Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2015, 13:43   #240
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Przeprosiny brzmiały ładnie. W szczególności te pochodzące z najszczerszego serca. W niektórych przypadkach potrafiły otrzeć łzy i przywołać uśmiech na twarzy. W naiwnych przypadkach, kiedy wyrządzone zło było tylko trywialnością. Przeprosiny bowiem nie potrafiły prawdziwie naprawić szkody jaką się wyrządziło. Były tylko pustymi słowami, niczym więcej.

Klęczała podpierając się dłońmi. Długie włosy, niby lśniący jedwab o barwie głębokiej nocy, spływały jej po ramionach, kurtyną zasłaniały twarz i końcówkami prawie muskały tatami.

Po nosie dziewczyny spływała kropelka, która zadrżała niebezpiecznie na jego czubku, gdy całym ciałem wstrząsnęło mocne łkanie. Spadła, dołączając do innych łez perlących się na palcach zaciśniętych mocno w piąstki i tych będących już jedynie ciemniejszymi plamkami na podłodze.






Ani myślała podnosić wzroku. Ani myślała się odezwać chociaż słowem. Nie znała żadnego, które miałoby wystarczająco siłę do wynagrodzenia błędu jaki popełniła. Bowiem ani wojen, ani bitew nie wygrywało się przeprosinami. Nawet kiedy potyczki toczyły się na polu subtelnych uników, intryg i gestów o wielorakich znaczeniach, a odpowiedni uśmiech mógł przesądzić o zwycięstwie.

Policzek piekł niemiłosiernie. Zapewne niedługo miał także spuchnąć, stając się czerwonym symbolem wstydu dziewczyny. Widocznym dla każdej z siostrzyczek, lecz nie do bycia wzgardzoną lub wyśmiewaną przez nie. Iye, to nie byłaby wystarczająca kara. Miała stanowić przykład zawodu sprawionego ich Mateczce, która przecież rzadko kiedy podnosiła rękę na swe córy. Tylko w przypadkach wyjątkowego rozczarowania, gdy zawierzała tak bardzo w ich zdolności i oddanie, w zamian jednak otrzymując złamane serce. Widok żalu na jej pięknej twarzy był najstraszliwszym z koszmarów.
Nie płakała, nie krzyczała. Wystarczył sposób w jaki na nią patrzyła, jak gdyby.. tak wiele się po niej spodziewała, a teraz nie mogła już nigdy więcej obdarzyć jej zaufaniem. Właściwie to nawet patrzenie na swą córę marnotrawną zdawało się sprawiać jej wielki ból.
Nie było zrozumienia. Nie było wybaczenia. Tylko cisza tnąca głębiej niż ostrze.

Po wyjściu na zewnątrz miała ochotę wyć do Księżyca. Tego samego, cyklopicznego i bladego oka wiszącego wysoko na nocnym niebie, które swym blaskiem otulało wtedy ogród. Milczący świadek jej upadku i rozpaczy rozdzierającej duszę.
Dotknęła palcami policzka. Gorący jak sam ogień, ale nie bolał.. a przynajmniej ona teraz tego nie czuła, nazbyt przepełniona swą wewnętrzną agonią. Lód i czas zmniejszą obrzęk, ale nic nie oczyści jej duszy ze zgnilizny porażki. Jedynie śmierć.

Ostrze błysnęło w ciemnościach nocy, a jego cięcie było równie czyste i płynne, jak przy podrzynaniu komuś gardła. Ale to nie krew trysnęła, to nie drugi człowiek stał się ofiarą młodej kunoichi. Ani nawet nie ona sama w honorowym odruchu zmycia z siebie winy i upokorzenia. Iye, to długie pasma włosów smętnie zwisły w dłoni jej dłoni.
Czemu akurat one? Czemu taki gest, czy nie nazbyt dramatyczny i teatralny?
Nie myślała jasno w tej chwili. Świat widziała przez oczy zaszklone łzami i umysł przepełniony niewypowiedzianym cierpieniem, któremu nie mogła się równać żadna fizyczna tortura.

Jej duma, jej naturalna ozdoba, której mogła pozazdrościć niejedna gejsza o cienkich i nieciekawych kosmykach. Może to właśnie w niej spostrzegła problem, w tym jak Yashamaru radośnie potrafił bawić się jej puklami i tonąć pośród nich palcami w ich chwilach bliskości. Lub tym jak tamten mężczyzna trzymał za nie brutalnie, gdy dopuszczał się zbrodni na jej delikatnym ciele. Gdyby to się nie wydarzyło, gdyby nie pobiegła przerażona do ogrodu, to dostojnik by nie zginął. Wszystko powiodłoby się po jej myśli.
Może nie czuła się ich godna. Tych, które w jej dzieciństwie kochana mateczka własnoręcznie rozczesywała..

A może to był pierwszy odruch, mogący przynajmniej w niewielkim stopniu ukoić jej złamane serce. Ukojenie poprzez wymierzenie sobie własnej kary. Symbol lepszego, nowego początku zrodzonego w bólu.









* * *




-.. prosto przez jego gardło! Ha! Szkoda, że go nie widziałaś, Leiko-chan. Był ogromny, z łatwością mógłby nas wszystkich pożreć. Ale pokonałem go, oczywiście że tak. Żaden Oni nie jest wyzwaniem dla Kirisu Płomienia!

Młodzian „zabawiający” w swym mniemaniu łowczynię, stał się jednocześnie przyczyną jej popadnięcia w zamyślenie, co i powodem wyrwania się z tak ponurych wspomnień. I w idealnym ku temu momencie, akurat by mogła zareagować uśmiechem na kolejną z jego opowieści. Nie było to wiele, czasem swój „zachwyt” nad nim dodatkowo podkreślała słowami zachęty lub spojrzeniem, w którym on mógł się doszukiwać iskiereczek uwielbienia. Po tak długim byciu daleko od Leiko, te drobne gesty z jej strony były nadmiarem szczęścia dla Kogucika spragnionego uwagi. Nie musiał wiedzieć, że jej myśli kierowały się ku innemu mężczyźnie.

Od czasu do czasu czuła wędrujące po sobie spojrzenie swego dawnego partnera. Zapewne oceniał jak bardzo się zmieniła od ostatniego razu, gdy ją widział. A zmieniła się przecież bardzo. Nie tylko pozaokrąglała się odpowiednio i jeszcze milej dla oka niż kiedyś, ale gdzieś przez te lata porzuciła tą swoją beztroską krnąbrność. Na jej miejsce wstąpiła skromność gestów i zachowania, przyozdabiająca ją piękniej niż każde jedwabie i atłasy. Zarówno jej słowa zachęty na opowiastki Kirisu, jak i zasłuchane milczenie były pełne powabu, a kroki stawiane z wdziękiem pomimo nierównej ścieżki pod drewnianymi geta. A wszystko to jednak otulone aurą niedostępności. Oczywiście, dopuszczała do siebie Płomyczka, ale i ten pogromca niewieścich serc napotykał granicę przy każdej próbie zbytniego spoufalenia się z nią na oczach wszystkich.

Co jakiś czas miała ochotę dotknąć swych włosów, klejących się jeszcze niektórymi kosmykami do jej twarzy, acz powstrzymywała w sobie ten prawie bezwolny odruch. Niemądry i sentymentalny.
Pozwoliła sobie jednak na westchnienie w duchu. Sądziła, że tamten senny nawrót wspomnień był jednorazowym zdarzeniem, które wznieciło bycie przynętą dla Kasana. Nie była skłonna do takiego rozpamiętywania swej przeszłości, ale raz mogła zaakceptować taki wybryk swego umysłu. Gorzej, kiedy owa przeszłość nagle postanawiała się urzeczywistnić w najmniej ku temu odpowiedniej postaci. A może odpowiedniej aż zanadto.
To on zdradził. On skłamał. On.. on postawił swe niemądre uczucia do niej ponad dobro ich wspólnej misji. To przez niego Mateczka była smutna. To Leiko powinna mieć żal do niego, nie na odwrót.

Ale nie czuła w tym momencie wściekłości. Najwyżej delikatne ukłucie rozdrażnienia. Zbyt wiele czasu minęło od tamtych wydarzeń, aby mogła sobie teraz pozwolić na złość wobec Yashamaru. Jej misja także teraz była zbyt skomplikowana, o wielu pułapkach czających się na nią na każdej ścieżce, aby miała jeszcze dodatkowo sobie ją utrudniać rozdrapując dawne rany. Musiała jednak dowiedzieć się jaka była jego rola w tej pajęczej sieci intryg.

-A czy opowiadałem Ci już o…

Hai, opowiadał. O wszystkim co się wydarzyło, także i o tych wyjątkowo przez niego ubarwionych polowaniach, i tych całkiem zmyślonych. Wyobraźnia Płomyczka musiała tworzyć je bez wytchnienia, będąc teraz podsyconą widokiem krągłości kobiety ukrytymi pod wilgotnym kimonem. Nie mógł przecież stracić ani chwili z przypomnienia jej jak wielkim i wspaniałym jest łowcą. Idealnym do spędzenia razem wspólnej, gorącej nocy.

Spodziewała się, że będzie stanowił problem, kiedy zgodziła się na poszukiwanie akurat ich grupki. Był niewątpliwie żarliwym młodzianem i na pewno chroniłby ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami równie mocno co.. i przed innymi mężczyznami mogącymi odebrać jego ciepłe miejsce u jej boku. Wspólna podróż do Shimody z nim i Kojiro, na pewno obfitowałaby w wiele pytań i jeszcze więcej kłamstw z jej strony. Nie wspominając o tym, że Kirisu czując się zagrożonym przez ronina, mógłby i jego wyzwać na pojedynek, w którym przecież nie miałby najmniejszych szans. Tygrys z łatwością pożarłby kogucika. Musiałaby także być zmuszoną do lawirowania pomiędzy swymi dwoma kochankami, choć zapewne obaj sami garnęliby się do niej. I tylko lord Sasaki wszelkie starania swego „rywala” obdarzałby ironicznym uśmiechem.

Ale nawet bez niego Płomyczek był pewną przeszkodą w planach Leiko. Nie był świadom tego, jak bardzo zabiegając o jej względy pozbawiał ją swobody działania. Bo i skąd mógł wiedzieć, że ta której najbardziej pragnął i której ufał całym swym sercem, przybyła zwiastując śmierć dla chronionego przez niego mnicha. Nie tylko sprawiał trudność w zbliżeniu się do Chińczyka. Zapełniając jej każdy moment podróży swoją osobą, czynił także wprost niemożliwym dla niej spotkanie w cztery oczy z Yashamaru. Miała to być niewątpliwie trudna rozmowa. Musiała taką być. Nie tylko ze względu na ich wspólną, burzliwą przeszłość, ale przede wszystkim przez tę niekomfortową sytuację w jakiej się oboje teraz znaleźli.

Największą przeszkodę stanowił teraz brak prywatności, a co za tym idzie – brak możliwości działania dla łowczyni. W tak dużej grupie zawsze ktoś miał ją na oku, nawet jeśli to była tylko kierowana instynktem potrzeba przesunięcia spojrzeniem po jej sylwetce. Potrzebowała czegoś.. iście spektakularnego, by móc się niepostrzeżenie zgubić w chaosie, zbliżyć do Chińczyka i pozwolić pajączkowi na zatopienie jadowitych kiełków w jego ciele.
Musiała odetchnąć od uroczego towarzystwa Kirisu w taki sposób, aby ten nie poczuł się urażony. Jeśli jego młodzieńczy zapał w ogóle dopuszczał do niego taką reakcję względem pięknej kobiety. Sama nie mogła mu okazać twardej ręki i doprowadzić do porządku. Ale przecież była otoczona wieloma fascynującymi osobowościami..

Niebiosa zlitowały się nad przemokniętym kimonem i ciałem Leiko przeganiając deszczowe chmury. Mimo to wędrowcy nie mogli też liczyć na przyjemnie grzejące promienie słońca, które bez powodzenia próbowały się przebić przez baldachimy naplecione z pajęczej sieci. Nie wiedziała jak wcześniej wyglądał ten las. Czy zachęcał do spacerów pośród zieleni liści i traw, czy straszył suchymi gałęziami trzaskającymi pod stopami. Teraz nieprzerwanie był pogrążony w półmroku, podsycając tylko wrażenie przebywania w samym gnieździe pająków.
Nie miała zatem przed czym ochraniać się rozłożoną parasolką, a jednak nadał szła pod jej mieniącym się dachem. Ale w jej dłoniach nie był to zaledwie niewieści bibelocik. Nie była to też tylko broń, choć.. iye, właściwie to była, lecz o zgoła odmiennej naturze. Tylko gejsze, najdroższe kurtyzany i każde inne kobiety, którym nie była obca sztuka subtelnego uwodzenia wiedziały, jak pożytecznym narzędziem była parasolka w międzyludzkich potyczkach.
Rzucane spod niej spojrzenia, wprawdzie będące zaledwie zerknięciami ulotnymi jak sam sen, opiewały właścicielkę pociągającą i intrygującą tajemnicą. Były niewypowiedzianym zaproszeniem do jej niedostępnego świata, do którego wszak nie pozwalała wejść byle komu. Mogły być inicjatorami schadzek pełnych obietnic, sprawcami krwi wrzącej w żyłach i serc łamiących się w boleściach. W odpowiednich ku temu, zgrabnych rączkach, byle parasoleczka potrafiła być niebezpieczną takoż dla mężczyzn, jak i dla innych kobiet.

Cudem było, że gdzieś w swym lawirowaniu pomiędzy dwoma mężczyznami Maruiken odnalazła jeszcze na tyle swej uwagi, by móc poświęcić ją kolejnemu.

Jednooki Wilk. Najemnik noszący maskę łowcy Oni, co właściwie nie było aż tak dziwne. Wieści o szczodrej nagrodzie oferowanej przez klan musiały dotrzeć także do uszy najróżniejszych bushi i młodzików, którzy nie mieli nic przeciwko stawieniu czoła demonom wprost z koszmarów. Lub nie mieli innego wyboru. Leiko nie miała wątpliwości, że wielu z tych ledwo opierzonych młodzianów widzianych przez nią w mieście, nie wróci już do swoich tęskniących matek i wybranek, przed którymi chcieli zaimponować.
On był zawsze tam gdzie działo się jakieś zamieszanie. Tak jak i ona, chociaż kierowały nimi zgoła odmienne powody. Nie spodziewała się oczywiście, aby ją kojarzył, z którejś ze swych wędrówek kiedy ich ścieżki prawie się ze sobą zetknęły. On jest i zawsze był tym samym Jednookim Wilkiem, ona zaś przybierała co raz to nowe twarze, imiona, zachowania. Byłoby dla niej wielce niefortunnym, gdyby i on rozpoznał w niej kogoś innego niż tylko kolejną łowczynię demonów.
Ale w zamian mógł się okazać pożytecznym. Widziała w nim dla siebie kolejnego Kumę, towarzysza beztroskich rozmów i partnera w znajdowaniu dla Kirisu nagłych zadań, zamiast następnego mężczyzny do oplecenia wokół swego paluszka. Jeszcze kilku i jej wszak tych palców zabraknie.

Wprawdzie miała też na oku Sakurę, która również nie zdawała się być odporną na kobiecy urok, lecz.. nie chciała, aby Płomyczkowi coś się przytrafiło. Może i pozostawiła rękę w paszczy jakiegoś Oni, jednak drugą z łatwością mogłaby wyrządzić mu krzywdę. Przecież Leiko nie chodziło o tak brutalne rozwiązanie, a ta łowczyni o niespotykanej barwie włosów nie była ani subtelna, ani tym bardziej delikatna.
Wilk z drugiej strony może także nie był wychowanym na dworze samurajem znającym zawiłości w relacjach damsko-męskich, ale zdawał się mieć lepszy wpływ na młodzika. Potrzebował zaledwie zachęty do wspomożenia Maruiken w niedoli..

-..i doskoczyłem do niego! Aż zawył z bólu, kiedy ugodziłem go moimi płonącymi jumonji yari! A potem jeszcze raz uderzyłam, o tak! Uniknąłem jego szponów i ciąłem znowu!

W trakcie kiedy Kirisu za pomocą nie tylko swojego podekscytowanego głosu, ale także prezentacji bronią coraz to kolejnych machnięć w powietrzu, przywoływał następne swe heroiczne zwycięstwo nad poczwarą, kobieta spod parasolki pozerkiwała po sylwetkach ich towarzyszy. Na tyle ostrożnie, aby młodzik nie mógł się poczuć ignorowany lub posądzić „swoją Leiko-chan” o interesowanie się innymi łowcami. A jednocześnie na tyle wyraźnym było jej spojrzenie spod wachlarzy długich rzęs, aby nikt nie miał wątpliwości, że było skierowanej właśnie ku niemu.

Było to zaledwie mgnienie, kiedy jej złociste oczy spotkały się z.. cóż, okiem mężczyzny. Wszak nie bez przyczyny był właśnie nazywany Jednookim Wilkiem, chociaż łowczyni jakoś nigdy nie usłyszała historii kryjącej się za jego utratą. Żadnych pogłosek mogących być blisko prawdy, nigdy też nie interesowała się bardziej jego osobą. Może też sam najemnik niechętnie o tym opowiadał.
Nie uciekła wzrokiem jak spłoszona tym „przypadkowym” byciem przyłapaną na przyglądaniu mu się. Nie czarowała niewinnością, ni zawstydzeniem. To były dziewczęce przywary, na które nie było miejsca w szerokim wachlarzu gestów łowczyni polującej na krwiożercze demony.
Zareagowała uśmiechem, lecz nie bezczelnie śmiałym, nie takim ukazującym w kobiecie chutliwą naturę. Idealnie skrojone usta rozchyliły się miękko, kocio. A chociaż bynajmniej nie zalotnie, to było w nich coś, co nakazywało patrzeć i spojrzenia nie odwracać nawet pod groźbą potknięcia się na ścieżce. Złudny, zwodniczy.
Kuszący opiewającą go enigmatycznością, którego znaczenie pozostawało ukryte głęboko w duszy tej skomplikowanej kobiety.



 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem