Nie ma co. Dobrzy byli. A kpem jest ten co talentu wykorzytać nie chce, bądź się wzdraga. Tym bardziej w zbożnym celu jakim była ochrona dóbr świątynnych przed śmierdzącymi łapskami pospolitych watażków.
Spojrzawszy na Jekilla miał niejasne wrażenie, że obaj rozumują w kwestii nadażającej się okazji, podobnie. Durak wymalowanego miał na gębie tradycyjnego wkurwa. Skalli typowe dlań stężenie mięśni bździnotwórczych. A Elgastowi jako zwykle mieniły się w kaprawych oczkach dwa kufle piwa. Jednym słowem, kompania nie mogła być bardziej niż teraz gotowa na przygodę. Bo Lenz był gotowy jak cholera. A dojrzawszy wskazanego im przez dobrodusznego zwierzochłopa grabarza, dziarsko ruszył w jego stronę. - Wieczny duch pana Morra chwali! - zawołał na powitanie do prostującego właśnie z trudem plecy człowieczka - Słyszelim, żeście grabarzem na tym cmentarzu. Bardzo prosimy o pomoc w znalezieniu grobu. Przodek mój tu pomarł jakoby i mus mi mogiłę odnaleźć. Oprowadzicie nas i pokażecie gdzie przyjezdnych grzebiecie?
Lenz na celu oczywiście miał odciągnięcie grabarza od świątyni w możliwie skrajną i ustronną część cmentarza. Zakładał, że wystarczy zastraszyć tę małą glizdę. Pierścienia co prawda nie posiadali, żeby móc się podszyć pod zbirów, ale za to mieli list z dowodem jego współudziału w mającej nadejść grabieży. A w tym przypadku mogli przecież bez trudu podszyć się pod siebie i zwyczajnie zaszantażować pogrobka, aby im w zamian za milczenie również pokazał sekretne wyjście z świątyni.
Oj aż buzowało w lenzowej głowie od pomysłów...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |