Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2015, 16:45   #11
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Droga przez Piekło


Ashur stanął na oświetlonym płomieniami nierównym chodniku, ułożonym z przypadkowych kamieni. W okół niego znajdowało się pełno różnorodnych budowli, powykręcanych, w dziwnych formach. Często przeczącym prawom fizyki, ergonomii czy sensu. Znowu był w piekle. A wchodząc do niego w Londynie, znalazł się w centrum jakiegoś demonicznego miasta. Które oczywiście wyglądało jak cyrk.
Równie dobrze mogło być cyrkiem. Demony nie potrzebowały jeden drugiego aby żyć, rzadko opuszczali swoje domeny aby spotykać się z innymi. Tego typu centra służyły im wyłącznie za centra zabawy, prowadzone przez tych nieco bardziej pracowitych odmieńców, którym chciało się przekształcać w ten sposób własną domenę.
Samych demonów było tutaj mnóstwo, a każdy był amoralny i wykręcony. Olbrzymie psy o kocim futrze, kobiety z końskimi penisami na widoku, mężczyźni przypominający urodą kobiety, którym służyli ludzie na tyle naiwni aby sprzedać swoje dusze.
Ashur nie wiedział czy ktoś go rozpozna w tym zamieszaniu, dostał kilka spojrzeń od demonów, które wyczuły jego ludzką stronę… ale został zignorowany. Ostatecznie pod latarnią jest najciemniej.
Co rusz przy chodniku pojawiały się nowe portale a kolejne kreatury dołączały do odbywającej się tutaj sodomy i gomory z najróżniejszymi wyrazami twarzy, z sporą dozą normalności.
Piekło...piekło było parodią ziemi, karykaturą stworzoną jako dowcip, tak samo wszyscy jego mieszkańcy.
Pomijając widoki perwersyjnych scen na ulicach, piekło mało przypominało to jak wyobrażali je sobie ludzie. Na wspomnienie straszenia garncami wrzącej smoły i diabelskimi widłami przez pewnego podstarzałego księdza Ashur mało się nie roześmiał. Jak oni mało wiedzieli, byli strasznie ograniczeni.
~Dobra, to teraz krótki spacerek. - jeśli chłopak dobrze pamiętał, konkretne punkty w Piekle były mniej więcej w tych samych miejscach, co ich odpowiedniki w świecie ludzkim. Także, nie musiał iść daleko by móc spokojnie opuścić ten wymiar we w miarę odosobnionym miejscu.
~Ciekawe czy w tutejszej Tamizie płynie ektoplazma... a może smoła? - zamyślił się, wspominając piekielny Ganges, w którym płynęła krew zmieszana z żółcią. W tym samym czasie kierował swoje kroki tam, gdzie w normalnym Londynie był w miarę nieuczęszczany zaułek.
Jak się jednak okazuje, demony...lubią nieuczęszczane zaułki. Gdy Ashur plątał się po ulicach widział znacznie więcej kreatur na dworze niż w oknach budowli. Wydawało się że każdy pusty kącik służył komuś do jakiejś innej perwersji. Otworzenie portalu obok demonów nie będzie ani proste, ani bezpieczne dla ludzi.
Dżuma, syfilis, franca i trąd! Ten dzień był coraz gorszy i chłopak naprawdę zaczynał się irytować. Demony były takie pokrętne, ale to w końcu karykatury, czego innego się spodziewać. Rozejrzał się uważnie dookoła, patrząc również w górę. Może gdzieś ponad poziomem ulicy znalazłoby się dobre miejsce.
Wszelkie dachy które dostrzegał Ashur były, jeżeli nie zajęte to...no cóż, na widoku. A to ludzie mówili o zbytnim zagęszczeniu mieszkańców. Co by było gdyby zobaczyli Piekło… Jeśli ktokolwiek interesował się takimi jak on, to patrząc z góry zapewne miał w tym momencie niezły ubaw.
~Po prostu boki kurwa rwać. - pomyślał ze złością o ironii losu, jaka ostatnimi czasy nie chciała mu odpuścić. Budynki były puste, ale tylko w Piekle, ich ludzkie odpowiedniki zapewne miały większe obłożenie. Więc opcja skorzystania z nich była tylko w połowie dobra. Chociaż… było jedno miejsce gdzie mógł się teleportować w miarę bezpiecznie, bo wiedział że po drugiej stronie będzie pusto. Skierował kroki w stronę, gdzie w ludzkim świecie znajdował się hotel, w którym miał zarezerwowany pokój.
Budynek z grubsza przypominał swój kształt z realnego świata. Znając zasady piekła, Ashur wiedział że jakkolwiek budowla nie wygląda na zewnątrz, jej wnętrze jest identyczne wymiarami do oryginału. Nawet jeżeli pokoje będą pełniły inne funkcje.
Tak też było i tym razem, gdy po wejściu do hotelu Ashura zastało...kasyno. Demony siedział przy najróżniejszych stolikach, grały w blackjacka, pokera i ruletkę. Handlowali duszami, magicznymi przedmiotami oraz przeklętymi ludźmi. Przy schodach na górę stał dość wysoki choć szczupły demon.
Miał na sobie czerwony garnitur, posiadał metaliczny ogon, podłużną szczękę z ostrym uzębieniem oraz okrągłe okulary. Miał niezwykle ludzki kolor cery co było w piekle nietypowe. U większości pomiotów dominowały odcienie czerwieni, czerni bądź blade odmiany bieli.
Głównie dzięki temu Ashur rozpoznał sylwetkę przypominając swoje studia.
Mephistopheles. Demon którego porównuje się do diabłów, czyli piekielnych odmian bogów. Wciąż jednak demon, przynajmniej z ostatniego razu gdy pisał o nim Faust czwarty.
Chłopak cudem powstrzymał się od tego, by zakląć siarczyście gdy zobaczył, w czyje progi trafił. Mefisto we własnej osobie, a to go zaszczyt kopnął. Ten skurczybyk należał do ekhm... - chlubnych wyjątków wśród demonów, które nie były skrajnie perwersyjnymi karykaturami, myślącymi jedynie o zaspokajaniu własnych żądz (choć... cholera wie do czego używał ogona, gdy nikt nie patrzył). Tylko co Ashur powinien zrobić w tym momencie? Miał niejasne i niezbyt miłe przeczucie, że Mefistofeles się go spodziewał i dlatego stoi mu teraz na drodze. A to już jest istota kalibru, z którym trzeba się liczyć. Rzecz jasna, jeśli autorzy dzieł na jego temat nie dokonywali wyolbrzymień, celem usprawiedliwienia głupoty jaką było paktowanie z demonami. Tylko że, mówiąc całkiem szczerze, chłopak absolutnie nie miał ochoty z nim rozmawiać, jednego był pewien na sto procent. Pokrętna natura Mefista nie była fikcją literacką.
Ashur chyba się nie mylił. Mephistopheles uśmiechnął się w jego stronę gdy zobaczył, że mężczyźnie nie śpieszno. Nie ruszał jeszcze w jego stronę, ale to tylko kwestia cierpliwości…
Okoliczne zamieszanie również zaczęło zwracać na niego coraz większą uwagę. Patrząc o to co było obstawiane w demonicznych grach, jego ludzka część duszy mogła być tu dobrym towarem. Być może spodziewali się czy też liczyli na to, że Ashur zachował ją tylko i wyłącznie po to, aby mieć co obstawiać grając o innego rodzaju stawki.
Chłopak starał się ignorować chciwe spojrzenia demonów. Był przywiązany do swojej duszy i nie zamierzał ryzykować. Szedł spokojnym krokiem, powoli przed siebie, wiedział że stojąc w miejscu nic nie zdziała. Żałował, że nie miał przy sobie żadnych artefaktów. Wtedy może by spróbował szczęścia i zagrał, ale większość jego “zabawek” była narzędziami śmierci i leżała zapieczętowana daleko od niego.
Gdy Ashur podszedł dość blisko schodów Mephistopheles ukłonił się mu z uśmiechem. - Wybacz, że przeszkadzam… ale wyczułem, że półczłowiek wszedł do mojej domeny jednostronnym portalem. Z nieskażoną grzechem duszą, przynajmniej w porównaniu z resztą. - wyprostował się spoglądając na Ashura zza swoich okrągłych okularów. - Niezmiernie zainteresowałem się pana zarówno nietypowością, jak i niegrzecznością.
-Nie chciałem być niegrzeczny, nie planowałem nikomu wchodzić z butami do domu, aczkolwiek nie miałem większego wyboru. I nie zamierzam zabawić tu długo, nie nadużyję pańskiej gościnności. - odpowiedział spokojnym głosem.
-Oh? Nie chciałeś być niegrzeczny, ale portal był jednostronny, no chyba, że na starość moja percepcja szwankuje. - poprawił okulary mężczyzna. - ”Ja mogę wejść do was nieproszony, ale pod żadnym warunkiem nie możecie odwiedzić mojej ziemi” hm?
-Czy musimy być tacy drobiazgowi, panie Mefistofeles? - zapytał - Proszę mi wierzyć, nie miałem planów by tu zaglądać, ale to nie znaczy że mogłem pozwolić, by moje przybycie wywołało chaos po stronie świata śmiertelników. Także nie zaprzeczę, portal był jednokierunkowy. Ale pan, jako istota cywilizowana na pewno rozumie, jak ważne jest utrzymanie porządku. - nie zamierzał wdawać się w sprzeczkę.
Mefistofeles uśmiechnął się szeroko, szczerząc swoje ostre uzębienie. - Oh, rozumiem. Rozumiem obelgę. Wstyd panu, że odwiedza pan świat demonów? Że spaceruje wśród barbarzyńców? Jak można się z nimi zadawać, jak można pozwolić, aby inni odkryli? - odparł. - Wiesz, jeżeli tak bardzo ci wstyd naszego świata, możesz oddać swoją demoniczną połowę. To nie byłby dla mnie problem się jej pozbyć. Może ucierpi twój talent magiczny, w jakimś drobnym stopniu, ale z piekłem nie będziesz już miał związku. - wyjaśnił.
Ashur uśmiechnął się pod nosem. Mephistopheles był zaiste pokrętną istotą, o czym właśnie przekonywał się z pierwszej ręki.
-Zostałem źle zrozumiany, albo robi to pan specjalnie. - zachichotał lekko - Jeśli moja obecność jest tak wielką obrazą, pójdę w swoją stronę i nie będę psuł dnia, czy też wieczoru panu i pańskim gościom. Jednakże połowy duszy, niezależnie od tego której, tym bardziej całości, oddawać nie mam zamiaru. Jestem do obu części mocno przywiązany. - dodał poważniejszym tonem.
-Cóż zdarza się. I jak najbardziej, pańska niegrzeczność nie jest tutaj mile widziana. Niech pan idzie, i jak najszybciej skończy tutaj swoje sprawunki. Nawet na to pozwolę, tym razem. - zdecydował demon...osobiście ruszając w przód. - Acz opłaty za przejście przez moją domenę i prezentu w przeprosiny jak najbardziej będę oczekiwał. Kto wie, jak przez długi czas ich nie dostanę, to sam po nie przyjdę. - ostrzegł, mijając Ashura.
-Demony przychodzą i odchodzą, a jednak nie widać by którykolwiek kwapił się by jakąś opłatę uiścić. Może i jestem demonem jedynie w połowie, ale to nie znaczy że dam się oszukać. - wycedził wspinając się po schodach, w poszukiwaniu właściwego pomieszczenia.
Mephistopheles odprowadził Ashura wzrokiem po schodach, nie pokwapił się jednak skomentować. Może nawet wolał, aby półdemon nie znał potencjalnej odpowiedzi.
Była to jednak jedna niespodzianka, która miała nieść za sobą kolejną, niezbyt zadowalającą informację.
Cały budynek był kasynem.
Drugie piętro miało może i pokoje, w każdej zwyczajnie inną grę. Na środku zaś tańczyły striptizerki.
Wyglądało na to, że plan chłopaka brał w łeb. Nie dość że nie znalazł tego czego szukał, to jeszcze miał nieprzyjemną pogawędkę z Mefistem, istotą tyleż pokrętną co bezczelną. Miał jeszcze jedną opcję do wykorzystania. Skierował kroki na balkon, a gdy tam dotarł, z pleców wyrosły mu skrzydła. Wzbił się w powietrze, mając nadzieję że chociaż wysoko nad miastem będzie mógł się w spokoju przenieść. Na wszelki wypadek skrył się za niewidzialnością i zaczął znów gromadzić energię, by stworzyć portal. Po chwili brama się otworzyła, przeleciał przez nią i zaraz zamknął.
Okazało się, że na uwięzieniu i podróży przez piekło minęła mu cała noc. Zleciał w ciemny zaułek, schował skrzydła i gdy upewnił się że nikt nie widzi, ujawnił się. Wyciągnął z kieszeni komórkę i sprawdził wiadomość od Iruty, żeby dowiedzieć się na którą i gdzie ma się pojawić. Miał jeszcze kilka godzin. Udał się więc najpierw do hotelu, gdzie czekał jego pokój. Tym razem jednak, wiedział że nie spotka tam bandy demonów grających w karty, co znacznie poprawiało jego nastrój. Budynek był blisko i zaraz po przekroczeniu progu, Ashur skierował kroki do recepcji.
W hotelowej recepcji znajdował się młody chłopak, pełniący swoją nocną zmianę. Był dość zaspany i zobojętniały na obecność Ashura. Mimo, że hotel nie należał do tych najgorszych, ciężko było znaleźć ludzi którym pasują tego typu godziny pracy.
-Hm? - mruknął, spoglądając na Ashura niepewnym, czy mężczyzna potrzebuje jego pomocy.
-Dzień dobry. - zaczął uprzejmie, mimo niezbyt profesjonalnego zachowania portiera - Chciałbym odebrać klucz do pokoju, rezerwacja na nazwisko Sabah.
Mężczyzna podniósł się, wyprostował i ogółem nieco poprawił swoje nastawienie. - Tak, moment. - skierował się w stronę komputera, przejrzał to i tamto, po czym odwrócił się i wyjął z niewielkiej serii półek kluczyk. - Dowód wpłaty albo dowód tożsamości proszę.
Chłopak sięgnął za pazuchę i wyciągnął paszport, który przekazał pracownikowi recepcji. Miał oczywiście dowód osobisty, ale nie zawsze akceptowano je w obcych krajach, a paszport był dokumentem akceptowanym wszędzie. Nie mógł się doczekać gorącej kąpieli i porządnego śniadania, nie żeby ich potrzebował, ale takie drobiazgi sprawiały mu dużą przyjemność, a takowa mu się po ostatniej dobie jak najbardziej należała. W międzyczasie otworzył też aplikację w telefonie, gdzie wyświetlał się dowód wpłaty wraz z numerem rezerwacji, gdyby musiał pokazać to dodatkowo.
Mężczyzna przytaknął kiwnięciem głowy i podał klucz Ashurowi do rąk. Następnie zaczął bacznie wyczekiwać...najpewniej momentu w którym będzie mógł wrócić do przysypiania.
-Mogę pomóc w czymś jeszcze? - zapytał mimo wszystko, siłą wyuczonego nawyku.
-Nie, dziękuję panu. To wszystko. - powiedział zamykając dłoń na kluczu. Odebrał paszport i skierował się na właściwe piętro. Gdy przekroczył próg swojego pokoju od razu poszedł do łazienki, by napuścić do wanny gorącej wody. W tzw. międzyczasie rozebrał się i zamówił obfite śniadanie do pokoju na siódmą trzydzieści, co dawało mu ponad godzinę na kąpiel i ogarnięcie się po. Zamierzał porządnie się zrelaksować. Skierował się z powrotem do łazienki i wskoczył do ukropu.
-Tego mi było trzeba… - zamruczał wręcz, czując jak uchodzi z niego napięcie. Woda była prawie wrząca, ale dla półdemona to znaczyło w sam raz. Umył się powoli, a następnie zwyczajnie wylegiwał się korzystając z dobroczynnego wpływu takiej kąpieli. Gdy zostało mu parę minut do śniadania wyskoczył z wanny, błyskawicznie się wysuszył i ubrał. Następnie zaczekał aż przyjdzie obsługa z jego zamówieniem. Punktualnie o 7:30 rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę! - powiedział i po chwili próg przekroczył wózek prowadzony przez całkiem urodziwą pokojówkę, zapewne studentkę. Umieściła wszystko na stole i po upewnieniu się, że Ashur nie potrzebuje niczego więcej skierowała się do wyjścia. Chłopak dał jej hojny napiwek, uśmiechając się przy tym czarująco. Zasiadł do stolika napawając się cudownymi aromatami, które roztaczało jego śniadanie. Świeżo mielona kawa, gorące tosty, miód, świeże masło, dżem, hash browns, scotch eggs, świeże warzywa, fasolka po bretońsku, bekon, tłuczone ziemniaki, smażone pieczarki i oczywiście ryba z frytkami, a do tego wszystkiego kilka sosów do wyboru. Starczyłoby tego bezproblemowo dla czterech osób, ale młodzieniec zamierzał zjeść wszystko sam. Plusem bycia nie do końca człowiekiem był fakt, że mógł obżerać się jak koń i zawsze wyglądał świetnie. Zaczął z apetytem pałaszować, rozkoszując się smakiem. Nie rozumiał jak ludzie mogli mówić że brytyjska kuchnia jest obrzydliwa. Pomijając herbatę z mlekiem i niektóre pokręcone dania, ci ludzie wiedzieli jak dobrze zjeść. Pochłonięcie tego wszystkiego nie zajęło mu szczególnie dużo czasu.
-Ranyyy… jakie to było dobre. - powiedział do siebie po czym mocno beknął. - Dobra, wygląda na to, że trochę tu zostanę, więc wypadałoby się rozgościć. - to rzekłszy podszedł do szafy i sięgnął przez cień padający na jej tylną ścianę, wyciągając przez niego torbę z ubraniami, które od razu rozwiesił na wieszakach. Słabo by było paradować w jednym ciuchu przez tydzień lub dłużej.
-No i perfecto. Teraz pora na zakupy. - mruknął pod nosem i zebrał się do wyjścia. Zjechał kulturalnie windą i opuścił hotel. Odtworzył sobie w pamięci plan Londynu, by zlokalizować dobry sklep z alkoholem i skierował tam kroki. Wbrew stereotypom w brytyjskiej stolicy było dziś ciepło i słonecznie, więc chłopak napawał się spacerem i podziwiał widoki (nie tylko krajobrazy). Europejskie kobiety (pomijając rodowite Niemki) zachwycały na ulicach swoimi wdziękami, błyskającymi zza krótkich spódniczek i wydekoltowanych bluzek. Ah, lato w pełni… Dla takich chwil warto było żyć. Musiał tylko uważać, żeby jego dobry nastrój nie nabrał za dużej mocy. Ta wieczna ostrożność czasami dobijała. Krokiem spacerowym dotarł do swego celu. Wszedł, rozejrzał się i podążył do działu z whisky. Wybrał dwie flaszki najlepszej i skierował się do kasy by za nie zapłacić. Po prawdzie Tiberiasowi obiecał jedną, ale sam też miał chęć na odrobinę dobrego alkoholu. Spojrzał na zegarek, na szczęście miał jeszcze całkiem sporo czasu. Gdy nikt nie patrzył posłał obie butelki przez cień do swojego apartamentu. Następnie ruszył pod wskazany adres, po drodze zatrzymując się przy lodziarni i zamawiając dużą porcję. Lato bez letnich przysmaków się nie liczy. Gdy kończył swój deser akurat docierał na miejsce. Wyrzucił kubeczek do kosza, otarł twarz z ewentualnych śladów i nacisnął dzwonek.
Na odpowiedź mężczyzna musiał poczekać jakąś dłuższą chwilę. Miał też dziwne wrażenie, że coś w okolicy jest nie tak. Nie czuł zagrożenia, czuł, że otacza go magia. Miał przed sobą trzy połączone bloki. Okolica była dosyć normalna, po prostu bardzo czysta i nowoczesna. Ostatecznie w Londynie nie było ulic wypełnionych willami. Po chwili drzwi zaczęły się otwierać, zamiast pytania w domofonie tym co usłyszał Ashur był stukot, gdy...szkielet otworzył mu drzwi.
Bloki były zewnętrzną iluzją. Wewnątrz budowli faktycznie znajdowała się willa, choć mógł to równie dobrze być zamek. Niestety zdjęcie zaklęcia z ciekawości mogłoby narobić problemów mieszkańcom.
Na przeciw Ashura znajdował się dość podłużny hol, na jego końcu para półkolistych schodów prowadzących na widoczne stąd półpiętro pełne drzwi. Przed jak i pomiędzy nimi ciągnął się podłużny stół wypełniony jedzeniem. Siedziały przy nim zaledwie dwie osoby.
Jedną z nich była młoda...postać. Na pierwsze wrażenie wyglądała na siedemnaście, może osiemnaście lat. Wychowana w bawełnie do stopnia w którym Ashur miał równie duży problem z rozpoznaniem płci co w przypadku niektórych demonów.
Ta niska, blond włosa osoba miała w sobie coś jeszcze. Uśmieszek. Z zmrużonymi niebieskimi oczyma i dziwnym, oślizgłym uśmiechu równie dobrze mogłaby mieć na czole wypisaną wiadomość “wychowałem się w rodzinie nekromantów, jestem albo psychopatą albo nekrofilem”.
Widząc przybycie Ashura ten osobnik zaczął go analizować.
Nie mówił nic, podróżował tylko wzrokiem w górę i w dół, aż w końcu uśmiechnął się do siebie i skierował spojrzał w stronę swojego gościa, drugiej obecnej dzisiaj osoby.
Iruty.
Iruta z filiżanką w ręce zastygł na moment widząc Ashura. Jego kołnierz może i zasłaniał twarz, ale z wzrokiem półdemona, dostrzeżenie subtelnego ruchu brwi nie jest specjalnie trudne. Iruta odstawił swój napój na stół i podniósł się dość prędko. Nic nie mówił patrząc się na Ashura. Przez dłuższą chwilę przynajmniej.
-Trafił swój na swego. Wchodź! - otworzył w końcu usta.
Domniemany uczeń wyłącznie skinął głową w stronę Ashura. Gestem tym informując, że Iruta jak najbardziej ma prawo wpuścić go do środka.
Gdyby Iruta wcześniej nie powiedział Ashurowi, że chodzi o syna lorda, to teraz chłopak miałby niezłą zagadkę. No chyba że sam Azjata nie miał pewności co do płci tej osoby, ta wizja wydała mu się zabawna. Niezależnie od tego czy był to rzeczywiście chłopak czy jednak dziewczyna, jego spojrzenie i uśmieszek nie wróżyły dobrze. Jeśli ktoś nie go/jej nie naprostuje dość konkretnie, to Sabah wiedział że jest duże ryzyko iż nic dobrego z niego nie wyrośnie. Rzecz jasna, JEŚLI można jeszcze jakkolwiek naprostować kogoś, kto jest prawie dorosły i prawdopodobnie niesamowicie rozpuszczony.
Cóż, wyglądało na to że zarówno Iruta, jak i przyszły podopieczny Ajaya mieli niegrzeczny zwyczaj lustrowania ludzi, jakby oglądali towar w sklepie, choć nie da się zaprzeczyć iż Koreańczyk robił to znacznie dyskretniej niż to niewiadomej płci paniątko. On sam nie musiał tak obcesowo przyglądać się osobom naprzeciwko. Detale niedostępne dla zwykłych ludzi, dla niego były widoczne na pierwszy rzut oka. Blondasek miał w oczach czyste zło, a Ashur był pewien że Iruta również to widzi, jednakże nie wydawał się specjalnie tym przejmować. Dla niego to były po prostu interesy i nie interesował się szczególnie z kim je robi, między innymi to Hindus zdążył zrozumieć z ich pierwszej rozmowy.
Skupił wzrok, by dokładniej ocenić obie postacie. Głównie ciekawiło go w sumie, jaką aurę ma Iruta, bo dzieciak śmierdział nekromancją bardzo wyraźnie, choć może to kwestia nieumarłych służących i zostawiania przez nich zapachu tej magii w powietrzu.
Gdy Iruta powiedział mu by wszedł, swobodnym krokiem udał się w stronę obu swoich gospodarzy. Zastanawiał się tylko co ten mógł mieć na myśli mówiąc “trafił swój na swego”, najpewniej chodziło mu o aurę nekromancji, ale nie była to jedyna możliwość, zaangażował więc część procesów myślowych w analizę jego intencji. Gdy dotarł do właściwego końca stołu podał Azjacie rękę na powitanie.
-Miło Cię widzieć Iruta. - przywitał się z lekkim uśmiechem - Przedstawisz mnie? - zapytał wskazując oczami na swojego przyszłego podopiecznego. Nie interesowało go, czy w jakiś sposób pogwałcił angielski ceremoniał takim zachowaniem, był tu w konkretnym celu i sztuczne uprzejmości nim nie były.
Iruta uścisnął dłoń i skinął głową w stronę Ashura. Następnie odwrócił się w kierunku paniątka.
-Oto An Circe. Młody student nekromancji na którym obecnie ciąży areszt domowy z uwagi na wyznawaną przez niego dziedzinę magiczną. - przedstawił go Iruta, następnie położył jedną dłoń na ramieniu Ashura. - Oto pan Ashur Sabah, twój nowy nauczyciel obecnie podejrzewany przez vigilantii z uwagi na swoje kwestionowane poczynania. - wyjaśnił. Po tych słowach oddalił się lekko od dwójki, robiąc trzy miarowe kroki. - Właśnie rozmawialiśmy o tym, jak to Gerald zlecił mi sprawdzenie skąd się wziąłeś. Zgaduję, że dałeś im jakieś świadectwo niewinności? - spytał Iruta dość neutralnym tonem głosu. Ciężko było powiedzieć czy pytanie było szczere. Przyglądając się jego aurze, wzrok Ashura został nieco zamglony. Na pewno wyczuwał nieco galaktycznej magii, probabilistyki...ale coś starało się ją zamazać, najpewniej coś pod jego płaszczem. Stwierdzenie jak silnym był magiem zdawało się niemożliwe.
An skinął głową w stronę Ashura. - Miło poznać. Niech pan usiądzie, zje z nami śniadanie.
Iruta był skryty we wszystkich dziedzinach życia, zgodnie z przewidywaniami. Magia probabilistyki też wydawała się całkiem na miejscu, patrząc na jego tok myślenia z rozmowy w bibliotece.
-Nie zrobiłem tego co mogłem, a na pewno bym zrobił gdybym był przeciwko nim i oni to wiedzą. Myślę, że to wystarczający dowód iż nie konspirowałem przeciwko nim. - odrzekł Ajay, jakby mówił o czymś całkowicie normalnym. Zastanawiało go, kiedy Vigilantii odkryją jego zniknięcie z magicznego pudełka, ale tę myśl zachował dla siebie. Skoro Iruta dla nich pracował, to długo tajemnicą nie będzie że się uwolnił. Skurczybyki będą miały twardy orzech do zgryzienia.
Młodzik zgodnie z przewidywaniami okazał się chłopcem. Nawet całkiem uprzejmym, w przeciwieństwie do sporego odsetka dzieci z tzw. “dobrych domów”, co zmyło nieco złe wrażenie jakie zrobiło jego spojrzenie.
-Mnie również miło. - odpowiedział kiwając lekko głową - Dziękuję, chętnie. - dorzucił siadając. Po prawdzie już jadł, ale to nie stało na przeszkodzie, lubił jeść. Sięgnął do jednego z półmisków i nałożył sobie porcję sałatki. - Areszt za nekromancję? Przecież w Anglii jest to legalna sztuka. - zapytał lekko zdziwiony tym co wcześniej wspomniał Iruta. Mało tego, przecież nawet wśród Vigilantii była nekromantka, ale to przemilczał.
-Pozwól że wyjaśnię wszystko na raz, abyś w końcu wiedział na czym stoimy. Będzie tego sporo, więc podziel uwagę również śniadaniu. – zasugerował, westchnął, odsunął jedno z krzeseł i usiadł wygodnie. - Od jakiegoś czasu w Londynie okazjonalnie pojawiały się fenomeny ataków nieumarłych. Nie kończyły się i powoli doszło do sytuacji gdzie wszystkich nekromantów legitymowano po kolei. Z racji, że nie są to ludzie zbyt otwarci i często introwersyjni, sporo z nich nie posiadało alibi. Tym osobnikom zabroniono opuszczać miasta do rozwikłania problemów. – objaśnił sytuację rodziny Circe. - Sami nekromanci wydają się niewinni i nawet Gerald nie może temu zaprzeczyć. Ataki były niezwykle eksperymentalne. Ktoś w Londynie posiada nekromancki grimoire pozwalający na nie lada wyczyny. Z racji, że jest to artefakt i to w dodatku księga najpewniej nie zostawia na właścicielu nawet śladów aury....więc nagle jedyną metodą jest staroświeckie dochodzenie. To jakoś nawet im idzie, ale ciągnie się na tyle długo, że dostali nieco paranoi. Jakbyś grzecznie siedział w swojej bańce, przez parę razy coś by się stało bez ciebie w okolicy, ktoś by się gdzieś doszukał że nie masz historii karalności i tak dalej, to w końcu puściliby cie wolno. – wzruszył ramionami Iruta. - Nie wiem jak tu przylazłeś ale w sumie wszystko jedno. Będę miał na was obu alibi, więc raczej się wami nie zajmą. – obiecał. - Na dobrą sprawę możesz całe to zamieszanie zignorować. W sumie jeżeli nie jesteś niczemu winny a zwróciłeś na siebie uwagę, to tylko pomagasz osobie odpowiedzialnej za to wszystko. Zwodzisz ich od tropu. – zauważył. - To w skrócie objaśnia wszystko. Jakieś pytania?
Cholerni paranoicy, zawsze komplikowali życie nie tym co trzeba. Ashur miał na to właśnie kolejny dowód. Sytuacja była pokręcona jak świński ogon, ale przynajmniej siedząc tu jako nauczyciel miał alibi, a było to znacznie ciekawsze niż tkwienie w próżni.
-Nekromancki? Jedyny jaki przychodzi mi na myśl to Necronomicon, jeśli wierzyć plotkom nie ma potężniejszej księgi związanej z tą magią. - powiedział na poły do siebie na poły do pozostałej dwójki, między kęsami.
-Co do pytań… Możesz mi coś więcej o pozostałych incydentach powiedzieć? - to zawsze mogło mu dać jakiś punkt odniesienia.
-Nie wiadomo gdzie znajduje się nekronomikon, ale nie brałbym go pod uwagę. - odezwał się An. - To raczej mniejsza księga. Albo kopia, przepisana przez jakiegoś zmyślnego skrybę. Inaczej już dawno mielibyśmy wojnę, a nie zawieruchę. - jego opinia mogła płynąć z czystej wiary w siłę nekromancji jako sztuki.
Iruta odchrząknął. - Cóż, pierwszy incydent, a przynajmniej najstarszy o którym wiem miał miejsce cztery albo pięć miesięcy temu. Jakaś grupa gangsterów się pokłóciła, poszli się tłuc na cmentarz nieopodal Londynu, publiczny. Zjadły ich zombie. - wyjaśnił. - Następne zjawiska były podobne, ale już w mieście. Jakiś szkielet czy zjawa pojawiała się w miejscu publicznym, atakowała obcych. Raz pod cmentarzem, potem nieco dalej, potem jeszcze dalej. Innym razem kreatura pojawiła się na cmentarzu i biegła przed siebie ile mogła. Ktoś testował jak dobrze funkcjonuje księga, jej zasięg, jej moc. Przynajmniej tak wszyscy sądzą.
-Może to po prostu jakiś psychol, który dostał w ręce potężną “zabawkę” i teraz sobie używa. A może to część czegoś większego, ciężko stwierdzić. - zamyślił się - Jest jakiś wzorzec? Odstępy w czasie, faza księżyca, lokalizacja z powiązaniem, cokolwiek?
Po krótkim zamyśleniu Iruta odparł. - Niecierpliwość. Na początku wszystko działo się szybko, potem nasz winowajca zdał sobie sprawę, że robi coś dosyć nielegalnego. Zrobił sobie przerwę. Zaczął odpoczywać po każdym wyskoku. Długość przerw była jednak różna. Im bardziej testy różniły się od siebie, tym mniej trzeba było na nie czekać.
-Wyraźnie jest to ktoś mało doświadczony w tej materii. Łatwo traci zimną krew i jest w gorącej wodzie kąpany, to niezbyt pasuje do nekromanty. - podsumował Ashur - Albo chce, żeby to tak wyglądało. Trzeba było się podszkolić w probabilistyce, żeby dokładniej przewidywać takie kwestie. - burknął.
Mimo niezbyt przyjemnej tematyki nie stracił apetytu, nałożył sobie kolejną porcję.
-Gdy w incydentach były ofiary śmiertelne, przeżywał ktoś? Czy zawsze wszyscy padali trupem? - uznał że sprawdzi ten temat dokładniej
-Nie wiemy czy jakiś gangster przetrwał pierwszy atak. Nie licząc dnia wczorajszego, morderstwa nie miały celu. Były losowe. Nieumarli pojawiali się na ulicy, zabijali ile mogli aż ktoś je dorwał. Dużo osób przeżyło jako świadkowie, nawet niektórzy ranni.
-To sprzyja teorii przypadkowości każdego zdarzenia. Pomijając ostatnie jak sam zauważyłeś. - mimo wszystko chłopak czuł, że powinien przeanalizować miejsca ataków, ale do tego potrzebował dokładniejszych informacji i planu miasta, więc uznał że zostawi to na później. - Skąd właściwie informacja, że ten ktoś używa artefaktu nekromantycznego?
-Oh, to tylko teoria. - Iruta pomachał ręką, przepraszając za wprowadzenie w błąd. - Nie da się jej doścignąć tropiąc magię. Przywołańcy są jej pełni, ale obecni w wydarzeniu już nie. Czarownik zawsze ma aurę, tylko niektóre przedmioty mogą ją ukryć. Jak sztylety w pochwie czy zamknięte księgi. Tym się sugerujemy.
-No tak, brzmi całkiem logicznie. - odparł Ashur - Jednakże potężne artefakty powinny zostawiać jakiś ślad, czyż nie?
-Otwarte jak najbardziej. Poza tym, przywołanego nieumarłego wyczujesz z drugiego końca miasta, jeżeli zaczniesz go szukać. Mam teorię, że gdyby pozyskać jedną z stron teoretycznej księgi, moglibyśmy wyczuć lokację reszty...acz nigdy tego nie próbowałem. Nie jestem aż tak dobrym magiem. - westchnął Iruta.
An odezwał się nagle. - Wybaczy pan panie Ashur, ale spoglądam na nasz otoczenie przez świat cieni i dostrzegam, że pański...jest inny niż pan. Jakiś konkretny powód? - zainteresował się.
-To mogłoby teoretycznie zadziałać, ale zdobycie choćby jednej strony wcale nie byłoby proste… - przychylił się do pomysłu Iruty.
Pytanie An’a nieco zbiło go z tropu. Szczerze nie zastanawiał się, jak wygląda jego odbicie w Cieniu, ale chyba powinno być takie samo jak on...
-Inaczej? Znaczy jak? - zapytał wyraźnie nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Hmm… - zamyślił się chłopak, krzywiąc nieco głowę. Przypominał przy tym sowę. - Jak sylwetka Mephistophelesa. - stwierdził w końcu.
Ashur prawie zakrztusił się śniadaniem. Czyżby ten kutasiarz się do niego przykleił? To już naprawdę bezczelność…
-Nie no, tego to się nie spodziewałem… - powiedział i sam sięgnął swoim wzrokiem w Cień.
Tym co najpierw dostrzegł Ashur była całkowita zmiana w wystroju otoczenia. Budynek w którym się znajdował nie posiadał jednego, ale dwa zamki w środku. Hala w świecie cieni była nieco szersza i nieco pełniejsza. Zjawy najróżniejszych martwych już ludzi poruszały się w okół nich, dbając o swój biznes. Sam wystrój wyglądał nieco ciekawiej, mniej symetrycznie, ale ostatecznie podobnie do tego zwykłego. Przynajmniej w tym pomieszczeniu.
Cień Ashura z kolei faktycznie był cieniem Mephistophelesa. Obecności demona jednak w nim nie było...choć jakieś połączenie jest wyczuwalne.
Iruta również spojrzał w świat cieni i lustrował za jego pośrednictwem samego Ashura. - Długo nosisz dług u demona? - zapytał. - Poświęć jakiegoś człowieka w pentagramie to sie odczepi. - zasugerował zadziwiająco poważnym tonem.
-Nie mam żadnego długu, a przynajmniej takiego wynikającego z umowy. - odpowiedział siląc się na spokój - Widać ten skurwiel wcisnął mi zobowiązanie bez mojej wiedzy i tym bardziej zgody… - mimo wszystko ton zdradzał irytację.
-To rozwiąż je w podobny sposób. - zasugerował Iruta. - Nie jestem co prawda demonologiem, ale zgaduję, że jakoś da sie to zrzucić. Zapytaj tu i tam, może ktoś się znajdzie. No chyba, że ja mam pytać za ciebie? - zaśmiał się lekko. Ostatecznie on też opierał swój biznes na zobowiązaniach.
-Myślę, że z tymi poszukiwaniami poradzę sobie sam. Ale dziękuję za troskę. - odparł z lekkim uśmiechem. Iruta naprawdę był zabawnym gościem i Ashur zaczynał go lubić, ale nie zamierzał zaciągać więcej zobowiązań, niż musiał. A przecież demonologa nie trzeba szukać daleko...
-To możemy zostawić ten wątek wariatów w mieście? - zaproponował An. - Jeżeli to ktoś kto nie ma aury magicznej i nie wie co jest wstanie zdziałać jego artefakt, to prędzej sam wpadnie w czyjeś łapy. - zdecydowanie nie był pod wrażeniem.
Iruta przytaknął skinieniem głowy. - Powinniśmy ocenić czy pan Ashur jest w stanie nauczać cię nekromancji, następnie przedyskutować warunki jego opłaty.
-Zaiste, zajmijmy się konkretami. - zgodził się Hindus - Mam coś zademonstrować w praktyce, czy może wytłumaczyć jakiś schemat z grimoire’u nekromantycznego? - to rzekłszy spojrzał na An’a by ocenić moc jego aury. Zastanawiał się, na ile mały blondas jest zaawansowany w tej sztuce, a przynajmniej jak duży ma potencjał. Był pewien że przewyższa młodzika, ale nie chciał ujawniać ze swojego repertuaru więcej, niż to konieczne. Oczywiście Iruta i An mogli po prostu przyjrzeć się jego aurze, ale empiryzm zawsze był lepszy od zwykłej obserwacji, więc i jego podopiecznego trzeba będzie sprawdzić w praktyce.
Iruta zaśmiał się. - Po tym co widziałem w jego notatkach, raczej nie musisz się prezentować. Wręcz przeciwnie, wolałbym abyś wypytał Ana i samodzielnie ocenił jego wiedzę jak i praktyczne umiejętności. Oszacował, czy możesz coś z tego wyciągnąć.
-To też chciałem zrobić, w drugiej kolejności. - odparł - Ale osobiście uważam, że od teoretycznych rozważań, w określeniu poziomu zaawansowania lepszy jest egzamin praktyczny. Najlepiej będzie to połączyć. - zaczął się zastanawiać - [i]Zacznijmy od podstaw. An przedstaw mi stronę teoretyczną ożywienia szkieleta, a potem zaprezentuj w praktyce.[/] - powiedział i strzelił palcami zmieniając szkieleta sługę w bezwładną kupkę kości. - Nie sądzę by sprawiło Ci to problem, ale chcę być dokładny. Kolejnym krokiem będzie przywołanie widma, również teoretycznie i praktycznie. Jest ich w pobliskim Cieniu pod dostatkiem, więc materiału do ćwiczeń nie zabraknie.
An zmrużył oczy. W sumie widać po nim było, że zdał już pierwszą klasę, ale trochę pewności nie zaszkodzi. Wskazał palcem na grupę kości. - Łączysz kości nićmi many aby zastąpić ścięgna i zaklinasz w nich ideę przeznaczenia do służby. - wyjaśnił patrząc jak szkielet wstaje, podnosi swoją miotłę i wraca do zamiatania. Następnie An wystawił dłoń w powietrzu. - Zjawy najlepiej zapraszać do naszego świata z szacunkiem. I tak nie mogą w nim przebywać bez naszej many. Zapraszam. - nieumarła, przeźroczysta dłoń złapała jego rękę. Jakaś martwa dama w renesansowej sukni postanowiła odwiedzić plan rzeczywisty.
-Bardzo dobrze. Nie żebym się tego nie spodziewał, ale egzaminy wstępne rządzą się swoimi prawami. - skwitował z lekkim uśmiechem. Młodzik był dumny, ważna informacja. Jeśli zdążył zrobić się pyszny, w nauczanie go trzeba będzie włożyć więcej wysiłku.
-Teraz pora na coś bardziej na czasie. Nekromancja jak wszyscy wiemy, to nie tylko ożywianie umarłych, ale również obrona przed nimi. Patrząc na obecną sytuację w Londynie może okazać się to niezwykle przydatne. - kontynuował spokojnie - Zatem broń się! - Rzucił znienacka, przywołując kilka zjaw z Cienia, które otoczyły młodego nekromantę i rzuciły się w jego stronę z wyciągniętymi rękami. - A podtrzymując zaklęcie wyjaśnij mi proszę jego zasadę teoretyczną.
An spanikował, wstał z krzesła przewracając je, po chwili zniknął - wszedł w cień - i po jakiejś minucie pojawił się obok Ashura. - Możliwe, że nie znam żadnych heksów...wiem że są podobne do klątw, ale to aby tyle.
Heks był zaklęciem korumpującym manę wykorzystaną w zaklęciu, rozkładał ją zmieniając jego efekty bądź kompletnie druzgocząc. Większość anty-nekromanckich heksów polegała na skorumpowaniu celu nieumarłego, zmienieniu jego powołania, bądź erozji samej many, odwołaniu.
Mniej-więcej w tym momencie wcześniej pobudzony szkielet rzucił swoją miotłę na podłogę i zaczął kierować się do wyjścia z wilii. Odzyskał wolną wolę. Niezadowolony An szybko rozwiał zaklęcie, anulując jego przywołanie.
Iruta starał się nie zdradzać swoich emocji oglądając te pokazy. Zasłaniający usta kołnierz dużo mu w tym pomagał.
Heksy, dobre sobie. Chłopakowi brakowało kreatywności, istniały prostsze metody obrony przed nieumarłymi.
-Próbujesz ugryźć więcej niż zdołasz. Heks to wyższy poziom niż rozwiązania, o których myślałem. Przy odrobinie inwencji można się osłonić magią niezbyt wysokiego poziomu, choć takie metody mają swoje wady. Na przykład, gdy kontrolowany przez kogoś nieumarły ma na celu zabicie osoby, łatwo go oszukać maskując mocą śmierci energię życiową, by wydać się trupem lub nieumarłym. Oczywistą wadą jest to, że jeśli osoba władająca tą istotą nas widzi, może kazać jej atakować dalej, ale uzyskana chwila może być kluczowa. Co do ucieczki w Cień, jest to rozwiązanie warte wzięcia pod uwagę, zwłaszcza jeśli przeciwnikami są szkielety, w przypadku widm to wyjście podwyższonego ryzyka, gdyż dodatkowe mogą się czaić czekając właśnie na ten moment. - chyba zaczynał się wczuwać w rolę nauczyciela. Sposobów na obronę przed nieumarłymi było oczywiście znacznie więcej, a te podstawowe mogły stawać się skuteczniejsze w połączeniu z innymi szkołami magii, ale to nie był temat na ich dzisiejszą lekcję. - No dobrze, dostałeś ode mnie trzy zadania. Z dwoma poradziłeś sobie bez zarzutu, trzecie pozostawiło nieco do życzenia. Niemniej, wynik jest zadowalający. Pozostał jeszcze ostatni sprawdzian, zaprezentuj mi najbardziej zaawansowane zaklęcie jakie opanowałeś. - polecił, a sam skupił się by dokładnie ocenić czar, oraz to ile wysiłku będzie on kosztował Ana. Wiedział już, że chłopak ma dobre przygotowanie teoretyczne, ale trochę kulał z praktyką (i niestety łatwo tracił zimną krew). Ostatni test miał dać mu odpowiedź na to, co dokładniej wymaga poprawy w trakcie nauki.
An uśmiechnął się pewny siebie, ale nagle zastygł, gdy Iruta z lekkim dźwiękiem odłożył filiżankę na stół. - An jest geniuszem przywoływania, na ten moment może ożywić nawet smoka. Nie jest za to w stanie ich kontrolować. Szkielety mu uciekają po kilku minutach. - wyjaśnił w imieniu chłopaka. - Wystarczy abyś uwierzył moim słowom. Jeżeli sądzisz że będziesz w stanie nauczyć go kontroli nad przywołańcami, to mogę cię skierować do jego opiekuna. - zaproponował.
-Wierzę na słowo. Widzę mamy tu naturalny talent. - odparł spokojnie. Iruta widocznie budził respekt u młodego nekromanty. No ale co w tym dziwnego, w końcu wyrobił sobie naprawdę silną pozycję dzięki swojemu biznesowi, lordowie nie korzystali z usług byle kogo. - Nawet jeśli chłopak jest tylko w połowie tak zdolny jak mówisz, to ma predyspozycje by zajść wysoko. Ale nadal będzie potrzebował dużo praktyki. - taki ton wypowiedzi powinien podtrzymać Ana na duchu, ale nie pompować mu zbytnio ego.
-A odpowiadając na twoje pytanie Iruta, jeśli ktoś może go tego nauczyć, to na pewno jestem to ja. - Dorzucił z uśmiechem. Oczywiście nie był jedynym, który mógł tego dokonać, ale Tiberias nie przyjmował uczniów od lat. Widocznie brakowało mu do nich cierpliwości. - Pozostaje więc przedyskutować warunki mojego honorarium.
-W takim razie zapraszam do świata cieni. - rzekł wstając z miejsca Iruta. -Komnata pana tego domu nie znajduje się w naszym wymiarze.
Trafiła mu się rodzina szpanerów. Ewentualnie pan domu był nie do końca żywy i lepiej czuł się w Cieniu, co nie byłoby takie niezwykłe w rodzie nekromantów.
-Oczywiście. - Powiedział, po czym wokół zrobiło się szaro, gdy przerzucił całą trójkę do Świata Cieni. - Prowadź. - dorzucił spokojnie.
 
Eleishar jest offline