Ogień trzaskał już wesoło, zachłannie pochłaniając drewno, a w powietrzu rozchodziły się pierwsze zapachy przygotowywanego przez Garaga posiłku. Shahri zasiadła przy stole obok Marco.
- Widzieliście kiedyś coś takiego chłopcy? - zapytała, pokazując im monety znalezione w jednym z pokojów gościnnych.
- Pokaż... - poprosił Marco, po czym dokładnie obejrzał znalezione pieniążki.
- Srebro, bez wątpienia - powiedział. - Ale jakieś dziwne te monety. To znaczy nigdy takich nie widziałem. No i wyglądają, jakby tu leżały pół wieku. Z pewnością od dawna nie przechodziły z rąk do rąk.
- Patrząc po tym, w jakim stanie jest ta rudera… Tu mogło tu nikogo nie być i z pół wieku - mruknęła czarodziejka z dezaprobatą. - Widziałam też inne ciekawe rzeczy na górze. Ot, choćby podręcznik truciciela i przebranego za pokojówkę manekina. Wypadł na mnie z szafy; co za brak wychowania… - westchnęła teatralnie. - Chociaż może to moja wina, w końcu nie zapukałam?
- Najwyraźniej poczuła się dotknięta - uśmiechnął się Marco. - Kto lubi, gdy mu się ktoś pakuje do pokoju bez pukania. Nawet jeśli pokój jest wielkości szafy.
- Coś jeszcze znalazłaś, prócz tego majątku w srebrze i nieczułej panienki?
- Jakieś fiolki, palnik - coś jakby zestaw małego alchemika. Co pasowałoby zresztą do podręcznika truciciela. No i ten manekin wyglądał zupełnie tak, jakby zazwyczaj był wystawiany na dwór. Spłowiał od słońca i deszczu - Shahri wzdrygnęła się ledwie zauważalnie. - Wszystko składa się na dość przerażający obraz tego miejsca. A, i nietoperz. Znalazłam nietoperza.
- Wypchanego? Pasowałby do alchemika. Chyba... Nie bywam w takich pracowniach.
- No nie, żył. Prawie wplątał mi się we włosy! Było też sporo pająków. Dużo pajęczyn. No wszystko to, czego można spodziewać się po opuszczonej budzie - podsumowała swoją małą wyprawę.
- W studni były liście. Podgniłe - do opowieści dołączył Garag. - Z pewnością nie wpadły tam wczoraj. W kuchni duuużo kurzu i nawet śladów jakiegokolwiek jedzenia. Pewnie nawet pleśń umarła z głodu.
- Tylko duchów brak do kompletu - stwierdził Marco. - Jak żyję, nie spotkałem całej, ale opuszczonej od wielu lat gospody.
- Te, staruszek - uśmiechnął się krasnolud. - Globtroter z ciebie, co?
- A ty co? Widziałeś kiedyś takie dziwo? - spytał Marco. - Albo chociaż słyszałeś opowieści o opuszczone karczmie?
- Nie, nigdy. I moim zdaniem z tym miejscem wiąże się na pewno jakaś mroczna historia! Zaryzykowałabym jakichś, no wiecie, chorych na głowę, co tu żyli, wabili ludzi na nocleg, a potem zabijali, zjadali ciała i tak dalej - Shahri zaczęła wyrzucać z siebie potok słów. - Aż przyszli poszukiwacze przygód i położyli temu procederowi kres. Oczywiście po uprzednim zjedzeniu pysznej pieczeni z ludzkiego udźca, fuj. Tyle że takowi chyba dobrze przeszukaliby to miejsce, a skoro i jakieś monety znalazłam, i nic nie wyglądało na ruszone, to sama nie wiem - wzruszyła lekko ramionami. - W każdym razie na pewno piesek się uratował. Był tu jakiś, buda stoi, ale kości tam nie ma, więc na pewno jakoś się oswobodził i nic mu się nie stało!
- Może jeśli trafimy na jakieś miasteczko w pobliżu, to ktoś będzie potrafił coś więcej o tym miejscu powiedzieć - dodała. - W każdym razie nocleg tutaj mnie prze-ra-ża - stwierdziła, mocno akcentując ostatnie słowo.
- Chcesz spać na dworze? - spytał zaskoczony Marco, którego wcześniejsza część wypowiedzi nieco rozbawiła, a równocześnie napełniła podziwem dla wyobraźni czarodziejki.
- Nie! - zaprotestowała niemal natychmiast. - Przecież tam pada. Wiesz jak ja bym wyglądała?! Jak wyglądałaby moja sukien… szata?! - zapytała z przejęciem. - Nie, nie. Po prostu… Nie podoba mi się tutaj. Jest strasznie. Pewnie i tak pół nocy nie zasnę. Wam to nie przeszkadza? A może to właśnie pułapka na takich jak my? - mina Shahri świadczyła o tym, że w jej głowie właśnie powstała kolejna niesamowita teoria; tym razem na temat zdarzeń, które mogłyby zajść w gospodzie tej nocy.
- Pułapka? Chyba nie. Pułapki powinny być bardziej zachęcające - powiedział Garag.
- Och, racja, tak, z pewnością - Shahri gorliwie pokiwała głową. - Ale jak zacznę krzyczeć w nocy, to znaczy, że powinniście sprawdzić, co się dzieje, dobrze? - popatrzyła na nich z nadzieją.
- Dobrze. Z pewnością przybiegnę - obiecał Marco.
- Gdybym i ja był potrzebny, to mnie zawołaj - Garag zwrócił się do przedmówcy. - A nuż się okaże, ze sami sobie dacie radę.
Shahri uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję. W takim razie jakoś to przeżyję! - powiedziała dziarskim tonem.
Jej towarzysz - smok - tylko przewrócił oczami.
***
Przygotowana przez Garaga potrawka z królika była - jak na te warunki - przepyszna. Shahri zjadła ją ze smakiem do ostatniego kawałeczka. Chętnie zjadłaby jeszcze, ale nie chciała objadać pozostałych kompanów. Nie wypadało. Podziękowała więc grzecznie, pochwaliła Garaga i zajęła się rozpracowywaniem wina.
Przede wszystkim należało je podać w odpowiedniej oprawie. Nie wyobrażała sobie pociągać trunku z gwinta niczym rasowy ulicznik. Zniknęła więc na chwilę w kuchni, gdzie dość szybko w jednej z szafek wypatrzyła kieliszki. Były nieco zakurzone, ale odrobina wody z bukłaka i przetarcie do sucha w zupełności wystarczyło. Do jadalni przyniosła pięć kieliszków w razie gdyby ktoś jeszcze podzielał jej uwielbienie do elegancji.
Czarodziejka miała już sięgnąć po butelkę, gdy nagle uprzedził ją Marco. Otworzył wino i napełnił jej kieliszek. Podziękowała mu uśmiechem. Na ten widok smok wieńczący kostur zmrużył groźnie oczy, czego dziewczyna nie miała okazji dostrzec.
Shahri uniosła kieliszek na wysokość swych oczu i przyjrzała się dokładnie jego zawartości. Trunek był klarowny i przejrzysty, a suknię miał żywą i połyskującą, co już dawało nadzieję na smak co najmniej przyzwoity. Czarodziejka zakręciła lekko kieliszkiem i obserwowała chwilę. Wino spływało po ściankach naczynia dość powoli, tworząc podłużne smugi, układające się w efektowną koronę. Zawartość alkoholu wydawała się więc zadowalająca.
Wino miało piękną rubinową barwę, a gdy dziewczyna przechyliła kieliszek, tak by dotykało jego krawędzi, z zadowoleniem dojrzała, że u brzegu staje się nieco jaśniejsze i jego barwa wpada raczej w ceglastą. Nie sposób było ocenić w ten sposób dokładnego wieku trunku, ale z pewnością nie był młody.
Im starsze, tym lepsze, pomyślała.
Shahri podsunęła kieliszek pod nos i powąchała. Od razu wyczuła subtelne nuty owocowe i z łatwością wyodrębniła odrobinę cytrusowego aromatu. Następnie zakręciła kilka razy kieliszkiem i powąchała ponownie. Niemal zamruczała, gdy poczuła wspaniałą mieszankę przypraw korzennych, lukrecji i fiołka okraszoną łagodną, miodową słodyczą. Było tam coś jeszcze, czego nie potrafiła jednak określić.
W końcu wzięła do ust małą ilość wina i, delektując się smakiem, przełknęła.
Westchnęła z rozkoszą.
Było wyborne.
Żywe i orzeźwiające, a jednocześnie harmonijne i aksamitne. Kwasowość równoważyła słodycz, słodycz równoważyła cierpką nutę. Shahri jeszcze chwilę po skosztowaniu czuła w ustach smak lata i radość życia.
Nigdy nie piła czegoś tak dobrego.
Z niedowierzaniem popatrzyła najpierw na kieliszek, a potem na butelkę. Jej uwagę przykuło zdobienie - misternie wykonany jednorożec. Stał dęba, wymachując przednimi kopytami. Grzywa i ogon powiewały swobodnie. Wyglądał, jakby miał za chwilę uciec w siną dal w poszukiwaniu wolności. Niestety był tylko wytworem zdolnego rzemieślnika, podobnie jak wino było tylko winem, nawet jeśli smak miało magiczny.
Shahri z przyjemnością popijała wino, długo delektując się każdym kolejnym łykiem.
Po skończonym posiłku czarodziejka skorzystała z obrusa użytego wcześniej przez Marco i wytarła dokładnie kontuar. Rozłożyła na nim swoje posłanie, a pod głowę wcisnęła torbę, którą nakryła płaszczem. Ukołysana cudnym winem i pewna, że w razie niebezpieczeństwa ma na kogo liczyć, mogła spać spokojnie.