Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2015, 09:04   #41
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Nie odwzajemniła spojrzenia. Na Rathara w końcu napatrzyła się od wieczora, kiedy to nieoczekiwanie i szczęśliwie powstał z martwych. Nie spuściła go z oka, kiedy spał, a gdy ruszyli, puściła go przodem, na miejsce najbardziej odpowiednie, dzięki temu mogła otwarcie, nieprzerwanie i bez żenady wisieć sobie na nim wzrokiem. Trwało to już jednak jak na skromne możliwości kurierki trochę za długo i cokolwiek Eddę znużyło. Teraz gapiła się więc na olbrzyma. Oczy miała szeroko otwarte ze zdziwienia, tak samo jak i usta.

Kiedy wielkolud się wyprostował, zasłaniając słońce i sporą część nieboskłonu, po głowie przytrzymującej zdenerwowane konie Eddy hulały trzy myśli, czasem zderzając się ze sobą z hukiem. Że trzeba niezwłocznie dać drapaka. Że jeśli sierp nie ułożył się w jukach na sztorc, to nie został zmiażdżony razem z samotnym jeźdzcem. I że jeśli przeżyją, to powstanie najlepsza pieśń stulecia, wszystkim szczęki opadną od Pięciu Strumieni po Stary Bród.

Miała niezgorszego cykora, i jakby nie siedziała w siodle to pewnie nogi by się pod nią uginały. Nie pognała między głazy w pierwszym odruchu w sumie tylko dlatego, że Wszędobylski zostałby bez wierzchowca, a do tego sprawiał wrażenie, że wie, co robi i na tyle, na ile się da, kontroluje sytuację. Wycisnął w końcu z wielkoluda dość istotne wyznanie o zmiażdżonym jeźdzcu i coś na kształt obietnicy pokazania owego. Kto by się spodziewał u górala przenikliwego umysłu czy giętkiego języka... Na pewno nie Edda, która zaczęła podejrzewać, że ich pokrewieństwo może być bliższe, niż początkowo oceniała. Zaświtała jej nawet całkiem jasno nadzieja, że większe są szanse na to, że sprawa pieśnią się skończy, a nie miazgą.

- Dwóch wojowników pięć walk stoczyło. Każdy z nich wygrał trzy razy. Jak to możliwe? - Olbrzym wygłosił zagadkę i zadowolony zaplótł grube paluchy na maczudze.
- Nie walczyli... - rąbnęła Edda błyskawicznie i bez zastanowienia. - Nie walczyli przeciwko sobie owi dwaj wojowie.
Czoło wielkoluda przecięła głęboka zmarszczka. Edda zrobiła się blada jak wapienne wzgórza, na których po drugiej stronie Anduiny usypano podobiznę jeźdźca.
- Nie walczyli przeciwko sobie – przyznał olbrzym, a Edda wypuściła ze świstem powietrze.
- Tedy – oznajmiła pomału, acz z mocą kurierka – czas na nagrodę. Naczelną zasadą starych gier zawsze było dotrzymywanie zawartej umowy. Co ktoś, kto zna zagadki tak stare i tak trudne na pewno wie i pamięta.
- Chodźcie do domu mego - olbrzym klapnął wielką dłonią o kolano kiedy siedział na skale wciąż pod wrażeniem rozwiązanej zagadki. - Zjemy obiad. Słowa dotrzymuję zawsze.
Wszędobylski zerknął szybko na Eddę, nie do końca pewny, czy mogą odmówić. Zmarszczyła brwi. To była zagadka jeszcze trudniejsza niż poprzednia... Mianowicie: co będzie na obiad i czy nie gulasz z Beorninga przypadkiem? Rathara zdawał się zajmować ten sam problem. Eadwine pomału poruszyła ramionami, mimiką próbując przekazać, że odpowiedzi na tę zagadkę nawet się nie domyśla.
- Pójdziemy, jeśli po drodze nam pokażesz tego jeźdźca – zdecydował Wszędobylski. - To w końcu nasza nagroda.
- Mówiłem przecie, że słowa dotrzymuję - powiedział olbrzym niemal obrażonym tonem, ale spokojnie. - Chodźcie.
Wstał i zatrzymał się po zrobionych dwóch krokach. Czekał, aż ludzie ruszą, wszak jego jeden był jak ich kilkanaście.

Edda zaczynała odzyskiwać normalne kolory i zwykły przebiegły uśmieszek. Trąciła Rumianka łydkami i podprowadziła góralowi konia.
- Dobrze ci poszło – mruknęła cicho i półgębkiem, kiedy wspinał się na siodło. - Ale nie ciągnij tej gry dłużej. Więcej farta niż rozumu… Wiedziałam nie dlatego, żem taka mądra. Wiedziałam, bo znałam zagadkę i rozwiązanie. Beorn ją lubi swoim thainom zadawać i chmurzy się, gdy źle odpowiadają. Jak ten wielkolud ma więcej takich trudnych na podorędziu, to polegniemy i miazga-miazga będzie. Jedźmy, odmawiać mu, jak w gościnę prosi ani nam grzecznie, ani bezpiecznie. Oby to naszego uciekiniera rozgniótł... Miejmy nadzieję, że nie tracimy tu czasu... utraciwszy viglundzkiego języka.


 
Asenat jest offline