cokolwiek to znaczy. Koniec końców, czy Detektyw w trakcie śledztwa przeciwdziała, czy tylko obserwuje, stało się osobistym wyborem. Koordynowałam już pracę wielu agentów… jeden z nich stał biernie i przypatrywał się, jak Paranormalium pożera ludzi jednego za drugim, tylko po to, aby uzyskać informację ile wystarczy, aby się najadło. Wspomnę jeszcze, że był pirokinetą i wiedział, że ogień jest słabym punktem tego Paranormalium. Z drugiej strony wielu też umierało na misjach, gdyż nie mogli znieść bezczynności i działali z dobrego serca. To raczej wybór osobisty. Na pewno nie musicie się obawiać jakichkolwiek represji z mojej strony, jeżeli nie pomożecie pasażerom statku przeżyć. Jeżeli zdecydujecie się im pomóc, możecie liczyć na moją wdzięczność i szacunek. Cokolwiek nie uczynicie, pamiętajcie o waszym własnym bezpieczeństwie, które jest najważniejsze. I tak mamy już braki kadrowe, nie potrzebujemy grzebać nowicjuszy… - zakończyła nieco melancholijnym tonem. - Nie mogę wymagać od kogoś, by dodatkowo się narażał, gdy sama siedzę w bezpiecznym biurze.
- Smigłowiec słychać i widać i chyba nawet na radarze byłby czy co… To nawet jakby miał zasięg to jak mamy być wiarygodni… - odezwał się wreszcie Russel i wymownie wzruszył ramionami popierając wersję, że jego też to nie przekonuje. - Urlop czwórki detektywów z Interpolu? - skrzywił się ponownie choć nieco w drugą stronę. - Może… Albo może jakaś sprawa. Wiecie, że podejrzewamy, sledzimy to czy tamto jakies mafie, przemytników czy coś w ten deseń… Jak na filmach - pokiwał głową przy wspomnieniu o tych filmach. To mu się akurat podobało.
Polly skinęła głową i spojrzała na zegarek. I mnie rozwlekanie każdego tematu przez tą dwójkę irytowało. Szczególnie, że nic nowego nie wnosiło.

- Mnie interesuje coś innego. Co jest nie tak z tą sprawą? - spytał Hayespatrząc prosto na Koordynator. - Czemu wysyłacie nas? Akurat nas? Czwórka Detektywów z jedną sprawą na koncie?
Słowa Hayesa ewidentnie oburzyły Cobham. Jednak ograniczyła się do posłania mu gniewnego spojrzenia. Ja powstrzymałem westchnięcie czy jakiekolwiek objawy zniecierpliwienia. Nie chciałem zrazić ludzi od których może zależeć bezpieczeństwo moje i siostry.
- Skąd to zachowanie jakby nas, nawet z Firmy, miało tam w ogóle nie być?
Amerykaniec zakończył swój wywód. Reakcja Polly była do przewidzenia. Wyprostowała się na krześle i przeszła na bardziej oficjalny ton.
- Nie rozumiem, co ma pan na myśli, panie Hayes. "Co jest nie tak z tą sprawą?" A co ma nie być tak z tą "sprawą"? Wszystko jest z tą sprawą w porządku, to rutynowe śledztwo, jak wiele innych. Jedyne, co odbiega od normy, to lokalizacja miejsca działania, która jest dość niespotykana. Dlaczego wysyłamy akurat państwa? Dlatego, bo jesteście czynnymi Detektywami śledczymi, a to do ich obowiązków należy. Nie ma znaczenia, ile mają państwo spraw na koncie. Jeżeli nie będę wysyłała was na misje, z jakiegoś niejasnego dla mnie powodu, całe życie będziecie mieć jedynie jedną. Proszę też wyjaśnić, co ma pan na myśli poprzez "zachowanie, jakby nas, nawet z Firmy, miało tam w ogóle nie być" - zacytowała.
- Nnoo tak, tak… Tak jak pani mówi z tymi Detektywami, sprawami i zbieraniem doświadczenia. - pokiwał głową Russel i przygryzł nieco wargę przy chwili przerwy. - Ale interesuje mnie to co się dzieje tutaj w Oddziale. Te zachowanie tajemnicy nawet w Oddziale. Dziwi mnie to. - wzruszył ramionami i wyłuszczył jak widzi sprawę.
- Ma pan na myśli zachowanie tajemnicy w sprawie Lokiego? Nie sądzę, abyśmy mieli czas teraz na roztrząsanie spraw niezwiązanych ze śledztwem. Proszę o dyskrecję z tego powodu, aby Antarktyda nie zapytała, dlaczego wykorzystujemy naszych więźniów w Ergastulum. To nieprzepisowe, gdyż interakcja z groźnymi Paranormalium, jak na przykład Lokim, stwarza duże ryzyko zagrożenia. Jakikolwiek kontakt detektywów w Oddziale ze schwytanymi już Paranormalium jest nieprzepisowy. W tym jednak przypadku należało się na to zdecydować ze względu chociażby na krytyczny stan zdrowia pana Vissera. Co nie znaczy, że Dyrektor i Egzekutorowie mogliby również tak uważać - rzekła. - Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania dotyczące śledztwa?
Odkąd zamieszkałem w USA głupota potomków kolonistów co raz mnie zdumiała. Ale czego można spodziewać się po kimś kogo przodkowie byli uciekinierami i przestępcami? W jaki sposób naród może myśleć gdy sto lat temu to dla niego prawdziwa historia?
Imogen pokręciła głową, chyba też uznając za dziwne pytanie Hayesa i powróciła do tematu dowodzenia:
- To nie kombinujemy i na pytanie skąd się wzięliśmy mówimy "tajne"? I kto "dowodzi"?
Spojrzałem na Lotte i natknąłem się na jej spojrzenie. Profesjonalne i uprzejme przynajmniej na pozór. Nigdy nie mieliśmy problemów z czytaniem swoich emocji z twarzy czy mowy ciala. Sophie patrzyła na Russela z ewidentnym niezrozumieniem. Mogłem się założyć, że zastanawiała się czy jego chaotyczna wypowiedź, którą ciężko było pojąć, wynika z niewyspania, drażliwości czy po prostu tak ma. Jak dla mnie odpowiedź była prosta. Siostra przeniosła wzrok na brytyjkę, wyraźnie uznając ją za lepszą partnerkę do rozmów..
- Zdaje się, że to ustalimy później. Skupmy się na razie na pytaniach do pani Koordynator. Wspomniała pani o bezpiecznej komórce. Domyślam się, że jeśli zawiedzie z jakiegokolwiek powodu, nie wolno nam kontaktować się w inny sposób?
- Telefonicznie nie. Komórka, którą odbierzecie, jest specjalnie skonfigurowana i z innych, zwyczajnych, nie jest możliwe uzyskanie połączenia z kwaterą. Jeżeli jednak miałaby zawieść, a będzie możliwość skorzystania z internetu, możecie skontaktować się poprzez Zbiór Legend. Niestety nie ma innych możliwości.
-Mam na myśli kasowanie dowodów na tę rozmowę i zlecenie na nie. Ale także sprawę tego chłopaka. A skoro już o nim mowa to… - Russel zawahał się na chwilę szukając chyba odpowiednich słow. - On jak widzę ma duże możliwości. Rozmawiałem o tym z Josh’em ale nie wgłebiał się w temat. W każdym razie to co widziałem w celi u Lokiego jest dziwne zbieżne z tym co mi się przytrafiło w ciągu ostatnich kilkudziesieciu godzin. Widzę silne powiązania tych zdarzeń z jego możliwościami i tego co Josh mówił o jego historii. Nie chcę być pod wpływem mocy tego dzieciaka i moje otoczenia również. To zagraża bezpieczeństwu i mojemu i im.
Nie wytrzymałem i posłałem krótkie spojrzenie dla Lotte wyraźnie mówiące co sądzę o teoriach amerykanina. Zaraz jednak wróciłem do obserwacji reszty i słuchania koordynatorki, która wydawała się już znużona. Świetnie ją rozumiałem.
- "Kasowanie dowodów na tę rozmowę i zlecenie na nie"? Widzę, że wie pan o czymś, o czym ja nie zostałam poinformowana. A jeżeli chodzi o Lokiego… myślę, że na środku Atlantyku będzie pan bezpieczny - westchnęła. - A chłopiec jutro i tak zostanie przeniesiony na Antarktydę. Może pan nawet zasadzić w ogródku lawendę, by mieć zupełną pewność.
Po chwili wstała.
- Widzę, że możemy już się rozejść, jeżeli nie ma więcej pytań - niby oznajmiła, niby zapytała.

Gdy nikt z nas nie odpowiedział, skinęła głową. W tej samej chwili do drzwi rozległo się pukanie. Miałem po cichu nadzieję, że to Alice, po wizycie w szpitalu byłem głodny a pieczeń była pyszna. Do sali weszła jednak gotka, którą widziałem przy przejściu, nie pamiętałem jej imienia. Wyglądała jakby przyszła tu za karę, miała minę ateistki zaciągniętej przez babcię na przydługą pielgrzymkę.
- Czy to już, Polly?
Koordynator skinęła głową.
- Russel Hayes lat dwadzieścia osiem oraz Imogen Cobham lat trzydzieści proszeni są o udanie się ze mną do mojego gabinetu. Wyruszamy za pięć, cztery… - Mary nieoczekiwanie przerwała odliczanie, obróciła się na pięcie i wyszła z sali, znikając z pola widzenia.
Polly R. Fennekin dyskretnie uśmiechnęła się,
- Idźcie za nią, zostało mało czasu, zanim skok stanie się niemożliwy - rzekła. - Następnie obróciła się do nas. - A państwo proszę za mną.

***

Zbrojownia okazała się pokojem na przeciwko sali konferencyjnej. Było to dość zabawne zestawienie. Jeżeli pokojowe pertraktacje miałyby nie przynieść skutków, rozmówcy zawsze mogli wybrać się do pokoju obok, odebrać inkrustowane szable i zacząć honorowy pojedynek na śmierć i życie. Być może… ale w innej epoce. A w wypadku dzisiejszych czasów pobrać broń i wpakować na korytarzu oponentowi pół magazynka w plecy.

Pokój był średniej wielkości. Każdą ścianę zasłaniały półki długie od podłóg, aż do sufitu. W rogu stała złożona drabinka, przy pomocy której można było odebrać sztuki chomikowane w najmniej dostępnych miejscach.
W pokoju panował półmrok. W najciemniejszym miejscu stało biurko, przy którym siedział mężczyzna. Gdy spostrzegł nas, wstał i przedstawił się:
- Jestem Javier Varela, Badacz. Na co dzień zajmuję się klasyfikacją Paraspatium-broni, zebranych przez was, śledczych. Rozdaję również normalną broń na misje, ale… wy o tym wiecie, co nie? Chyba już się wcześniej widzieliśmy…

Rzeczywiście, spotkaliśmy już Varelę przy okazji wprowadzenia do pierwszej misji. Był wysokim, ponad dwumetrowy Meksykanin, który poprzednim razem wystąpił w dokładnie tej samej roli.

- Powiedzcie, za kogo się przebieracie, to przygotuję coś dla was. Ale o ile dobrze pamiętam… ty chyba nie potrzebujesz mojej pomocy, co? - zaśmiał się przyjacielsko, niedbale wskazując palcem na mnie.


Odpowiedziałem mu uśmiechem, Lotte przywitała go skinięciem głową. Meksykanin mimo swojej bezpośredności, która normalnie mnie drażniła, wzbudzał moją sympatię. Było to cholernie rzadkie i jak po ostatnim razie skomentowała Lotte chodziło pewnie o fioła nas obu do zabawek. Oczywiście nie byłaby sobą gdyby nie wypomniała mi posiadówek z wujkiem. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami na temat nowatorskiej metody wyrzutnika łusek w F2000 czy sprzeczać się o to, który przemysł zbrojeniowy jest lepszy belgijski czy niemiecki. Zwykle kończyło się to na wódce i przesiadywaniu przed laptopem gdy obaj wyszukiwaliśmy specyfikację i fachowe artykuły dla poparcia swych tez.
- Cześć. Czterech agentów Interpolu. Sigi P226? Jak uważasz? - rzuciłem do kwatermistrza.
- Mamy sześć sztuk na stanie. Trochę droga więc zwykła policja rzadko jej używa, ale jest na wyposażeniu głównie wywiadów i kontrwywiadów, spec służb a nawet paru jednostek specjalnych. Wiesz, co wybierać - uśmiechnął się. Następnie zwrócił do Lotte: - Rozumiem, że pani aprobuje?
- Gdzieżbym chciała polemizować z bratem w tej materii. – Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona, jak to zawsze, gdy chodziło o temat broni. Wiedziałem, że w tej materii mi ufa ale jednocześnie bawi ją moje podejście do wszystkiego co strzela.

Szybko wdaliśmy się w rozmowę, która kogokolwiek po za Lotte zanudziłaby na śmierć. Ona na szczęście nawykła, że przestaję być milczący gdy spotkam innego fana broni i nie przeszkadzały jej moje zdawkowe odpowiedzi. Javier mimo swojego irytującego sposobu bycia miał ogromną wiedzę, w tym praktyczną, której mi brakowało. Wydawał się też ucieszony, że w końcu może z kimś normalnie pogadać.
Gdy już szykował cztery sigi przypomniałem sobie dla kogo są. Streściłem mu doświadczenie grupy z bronią, drwale szybko powędrowały na bok. Mogłem się założyć, że nawet jeżeli ktoś ubierze się odpowiednio to pełnowymiarowa klamka z tyłu paska (przy tej pogodzie to był jedyny sposób na jej ukrycie) będzie przeszkadzać. Pewnie Russelowi wypadłaby przy pierwszej probie odlania się. Zaczęliśmy dyskutować o subkompaktach. Oczywiście Javier tak jak za pierwszym razem próbował mnie namówić na .45 ACP i znowu toczyliśmy tę samą dyskusję o tym, który nabój jest lepszy w broni krótkiej. Doceniałem łatwość wytłumienia tego kalibru ale argument o mocy obaleniowej do mnie nie przemawiał. Oczywiście dla Varela był decydujący. Jeżeli cokolwiek było wstanie ruszać się po dublecie dziewiątek to wątpię by jedenastka to powstrzymała a mniejszy magazynek mógł być problemem decydującym o życiu bądź śmierci strzelca.
Dyskusję przerwaliśmy gdy Javier wyciągnął glocka 26.


Właściwie to wspólnie wyraziliśmy zdanie o plastikach. Było zbieżne i wspólna niechęć do glocków nas połączyła. Obaj uważaliśmy zrobienie klamki z tworzyw sztucznych za obrazę dla wszystkich innych pistoletów. Do tego system zabezpieczeń (szczególnie w modelach z zewnętrznym bezpiecznikiem) traktował użytkownika jak idiotę, który zaraz może się postrzelić. No i niezawodność… Owszem, broń rzadko się zacinała ale gdy nawalił wewnętrzny bezpiecznik stawała się prawdziwym koszmarem dla rusznikarza. Mimo jednak tych wad była to broń prosta w obsłudze (idiotoodporna), lekka a ten konkretny model poręczny (niewygodny). Jeden egzemplarz z zewnętrznym bezpiecznikiem miał trafić do Russela. Dawał nadzieję, że chłopak się nie postrzeli ani klamka mu nie wypadnie. Oczywiście obaj nie omieszkaliśmy powiedzieć co myślimy o polityce IBPI nie szkolenia detektywów w posługiwaniu się bronią a potem ich uzbrajaniu. Drugi, już tradycyjny miał być dla Immy, jako policjantka pewnie używała siedemnastek, chociaż trochę znajoma konstrukcja wydawała się być dobrym pomysłem. Siebie i Lotte powinienem uzbroić w taką samą broń by móc wymieniać magazynki z resztą ale nie szliśmy na wojnę (cudem będzie jak ktoś opróżni swój) a wzdrygałem się na samą myśl, że będziemy musieli męczyć się z tym plastikowym gównem. Dlatego wróciliśmy do sigów, ja zostałem przy dwudziestce szóstce (Javier bez słowa dołożył tłumik) a podobnie jak poprzednio dla Lotte wziąłem dwieście trzydziestkę dziewiątkę. Oczywiście Javier nie byłby sobą gdyby nie zasugerował dwieście czterdziestki piątki. Uśmiechnąłem się doceniając żart. Oba pistolety wylądowały koło glocków.




Do każdego modelu dostaliśmy po dwa zapasowe magazynki, które zaczęliśmy wspólnie ładować. Zacząłem też podpytywać o jakiś back up dla mnie. W walce zawsze istniało ryzyko utraty bądź zacięcia broni a w takim przypadku zapasowa klamka była nieoceniona. Teoretycznie przysługiwała nam jedna sztuka broni na osobę czego Javier nie omieszkał zauważyć, po chwili jednak zaczął się zastanawiać i wydał mi trzydziestkę ósemkę (gdyby nie napis na broni nie stwierdziłbym czy to taurus czy S&W) z kaburą na łydkę stwierdzając, że misja na którą wysyła się czterech detektywów musi być niebezpieczna. Uśmiechnął się porozumiewawczo a ja skinąłem mu w podziękowaniu głową.


Gdy skończyliśmy ładować broń i Javier wszystko zapisał pochwalił mi się swoim ostatnim nabytkiem. Borchardtem c93.


Widziałem tę konstrukcję tylko w programie dokumentalnym o historii broni krótkiej. De facto w obecnych czasach jej użycie mijało się z celem jednak należało docenić, że dzięki niej powstały współczesne, doskonalsze konstrukcje. Gdy Javier zaczął mi opowiadać o jego historii (nie wątpiłem, że ściągnął go pod fałszywym powodem byle tylko mieć go w “swojej” kolekcji) przyszedł Josh przerywając mu. Pieprzone ograniczenie czasowe… Pożegnałem się z meksykańcem i wstępnie ugadałem się na wypad na strzelnicę a potem jakieś piwko gdy obaj będziemy mieli trochę czasu.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 08-09-2015 o 18:10.
Szarlej jest offline  
Stary 08-09-2015, 14:05   #24
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Po krótkim i rzeczowym wprowadzeniu w szczegóły zadania, mieli udać się z bratem teraz po broń. Reszta natomiast w inną stronę. Stwierdziła, że jeszcze solidnej opinii nie może wydać na temat pozostałej dwójki, ale na pewno Russel był osobą, która mniej przypadła jej do gustu. Miała tylko nadzieję, że będzie umiał wykazać się profesjonalizmem. Przecież nie musieli lubić się, choć był by to czynnik ułatwiający wykonanie misji. Musieli natomiast umieć współpracować, odpowiednio zachowywać się i wykorzystywać maksimum swoich umiejętności. Na chwilę obecną niczego więcej nie oczekiwała od Immy oraz Russela.

Pani Koordynator wskazała im kierunek do zbrojowni. Lotte od razu wiedziała, że to pole należy do Daniela. Nigdy nie spierała się z nim o te kwestie. Wiedziała, że dostanie taką broń, która leży jej i będzie wygodna do schowania. Wszak niczego więcej nie oczekiwała. Oczywiście nie pomyliła się i tym razem. Brat wziął dla niej to co dobrze leżało jej w ręce i łatwo celowało się. Była przekonana, że takiego samego wyboru dokonał na ich pierwszej misji. Padł tam komentarz, że to świetna klamka torebkowa. Trzeba było przyznać, że Sophie preferowała właśnie takie miejsce dla pistoletu. Przeważnie jej ubrania nie pozwalały na maskowanie kabury.

Udali się wraz z bratem do przebieralni, w której wcześniej już byli, gdzie zostawiła swoją torebkę, na której zawartości zależało Danielowi. Z tego co im wytłumaczono będę mogli wziąć dwa zestawy ubrań, które mogą sobie wybrać. Na tą myśl kobiecie od razu uśmiech pojawił się na licu. Najpierw jednak zdecydowała się wziąć kilka rzeczy z torebki. Oprócz tego co było dla brata, czyli papierosy, zapalniczka oraz rękawiczki, wzięła też swoje rzeczy. Mianowicie zabrała swoją całkiem pokaźnych rozmiarów szarą kosmetyczkę, w której były kosmetyki zarówno pielęgnacyjne oraz te do makijażu. Ponadto wyciągnęła małą czarną saszetkę, w której miała leki na ból głowy, krople na żołądek oraz tabletki antykoncepcyjne. Do tego opróżniła swój portfel, do którego powkładała fałszywe dokumenty wraz z kartą kredytową. Rzeczy których nie mogła wziąć zostawiła w torebce, wyłączyła również telefon. Zamknęła szafkę i udała się po odbiór ubrań i innych akcesoriów na zadanie. Po kilku chwilach namysłu i przelotnym spojrzeniu co ma do zaoferowania ten przybytek, zdecydowała się wziąć dwa zestawy ubrań, wraz z bielizną. Dobrała je tak, żeby pasowały do wielu okazji oraz żeby można było niektóre elementy poprzemieniać, tworząc przy tym trzeci strój. Komplet ze spódnicą, wraz z dodatkami, kosmetyczkami ułożonymi na wierzchu oraz jednym z dwóch magazynków do broni, zapakowała do większej torby, którą również wzięła z zasobów szatni. Sama udała się przebrać w zestaw ze spodniami, a do torebki koloru miętowego włożyła pistolet razem z drugim magazynkiem, portfel oraz dokumenty, które dostała od Koordynator Fennekin. Oczywiście wszystko w jej torbach miało swoje miejsce, lubiła wiedzieć gdzie co ma, oszczędzało to czasu i nerwów. Na szybko jeszcze zrobiła naturalny makijaż, subtelny, delikatnie podkreślający oczy, z dodatkiem bezbarwnego błyszczyka na ustach. Gotowa do wyjścia, z torebką przerzuconą przez ramię, drugą trzymając w ręce, wyszła z szatni, gdzie czekał na nią już Daniel. Jak zawsze mężczyzna szybciej wyrobił się, choć Lotte nie można było zarzuć marnotrawienia czasu, ponieważ wszystko nie zajęło jej więcej niż piętnastu minut. Dała bratu jego rzeczy, po czym ruszyli razem w stronę portalu.

- Jakie są twoje pierwsze spostrzeżenia? - Zapytała brata, gdy czekali już przy portalu na resztę zespołu.
- O sprawie czy naszych partnerach?
- O sprawie, to później pogadamy, raczej wszyscy razem. Chodzi mi o resztę grupy, z którą przyjdzie nam wykonywać misję.
- Za mało danych…

Daniel wyciągnął w końcu upragnionego papierosa i wsadził go sobie do ust mając za nic monitoring.
- Imogen wydaje się…
Odpalił szluga i głęboko się zaciągnął, jak zwykle gdy dorwał się do nikotyny po przymusowej abstynencji. Tym razem zaniósł się jednak kaszlem.
- Już, nie warcz na swoich. - Klepnęła go dwa razy w plecy. - To co z Imogen?
Daniel opanował kaszel i spojrzał z wyrzutem i niezrozumieniem na papierosa. Zaciągnął się ostrożniej i pokręcił głową.
- Skurwiel. Pieprzone płuca i krtań. Już, już. Imogen. Wydaje się ostrożna, typ osoby, który najpierw wypada rozmówcę czy teren zanim podejmie działanie. Jej przeszkolenie może się przydać, uzupełnić twoją zdolność. Dzięki Skorpionowi będzie miała stały kontakt z Russelem. Russel… wydaje się chaotyczny. Nie myśli co mówi, najpewniej nie jest zdolny do planowania długoterminowego. Na tę chwilę jedynym jego atutem jest Skorpion i moduły. - Daniel jak zawsze podczas analizowania sytuacji czy osoby zdawał się czytać z kartki. - Ale to tylko hipotezy. Co ty myślisz?
- Muszę przyznać, że zgadzam się z tobą w pełni. Dodałabym tylko, że Immy jest bardziej uległa i mało kłótliwa. Russel natomiast, mam wrażenie, że fajtłapą życiową. Słyszałeś jak mówił o historii swojego życia, która zawierała ostatnie kilka godzin?
- Odparła spokojnie, zdystansowanym tonem głosu, raz po raz rzucając spojrzeniem na Daniela.
Jej brat spokojnie palił, co raz się krzywiąc.
- Stereotypy skądś się biorą. Nieporadny Amerykanin i flegmatyczna Angielka. Nie wydaje mi się dobrym pomysłem dawania mu broni.
- Raczej nie ma co sobie odstrzelić. Zresztą jak będzie źle to po prostu mu ją zabierzesz.
- Wzruszyła tylko ramionami.
Daniel tylko się zaśmiał w odpowiedzi.
- Z glocka nawet on nie powinien się postrzelić, gorzej gdy dojdzie do strzelaniny.
- Uważaj, bo cię jeszcze zaskoczy nasz kolega. To jak, kto powinien dowodzić?
- Russel? Jeszcze w końcu nas zaskoczy.
- Żarcik wyostrzył się tobie po tym szpitalu. Właśnie, jak się czujesz, dobrze już wszystko?
- Na to wygląda.
- Zaciągnął się po raz ostatni i wrzucił niedopałek za jakiś komputer wcześniej go gasząc. - Ty lub Imogen.
- Dobra, nie wiem czy chcę bawić się w przywódcę stada. Zobaczymy co inni na to, chociaż Immy chyba wolałaby mnie.
- Wydaje się mniej zdecydowana od ciebie ale jej przeszkolenie będzie przydatne. Jeśli ty będziesz rozmawiała z kapitanem pamiętaj żeby wytłumaczyć się z broni.
- Masz rację, w rozmowie z kapitanem Imogen będzie lepsza, będzie to miało bardziej profesjonalny wydźwięk.

Visser chwilę milczał wyraźnie się zastanawiając.
- Z drugiej strony to Bobby. Może nie znać procedur śledczych.
- Zna czy nie, to ona zawsze może jakiś żargon użyć i uwierzytelnić się bardziej.

Daniel wykonał tylko ruch wyciągniętą dłonią na boki w geście “i tak i nie”.
- Mniejsza o większe. Jak chcesz podejść do sprawy, po przedstawieniu się kapitanowi? - Odłożyła torbę z ubraniami na podłogę, a z torebki wyjęła dokumenty, które otrzymali od Koordynator. Chciała chociaż pobieżnie poprzeglądać je jeszcze przed wyruszeniem na statek.
- Poszukać cech wspólnych między mężczyznami. Kobiety zdają się pasować do jednego profilu. Może u nich to samo występuje? Obserwować grupę muzyczną, wytyczyć możliwe kolejne ofiary. Porozmawiać z ich znajomymi i sprawdzić natężenie Fluxu na statku.
- Przyda mi się po dotykać trochę ten statek. Może da to jakąś sugestię. Jednak on jest ogromny, jaką mam szansę, ze znajdę coś z historią, która dałaby wskazówkę?
- Mniejszą niż błąd statystyczny. Trzeba czekać na wyniki badań stąd. Sprawdź lepiej rzeczy ofiar, miejsce zbrodni. Może z tego coś wyczytasz.
- Dobra, skorzystamy z tego co łatwiej dostępne, a jak utkniemy, to zobaczymy co da się zrobić.

Swoim zwyczajem Daniel przytaknął, przytrzymując oczy trochę dłużej zamknięte. Lotte zaangażowała się w pełni przeglądaniem dokumentów otrzymanych od Polly. Ponad improwizację ceniła sobie dobre przygotowanie.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 10-09-2015, 01:43   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Mag i Om'em.

Russel Hayes - małomówny przeciętniak



Wpierw Colberg szła powoli, aby Detektywi śledczy mogli ją bez problemu dogonić, ale kiedy już się z nią zrównali, przyspieszyła. Tylko trochę prędzej i przypominałoby to trucht. ~ 6.5 km/h... ~ ocenił prędkość taksówkarz. Nic specjalnego dla samochodu no ale dla pieszego było zauważalne.

Cobham w dobrym humorze podążała za Mary nie zrażona tempem jakie ta narzuciła. Jak i ostatnim razem gdy tu była żywo rozglądała się, gdy szli korytarzami. Entuzjazm aż z niej tryskał. Do tego wyglądała jakby chciała poruszyć jakiś temat, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać.

Dotarli do szklanej windy i ruszyli w dół. W niewielkim pomieszczeniu zapanowała martwa cisza… zwłaszcza gdy Mary stanęła w samym kącie twarzą do szklanej tafli. Niczym skarcona uczennica w podstawówce, czy raczej… osoba, która bardzo nie chcę nawiązywać kontaktu wtedy, gdy jest to zbędne.

Stojąc w windzie Immy przyglądała się Russelowi całkowicie zbywając Mary. W końcu nie wytrzymała. - "Co jest nie tak z tą sprawą?" - zacytowała Hayesa - Serio? Jesteś detektywem od badania spraw paranormalnych i pytasz co jest nie tak ze sprawą? - nurtowało ją to odkąd mężczyzna wypowiedział się na sali konferencyjnej. - Z zasady każde zlecenie jest "dziwne", gdyby było normalne to byśmy tego nie badali. Czego się spodziewałeś podpisując papiery z IBPI? - dodała na koniec z przyjacielskim rozbawieniem.

Mary w tym czasie z powodzeniem udawała drzewo. - Tak. Serio. - mruknął Hayes przyglądając się krytycznie dziwnej dla niego postawie tej gockiej punkówy czy innej przedstawicielce nowoczesnej subkultury. Nawet jak na taką to raczej była dziwna. W końcu wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na Europejkę.

- Słuchaj, wezwać nas mogli do najdziwniejszej sprawy. I wiesz, może nie spędziłem w tej Firmie połowy życia i mam za sobą tylko jedną sprawę ale jakoś poprzednie wprowadzenie i odprawa wyglądały całkiem inaczej. I nikt nic nie kasował ani nie gadał jakby się obawiał przecieku wewnątrz Firmy. Odprawa była i powiedziane o co chodzi, co trzeba zrobić i takie tam. - portlandczyk wykonał nieokreślony ruch ręką trochę jakby odganiał muchy czy coś podobnego. Milczał chwilę wpatrzony nieco rozbieganym spojrzeniem na obraz za szybą windy.

- A tu się zapisałem by pomagać ludziom. By im się nie przytrafiało coś takiego co mi. I na testach jak mnie przyjmowali powiedzieli mi, że jestem spostrzegawczy, dostrzegam szczegóły, myślę nieszablonowo i takie tam. Może i grzecznościową ściemę mi walnęli ale moje dostrzeganie szczegółów w praktyce wygląda właśnie tak. - tu wskazał kciukiem na drzwi windy najwyraźniej mając na myśli pokój konferencyjny z którego wyszli. - Zauważyłem coś co mi nie pasowało to się o to spytałem. Nie wiem o co jej chodziło i czemu się tak wkurzyła. Chcieli mieć spostrzegawczego faceta no to mają. Nie umiem tego włączać i wyłączać na zawołanie. Jestem to myślę czy jakoś tak… - Amerykanin rzucił rozdrażnionym głosem. Sądząc po tym jak wbił wręcz dłonie w kieszenie spodni racze nie ukrywał swoich emocji. Cobham przyglądała mu się, słuchała go i nie wchodziła w słowo. Myślała nad tym co mu odpowiedzieć.

- A jak ramię? Nie boli cię? Długo miałaś ten gips? - Russel spytał po kolejnej chwili milczenia zerkając ciekawie na ramię kobiety. Był ciekaw czy jej też coś zostało. Skoro miała gips to pewnie i coś cięższego niż jego drobnostki w sumie. Zastanawiał się, czy takie coś też znikło bez śladu, właściwie jak u niego się stało.

To pytanie zbiło Imogen z jej toku myślenia. Widać ze odpowiedź na nie nie jest prosta. Stanęła bliżej Russela i wyciągnęła prawą rękę mu prawie pod nos by mógł się przyjrzeć i lewą ręką wskazała na przedramię. Chciała też pokazać Mary ale widząc jej postawę zrezygnowała.

- Tu miałam złamanie otwarte chyba nawet z przemieszczeniem. Widzisz? Nawet śladu nie ma. - Brytyjka powiedziała wielce zadowolona. Opuściła rękę - Niesamowite, nie? A ledwo co w szpitalu mi ją poskładali. Ściągnęli mnie tu akurat kiedy po raz pierwszy odzyskałam przytomność odkąd dotarłam na parking szpitala. - dodała podpierając ręce na biodrach.

- Kurwa! - niespodziewanie krzyknęła Mary. - Po prostu, no kurwa!
Drzwi windy wkrótce otworzyły się i kobieta szybko z niej wyszła, czy może raczej… wybiegła.

- A jej co? - Imogen spojrzała ze zdziwieniem za dziewczyną żywcem wyjętą z kryminału Stiega Larssona. Jednak ciekawość wzięła górę i bez słowa pogoniła za Mary.

- Widać lubi być mroczna i tajemnicza. - uśmiechnął się lekko Russel, wzruszył ramionami i też podążył za gotką. Zakładał, że dostała jakies info związane z nimi albo ze sprawą a i tak mieli przykazane podążać za nią. Jak nie to pewnie im powie by zaczekali albo co.

Na szczęście zdążyli dojrzeć, do którego pokoju wbiega Mary. Podchodząc bliżej, zauważyli na ścianie napis: "przed wejściem ściągnij buty", a poniżej znak czaszki z dwoma piszczelami - jak gdyby żywcem wyjętej z pirackiej flagi.

Cobham zatrzymała się przed drzwiami i spojrzała na napis. - Zakładam że to jej biuro - stwierdziła, ale nie poczyniła żadnego ruchu, który by sugerował by chciała wejść do środka. - To chyba trzeba na nią poczekać - westchnęła. Spojrzała na Russela - Słuchaj, wiem że pewne praktyki w firmie mogą dziwić. Niestety mamy coś co nazywa się procedurami. A one nie uwzględniają tego np co dziś miało miejsce. Czasem tak trzeba, żeby coś przyspieszyć, bo sytuacja wymaga szybkości a wg procedur zajęłoby to dwa dni. Oszczędza to masę papierologii, a na przykład mi czy temu Danielowi czas jaki stracilibyśmy na leczenie. - uśmiechnęła się. - Może nie poruszajmy tego tematu jak nam aktywują Skorpiona. Zawsze będzie można pogadać o tym przy piwie po zadaniu. - rzekła najwyraźniej czekając na odpowiedź Amerykanina.

Russel przytrzymał ramieniem drzwi przez które weszła Mary i zajrzał co jest w środku. Dziewczyna wyglądała na bardziej obytą w zwyczajach i mapologii Oddziału więc zgadywał, że może się sprawniej tu od nich, świeżaków, poruszać. No i pewnie miała kody dostępu i pozwolenia i takie tam proceduralne bajery. Ale jednak nie mogła nie zauważyć, że podążają za nią i jakoś ich nie powstrzymywała od tego. Więc “gadka” była jak z jakimś cholernym emo co się trzeba domyślać i zgadywać o co czemuś takiemu biega. Teraz dał sobie na luz i też został w progu. Jak ta gotka chciała by dalej szli z nią to niech jakoś się skomunikuje w cywilizowany sposób.

- Taa… - zwrócił się do blondynki patrząc z progu na oddalającą się brunetkę. - Nie powiem, by to nie było uzyteczne czy skuteczne. Zwłaszcza przy poważniejszych urazach. Ale ta cała otoczka… - pokręcił głową dając znać, że mu się to nie podoba. - A wiesz, tu pływa wiele ryb a ta Polly nie jest tu największą. Jak się jakas większa rybka dowie i zainteresuje? - nadal mu to nie pasowało ale wzruszył ramionami i pozwolił się zamknąć tym drzwiom.

- Dlatego my malutcy musimy kombinować. Ci więksi nie muszą się tak gimnastykować - Europejka odparła ze śmiechem - Wiesz, dla mnie to oczywiste, bo pracowałam w policji. Matko ale tam mają bzdurne procedury... - wyjaśniła swój punkt widzenia - Pani Polly wydaje się miła, więc nie chciałabym, żeby jej się coś za to dostało. Szczególnie, że tą decyzją praktycznie uratowała mi licencje. - powiedziała już poważnie - Dlatego trzeba zrobić tak, żeby przełożeni się o tym nie dowiedzieli - dodała na koniec z konspiracyjnym szeptem.

- Gdzieś czytałem, że mili, lubiani i zabawni ludzie świetnie nadają się na szpiegów… - rzekł Hayes spoglądając na kierunek z którego przyszli. - Poza tym jak mówisz z tymi maluczkimi, sprawa może się rozwinąć bez naszego udziału. Tak tylko mówię. - wzruszył ramionami ponownie. Jakoś po ostatnich dwóch dobach i tym co się jeszcze przydarzyło tutaj nie był w swoim wybitnie dobrym nastroju. I dalej nie wiedział co się dzieje z Mitsy. - Jaką licencję? Pilota czy masz jeszcze jakieś? - spytał by jakoś zmienić temat. Widział, że Imogen chyba jakoś stara się załagodzić sytuację a oboje nie mogli w tej chwili zmienić tego aspektu sytuacji więc nie było w tej chwili co tym się zajmować. Równie dobrze mogli sobie pogadać chwilę póki ta subkulturka nie przypomni sobie o nich.

Immy chyba nie złapała o co chodzi Russelowi odnośnie tych szpiegów. Wzruszyła, więc tylko ramionami. - Tak, jestem pilotem i latam na śmigłowcach - odparła z dumą, ale z jakiegoś powodu stłumiła swój entuzjazm. Skrzyżowała ramiona przed sobą - Mam tylko nadzieję, że nie wywalą mnie z mojej firmy-przykrywki za to, że nie pojawiłam się na umówioną godzinę. - westchnęła ciężko. - Liczę po cichu, że IBPI coś na to zaradzi… - blondynka westchnęła na koniec.

- Jesteś pilotem? Oo… A na czym latasz? - samoloty i śmigłowce może nie były samochodami ale jednak była to dziedzina bardzo pokrewna i w naturalny sposób budziła ciekawość i sympatię taksówkarza. - Pewnie coś wymyślą. Mam nadzieję, że w takim ociekającym w super kosmiczne technologie miejscu znajdzie się ktoś ze stacjonarnym telefonem do którego taka świeżynka jak ja będzie miała dostęp. - podzielił się z rozmówczynią częścią swoich nadziei i frustracji.

Immy uśmiechnęła się szeroko. - Piękny czarny Bell 429. Dwusilnikowe, turbinowe cacko - wspominając o nim oczy jej błyszczały - Uwielbiam go. - zaraz jednak zeszła na ziemię. - Zapytaj Mary. Mają tu stacjonarne telefony. Co, żona w domu została sama? - zapytała z nutą współczucia w głosie.

- Bell? Takie coś jak Huey z Wietnamu? - kierowca spytał nieco niepewnie. Z Belli kojarzył właśnie tą maszynę jako wręcz ikonę wietnamskiej wojny. Ale z nowszych konstrukcji to chyba nie był na bieżąco. Rozróżniał głównie te typy co się przewijały obecnie w wojsku albo grach. A Bell’a o wspomnianym numerze modelu jakoś nie kojarzył. - Spytam ale widzisz jest strasznie zajęta. - wskazał głową na klikającą po drugiej stronie drzwi dziewczynę. - Żona niee… - pomachał dłonią na której w takim wypadku powinna znajdować się obrączka. - Ale dziew… Hmm… Właściwie to… Hmm… To trochę się pokomplikowało przez ostatnie dwie doby… Sam nie wiem jak to określić. Stało się tak szybko… - mruknął zakłopotany. Rozmowa z blondpilotem jakoś przypomniała mu o tym gąszczu gmatwaniny w jakiej się ostatnio znalazł. - Ale zostałem porwany a ona została u mnie w domu i nie wiem co się stało. A one tam były i gliniarze też to nie wiem jak to się skończyło. A potem z aresztu się nie dodzwoniłem więc już ponad dobę jak nie wiem co tam się stało. I dlatego chcę zadzwonić. - Russel wyrzucił z siebie potok słów bo po chwilowej pauzie flegmatyzmu jak sobie odświeżył te wydarzenia w trakcie mówienia znów zaczęło pobrzmiewać w głosie wzburzenie i upór.

- Gdybym miała swój telefon to bym ci pokazała filmik z lotu nad Portland. - Imogen odparła zadowolona, że chyba znaleźli wspólny temat. Gdy wspomniał o swoich problemach spojrzała na niego ze współczuciem. Zaraz jednak na jego słowa roześmiała się przyjacielsko - Przepraszam, ale brzmi to komicznie mimo całej powagi tej sytuacji - odparła z lekkim rozbawieniem. Machnęła ręką - Spokojnie Russel. Będzie dobrze. Jak kocha to wybaczy - dodała.

- Taa… Pewnie tak. Dzięki. - pokiwał głową jak sobie przypomniał o tym kochaniu. Się chyba lubil z Mitsy ale kochaniem to chyba za daleko by szło tak to nazwać. Wczoraj rano i jak go złapała za dłoń i szukała wsparcia… No to było fajne. Jakby nie to pewnie nie wyszedłby do tych wariatek. Ale sprawy się tak pokomplikowały i wtedy, i potem, i wcześniej, że obecnie zżerała go niepewność co do jego, jej i ich losu, przyszłości i statutu.
- A to jak złamałaś tą rękę? Miałaś jakąś kraksę? - kierowca spytał pilota bo był ciekaw jak to się stało. Jakoś kraksy lotnicze kojarzyły mu się z czymś cięższym z reguły od tych drogowych to wówczas chyba jak tylko rękę miała złamaną to chyba i tak wyszłaby z tego obronna ręką. No ale właściwie wypadek na drodze też mogła mieć. Piloci przecież też jeżdżą samochodami no nie?

Imogen wyprostowała się i schowała ręce do kieszeni. - Miałam powiedzieć że spadłam ze schodów... Znaczy tak sobie planowałam wam powiedzieć. Ale skoro już sobie tak gadamy... - podeszła do ściany i oparła się o nią - Miałam niefart próbując rozbroić gościa który zastrzelił policjanta który do mnie niestety podszedł. - wpatrzyła się w ścianę po drugiej stronie - Znaczy udało mi się go rozbroić ale miałam jakąś chwilową za... A nie. - przewróciła oczami - Zabrałam mu pistolet ale jak miałam nim strzelić w gangstera to się zaciął i nie wypalił. Wtedy tamten ruszył samochodem a ja nie zabrałam ręki. Uderzenie złamało mi rękę, ale pistolet szczęśliwie upad na chodnik. - jej skupiona mina wskazywała, że na nowo analizowała tamto wydarzenie. - Oni uciekli a ja zapakowałam się do swojego auta i ledwo dojechałam do szpitala. - znów się zamyśliła - Eh, cała tapicerkę mam pewnie usmarowaną w krwi. A Vanishem po skórze chyba nie powinno się jechać... - westchnęła.

Imogen i Russel odskoczyli odruchowo do tyłu, gdy nagle z hukiem otworzyły się drzwi. - Imogen Cobham i Russel Hayes potrzebują imiennego zaproszenia, czy może przez ten cały czas próbują rozwiązać sznurówki? - Mary dwa razy poklepała informację o ściąganiu obuwia. - Proszę się zastosować do wytycznych i wejść do środka.

Oczom detektywów ukazało się wnętrze. W pokoju o wymiarach trzy metry na pięć znajdowało się biurko, na którym leżał duży iMac, do którego podłączono czarnego laptopa oraz szereg najróżniejszych kabli. Miejsce obok zajmowała szklana, wypełniona po brzegi popielniczka, zapalniczka oraz karton Marlboro. Na pobliskiej szafce znajdowała się miniaturowa, oszklona lodówka z szeregiem pizz z supermarketu, a obok elektryczny, przenośny piekarnik. Oprócz tego dużo zakrytych regałów, w których mogło znajdować się cokolwiek.

Mary usiadła na skórzanym, obrotowym fotelu, wzięła do ręki dwa papierosy, zapaliła, po czym zaciągnęła się. - Czy mogłabym prosić panią Cobham, aby nie pokazywała ostentacyjnie do kamery zdrowego ramienia i nie chwaliła się cudownym uzdrowieniem? Pięć minut po tym, jak się ją prosi o dyskrecję? - Mary obróciła się dookoła. - O godzinie siódmej każdego dnia synchronizowane są zapisy monitoringu z bazą w Antarktydzie. Musiałam zapierdalać, jak szalona, by w osiem minut, które mi zostało, naprawić to, co beztroską rozmową państwo wykurwiliście. A najlepsze, że mogliście po prostu skorzystać ze Skorpionów i porozumieć się radiowo. Polly jest zbyt miła i takie są tego skutki. - Znów się zaciągnęła.

- Po czym pięć minut później mówi pani pod moim gabinetem, że "trzeba zrobić tak, aby przełożeni się nie dowiedzieli". Dobrze, że śpiąca królewna się w końcu obudziła - Mary znów obróciła się na fotelu. - Stoicie sobie, plotkujecie przed moim pokojem i nikomu do głowy nie przyszło zapytać, czy może potrzebuję jakiejś pomocy? A widziałam, jak pan… "dyskretnie" - zaśmiała się sarkastycznie. - Zagląda do mojego pokoju i patrzy sobie, jak zapieprzam nad klawiaturą.

Wstała, zagasiła papierosa, po czym przeszła przed biurko. Spojrzała głęboko w oczy Imogen, następnie Russelowi. - Nie daję wam nawet trzech godzin życia na tym statku. - Cobham nie wyglądała na przejętą słowami dziewczyny.

- Ahhh taakk? - Russel przyjął wzrokowe wyzwanie i wrzucił w nie całą złość jaką odczuwał odkąd przeniosło go do Oddziały i po raz kolejny przeżywał jedno bezsensowne zdarzenie po drugim. Począwszy od kajdanek które nagle stały się superkajdankami nie-do-kurwa-otworzenia nijak poza wizytą u nieletniego pojebańca mającego najlepsze odchyły by zostać jakimś nekrocosiem po sprawę do której ich sciągnęli i do której jako jedyny jak na razie zgłaszał zastrzeżenia. Niechcący ta laska która jednak okazało się umiała zrozumiale mówić potwierdziła to o czym mówił wcześniej cały czas.

- To nie było żadne dyskretne zerknięcie z mojej strony tylko nachalne obejrzenie pomieszczenia. By zobaczyć czy do czegoś nas pani nie potrzebuje. Brak werbalnej czy nie komunikacji w tym kierunku wskazywał, że nie. - skwitował jej zarzut o podglądanie czy co tam jej chodziło. Stał w progu chyba z minutę i miała wystarczająco dużo czasu by choć machnąć ręką do nich by weszli nie mówiąc już o krótkim “wchodźcie” czy coś w tym stylu.

- A z gipsem i zapisami to chyba was obie popierdoliło. - rzekł spokojnie patrząc na lubiącą rakotwórcze pałeczki w czerwono - białych opakowaniach. - Chcecie zatrzeć ślady w całej Firmie gdzie byliśmy i gdzie wszędzie są takie kamery i są z tego nagrania? I sobie nagle przypominasz na 5 min przed czasem, że chyba coś z tego się jednak wyśle jak wszędzie łazimy na krótki, firmowy rękaw i ten gips powinno być widać? A powrót? Powrót ze statku też wymażecie zawczasu czy po czasie jak się kopsniemy z powrotem? I to nasza wina? A kto wpadł na ten genialny pomysł by nas i ściągnąć, i podleczyć nielegalnie, i zaraz wysłać na akcję? Też my? - prychnął na koniec zirytowany zachowaniem tej laski co widać się miała za supersprytną. Może i była. Może i oni we dwoje popełnili błędy i uchybienia. Ale byli właśnie zieloni i nowi i świeżakami i nie mieli nawyków jakie mieli weterani w jakiejkolwiek branży jak choćby Kurt i Leo. I jeszcze chcieli ich wysłać samych takich zielonych na jakąś misję co się zapowiadała widać całkiem wesoło sądząc po słowach tej napalonej hakerki.

- Ja tam jestem tylko ciemnym blondynem ale mniej by się szło namęczyć z odgrywaniem tego gipsu jakby obwiązać te ramie choćby bandaże. Na kamerach coś białego na ramieniu chyba będzie. Czy sto wystarczy by nabrać kamery i tych za kamerami to powinnaś już sama wiedzieć. - wzruszył ramionami. Było tak samo miło, profesjonalnie i przyjemnie w obsłudze tej sprawy jak i przyjęcie, odprawa i teraz w tych przygotowaniach do tego skoku na Atlantyk. Zajebiście. Ciekawe, że nic nie nawijała o nagraniu nagle cudownie uzdrowionego Daniela który przecież powinien kuśtykać a nie łazić i ciagać za sobą ten durny cewnik. A może w zbrojowni czy drodze do niej kamer nie było? A cudowny ozdrowieniec chyba się rzuca w oczy bardziej niż laska co ma tylko rekę w gipsie.

- "Chyba was obie popierdoliło"… - spokojnie powtórzyła Mary.
Russel poczuł piekące uderzenie na policzku. Aż go wykrzywiło.
- Nie będziemy tak rozmawiać. Proszę pana o wyjście. Od tego momentu rozmawiać będę tylko z panią Cobham. Już wystarczająco czasu straciliśmy.

Imogen szybko odwróciła się w kierunku Russela przez co stanęła między nim a Mary. Spojrzała na niego unosząc lekko ręce w geście poddania.
- Nie ma sensu się denerwować - odparła spokojnym tonem do obojga. Podeszła do mężczyzny - Russel ogarnę to, ok? - wyszła razem z nim z biura dziewczyny. Hayes wydawał jej się być sympatyczny. Nie chciała, żeby wywalili go tylko dlatego, że miał zły dzień. Faceci już tak mieli, że jak nie układało im się z laską to zachowywali się irracjonalnie. A jej wydawało się właśnie, że ze swoją ledwo co się pokłócił.

- Zapisz się na jakiś kurs. Najlepiej samokontroli i interakcji społecznej. Przyda ci się. - Russel warknął do tej gockiej wariatki zanim wyszli z pomieszczenia. Trzymał się za uderzony policzek. - Dobra, bierz ją… Bo mnie zaraz cholera weźmie… - mruknął do Imogen kierując się ku wyjściu. Miał czas przynajmniej ubrać buty. A czas tracili jak na razie przez tę scenę z gipsem i jej brakiem o którym geniusze kierujący ich na ta akcję nie pomyśleli a potem jeszcze ta gocka czubówna poleciała bez słowa a starczyłoby właśnie słowo czy dwa. A jakby zostali w tej windzie i gadali sobie dalej? Albo w ogóle za nią nie poszli? Na co ona liczy? Ze będą w lot odgadywać jej myśli? Pogięło ją? A powiedział jednej, powiedział drugiej co o tym myśli to zaraz podpadł. Normalnie elegancka, klasyczna represja, zastraszanie i szykany. - Jak tak dalej pójdzie to skończę jako pierwszy dysydent w IBPI… - mruknął podnosząc się z kolan po zawiązaniu butów.

- Proszę poczekaj tu a ja spróbuję załatwić ci ten telefon - powiedziała Imogen i zawinęła się spowrotem do Mary. Russel zaś kiwnął tylko głową zgadzając się na jej posrednictwo w negocjacjach z tą emo za drzwiami.

- Sorry za tamto - Imogen przeprosiła dziewczynę. Umiejętność udobruchania człowieka od papierów to dla pilota ważna cecha. - Wybacz mu, ostatnie dwa dni dały mu mocno popalić. - pokajała się. - Chyba możemy wrócić do głównego tematu? - zapytała z nadzieją w głosie.
Mary skinęła głową. Wydawała się bardziej zirytowana, niż zezłoszczona.
- Po prostu boję się, że pierwsze co zrobi na tym statku, to podejdzie do przypadkowego turysty i powie "hej, jestem z tajnej agencji, nazywa się IBPI, łapię paranormalne stworzenia i o co cho z tymi samobójstwami". W każdym razie cieszę się, że mogłam spotkać się z nim osobiście - dodała enigmatycznie.

Zanim Imogen zdołała zapytać się, co Badaczka ma na myśli, Mary wyciągnęła z szuflady Implikera oraz podała go. Detektyw śledcza rozpoznała znajomy kształt… metalowy sześcian, który można było łatwo schować do kieszeni. Zdobiło go pojedyncze czarne oczko.

- Znasz zasadę użytkowania, co nie? Wkładasz Impliker do zasolonej wody, czekasz, aż dioda zmieni kolor na biały. Wtedy możesz postawić na ziemi w promieniu metra od drzwi i czekać, aż Portal zacznie działać. Sól fizjologiczna również zadziała - dodała, podając kilka jednorazówek płynu, który można było zakupić w każdej aptece. - Jakieś pytania na tym etapie?

Cobham wzięła do ręki urządzenie. Obejrzała je z bliska. Już je używała. Mały przenośny teleport. Uśmiechnęła się. - Eh - westchnęła i schowała Impliker do kieszeni, a jednorazówki z płynem fizjologicznym do drugiej - Czy Hayes zawsze tak się zachowuje czy po prostu można to zrzucić na to, że Loki namieszał mu w głowie? - zapytała starając się skryć zmartwiony ton głosu. - Może go odesłać do domu. Oczyści umysł. Niech sobie z żoną się dogada. A za trzy dni go doślecie... - wzruszyła ramionami.

- To nie moja sprawa, tylko wasza i Koordynatora. Ja jestem tutaj tylko Badaczem i jeśli mogę o coś prosić, to nie dawajcie go do słuchawki, gdy będziecie dzwonić - zagasiła niedopałki. - Co przypomina mi o telefonie. - Otworzyła inną szufladę i wyciągnęła klasyczną Nokię. Jedną z tych, które są powszechnie uznawane za niezniszczalne.

- Wygląda przeciętnie, lecz w rzeczywistości ma pozmieniane środki i pozwala na rozmowy satelitarne z IBPI. Wystarczy wybrać kontakt z książki adresowej nazwany "Emil Patterson". Ostrzegam, że wszystkie rozmowy są nagrywane i przesyłane zarówno do Portland, jak i na Antarktydę, toteż nie radzę urządzać prywatnych pogaduszek, jeżeli chcecie uniknąć podejrzenia o obijanie się w czasie pracy. - Podała telefon Immy wraz z ładowarką.

- Czy Polly prosiła jeszcze, żebym coś wam przekazała? - gospodyni spytała swojego gościa.

Cobham wzięła telefon i schowała go do tylnej kieszeni spodni. Ładowarkę trzymała dalej w ręku. - Przydałby mi się plecak - mruknęła pod nosem z uwagi na to ile już dostała przedmiotów do zabrania ze sobą. - Nie, chyba to wszystko. - westchnęła. - Czyli mam gadać z panią koordynator w sprawie Hayesa? - z jakiegoś powodu była przybita mówiąc to.

- Spróbuj donieść do przebieralni, powinna tam być jakaś torba - rzuciła Mary. Usiadła na fotelu po turecku. - Powtarzam, że Hayes mnie nie interesuje i to nie mój problem. Czas dorosnąć i podejmować samodzielne decyzje. Albo z własnej inicjatywy pójdziesz do Fennekin i poprosisz o… "odesłanie go do domu i oczyszczenie umysłu", jak to nazwałaś, albo uznasz, że przyda się do parzenia herbaty i go zabierzecie. Osobiście wolę, żeby jednak udał się na misję, bo tylko wtedy będzie mógł z niej nie powrócić. - Mówiąc to, Colberg uśmiechnęła się ze złymi iskierkami w oczach. Imogen poczuła na plecach ciarki. Badaczka obróciła się do iMaka i zaczęła pospiesznie pisać na klawiaturze. Po kilku sekundach nacisnęła "enter".

- Włączyłam moduł nagrywania pani oraz panu Hayesowi - odezwała się nieco uprzejmiej. - Możecie już iść. Życzę powodzenia. Niech każdy dzień przynosi nowe informacje. Będę pamiętała o was w moich modlitwach. - Uśmiechnęła się serdecznie i pomachała, jak gdyby była zupełnie inną osobą.

Immy zacisnęła zęby i wydawało się że liczyła do dziesięciu. - Dziękuję - odparła i odwróciła się na pięcie. Wyszła na zewnątrz i zamknęła za sobą drzwi. Ukucnęła by założyć buty. Wyprostowała się po tym i spojrzała na Russela. Skrzywiła się i westchnęła. - Chodź, idziemy. - odparła z rezygnacją i ruszyła przodem - Moduł nagrywania mamy już włączony - dodała.

- I jak poszło? - spytał Hayes idąc obok blondynki.

Chwilę szli w milczeniu, bo Imogen nie odpowiedziała mu. - Russel, chcę porozmawiać z koordynatorką, żeby odesłali cie do domu. Jeśli by to wypaliło to miałbyś 3 dni na ogarnięcie swoich prywatnych spraw... - mówiąc to nie patrzyła na niego. - Ale... - westchnęła - Nie masz dobrej opinii w firmie i jest szansa, że jak to zaproponuje to cie po prostu wywalą... - zagryzła wargę a na jej twarzy malowało się zmartwienie.

>>Czy czujesz się na siłach by zająć się zleceniem?<< zapytała, ale słowa nie wyszły z jej ust tylko od razu pojawiły się w jego głowie. I dopiero teraz spojrzała mu prosto w oczy.

- Nie masz dobrej opinii w firmie… - taksówkarz powtórzył słowa Imogen jakby je smakując. - Wiesz, z opiniami to taka zabawna sprawa, że często są one wzajemne… Mnie tam jakoś tłuczenie po twarzy nie nastraja do ludzi zbyt pozytywnie i optymistycznie… - rzucił tonem pośrednim pomiędzy ironią a luźną pogawędką o pogodzie.

>> Chcę zadzwonić do domu. Nie wiem co się tam dzieje. Dała ci ten telefon? << zamilkł i szedł razem z nią odpowiadając na ich prywatnym łączu którego dotąd poza rzadkimi okazjami raczej nie używał.

Imogen badawczo mu się przyglądała gdy mówił. Zacisnęła usta, gdy wspomniał swoje nastawienie do IBPI. >>Proszę, odpowiedz mi na moje pytanie<< powtórzyła, ale już odwróciła wzrok od niego i patrzyła przed siebie.

>> Imogen, niech każdy pozostanie w zgodzie ze swoim sumieniem co, jak i z kim ma rozmawiać. << odezwał się jego głos z mini głośniczka jakie oboje mieli zainstalowane w głowie. Był wkurzony. Widać było po tym jak nerwowo szarpnął przy tym za klamkę przy otwieraniu kolejnych drzwi. ~ Chyba ją pogięło jak sądzi, że się będę przed nią płaszczył za ten ich supertelefon. Znajdę sposób z nimi lub bez nich. Nie zatrzymają mnie. ~ wkurzała go bo przez drogę się gadało w windzie całkiem miło. Sprawiła na nim dobre wrażenie. Takie przyjazne. A przecież u tej emokretynki wcale się nie musiał angazować bo głównie się jej czepiła. A to on oberwał po ryju i jeszcze pewnie tamta znów mu odpowiednią adnotacje wpisała w papiery. Kolejna do kolekcji. >> A z tym kretyńskim statkiem nie chodzi o drewno. Inaczej ludzie skakali by za burtę co noc odkąd go zwodowali. Tam jest coś nowego. << rzucił jej na koniec przekazu. - Ale jak tamto emo jeszcze raz podniesie na mnie rękę to skończy jej się sejw za laskowanie. - warknął jakby Mary wciąż tu stała w pobliżu.

Cobham nie odpowiedziała Russelowi. Zdawało się nawet, że nie słucha tego co do niej mówi. Ostatnie zdanie zdawało się, że skomentowała tylko westchnięciem. - Tak, niech każdy pozostanie w zgodzie ze swoim sumieniem - powiedziała z rezygnacją w głosie i zniknęła za drzwiami przebieralni.


---



- Nie ma. - odparł facet po drugiej stronie lady patrząc beznamiętnie na ciemnego blondyna.

- Nie ma? Też nie ma? Czyli nie mogę zabrać noktowizora bo jak pan mówi nie ma tak? Nie ma też kamery ani aparatu, zwłaszcza z modyfikacją do robienia zdjęć i filmów po ciemku lub słabym oswietleniu by można było nagrać materiał i obejrzeć potem próbując wyłapać szczegóły. Nie ma też krótkofalówek by objąć cały zespół łącznością radiową i w ten sposób móc koordynować działania. Nie wspomnę o sprzecie do nagrywania i podłuchy by móc zebrać materiał z miejsc gdzie nie moglibyśmy się akurat nie dostać lub nasza obecność byłaby podejrzana. Nie wspominając o kajdankach co by nam się do legendy przydały bo też nie ma. - blondyn mówił zirytowanym głosem gdy po kolei wymieniał listę rzeczy o których myślał by zabrać na misję. Facet po kolei odpowiadał mu jednak, że nie ma i nie ma i jeszcze miał pretensje, że Russel ma pretensje, że nie ma.

- Rozumiem. Nie ma. A przypomni mi pan co to za miejsce? - Russel spytał całkiem grzecznie choć z wyraźną irytacją.

- Magazyn ubrań i przebieralnia. - odparł drewnianym głosem magazynier.

- No właśnie. Tak mi się zdawało jak tu wchodziłem. No, że nie ma krótkofalówek i noktowizorów jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Rzadkie zamówienie. Mało standardowe na standardwoy pakiet. Mmhmm... Ale plecak? Torba? Walizka? Jak mam to zabrać? Przecież duzo tego nie ma no ale mam w rekach to nieść? No nie chcę niczego specjalnego, zwykły pplecak czy torba... - spytał wskazując dłonią na stolik gdzie naszykował sobie rzeczy do zabrania. Nie było dużo. Ze dwie podkoszulki, jakaś koszula, shorty, bluza z kapturem na wszelki wypadek no i te latarki i lighstick'i co było jedyną zdobyczą jakie dla nich wytargował. No ale jak zopaczył "standardowy pakiet" w jakim to się miało zmieścić to uderzył do magazyniera bo tescowe reklamówki były od tego większe. Nie spodziewał się problemów bo przecież wystarczyłby, zwykły, nieduży plecak by to zgarnąć. I jeszcze miejsca by zostało. A tu się nagle zrobił niesamowicie wielki problem ze zdobyciem jakiegoś plecaka. W magazynie ubrań. I plecaków właśnie.

- Nie ma. Ma pan tamten zestaw standardowy i to musi panu wystarczyć. - odparł lakonicznie magazynier i coś podejrzanie wyglądał Russel'owi, że sprawia mu to złośliwą satysfakcję.

- No ale posłucha pan. Idziemy na misję specjalną. Wie pan tam już zginęli ludzie. I nie wiadomo co się tam dzieje. Więc nie wiemy co będzie nam potrzebne. No a jak już tylu rzeczy nie ma no to może choć jeden plecak bym wziął dla nas? Ja mogę dźwigać ale przecież wszystkim się przyda bo można tam coś wrzucić czy coś... - spróbował być logiczny i wyjasnić sprawę. Przecież jakby mieli ten cholerny plecak to wszyscy mogli z niego skorzystać a nie tylko on. Jak z tymi latarkami co zabrał. Potem mógł je rozdać reszcie albo i trzymać właśnie w plecaku. No ale po kieszeniach to nie bardzo bo jak?

- Rozumiem. Ale nie ma. - odparł oschle magazynier minimalnie wzruszając ramionami.

- Ahh ttaakk? - zgrzytną ze złości zębami Amerykanin. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był pewny, że koleś ma tu te cholerne plecaki i torby tylko skurwiel złosliwie nie chce mu ich wydać. Nagle zmrużył oczy gdy wpadł mu w oko ciekawy obiekt. Ruszył do obłego kształtu i podniósł wieko. ~ Ha! Zajebiście! Pusty! ~ zdjął pokrywę i złapał za wewnętrzną czarną, szeleszczącą powłokę.

- Hej! Co pan robi!? Proszę to zostawić! - facet zza ladą nagle zaczął okazywać zdumiewająco dużo emocji w porównaniu do wcześniejszego opanowania kawałka drewna.

- Nie ma toreb? A jednak jakąś znalazłem... - rzekł trumfalnie Russel wstrząchając czarną, błyszczącą materią. Zsunął naszykowane wcześniej rzeczy i zarzucił sobie czarny, worek na śmieci niczym parodia Św. Mikołaja i wyszedł z przebieralni.


---



Te małe zwycięstwo nad systemem poprawiło mu humor. Po powrocie z biura tej emowariatki był on w niezbyt dobrej formie. Ale w przebieralni jak zobaczył w lustrze, że w marynarce, koszuli i spodniach na serio wygląda jak Duchovny z Archiwum X to nawet mu się humor poprawił Dumał nad krawatem i ostatecznie wrzucił go do rzeczy do zabrania. Ale chryja z tym plecakiem znów mu zwazyła humer. Pieprzona dywersja i sabotaż a nie magazyn! W samych gaciach mieli jechać na tą misję? A ponoc taka superważna... Ale na wszystko był sposób. Na system z opornym magazynierem w roli głównej też.

Gsy wyszedł z magazynu okazało się, że Imogen nie ma na zewnątrz. Albo była jeszcze w środku albo uwinęła się prędzej. Szkoda. Miał chwile podczas przebierania to podumał nad tym durnym statkiem. No ale akurat z nią miał łączność nie tylko bezposednią. Krótkofalówki były mu głównie potrzebne dla pozostałej dwójki a dla nich były w rezerwie i dla ściemy.

>> Imogen? Załatwiłem latarki. I podumałem nad tą sprawą. << nadał do niej na poczatek. Spojrzał na zegarek. Całkiem sporo jeszcze czasu jak na sytuację jaką mieli. Poza tym nie musiał stać by nadawać. >> Nie chodzi o drewno. Nie o samo drewno. Nie sądze by chodziło o drewno. Jak już to te laski. Obie były z zespołu. Faceci byli na doczepkę. Tak myślę. Nie są ważni. Byli przypadkowymi ofiarami a nie czynnikiem twórczym. Tam coś jest. Coś co się ujawniło dopiero teraz. W nocy. Może przypadek. Ale obie sprawy były w nocy. Albo się to aktywuję w nocy albo no nie wiem... Zbiera na impuls i kumulację czy coś w ten deseń... Jeśli tak jest to ja wcale nie musze nic wykryć detektorem. I nic nie wykrywac przez większość czasu. Póki cholerstwo się nie uaktywni albo nie przekroczy pewnego poziomu. Na przykład tej nocy. I te laski. Zacząłbym od nich. Obie były śpiewaczkami. Może jakiś mikrofon czy inne spatum. Albo coś co używały w zespole no wiesz, jak te skrzypce czy te noże co zmuszają do czegoś. ale coś musiało to aktywować. A ci faceci... Może to miesza w mózgach czy robi inną wodę z mózgu. Daniela mozna się spytać on powinien się na tym znać. Aha, tobie też dali taki chujowy worek? Bo wiesz, ja zgarnąłem taki worek to jakby cos to mogę ci coś w niego wrzucić. << przez większość nadawał krótko. Tak jak myślał. całkiem inaczej niż odzywał się zazwyczaj czy na tej linii czy głosowo. Dopiero na koniec gdy pytał ją o worek dał się słyszeć Hayes jakiego słyszała wcześniej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-09-2015, 18:50   #26
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przeszła za drzwi przebieralni, zamknęła je za sobą i oparła się o nie plecami. Wciąż zastanawiała się co właściwie wydarzyło się w biurze Colberg. Gotka nie miała racji, żeby się wściekać i mieć pretensje do nich. Russel miał rację wytykając jej, że przecież i tak wszystko widać na nagraniach… Zresztą chyba wygodniej było wyczyścić nagrania z początku, żeby w ogóle nie było widać, że którykolwiek z Detektywów był w stanie wymagającym interwencji chirurgów. Ale cholera ich tam wie, może nie wiedziała czegoś co wiedzieli Badacze i Koordynatorka. W końcu Imogen była… zielona. No i właśnie, przecież to oczywiste, że i tak w niczym by Mary przy kompie nie pomogli.
Ale czemu skończyło się tak jak się skończyło?
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Ruszyła się z miejsca w kierunku szafek. Pakowanie się zajęło jej moment. Tak to już jest jak prawie pół życia mija na walizkach. Skupiła się na tym bardziej niż było to konieczne. Do podręcznej torby podróżnej wrzuciła ładowarkę do telefonu, zapakowane w foliowy woreczek opakowania z płynem fizjologicznym, przybory kosmetyczne, duże ilości gumek… do włosów, bo zawsze je gubiła, bieliznę, krótką kieckę, która odpowiadała jej wymaganiom i jedną parę wygodnych butów. Do drugiej “wyjściowej” torebki wrzuciła telefon od Mary, pomadkę, krem o rąk i Impliker z myślą, że przekaże go któremuś z rodzeństwa Visser.

Przebrała się. Już miała założyć zegarek na rękę, ale odłożyła go, bo sobie przypomniała, że go nie potrzebuje.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze.

- No i pistolet będzie musiał wylądować w torebce - skrzywiła się. Sięgnęła jeszcze, po lekki, ale długi do połowy kolan czarny i obszerny sweterek o szerokich rękawach i kapturze. - W razie czego zawsze może robić za szlafrok… - skomentowała patrząc po sobie. W każdym razie dłuższy rękawek na pewno się przyda w klimatyzowanych pomieszczeniach. A tego na statku nie powinno zabraknąć. Zdarzało jej się marznąć przez to.

Zajrzała do skórzanej szaszetki z dokumentami i na szybko je przejrzała dzieląc je między torbę, a torebkę. Otworzyła paszport na stronie ze zdjęciem posiadacza. Obok zdjęcia uśmiechniętej blondynki widniało imię, nazwisko i narodowość amerykańska.
- Elsa Carlsson… - prychnęła z lekkim rozbawieniem. Wrzuciła paszport do torby podróżnej. Dokumenty potwierdzające bycie pracownikiem Interpolu i dokument tożsamości wylądowały w torebce. Reszta trafiła tam, gdzie paszport. Wstała gotowa do wyjścia.

Wahała się. Miała dylemat co dalej.
Westchnęła.
Nie wiedziała co zrobić.
- W zgodzie ze swoim sumieniem… - powtórzyła pod nosem.
Zacisnęła pięści. Nie mogła tego olać.

Immy wyszła z przebieralni bogatsza o trzymaną w ręku podręczną torbę podróżną, niewiele większą od torby na laptop oraz z przewieszoną przez ramię torebką ruszyła szybkim krokiem przez korytarz. Nie poszła prosto do Portalu.
“Czemu nie mogłeś po prostu odpowiedzieć na pytanie” pomyślała zła. Szczerze liczyła, że powie “tak, spoko, dam radę” opcjonalnie “nie, chcę do domu, do żony/dziewczyny/kochanki czy cokolwiek co mu się po domu pałęta”. To przecież nie boli, żeby odpowiedzieć na proste pytanie. A tak odpowiedzialność za podjęcie decyzji przerzucona została na nią.
Immy naprawdę była przekonana, że Loki namieszał Hayesowi w głowie i przez to facet zachowywał się tak… chaotycznie. Ale zdała sobie sprawę, że to co powiedziała Colberg było ubraniem w słowa obaw jakie sama miała.
Kątem oka dostrzegła przechodzącą korytarzem panią Koordynator. "No i mam cie"
Imogen wzięła głęboki oddech. Tak jak wytknęła to jej Mary, to był tylko ich problem. Detektywów śledczych i Koordynatorki. Jeśli Russel nie zapanuje nad sobą to im się dostanie w pierwszej kolejności.
- Pani Fennekin. - zwróciła na siebie jej uwagę by nie zniknęła za jakimiś drzwiami. - Czy możemy chwilę porozmawiać? - zaczęła zwalniać krok.
Koordynator przez krótki moment wydawała się zaskoczona. Lecz na pewno nie można było tego wyczuć w jej głosie, gdy przemówiła:
- Pani Cobham - skinęła jej głową. - W czym mogę pomóc?
- Chodzi o Hayesa - wypaliła Immy bez owijania - Ja wiem, że mamy braki kadrowe. Ale… - i zdała sobie sprawę, że nie przygotowała się na tą rozmowę. Powinna mieć już w głowie przemyślaną tą rozmowę. - Eh… - uznała, że powie dokładnie to co wcześniej powiedziała w biurze Mary - Czy Hayes zawsze tak się zachowuje czy po prostu można to zrzucić na to, że Loki namieszał mu w głowie? - zapytała, ale zabrzmiało to jakby nie oczekiwała odpowiedzi - Może go odesłać do domu? Niech sobie dogada się ze swoją połówką. Oczyści umysł. Za trzy dni go doślecie jeśli my do tego czasu nie będziemy niczego mieli - stała wyprostowana i ewidentnie spięta.
- Och - wymsknęło się zazwyczaj w stu procentach opanowanej pani Koordynator. Na krótki moment zamilkła, widocznie również nieprzygotowana na tego rodzaju rozmowę. - Czy coś się… stało?
- Ponad to co do tej pory pokazał? - Imogen skrzywiła się, bo wyglądało, że rozmowa będzie cięższa niż by tego chciała - Obawiam się, że takie sceny odstawi na statku. - załamała ręce - On nie panuje nad sobą - odparła w końcu z rezygnacją. - Zafiksował się na tym dzwonieniu do domu jakby miało go to zbawić, a po drodze skłócił się chyba z każdym kogo spotkał. Może Loki cały czas nim kieruje? - dodała bez przekonania.
Polly zastanawiała się przez chwilę. Wydawało się, że zupełnie zapomniała o tym, że zegar tyka, a do skoku na statek pozostawało coraz mniej czasu.
- Myślę, że to nie Loki. Chłopiec jest mimo wszystko zbyt logiczny i społeczny, żeby miał komuś narzucić tego rodzaju zachowanie - westchnęła. - Niestety charakterek pana Hayesa przejawiał się o wiele wcześniej, gdy chłopca jeszcze u nas nie było. Nigdy tego nie zapomnę. Egzekutor do spraw finansów pofatygowała się do Portland z Antarktydy, na podsumowanie kwartalnego rozliczenia. Na chwilkę usiadła w swoim tymczasowym gabinecie, gdy znikąd pojawił się właśnie on, zaczął krzyczeć, że jest… tutaj zacytuję… "zimną suką"… i co jakoby cały Oddział o niej myśli. Później pstrykał jej długopisem nad głową, chcąc w ten sposób wymazać pamięć. Proszę sobie tylko wyobrazić, jak długo później musiałam się tłumaczyć z postępowania mojego agenta. A pan Hayes wydawał się bardziej dumny, niż skruszony ze swoich poczynań. Postanowiłam dać mu jednak drugą szansę. I tak właśnie kończy się pobłażliwość z mojej strony - znów zamilkła, jakby wspominając scysję z Egzekutorem Seną Motu po wybryku Russela. - Nie możemy sobie pozwolić, żeby tego rodzaju ludzie reprezentowali Oddział w Portland. Łańcuch jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo.
Imogen zatkało na to co usłyszała z ust koordynatorki…
- Zwyzywał egzekutora od suk?! - wydusiła z siebie w końcu z niedowierzaniem. Spuściła głowę i pokręciła nią. Już chciała powiedzieć do koordynatorki “Na serio tak zrobił?” Ale spojrzała jej w oczy i stwierdziła, że w tym temacie by nie żartowała. Musiała mieć wtedy nieźle przerąbane przez tego gościa.
Naprawdę Immy dałaby sobie rękę uciąć, że to “tylko” kwestia Lokiego bawiącego się laleczkami. Nie spodziewała się, że on po prostu “taki” jest.
To tylko utwierdziło Brytyjkę w przekonaniu, że dobrze zrobiła.
- No to… Ja może już pójdę pod portal… - miała już ochotę znaleźć się na tym cholernym statku i zostawić ten problem za sobą.
- W takim razie ja też jestem zmuszona udać się w stronę Portalu - Fennekin ze smutkiem pokiwała głową. - Piętnaście minut do skoku. Musimy się pospieszyć.
Cobham zacisnęła dłoń na trzymanej w torbie. Wolną rękę Brytyjka schowała do kieszeni szortów.

Detektyw śledcza Imogen Cobham razem z Koordynator Polly R. Fennekin ruszyły do sali z Portalem. Pozostawało już tylko czekać na to jak zostanie rozwiązana ta sprawa.

Russel w tym czasie rozpoczął nadawanie na radiu...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-09-2015, 19:43   #27
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Detektywi śledczy stojący przy Portalu zdziwili się, gdy zza korytarza ukazała się postać Imogen Cobham w towarzystwie… Koordynatora ich wspólnej misji! Obecność drugiej kobiety nie musiała dziwić – być może chciała pożegnać się z drużyną i życzyć jej powodzenia. Jednak dlaczego obie pojawiły się razem? Czyżby przypadkiem spotkały się na korytarzu? Jak tak, to o czym mogły rozmawiać?

Polly R. Fennekin podeszła elegancko wyprostowana i z oszczędnym, formalnym uśmiechem.

- Miło mi, że jesteście przygotowani i gotowi do drogi – zaczęła. – Mam nadzieję, że wyprawa będzie przyjemna i bezpieczna, lecz jednocześnie obfitująca w informacje, na których IBPI zależy. W razie potrzeby rozwikłania najróżniejszych, trapiących kwestii, korzystajcie z otrzymanej komórki. Mary Colberg jest Badaczem, którego darzę najwyższym zaufaniem i nie wątpię, że będzie niezwykle pomocna – skinęła głową. – Zanim wyruszycie w podróż, chciałabym złożyć ciekawą propozycję. Obecny tu detektyw Russel Hayes posiada nieoceniony moduł w Skorpionie, jakim jest Detektor Fluxu. Żeby jednak zadziałał, musi udać się na MSC Poesię pierwszy, aby obecność dwóch Paranormalium, jakimi są państwo Visserowie, nie przeszkodziła w pracy urządzenia. Wkrótce po tym wyruszą za nim pozostali. Udam się do Nawigatora, by poinformować go o nowych okolicznościach – rzekła, po czym skierowała się na tyły Portalu.

Daniel Visser zmarszczył brwi. Czy styl wypowiedzi Fennekin nie był jakby… nieco inny? Koordynator mówiła znacznie bardziej kwieciście, korzystała z wielu przymiotników… przypominała bardziej polityka, niż oszczędną kobietę, jaką wydała się podczas pierwszego spotkania. Spojrzał na Lotte, która odwzajemniła spojrzenie. Też zauważyła. Imogen w tym czasie niepewnie kierowała wzrok to na Russela, to na Fennekin, jak gdyby jakaś dodatkowa kwestia ją trapiła.

- Wszystko już zostało zaaranżowane – rzekła Koordynator, gdy wróciła. – Panie Hayes, życzę powodzenia! – uśmiechnęła się serdecznie, zwracając się do detektywa. – Nie wątpię, że pańskie umiejętności oraz hart ducha pomogą w udzieleniu odpowiedzi na wiele frapujących pytań i w rezultacie doprowadzą do szybkiego rozwikłania śledztwa.
Niespełna pół minuty później Russel przeszedł przez Portal z wypełnionym workiem na śmieci w ręce, którego ukradł z przebieralni. Gdy to nastąpiło, Koordynator jakby westchnęła głęboko.

- Na śledztwo uda się jedynie wasza trójka. Plan, który przed chwilą przedstawiłam, był tylko mistyfikacją, mającą na celu szybkie i bezproblemowe usunięcie Russela Hayesa. Został właśnie wysłany do siedziby komisji dyscyplinarnej na Antarktydzie, gdzie jego Skorpion ulegnie permanentnemu wyłączeniu. Straci tytuł detektywa, tym samym odchodząc na przedwczesną emeryturę. Oddział w Portland nie potrzebuje nieobliczalnego członka, dla którego kultura osobista to obce pojęcie. Rozmyślałam nad takim rozwiązaniem, odkąd napadł Egzekutor ds. Finansów w jej gabinecie, lecz ostatecznie przekonała mnie pani Cobham. Jeżeli pan Hayes zdołał wywrzeć na współpracowniku tak negatywne wrażenie w niespełna godzinę znajomości, to jest to ostateczny dowód, że tę decyzję należało podjąć jak najszybciej. Głęboko wierzę, że w ten sposób ułatwiłam wasze dochodzenie na MSC Poesii.
„Pewna jestem również, że odtąd Egzekutor Sena Motu przyjaźniej będzie spoglądać na Portland przy rozdysponowywaniu środków”, dodała w myślach.

Pożegnała ich, po czym przeszli przez Portal.
Prowadził ku spodziewanej lokalizacji.


GAMBIT RUSSELA HAYESA
Tego samego dnia
Komenda policji w Portland

Alison Altdorf trzęsła się na swoim siedzeniu w sali przesłuchań. Czuła chłód, przenikający ciało i promieniujący gdzieś z głębi, jakby z kości. Szlochała. Przestawała tylko wtedy, gdy kojące zmęczenie narastało, pozbawiając ją resztek sił, których i tak nie miała zbyt wiele. Później jednak - za każdym razem - i tak na nowo wybuchała płaczem, a sceny wszystkiego, co przeżyła, migały przed jej oczami. Wnikliwy obserwator dostrzegłby, że nie ma rzęs. Każdą ze strachu i stresu wyskubała. Była wielkim kłębkiem nerwów, nie mogącym zaznać spokoju.

- Czy czuje się pani na siłach, pani Altdorf...? - niepewnie zaczął przesłuchujący policjant.
- W p-porządku, spróbuję - odparła. - M-muszę. Abym… abym mogła zacząć od nowa. Chcę dzisiaj zakończyć tę sprawę i o wszystkim zapomnieć.
“Jakbym mogła zapomnieć”, pomyślała, rozpłakawszy się na nowo. Wzięła jedną z chusteczek higienicznych, których opakowanie leżało na stoliku.
- Jest pani przekonana, pani Altdorf? - policjant chciał się upewnić. Gdy kobieta skinęła głową, dodał: - Jest z nami dwójka funkcjonariuszy na stażu z Seattle. Czy ich obecność przy przesłuchaniu będzie pani przeszkadzać?
Alison pokręciła głową na znak, że nie. Widać było jej wszystko jedno.
- Czy mogę prosić panią o rozpoczęcie składania zeznań? W każdym momencie będzie mogła pani przerwać, gdy tylko będzie pani chciała.
Kobieta kiwnęła głową. Przyjęła do wiadomości.
- Już długo wyobrażałam sobie tę chwilę. Gdy będę bezpieczna i w końcu opowiem o wszystkim, co robił mi ten b-bydlak. Chcę opowiedzieć o wszystkim i mieć to za sobą.
Chwyciła mocniej chusteczkę. Wydawała się nieco silniejsza, niż wcześniej.

- Przybyłam tutaj rok temu. Do Portland. Moja matka, z którą nie utrzymywałam kontaktu, posiadała motel. Gdy umarła, przyleciałam ujrzeć, co zostawiła w spadku dla mnie i mojej siostry Isabelle. Wsiadłam do taksówki, która stała na parkingu przy lotnisku. Gdybym tylko wybrała jakąkolwiek inną spośród tych, które stały - jej głos się załamał.
- Pani Altdorf, czy chce pani może odrobinę…
- Nie, wszystko w porządku. Będę kontynuować. Podobałam mu się. Widziałam to. Tylko połowicznie koncentrował się na drodze, próbował mnie zagadywać… Nie chciałam tego. Kiedy wysiadłam, uparł się, by zanieść moje bagaże do środka. Wtedy zgodziłam się, dla świętego spokoju. Wewnątrz budynku skaleczył się… myślę, że celowo. Bałam się, gdyż motel był opuszczony i wewnątrz nie było nikogo oprócz nas… i słusznie się bałam. Doskoczył do mnie i kazał mi pić swoją krew. Mówił, że mam dziwne oczy… - Alison spojrzała gdzieś w bok, jak gdyby chcąc uciec wzrokiem od tej sceny. - Myślałam, że mnie zgwałci. Wtedy… wtedy jeszcze nie. Powiedział, żebym uciekła i że nie chce zrobić mi krzywdy… Tak bardzo się bałam, że nie mogłam się ruszyć z miejsca. Ciągle czułam metaliczny, słodkawy smak… Nagle uderzył mnie i powiedział, że chce zanieść walizki do pokoju. Chciał, abym zapłaciła mu za przejazd taksówką, tyle że podczas szamotaniny zgubiłam torebkę gdzieś na korytarzu. Kiedy mu o tym powiedziałam, wybuchnął gniewem i zaczął mnie bić. Straciłam przyjemność. To znaczy przytomność. To był… to był dopiero początek koszmaru.

Policjanci z Seattle spojrzeli po sobie. Kiedy tu przyjeżdżali, nie byli przygotowani na to, co zastaną.

- To się dopiero zaczęło - powtórzyła Alison. - Obudziłam się w ciemnym, zimnym miejscu. Piski szczurów, lub kropelki wody… że ja to pamiętam… Ja wszystko pamiętam. Każdą rzecz od początku do końca, każdy raz, gdy mnie dotknął, gdy do mnie mówił! Przychodził do mnie często, aby dawać jedzenie, zmieniać wiadro na nieczystości… Nienawidziłam go. Nazywał mnie swoim… “mitsy” - skrzywiła się. - Co to miało znaczyć? Błagałam go, by mnie wypuścił… ale on nie słuchał. Zaczął mnie wynosić na parter, mogłam zobaczyć… słońce - zadrżała. - Drzewa za oknem. Byłam wtedy za to wdzięczna. Za taką prostą rzecz - rozpłakała się. - Miałam nadzieję, że ktoś mnie zobaczy. Dzieciak z gazetami zabłąka się na posesję od strony ogrodu, lub sąsiedzi, którzy rzucili frisbee za daleko. Niezliczone godziny spędziłam nad wymyślaniem, z jakiego powodu ktoś mnie dostrzeże. Sama nie mogłam nic robić, za każdym razem, gdy wynosił mnie na górę, krępował mi kostki i nadgarstki. Wsadzał szmatę w usta. Nawet bez niej nie mogłabym krzyczeć. Zagroził, że jak pisnę słowem, to mnie zabije… Bałam się, lecz najbardziej przeraziło mnie, gdy w końcu uzmysłowiłam sobie, że Russel… że ten pieprzony bydlak… jest prawdziwie szalony. Cholerny świr.

Alison oparła łokcie o stół, cała rozstrojona. Zaczęła się krztusić. Poprosiła o chwilę przerwy. Cała siła, jaką w sobie znalazła, by opowiedzieć część swojej historii jakby wyparowała. Mówienie z sensem i po kolei stanowiło większy wysiłek, niż podejrzewała.
W tym czasie stażyści wymienili między sobą kilka zdań.
- Obawiam się, że ta historia się dopiero rozkręca - rzekł jeden z nich. Wkrótce jednak zamilkł, gdy Alison Altdorf zdecydowała się kontynuować zeznania.

- Mówił do siebie. Wpatrywał się w przestrzeń i rozmawiał z duchami. Tak myślałam na początku… dopiero później okazało się, że rozmawia ze mną. Z “mitsy” - dodała gorzko. - Dorobił mi nową osobowość. Nazywał fanką fitnessu, wysportowaną dziewczyną, jaką nie byłam. Pytał, kiedy wrócę z siłowni. Chyba taki był jego ideał kobiety. Czasami rozmawiał ze swoją matką przez telefon… wtedy brzmiał tak uprzejmie, tak usłużnie... Nazywał mnie swoją współlokatorką. Opowiadał o mnie, czy raczej o “fance fitnessu”. Chyba wierzył w kłamstwa, które sam stworzył. Raz przed moimi oczami odegrał spotkanie z rodzicami, których przecież tam nie było…! Rozmawiał wtedy z trzema duchami.

Alison potarła oczy. Przypomniała sobie, że musi się opanować.

- Innym razem wyjmował pelerynę… tak, pelerynę… i okulary, które nazywał noktowizorem… czasem to była maska gazowa... malował barwy wojenne na twarzy… i biegał z latarką oraz… lupą… wokół kanapy, na której mnie sadzał. To brzmi nieprawdopodobnie, ale tak naprawdę było! - Alison zerwała się z krzesła na równe nogi. Na chorobliwie bladej cerze rozkwitły kropelki potu, kapiące wraz z łzami po policzku. - Naprawdę, ja zamykałam oczy i modliłam się, żeby tylko…!
- Proszę usiąść, pani Altdorf, wierzymy pani.
Alison zamknęła oczy, po czym osunęła się na krzesło. Policjant już miał pytać, czy kobieta dobrze się czuje, gdy ta kontynuowała:
- Biegał wkoło, i krzyczał, że pokonuje potwory. Czasami brał poduszkę i uderzał w nią nożem, mówiąc, żeby szła do Szatana. Niekiedy był na… jak on to nazywał, “treningach”, kiedy indziej wykonywał “misje”. Nazywał to IBPI. Biegał po domu i wrzeszczał tę nazwę, to chyba było zaklęcie ochronne, albo jakiś okrzyk wojenny. Albo może nazwa tej… “organizacji”, do której mówił, że należy. Czasami rozmawiał z drzwiami i groził, że jak nie zamienią się w “Portal”, to je podpali. Bałam się, bo wierzyłam, że jest do tego zdolny. Kiedyś zapytał mnie, jaki mam kod dostępu. Usłużnie powiedziałam, że taki, jaki mi przydzieli. Wtedy znowu mnie pobił i odrzekł, że on jest tylko “Detektywem śledczym” i to nie on decyduje, jak wysoko kto jest w hierarchii i żebym nie śmiała się z niego, bo jeszcze daleko zajdzie. Tak bardzo się bałam. Cały czas się bałam. Czasami marzyłam, że do tego wszystkiego w końcu przywyknę… i wtedy uświadomiłam sobie, że ja już nawet nie liczę na ratunek. Jedyne, o co mogłam prosić Boga to to, że się przyzwyczaję i będzie mi lżej znosić każdy dzień.

Alison przełknęła ślinę.
- Czasami znikał na kilka dni, a ja zostawałam wtedy sama w piwnicy. Za każdym razem myślałam, że już nie wróci. Umierałam z głodu, na szczęście... na szczęście jedna rura była nieszczelna i skapywały z niej kropelki wody. Bardziej drażniły pragnienie, niż je zaspokajały, ale i za nie byłam… byłam wdzięczna.

Policjant wydawał się niezwykle przejęty wyznaniami kobiety. Wierzył jej. Wierzył w każde słowo. Widział jak wygląda… na zdjęciu legitymacyjnym, które otrzymał z góry, widniała śliczna, młoda kobieta. Lśniące, brązowe włosy, urokliwe dołeczki w policzkach. W tej chwili przed nim siedział jedynie cień człowieka. Skóra o kolorze marmuru, cienie pod oczami, zmatowiały wzrok. Wychudzona, obwisła skóra zwisała z rąk, jak u staruszki. Musiała ważyć co najwyżej trzydzieści kilogramów. Wydawała się krucha, niczym szklana kukła. Jeżeli tak wyglądała fizyczna strona Alison Altdorf, to policjant bał się nawet zastanawiać, jak mogła prezentować się jej sfera psychiczna.
- Chciałbym skończyć na dzisiaj. Już wystarczająco pani pomogła. Potrzebuje pani opieki lekarza.
- Nie - w Alison pojawiła się jakby nowa siła. - Chcę to mieć za sobą. Jak najszybciej. Chcę przejść do samego końca, nim nie powiem już nic.
Policjant przypomniał sobie, by koniecznie wezwać psychologa policyjnego po zakończeniu przesłuchania.

- Znowu zniknął na kilka dni. Dopiero drugiego dnia głodówki odkryłam, że zapomniał zamknąć za sobą drzwi do piwnicy. Ile razy marzyłam, że tak się zdarzy… Jednak wtedy byłam już złamana. Wróciłam na stare prześcieradło, na którym tyle leżałam i zaczęłam płakać. Byłam pewna, że to jakaś kolejna jego gra… Następnego dnia nie wytrzymałam i poszłam po schodach na parter… Naprawdę go nie było! Rzuciłam się do drzwi, przewracając się po drodze. Były zamknięte. Próbowałam otworzyć okna, ale zasłaniały i blokowały je rolety antywłamaniowe… a ja nie miałam siły, by cokolwiek z tym robić. Szukałam pilota, płacząc. Na pierwszym piętrze tak samo. Już myślałam, że będę wolna… a okazało się, że jedyne co się zmieniło, to wymiary klatki. Wtedy zobaczyłam telefon stacjonarny.

Alison splotła palce. Wpatrywała się w nie długo, próbując zebrać myśli.
- Ja nie myślałam logicznie. Powinnam zadzwonić na pocztę. To znaczy na policję. Policję mam na myśli. Ale wpierw pomyślałam o siostrze. Ja nie byłam sobą. Zadzwoniłam na jej telefon i zaczęłam krzyczeć, żeby uciekała, bo chce ją dorwać. Bo ja wtedy już myślałam, że on znika na te dni, bo chce i ją znaleźć. Isabelle była zaskoczona… tylko tyle pamiętam… a później cały czas prosiła mnie o adres, gdzie jestem. Nie wiedziałam, po co jej adres, sama krzyczałam, że ma od tego adresu jak najdalej uciekać. Dzięki Bogu jednak zdołała go ode mnie wyciągnąć. Sama go znałam tylko i wyłącznie dlatego, bo raz ten zwyrodnialec wyjawił go, podczas jednej z głuchych rozmów z duchami. On naprawdę był szalony. On był szalony, prawda? Ja się teraz zastanawiam… może on był przez ten cały czas jak najzupełniej zdrowy, tylko mnie chciał doprowadzić do szaleństwa? Czy to możli…
- Nie - policjant stanowczo zaprzeczył. - Ten człowiek był szalony. Szukamy go. Zniknął, zapadł się pod ziemię, ale go znajdziemy.
Alison spojrzała niepewnie na policjanta, nie wiedząc, czy mu wierzyć.

- Usłyszałam, że do garażu wjeżdża samochód. Zdążyłam jedynie odłożyć słuchawkę i wrócić do piwnicy, gdy jego głos zaczął mnie nawoływać. Udałam, że śpię. Na szczęście zostawił mnie w spokoju. Następnego dnia obudziły mnie głosy. To był on, Russel. Rozmawiał z kimś. Już myślałam, że to kolejny z jego napadów, gdy nieoczekiwanie duch odpowiedział. Głosem mojej siostry Isabelle.
Alison rozmasowała skronie.
- Wybiegłam na górę. Znowu nie zamknął celi. Myślałam, że ja też oszalałam, gdy ujrzałam moją siostrę… z tym łajdakiem… W rzeczywistości jednak myślałam trzeźwiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wziął ją za jeden ze swoim omamów. Myślał, że jest latynoską i moją koleżanką z fitnessu. Tak bardzo bałam się. Mimo wszystko skończyło się szarpaniną, lecz Isabelle zdołała uciec. Na szczęście.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zadzwoniła na policję. Od razu po pani telefonie, lub później. Dlaczego wczoraj rankiem zdecydowała się pojechać do domu Russela Hayesa, zamiast wysłać patrol policyjny.

Alison wiedziała dlaczego. Z tego samego powodu również nie pomyślała o dzwonieniu na policję w pierwszej chwili. Osiemnastoletnim siostrom Altdorf nie powodziło się po tym, jak matka uciekła do innego stanu, by zacząć życie od nowa. Kolejnych sześć lat życia spędziły, dokonując wielu niekoniecznie legalnych rzeczy, spotykając się z ludźmi, z którymi nie powinny. Wpoiły sobie metody unikania policji, na pewno też nigdy nie szukały w niej wsparcia, czy rozwiązania ich problemów. Nawet teraz kontakt z policją musiał być dla Isabelle ryzykowny. Alison zastanowiła się, czy udałaby się na komisariat, gdyby sama była na miejscu siostry.

- Może bała się, że on zrobi krzywdę sobie i mi, gdy zobaczy policję? A może wręcz przeciwnie, nie zrozumiała, że jest szalony i że nie da się z nim pertraktować? Nie wiem. Moja siostra zawsze była silną, pewną siebie kobietą. Być może przeceniła swoje siły. M-moja siostra… tak źle mówić o niej w czasie przeszłym - załkała. Wzięła kilka głębszych oddechów, zanim kontynuowała:
- Wczoraj rano przeniósł mnie związaną z sypialni do dużego pokoju, toteż wyraźnie słyszałam, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Moja siostra… była głupia. Przyszła i domagała się, żeby mnie wypuścił. Leżałam przerażona nie wiedząc, co się dzieje… później zaczął krzyczeć coś o nalocie “feminazistek”, które demolują mu dom i dziewczynach w krótkich spódniczkach bez bielizny. To chyba była jakaś jego seksualna fantazja… Unieszkodliwił moją siostrę paralizatorem, którym zawsze mnie straszył, po czym wybiegł z nią z domu. Co się dalej działo, nie mam pojęcia. Mnie natomiast znalazła policja… Pewnie zaniepokojeni sąsiedzi ją wezwali… Tylko gdzie byli przez ten cały rok, kiedy ten bydlak mnie więził…
Policjant wstał.
- Dziękuję za pani zeznania. Odprowadzi panią mój kolega, posterunkowy Johnson.
Alison kiwnęła głową.
- Przepraszam, że wczoraj nie byłam w stanie ich złożyć.

Kiedy opuściła salę przesłuchań, policjant zwrócił się do kolegów z Seattle.
- Straszny syf, co nie? Skurwysyn zawiózł jej siostrę do opuszczonej cegielni w Scappoose. Kręcił sceny o charakterze seksualnym, zabezpieczyliśmy dowody. Na koniec pchnął ją nożem, zaniósł do SUVa i zwolnił hamulec. Następnie na piechotę ruszył do Scappoose, gdzie pochwalił się filmem jakiemuś mężczyźnie, pokazał genitalia małej dziewczynce i rozbił zawartość automatu z napojami. Kiedy policja go zgarnęła, krzyczał, że jest ofiarą tych “feminazistek”, o których mówiła Alison i że to on jest ofiarą. Ciągle też prosił o kontakt z “mitsy”. Funkcjonariusze nie wiedzieli, czy obraża ich przyrodzenia, czy może składa homoseksualne propozycje. Prawdopodobnie i jedno, i drugie. I mielibyśmy go już zapuszkowanego, gdy nagle zniknął. Uciekł przed ranem. Głosy płynące w tej sprawie ze Scappoose wciąż nie są jednoznaczne, być może ktoś pomógł mu uciec… Koniecznie musimy zbadać ten trop. Wpierw jednak muszę zająć się dokumentacją. Macie godzinę przerwy, po czym będę was oczekiwał na parkingu.

Dwójka stażystów z Seattle pokiwała głową. Przeszła na parking, po czym wsiadła do jednego z samochodów. Wyższy z nich wyciągnął komórkę, po czym wybrał kontakt z listy:
- Tutaj Mnemosyne z Portland. Russel Hayes identyfikator A93 pogwałcił paragraf pierwszy regulaminu.

Tym samym wydał wyrok egzekucji detektywa. Rozłączył się.
Chwilę potem drugi z siedzących w samochodzie mężczyzn przemówił:

- No kurwa. Po prostu no kurwa. Jak to możliwe, że taki syf trafił IBPI?
- Nigdy w Mnemosyne nie tuszowaliśmy czegoś takiego. Nawet nie wiem od czego zacząć. Ta sprawa wywraca całą procedurę postępowania do góry nogami.
- Gdzie jest John? Powinien już chyba wracać z tej kawiarni Lotte Visser?
- Tak, właśnie otrzymałem od niego SMSa.
- Ech… największym problemem jest Alison Altdorf. Przez rok słuchała wywodów na temat IBPI. Sama w nic z tego nie wierzy, jednak nie możemy pozwolić na to, by w którymś momencie do księgarni trafiła jej książka, w której opisuje wszystko, co przeżyła. Trzeba ją usunąć.
- Po tym wszystkim, co przeżyła?! Nie, tak nie można postąpić. Jest to regulaminowe, jednak niemoralne. Co za sytuacja. Masakra. Wymazywanie pamięci nie działa wybiórczo… można usunąć tylko wspomnienia ciągnące się od teraźniejszości do dowolnego momentu w przeszłości…
- Musielibyśmy usunąć cały rok. Wymazać też wspomnienia policji. I sąsiadów. I chuj wie, kogo jeszcze. Mieszkańców Scappoose, na których trafił.
- Ale gdzie umieścilibyśmy dziewczynę po tym wszystkim? No i co z jej siostrą? Na pewno miały jakichś znajomych, chłopaków… mamy zabrać się za nich wszystkich?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. John jest tutaj dłużej, on zadecyduje.
- Oczywiście. Bo jak pali się grunt pod nogami, to zawsze najlepiej spoglądać na starszego kolegę – detektyw zaśmiał się. Później zakrztusił. – Kurwa… to dopiero początek problemów.
- O co chodzi?
- Phil, ta sprawa to katastrofa. Nie widzisz? Przecież czytałeś papiery Hayesa. Czytamy papiery wszystkich agentów przed działaniem.
- …Kazał jej pić krew.
- Tak.
- I ma na imię Alison.
- To przecież sprawa, przy której Russel został dostrzeżony przez IBPI i został Kandydatem. Wampir z motelu. „Alison”. To jest w Zbiorze Legend.

Przez chwilę milczeli, spoglądając po sobie zszokowani.

- To znaczy… przecież to… kto prowadził to śledztwo?
- Sprawdzę w Zbiorze Legend.
Dziesięć minut później, wspólnie pochyleni nad laptopem, przeczytali dwa nazwiska: Kurt Davies i Leanna Orem.
- Przecież ci ludzie nie istnieją – wykrztusił Phil. – W Mnemosyne musimy znać wszystkich śledczych. Ci ludzie nie istnieją. Fałszywe śledztwo z fałszywym Paranormalium i fałszywymi detektywami wpisane do Zbioru Legend. Albert, przecież to… przecież całe IBPI opiera się na wiarygodności Zbioru Legend. To… to jest… To jakby koniec świata. Jeżeli Dyrektor się dowie… jeżeli Bibliotheka się dowie…
- Ja… nie wiem… nie wiem co o tym myśleć.

Spojrzeli po sobie z rezygnacją. IBPI nagle wydało im się kruche, niczym domek z kart.


Polly R. Fennekin wcierała krem w zniszczone stresem dłonie. Miała ochotę wziąć urlop od dłuższego czasu… Problemem było to, że nie mogła zostawić detektywów w trakcie misji. A gdy czekała, aż te misje się skończą, w międzyczasie przybywały kolejne. Nigdy nie było dobrego momentu, by wrócić do domu i po prostu odpocząć. W Oddziale w Portland pracowało trzech Koordynatorów. I wszyscy dawali z siebie wszystko. Wielokrotnie składali prośby o dyrekcji o dobranie czwartej osoby do zespołu, lecz wciąż debatowano nad tym, kto ewentualnie mógłby nią być. Pojedynczy Koordynator miał uprawnienia mogące z powodzeniem zniszczyć oddział, chociażby poprzez wypuszczenie wszystkich więźniów z Ergastulum. A to był tylko jeden z możliwych sposobów, toteż do decyzji o wyborze nowego Koordynatora podchodzono poważnie.

Myśli Polly powędrowały w kierunku detektywów, których dzisiaj spotkała. Czy któryś z nich mógłby w dalekiej przyszłości koordynować? Daniela z miejsca skreśliła, mężczyzna był typowym śledczym. Zadawał inteligentne pytania, dobrze kombinował i nie należałoby brać go z miejsca, do którego pasował. Natomiast Imogen? Wykazała się dzisiaj silnym charakterem, idąc do niej ze sprawą Russela. Koordynator musiał podejmować trudne decyzje. Tkwił w niej potencjał i pasowała zarówno do pracy w terenie, jak i w kwaterze. Następnie myśli dotknęły Lotte. Z jakiegoś powodu dostrzegła w niej odbicie siebie z młodości. Nawet posiadała drugie imię. Oczywiście, że byłaby świetnym Koordynatorem! Polly roześmiała się. Ten tok myślenia, jak i całe rozważania były komiczne. To skandal, że miała na nie czas.

Śmiech uwiązł jej w gardle, gdy odebrała telefon i wysłuchała pierwszych kilku zdań.

- …gdy Mnemosyne odkryło mistyfikację i zadzwoniło z nią do Antarktydy, oddział dyscyplinarny zdążył już przeprowadzić egzekucję. Toteż nie mogliśmy przesłuchać Russela Hayesa.
- Pierre… to wszystko… ta cała sprawa z szaleństwem… to niewiarygodne.
Pierre Fournier był Starszym badaczem, pracującym w Antarktydzie od kilkunastu lat. Darzyli się głębokim, wzajemnym zaufaniem.
- Pierre, to niemożliwe, aby w Zbiorze Legend były nieprawdziwe informacje.
- A co powiesz na temat agentów, którzy przeprowadzali to śledztwo? Davies i Orem.
Polly zastanowiła się przez chwilę. Ci ludzie rzeczywiście nie istnieli. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Ale jeszcze nie zrzuciłem bomby.
- Słucham.
- W chwili, gdy ciało Hayesa było myte przed transportem do kostnicy, zauważono napis wypalony na jego pośladkach.
- Pierre, proszę cię natychmiast, żebyś przestał ze mnie żarto…
- Litery układy się w: „Przesyłam prezent z gorącymi pozdrowieniami dla Oddziału w Portland.” Podpis: „JK”.
- JK? Chyba nie mówisz o...?
- Joakim Dahl, przywódca Kościoła Konsumentów.

Polly R. Fennekin zamknęła oczy. To wszystko zostało zaaranżowane przez sektę.

- Ale to nie jest najgorsze, Pierre. Jeżeli to wszystko to prawda, to znaczy, że… - zaczęła słabym głosem.
-…że wewnątrz Oddziału w Portland jest zdrajca, który pracuje dla sekty – Francuz dokończył.
- Tylko to wytłumaczyłoby, w jaki sposób Russel Hayes trafił do IBPI. Nie ma innej opcji. Ktoś od wewnątrz musiał wpisać do Zbioru Legend nieprawdziwe informacje. Wzięli go z psychiatryka, lub sprawili, że oszalał, po czym podrzucili go.
- Był to ktoś wysoko położony.
- Niekoniecznie – Polly westchnęła. – To mógł być każdy, kto wiedział, kiedy Koordynatorów nie ma w ich biurach. Wślizgnął się i wpisał do komputerów ten stek bzdur o wampirzycy w motelu. Bo to Koordynatorzy wysyłają na Antarktydę ostateczną wersję, jaka ma trafić do Zbioru Legend… Co znaczy… Mój Boże… - jęknęła. – To znaczy, że ktoś chce wrobić Koordynatorów!
- Albo ten ktoś jest Koordynatorem.
- Pierre, to niemożliwe. Znam Conrada i Dagmar i wiem, że na pewno by nie…
- Ja tylko ostrzegam. Od tej pory Antarktyda będzie baczniej spoglądać na wasze działania. Wiem, że zwrócono uwagę na nagraniach dzisiaj przesłanych, jak czwórka twoich agentów, w tym Hayes, pojawiają się w fatalnym stanie, a chwilę później chodzą zdrowi i uśmiechnięci po korytarzach. Jak to wytłumaczysz?
- Pierre, chyba nie podejrzewasz, że to ja jestem wtyczką Kościoła! Na litość boską, przecież mnie znasz!
- Ja ufam ci bezgranicznie, Polly. Ale to tylko ja.
- Imogen Cobham została przesłana w momencie, gdy pojawiła się w szpitalu, by ściągnęli jej gips. Ręka pod spodem była zdrowa. W kroplówce tylko sól fizjologiczna. Po prostu rozłupaliśmy jej ten tynk. Z Lotte Visser od początku wszystko w porządku. Nieszczęsnemu Russelowi Hayesowi brzeszczotem rozerwaliśmy kajdanki i usunęliśmy je. Daniel Visser… był na płukaniu żołądka, stąd ta aparatura. Jest młody, ma prawo wypić raz za dużo.
- Polly, nie musisz mi się tłumaczyć. Ja ci ufam. Ale co odpowiesz, jak ktoś zapyta, skąd wzięliście brzeszczot? Kwatera oddziału to nie magazyn budowlany, takich rzeczy nie ma na wyposażeniu.
- Jeden z detektywów śledczych przeszedł przez Portal, gdy remontował mieszkanie i zostawił ten cholerny brzeszczot w przebieralni.
- Polly, miejsce niebezpiecznych narzędzi jest w zbrojowni. Dlaczego tego brzeszczotu nie było w zbrojowni? Albo sprzątaczka go nie wyrzuciła? Może jeszcze trzymacie tam maski gazowe i noktowizory, o których plótł ten cały Hayes do biednej Alison Altdorf?
- Nie mamy takich rzeczy. Ostatecznie po to na każdą misję są przydzielane fundusze, żeby w razie potrzeby detektywi takie rzeczy mogli kupić. Oddział nie posiada tyle miejsca, by przechowywać każdą rzecz, jaka może być potencjalnie przydatna. Polityka ekonomiczna IBPI polega na tym, że…
- Polly, skończ. Mam wyrzuty sumienia, tak cię męcząc. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że u Was w Portland rozpęta się piekło. Jak podrzucono Hayesa, to może i kogoś innego. Każdy wpis do Zbioru Legend z Portland zostanie poddany gruntownej analizie. Inne oddziały też trzeba będzie sprawdzić. Co, jak w którymś z pokoju w waszej kwaterze podłożono bombę? Możliwości jest nieskończenie wiele. Poznanie prawdy o Russelu Hayesie właśnie w tej chwili rozpętuje cyklon, a Portland będzie tkwić w jego oku. Ty, Polly, będziesz tkwić w jego oku.
- Dobrze, muszę kończyć.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę.

Wypruta z życia, schowała twarz w dłonie. Chwilę potem wyciągnęła tubkę emolium z szuflady. Już miała z niej skorzystać, gdy nagle rzuciła ją w kąt.

Kilka łez spłynęło jej wzdłuż policzków. Nie płakała, odkąd skończyła osiem lat.

Miała dość.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-06-2016 o 00:15. Powód: imageshack nawalił... cały on!
Ombrose jest offline  
Stary 12-09-2015, 11:17   #28
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
MSC POESIA


Atlantyk. Niezliczone fale kłębiące się we wzajemnym uścisku. Prawdziwy żywioł, ukazany w najczystszej i najbardziej pierwotnej formie. Ciężkawe języki morskiej, słonej wody uderzające jedne o drugie, tworzące pianę, białą niczym górski śnieg. Puszek jednak szybko topnieje pod stałym okiem gorącego Słońca, zdającego się być bliżej, niż jakikolwiek ląd. Rozżarzona gwiazda odciska swoje piętno również na zbrązowiałej skórze turystów, kroplach potu spływających po skroniach, rozjaśnionych włosach.

Atlantyk przypomina ogromną anty-pustynię, gdzie zamiast tumanów piasku i kurzu króluje bryza, wiatr i sól. Statek MSC Poesia wprawnie i spokojnie przedziera się przez te niezliczone kilometry, niczym doświadczony, przygotowany do wędrówki dromader. Bez jednego słowa sprzeciwu, czy jęku, kierowany plastikowymi przyciskami i wajchami w sterowni. Obwieszony złotem, klejnotami i diamentami na szyjach i uszach gości, których przeprawia na przeciwległy kontynent. Piękny, ogromny i niewzruszony. Wspaniały.

Dobieranie partnerów jest podstawowym, lecz złożonym zjawiskiem, na który wpływ ma wiele kompartymentów układu nerwowego. Sam akt miłości to seria impulsów koordynowanych przez ośrodki rdzenia kręgowego i niższych części pnia mózgu. Libido i ciąg zdarzeń prowadzący do zapłodnienia i ciąży jest efektem pracy układu limbicznego i podwzgórza. Być może u ssaków z rodziny naczelnych, gęsto zasiedlających MSC Poesię, wpływ miały również feromony – podobne atraktantom seksualnym niektórych owadów, czy gadów? Podręczniki akademickie zdają się potwierdzać rolę tych związków chemicznych, za przykład dając dobre przyjaciółki, czy współlokatorki o zsynchronizowanym cyklu menstruacyjnym, czy niemowlęta, wolące chusteczki przesiąknięte zapachem matki, niż innej kobiety.

MSC Poesia to raj, będący w stanie spełnić każdą zachciankę. Uszczęśliwia swoich pasażerów. Nic dziwnego, że u niektórych jest w stanie zaszczepić chęć posiadania i wydania potomstwa…

Czasami aż nieprzyzwoicie… naglącą.


Portal, jak zwykle, zadziałał. Wpierw przeszła przez niego Imogen Cobham. Wkrótce musiała ustąpić Lotte Visser, która pojawiła się jako druga. Na samym końcu na MSC Poesii pojawił się jej brat bliźniak, Daniel Visser.

Trójka detektywów śledczych Oddziału w Portland, rozpoczynający swoją misję.

Ze względu na charakterystykę używanych przez IBPI Portali, mogli trafić wszędzie w obrębie statku. Do restauracji La Fontane, lub Villa Pompeiana – rozpoczynających powoli wydawanie śniadań. Do baru Pigalle na piętrze siódmym, który byłby idealnym miejscem na przeprowadzenie narady. Do wielu różnych innych pokojów, stanowiących bardziej komfortowe miejsca startowe.
Trafili do pokoju 8088 na ósmym piętrze, przechodząc przez drzwi pomiędzy ubikacją, a kajutą. W środku byli ludzie, kotłujący się na łóżku. Jeszcze nie zwrócili uwagę na pojawienie się nowych gości w obrębie ich prywatnych kilku metrów kwadratowych.

- Ach, całuj mnie tak, jak to robiłeś na zakrystii. Ach, całuj jakby jutra nie było! – wrzask w języku hiszpańskim zrozumiała jedynie Imogen.

Kobieta, na oko korpulentna, tkwiła przykryta białym prześcieradłem. W strategicznym miejscu materiał przecięto nożyczkami, umożliwiając dojście jeszcze grubszemu od niej mężczyzny. Przerzedzające się, siwe włosy sugerowały, że okres młodości miał już za sobą.

- Tylko uważaj, mój kochany, by prześcieradło się ze mnie nie zsunęło. Ślubowałam mojemu mężowi, że wzrok żadnego innego mężczyzny nie dotknie mego ciała, brużdżąc mojej czystości! Ach, jak mocno!
- Pamiętam o tym, skarbie. Musimy wystrzegać się grzechu.

W pewnym momencie kobieta poruszyła się, odwracając w kierunku detektywów. Mężczyzna wciąż nie zwracał na nic uwagi, zajęty zupełnie innymi sprawami. Wzrok trzydziestolatki tonącej pod płachtami prześcieradła spotkał się ze wzrokiem Lotte.

Zapadła niezwykle krępująca cisza, przerywana od czasu do czasu… innymi odgłosami.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-06-2016 o 00:15. Powód: imageshack nawalił... tyle potrafi!
Ombrose jest offline  
Stary 17-09-2015, 22:36   #29
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
praca zbiorowa

Daniel chwilę wpatrywał się w zabawiającą się parkę. Zwykle bardzo dobrze panował nad twarzą. Zwykle… Teraz wyrażała ona najpierw zdziwienie a potem zniesmaczenie. W końcu bez słowa odwrócił się do drzwi z zamiarem wyjścia. Wnet okazało się, że są zamknięte na klucz. Nie zdziwiło go to. Każdy normalny człowiek zamknąłby za sobą drzwi do kajuty, gdyby planował romantyczne zbliżenie.
Zgrzytnięcie, jakiemu towarzyszyło ciągnięcie klamki, jakby przełamało czar rzucony na młodą kobietę. Zepchnęła swojego partnera, który widząc gości najpierw poczerwieniał (trudno rzec, czy bardziej ze wstydu, czy czy ze złości), po czym wrzasnął w swoim języku:
- Bierzcie co, chcecie, tylko nie krzywdźcie nas! - wziął portfel z kieszeni w spodniach, które leżały pod łóżkiem, po czym rzucił nim w Imogen, która go odruchowo złapała.
Daniel w tym czasie, korzystając z zamieszania, wziął klucz do drzwi i otworzył zamek. Mogli już bez przeszkód opuścić pomieszczenie.
Nie wiadomo czym Cobham była zdziwiona bardziej: widokiem baraszkującej pary mało urokliwej pary czy tym, że rzucono w nią portfelem. Z ciekawości otworzyła to co jej wpadło w ręce i wyciągnęła dokument tożsamości. Alonso Abano, lat 62. Obywatel Meksyku. Zapamięta go sobie.Spojrzała na niego gniewnie i z niechęcią jako, że po ostatnich wydarzeniach przed przejściem przez portal nie była w najlepszym humorze.
- Nikogo tu nie widzieliście - zaczęła w tajemniczym tonie w ich języku - Jak tylko komuś piśniecie słówko to was znajdziemy, a tego nie chcecie, prawda? - zapytała retorycznie - Bądźcie grzeczni, a może nie będziemy chcieli robić złośliwości. Zrozumiano? - zapytała rzucając z odrazą portfelem o podłogę. Danielowi i Lotte ręką dała znać by zaczęli wychodzić z pokoju.
Blondyn bez słowa wyszedł z pokoju i odszedł kawałek korytarzem, przystanął oparty o ścianę czekając na resztę. Wokoło nie było ludzi, co uzasadniała dość wczesna, poranna godzina. Elektryczne światło lamp wbudowanych w sufit wynagradzało brak okien, równomiernie rozświetlając otoczenie.
Lotte wcale nie była zaskoczona widokiem pary kotłującej się na łóżku. Przecież to był statek, na którym każdy miał podróż marzeń. Wszyscy robili co chcieli, w pomieszaniu z tym czego może normalnie nie zrobiliby. Pełna swoboda i dowolność. Uśmiechnęła się tylko, gdy spoglądała na parę, która była bardzo zażenowana całą wynikłą sytuacją.
- Have a pleasant day. – Rzuciła do pary wychodząc jako ostatnia z pokoju i zamykając za sobą drzwi. Zdołała jeszcze ujrzeć, jak Alonso niepewnie spogląda to na portfel, to na kochankę, jakby nie wiedząc, którą sprawą zająć się najpierw.
Imogen wypadła na korytarz zła jak osa. Rozejrzała się po nim robiąc kilka kroków wgłąb oświetlonego korytarza, aż zatrzymała się i odwróciła do Visserów.
- No to ten... Trzeba iść z tą kopertą do kapitana statku, żeby do nas ochrona się nie przyczepiła czy inne takie - odparła z lekkim rozkojarzeniem.
Daniel spojrzał na nią przelotnie i zaczął iść korytarzem. I po jednej i po drugiej stronie musiały być schody. Rzucił jeszcze do brytyjki przez ramię:
- Co im powiedziałaś?
Pytanie nieco zbiło ją z tropu.
- Eee... Przeprosiłam za przeszkodzenie i wyraziłam nadzieję, że nie chcą z nikim dzielić się tym co zobaczyli oni tak, jak my nie chcemy dzielić się tym co widzieliśmy my... - odparła odruchowo drapiąc się po lewym boku na wysokości ostatnich żeber. - Parka jest tu bez wiedzy swoich właściwych drugich połówek - wyjaśniła na koniec. - Proponuję udać się do kapitana, przedstawić i kazać nam przydzielić kajuty. Nie ma przecież sensu wszystkiego ze sobą targać.
- Tak to jest jak używa się teleportacji, nigdy nie wiesz gdzie się znajdziesz i jak to wytłumaczyć. W każdym bądź razie wychodzi na to, że to na ciebie Immy spada obowiązek przedstawienia się kapitanowi. Chodzi o twój policyjny dryg, będziesz wiarygodniejsza. Tylko jaką w końcu wersję podajemy, co do przybycia tutaj? – Odparła Lotte, nie wiedząc zbytnio czy ma się zatrzymać czy iść. Imogen zatrzymała się, a Daniel szedł dalej, więc zatrzymała się pomiędzy nimi.
Jej brat również się zatrzymał i spojrzał lekko podirytowany na obie kobiety.
- Chodźmy. Unikajmy tematu, zasłońmy się tajemnicą.
Przeszli wystarczająco, by zauważyć, że pokój 8088, z którego wyszli, znajduje się dokładnie naprzeciwko obudowanych schodów. Plakietka nad prowadzącym do nich łukiem głosiła, że są na ósmym piętrze. Mogli z nich skorzystać lub przejść nieco dalej, gdzie stała winda.
Cobham spojrzała sceptycznie po Visserach. Westchnęła i wzruszyła ramionami.
- OK, niech będzie. - odparła - Mogę gadać z kapitanem. I zgadzam się z Danielem. Jesteśmy z Interpolu, nie musimy się z niczego tłumaczyć. - stwierdziła - Porozmawiać to najlepiej będzie na zewnątrz jeśli nie chcemy, żeby nas ktoś podsłuchał. Ewentualnie w waszym ojczystym języku, bo dla mnie to nie problem.
- Albo w barze czy klubie. - po chwili rzucił do Imogen po polsku. - Pamiętaj o broni.
- Jest ranek, bar może być zamknięty - powiedziała Immy kręcąc głową - Chodźmy od razu do kapitana, a później ustalimy od czego zaczniemy. Może w międzyczasie jeszcze się czegoś dowiemy? - zasugerowała.
- Jeśli czujesz się na siłach z marszu rozmawiać z kapitanem, to nie widzę problemu. Mam nadzieję, że dobrze umiesz improwizować. - Rzuciła Lotte również po polsku. - Nie ma co zwlekać. Później pójdziemy omówić wszystko, ale ja przy okazji zjadłabym coś, nie zdążyłam w siedzibie. Na kawie i soku długo nie wytrzymam.
Cobham na wspomnienie przez Lotte o improwizacji uśmiechnęła się. Wyciągnęła plan statku i rozejrzała się gdzie jest ich cel.
- No to idziemy do kapitana. - odparła, schowała papiery z powrotem do torby i ruszyła w kierunku wind. Kilka kroków dalej była u celu.
I wtedy trzeba było zadecydować czy jechać w górę czy w dół. I jak bardzo w jeden z tych kierunków. Imogen znów sięgnęła po plany statku. Zaczęła od poziomu 8, na którym byli i sprawdzała “w górę”.
- Mam mostek - powiedziała po polsku cały czas patrząc w plany statku - Jest na 12 poziomie w tamtym kierunku - i wskazała ręką w stronę pokoju, z którego wyszli. Podchodząc do windy nieco oddalili się. Immy wdusiła guzik by przywołać windę. Schowała papiery do torby podróżnej i spojrzała do mniejszej torebki. W środku, pomiędzy glockami siedziała jej legitymacja interpolowska. Upewniwszy się, że tak siedzi spojrzała po Visserach - Jak wy się nazywacie? - zapytała.
Daniel skrzywił się na te pytanie.
- Geoffrey William Bush. Pieprzone śmieszki.
Cobham prawie parsknęła śmiechem. W ostatniej chwili się powstrzymała. Spojrzała więc na Lotte pytająco i z rozbawieniem.
Visser widząc jej minę skrzywił się i zapatrzył gdzieś w bok.
- Hm… - Lotte zajrzała do swojej podręcznej torebki, wzięła portfel i spojrzała na dokument. - Catherine Bell. Przynajmniej mało skomplikowane i łatwe do zapamiętania. – Powiedziała zadowolona, trochę z ulgą. - Zawsze miałeś talent Mr. President. – Spojrzała na brata z wymownym, szyderczym uśmiechem, chowając w między czasie portfel.
Daniel spojrzał na siostrę i lekko pokręcił głową. Dla odmiany jednak uśmiechnął się z szyderstwa, chociaż ciężko było to zauważyć bo tylko lekko uniosły mu się kąciki warg.

Wkrótce stanęli na piętrze Leopardi - dwunastym z kolei. Ruszyli korytarzem w kierunku mostka. Po drodze spotkali już pierwsze pary kierujące się ku restauracjom, by zjeść śniadanie. Byli to głównie ludzie starsi, którzy woleli szybko zasypiać, by szybko się budzić. Stanowili mniejszość pasażerów MSC Poesii.
Gdy dotarli do mostka, korytarzem przechadzała się kobieta ubrana w schludny, błękitny uniform z wyszytą nazwą statku. Zwróciła uwagę na detektywów zapewne dlatego, gdyż jako jedyni szli w kierunku przeciwnym od obranego przez większość.
- W czym mogę pomóc? - zapytała z uśmiechem. - Nazywam się Manuela Arrigos z pomocy kapitańskiej. Miło mi państwa poznać.
Imogen sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej legitymację. Otworzyła ją i pokazała kobiecie.
- Detektyw Carlsson, Interpol. - przedstawiła się, a w jej głosie była wyczuwalna pewność siebie - Proszę zaprowadzić nas do kapitana MSC Poesii. - dodała uprzejmie.
- Ojejciu - westchnęła kobieta. - Czy mogę zobaczyć z bliska pani legitymację? Żeby upewnić się, że jest aktualna i niepodrobiona. Procedury antyterrorystyczne są bardzo ostre od wprowadzenia w 2004 roku nowych zasad dotyczących bezpieczeństwa i zarządzania antykryzysowego. Przepraszam za formalności, ale jestem zobowiązana - zrobiła smutną minkę.
Cobham podsunęła kobiecie legitymację pod nos by dokładnie mogła się przyjrzeć. Drugą ręką wyciągnęła swój operacyjny dowód tożsamości i przystawiła go przy legitymacji dla potwierdzenia. Manuela sprawdziła pod światłem każdą rzecz z osobna, zwracając uwagę na tylko sobie znane szczegóły.
- Ojejciu, prawdziwe! - rzekła po chwili. - Byłam pewna, że Interpol nie prowadzi śledztw. Zapewne musiało dopiero niedawno otworzyć jednostkę operacyjną, prawda? Nic dziwnego, patrząc na to, co tu się ostatnio dzieje - dopowiedziała tajemniczo.
Oddała dokumenty Cobham, po czym obróciła się i załomotała do drzwi. Immy schowała dokumenty zadowolona, że mogą iść dalej.
- Andreas! - krzyknęła. - Tutaj panie z Interpolu do ciebie! - krzyknęła, jakby ignorując obecność Daniela. Następnie obróciła się do detektywów i powiedziała:
- Andreas Dircks to kapitan.
Po chwili z mostku wyszedł blondyn o jasnej karnacji. Przystojny, mógłby z powodzeniem pozować do ulotek reklamujących MSC Poesię.
- Neuken… - zaklął po holendersku. - Tak, spodziewałem się państwa - kontynuował po angielsku. - Rozmawiałem z państwa przełożoną, to cud, że dotarliście. Mam nie pytać o szczegóły.
Manuela spoglądała na Andreasa przez dłuższą chwilę. Po chwili mężczyzna się opamiętał i rzekł:
- To nie jest najlepsze miejsce na tego rodzaju rozmowę. Przejdźmy do palarni.
Otworzył pobliskie drzwi, które prowadziły do pokoju służbowego, w którym znajdował się zwykły stół, kilka krzeseł, ekspres do kawy. Szybko schował kilka magazynów dla dorosłych do jednej z białych, plastikowych szafek. Manuela nie weszła do pokoju, zapewne wracając do obowiązków.
- Proszę usiąść - wskazał krzesła. - Mam nadzieję, że państwo nie obrażą się, jak zapalę? - to rzekł, wyjmując opakowanie papierosów z kieszonki na piersi.
Daniel na pytanie kapitana wyciągnął swoje papierosy i zapalił. Pamiętając co mu Loki zrobił tym razem nie zaciągał się jak głupi. Poczekał aż gospodarz też odpali papierosa i podał mu rękę.
- Geoffrey Bush.
Andreas skinął głową, zostawił zapalonego papierosa w ustach, po czym uścisnął dłoń Daniela, wydmuchując dym nosem.
- Andreas Dircks, kapitan.

Na chwilę zapadła cisza. Zdaje się, że Andreas Dircks był zupełnie nieświadomy bycia “zczytywanym” i czekał, aż detektywi przemówią.
Cobham przyglądała się kapitanowi rozmyślając czy z kapitanami statków jest tak samo jak z pilotami pracującymi w linii - rozwiązli i nie odpuszczą żadnej ładniejszej lasce. Daniel zaczął z nim jarać fajki i za chwile smród dymu tytoniowego oblepi wszystko. Nie miała z tego powodu zadowolonej miny. Odruchowo odsunęła się od Andreasa.
- Nazywam się Elsa Carlsson i razem z panem Bushem oraz panią Bell mamy zająć się tą sprawą. Proszę o udostępnienie nam pomieszczenia, gdzie będziemy mogli pracować oraz pokoi mieszkalnych na czas prowadzenia dochodzenia. Chcielibyśmy zacząć jak najszybciej. - powiedziała starając się oddychać płytko by nie wdychać dymu papierosów.
Lotte starała się nie zwracać zbytnio na siebie uwagi. Wolała pole oddać Immy, niech w oczach kapitana, to ona będzie dowódcą. Niebiesko-biało włosa skinęła tylko głową, gdy spotkali mężczyznę, w geście powitania. Jeśli będzie potrzeba, to wtrąci swoje pytania, o ile Imogen nie wyczerpie ich.
- Rozumiem – Andreas kiwnął głową. Spojrzał tak głęboko w oczy Immy, że kobieta na chwilę straciła wątek. Biel jego zębów nie mogła być naturalna. – Udostępnię pani wszystko, o co tylko pani poprosi. Wszystko – uśmiechnął się rozbrajająco. – Poproszę Minny, by zaprowadziła państwo na czwarte piętro, gdzie znajdują się kwatery załogi. Możemy przydzielić państwu pokój, może drugi się znajdzie. Niestety MSC Poesia to duży statek i posiadamy bardzo liczną załogę, toteż więcej nie mogę obiecać. Ale to, co mogę obiecać, pani Elso, to to, że postaram się, by była pani co najmniej zadowolona – rzekł, jednak już nie wyjaśnił, z czego dokładnie.
Daniel odchrząknął i zabrał głos, chyba po raz pierwszy odkąd Imogen go poznała formułując tak długie zdania:
- Zanim zadba pan o zadowolenie agentki Carlsson - jego głos był lekko zabarwiony szyderstwem, zaraz jednak powrócił do znudzonego i monotonnego tonu. - proszę nam opowiedzieć o samych wypadkach. Chcemy usłyszeć to bezpośrednio od pana. Fakty, przemyślenia i przeczucia oddzielnie.
Lotte nie umknął ton głosu Daniela, zorientowała się, że brat musiał sprawdzić stronę emocjonalną kapitana Andreasa. Normalnie nie zwróciłby uwagi na to, że kapitan zaczął flirtować z Immy. Stąd nasunął się jej taki wniosek, tym bardziej, że brat nie podaje nikomu ręki z własnej inicjatywy, o ile nie chce czegoś sprawdzić. Inaczej byłoby, gdyby kapitan zachował się tak względem jego siostry. Reakcja byłaby wtedy zupełnie inna.
Cobham uśmiechnęła się szeroko na słowa Vissera. Z jej tylko wiadomego powodu była rozbawiona całą tą sytuacją.
- Agencie Bush, kapitan tylko stara się być uprzejmy - westchnęła i potarła dłonią o swój bark jakby próbowała go rozmasować. - Widzieliśmy nagrania z tych "incydentów" - wróciła do tematu - Będziemy chcieli się rozejrzeć po statku, zobaczyć miejsca, w których doszło do tych wydarzeń oraz kajuty denatów. Mam nadzieję, że nic nie było tam ruszone. - mówiła poważnym tonem.
Andreas Dircks jakby posmutniał. Zaciągnął się papierosem. Wydawał się nagle o dziesięć lat starszy.
- Bardzo proszę państwa o dyskrecję. Nikt oprócz mnie, pomocy kapitańskiej oraz kilku dodatkowych osób z załogi nie wie o sprawie. Nie chciałbym, aby wyciekła. Ludzie przybyli tutaj na wakacje, aby odpocząć. Pogłoski o nawiedzonym statku, jakie zapewne by powstały, mogłyby przysporzyć MSC Poesii popularności, ale też kłopotów. Lepiej nie ryzykować.
Strzepnął popiół do papierośnicy.
- Jesteśmy w trakcie czwartego dnia rejsu. Pierwszy był spokojny, nie licząc bójki w barze i doniesienia o kradzieży. Wszystko zaczęło się drugiego. Pamiętam doskonale. Byłem tutaj z Manuelą dlatego, bo… - język zaczął mu się plątać. - Zdawała mi szczegółowy raport. Tak. Było gdzieś po trzeciej w nocy. To był… no cóż, bardzo pilny raport - uśmiechnął się, mrugając Immy. - Wtedy zadzwoniła do mnie Anastasiya. Dopiero po chwili odebrałem. Powiedziała mi, że pasażer o imieniu Nathan Young z pokoju 14002 rozmawiał z ochroną, upierając się, że widział, jak dwójka ludzi wypadła za burtę. Przelecieli tuż przed jego nosem. Mamy w obowiązku starannie analizować każde takie zgłoszenia. Ochrona sprawdziła pokój znajdujący się bezpośrednio nad kajutą tego człowieka. 15002 na piętrze piętnastym był pusty. To luksusowa kajuta, którą wynajął pasażer o nazwisku Johnny Walker. O trzeciej w nocy ruch na statku panował niewielki, toteż szybko ochrona ustaliła, że nie ma go w żadnym barze, który byłby o tej godzinie wciąż otwarty. Oczywiście mógł pójść spać do kajuty kogoś innego… dlatego sprawdziliśmy monitoring. Johnny Walker ze swoją towarzyszką weszli do pokoju, ale już z niej nie wyszli. Czyli rzeczywiście musieli wypaść z balkonu. Kobietę sam rozpoznałem, była to Delia Arano, piosenkarka z Trupy Wiolinowej, która zajmuje się sferą artystyczną MSC Poesii. Potwierdziliśmy, że nie ma jej w kajucie zespołu na piętrze czwartym. Trzeba było działać szybko. Zatrzymałem statek. Posłaliśmy po płetwonurków. Przepisy mówią, że każdy statek, posiadający co najmniej pięciuset pasażerów, zobligowany jest do posiadania tego rodzaju ekipy ratunkowej. Czteroosobowy zespół zdołał wyłowić mężczyznę. Pomimo gruntownego poszukiwania, kobiety nie znaleziono. Akcja trwała do szóstej rano i pasażerowie byli nieświadomi zajścia. Ach, i mamy tego denata. Pożyczyliśmy zamrażarkę z jednej z restauracji i umieściliśmy go w środku. Niestety przepisy nie mówią jasno, co należy zrobić ze zwłokami, gdy statek znajduje się na środku Atlantyku, ale ustaliliśmy, że tak będzie najlepiej. Następnego dnia zadzwoniliśmy na policję, przekierowali nas do Interpolu, gdzie porozmawiałem z państwa przełożoną. Miałem nadzieję, że to koniec problemu - westchnął. - Niestety po północy koszmar powrócił. Tym razem ochrona otrzymała zawiadomienie od Evy Gabsson, recepcjonistki z MSC Aurea Spa. Miała wrażenie, że widziała w odbiciu komputera dwójkę lecących ludzi. Postanowiła kogoś o tym powiadomić, choć cały czas obawiała się, że wyda się śmieszna. Później wszystko już sprawniej poszło. Wyłowiono denata o imieniu Javier Velasquez, zameldowanego pod 14009. Na nagraniu rozpoznałem piosenkarkę Bellę Fergucci, której debiutancki występ miał miejsce akurat wcześniejszego wieczoru. Niestety znów wyłowiono tylko mężczyznę. Jest w drugiej zamrażarce, w magazynie A7 na czwartym piętrze. Poinformowaliśmy Interpol.
Andreas zapalił drugiego papierosa.
- Przygotowaliśmy już trzecią zamrażarkę, na szczęście nie doszło do kolejnych samobójstw - odkaszlnął. - Jeżeli chodzi o moje przemyślenia… Nie mam pojęcia, o co chodzi. To wszystko jest dziwne. Z nagrań jasno wynika, że do kajut denatów nie wchodził nikt inny, prócz nich samych. Nikt więc nie mógł ich zepchnąć przez balustradę. Dlaczego wyłowiono tylko mężczyzn, a po kobietach ani śladu? Szczerze mówiąc, to syf, który mnie nie interesuje. Chcę jedynie, aby nic z tego się nie powtórzyło. Ach, i nic nie ruszaliśmy w kajutach denatów. Ochrona też nie. Zamknęliśmy je na klucz.
Kapitan wyjął następnie trzy klucze - jeden z napisem 15002, drugi z 14009, a trzeci z A7 i podał je Imogen. Dopilnował, by ich dłonie na krótki moment stuknęły się ze sobą. Uśmiechnął się wtedy szeroko. Cobham odwzajemniła uśmiech. Spojrzała na numery przy kluczach po czym schowała je do torebki.
Daniel sprowadził mężczyznę na ziemię. Miał paskudne przeczucia i to nie związane z życiem seksualnym kapitana, które go obchodziło tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Będziemy potrzebowali zapisu z monitoringu.
Bardzo cieszył Lotte fakt, że to nie ona jest obiektem zainteresowania kapitana, tylko Imogen. Nie była w stanie ukryć lekkiego, drwiącego uśmieszku. Stwierdziła również, że właściwie pytań nie ma, wolałaby zobaczyć te pokoje, do których dostali klucze. Zdecydowanie będzie właśnie tam przydatna jej zdolność.
Andreas kiwnął głową Danielowi, po czym rzekł:
- Na temat zapisu z monitoringu proszę rozmawiać z ochroną.
Visser starał się opanować i nieopieprzyć kapitana z góry na dół w paru zdawkowych ale mocnych słowach. Chwilę patrzył na niego opanowując emocje. W końcu się odezwał:
- Uprzedził ich pan o naszym przybyciu? Gdzie ich znajdę?
Andreas spojrzał na Daniela. Trwało to kilka sekund.
- Miałem nadzieję, że detektywi Interpolu są w stanie zaprezentować się ochronie bez mojej pomocy. Cała ochrona jest wtajemniczona w sprawę. Ich kwatera główna jest na czwartym piętrze wraz z monitoringiem. Poproszę kogoś z pomocy kapitańskiej, by zaprowadził was na miejsce, przy okazji wskazując wam kajutę, w której możecie się rozgościć. Czy państwo wymagają ode mnie czegoś więcej w tej kwestii?
- Czy lista pasażerów została już uzupełniona o nazwiska wszystkich członków zespołu trupy Wiolinowej? - zapytała Imogen.
- Zupełnie się tym nie interesowałem, muszę przyznać. Ale jestem przekonany, że jak porozmawiacie z ich naczelnym, Estevanem Sacarasso, to na pewno będzie posiadał jakiś spis członków. Jego również znajdziecie na czwartym piętrze.
Cobham pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Dziękuję to będzie wszystko na teraz - odparła. - Skontaktujemy się jeśli będziemy potrzebować więcej informacji.
Andreas uśmiechnął się.
- Jestem dostępny w razie potrzeby - rzekł. - Czy mam zawołać kogoś, kto zaprowadzi państwo na czwarte piętro?
- Myślę, że poradzimy sobie - powiedziała Immy z lekkim uśmiechem. Wyciągnęła rękę na pożegnanie. Andreas przez sekundę spoglądał na nią niepewnie, czy ją pocałować, czy tylko potrząsnąć. Zdecydował się na to drugie.
Pożegnali się, wyszli z palarni i udali się do windy. Wpisali specjalny kod, który podał im Andreas Dircks, pozwalający zjechać na czwarte piętro, niedostępne dla gości. Gdy na nim stanęli, zauważyli, że wystrojem różni się diametralnie od pozostałych - dużo szarości, mało ozdobników. Zwrócił na nich uwagę jeden z mężczyzn z ochrony zmierzający w tylko sobie znanym kierunku.
- Posiadamy na tym piętrze oprócz magazynów około sto siedemdziesiąt kajut. Załoga liczy nieco ponad tysiąc pracowników. Jak łatwo policzyć, na jeden pokój przypada około sześć osób. Mamy łóżka piętrowe, i tylko w ten sposób jesteśmy w stanie się pomieścić. Trochę jak w Chinach - zaśmiał się. - A to znaczy, że niestety będą państwo musieli z kimś dzielić kajutę. Jako że pracujemy na zmianę, możliwe, że nawet państwo nie zauważą swoich współlokatorów, jednak będę oni mieli dostęp do pokoju. Bardzo mi przykro z powodu niedogodności… mam nadzieję, że nie są państwo bardzo źli z tego powodu. Musielibyśmy komuś kazać spać na korytarzu, a to byłoby jawne pogwałcenie zasad BHP.
Na chwilę ochroniarz przystanął, zastanawiając się nad czymś.
- Ale moglibyśmy wstawić łóżko piętrowe do któregoś z magazynów. Tyle że żaden nie stoi pusty, więc mogłoby to nie być najwygodniejsze. Nie będzie też łazienki. Za to zagwarantuje to państwu większą prywatność. Oczywiście prosiłbym wtedy, żeby nie szperali państwo w zawartości skrzyń. Takie rozwiązanie i tak nie jest do końca przepisowe.
Ochroniarz wzruszył ramionami.
- To już państwa wybór. Nie ma chyba innych opcji niestety.
Z każdą chwilą, gdy ochroniarz przekazywał im swoją wizję kwaterowania ich Imogen co raz bardziej gniewnie na niego patrzyła.
- Czy pan słyszy co pan mówi? - zapytała retorycznie - Chce pan, żeby Interpol prowadzący śledztwo w sprawie śmierci pasażerów tego statku dzielił kajutę z pracownikami tego przybytku? To niedopuszczalne. Nie obchodzi mnie jak to załatwicie, ale jedna kajuta mieszkalna ma zostać przeznaczona tylko dla naszej trójki. Naprawę myśli pan, że pozwolimy, żeby osoby postronne miały łatwy dostęp do naszych bagaży? Do akt, które posiadamy? Gdzie miejsce na tajność dochodzenia?! Przecież to zakrawa o mataczenie podczas śledztwa! - była cholernie zła, ale panowała nad tym gniewem - Podczas rozmowy z kapitanem tego statku ustalone zostało, że dostaniemy co najmniej jedno pomieszczenie tylko dla nas. Nie przyjechaliśmy tu wypoczywać tylko pracować! Nasza praca wymaga dyskrecji i skupienia. Najczęściej podczas śledztwa pracujemy na okrągło ponad dobę. Jak pan sobie wyobraża to, gdy pod nogami będą nam się kręcić ludzie?! - nie krzyczała, ale w jej głosie i spojrzeniu łatwo było dopatrzeć się irytacji i gniewu. - I naprawdę? Bezczelnie zakazuje nam pan zaglądać do skrzyń? Jak uznamy, że to konieczne dla śledztwa to przeczeszemy każdy jeden milimetr tego statku. A pana możemy oskarżyć o utrudnianie śledztwa. Zrozumiano czy mam to powiedzieć jeszcze raz w innym języku? - warknęła na koniec.
~ Koleżanka rozkręciła się, a była taka niepozorna. ~ Podsumowała Lotte w myśli widząc besztanie przez Imogen biednego załogowego. Nie żeby nie miała racji, w końcu jakby ktoś z załogi dorwał się do ich pistoletów, to nie byłoby wesoło, albo jak wspomniała Immy, do akt. Lotte uśmiechnęła się, po czym podeszła bliższej do rozmawiającej pary.
- Agentka ma racje, obawiam się, że to co nam pan zaproponował jest niedopuszczalne. Prosiłabym bardziej postarać się i wymyślić lepsze rozwiązanie. Jeśli wymaga to konsultacji z kapitanem, to proszę to uzgodnić z nim, powołując się na nasze żądania. – Wtrąciła Lotte spokojnie, bardzo uprzejmie, jednak rzeczowo. Nie chciała robić sensacji, w końcu mieli nie rzucać się nadto w oczy, a prowokowanie plotek czy wywoływanie sensacji nigdy nie służy tajemniczości. – My natomiast wolelibyśmy zacząć już wykonywać swoją pracę i nie tracić czasu na niepotrzebne spory. Jakie więc proponuje pan wyjście z tej sytuacji?
- Po co te nerwy? - ochroniarz wydawał się również poddenerwowany. - Powiedziałem wyraźnie, że jeżeli zależy państwu na prywatności, to można urządzić bazę w którymś z magazynów. Ja nie mam uprawnień, by wyrzucić kogokolwiek z załogi z kajuty, która jest prawnie jej przydzielona. Na dodatek statek raczej nie ma obowiązku dawać wiktu i opierunku agentom Interpolu. Jeżeli chodzi o zaglądanie do skrzyń, to tylko z nakazem rewizji, jeżeli taki ma pani przy sobie. Jeżeli znajdą państwo kogoś z załogi, kto zdecyduje się spać na korytarzu, to nie widzę problemu.
Ochroniarz odszedł kilka kroków dalej, po czym spojrzał Imogen w oczy.
- Już się usuwam. Żeby nikt mi zagroził oskarżaniem o utrudnianie śledztwa - powiedział, hamując gniew.
Wszedł do windy, która się za nim zamknęła i ruszyła do góry.
Detektywi zostali sami.
Daniel spojrzał obojętnym wzrokiem za odchodzącym mężczyzną. Podrapał się po głowie, spojrzał na obie kobiety i rzucił po polsku głosem bez emocji:
- Może go zastrzelę?
Spojrzenie Cobham jednoznacznie dawało do zrozumienia, że nie przeszkodziłaby mu w tym. Visser westchnął i pokręcił głową jakby sam sobie zabraniał.
- Sprawdźcie pokoje ja pogadam sam z kapitanem.
Po chwili spojrzał na Imogen i dodał:
- O pokojach.
- Dobra to my jedziemy na 14 poziom - odparła brytyjka wciąż poirytowana tą sytuacją - Dołącz do nas jak skończysz z kapitanem. - dodała. Po tych słowach skierowała się w kierunku windy.
Daniel poszedł również z zamiarem wciśnięcia dwunastki.
Czekały ich co najmniej 3 dni na tym statku. Dobrze, że była wypoczęta, to przynajmniej najbliższe półtorej doby da radę pracować bez przerwy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-09-2015, 10:31   #30
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wysiadłem z windy jako pierwszy i skierowałem się na mostek po drodze przypomniałem sobie emocje kapitana. A raczej wspomnienia. Nie lubiłem tej zdolności, mrocznego kina przenoszącego w cudzy mrok duszy, była jednak przydatna. Pewnie gdybym czytał Andreasa w innym miejscu nie zobaczyłbym tego. Jednak palarnia i towarzystwo Imogen oraz Lotte widać go "nastrajało".
Kapitan MSC Poesii prowadził niezwykle bujne życie seksualne. Pokój, w którym się wtedy znajdowaliśmy, stanowił miejsca schadzek dla niego oraz szeregu kobiet z pomocy kapitańskiej, w tym Manueli. Angelica, Petra i Rosa pojawiały się tutaj dość regularnie; Anastasiya, Minny,Wendy i Joanna tylko raz. Niektóre z kobiet najwyraźniej wiedziały o sobie nawzajem, inne były nieświadome. Zdarzył się nawet jeden, pojedynczy akt homoseksualny. Palarnia pomimo stosunkowo niedługiego czasu, który minął od jego wybudowania, widziała już niejedno i zapewne jeszcze więcej miał w przyszłości zobaczyć. Cokolwiek by rzec, Andreas Dircks na pewno był osobą liberalną, która nie miała oporów przed korzystaniem z uroków życia. I władzy. Z tego też powodu wczesny wypadek MSC Poesii z Costą Classicą mniej już dziwił. Gdyby mężczyzna więcej czasu spędzał przy kokpicie, niż w palarni, zapewne do niczego podobnego by nie doszło.

Miałem zamiar spróbować wykorzystać te informacje, wymusić na nim udostępnienie tych cholernych pokoi. Gdy zapukałem do pokoju otworzyła mi jedna z dziewczyn z pomocy kapitańskiej. Widziałem ją w swojej wizji stąd wiedziałem, że jej jędrne cycki to w 75% push up. Największe kobiece kłamstwo.

Na moją prośbę zawołała kapitana Dircksa, ten wyszedł zniecierpliwiony na korytarz.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Papierosa? Chcę porozmawiać na osobności.
Szybkim krokiem poszliśmy do palarni.
- Nie mam za dużo czasu - pokręcił głową na wyciągniętą w jego stronę paczkę. - O co chodzi?
Skinieniem głowy dałem znać, że rozumiem, sam jednak zapaliłem. Szykowałem się, wiedziałem, że by odnieść sukces będę musiał mówić. Dużo. Kłapać bezsensownie jadaczką jak to robi większość ludzi bo nie rozumieją prostego przekazu zawartego w słowach bez ozdobników.
- O warunki. Mamy dzielić z kimś pomieszczenie służbowe? To niedopuszczalne.
- Rozumiem. Czy dziwi pana, że nie ma wolnej kajuty? Nie mamy żadnej zapasowej na takie okazje. Jeżeli chce pan usunąć z którejś członków załogi, to jak zamierza pan to załatwić od strony logistycznej? Co z nimi zrobić? Mam na myśli takie rozwiązanie, po którym nie mieliby prawa pociągnąć statek do odpowiedzialności sądowej.
Ten koleś mnie rozpierdalał. Myślał, że mam zamiar się głowić nad tym gdzie będziemy spać. To była jego pieprzona broszka. Uspokoiłem się jednak i spróbowałem o przekonać:
- A co z odpowiedzialnością sądową w przypadku gdy ktoś dotrze do naszych akt? Proces nie skończyłby się na grzywnie.
- Chyba musimy coś wyjaśnić. Problem wynika z braku miejsc noclegowych. Nie z braku miejsca na statku, które mogłoby zostać przez was użyte do celów operacyjnych. Akta i podobne rzeczy możecie państwo trzymać nawet w pokoju służbowym, który jest tutaj, na przeciwko palarni. Możecie tam nawet spać.
Zaciągnąłem się, zbyt szybko i mocno. Pieprzony Loki. Stłumiłem kaszel i odezwałem się jednocześnie łapiąc kontakt wzrokowy.
- Faktycznie musimy sobie coś wyjaśnić. To miejsce oraz panie Manuela, Angelica, Petra i Rosa w wydaniu parokrotnym oraz pojedyncze odwiedziny panien Anastasi, Minny, Wendy i Joanny z czymś się panu kojarzą? No i pewien “anonimowy” mężczyzna. Pozwoliłem sobie pana sprawdzić. Nawet puszczenie takich plotek może mieć nieprzyjemne skutki. - przeszedłem momentalnie na “ty”. - Proszę zastanowić się nad odpowiedzią. Nie obchodzi mnie kogo pan eksmituje. Potrzebujemy dwóch pokojów oraz wszystkich kluczy do pomieszczenia służbowego.
Andreas Dircks wpatrywał się przez moment we mnie. Zdawał się nie rozumieć, co mam na myśli.
- Te wszystkie panie, które pan wymienił, są w pomocy kapitańskiej. Anonimowy mężczyzna to pewnie Jared, też z pomocy. Chce pan puścić plotki o tym, że załoga przychodzi do palarni zapalić? Komu chce pan o tym powiedzieć? Smród fajek czasami ciągnie przez cały korytarz, to żadna tajemnica.
- Jak chcesz. Możesz przydzielić nam pokój służbowy i przenieść łóżka. Możesz też w godzinę znaleźć nam kajuty. Analogicznie pewien dziennikarz może dostać anonimowe informacje wraz z pewnymi dowodami w tej sprawie. Równie dobrze te dowody mogą ulec zniszczeniu a z Interpolu może zostać wysłany list gratulacyjny w sprawie twojej współpracy. Rozumiesz?
- Nie rozumiem, przecież powiedziałem, że mogę przydzielić państwu pokój służbowy ten na przeciwko palarni. Dlaczego chce mnie pan szantażować? Jakieś składane łóżka w magazynie też by się znalazły, gdyby o nie pan poprosił. Jak tak pan chce, to możemy ulokować państwo w mojej kajucie na czwartym piętrze, a ja będę sypiał tutaj, na przeciwko. Dla mnie to bez różnicy. Nie rozumiem, po co te groźby - Andreas zmarszczył brwi.
- Abstrahując od moralności i sypiania z podkomendnymi obojga płci to kwestie formalne. Chciałeś nas ulokować w warunkach obrażających dla śledztwa. Zrzekniesz się swojej kajuty?
- To, z kim sypiam, to moja sprawa. I nie wiem, skąd pan o tym wie i co panu do tego. Chciał pan wysłać do dziennikarza informację, że kapitan pewnego statku prowadzi rozwiązłe życie? To byłby jakiś szokujący news? - Andreas usiadł na jednym z krzeseł. Wydawało się, że nie nadąża.
Rozmowa nie szła po mojej myśli. Przeszedłem na holenderski licząc, że znajomy język ułagodzi kapitana. Lekko za symulowałem obcy akcent.
- Nie. Ale fakt, że prowadzi rozwiązłe życie z podwładnymi już tak. Zaczęto by grzebać w sprawie doboru pracowników, wysnuwać teorie oraz jeszcze raz analizować poprzedni wypadek. Mi na tym nie zależy. Ale mogę to ujawnić jeżeli nie zostaną spełnione pewne warunki, dotyczące śledztwa a nie prywatne, zrobię to. Rozumiesz?
Andreas - zdaje się - dopiero teraz zrozumiał. Roześmiał się.
- Teraz jesteś na moim statku - też przeszedł na "ty". - Jesteśmy na środku Atlantyku i mam we władaniu całą MSC Poesię. Mogę tak ci utrudnić śledztwo, zrobić z ciebie imbecyla i niedojdę, że wywalą cię z tej twojej policji na zbity pysk. Mogę przywalić sobie w twarz jakąś kłodą i przekonać pomoc, z którą, jak wiesz, jestem w bliskich relacjach, żeby była zgodna i jednoznaczna, że to ty mnie napadłeś. Mogę zawołać ochronę i wtrącić cię do aresztu. I chuj mnie to obchodzi, że jesteś z Interpolu. Jesteśmy na moim statku i nie pozwolę, by mnie zastraszano. Sprawować władzę nad kapitanem, to sprawować władzę nad statkiem. A na to nie pozwolę.
Andreas Dircks wyprostował się na siedzeniu i kontynuował.
- Nie masz żadnej władzy. Możesz kablować i donosić, ale chuj to kogo obchodzi, z kim sypiam. To nie ja dobieram sobie pomoc. Masz dowody, jakieś seks taśmy? Publikuj je sobie gdzie tylko chcesz. Jak byłem studentem, dorabiałem sobie jako aktor w pornolach. Możesz ich poszukać w internecie i wysłać komu tylko chcesz.
Kapitan wstał.
- Oczywiście oficjalnie wciąż będę współpracować z Interpolem. W praktyce jednak… dopilnuję, aby nie była to zbyt owocne. Mogliśmy po dobroci, wybrałeś po złości. A teraz spierdalaj stąd. Nie chcę cię na oczy widzieć.
Stałem paląc papierosa. Chwilę milczałem uspokajając się. Plan był prosty, liczyłem, że kapitan będzie chciał utrzymać w sekrecie swoje "relacje" z podwładnymi by nie zostać oskarżony o molestowanie i wykorzystywanie zależności służbowych. Groźbą aresztowania się nie bałem, ochrona na statku mogła mnie co najwyżej zamknąć do przybycia organów ścigania. Czyli w tym wypadku Lotte i Imogen. Jednak ten gnojek faktycznie mógł utrudnić nam śledztwo, dlatego powstrzymałem cisnące mi się na usta słowa i spróbowałem załagodzić sytuacje.
- I co nam z tego przyjdzie? Mi satysfakcja z ujawnienia “sekstaśmy” tobie podobna satysfakcja z utarcia mi nosa. Obaj będziemy zadowoleni bo nieznosimy siebie nawzajem od początku. Ale łączy nas jedno, tylko jedno, chęć rozwiązania śledztwa. Więc może jednak się dogadamy a potem damy sobie po ryju? Już na stałym lądzie.
- Może ty mnie od początku nie znosiłeś, mi natomiast byłeś obojętny. I nie masz racji, śledztwo mnie chuj obchodzi. Jest to dziwna sprawa, ale nic nie wskazuje na to, żeby popełniona jakieś przestępstwo. Na mój gust nie ma nic do rozwiązania tutaj. Z kamer jasno wynika, że nikt nikogo nie wypchnął za barierkę, więc jesteście tutaj bez potrzeby. I nie chcę się z tobą dogadywać. Wiesz, wkurwiłeś mnie. Normalnie miły ze mnie facet.
- Jak mówiłem, mam mało czasu. Może jednak znajdę chwilę, by porozmawiać z państwa przełożoną z Interpolu. Ty w tym czasie możesz wpatrywać się w zdjęcia mojego penisa, jeżeli takie posiadasz i publikować je, gdzie tylko sobie zamarzysz.
Andreas skierował się do wyjścia. Zacisnął pięść aż do wbicia paznokci w skórę i ją rozluźniłem. Spróbowałem go zatrzymać.
- Poczekaj, jeszcze jedno.
Po sekundzie wbrew sobie dorzuciłem:
- Proszę.
- Co? - burknął Andreas.
Z energią zdusiłem niedopałek w popiołce.
- Dzwoń do naszej przełożonej. Składaj skargi. Ale to nie jest przypadek z tymi samobójstwami. Jeżeli dysponowałem dodatkowymi informacjami o twoim życiu erotycznym to możesz założyć, że dysponuje dodatkowymi informacjami o całej tej sprawie. To coś więcej niż przypadekzni więc utrudniając śledztwo możesz mieć też tych ludzi na sumieniu. Tak samo jak ja gdy niedopełnię czegoś z śledztwem. Chociaż w tym zgodzisz się?
Andreas przystanął na chwilę.
- Może. Mogę nie utrudniać, ale pomagać też nie będę. Jeżeli o mnie chodzi, spać możecie na całodobowo otwartej trasie do joggingu, a te cenne akta przechowywać sobie w dupie. Życzę powodzenia.
Zanim wyszedł na dobre, dodał:
- Jeżeli ktoś jeszcze zginie, to będzie to tylko twoja odpowiedzialność, detektywie. Twoja, i tych panienek.
Zniknął, zamykając za sobą drzwi. Ja zapaliłem drugiego papierosa. Spieprzyłem wszystko koncertowo. Cóż... Wiedza książkowa i założenia logiczne nigdy nie uwzględniały jednego. Czynnika ludzkiego. A nie miałem takiej intuicji jak Lotte w tej materii. No nic, teraz musiałem pójść i przyznać się dziewczynom do fiaska a potem pójść obejrzeć monitoring. W pracy z danymi nie z ludźmi zawsze byłem dobry.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172