Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2015, 16:45   #11
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Droga przez Piekło


Ashur stanął na oświetlonym płomieniami nierównym chodniku, ułożonym z przypadkowych kamieni. W okół niego znajdowało się pełno różnorodnych budowli, powykręcanych, w dziwnych formach. Często przeczącym prawom fizyki, ergonomii czy sensu. Znowu był w piekle. A wchodząc do niego w Londynie, znalazł się w centrum jakiegoś demonicznego miasta. Które oczywiście wyglądało jak cyrk.
Równie dobrze mogło być cyrkiem. Demony nie potrzebowały jeden drugiego aby żyć, rzadko opuszczali swoje domeny aby spotykać się z innymi. Tego typu centra służyły im wyłącznie za centra zabawy, prowadzone przez tych nieco bardziej pracowitych odmieńców, którym chciało się przekształcać w ten sposób własną domenę.
Samych demonów było tutaj mnóstwo, a każdy był amoralny i wykręcony. Olbrzymie psy o kocim futrze, kobiety z końskimi penisami na widoku, mężczyźni przypominający urodą kobiety, którym służyli ludzie na tyle naiwni aby sprzedać swoje dusze.
Ashur nie wiedział czy ktoś go rozpozna w tym zamieszaniu, dostał kilka spojrzeń od demonów, które wyczuły jego ludzką stronę… ale został zignorowany. Ostatecznie pod latarnią jest najciemniej.
Co rusz przy chodniku pojawiały się nowe portale a kolejne kreatury dołączały do odbywającej się tutaj sodomy i gomory z najróżniejszymi wyrazami twarzy, z sporą dozą normalności.
Piekło...piekło było parodią ziemi, karykaturą stworzoną jako dowcip, tak samo wszyscy jego mieszkańcy.
Pomijając widoki perwersyjnych scen na ulicach, piekło mało przypominało to jak wyobrażali je sobie ludzie. Na wspomnienie straszenia garncami wrzącej smoły i diabelskimi widłami przez pewnego podstarzałego księdza Ashur mało się nie roześmiał. Jak oni mało wiedzieli, byli strasznie ograniczeni.
~Dobra, to teraz krótki spacerek. - jeśli chłopak dobrze pamiętał, konkretne punkty w Piekle były mniej więcej w tych samych miejscach, co ich odpowiedniki w świecie ludzkim. Także, nie musiał iść daleko by móc spokojnie opuścić ten wymiar we w miarę odosobnionym miejscu.
~Ciekawe czy w tutejszej Tamizie płynie ektoplazma... a może smoła? - zamyślił się, wspominając piekielny Ganges, w którym płynęła krew zmieszana z żółcią. W tym samym czasie kierował swoje kroki tam, gdzie w normalnym Londynie był w miarę nieuczęszczany zaułek.
Jak się jednak okazuje, demony...lubią nieuczęszczane zaułki. Gdy Ashur plątał się po ulicach widział znacznie więcej kreatur na dworze niż w oknach budowli. Wydawało się że każdy pusty kącik służył komuś do jakiejś innej perwersji. Otworzenie portalu obok demonów nie będzie ani proste, ani bezpieczne dla ludzi.
Dżuma, syfilis, franca i trąd! Ten dzień był coraz gorszy i chłopak naprawdę zaczynał się irytować. Demony były takie pokrętne, ale to w końcu karykatury, czego innego się spodziewać. Rozejrzał się uważnie dookoła, patrząc również w górę. Może gdzieś ponad poziomem ulicy znalazłoby się dobre miejsce.
Wszelkie dachy które dostrzegał Ashur były, jeżeli nie zajęte to...no cóż, na widoku. A to ludzie mówili o zbytnim zagęszczeniu mieszkańców. Co by było gdyby zobaczyli Piekło… Jeśli ktokolwiek interesował się takimi jak on, to patrząc z góry zapewne miał w tym momencie niezły ubaw.
~Po prostu boki kurwa rwać. - pomyślał ze złością o ironii losu, jaka ostatnimi czasy nie chciała mu odpuścić. Budynki były puste, ale tylko w Piekle, ich ludzkie odpowiedniki zapewne miały większe obłożenie. Więc opcja skorzystania z nich była tylko w połowie dobra. Chociaż… było jedno miejsce gdzie mógł się teleportować w miarę bezpiecznie, bo wiedział że po drugiej stronie będzie pusto. Skierował kroki w stronę, gdzie w ludzkim świecie znajdował się hotel, w którym miał zarezerwowany pokój.
Budynek z grubsza przypominał swój kształt z realnego świata. Znając zasady piekła, Ashur wiedział że jakkolwiek budowla nie wygląda na zewnątrz, jej wnętrze jest identyczne wymiarami do oryginału. Nawet jeżeli pokoje będą pełniły inne funkcje.
Tak też było i tym razem, gdy po wejściu do hotelu Ashura zastało...kasyno. Demony siedział przy najróżniejszych stolikach, grały w blackjacka, pokera i ruletkę. Handlowali duszami, magicznymi przedmiotami oraz przeklętymi ludźmi. Przy schodach na górę stał dość wysoki choć szczupły demon.
Miał na sobie czerwony garnitur, posiadał metaliczny ogon, podłużną szczękę z ostrym uzębieniem oraz okrągłe okulary. Miał niezwykle ludzki kolor cery co było w piekle nietypowe. U większości pomiotów dominowały odcienie czerwieni, czerni bądź blade odmiany bieli.
Głównie dzięki temu Ashur rozpoznał sylwetkę przypominając swoje studia.
Mephistopheles. Demon którego porównuje się do diabłów, czyli piekielnych odmian bogów. Wciąż jednak demon, przynajmniej z ostatniego razu gdy pisał o nim Faust czwarty.
Chłopak cudem powstrzymał się od tego, by zakląć siarczyście gdy zobaczył, w czyje progi trafił. Mefisto we własnej osobie, a to go zaszczyt kopnął. Ten skurczybyk należał do ekhm... - chlubnych wyjątków wśród demonów, które nie były skrajnie perwersyjnymi karykaturami, myślącymi jedynie o zaspokajaniu własnych żądz (choć... cholera wie do czego używał ogona, gdy nikt nie patrzył). Tylko co Ashur powinien zrobić w tym momencie? Miał niejasne i niezbyt miłe przeczucie, że Mefistofeles się go spodziewał i dlatego stoi mu teraz na drodze. A to już jest istota kalibru, z którym trzeba się liczyć. Rzecz jasna, jeśli autorzy dzieł na jego temat nie dokonywali wyolbrzymień, celem usprawiedliwienia głupoty jaką było paktowanie z demonami. Tylko że, mówiąc całkiem szczerze, chłopak absolutnie nie miał ochoty z nim rozmawiać, jednego był pewien na sto procent. Pokrętna natura Mefista nie była fikcją literacką.
Ashur chyba się nie mylił. Mephistopheles uśmiechnął się w jego stronę gdy zobaczył, że mężczyźnie nie śpieszno. Nie ruszał jeszcze w jego stronę, ale to tylko kwestia cierpliwości…
Okoliczne zamieszanie również zaczęło zwracać na niego coraz większą uwagę. Patrząc o to co było obstawiane w demonicznych grach, jego ludzka część duszy mogła być tu dobrym towarem. Być może spodziewali się czy też liczyli na to, że Ashur zachował ją tylko i wyłącznie po to, aby mieć co obstawiać grając o innego rodzaju stawki.
Chłopak starał się ignorować chciwe spojrzenia demonów. Był przywiązany do swojej duszy i nie zamierzał ryzykować. Szedł spokojnym krokiem, powoli przed siebie, wiedział że stojąc w miejscu nic nie zdziała. Żałował, że nie miał przy sobie żadnych artefaktów. Wtedy może by spróbował szczęścia i zagrał, ale większość jego “zabawek” była narzędziami śmierci i leżała zapieczętowana daleko od niego.
Gdy Ashur podszedł dość blisko schodów Mephistopheles ukłonił się mu z uśmiechem. - Wybacz, że przeszkadzam… ale wyczułem, że półczłowiek wszedł do mojej domeny jednostronnym portalem. Z nieskażoną grzechem duszą, przynajmniej w porównaniu z resztą. - wyprostował się spoglądając na Ashura zza swoich okrągłych okularów. - Niezmiernie zainteresowałem się pana zarówno nietypowością, jak i niegrzecznością.
-Nie chciałem być niegrzeczny, nie planowałem nikomu wchodzić z butami do domu, aczkolwiek nie miałem większego wyboru. I nie zamierzam zabawić tu długo, nie nadużyję pańskiej gościnności. - odpowiedział spokojnym głosem.
-Oh? Nie chciałeś być niegrzeczny, ale portal był jednostronny, no chyba, że na starość moja percepcja szwankuje. - poprawił okulary mężczyzna. - ”Ja mogę wejść do was nieproszony, ale pod żadnym warunkiem nie możecie odwiedzić mojej ziemi” hm?
-Czy musimy być tacy drobiazgowi, panie Mefistofeles? - zapytał - Proszę mi wierzyć, nie miałem planów by tu zaglądać, ale to nie znaczy że mogłem pozwolić, by moje przybycie wywołało chaos po stronie świata śmiertelników. Także nie zaprzeczę, portal był jednokierunkowy. Ale pan, jako istota cywilizowana na pewno rozumie, jak ważne jest utrzymanie porządku. - nie zamierzał wdawać się w sprzeczkę.
Mefistofeles uśmiechnął się szeroko, szczerząc swoje ostre uzębienie. - Oh, rozumiem. Rozumiem obelgę. Wstyd panu, że odwiedza pan świat demonów? Że spaceruje wśród barbarzyńców? Jak można się z nimi zadawać, jak można pozwolić, aby inni odkryli? - odparł. - Wiesz, jeżeli tak bardzo ci wstyd naszego świata, możesz oddać swoją demoniczną połowę. To nie byłby dla mnie problem się jej pozbyć. Może ucierpi twój talent magiczny, w jakimś drobnym stopniu, ale z piekłem nie będziesz już miał związku. - wyjaśnił.
Ashur uśmiechnął się pod nosem. Mephistopheles był zaiste pokrętną istotą, o czym właśnie przekonywał się z pierwszej ręki.
-Zostałem źle zrozumiany, albo robi to pan specjalnie. - zachichotał lekko - Jeśli moja obecność jest tak wielką obrazą, pójdę w swoją stronę i nie będę psuł dnia, czy też wieczoru panu i pańskim gościom. Jednakże połowy duszy, niezależnie od tego której, tym bardziej całości, oddawać nie mam zamiaru. Jestem do obu części mocno przywiązany. - dodał poważniejszym tonem.
-Cóż zdarza się. I jak najbardziej, pańska niegrzeczność nie jest tutaj mile widziana. Niech pan idzie, i jak najszybciej skończy tutaj swoje sprawunki. Nawet na to pozwolę, tym razem. - zdecydował demon...osobiście ruszając w przód. - Acz opłaty za przejście przez moją domenę i prezentu w przeprosiny jak najbardziej będę oczekiwał. Kto wie, jak przez długi czas ich nie dostanę, to sam po nie przyjdę. - ostrzegł, mijając Ashura.
-Demony przychodzą i odchodzą, a jednak nie widać by którykolwiek kwapił się by jakąś opłatę uiścić. Może i jestem demonem jedynie w połowie, ale to nie znaczy że dam się oszukać. - wycedził wspinając się po schodach, w poszukiwaniu właściwego pomieszczenia.
Mephistopheles odprowadził Ashura wzrokiem po schodach, nie pokwapił się jednak skomentować. Może nawet wolał, aby półdemon nie znał potencjalnej odpowiedzi.
Była to jednak jedna niespodzianka, która miała nieść za sobą kolejną, niezbyt zadowalającą informację.
Cały budynek był kasynem.
Drugie piętro miało może i pokoje, w każdej zwyczajnie inną grę. Na środku zaś tańczyły striptizerki.
Wyglądało na to, że plan chłopaka brał w łeb. Nie dość że nie znalazł tego czego szukał, to jeszcze miał nieprzyjemną pogawędkę z Mefistem, istotą tyleż pokrętną co bezczelną. Miał jeszcze jedną opcję do wykorzystania. Skierował kroki na balkon, a gdy tam dotarł, z pleców wyrosły mu skrzydła. Wzbił się w powietrze, mając nadzieję że chociaż wysoko nad miastem będzie mógł się w spokoju przenieść. Na wszelki wypadek skrył się za niewidzialnością i zaczął znów gromadzić energię, by stworzyć portal. Po chwili brama się otworzyła, przeleciał przez nią i zaraz zamknął.
Okazało się, że na uwięzieniu i podróży przez piekło minęła mu cała noc. Zleciał w ciemny zaułek, schował skrzydła i gdy upewnił się że nikt nie widzi, ujawnił się. Wyciągnął z kieszeni komórkę i sprawdził wiadomość od Iruty, żeby dowiedzieć się na którą i gdzie ma się pojawić. Miał jeszcze kilka godzin. Udał się więc najpierw do hotelu, gdzie czekał jego pokój. Tym razem jednak, wiedział że nie spotka tam bandy demonów grających w karty, co znacznie poprawiało jego nastrój. Budynek był blisko i zaraz po przekroczeniu progu, Ashur skierował kroki do recepcji.
W hotelowej recepcji znajdował się młody chłopak, pełniący swoją nocną zmianę. Był dość zaspany i zobojętniały na obecność Ashura. Mimo, że hotel nie należał do tych najgorszych, ciężko było znaleźć ludzi którym pasują tego typu godziny pracy.
-Hm? - mruknął, spoglądając na Ashura niepewnym, czy mężczyzna potrzebuje jego pomocy.
-Dzień dobry. - zaczął uprzejmie, mimo niezbyt profesjonalnego zachowania portiera - Chciałbym odebrać klucz do pokoju, rezerwacja na nazwisko Sabah.
Mężczyzna podniósł się, wyprostował i ogółem nieco poprawił swoje nastawienie. - Tak, moment. - skierował się w stronę komputera, przejrzał to i tamto, po czym odwrócił się i wyjął z niewielkiej serii półek kluczyk. - Dowód wpłaty albo dowód tożsamości proszę.
Chłopak sięgnął za pazuchę i wyciągnął paszport, który przekazał pracownikowi recepcji. Miał oczywiście dowód osobisty, ale nie zawsze akceptowano je w obcych krajach, a paszport był dokumentem akceptowanym wszędzie. Nie mógł się doczekać gorącej kąpieli i porządnego śniadania, nie żeby ich potrzebował, ale takie drobiazgi sprawiały mu dużą przyjemność, a takowa mu się po ostatniej dobie jak najbardziej należała. W międzyczasie otworzył też aplikację w telefonie, gdzie wyświetlał się dowód wpłaty wraz z numerem rezerwacji, gdyby musiał pokazać to dodatkowo.
Mężczyzna przytaknął kiwnięciem głowy i podał klucz Ashurowi do rąk. Następnie zaczął bacznie wyczekiwać...najpewniej momentu w którym będzie mógł wrócić do przysypiania.
-Mogę pomóc w czymś jeszcze? - zapytał mimo wszystko, siłą wyuczonego nawyku.
-Nie, dziękuję panu. To wszystko. - powiedział zamykając dłoń na kluczu. Odebrał paszport i skierował się na właściwe piętro. Gdy przekroczył próg swojego pokoju od razu poszedł do łazienki, by napuścić do wanny gorącej wody. W tzw. międzyczasie rozebrał się i zamówił obfite śniadanie do pokoju na siódmą trzydzieści, co dawało mu ponad godzinę na kąpiel i ogarnięcie się po. Zamierzał porządnie się zrelaksować. Skierował się z powrotem do łazienki i wskoczył do ukropu.
-Tego mi było trzeba… - zamruczał wręcz, czując jak uchodzi z niego napięcie. Woda była prawie wrząca, ale dla półdemona to znaczyło w sam raz. Umył się powoli, a następnie zwyczajnie wylegiwał się korzystając z dobroczynnego wpływu takiej kąpieli. Gdy zostało mu parę minut do śniadania wyskoczył z wanny, błyskawicznie się wysuszył i ubrał. Następnie zaczekał aż przyjdzie obsługa z jego zamówieniem. Punktualnie o 7:30 rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę! - powiedział i po chwili próg przekroczył wózek prowadzony przez całkiem urodziwą pokojówkę, zapewne studentkę. Umieściła wszystko na stole i po upewnieniu się, że Ashur nie potrzebuje niczego więcej skierowała się do wyjścia. Chłopak dał jej hojny napiwek, uśmiechając się przy tym czarująco. Zasiadł do stolika napawając się cudownymi aromatami, które roztaczało jego śniadanie. Świeżo mielona kawa, gorące tosty, miód, świeże masło, dżem, hash browns, scotch eggs, świeże warzywa, fasolka po bretońsku, bekon, tłuczone ziemniaki, smażone pieczarki i oczywiście ryba z frytkami, a do tego wszystkiego kilka sosów do wyboru. Starczyłoby tego bezproblemowo dla czterech osób, ale młodzieniec zamierzał zjeść wszystko sam. Plusem bycia nie do końca człowiekiem był fakt, że mógł obżerać się jak koń i zawsze wyglądał świetnie. Zaczął z apetytem pałaszować, rozkoszując się smakiem. Nie rozumiał jak ludzie mogli mówić że brytyjska kuchnia jest obrzydliwa. Pomijając herbatę z mlekiem i niektóre pokręcone dania, ci ludzie wiedzieli jak dobrze zjeść. Pochłonięcie tego wszystkiego nie zajęło mu szczególnie dużo czasu.
-Ranyyy… jakie to było dobre. - powiedział do siebie po czym mocno beknął. - Dobra, wygląda na to, że trochę tu zostanę, więc wypadałoby się rozgościć. - to rzekłszy podszedł do szafy i sięgnął przez cień padający na jej tylną ścianę, wyciągając przez niego torbę z ubraniami, które od razu rozwiesił na wieszakach. Słabo by było paradować w jednym ciuchu przez tydzień lub dłużej.
-No i perfecto. Teraz pora na zakupy. - mruknął pod nosem i zebrał się do wyjścia. Zjechał kulturalnie windą i opuścił hotel. Odtworzył sobie w pamięci plan Londynu, by zlokalizować dobry sklep z alkoholem i skierował tam kroki. Wbrew stereotypom w brytyjskiej stolicy było dziś ciepło i słonecznie, więc chłopak napawał się spacerem i podziwiał widoki (nie tylko krajobrazy). Europejskie kobiety (pomijając rodowite Niemki) zachwycały na ulicach swoimi wdziękami, błyskającymi zza krótkich spódniczek i wydekoltowanych bluzek. Ah, lato w pełni… Dla takich chwil warto było żyć. Musiał tylko uważać, żeby jego dobry nastrój nie nabrał za dużej mocy. Ta wieczna ostrożność czasami dobijała. Krokiem spacerowym dotarł do swego celu. Wszedł, rozejrzał się i podążył do działu z whisky. Wybrał dwie flaszki najlepszej i skierował się do kasy by za nie zapłacić. Po prawdzie Tiberiasowi obiecał jedną, ale sam też miał chęć na odrobinę dobrego alkoholu. Spojrzał na zegarek, na szczęście miał jeszcze całkiem sporo czasu. Gdy nikt nie patrzył posłał obie butelki przez cień do swojego apartamentu. Następnie ruszył pod wskazany adres, po drodze zatrzymując się przy lodziarni i zamawiając dużą porcję. Lato bez letnich przysmaków się nie liczy. Gdy kończył swój deser akurat docierał na miejsce. Wyrzucił kubeczek do kosza, otarł twarz z ewentualnych śladów i nacisnął dzwonek.
Na odpowiedź mężczyzna musiał poczekać jakąś dłuższą chwilę. Miał też dziwne wrażenie, że coś w okolicy jest nie tak. Nie czuł zagrożenia, czuł, że otacza go magia. Miał przed sobą trzy połączone bloki. Okolica była dosyć normalna, po prostu bardzo czysta i nowoczesna. Ostatecznie w Londynie nie było ulic wypełnionych willami. Po chwili drzwi zaczęły się otwierać, zamiast pytania w domofonie tym co usłyszał Ashur był stukot, gdy...szkielet otworzył mu drzwi.
Bloki były zewnętrzną iluzją. Wewnątrz budowli faktycznie znajdowała się willa, choć mógł to równie dobrze być zamek. Niestety zdjęcie zaklęcia z ciekawości mogłoby narobić problemów mieszkańcom.
Na przeciw Ashura znajdował się dość podłużny hol, na jego końcu para półkolistych schodów prowadzących na widoczne stąd półpiętro pełne drzwi. Przed jak i pomiędzy nimi ciągnął się podłużny stół wypełniony jedzeniem. Siedziały przy nim zaledwie dwie osoby.
Jedną z nich była młoda...postać. Na pierwsze wrażenie wyglądała na siedemnaście, może osiemnaście lat. Wychowana w bawełnie do stopnia w którym Ashur miał równie duży problem z rozpoznaniem płci co w przypadku niektórych demonów.
Ta niska, blond włosa osoba miała w sobie coś jeszcze. Uśmieszek. Z zmrużonymi niebieskimi oczyma i dziwnym, oślizgłym uśmiechu równie dobrze mogłaby mieć na czole wypisaną wiadomość “wychowałem się w rodzinie nekromantów, jestem albo psychopatą albo nekrofilem”.
Widząc przybycie Ashura ten osobnik zaczął go analizować.
Nie mówił nic, podróżował tylko wzrokiem w górę i w dół, aż w końcu uśmiechnął się do siebie i skierował spojrzał w stronę swojego gościa, drugiej obecnej dzisiaj osoby.
Iruty.
Iruta z filiżanką w ręce zastygł na moment widząc Ashura. Jego kołnierz może i zasłaniał twarz, ale z wzrokiem półdemona, dostrzeżenie subtelnego ruchu brwi nie jest specjalnie trudne. Iruta odstawił swój napój na stół i podniósł się dość prędko. Nic nie mówił patrząc się na Ashura. Przez dłuższą chwilę przynajmniej.
-Trafił swój na swego. Wchodź! - otworzył w końcu usta.
Domniemany uczeń wyłącznie skinął głową w stronę Ashura. Gestem tym informując, że Iruta jak najbardziej ma prawo wpuścić go do środka.
Gdyby Iruta wcześniej nie powiedział Ashurowi, że chodzi o syna lorda, to teraz chłopak miałby niezłą zagadkę. No chyba że sam Azjata nie miał pewności co do płci tej osoby, ta wizja wydała mu się zabawna. Niezależnie od tego czy był to rzeczywiście chłopak czy jednak dziewczyna, jego spojrzenie i uśmieszek nie wróżyły dobrze. Jeśli ktoś nie go/jej nie naprostuje dość konkretnie, to Sabah wiedział że jest duże ryzyko iż nic dobrego z niego nie wyrośnie. Rzecz jasna, JEŚLI można jeszcze jakkolwiek naprostować kogoś, kto jest prawie dorosły i prawdopodobnie niesamowicie rozpuszczony.
Cóż, wyglądało na to że zarówno Iruta, jak i przyszły podopieczny Ajaya mieli niegrzeczny zwyczaj lustrowania ludzi, jakby oglądali towar w sklepie, choć nie da się zaprzeczyć iż Koreańczyk robił to znacznie dyskretniej niż to niewiadomej płci paniątko. On sam nie musiał tak obcesowo przyglądać się osobom naprzeciwko. Detale niedostępne dla zwykłych ludzi, dla niego były widoczne na pierwszy rzut oka. Blondasek miał w oczach czyste zło, a Ashur był pewien że Iruta również to widzi, jednakże nie wydawał się specjalnie tym przejmować. Dla niego to były po prostu interesy i nie interesował się szczególnie z kim je robi, między innymi to Hindus zdążył zrozumieć z ich pierwszej rozmowy.
Skupił wzrok, by dokładniej ocenić obie postacie. Głównie ciekawiło go w sumie, jaką aurę ma Iruta, bo dzieciak śmierdział nekromancją bardzo wyraźnie, choć może to kwestia nieumarłych służących i zostawiania przez nich zapachu tej magii w powietrzu.
Gdy Iruta powiedział mu by wszedł, swobodnym krokiem udał się w stronę obu swoich gospodarzy. Zastanawiał się tylko co ten mógł mieć na myśli mówiąc “trafił swój na swego”, najpewniej chodziło mu o aurę nekromancji, ale nie była to jedyna możliwość, zaangażował więc część procesów myślowych w analizę jego intencji. Gdy dotarł do właściwego końca stołu podał Azjacie rękę na powitanie.
-Miło Cię widzieć Iruta. - przywitał się z lekkim uśmiechem - Przedstawisz mnie? - zapytał wskazując oczami na swojego przyszłego podopiecznego. Nie interesowało go, czy w jakiś sposób pogwałcił angielski ceremoniał takim zachowaniem, był tu w konkretnym celu i sztuczne uprzejmości nim nie były.
Iruta uścisnął dłoń i skinął głową w stronę Ashura. Następnie odwrócił się w kierunku paniątka.
-Oto An Circe. Młody student nekromancji na którym obecnie ciąży areszt domowy z uwagi na wyznawaną przez niego dziedzinę magiczną. - przedstawił go Iruta, następnie położył jedną dłoń na ramieniu Ashura. - Oto pan Ashur Sabah, twój nowy nauczyciel obecnie podejrzewany przez vigilantii z uwagi na swoje kwestionowane poczynania. - wyjaśnił. Po tych słowach oddalił się lekko od dwójki, robiąc trzy miarowe kroki. - Właśnie rozmawialiśmy o tym, jak to Gerald zlecił mi sprawdzenie skąd się wziąłeś. Zgaduję, że dałeś im jakieś świadectwo niewinności? - spytał Iruta dość neutralnym tonem głosu. Ciężko było powiedzieć czy pytanie było szczere. Przyglądając się jego aurze, wzrok Ashura został nieco zamglony. Na pewno wyczuwał nieco galaktycznej magii, probabilistyki...ale coś starało się ją zamazać, najpewniej coś pod jego płaszczem. Stwierdzenie jak silnym był magiem zdawało się niemożliwe.
An skinął głową w stronę Ashura. - Miło poznać. Niech pan usiądzie, zje z nami śniadanie.
Iruta był skryty we wszystkich dziedzinach życia, zgodnie z przewidywaniami. Magia probabilistyki też wydawała się całkiem na miejscu, patrząc na jego tok myślenia z rozmowy w bibliotece.
-Nie zrobiłem tego co mogłem, a na pewno bym zrobił gdybym był przeciwko nim i oni to wiedzą. Myślę, że to wystarczający dowód iż nie konspirowałem przeciwko nim. - odrzekł Ajay, jakby mówił o czymś całkowicie normalnym. Zastanawiało go, kiedy Vigilantii odkryją jego zniknięcie z magicznego pudełka, ale tę myśl zachował dla siebie. Skoro Iruta dla nich pracował, to długo tajemnicą nie będzie że się uwolnił. Skurczybyki będą miały twardy orzech do zgryzienia.
Młodzik zgodnie z przewidywaniami okazał się chłopcem. Nawet całkiem uprzejmym, w przeciwieństwie do sporego odsetka dzieci z tzw. “dobrych domów”, co zmyło nieco złe wrażenie jakie zrobiło jego spojrzenie.
-Mnie również miło. - odpowiedział kiwając lekko głową - Dziękuję, chętnie. - dorzucił siadając. Po prawdzie już jadł, ale to nie stało na przeszkodzie, lubił jeść. Sięgnął do jednego z półmisków i nałożył sobie porcję sałatki. - Areszt za nekromancję? Przecież w Anglii jest to legalna sztuka. - zapytał lekko zdziwiony tym co wcześniej wspomniał Iruta. Mało tego, przecież nawet wśród Vigilantii była nekromantka, ale to przemilczał.
-Pozwól że wyjaśnię wszystko na raz, abyś w końcu wiedział na czym stoimy. Będzie tego sporo, więc podziel uwagę również śniadaniu. – zasugerował, westchnął, odsunął jedno z krzeseł i usiadł wygodnie. - Od jakiegoś czasu w Londynie okazjonalnie pojawiały się fenomeny ataków nieumarłych. Nie kończyły się i powoli doszło do sytuacji gdzie wszystkich nekromantów legitymowano po kolei. Z racji, że nie są to ludzie zbyt otwarci i często introwersyjni, sporo z nich nie posiadało alibi. Tym osobnikom zabroniono opuszczać miasta do rozwikłania problemów. – objaśnił sytuację rodziny Circe. - Sami nekromanci wydają się niewinni i nawet Gerald nie może temu zaprzeczyć. Ataki były niezwykle eksperymentalne. Ktoś w Londynie posiada nekromancki grimoire pozwalający na nie lada wyczyny. Z racji, że jest to artefakt i to w dodatku księga najpewniej nie zostawia na właścicielu nawet śladów aury....więc nagle jedyną metodą jest staroświeckie dochodzenie. To jakoś nawet im idzie, ale ciągnie się na tyle długo, że dostali nieco paranoi. Jakbyś grzecznie siedział w swojej bańce, przez parę razy coś by się stało bez ciebie w okolicy, ktoś by się gdzieś doszukał że nie masz historii karalności i tak dalej, to w końcu puściliby cie wolno. – wzruszył ramionami Iruta. - Nie wiem jak tu przylazłeś ale w sumie wszystko jedno. Będę miał na was obu alibi, więc raczej się wami nie zajmą. – obiecał. - Na dobrą sprawę możesz całe to zamieszanie zignorować. W sumie jeżeli nie jesteś niczemu winny a zwróciłeś na siebie uwagę, to tylko pomagasz osobie odpowiedzialnej za to wszystko. Zwodzisz ich od tropu. – zauważył. - To w skrócie objaśnia wszystko. Jakieś pytania?
Cholerni paranoicy, zawsze komplikowali życie nie tym co trzeba. Ashur miał na to właśnie kolejny dowód. Sytuacja była pokręcona jak świński ogon, ale przynajmniej siedząc tu jako nauczyciel miał alibi, a było to znacznie ciekawsze niż tkwienie w próżni.
-Nekromancki? Jedyny jaki przychodzi mi na myśl to Necronomicon, jeśli wierzyć plotkom nie ma potężniejszej księgi związanej z tą magią. - powiedział na poły do siebie na poły do pozostałej dwójki, między kęsami.
-Co do pytań… Możesz mi coś więcej o pozostałych incydentach powiedzieć? - to zawsze mogło mu dać jakiś punkt odniesienia.
-Nie wiadomo gdzie znajduje się nekronomikon, ale nie brałbym go pod uwagę. - odezwał się An. - To raczej mniejsza księga. Albo kopia, przepisana przez jakiegoś zmyślnego skrybę. Inaczej już dawno mielibyśmy wojnę, a nie zawieruchę. - jego opinia mogła płynąć z czystej wiary w siłę nekromancji jako sztuki.
Iruta odchrząknął. - Cóż, pierwszy incydent, a przynajmniej najstarszy o którym wiem miał miejsce cztery albo pięć miesięcy temu. Jakaś grupa gangsterów się pokłóciła, poszli się tłuc na cmentarz nieopodal Londynu, publiczny. Zjadły ich zombie. - wyjaśnił. - Następne zjawiska były podobne, ale już w mieście. Jakiś szkielet czy zjawa pojawiała się w miejscu publicznym, atakowała obcych. Raz pod cmentarzem, potem nieco dalej, potem jeszcze dalej. Innym razem kreatura pojawiła się na cmentarzu i biegła przed siebie ile mogła. Ktoś testował jak dobrze funkcjonuje księga, jej zasięg, jej moc. Przynajmniej tak wszyscy sądzą.
-Może to po prostu jakiś psychol, który dostał w ręce potężną “zabawkę” i teraz sobie używa. A może to część czegoś większego, ciężko stwierdzić. - zamyślił się - Jest jakiś wzorzec? Odstępy w czasie, faza księżyca, lokalizacja z powiązaniem, cokolwiek?
Po krótkim zamyśleniu Iruta odparł. - Niecierpliwość. Na początku wszystko działo się szybko, potem nasz winowajca zdał sobie sprawę, że robi coś dosyć nielegalnego. Zrobił sobie przerwę. Zaczął odpoczywać po każdym wyskoku. Długość przerw była jednak różna. Im bardziej testy różniły się od siebie, tym mniej trzeba było na nie czekać.
-Wyraźnie jest to ktoś mało doświadczony w tej materii. Łatwo traci zimną krew i jest w gorącej wodzie kąpany, to niezbyt pasuje do nekromanty. - podsumował Ashur - Albo chce, żeby to tak wyglądało. Trzeba było się podszkolić w probabilistyce, żeby dokładniej przewidywać takie kwestie. - burknął.
Mimo niezbyt przyjemnej tematyki nie stracił apetytu, nałożył sobie kolejną porcję.
-Gdy w incydentach były ofiary śmiertelne, przeżywał ktoś? Czy zawsze wszyscy padali trupem? - uznał że sprawdzi ten temat dokładniej
-Nie wiemy czy jakiś gangster przetrwał pierwszy atak. Nie licząc dnia wczorajszego, morderstwa nie miały celu. Były losowe. Nieumarli pojawiali się na ulicy, zabijali ile mogli aż ktoś je dorwał. Dużo osób przeżyło jako świadkowie, nawet niektórzy ranni.
-To sprzyja teorii przypadkowości każdego zdarzenia. Pomijając ostatnie jak sam zauważyłeś. - mimo wszystko chłopak czuł, że powinien przeanalizować miejsca ataków, ale do tego potrzebował dokładniejszych informacji i planu miasta, więc uznał że zostawi to na później. - Skąd właściwie informacja, że ten ktoś używa artefaktu nekromantycznego?
-Oh, to tylko teoria. - Iruta pomachał ręką, przepraszając za wprowadzenie w błąd. - Nie da się jej doścignąć tropiąc magię. Przywołańcy są jej pełni, ale obecni w wydarzeniu już nie. Czarownik zawsze ma aurę, tylko niektóre przedmioty mogą ją ukryć. Jak sztylety w pochwie czy zamknięte księgi. Tym się sugerujemy.
-No tak, brzmi całkiem logicznie. - odparł Ashur - Jednakże potężne artefakty powinny zostawiać jakiś ślad, czyż nie?
-Otwarte jak najbardziej. Poza tym, przywołanego nieumarłego wyczujesz z drugiego końca miasta, jeżeli zaczniesz go szukać. Mam teorię, że gdyby pozyskać jedną z stron teoretycznej księgi, moglibyśmy wyczuć lokację reszty...acz nigdy tego nie próbowałem. Nie jestem aż tak dobrym magiem. - westchnął Iruta.
An odezwał się nagle. - Wybaczy pan panie Ashur, ale spoglądam na nasz otoczenie przez świat cieni i dostrzegam, że pański...jest inny niż pan. Jakiś konkretny powód? - zainteresował się.
-To mogłoby teoretycznie zadziałać, ale zdobycie choćby jednej strony wcale nie byłoby proste… - przychylił się do pomysłu Iruty.
Pytanie An’a nieco zbiło go z tropu. Szczerze nie zastanawiał się, jak wygląda jego odbicie w Cieniu, ale chyba powinno być takie samo jak on...
-Inaczej? Znaczy jak? - zapytał wyraźnie nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Hmm… - zamyślił się chłopak, krzywiąc nieco głowę. Przypominał przy tym sowę. - Jak sylwetka Mephistophelesa. - stwierdził w końcu.
Ashur prawie zakrztusił się śniadaniem. Czyżby ten kutasiarz się do niego przykleił? To już naprawdę bezczelność…
-Nie no, tego to się nie spodziewałem… - powiedział i sam sięgnął swoim wzrokiem w Cień.
Tym co najpierw dostrzegł Ashur była całkowita zmiana w wystroju otoczenia. Budynek w którym się znajdował nie posiadał jednego, ale dwa zamki w środku. Hala w świecie cieni była nieco szersza i nieco pełniejsza. Zjawy najróżniejszych martwych już ludzi poruszały się w okół nich, dbając o swój biznes. Sam wystrój wyglądał nieco ciekawiej, mniej symetrycznie, ale ostatecznie podobnie do tego zwykłego. Przynajmniej w tym pomieszczeniu.
Cień Ashura z kolei faktycznie był cieniem Mephistophelesa. Obecności demona jednak w nim nie było...choć jakieś połączenie jest wyczuwalne.
Iruta również spojrzał w świat cieni i lustrował za jego pośrednictwem samego Ashura. - Długo nosisz dług u demona? - zapytał. - Poświęć jakiegoś człowieka w pentagramie to sie odczepi. - zasugerował zadziwiająco poważnym tonem.
-Nie mam żadnego długu, a przynajmniej takiego wynikającego z umowy. - odpowiedział siląc się na spokój - Widać ten skurwiel wcisnął mi zobowiązanie bez mojej wiedzy i tym bardziej zgody… - mimo wszystko ton zdradzał irytację.
-To rozwiąż je w podobny sposób. - zasugerował Iruta. - Nie jestem co prawda demonologiem, ale zgaduję, że jakoś da sie to zrzucić. Zapytaj tu i tam, może ktoś się znajdzie. No chyba, że ja mam pytać za ciebie? - zaśmiał się lekko. Ostatecznie on też opierał swój biznes na zobowiązaniach.
-Myślę, że z tymi poszukiwaniami poradzę sobie sam. Ale dziękuję za troskę. - odparł z lekkim uśmiechem. Iruta naprawdę był zabawnym gościem i Ashur zaczynał go lubić, ale nie zamierzał zaciągać więcej zobowiązań, niż musiał. A przecież demonologa nie trzeba szukać daleko...
-To możemy zostawić ten wątek wariatów w mieście? - zaproponował An. - Jeżeli to ktoś kto nie ma aury magicznej i nie wie co jest wstanie zdziałać jego artefakt, to prędzej sam wpadnie w czyjeś łapy. - zdecydowanie nie był pod wrażeniem.
Iruta przytaknął skinieniem głowy. - Powinniśmy ocenić czy pan Ashur jest w stanie nauczać cię nekromancji, następnie przedyskutować warunki jego opłaty.
-Zaiste, zajmijmy się konkretami. - zgodził się Hindus - Mam coś zademonstrować w praktyce, czy może wytłumaczyć jakiś schemat z grimoire’u nekromantycznego? - to rzekłszy spojrzał na An’a by ocenić moc jego aury. Zastanawiał się, na ile mały blondas jest zaawansowany w tej sztuce, a przynajmniej jak duży ma potencjał. Był pewien że przewyższa młodzika, ale nie chciał ujawniać ze swojego repertuaru więcej, niż to konieczne. Oczywiście Iruta i An mogli po prostu przyjrzeć się jego aurze, ale empiryzm zawsze był lepszy od zwykłej obserwacji, więc i jego podopiecznego trzeba będzie sprawdzić w praktyce.
Iruta zaśmiał się. - Po tym co widziałem w jego notatkach, raczej nie musisz się prezentować. Wręcz przeciwnie, wolałbym abyś wypytał Ana i samodzielnie ocenił jego wiedzę jak i praktyczne umiejętności. Oszacował, czy możesz coś z tego wyciągnąć.
-To też chciałem zrobić, w drugiej kolejności. - odparł - Ale osobiście uważam, że od teoretycznych rozważań, w określeniu poziomu zaawansowania lepszy jest egzamin praktyczny. Najlepiej będzie to połączyć. - zaczął się zastanawiać - [i]Zacznijmy od podstaw. An przedstaw mi stronę teoretyczną ożywienia szkieleta, a potem zaprezentuj w praktyce.[/] - powiedział i strzelił palcami zmieniając szkieleta sługę w bezwładną kupkę kości. - Nie sądzę by sprawiło Ci to problem, ale chcę być dokładny. Kolejnym krokiem będzie przywołanie widma, również teoretycznie i praktycznie. Jest ich w pobliskim Cieniu pod dostatkiem, więc materiału do ćwiczeń nie zabraknie.
An zmrużył oczy. W sumie widać po nim było, że zdał już pierwszą klasę, ale trochę pewności nie zaszkodzi. Wskazał palcem na grupę kości. - Łączysz kości nićmi many aby zastąpić ścięgna i zaklinasz w nich ideę przeznaczenia do służby. - wyjaśnił patrząc jak szkielet wstaje, podnosi swoją miotłę i wraca do zamiatania. Następnie An wystawił dłoń w powietrzu. - Zjawy najlepiej zapraszać do naszego świata z szacunkiem. I tak nie mogą w nim przebywać bez naszej many. Zapraszam. - nieumarła, przeźroczysta dłoń złapała jego rękę. Jakaś martwa dama w renesansowej sukni postanowiła odwiedzić plan rzeczywisty.
-Bardzo dobrze. Nie żebym się tego nie spodziewał, ale egzaminy wstępne rządzą się swoimi prawami. - skwitował z lekkim uśmiechem. Młodzik był dumny, ważna informacja. Jeśli zdążył zrobić się pyszny, w nauczanie go trzeba będzie włożyć więcej wysiłku.
-Teraz pora na coś bardziej na czasie. Nekromancja jak wszyscy wiemy, to nie tylko ożywianie umarłych, ale również obrona przed nimi. Patrząc na obecną sytuację w Londynie może okazać się to niezwykle przydatne. - kontynuował spokojnie - Zatem broń się! - Rzucił znienacka, przywołując kilka zjaw z Cienia, które otoczyły młodego nekromantę i rzuciły się w jego stronę z wyciągniętymi rękami. - A podtrzymując zaklęcie wyjaśnij mi proszę jego zasadę teoretyczną.
An spanikował, wstał z krzesła przewracając je, po chwili zniknął - wszedł w cień - i po jakiejś minucie pojawił się obok Ashura. - Możliwe, że nie znam żadnych heksów...wiem że są podobne do klątw, ale to aby tyle.
Heks był zaklęciem korumpującym manę wykorzystaną w zaklęciu, rozkładał ją zmieniając jego efekty bądź kompletnie druzgocząc. Większość anty-nekromanckich heksów polegała na skorumpowaniu celu nieumarłego, zmienieniu jego powołania, bądź erozji samej many, odwołaniu.
Mniej-więcej w tym momencie wcześniej pobudzony szkielet rzucił swoją miotłę na podłogę i zaczął kierować się do wyjścia z wilii. Odzyskał wolną wolę. Niezadowolony An szybko rozwiał zaklęcie, anulując jego przywołanie.
Iruta starał się nie zdradzać swoich emocji oglądając te pokazy. Zasłaniający usta kołnierz dużo mu w tym pomagał.
Heksy, dobre sobie. Chłopakowi brakowało kreatywności, istniały prostsze metody obrony przed nieumarłymi.
-Próbujesz ugryźć więcej niż zdołasz. Heks to wyższy poziom niż rozwiązania, o których myślałem. Przy odrobinie inwencji można się osłonić magią niezbyt wysokiego poziomu, choć takie metody mają swoje wady. Na przykład, gdy kontrolowany przez kogoś nieumarły ma na celu zabicie osoby, łatwo go oszukać maskując mocą śmierci energię życiową, by wydać się trupem lub nieumarłym. Oczywistą wadą jest to, że jeśli osoba władająca tą istotą nas widzi, może kazać jej atakować dalej, ale uzyskana chwila może być kluczowa. Co do ucieczki w Cień, jest to rozwiązanie warte wzięcia pod uwagę, zwłaszcza jeśli przeciwnikami są szkielety, w przypadku widm to wyjście podwyższonego ryzyka, gdyż dodatkowe mogą się czaić czekając właśnie na ten moment. - chyba zaczynał się wczuwać w rolę nauczyciela. Sposobów na obronę przed nieumarłymi było oczywiście znacznie więcej, a te podstawowe mogły stawać się skuteczniejsze w połączeniu z innymi szkołami magii, ale to nie był temat na ich dzisiejszą lekcję. - No dobrze, dostałeś ode mnie trzy zadania. Z dwoma poradziłeś sobie bez zarzutu, trzecie pozostawiło nieco do życzenia. Niemniej, wynik jest zadowalający. Pozostał jeszcze ostatni sprawdzian, zaprezentuj mi najbardziej zaawansowane zaklęcie jakie opanowałeś. - polecił, a sam skupił się by dokładnie ocenić czar, oraz to ile wysiłku będzie on kosztował Ana. Wiedział już, że chłopak ma dobre przygotowanie teoretyczne, ale trochę kulał z praktyką (i niestety łatwo tracił zimną krew). Ostatni test miał dać mu odpowiedź na to, co dokładniej wymaga poprawy w trakcie nauki.
An uśmiechnął się pewny siebie, ale nagle zastygł, gdy Iruta z lekkim dźwiękiem odłożył filiżankę na stół. - An jest geniuszem przywoływania, na ten moment może ożywić nawet smoka. Nie jest za to w stanie ich kontrolować. Szkielety mu uciekają po kilku minutach. - wyjaśnił w imieniu chłopaka. - Wystarczy abyś uwierzył moim słowom. Jeżeli sądzisz że będziesz w stanie nauczyć go kontroli nad przywołańcami, to mogę cię skierować do jego opiekuna. - zaproponował.
-Wierzę na słowo. Widzę mamy tu naturalny talent. - odparł spokojnie. Iruta widocznie budził respekt u młodego nekromanty. No ale co w tym dziwnego, w końcu wyrobił sobie naprawdę silną pozycję dzięki swojemu biznesowi, lordowie nie korzystali z usług byle kogo. - Nawet jeśli chłopak jest tylko w połowie tak zdolny jak mówisz, to ma predyspozycje by zajść wysoko. Ale nadal będzie potrzebował dużo praktyki. - taki ton wypowiedzi powinien podtrzymać Ana na duchu, ale nie pompować mu zbytnio ego.
-A odpowiadając na twoje pytanie Iruta, jeśli ktoś może go tego nauczyć, to na pewno jestem to ja. - Dorzucił z uśmiechem. Oczywiście nie był jedynym, który mógł tego dokonać, ale Tiberias nie przyjmował uczniów od lat. Widocznie brakowało mu do nich cierpliwości. - Pozostaje więc przedyskutować warunki mojego honorarium.
-W takim razie zapraszam do świata cieni. - rzekł wstając z miejsca Iruta. -Komnata pana tego domu nie znajduje się w naszym wymiarze.
Trafiła mu się rodzina szpanerów. Ewentualnie pan domu był nie do końca żywy i lepiej czuł się w Cieniu, co nie byłoby takie niezwykłe w rodzie nekromantów.
-Oczywiście. - Powiedział, po czym wokół zrobiło się szaro, gdy przerzucił całą trójkę do Świata Cieni. - Prowadź. - dorzucił spokojnie.
 
Eleishar jest offline  
Stary 11-09-2015, 18:26   #12
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
All's well that ends well


Po spędzeniu dnia na zbieraniu ekwipunku i zwiedzaniu miasta nasz dzielny Sir Lewis i jego wierny Jeeves byli w końcu gotowi na rozpoczęcie wyprawy. Nie marnując ani chwili wyruszyli z samego rana, czy może raczej rana dla kogoś wstającego tak wcześnie jak nasz arystokrata czyli zaraz po zdrowym, smacznym i drogim obiedzie. Jak się okazało szastanie pieniędzmi w rzeszy odpłacało się bardziej niż wszędzie poza nią, a sam pieniądz był poniekąd ubóstwiany z uwagi na niezbyt stabilną ekonomię kraju oraz nadmiar wojska, który temu stanu rzeczy nie pomagał. Niestety, zaraz po rozpoczęciu przygody pan Lewis miał spotkać się z pierwszą prawdziwą barierą, ponieważ wokół całej długości wejścia do dżungli stał długi, drewniany mur, zapewne zrobiony z ściętego wewnątrz drzewa. Użyty był on do odgrodzenia bazy wojskowej od miasta, a do samej bazy nie było wstępu. Co jakiś czas dwójka widziała bramę wjazdową z ochroniarzami i mogła spojrzeć do środka, zobaczyć parę namiotów i samych mundurowych wewnątrz.

Rozwiązana siłowe nigdy nie były domeną Sir Lewisa. Brutalność była cechą ludzi niższego stanu, nieodmiennie kojarzyła się z brakiem stylu i nieokrzesaniem. Oczywiście, gdy nie było innej możliwości to właśnie ona mogła stanowić klucz do rozwiązania problemu… jednak nawet w takiej sytuacji nieeleganckie działania zwykle pozostawiał komuś innemu. Białe rękawiczki w każdej sytuacji, oto motto rodziny Barnett. Spryt, chociaż dużo bardziej elegancki zwłaszcza w swym filmowym wydaniu wsparty gadżetami był dużo bardziej odpowiedni dla brytyjczyka, jednak Sir Lewis, co wstyd przyznać nie zawsze sobie radził w sytuacjach go wymagających. Pozostawało więc wykorzystać rozwiązanie najbardziej pasujące do charakteru naszego bohatera, a mianowicie uroku osobistego wspartego odrobiną złota. Być może całkiem sporą ‘odrobiną’ jeśli tak właśnie wyniknie z rozmowy

- Przepraszam Sir - arystokrata zwrócił się do jednego z wartowników - Czy istnieje możliwość przejścia za bramę?
Żołnierz przyjrzał się Lewisowi, zbadał go od stóp do głów, przetarł podbródek i kiwnął głową. - Do dowódcy którego mogę zaprowadzić. Zależy co państwo chcą osiągnąć? - spytał.
- Właśnie o to nam chodziło. Planujemy zorganizować wyprawę badawczą wgłąb dżungli i chcielibyśmy uzyskać odpowiednie zezwolenia
-Ohh, nie, w głąb nie wolno. Co najwyżej dołączyć do nas i z nami pójść. - oznajmił strażnik wychodząc z swojej małej budki.
- Tędy proszę. - ruszył w głąb bazy, a Lewis i obładowany ekwipunkiem Jeeves ruszyli za nim. Po długim spacerze para zawitała do namiotu wypełnionego mapami i listami, jedynym śladem technologii był niewielki i postarzały laptop przy jednym z niemiłosiernie niskich stołów. Niskich nie bez powodu.


Opiekunem tego przedsięwzięcia, przynajmniej w tym rejonie Niemiec, był...myszoczłek. Hybrydy zwierząt i ludzi były dość popularnym gatunkiem w europie, poszczególne odmiany cieszyły się popularnością w azji, ale większość z nich tam wyemigrowała po polowaniach przeprowadzanych przez katolików. W tych czasach tolerancja była wyższa, a zwierzoludzi nazywa się Celtami. Ich obecność w rzeszy nie była tak naprawdę przesadnie specjalna. Rzesza stawiała bardziej uzdolnionych na szczycie, a posiadanie zwierzęcych predyspozycji często dawało celtom przewagę. Inną sprawą była zaistniała sytuacja. Jeżeli wierzyć starym księgom które otrzymał od swojej niesamowicie uzdolnionej służki pan Lewis, to...właśnie bogini Celtów spała w tym lesie. I to właśnie jej drzewa tutaj ścinano.

Mysz, po zrobieniu dwóch instynktownych kroków w tył, zaczęła bardzo podejrzliwie patrzeć na dwójkę i wąchać zapachy w okolicy. Ta drobna istotka miała ogromne uszy wystające na szczycie jej głowy, bladą i szeroką twarz, wyraźne oczy, bardzo chaotyczne i puszyste włosy, oraz elegancki garnitur i czarny płaszcz generała rzeszy. Jej inną istotną charakterystyką był wzrost liczący w sumie...jeden metr i pięćdziesiąt dwa centymetry.

- Witam, nazywam się Sir Lewis Barnett i reprezentuję Barnett Inc, to zaś Reginald Jeeves mój lokaj. Jak słyszeliśmy to ty, sir, odpowiadasz za ten rejon? - przywitał się Lewis nie spuszczając wzroku ze swojego rozmówcy. Zwierzoludzie nie byli zbyt częstym widokiem w jego okolicach więc trudno było mu ukryć zainteresowanie, a ten na dodatek piastował wysoką godność w Rzeszy
-Oooh...Tak. Maus, wysoki generał. - przedstawił się osobnik. Analizował postaci bogaczy niemalże non stop, latając spojrzeniem góra-dół. - Co panów sprowadza na sam front wojenny?
- Prawdę mówiąc wyodrębnić należałoby dwie przyczyny. Po pierwsze przedsiębiorstwo które reprezentuję działa na wielu gałęziach rynku, zarówno krajowego jak i zagranicznego. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie maksymalizować zyski, a żadna inna gałąź rynku nie rozwija się w ostatnim czasie tak prężnie jak niemiecki rynek zbrojeniowy. Przed poczynieniem jakichkolwiek kroków w stronę odpowiednich inwestycji muszę jednak wyrobić sobie opinię na dany temat by nie podejmować niepotrzebnego ryzyka - Lewis wyraźnie rozkręcał się wpadając wręcz w słowotok - Bardzo dobrym sprawdzianem zarówno dla ludzi jak i dla sprzętu jest walka prowadzona nie tylko z innymi ludźmi ale z samą naturą która staje naprzeciw niemieckiej machiny wojennej tylko po to by skończyć jako zwykłe drewno na sprzedaż. Ten samopowtarzający się cykl prowadzi do zahartowania natury ludzkiej w ogniu ciągłej walki, która to jest istotą samego istnienia i właśnie tą walkę chcielibyśmy ujrzeć na własne oczy. Dlatego chcieliśmy prosić o możliwość dołączenia jako cywilni korespondenci do którejś z grup ekspedycyjnych by móc stać się świadkami tego z czym przyszło się wam mierzyć

Oczy Mausa zawęziły się a jego twarz zaczęła wyrażać agresję. Jak zaatakowane zwierze.

-To niesamowity potok słów, gdy chcesz tylko zobaczyć lasy do wycinki. Nie ma najmniejszego związku z wojną. Czego wy chcecie? - zapytał w prost. - Odgórnie ostrzegam że wszelkie badania magiczne na terenie rzeszy są zakazane.
- Wszystko ma związek z wojną, taki lub inny. Jeśli mam jednak przejść do sedna to tak jak mówiłem interesuje mnie grunt pod potencjalne inwestycje, chcę się jednak upewnić że mogę liczyć na ich potencjalny zwrot. Rzut okiem na miejsca wycinki pozwoli ocenić sytuację, stąd nasza prośba
-Mogę was oprowadzić, nic więcej. - Ocenił generał. Jego agresywna postawa nie ulegała zmianie. Lewis nie musiał być specjalnie bystrym aby wiedzieć, że rozmówca z byle powodu jest w stanie skazać kogoś na śmierć...może po prostu nie lubił tracić czasu?
- Wspaniale! Jeszcze lepsze byłoby dołączenie do grupy zajmującej się wycinką by pod okiem żołnierzy przyjrzeć się ich pracy ale nawet za to będziemy wdzięczni
Mysz ruszyła przed siebie, kierując się środkiem obozu, wyprostowana i dumna. Żołnierze kiwali głowami na powitanie generała, ale w większej mierze nikt nie wchodził grupie w drogę. Obóz był zadziwiająco obszerny, wycinka sięgała już dość głęboko, mniej-więcej kilometr w dżunglę. Tym co Lewis zobaczył były ogromne żółte maszyny do wycinki drzew z przyczepami na których składowano całe pnie. Maszyna wycinała wszelkie gałęzie, po czym ścinała drzewo zostawiając niewielki pień. Do obsługi wystarczyła jedna osoba.
Z parkingu dla tych maszyn Lewis mógł spojrzeć w głąb lasu, w otwartą przestrzeń, gdzie kilka z maszyn pracowało.
-Jakieś pytania? - spytał Maus, odwracając się w ich stronę.
Lewis przyglądał się wycince z wyraźnym zainteresowaniem; chociaż nie to było jego głównym celem to sama skala przedsięwzięcia wydawała się imponująca i być może faktycznie inwestycja w Rzeszy nie była głupim pomysłem. Wcześniej jednak zamierzał dowiedzieć się kilku rzeczy które być może przydadzą mu się w późniejszym czasie
- Mam kilka pytań. Po pierwsze na jak dużym obszarze prowadzona jest wycinka? Chciałbym też zapytać czy ekipy zajmujące się tą pracą natykają się na zagrożenia nie będące wypadkami losowymi a mogące grozić stratami w pracownikach lub sprzęcie?
-Całość. Wycinamy wszystko. - oznajmił Maus, jego wyraz twarzy niezmienny. - Nie ma problemów. To dobra inwestycja. - uśmiechnął się lekko.
- Marvelous! Sądziłem, że wraz z pojawieniem się dżungli mogli również pojawić się wszyscy jej kłopotliwi mieszkańcy. To, że w planach jest wycięcie wszystkiego to rozumiem, interesuje mnie jednakże jak głęboko dotarły już ekipy wycinkowe
Maus stał chwilę w miejscu. Pewnie nad czymś myślał, nawet jeżeli jego twarz tego sugerowała. W końcu pokazał palcem na widoczne w oddali pole gdzie teraz pracowały maszyny. Jakieś pół kilometra od zgromadzenia. - Tam. To będzie długotrwała inwestycja.
- I bardzo dobrze, zbyt duża wycinka jednocześnie zapchałaby rynki drewnem w konsekwencji prowadząc do spadku cen lub nawet doprowadzając do jego załamania. Widzę jednak że to i nie będzie problemem, dziękuję za wszystkie udzielone informacje. To chyba bedzie wszystko?
- Jak nie ma pan pytań. - przytaknął skinieniem głowy Maus.
- Nie, nie mam więcej pytań - odpowiedział z uśmiechem Sir Lewis, w głowie którego krystalizował się już plan. Gdy już wraz z Jeevesem opuścili obóz generała Mausa szlachcic zwrócił się do swojego przybocznego
- Alfredzie, nadszedł czas by nasza przygoda wreszcie się rozpoczęła!
- Sir, chciałbym zaznaczyć że nazywam się…
- Jeeves, nie psuj tej chwili tylko przygotuj nasze bagaże. Za pięć minut startujemy
- Startujemy sir?
- Czas przetestować nowe oprogramowanie Midasa w terenie


Lewis aktywował swoją zbroję by wykorzystując moc jej silników i maksymalne przyśpieszenie przelecieć wraz z Jeevesem nad obozem wojskowym. Według planu miało pozwolić im to znaleźć się wystarczająco daleko by skutecznie zniknąć wojskowym. Jedynym problemem takiego planu było lądowanie… ale kto by się tam szczegółami przejmował. Buty wystrzeliły z pełną mocą wyrzucając dwójkę wysoko w niebo i przed siebie. Jeeves nie był specjalnie tym zadowolony, ale dawał sobie jakoś radę. Mniejsze czy większe doświadczenie z tą metodą transportu już miał. Przelatując nad obozem mężczyźni mieli okazje zobaczyć kilka odwracających się w ich stronę twarzy, wliczając tą Mausa. Z tej odległości jednak nie wiedzieli co widzą. Poza tym, że było to szybkie i nieco ludzkie z kształtu. W sumie nie do końca. Zlewające się postaci Jeevesa i Lewisa namąciły nieco możliwością rozpoznawczym. Mimo to, mogli się spodziewać dość szybkiej pogoni z strony oddziałów zwiadowczych, którzy będą starali się ich zidentyfikować. Nie było to specjalną niespodzianką, tak samo jak i powodzenie planu. Para na spokojnie przeleciała ponad obozowiskiem oraz wycinką, która daleko nie sięgała po czym z większego czy mniejszego przymusu podjęła próbę lądowania w mniej zalesionym kawałku dżungli, co udało się bez większej katastrofy. Nie licząc jednej małej pomyłki z ustawieniem w locie. Korona jednego z drzew obok której przelatywali złapała ogień. Ciężko było stwierdzić jak duże jest ryzyko pożaru w magicznej boskiej dżungli, ale ogień jako tako zaczynał się rozchodzić.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 17-09-2015, 21:44   #13
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Dyskusje filozoficzne


[media]http://www.youtube.com/watch?v=0lvg44yujI4[/media]
Ashur został poprowadzony przez liczne korytarze i pomieszczenia, powoli prowadzące w podziemia posiadłości. Z każdym krokiem natężenie many w okolicy wzrastało, a zapach nekromancji stawał się coraz bardziej rzeczywisty. Zmieniało się też coś innego. Z każdym piętrem, odległość między sufitem a podłogą była coraz większa.
Ostatecznie dwójka stanęła na przeciw ogromnych drewnianych drzwi, zza których zionęło ogromną energią. Iruta pchnął drzwi bez wahania otwierając je na oścież. Ashur w końcu spotkał sobie równego.
Ogromny szkielet Licza rozglądał się po wypełnionym magiczną energią pomieszczeniu. Jego szaty sięgały aż do podłogi, choć nie pokrywały całego jego ciała, odsłaniając liczne kości na żebrach. Magia ciekła z tej osobistości jak smolista mgła. Osobnik ten wyglądał na zadowolonego, może nawet uśmiechniętego. Jego czerwone oczy błądziły po półkach z księgami, gdy stukał się palcem w policzek, wyraźnie zamyślony.
Ashur nie potrzebował zastanawiać się długo aby pojąć siłę licza. Za życia musiał być gigantem. A giganci wyginęli bardzo dawno temu. Ciekawostką było jakim cudem ma syna.
Iruta odchrząknął nieco i odezwał się. - Przyprowadziłem nauczyciela dla Ana.
Licz odwrócił się powoli w kierunku dwójki. - Hm? - zastygł na sekundę czy dwie. - Nie, nie jestem zainteresowany.
Licz, na dodatek prawdopodobnie jeden z najstarszych istniejących, żywymi ich jakby nie patrzeć nazwać nie można, skoro wywodził się z wymarłej przed wiekami rasy. Cóż, przeczucie chłopaka o niezbyt żywym panu domu się sprawdziło...
~Trzeci. - to było pierwsze co pomyślał Ashur, gdy poczuł jego moc. Trzeci w gronie nekromantów dysponujących tak ogromną mocą. Szczerze to wydało mu się trochę dziwne. Ktoś taki mógł bez większej trudności sam nauczyć syna (czy na pewno syna?) tego, w czym młodziak miał braki. Zwłaszcza że nieumarli mieli znacznie więcej cierpliwości od żywych, nie ograniczał ich czas żywota. Może staruszek był czymś ograniczony? Albo zwyczajnie nie lubił towarzystwa żywych, ale po co wtedy sprawowałby pieczę nad rodem szlacheckim?
~Cóż za zapach tu przenika,
Chyba czuję krew Anglika.
Żywy on czy martwy, zmienia to niewiele,
Mąkę na swój chleb z jego kości zmielę.
- Zaraz po pierwszej myśli przyszła druga, stara rymowanka gigantów… Olbrzymy od wieków miały poważnie na pieńku z mieszkańcami Wysp Brytyjskich, a tu proszę. Gigant jest nestorem angielskiego rodu.
Gdy szkielet wyraził swój brak zainteresowania, Hindus zdeczka się zdziwił. Po co szukać nauczyciela i potem odrzucać najlepszego kandydata? Spojrzał ze zdziwioną miną na Irutę, w końcu to on go tu sprowadził. Swoją drogą, ciekawe gdzie poznał taką nietypową osobistość, ale to pytanie mogło zaczekać aż skończą spotkanie z “klientem”.
Pytanie czy powinien zaczekać na reakcję Iruty, czy może jednak zadziałać po swojemu…
-Lepszego kandydata nie znajdziecie. - odpowiedział po chwili Liczowi, mimo zaskoczenia nie zamierzał dać się zbić z pantałyku. Jeśli stary będzie chciał go sprawdzić, to sam się przekona.
-Wiem, wiem, czuję, że jesteś dobry. - machnął kilkakroć dłonią. - Ale wy wszyscy wariaci macie jakieś dziwne nastawienie do nekromanctwa. Mówiłem już szczylowi, że jak chce się uczyć, to niech czyta moje tomy z biblioteki
Iruta spojrzał na Ashura, jego brwi zbliżone do siebie i nieco uniesione, w przepraszalnym wyrazie twarzy. -Jeżeli podejmie się samouctwa, nie wpuszczą go z powrotem na uniwersytet.
-Co to uniwersytet? - spytał nieprzejętym głosem Licz.
Dobry? To było spore niedopowiedzenie, ale chłopak nie zamierzał się z tego powodu kłócić. Tym bardziej, że Licz wydawał się raczej obojętny, niż próbujący go obrazić.
-Uniwersytet to miejsce, gdzie zdobywa się wykształcenie, również magiczne. - odpowiedział spokojnie Ashur - Niestety, w dzisiejszych czasach do wszystkiego wkradła się biurokracja... - westchnął i zrobił pauzę.
-An ma naturalny talent, jednakże jest mu potrzebny ktoś, kto pokieruje go właściwą ścieżką, by się nie zmarnował. - kontynuował - Zastanawia mnie wszak, co rozumiecie przez “tych wszystkich wariatów i dziwne nastawienie do nekromancji”. - rzekł tonem wskazującym na rozmyślanie.
-An jest dobry i wszystko dobrze robi. Nieumarli to nie narzędzia. Nasza sztuka przywraca do życia martwych, daje im drugą szansę. - określił się Licz. - A wy mi wszyscy ciągle wmawiacie, że jak szkielety wychodzą spod kontroli to coś jest nie tak. Ludzie to nie narzędzia. - wytłumaczył się. - Właściwie czego ty go chcesz uczyć? Smoki już stawiał na nogi.
Gigant miał wyraźnie przestarzałe poglądy, żeby nie rzec przekłamane. Można było ożywić szkielet czy ciało i zawrzeć w nim duszę oczywiście, ale z reguły twory nekromantów posiadały jedynie prostą imitację świadomości w postaci splotu magicznego, która pozwalała im wykonywać niezbyt skomplikowane czynności po otrzymaniu instrukcji i działanie na poziomie instynktów, jeśli można to tak nazwać. Stworzenie inteligentnego nieumarłego wymagało znacznie więcej wysiłku niż przywołanie szkieleta marionetki, między innymi dlatego tak mało było liczów. Niewielu nekromantów odważyło się przeprowadzić tak skomplikowany rytuał, a jeszcze mniejszej ich liczbie się to udawało. W sumie może to i lepiej. Niejeden licz popadał w obłęd po dekadach odosobnienia, spędzonych na mrocznych eksperymentach, a gorszy od nieumarłego maga jest chyba tylko szalony nieumarły mag.
-To kwestia obecnych standardów. Szkielety i zombie są uznawane za niebezpieczne, jeśli nikt ich nie kontroluje i niestety często ten stereotyp się sprawdza. Możliwe że kiedyś było inaczej, ale w dzisiejszych czasach sprawy prezentują się w świetle niekorzystnym dla puszczania takich ożywieńców wolno. - Ashur wzruszył ramionami - Ja mam nauczyć go właśnie kontroli. Gdyż jeśli jego ekhm… twory będą chodzić bez kontroli, on sam zostanie uznany za niebezpiecznego dla społeczeństwa i porządku. Świat nie stoi w miejscu i czy tego chcemy czy nie, do pewnych zmian trzeba się dostosować.
-Chłopcze, spójrz na mnie. Mam pieniądze, mam magię i mam grimoire zdolne rzucać klątwy. Niech sobie ludzie myślą co chcą, mój ród nie zmieni podejścia do magii. Czego wy nie rozumiecie. - dziwił się licz. Po chwili przykucnął lekko i zbliżył twarz do Ashura, aby lepiej mu się przyjrzeć. - Nieumarli, to nie przypadkowe twory. To ranni ludzie. Jak wyleczysz kogoś w szpitalu to czy jest on natychmiast niebezpieczny? Cóż, jeżeli wmówisz mu, że powinien nienawidzić świat, to może i. To, że nasza magia przywraca im życie nie znaczy, że mamy prawo nim sterować.
Gigant naprawdę niewiele wiedział o nekromancji, jeśli chodziło o to czemu w ogóle zaczęto ją praktykować. U swych korzeni miała ona znacznie mniej podniosły cel, niż w jego mniemaniu.
-To bardzo ekhm… szlachetne, że tak podchodzisz do sztuki nekromancji. Jednakże wbrew twoim utopijnym poglądom, nie powstała ona by dawać innym drugą szansę. Tysiące lat temu spragnieni władzy magowie sięgnęli ku zakazanemu... - cóż, zaczynał się mały wykład z historii magii - Tak właśnie zakazanemu, albowiem wpływanie na świat umarłych było bluźnierstwem, by przywołać armię, której nie powstrzyma żaden człowiek. Korzystając z mrocznych mocy ożywili spoczywające w ziemi szczątki, tworząc wojsko które nie znało ni strachu, ni bólu, ni zmęczenia, ani tym bardziej nieposłuszeństwa. - Ashur skrzywił się, była to mroczna karta w historii sztuk magicznych. Oczywiście, było w dziejach wielu nekromantów, którzy używali swych mocy w dobrych celach. Jednakże pierwszym czego dowiedział się od swojego mentora było, że magia ta zrodziła się z ludzkiej chciwości i sprofanowania świętości wiecznego spoczynku i nieważne jak wielkich czynów można z jej pomocą dokonać, hańby towarzyszącej jej powstaniu nic nie zmyje. - Poza tym, może sam spójrz na siebie? W oczach ludzi, istoty Tobie podobne są potworami. Ilu zna twoją tożsamość? Pięciu? Dziesięciu? A ilu z nich możesz naprawdę zaufać? A zresztą... to w sumie nieistotne, kiedyś twój sekret pozna niewłaściwa osoba i wtedy ani pieniądze, ani magia, ani szlachectwo Cię nie ocalą. - Mogło się wydawać, że młody Hindus grozi Liczowi, jednakże jego ton był całkowicie spokojny, no może nieco ironiczny, jak w trakcie wykładania argumentów komuś, kto nie do końca może je zrozumieć.
-Czy wy wszystkie mrówki myślicie, że wasza historia to jedyna historia? - Gdy Licz wypowiedział to zdanie Iruta lekko zacisnął brwi, próbował sobie wyobrazić jaki miałby wyraz twarzy, gdyby posiadał skórę i mięśnie.
Olbrzym wyprostował się. - Kiedyś biała magia, magia leczenia, nazywała się magią pierwszej pomocy. Ratowaliśmy siebie nawzajem. Nie zawsze to jednak wystarcza. Poszliśmy do bogów, oni powiedzieli, że zawsze będziemy śmiertelni. Ale Mortis dała nam klucz, nekromancję. To zła kobieta była. - delikatnie pokiwał głową, przecząc czemuś. - ”Wejdźcie i weźcie swoich bliskich z świata śmierci. Dalej możecie próbować im pomóc, może wam się uda.” - zacytował. - Wiedziała, że się nie uda. Wiedziała, że wpadniemy w obłęd. Wy ludzie macie dużo bardziej samolubną naturę i to wam pomaga. Ale ja nie wyznaje waszej magii i nie obchodzi mnie, że mój wnuk chciałby mieć w tej sztuce nauczyciela. Ja ci nie zapłacę. Zresztą...jesteś przeklęty, więc wątpię abyś był dobrym człowiekiem. - Powoli odwrócił twarz, aby spojrzeć Ashurowi prosto w oczy.
Chłopak nawet nie drgnął. Spojrzenie licza miało w sobie moc, ale jego własne w niczym mu nie ustępowało, no może poza wielkością oczu.
-Równie dobrze można by powiedzieć, że Ty jesteś zły ponieważ jesteś nieumarłym. Słyszałeś kiedyś przysłowie “dobrym ludziom zdarzają się dobre rzeczy”? To niestety bujda, może sprawdza się w bajkach na dobranoc dla dzieci. W prawdziwym świecie nie jest tak kolorowo. Dobrym ludziom zdarzają się złe, naprawdę złe rzeczy. - Ashur nawet się nie zająknął, sądził że gigant zrozumie aluzję, mimo dość wąskiego myślenia. Po prawdzie mógł się zatrzymać na wskazaniu stereotypu, ale nie byłby sobą nie czyniąc dłuższych wywodów. - Poza tym, czy twój syn nie powinien mieć wolnego wyboru? To jego decyzja jaką ścieżką chce podążać, a przyda się w jego pobliżu ktoś, kto dopilnuje by nie zszedł na złą drogę. Na młodych i niedoświadczonych czeka wiele pokus, które mogą okazać się zgubne.
-Oh, ja nie mówię, że mu nie wolno. Mówię, że za to nie zapłacę. - wyjaśnił się olbrzym.
-A ja nie zamierzam pracować za darmo, bo czasy niewolnictwa dawno już się skończyły. Nie żeby chodziło mi o twoje pieniądze. - odparł chłopak wzruszając ramionami.
-Iruta, możesz mi to wszystko wyjaśnić jakoś? - Ashur zwrócił się do stojącego z boku Azjaty - Czy to nie Ty mówiłeś, że ojciec Ana poszukuje kogoś, kto będzie go uczył? Więc o co tu teraz do Czarnej Zarazy chodzi? Czy wy się ze mnie po prostu nie nabijacie obaj?
-An poprosił mnie abym znalazł mu nauczyciela. Obiecywał, że jego dziadek cie opłaci. - przedstawił swoją historię Iruta, dość zażenowany.
-Kłamał. Pierwsze słyszę. - wyznał olbrzym.
Iruta włożył ręce do kieszeni i zamyślił się na moment. - To tak nie działa, ja załatwiam sprawy. - wymruczał pod nosem. - Zróbmy tak: Ashur wyświadczy mi przysługę i nauczy Ana kontroli. A ty… - spojrzał na licza. - Spłacisz swój dług wdzięczności względem mnie ściągając klątwę z Ashura. Koniec końców tylko Anowi zostanie coś do spłacenia. - zaproponował.
-Jest to jakieś wyjście. Aczkolwiek nie sądzę by było równie łatwo zrobić, co powiedzieć. - Hindus westchnął - Ta klątwa to naprawdę uparte skurwysyńtwo…
Olbrzym pokiwał głową. - Nie mam nawet narzędzi do czegoś takiego. Jest w muzeum jeden sztylet który by się nadał, ale nie chcą go odsprzedać. - wyjaśnił licz. - Na ten moment z klątwami najlepiej uciekać do bogów, chociaż pewnie nawet oni nie wiedzą kto je stworzył. - wyciągając rękę w stronę jednej ze ścian pomieszczenia, nekromanta przywołał do siebie magiczny kostur. - Miałem gdzieś grimoiry które tłumaczą jak rzucić kilka klątw na osoby o słabym umyśle. Jak taneczna plaga europy, bodajże z 14 do 17 stulecia od czasów Jezusa. - podrapał się lekko po brodzie. - Mogę spróbować dociec przez to do sposobów dekonstrukcji, ale dalej nie gwarantuję, że zwykłą magią mi się uda.
-Innymi słowy mamy tu od cholery niewiadomych i na dobrą sprawę, ani jednego pewnika. Czyli w sumie nic się nie zmieniło. - odparł Ashur - Klątwy najpewniej powiązane są z demonami i diabłami, wymagają podpisania magicznego paktu. Przynajmniej z tego kalibru o którym rozmawiamy, proste klątwy jak wypadanie włosów czy halucynacje, się do nich nie umywają. Tak wynika z poszukiwań między innymi Fausta, a kto jak kto na demonologii to on się znał. Bez dostępu do bardziej zaawansowanej wiedzy prawdopodobnie nie ma szans na zdjęcie tego cholerstwa. Dlatego chciałem się dostać do biblioteki. - westchnął ponownie.
-Jak zdobędziesz mi ten sztylet to gwarantuję, że zdejmę z ciebie tą klątwę. - obiecał Licz - W innym wypadku może mi się uda, może mi się nie uda. Będziesz się musiał z wynikiem pogodzić. - objaśnił swoje stanowisko, chodząc po hali. Co jakiś czas z mgły wyrastały regały pełne książek, dematerializując się gdy tylko opuścił ich okolice. Księgi o dziwo nie były aż tak wielkie. Wydawały się nawet nieco za małe dla rąk olbrzyma. - W sumie diabły by mnie nie zdziwiły. To jest magia na boskim poziomie.
-Lepszy rydz niż nic… - powiedział obojętnie chłopak - Jak wygląda ten sztylet i czy wiesz jakimi metodami jest strzeżony? To po pierwsze, a co do detalu… jak on właściwie ma działać? Bo jeśli chodzi o przebicie mi serca, to zwykły nóż też się nada, o ile trafisz. - rzucił pół-żartem dla rozluźnienia atmosfery. Zależnie od tego jak był strzeżony sztylet, Ashur mógł go zdobyć na co najmniej kilka różnych sposobów.
-Praktycznie zgadłeś. Nie pamiętam czyj on był, ale działa dość prosto: otrzymujesz na własność duszę osoby którą nim zabijesz. Pewnie to nie jedyny taki artefakt na świecie. - wyjawił sekret licz. - Jeżeli sam się nim zabijesz to teoretycznie sam dostaniesz na własność swoją duszę. Powinno przełamać klątwę...obejść jej zasady. - wzruszył ramionami. - Taka dziura w prawie. Podatków też unikam.
-Tylko co mi po zdjęciu klątwy jeśli zginę? - zapytał Licza retorycznie.
-Hm? To dźgnij się w szpitalu. Dusza będzie twoja, a jeżeli mnie pamięć nie myli równie dobrze możesz go sobie wbić w ramię. - odpowiedział Licz. - Zresztą, wyświadczysz ludziom przysługę. To zbyt potężny artefakt aby trzymać go w muzeum.
-Czyli nie “zabijesz” tylko “zranisz”... Bądź dokładniejszy na przyszłość, bo łatwo może dojść do przekłamania. - burknął Ashur. Perspektywa zranienia się była do przełknięcia, ciął się przecież już wiele razy. - Dobra, wracając do tematu, jak to małe ustrojstwo wygląda i jak jest strzeżone? Wiesz coś w tym temacie?
-Zwykły mały sztylet, ostrze to taki wężyk, zygzak...kris się na to mówi? Kalis? Krama? Keris? Diabli go wiedzą. Nie wiem kto go pilnuje, zależy od tego czy wiedzą ile jest wart i czym tak na prawdę jest. Mówimy o muzeum londyńskim. Golemy na pewno mają. Zresztą, pewnie na siłę byś sobie poradził. Chyba, że wolisz być subtelny.
-Kris, czyli to najpewniej artefakt pochodzący z Malezji... - zamyślił się młodzieniec. - Jeśli się nie wyróżnia, to może być ciężko go wyczaić. Będę musiał sobie zafundować małe zwiedzanie i zorientować się w sytuacji. Potem wymyślę jak położyć na nim rękę. - mówił bardziej do siebie niż do pozostałej dwójki. - Coś jeszcze?
-Na ten moment nic. Ale jak skończysz, to się zamelduj. Żebym nie grzebał w księgach na daremno. - odpowiedział olbrzym.
- Chyba że sam masz jakieś pytania czy prośby. - dodał Iruta.
-Tylko jedno pytanie w ramach uściślenia, wystarczy że dźgnę się tym sztyletem, a klątwa powinna stracić swoją moc i nie trzeba ku temu dodatkowych przygotowań, tak? - Ashur uznał że się upewni.
-Zgadza się. Chociaż… - zamyślił się gigant. - Nie jestem pewny co stanie się z klątwą. Możliwe, że zdobędziesz nad nią kontrolę albo coś w tym stylu. - stwierdził. - Zobaczysz w trakcie.
-W obu wypadkach będę zadowolony. Klątwa nad którą się panuje, przestaje człowiekowi przeszkadzać. - odparł spokojnie
-Ale z poszukiwaniami, z wiadomych względów poczekam przez parę dni. Póki co spróbuję wbić Anowi trochę wiedzy do głowy. - zwrócił się do Iruty.
Iruta przytaknął skinieniem głowy. - Wiedziałem, że można ci ufać. Choć obojętnie mi kiedy co zrobisz, bylebyś wywiązał się z obietnicy. - spojrzał wymownie na licza. Nieumarły specjalnie podał natychmiast receptę Ashurowi. Liczył na to, że ten pozbędzie się klątwy i zniknie. Pomylił się w ocenie serca chłopaka.
-Zawsze płacę długi. Pod warunkiem że nikt mnie w nie nie wrabia. - powiedział uśmiechając się kwaśno. Mefisto jeszcze pożałuje swojego zagrania, oj gorzko pożałuje.
-To co? Będziemy chyba wracać do Ana. - zaproponował Irucie.
-Miło było poznać, panie… no ładnie! przez cały ten czas się sobie nie przedstawiliśmy, co za gafa… - pół westchnął, pół parsknął młodzieniec. - Jestem Ashur.
-Obawiam się, że nie posiadam imienia. - odparł licz.
-Niech i tak będzie. - odpowiedział chłopak
-To co? Wracamy do Ana? - zapytał Irutę
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 17-09-2015 o 22:03.
Eleishar jest offline  
Stary 29-09-2015, 11:37   #14
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Bo nigdy nie może być prosto...


-Twój pokój będzie na piętrze w lewym skrzydle. Wybierz któryś i wyjmij klucz z zamka. - oznajmił An. Iruta w końcu zostawił dwójkę samym sobie. Zasugerował aby Ashur zamieszkał w nekromanckiej posiadłości aby mieć alibi gdyby coś się stało na mieście. Radził też, aby chłopak szybko zajął się sprawą ostrza w muzeum, jeżeli ma zamiar coś z tym zrobić. Gdy vigilantii dowiedzą się o jego ucieczce, chodzenie po mieście może stać się kłopotliwe.
Teraz dwójka znajdowała się w laboratorium Ana. Było to duże, owalne pomieszczenie z kilkoma sarkofagami nieszczęśników włożonych do wgłębień w ścianach aż po sam sufit. Znajdowały się tutaj też półki z księgami oraz stoły inwokacyjne i alchemiczne, chociaż ta druga kolekcja była poniekąd ograniczona. Mimo wszystko, nekromanci nie podejmują się zbyt dogłębnie idei mieszania eliksirów, ograniczając się do specyfików mumifikujących oraz mikstur identyfikacji nieumarłej prezencji.
-Jasne, zapamiętam. - odparł Ashur. Trzeba było przyznać, że An miał całkiem przyzwoite zaplecze. Można tu było popracować nie tylko nad problematyczną dla dzieciaka kontrolą, ale też spróbować nauczyć go czegoś nowego.
-Całkiem konkretne to laboratorium, przyznaję. - powiedział do swojego podopiecznego - Zanim zaczniemy lekcje, masz jakieś pytania?
-Jaka jest twoja opinia o nekromancji? - spytał An. - Mój ojciec twierdzi że to wyzwanie któremu nie da się sprostać, nauczyciele, że to narzędzie. Ja jakoś nie mogę ukształtować żadnej opinii. Magia jak magia. - wyznał, co mogło poniekąd nie pasować do jego aparycji. - Dlatego Iruta jest mną zainteresowany. Studiuje różnorodne magie, bo są interesujące i nic więcej. Do nekromancji mam najłatwiejszy dostęp, więc to moja główna sfera.
-Według mnie nekromancja jest magią taką jak każda inna szkoła. Wbrew obiegowym opiniom sama w sobie nie jest zła, choć może być wykorzystywana do złych celów. Czy jest wyzwaniem jak twierdzi twój ojciec? Oczywiście, osiągnięcie mistrzostwa to zawsze wyzwanie. Czy jest narzędziem? Może nim być. Tak naprawdę tylko od Ciebie zależy, jak będziesz ją postrzegał. Jedno jest pewne, do magii trzeba mieć szacunek. Niejeden mag przecenił swoje umiejętności władania którąś ze sztuk i zapłacił za to wysoką cenę. - odpowiedział spokojnie Hindus.
-Niczym się nie wyróżnia, ech? - uśmiechnął się An. - Dobrze, zaczynajmy. Jestem gotowy! - zameldował chłopak, stając na baczność.
-Spocznij żołnierzu. - powiedział z uśmiechem - Spójrzmy… - machnął ręką tworząc iluzoryczną projekcję tego jak wyglądał ożywiony przez Ana szkielet pod kątem splotów magicznych. - To twoja kreacja. Ma solidną konstrukcję i jest silna, ale spójrz tutaj. - przybliżył na głowę - Sploty kontrolne są osłabione, mają za małą gęstość i przez to łatwo się rozpadają. - gdy mówił projekcja zachowywała się jak symulacja. - A tak powinny wyglądać prawidłowe sploty. - stworzył kolejną projekcję - Przeanalizuj to sobie na chłodno, a potem spróbuj ożywić któreś z ciał w sarkofagach.
An zamyślił się na moment, po czym zaczął ćwiczyć tworzenie splotów. Rozciągał linie między swoimi palcami i z pomocą kolejnych to wskazówek Ashura zaczął je wzmacniać lepiej i lepiej. Trzeba było jednak zwrócić uwage, że wcale nie były aż takie najgorsze od samego początku.
Gdy An w końcu podszedł do jednego z sarkofagów i pomógł jednemu z nieumarłych powstać, wyglądało to dosyć zwyczajnie.
Po dłuższej obserwacji tego nieumarłego, Ashur dostrzegł w czym mogło tkwić źródło problemu. Sploty na nieumarłych ożywianych przez Ana erodowały. Samodzielnie z biegiem czasu pękały i kurczyły się w przeciągu kilkunastu minut, ich siła słabła przez co i wpływ Ana na truposza stawał się mniejszy i mniejszy.
Ashur nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszał.
An szybko się uczył i robił postępy w splataniu zaklęć. Naprawdę miał wrodzony talent, Ashur przyznał to w myślach. Nie wiedział jednak o co może chodzić z tą erozją...
-Interesujące… Niespotykane wręcz… - mruczał pod nosem. Czyżby kolejna klątwa?
-Jeszcze raz. - zakomenderował swojemu podopiecznemu, jednakże tym razem zamiast rzucaniu zaklęcia przyglądał się dogłębnie aurze Ana. Miał nadzieję, że wychwyci to co wywołuje to niezwykłe zjawisko.
Rezultat ponownej próby był niemal identyczny. Aura chłopaka nie wykazywała większych zmian. Jej magiczność była wyraźnie nekromantyczna, choć splamiona innymi dziedzinami których pełno ma w szkole. Nic specjalnego nie działo się z nią podczas czarowania ani zaraz po wykonaniu zaklęcia. Jeżeli problem był głębiej w Anie, nie było go widać gołym okiem.
-Cholera, tak do niczego nie dojdziemy… - burknął - Masz problem An. I bynajmniej nie leży on w twoich umiejętnościach. Już w tym krótkim czasie poprawiłeś splot magiczny w bardziej niż wystarczającym stopniu. Jednakże, dopóki czegoś na to problematyczne zjawisko nie zaradzimy, na nic się to nie zda… - powiedział lekko przygnębionym głosem.
-Co masz na myśli przez problem? - spytał An, niszcząc przywołańców, którzy zaczęli robić co tylko im się podoba. - Wydaje mi się, że jestem całkiem normalny. - naburmuszył się lekko.
-Nie wiem jaka jest dokładna natura tego problemu. - Ashur wzruszył ramionami - Twoja aura jest czysta, a jednak sploty których używasz do podtrzymania kontroli, niezależnie od tego jak starannie je wykonujesz, samoczynnie erodują w krótkim czasie. Dlatego nie możesz odpowiednio panować nad swoimi kreacjami.
-Czyli...Iruta opłacił cię z góry, ale nie masz pojęcia co ze mną zrobić? - spytał w prost An.
-Nie do końca. Miałem Cię nauczyć kontroli, bo przejawiałeś w tej dziedzinie braki. Muszę przyznać, że nie potrzeba było na to zbyt wiele czasu. Obecnie poziom twoich umiejętności panowania nad ożywieńcami jest zauważalnie wyższy. Możesz sobie pogratulować, przeciętnemu magowi taki trening zająłby dużo więcej czasu, prawdopodobnie nawet kilka tygodni. - odpowiedział nieco przydługo Hindus - Teoretycznie rzecz ujmując, tutaj moja rola się kończy. Praktycznie, nie zamierzam tak tego zostawić. Spróbuję znaleźć jakąś metodę by pomóc Ci z tym problemem.
Twarz Ana stała się lekko agresywna, choć szybko się uspokoił i uniósł brew. - Nie zgrywaj cwaniaka albo bohatera, jeżeli moje przywołańce zaczynają robić co im się podoba po kilkunastu minutach, to adepci z pierwszego roku mają lepszą kontrolę ode mnie.
-To nie kwestia cwaniaczenia czy zabawy w bohatera. - ton pół-demona zrobił się ostry - Świat nie jest czarno-biały, znajdziesz w nim mnóstwo odcieni szarości. Coś wpływa destrukcyjnie na twoją magię i żadne nauki tego nie zmienią. Można jednakże spróbować znaleźć źródło problemu i podjąć odpowiednie działania, by mu zaradzić. Jako twój nauczyciel wykonałem swoje zadanie, ale z czystej przyzwoitości pomogę Ci również z tym, co wykracza poza zakres moich obowiązków. - dopowiedział nieco łagodniej - A przynajmniej spróbuję, bo przyznam że nigdy czegoś takiego nie widziałem.
An pokiwał przecząco głową. - Jeżeli mam być dosłowny, to zatrudniłem cię bo szukałem kogoś kto pomoże mi rozwiązać właśnie ten konkretny problem z kontrolą. Jej jakość nie ma znaczenia przy tak krótkim efekcie. - wyjaśnił się An. - Choć twoja diagnoza jest dość niepokojąca. - przyznał, nieco przybitym tonem. - Gdybyś znalazł coś na ten temat, to zgłoś się do mnie. Będę wdzięczny. - poprosił. - Póki co możesz tu mieszkać i tak. Vigilantii to problem nas obu.
-Jak powiedziałem, spróbuję Ci pomóc. Jednakże do tego będzie mi potrzebna wiedza, której obecnie nie posiadam. - odparł spokojnie - Być może w Bibliotece Brytyjskiej znalazłoby się coś na ten temat. - powiedział w sumie bardziej do siebie niż do Ana - Dodatkowo będę musiał zrobić mały wywiad. Istnieje ryzyko, że to co Ci przeszkadza, to klątwa. Co za tym idzie, potrzebne mi informacje o ewentualnych zatargach twoich lub twojej rodziny, które byłyby na tyle poważne, by ściągnąć na Ciebie przekleństwo.
-Mój odległy dziadek to olbrzym. - zaśmiał się An. Po chwili spoważniał, patrząc na ziemię. - W sumie nie zdziwię się jeżeli coś takiego nad nami ciąży.
-Zastanawiam się, jak głęboko musiałbym Cię “prześwietlić”. W aurze jak wspomniałem, nawet przy bacznej obserwacji nie da się dostrzec zakłóceń. - zamyślił się Ashur - To naprawdę niezwykłe, ale niestety nie ułatwi mi poszukiwań…
-Czy ja wiem? Nie jestem ekspertem na temat klątw, ale wątpię aby wszystkie pojawiały się prosto w aurze. - zarzucił An. - Ostatecznie przeklęci to nie trędowaci.
-Jeśli klątwa jest związana z mocą magiczną, to w mniejszym lub większym stopniu powinna uwidaczniać się w aurze podczas czarowania. Zwłaszcza gdy powiązanie jest tak precyzyjnie określone. Przynajmniej tak jest w założeniu teoretycznym, ale niewykrywalna klątwa nie wydaje się niemożliwa. - młodzieniec wciąż miał zamyślony ton - Aura to jednakże tylko wierzchołek góry lodowej, manifestacja magicznej mocy ciała i duszy. Jednakże badanie głębszych jej warstw nie jest już takie proste. - zdawało się wręcz że słychać, jak mechanizmy w głowie Ashura klekoczą - Może to co powiedział twój ojciec ma większe znaczenie niż tylko pouczenie o historii, nawet jeśli sam nie był tego świadom. Tylko że jeśli ta teoria jest prawdziwa, to masz tak zamaszyście przechlapane jak to tylko możliwe. - mina pół-demona nie wróżyła niczego dobrego - Zakładam że wiesz, skąd giganci zaczerpnęli mocy nekromantycznej, przejdę więc od razu do meritum. Mortis. - to słowo na chwilę zawisło ciężko w powietrzu - Bogini śmierci mogła przekląć całą rasę olbrzymów za ich pychę, gdy postanowili rzucić wyzwanie jej dziedzinie. A Ty jako ich potomek możesz wówczas cierpieć na tę samą przypadłość. To jest oczywiście tylko teoria, ale nie jest niemożliwa.
An złapał się za podbródek i zaczął myśleć w głębokim skupieniu. Nie była to zła teoria. - Cóż, nie mam do końca sposobności lecieć do niej z wizytą, ale dziadek powinien mieć jakieś księgi historyczne. Mogę sprawdzić, czy są jakiekolwiek informacje na ten temat...acz trochę to potrwa.
-Warto sprawdzić. - zgodził się Ashur - Jeśli zdołałbyś udostępnić mi poważniejsze traktaty nekromantyczne z Biblioteki, to może uda mi się znaleźć coś podobnego i dojść do jakiegoś remedium. Jeśli taki problem pojawiał się w przeszłości, na pewno ktoś znalazł metodę by sobie z nim radzić.
-Jak zrobisz mi listę ksiąg, które cię interesują, to mogę zobaczyć które da się wynieść na karcie studenckiej. - przytaknął skinieniem głowy.
-Jasne, nie ma problemu. - odparł Ashur, poczym podszedł do biurka i na wolnej kartce papieru naskrobał kilka tytułów i ich autorów. Następnie podał listę młodemu nekromancie.
 
Eleishar jest offline  
Stary 05-10-2015, 23:31   #15
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Bo sprawy lubią się komplikować jeszcze bardziej...


Ashur rozglądał się po Londyńskim muzeum bez większego problemu. Jego umiejętności pozwoliły mu zmienić wygląd, więc o ile nikt go aktywnie nie szukał nic mu nie groziło. Iruta najpewniej powiadomi go, gdy vigilantii wyczują jego nieobecność, na co się specjalnie nie zapowiadało.
Samo muzeum było przyzwoitym miejscem. Miało dwa piętra, na parterze znajdowały się zabytki z wczesnego średniowiecza a na szczycie z drugiej wojny światowej. To ustawiało sztylet blisko końca pierwszego piętra, na końcu wieków średnich. Egzemplarz znajdował się dość blisko schodów w górę.
Był to dość typowy sztylet, nie licząc jego formy. Ostrze było pofalowane w efekcie przypominając węża.
Poza nim, kilka mniejszych drobiazgów również zdawało się posiadać magiczną aurę, choć znacznie słabszą. Ashur nie miał większego pojęcia o zastosowaniu żadnego innego przedmiotu w muzeum.


Kamuflaż, którego użył młody Hindus zdecydowanie nie powinien przyciągać uwagi w takim stopniu jak jego oryginalna postać. Jako stateczny gentleman w późnym średnim wieku, w Anglii wzbudzał nie większą sensację niż mglisty dzień w Londynie. Znalazł to czego szukał i nie było to szczególnie trudne. Teraz pozostało mu jakoś położyć na sztylecie swoje ręce. Na początku wypadałoby spróbować w miarę legalnych metod, rzecz jasna. Poprawił monokl i wyjął z kieszonki mały notatnik, oraz ołówek. Obszedł piętro spisując numery indeksowe kilku co ciekawszych eksponatów pasujących epoką i regionem do rzeczonego sztyletu (zwłaszcza jeśli były jakieś magiczne). Mając tę krótką listę był znacznie bardziej wiarygodny, gdy przychodziło o fortel którego chciał użyć. Skierował swe kroki do recepcji i zaczepił recepcjonistkę.
-Dzień dobry. Przepraszam że przeszkadzam, ale chciałbym rozmawiać z tutejszym kustoszem. - ton miał uprzejmy, a na twarzy miły uśmiech.
-Na jaki dzień pana umówić? - zapytała z uśmiechem recepcjonistka.
-Na najbliższy dostępny, jeśli można prosić. - odparł spokojnie - Najlepiej byłoby jeszcze dzisiaj, jeśli istnieje taka możliwość.
-Z zasady nie umawiamy natychmiastowo. Chyba, że jest pan kimś specjalnym z sprawą niezwykłej wagi. - odparła recepcjonistka. - Pan kustosz ma okienko jutro o piętnastej.
-Oh, ja nie jestem nikim szczególnym szanowna Pani. Jedynie reprezentuję interesy mojego pracodawcy. - ton Ashura był całkowicie flegmatyczny - Nie jest to kwestia niecierpiąca zwłoki, acz im szybciej zostanie rozpatrzona tym lepiej. Jutrzejszy dzień o piętnastej jest według mnie odpowiednim terminem, myślę że mój przełożony również nie będzie miał problemu z przesunięciem wszystkiego o jeden dzień. Proszę mnie zatem wpisać. - to rzekłszy podał kobiecie wizytówkę. Fałszywe tożsamości wymagały dobrej przykrywki, miał z tego dobre przeszkolenie.
-Proszę zjawić się w recepcji przed piętnastą a ktoś zaprowadzi pana do biura kustosza. - odpowiedziała recepcjonistka odbierając wizytówkę i robiąc szybkie notatki w komputerze.
-Dziękuję bardzo. Miłego dnia. - odparł z uśmiechem i zrobił w tył zwrot opuszczając budynek.
-Oy, chcesz małą poradę? - gdy tylko Ashur wystąpił z muzeum, doszedł do niego głos. Teoretycznie dochodził on z cienia chłopaka, ale mając swoją wiedzę był on świadom, że dyskutant używał telepatii. - Młody jest przeklęty, tak samo jak ty. Sztylet klątwę zdejmie, ale zadziała tylko raz. - wyjaśnił Mephistopheles. - Właściwie to nawet nie spodziewałem się, że dalej będzie miał w sobie magię. Dam ci ofertę: daj mi ten sztylet jak już go zużyjesz, zapomnimy o tej całej twojej bezczelności i niegrzeczności...w gratisie mogę obiecać, że nie użyję jego resztek na ludziach.
-Kto jak kto, ale Ty jesteś w ścisłej czołówce na liście osób, które nie mają prawa komukolwiek wytykać bezczelności, jeśli nie chcą być kompletnymi hipokrytami. - odparł mu w głowie młody pół-demon. Mefisto wrobił go w fikcyjny dług, a teraz okazuje się, że przez cały ten czas go podglądał i jeszcze miał czelność nazywać Ashura bezczelnym.
-Ten sztylet najwidoczniej jest wart więcej niż próbujesz mi wmówić. W końcu po co demonowi kawałek złomu pozbawiony mocy? - nie zamierzał w tym momencie zawierać z nim żadnej umowy, miał własne plany odnośnie sztyletu.
-Jest wiele powodów dla których zachowa on wartość. - odparł spokojnie demon. - To czym był też jest istotne. Ten sztylet ma dość znaczną historię, nawet w piekle byłby dobrym obiektem muzealnym. - zapewnił.
-Pomyślę nad tym, niczego nie obiecuję. Mam obecnie większe zmartwienia. - odpowiedział Ashur. Niezobowiązująca odpowiedź to było najwięcej na co mógł w tym momencie liczyć Mefisto. Wyglądało na to, że demon nie miał nic więcej do dodania, więc chłopak pod zmienioną postacią ruszył spokojnie w drogę powrotną do posiadłości, w której tymczasowo mieszkał. Nie spieszyło mu się, więc wybrał okrężną drogę.
Gdy Ashur poruszał się po mieście, w pewnym momencie zaczął odczuwać, że coś go obserwuje. Wydawało się znajdować ponad nim...miało pewną niepokojącą aurę. Coś w nim ostrzegało go, nie chciało się z tym spotkać.
Mimo tego, tłumy ludzi w okolicy nie wydawały się niczym przejmować. Miasto było dosyć spokojne a sam cień Ashura faktycznie wyglądał jak jego własny, przynajmniej w świecie rzeczywistym.
Ani chwili spokoju, jak nie urok to sraczka, albo Mefisto. A na dokładkę jeszcze coś latało mu nad głową… Spojrzał w górę wytężając wzrok, również ten magiczny, zastanawiał się co to za paskudztwo, że ma tak nieprzyjemną aurę.
Aury nie widział. Ukryta? Na pewno coś było ponad chmurami, wykorzystywało je jako zasłonę.
Wyczuwalny, ale niewidoczny - takich gości Ashur nie lubił, bo zawsze stwarzali lekko upiorne wrażenie. Nawet jeśli chłopak nie znał strachu, nie było to przyjemne. Zastanawiał się, jak pozbawić szpiega jego kryjówki… Wykonał kilka minimalnych gestów palcami (eh… stare nawyki) i wydawało się, że skręcił w stronę obszaru o mniejszym zachmurzeniu. W rzeczywistości była to przynęta mająca wyciągnąć istotę na górze zza chmur, sam pół-demon skrył się za zasłonami iluzyjnymi ukrywając swoją obecność oraz aurę, którą zamiast niego generowała jego kopia, jakby cały czas to był on.
Przynęta miała bardzo dobry wzrok. Dopiero gdy klon Ashura zaczął zbliżać się do zakrętu w zupełnie inną uliczkę, zza chmur wyskoczła niewielka postać. Mężczyzna zdążył dostrzec błękitne szaty i blond włosy, gdy zagrzmiał grom a wraz z krótkim błyskiem osobnik przeskoczył gdzieś dalej, w pogodni za obrazem.
~Mam Cię! - pomyślał chłopak po czym dalej ukryty teleportował się za swoim celem, uprzednio upewniwszy się że nie zaliczy upadku z dużej wysokości.
Gdy Ashur pojawił się w okolicy uliczki akurat nastał moment w którym nieznajomy opadł naprzeciw iluzji, która natychmiast się rozwiała.
- Ara. Złapał mnie?
Niepokojąca i na swój sposób śmierdząca postać okazała się być młodą osóbką o jedwabiście delikatnej, jasnej skórze, niewiarygodnie zadbanych błąd włosach i szklistych, zielonych oczach.
Ashur nie potrzebował przyglądać się zakonnej czapce na głowie aby wiedzieć, że ma do czynienia z serafem, pomniejszym aniołem którego aura była na tyle przeciwna jemu, że nawzajem są w stanie się wyczuć z dużych odległości niemal bez warunkowo. Na szczęście dla Ashura, pół-demon nigdy nie podpadł Watykanowi i był nawet na liście zaufanych i poszkodowanych. Innym pytaniem było co w mieście robią anioły i czemu zaledwie seraf był w stanie odkryć jego ukrytą prezencje gdy był widzialny.
- Pewnie dalej gdzieś tu jest~ – zanucił seraf, rozglądając się na około błyszczącymi oczyma w poszukiwaniu śladów magii.
-Ładnie to tak się podkradać, do bogu ducha winnych ludzi aniołku? - zabrzmiał lekko roześmiany głos, pozbawiany konkretnego źródła.
-A! Jesteś tutaj! - ucieszył się seraf, podnosząc na równe nogi. Obkręcił się na pięcie nic nie widząc, po czym zaczął gestykulować palcami. Po chwili rozważania Ashur znalazł w pamięci podobne obrazy runiczne, to jakiś typ anty magii.
-Patrzcie, jaki spostrzegawczy. - zaśmiał się, już prawdziwy Ashur rozwiewając magiczną zasłonę, choć nadal był w zmienionej postaci - Jak masz do mnie sprawę, to wystarczyło podejść i się przywitać. - zganił małego anioła żartobliwym tonem.
Widząc Ashura seraf zaprzestał inkantacji, nieświadom polimorfii. Zakręcił na palcu jojem, zaciągnął się powietrzem, po czym wykonał głęboki ukłon.
- Przepraszam, myślałem, że jest tu gdzieś demon...a to tylko stary mag na emeryturze. - podniósł się do pionu. - Wybaczy pan szpiegowanie.
-Demon w środku Londynu? A to ciekawe. Równie niezwykłe jak seraf w chmurach nad miastem. - zaśmiał się - Przeprosiny przyjęte rzecz jasna, nie stało się nic złego. Powiedz mi, jeśli to nie tajemnica rzecz jasna, co Cię tu sprowadza?
-Trening w polu, praktyki. - odparł. - Moja pani jest tutaj na jakiejś misji. Coś z nieumarłymi.
-A tak, słyszałem o tym. Paskudna sprawa… - skrzywił się lekko, w końcu miał okazję poznać ten problem z pierwszej ręki, ale seraf nie musiał tego wiedzieć. - Twoja pani powiadasz? To ile was tu przyleciało? - zaiste, ciekawą historię opowiadał ten mały.
-Taaajemnica~ - uśmiechnął się Seraf. - Oczywiście, że nie mogę mówić o tego typu sprawach, watykan nie miesza publiki w swoje działania. Chociaż jestem winny przeprosiny, odprowadzić pana? - zapytał. - Z aniołem u boku nic nie grozi!
-Z szanowną Stolicą Piotrową jestem w całkiem dobrych stosunkach młodzieńcze. - zachichotał - Ale ciiii… - położył konspiracyjnie palec na ustach - To tajemnica… - dopowiedział szeptem, z dobrotliwym uśmiechem na nieco pomarszczonej twarzy.
-Hm? Byłeś księdzem? - spytał seraf. - Ale czemu śmierdzisz demonem? Byłeś inkwizytorem? - pytał.
-Jakiś Ty ciekawski. - zaśmiał się - Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na swoje pytania, to może najpierw odpowiesz na moje? To chyba będzie uczciwe.
-Starszy seraf, archanioł i ja. - odpowiedź była niemal natychmiastowa.
-O jasna cholera, potraktowaliście sprawę naprawdę poważnie. - Ashur był wręcz zaskoczony, że wysłano tak znaczną siłę jak archanioł. - A co do twojego pytania, to lepiej usiądź zanim Ci odpowiem, bo jeszcze padniesz na tyłek. - uśmiechnął się półgębkiem.
-hoo? - Seraf skrzyżował nogi, siadając w powietrzu.
-Patrz i podziwiaj. - zachichotał, a zaklęcie polimorfii zaczęło się cofać. Krótkie włosy zamieniły się w kaskadę długich i drobnych, precyzyjnie splecionych czarnych warkoczy, wygolonych po bokach, skóra wygładziła się i pociemniała nabierając koloru jasnego brązu, rysy wyostrzyły się i nabrały młodzieńczego wyglądu ukazując bardzo przystojną twarz przyozdobioną parą głębokich czarnych oczu o przenikliwym spojrzeniu. Sylwetka nabrała sprężystości i zgrabności, a lekko zgarbione plecy wyprostowały się dumnie.
-Voila. - krzywy uśmieszek nie zostawiał wątpliwości, że to ta sama osoba, która przed chwilą wyglądała jak gentleman po pięćdziesiątce.
Seraf podrapał się po głowie. - Moja pani też tak robi, z dwieście lat sobie odejmuje. Nikt mi nie mówił, że polimorfię znają tylko powiązani z watykanem? - był wyraźnie skonfundowany.
-To moja prawdziwa postać. Wybacz ten mały podstęp. - wyjaśnił Ashur
-Ah...kłamstwo to grzech. - zamrugał seraf. - Zresztą, co ma twoje kłamstwo do waty… - młodzieniec wylądował na ziemi, chwilowo tracąc panowanie nad lewitacją. - Nie jesteś powiązany z watykanem?! - spytał.
-To akurat nie był podstęp, nie musisz się martwić. - uspokoił go - Jestem na liście zaufanych Watykanu, tak dla uściślenia.
Chłopak wstał z westchnięciem. - Już się bałem, że mnie zdemotują. Swoją drogą, wiesz co o Londynie? Właściwie to jeszcze nie mamy żadnej inforamcji na temat tego całego nekromanty. Tylko namiary na jakiegoś demona w pułapce.
-Demona w pułapce? - Ashur zaczynał się zastanawiać, ile na jego temat wiedzą już Vigilantii. - A co do tego nekromanty, jakieś informacje i trochę przypuszczeń mam.
-O! Podziel się. - uśmiechnął się seraf.
-To nie tyle nekromanta, co ktoś używający jakiegoś potężnego artefaktu nekromantycznego, to informacja. Przypuszczam z kolei, że większość tych incydentów to zwykłe eksperymenty gościa, któremu moc uderzyła do głowy. - powiedział spokojnie - Teraz twoja kolej, co to za demon i kto go złapał?
-Eeee….w sumie nawet nie wiem. - zaśmiał się. - Moja pani właśnie się nim zajmuje, dlatego mam wolną chwilę.
-Mhm. - mruknął - No nic, na mnie już pora. Obowiązki wzywają. Miło się gawędziło. - dorzucił.
-A twarz Ci pokazałem, żebyś mógł ją sobie na liście zaufanych zweryfikować i spać spokojnie. - obrócił się jeszcze w jego stronę odchodząc. Mały seraf był dość niedomyślny i ten niuans mógł mu umknąć. Ashur postawił kilka kroków i rozmył się w cieniu zaułka.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 06-10-2015 o 16:22.
Eleishar jest offline  
Stary 23-10-2015, 22:37   #16
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Nie spać, zwiedzać...


Ashur mógł nieco odpocząć gdy oczekiwał powrotu Ana z biblioteki. Gdzieś w międzyczasie dostał wiadomość sms od Iruty, “Anioły w mieście. Twój cień śmierdzi.” na szczęście bądź nie, Ashur już o tym wiedział.
Gdy An wrócił niespecjalnie był na siłach czy ochocie zadawać się z Ashurem, więc zwykła lokaj, o dziwo żywa, przyniosła mu lektury.
Znalazło się tutaj kilka historycznych ksiąg o nekromancji, w większości sięgających nie dalej niż do drugiej wyprawy krzyżowej. Większość z nich znał, ale znalazł się też jeden antyczny gem. Tłumaczenie dziennika greckiego nekromanty. Nie był to oczywiście oryginał, ale struktura tekstu wskazywała, że księga nie miała w sobie celowych luk.
Z niej Ashur dowiedział się, że już w antycznych czasach sztuka ta była w miarę rozwinięta. Jak się można spodziewać przypisywano ją zarówno Hadesowi jak i Thanatosowi, zależy gdzie o niej czytać. Wedle dziennika nie działała ona na herosach, wywołując skutki bardzo podobne do tych które odczuwa An. Jeden z starożytnych tytanów, których uwięził Zeus, również zajmował się nekromancją. Wedle wiedzy Ashura Tytani nie byli niczym innym jak najpotężniejszymi z gigantów. Autor dziennika nie pisał za wiele o źródle magii, acz zaznaczył swoje podzięki tytanom za wskazanie ludziom drogi.

Księgi o ludziach przeklętych An znalazł tylko dwie. Jedną, którą Ashur już czytał. O człowieku który zmieniał w złoto wszystko to co dotknął jako kara za chciwość. Swoją klątwę zwalczył odcinając przeklęte dłonie i zakładając magiczne protezy, technicznie samej klątwy z siebie nie zdejmując. Jego ręce stały się starożytnym artefaktem o którym słuch zaginął kilka tysiącleci temu.

Druga, nieznana Ashurowi księga wspominała o mężczyźnie który bardzo często dostawał sraczki i został wyleczony przez maga-alchemika. Ciężko było stwierdzić, czy ofiara klątwy nie miała po prostu słabego układu pokarmowego.

Gdy chłopak dostał sms od Iruty uśmiechnął się tylko pod nosem. Odpisał mu krótko “Wiem o tym.” Poza tym oczekiwanie na dostawę książek minęło mu bez żadnych “atrakcji”. Gdy do niego dotarły pozostało wziąć się za lekturę, dużo do przeczytania nie miał, ale nie należało tracić wiary w możliwość znalezienia właściwych tropów.
Po przerzuceniu wszystkich tomów Ashur wziął się za przetrawianie informacji. Wszystko zaczynało układać się we w miarę spójną całość. Krok za krokiem sytuacja się klarowała.
-Leczenie sraczki alchemią dziś nazywa się lekiem bez recepty. - mruknął lekko rozbawionym tomem przetwarzając w głowie to, co wyczytał z ksiąg o przeklętych. Po kilku minutach w głowie miał już gotowy obraz.
-Ludzie rozwój nekromancji w pewnym stopniu zawdzięczają tytanom, którzy byli gigantami, tylko wyższego sortu. - myślał na głos - Jeśli moja teoria o przeklęciu ich rasy przez Mortis jest poprawna, pośrednie działanie nie poskutkowało przeniesieniem klątwy. - podrapał się po głowie - Póki co wychodzi na to, że z klątwą można poradzić sobie na trzy sposoby - zdjąć ją, przejąć nad nią kontrolę, albo ją obejść. Tak właśnie zrobił ten przeklęty chciwiec, obszedł działanie uroku. To może być klucz do pomocy Anowi. - zrobił krótki wdech i zaczął szkicować. Chciwiec, którego historia upowszechniła się (oczywiście zmieniona) w micie o królu Midasie zadziałał w całkiem prosty sposób, jeśli można tak nazwać zbudowanie magicznych protez. Nie mógł działać bezpośrednio, więc stworzył przekaźnik, tym sposobem unikał aktywacji klątwy. Podobnie sprawa mogła się mieć z ludzkimi nekromantami czerpiącymi swą wiedzę od tytanów, nie sięgnęli prosto do Mortis, więc nie zostali przeklęci. Jeśli te przypuszczenia były słuszne, Ana można było podciągnąć do tej samej kategorii. Młodzik musiał działać pośrednio i potrzebował do tego odpowiedniego przekaźnika. Szkic nabierał coraz większego detalu, pojawiały się opisy inkantacji i przypisy odnośnie odpowiednich materiałów. Projekt “klucza” dla Ana z każdym pociągnięciem ołówka zbliżał się do ukończenia, a Ashur rysował jak natchniony. Jeszcze kilka chwil i schemat był gotów. Hindus sięgnął do Cienia i przywołał jedną z licznych zjaw zamieszkujących w tej posiadłości po drugiej stronie zasłony.
-Udaj się do Ana i przekaż mu, że mam coś co może być rozwiązaniem jego problemu. - wydał duchowi polecenie.
Na reakcje nie było trzeba czekać długo. Po zaledwie kilku minutach An wypadł z cienia ściany o mało się nie potykając. Ubrany w piżamę z różowymi czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami był w pełni gotowy do wysłuchania raportu. - Coś ty znalazł?! - spytał.
Ashur dużym wysiłkiem woli powstrzymał się by nie parsknąć na komiczność tej sceny. Na jego twarzy wykwitł jedynie nieznaczny uśmiech.
-Na podstawie tego co wyczytałem z ksiąg narodziła się w mojej głowie teoria. Może najpierw wyjaśnię Ci jej podłoże, potem przejdę dalej. - zaczął widząc entuzjazm młodzika - Według źródeł historycznych to giganci a ściślej tytani byli tymi, którzy w czasach starożytnych przyczynili się do rozwoju nekromancji wśród ludzi. Jednakże mimo pobierania przeklętych nauk, ludzie nie mają podobnych problemów z tą sztuką. - wskazał na tłumaczenie zapisków Greka - Porównując to z sytuacją którą przedstawia historia tego chciwca... - tu podsunął Anowi właściwą książkę - Doszedłem do wniosku że klątwę która nad Tobą ciąży można obejść. Potrzebny jest do tego odpowiednio skonstruowany przekaźnik mocy magicznej. - zrobił pauzę by dodać swojej wypowiedzi nieco dramatyzmu - Taki jak ten. - pokazał dzieciakowi swój projekt.
-Jak mam na to patrzeć? - spytał An, nie do końca pewny czym do końca jest przekaźnik. - I jak to niby działa?
-Już Ci tłumaczę. - odparł spokojnie Ashur - W historii którą Ci podsunąłem, zapewne kiedyś już ją czytałeś, ale to nieistotne - przeklęty nie był w stanie niczego dotknąć, bez przemienienia tego w złoto. Znalazł więc obejście tworząc magiczne protezy swoich dłoni. Tym sposobem bowiem, to nie on dotykał wszystkiego co brał w ręce. - zrobił chwilę przerwy, żeby An mógł przyswoić pierwszą porcję informacji - Ten przekaźnik będzie dla Ciebie tym, czym te magiczne dłonie dla niego. Innymi słowy, choć ożywieńcy będą twoimi kreacjami i pod twoją kontrolą, będzie to tak jakbyś nie Ty rzucał zaklęcie, ponieważ jego źródłem będzie “klucz”, jak źródłem dotyku w tej historii stała proteza, a nie człowiek. Ty będziesz wolą, a przekaźnik jej wykonawcą, tak jakbyś wydał komuś polecenie. Tak jak tytani pokazali ludziom, Ty pokażesz to różdżce, berłu czy jakikolwiek kształt przybierze ten katalizator. I tak jak ludzie nie cierpią z powodu klątwy Mortis, tak twoje kreacje również powinny być wolne od jej następstw.
An stał w miejscu z głębokim zamysłem wypisanym na twarzy. To mogło działać...chociaż niekoniecznie. - Mam dwa pytania. - oznajmił w końcu. - Dlaczego chciwiec nie założył rękawiczek? Albo poprosił komuś aby to zrobili, nie wiem. Ostatecznie jakoś dał radę uciąć sobie dłonie. Po drugie, co jest przeklęte? Moje dłonie, czy moja mana?
-Wyobraź sobie poruszanie dłońmi zamkniętymi w ciasno przylegających workach ze złota grubości paru milimetrów, to niemal niemożliwe i na dodatek męczące. - odparł żartobliwie Ashur - Może to brzmieć śmiesznie, ale po części mogło mieć wpływ na jego decyzję. Magiczne dłonie, nawet wykonane z litego metalu, po użyciu odpowiednich zaklęć niczym nie różnią się funkcjonalnie od normalnych. - westchnął - Warto też wziąć pod uwagę, że dotknięciem zamieniał w złoto również żywych, wątpię by ktokolwiek odważył się zaryzykować swoim żywotem tylko po to by założyć jakiemuś chciwcowi rękawiczki. To tak gwoli pytania numer jeden. Co do drugiego… Przeklęty jesteś Ty, co za tym idzie twoja mana. Dlatego potrzebny jest katalizator. Mana będzie źródłem jego mocy owszem, ale to nie będzie twoja moc sensu stricte. To jak z przemianą prądu zmiennego w stały, niby ten sam a jednak co innego. Konwersja energii magicznej przez “klucz” powinna stworzyć neutralną manę z twojej, nazwijmy ją “zanieczyszczonej”. Klątwa sama w sobie nie jest maną, oddziałuje jedynie na twoją manę, ale twoją konkretnie. Innymi słowy jeśli coś zmieni naturę many z twojej na własną, niezwiązaną z tym urokiem efekt klątwy nie wystąpi. Tak właśnie ma działać przekaźnik. - spauzował na chwilę, An mógł nie nadążać za jego tokiem myślenia - Zaklęcia będą funkcjonować normalnie, aczkolwiek konieczność stosowania medium pośredniego, może spowodować niewielkie zwiększenie wymaganego nakładu energetycznego. Coś jeszcze budzi twoje wątpliwości?
-Właściwie nie. Wygląda jak skuteczne rozwiązanie, pytanie, czy będz-
-Będzie. – Z cienia w podłodze wyrosła ogromna czaszka, a zaraz za nią połowa tułowiu. Właściciel posesji nie do końca mieścił się w jej rzeczywistych pomieszczeniach. Wraz z nim ukazał się wcześniej wyciągnięty przez Ashura duch. Widać cienie były pełne konfidentów. - Ludzie nie używają różdżek bo są im potrzebne. Patrzyli na nas, i stwierdzili, że też powinni. – jego głos był poniekąd roześmiany. - Acz miałem nadzieję, że sam do tego dojdziesz. Twoja magia będzie słabsza niż powinna, jeżeli stracisz katalizator, jesteś martwy. Twoich potomków czeka to samo. – wyjaśnił szkielet. - No chyba, że przełamiesz klątwę. Poza tym, ciało licza jest niezwykle skuteczne w filtrowaniu many. – Mimo, że olbrzym mówił do Ana, przyglądał się Ashurowi. - Prawie perfekcyjna robota. Wyciągnąłeś tylko jeden zły wniosek, tak naprawdę nieistotny. Przynajmniej w tej sprawie. Może kiedyś ci się rozjaśni.

-Przyznaję że mogłem gdzieś popełnić błąd, ale pierwszy raz w życiu zajmowałem się czymś takim. - odparł rozbrajająco szczerze pół-demon - Nie mniej, dziękuję za uznanie. Miło usłyszeć słowa pochwały od kogoś tak doświadczonego.
Olbrzym kiwnął głową. W międzyczasie An trząsł się w miejscu, patrząc raz w lewo raz w prawo i zdecydowanie nie wiedząc co zrobić z swoją energią.
-Ja zrobię rózgę. - oznajmił Licz, zapadając się z powrotem w podłogę.
An ostatecznie skoczył z uściskiem na Ashura. - Dzięki! - krzyknął, uradowany.
-Z grzeczności rzekłbym że nie ma za co, ale to byłoby kłamstwo. - powiedział ze śmiechem Hindus, ściskając Ana po męsku. - Teraz tylko pokaż wynikami w Akademii że moje nauki nie poszły na marne.
-Pewnie. - obiecał An, odklejając się i podchodząc do ściany. - O reszcie pogadamy kiedy indziej. - zasugerował, wpadając w cień i najprawdopodobniej wracając do swojego pokoju. Ostatecznie planował drzemkę zanim tutaj przyszedł.
Nic tak nie poprawia humoru, jak świadomość że udało się osiągnąć cel. Ashur wstał od stolika i z zadowoleniem rzucił się na łóżko, by dać chwilę odpoczynku zmęczonej głowie.
-Niezły jestem! - pochwalił sam siebie i uciął sobie piętnaście minut drzemki.
Po krótkim relaksie wstał, podszedł do drzwi i dotykając klamki rzucił zaklęcie. Następnie przeszedł do Cienia i skoczył do swojego pokoju hotelowego, póki co sprawdzając czy akurat nie ma tam nikogo z obsługi, bo swoim pojawieniem się znikąd mógłby u takiej osoby wywołać niemały szok. Nie zauważywszy nikogo, wynurzył się z Cienia i połączył apartament z Labiryntem, dzięki temu nie będzie zużywał energii na podróże. Rozebrał się i poszedł wziąć porządną kąpiel. Potem ubrał się w wyjściowe ciuchy i zmienił postać, żeby żaden Vigilantii go nie rozpoznał, w końcu młodzież też mieli w swoich szeregach i mógł na któreś z nich trafić na imprezie. Tym razem jednak nie był gentlemanem w średnim wieku, a młodym przystojniakiem.


Tak przygotowany wrócił do posiadłości, a potem ruszył na podbój nocnego Londynu. Z młodości trzeba umieć korzystać.


Ashur trafił do klubu w pobliżu centrum londynu. Centrum imprez ulokowane było w podziemiu centra handlowego, tuż pod parkingami. Miejsce było ogromne, pełne świateł, neonów, z ogromną sceną na której tańczyli dwaj mniej opanowani czy też bardziej pijani studenci.
Na sali pełno było zarówno pań co panów, zazwyczaj w kilkuosobowych grupach, poubierani na kolorowo i często wyposażeni w świecące patyki. Jedyne miejsca do siedzenia znajdowały się przy ścianach i pod barem, zaś gdy ktoś był nieco bardziej odważny, mógł tańczyć na specjalnych wzniesieniach. Większość z nich była okupowana przez kobiety.
Jedyną wadą był zakaz palenia. Podziemne umiejscowienie nie sprzyjało wentylacji.
Noc zapowiadała się naprawdę wesoło. Studenci po prawdzie zazwyczaj upijali się zbyt szybko, ale to oznaczało więcej chętnych studentek dla niego. Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl. Zakaz palenia mu nie przeszkadzał w najmniejszym stopniu, nie palił papierosów i nie lubił dymu, nawet doceniał to że właściciele lokalu go wprowadzili. Podszedł do baru, zamówił sobie piwo i usiadł zwracając się w stronę podwyższeń na których wywijały co gorętsze panny. Zaczął się im przyglądać, by wypatrzeć w tej zbieraninie swoją dzisiejszą “ofiarę”, powoli sącząc przy tym browarka.
W tym samym czasie w którym Ashur przyglądał się zgromadzonym, co po niektórzy wertrowali jego. W pewnym momencie znalazł się nawet ktoś dość zainteresowany aby wejść z chłopakiem w interakcje. Silne uderzenie otwartej dłoni w plecy Ashura było sposobem powitania nieznajomej.
Była to młoda dziewczyna, może nieco ponad dwadzieścia lat. Niska, niespecjalnie obdarzona rozmiarem. W zamian za to pełna entuzjazmu z żywym, tęczowym tematem w swojej aparycji.
- Yo! Nowy. - wzruszyła ramionami, niby to chwaląc się jakim to jest stałym bywalcem. - Moja ekipa się zmyła. Postaw mi browca.
-Oy! - przywitał się również chłopak - Jasne, siadaj. - powiedział klepiąc stołek obok. Dopił duszkiem swojego browara i pokazał barmanowi by ten podał mu dwa kolejne. W międzyczasie, uczulony ostatnimi wydarzeniami skupił wzrok na aurze nowej towarzyszki. Gdy dostał swoje zamówienie podał jej jedną z butelek po czym uniósł swoją.
-Zdrówko! - rzekł z uśmiechem. - Chyba że zamierzasz mi uciec, skoro dostałaś co chciałaś. - dopowiedział rozbawionym tonem, przy okazji pokazując jej język.
-Naaa, może więcej z ciebie wydoję. - uśmiechnęła się nieznajoma, siadając obok. Jej aura była...niemal całkowicie niemagiczna. Najzwyklejszy człowiek. - Ty skąd? Brytyjsko nie wyglądasz.
-Owszem brytyjski nie jestem, przyjechałem z Rzymu. - odparł - A Ty? Bo bardziej mi wyglądasz na Miami niż Londyn. - wzruszył ramionami.
-Style, baby. Teraz żaden brytyjczyk nie wygląda na brytyjczyka. To niemodne. Poza tym, cholera go wie czym jest brytyjczyk od kiedy pootwierali nam granice. Od cholery tu nietutejszych. - to powiedziawszy zaciągnęła sowity łyk piwa. -I po cholere tutaj aż z Rzymu gonisz? Chcieli z ciebie zrobić gladiatora czy jak?
-Zwyczajnie lubię UK. - odparł z uśmiechem - No i kocham podróżować. Jakoś rzadko zagrzewam gdzieś miejsca na dłużej, wolę zwiedzać świat.
-Taaa, a po sześćdziesiątce zorientujesz sie, że nie masz planu emerytalnego i gówno gdziekolwiek przepracowałeś. Powodzenia. - zaśmiała się kobieta. - Podróżowanie to z lekka przywilej.
-Jeśli dożyję sześćdziesiątki to będę się tym martwił. - odparł z krzywym uśmieszkiem - W dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo. Pewnie masz mnie za dziwaka, co? - uniósł jedną brew.
-Teraz to co najwyżej za emo. - klepnęła silnie w plecy Ashura. - Jesteś w klubie, tu nikt nie jest normalny. Inaczej wyleciałbyś przez drzwi. Nie psuj klimatu!
-Do emo to mi daleko. - parsknął - Wiesz jak to mówią, żyj szybko, umieraj młodo. Choć do umierania to mi się nie spieszy. - puścił jej oczko. - Dobra, ja się szlajam po świecie, a Ty co porabiasz w życiu? Pomijając dojenie obcych na browary, rzecz jasna. - zaśmiał się.
-Studiuje. Sztukę! - uśmiechnęła się.
-Można było się domyślić, po tak barwnej postaci. - odpowiedział z uśmiechem - Na wielu sztukach znać się można, ale prawdziwa sztuka wielu ludziom umyka. - zarzucił “złotą myślą”.
-Nah, pierdolisz. Co to ma w ogóle znaczyć? - spytała niezbyt przekonana dziewczyna. -Sztuka to zwykła nauka, wystarczy się nauczyć. Reszta to praktyka. Jak się nabazgrasz to zacznie wyglądać porządnie.
-Jest sztuka i sztuka. - pociągnął łyk piwa - No i dla każdego sztuką może być co innego. No i oczywiście nieśmiertelne stwierdzenie “to nie lada sztuka”. - zaśmiał się - Poza tym, zawsze mi powtarzano że sztuki nie można się nauczyć, tylko trzeba ją czuć. Z drugiej strony wszystkiego podobno idzie się nauczyć… Wybacz wychodzi ze mnie filozof. - speszony potarł się po potylicy.
-Są dwa rodzaje artystów: Ci co się nauczyli, więc robią sztukę, i ci co im się nic nigdy nie chciało w życiu robić, więc znaleźli sobie chujową wymówkę na profesje. Jeżeli ktoś “czuje sztukę” to ma nie równo pod sufitem. - zaprezentowała swój punkt widzenia kobieta.
-A temu to się zaprzeczyć nie da. - zachichotał Ashur - Wystarczy spojrzeć jak wielu artystów którzy ją czuli zrobiło ze swoim życiem coś głupiego, niektórzy nawet więcej niż raz. O taki Van Gogh chociażby, najpierw sobie ucho upieprzył, a jakiś czas później wpakował sobie kulkę. - zamyślił się pociągając z butelki - Ja tam się na sztuce nie znałem nigdy. A jak patrzę na kawałek białego płótna w ramie i słyszę że kosztuje pięć milionów dolarów, to utwierdzam się w przekonaniu że nadal się na niej nie znam. - parsknął.
-Oh! On sobie ucha nie uciął! - wtrąciła studentka. - W tamtym okresie Van Goh żył wspólnie z swoim najlepszym przyjacielem, planowali zrobienie tego domu sztuki gdzie wszyscy świetni artyści pracowaliby razem. Pokłócili się kiedyś o kobietę, kumpel Van Goha...y...Gauguin! Był dość ogarniętym szermierzem. Urżnął mu ucho szablą, potem się ogarnęli. Żeby Gaugin nie musiał lecieć za kraty Van Goh wziął winę na siebie. - opowiedziała dość energicznie historię. - Boom. Robił dobrą sztukę ale był normalny...jeszcze.
-O patrz, człowiek uczy się przez całe życie. Kolejny dowód na to, że ludzie którzy dają się zanadto ponieść emocjom nie powinni dostawać broni do ręki. - skomentował newsa chichocząc złośliwie - Swoją drogą, z tym radzę sobie znacznie lepiej niż ze sztuką. - napomknął, po czym zajrzał do swojego browarka i z rozczarowaniem ujrzał że flacha jest niemal pusta. - My tu gadu gadu, a w butelkach widać dno. To co, jeszcze po jednym? - zapytał swoją nową koleżankę po czym dopił swojego Grolscha.
-Pewnie! - trzasnęła na stół swoją również pustą butelką. W jej kieszeni zawibrował telefon, szybko wyjęła go aby zobaczyć wiadomość, po czym rzuciła na stół. W wiadomości do “cioci” był tekst “schowaj książki przed jezusem”. - Mogę mieć ćpunów w rodzinie. Mam nadzieję, że to nie deal-breaker. Jesteś ostatnim pajacem który stawia mi piwo, reszta sie już oduczyła.
-To nie jest deal-breaker, nie martw się. Acz nazywając mnie pajacem nie zachęcasz do stawiania kolejnych. - prztyknął ją palcem w nos i uśmiechnął się, żeby podkreślić żartobliwy ton drugiej części wypowiedzi. Dał znać barmanowi i otrzymał kolejne dwie butelki. - Przywykłem już do spotykania naprawdę dziwnych ludzi na swojej drodze, Ty wydajesz się przy nich ekstremalnie normalna. Także, be my guest. - dorzucił po raz kolejny wznosząc butelkę by mu przybiła.
-Nie mam nic przeciw! - uśmiechnęła się przyjmując ofertę.
-Uprzedzam lojalnie, wyjdziesz stąd na czterech. - uśmiechnął się złośliwie - Jeśli dasz radę o własnych siłach. No to na hejnał! - rzekł wychylając całe piwo na raz.
Widząc prędkość Ashura dziewczyna lekko sie speszyła. - Ja już byłam najebana zanim do ciebie podeszłam. Oczywiście, że mnie odpierdoli zanim stąd wyjdę. - po których słowach rzuciła się na butelkę.
-Punkt za odwagę. Acz w tym tempie padniesz zanim porządnie się wstawię. - zaśmiał się i zamówił kolejne dwa. Tym razem bynajmniej nie zamierzał się spieszyć.
-Eeeetam. Jak jestem pijana to mogę pozwać cie o gwałt bo tak. - przypomniała pokazując język. - Nie sądzę aby specjalnie coś mi groziło. No, mów do mnie dalej. Czym się właściwie zajmujesz w Londynie? Tylko zwiedzasz?
-Nie twierdzę że coś Ci grozi, pomijając kaca dnia następnego. - sam wystawił język - Zwiedzam, próbuję nawiązywać nowe znajomości i dobrze się bawić, a przynajmniej nie chodzić spać na trzeźwo, bo lata szkoda. - dorzucił wesołym tonem. Dziewczyna była już mocniej podpita, więc przyjrzał się jej aurze ponownie, chciał sprawdzić czy ta mała anomalia nie stała się bardziej widoczna. Miał podejrzenie, że dziewczyna może coś ukrywać, po alkoholu ukrycie tajemnicy bywało trudniejsze, ze względu na rozproszenie koncentracji.
Jej obraz był identyczny do tego co poprzednio. Oparła się o blat baru, aby ułatwić sobie spoglądanie na Ashura. -Kaca się przeżyje. No, to jak można zarobić tyle hajsu aby było cie stać na wycieczkę do jakiejś Brytanii w środku roku? Czy po prostu szczęśliwie urodzony? Chociaż wtedy nie byłbyś w barze.
-Szczęśliwie urodzony to chyba dobre określenie. Ale nie uważam żeby z tego powodu trzeba było zadzierać nosa. - odparł - Nieważne ile masz w portfelu, nadal jesteś człowiekiem, a po co trzymać się wśród sztywniaków? Wolę takich którzy potrafią się bawić, niezależnie od zasobów finansowych. - zakończył nieco filozoficznie.
-Whoo! Golddig! - uradowała się dziewczyna. - To stawiaj następnego...yyy...ziom.
-To teraz już ziom, a nie nowy? - zarechotał - Ah ten kapitalizm. - westchnął teatralnie.
-Jeszcze jedną kolejkę. - rzucił do barmana.
-Mówiłem że na czterech stąd wyjdziesz. - uniósł brwi.
-Eeeee tam...mam swoje triki. - zarechotała łapiąc butelkę. - Jak pomożesz mi się stąd wywlec to nawet ci pokażę.
-Chyba nie myślałaś że Cię na pastwę losu zostawię, skoro z mojej ekhm… “winy” będziesz w takim stanie? - udał oburzenie.
-Wciąż pozywam jak mnie przelecisz. - uśmiechnęła się. - Co najwyżej będę w tym stanie z twojego portfela.
-Co Ty masz z tym przeleceniem? Chyba Ci się chce, że ciągle o tym gadasz. - zaśmiał się - Tylko nie jestem w twoim typie. - wystawił język.
-Oh come on. Jesteśmy w klubie. Jedyne dwa tematy o których sie tu rozmawia to alkohol i sex. - zauważyła - Niby o czym mam żartować? Parabolach?
-Zawsze można rozmawiać o prawach fizyki, jeśli jakieś znasz. - zachichotał - Chociażby, powyżej kolana napięcie rośnie, a opór maleje. - mrugnął do niej.
-See? Teraz łapiesz. - chlustnęła z butelki. - W sumie dawaj na dwór. Musze zapalić. - zaproponowała, niemrawo podnosząc się z miejsca.
-Palenie szkodzi zdrowiu i sprawności seksualnej. - pouczył ją żartobliwie i podniósł się ze stołka. - Pomóc Ci?
-Yup, przyda sie. - kiwnęła się nieco w stronę Ashura, próbując zrobić krok w przód.
Chłopak podał jej ramię, żeby się na nim oparła.
-No to chodźmy. Tylko powoli, żebyś mi się nie rozchwiała zanadto.
Dwójka udała się na górę, do parkingów. Dziewczyna była dość cicho, zmęczenie i upojenie musiało się dawać jej we znaki.
Z odrobiną zamulenia wyjęła z kieszeni papieros i wsadziła go do ust. Oparła się o ścianę z nietypowym grafiti i powoli zapaliła peta zaciągając się nim.
-To moje bazgroły. - pochwaliła się z pierwszym wydechem.
-Nie będę udawał, że wiem o co w nich chodzi. Aczkolwiek kolorystyka niezła, tylko jak pijany spojrzy, może ubarwić podłogę parkingu. - zażartował. Abstrakcja połączona z zawirowaniami w głowie raczej nie mogła się dobrze skończyć.
-To mapa. - uśmiechnęła się dziewczyna, po chwili gmerania wyciągnęła spod bluzy puszkę farby w sprayu i rzuciła ją Ashurowi. Przedmiot, a przynajmniej jego zawartość zdecydowanie była magiczna. -Rozkmiń o co chodzi. Będziesz miał faze.
-Mapa? Ale czego? - zainteresował się - I po co dajesz mi farbę w sprayu? - udawał że nie wie o magii przedmiotu, ale nie wiedział czy dziewczyna była jej świadoma.
-Drogi. Między moim domem, a tą knajpą.- zaśmiała się. -I paroma innymi miejscami. - wyrzuciła odrobinę niedopalonego papierosa na podłogę, po czym oparła się o grafiti czołem. - To tego, no, nara. - po tych słowach wpadła do środka ściany.
-What the fuck?! - wyrwało się Ashurowi. Dziewczyna zapewniła mu właśnie rozkminę na resztę nocy. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek trafił na taki artefakt, acz jego działanie przypominało mu zaklęcie z jego własnego repertuaru. Ciekaw był, jak bardzo trzeba było być nawalonym, by po namalowaniu grafitti spróbować przez nie przejść. Skupił wzrok na malowidle, chcąc je przeanalizować. Może dzięki temu zdoła ją złapać.
Patrząc na obraz przez magię, Ashur migiem spostrzegł czym jest kreacja. Był to faktycznie labirynt cieni, tylko nieco mniej stabilny. Po pierwsze, na obrazach nie było żadnych zabezpieczeń. Wiedząc czym jest grafiti, można przez nie przejść bez pytania. Po drugie, był tu silny przepływ magiczny. Dziewczyna musiała przez to przelatywać jak przez dziurę w podłodze.
Prawdziwa psychodela. W sumie to tłumaczyło ludzi, którzy po pijaku wychodzili z knajp i budzili się w całkowicie innym miejscu, nie wiedząc jak tam dotarli.
-No dobra, przyjrzyjmy się bliżej i spróbujmy złapać tę małą złośnicę. - spróbował wzrokiem wyłapać przepływ, który uaktywnił się gdy dziewczyna wskoczyła do labiryntu, zamierzał go potem użyć. Gdy namierzył właściwy strumień, zrobił krok do przodu i wszedł do labiryntu, podążając za swoją nową znajomą.
Bo zbliżeniu się do drugiego otworu, Ashur dojżał, że za bramą znajduje się dość mały, kwadratowy pokój z jakimś jednym biurkiem, krzesłem, pomazanymi w grafiti ścianami, oraz półnagą pijaną dziewczyną leżącą ryjem na jakimś brudnym, lekko podrzyganym materacu.
Zbliżając się do wyjścia, Ashur odczuł również coś jeszcze. Narastającą obawę.
Coś najwidoczniej czaiło się wokół, jednakże chłopak niezrażony parł do przodu. Gdy wynurzał się po drugiej stronie zatoczył się by wyjść na zagubionego.
-Ło matko, ale faza! - rzucił głosem specjalnie ubarwionym na lekko niepewny ton.
Od dziewczyny wydał się jakiś pomruk. Nie podniosła się jednak z “łóżka”. Chyba zdążyła już zasnąć.
~Rany, tej to w życiu musi być ciężko… - pomyślał ze współczuciem rozglądając się po pokoju. Wyciągnął z kieszeni parę grubszych banknotów i zawinął w kartkę, na której zostawił podpis “Dzięki za wieczór i “przejażdżkę”, that was pretty weird. PS nie przeleciałem Cię, nie martw się.” i zostawił ją na biurku. Po czym przeszedł przez grafitti by wrócić tam skąd przyszedł. Odnotował w pamięci, że aura unormowała się w miarę jak oddalał się od pomieszczenia. Tu widocznie działo się coś więcej, ale nie była to dobra pora na sprawdzanie takich zjawisk.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 22-11-2015 o 14:38.
Eleishar jest offline  
Stary 22-11-2015, 14:54   #17
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Nie taki anioł miły jak go malują...


Ten wieczór zdecydowanie zaliczał się do pokręconych. Po opuszczeniu labiryntu Ashur wysłał puszkę przez Cień do swojego pokoju, z zamiarem przeanalizowania jej później. Pomyślał przez chwilę i ruszył gdzie go nogi poniosą, nie mając ochoty jeszcze udawać się na spoczynek. Przespacerował tak spory kawałek, nie znalazłszy jednak nic wartego szczególnej uwagi uznał, że dość dziś wrażeń jak na jeden dzień. Zawinął się wokół własnej osi, przeskakując do swojego pokoju i przebrawszy się, pacnął na łóżko by zasnąć. Obudził się skoro świt, nie chcąc marnować dnia i sięgnął po otrzymaną wczoraj puszkę, by przeanalizować jej magię. Nie był to zbyt skomplikowany artefakt, właściwie magiczna była farba, nie sama puszka. Działanie zaś okazało się proste, wyrysowując drogę łączyło się dwa punkty jak za pomocą zaklęcia Labiryntu Cieni.
-Poręczne. I niezaprzeczalnie użyteczne, jeśli jesteś zwykłym człowiekiem. - mruknął do siebie, kończąc badanie. Rozprostował się porządnie i poszedł znaleźć łazienkę, by odświeżyć się po nocy. Po wzięciu kąpieli skierował się na parter, gdzie jak wiedział znajdował się hall. Zgarnął po drodze przypadkową książkę i rozsiadł się z lekturą, czekając aż podadzą śniadanie.
Po pewnym czasie An zaczął schodzić do holu w towarzystwie mniej lub bardziej żywej pani lokaj. Był niewiarygodnie zaspany i zobojętniały. - Cześć. Co jemy? - spytał, nie mając pomysłów.
-Mam ochotę na tatara, jadłeś kiedyś? - odparł młodzikowi.
-Surowe mięso? Nigdy. Przecież to niezdrowe. - zauważył, zasiadając przy stole. - Zróbcie mi jakiejś zupy mlecznej albo twarogu. Chcę zjeść lekko, dopiero wstałem. - zakomunikował swoim służącym.
-Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, powinno być pożywne. - rzekł mu Ashur - Skoro tatara nie uświadczę, to poproszę jakąś sałatkę i porządny omlet. No i kawę rzecz jasna. - dorzucił swoje “zamówienie”.
-Coś Ty robił całą noc, bo patrząc na Ciebie wątpię żebyś spał? - zwrócił się do Ana, gdy czekali na śniadanie.
-Nie dużo. A może za dużo? Z ekscytacji nie mogłem spać, to przeskanowałem aurę miasta. Coś się tu zalęgło. - Z wiedzy Ashura, An najprawdopodobniej wyczuł obecność aniołów, jednak nie był w stanie ich rozpoznać.
-Kilka ptaszków sfrunęło z chmurek, jeśli wiesz co mam na myśli. - zażartował sobie Hindus.
-Niezbyt. - wzruszył ramionami. - A ty? Więcej cie u nas nie ma jak jesteś.
-Trójka aniołów panoszy się po Londynie w związku z tymi nekromanckimi indycentami. - wyjaśnił - Wybyłem na piwko. Całkiem udany wieczór, choć bez fajerwerków. - odpowiedział na pytanie.
Jak gdyby na złość, aura niepokoju podobna do wczorajszej pojawiła się w okolicy. Tym razem nieco bardziej znajoma. Ktoś nadchodził, był jeszcze przynajmniej dziesięć minut drogi od nich i na pewno miał w składzie wczoraj poznanego młodzieńca.
-Bar? Chyba najgorszy rodzaj alibi jaki możesz wymyślić, zaraz obok całkowitego braku. - zaśmiał się An.
-Byłem incognito. Nie tylko na nekromancji się znam. - odparł puszczając mu oko - Swoją drogą, za parę minut będziemy mieli gości. Chyba że tylko idą tą drogą, a nie dokładnie tu się kierują. - wzruszył ramionami
-Hm? Iruta? Czy Vigilantii? - zgadywał An. - Nie za wiele osób wie jak tu wejść.
-Cholera wie kto dokładnie, ale na pewno co najmniej jeden anioł. - mruknął Ashur.
An nie wyglądał na w najmniejszym stopniu zachwyconego tą wiadomością. Gdy na stole pojawiło się zamówione wcześniej jedzenie pogapił się na nie dłuższą chwilę. - Mam dziwną ochotę na dzień wolnego. Takie głupie przeczucie, że zaraz będzie za dużo roboty.
-Za jakieś dziewięć minut się przekonamy. - odparł Hindus - Może będą nam chcieli zadać po prostu kilka pytań. Wiesz, jak to w trakcie śledztwa.
-Oby.
Po dłuższej chwili oczekiwania, spełnionej na jedzeniu w spokoju, Ashur poczuł nagły skok magii w otoczeniu. Tuż pod samymi drzwiami do posiadłości Archanioł zdjął swoje zaklęcia maskujące uwalniając niesłychanie potężną aurę. Mógł wyczuć jego pozycję bardzo dokładnie, i w drugą stronę. Zarazem coś wewnątrz namawiało go, aby szykował się do walki.
Drzwi zostały nie tyle otwarte, co wyważone kopnięciem. Archanioł wszedł sam pozostawiając swoich uczniów na dworzu.
Była to kobieta, która jak można się domyślić ociekała perfekcją. Od idealnej figury i szczodrych wymiarów po perfekcyjną cerę i grację ruchu. Jej włosy były złote a skóra nienaturalnie biała. Nad głową światło rzucała aureola. Archanielica ubrana była w dość luźny, sportowy kostium. Do jednego z jej nadgarstków doczepiona była kula więzienna wyglądająca na zdobioną halloweenową dynię, w której coś się poruszało. Ashur miał dziwne wrażenie, że mogą to być dusze.
Nieznajoma czerwonymi oczyma zbadała otoczenie, uśmiechnęła się lekko.
-Wszyscy zbiórka. Zbieramy podejrzanych i bezbożnych. Żadnych sprzeciwów to szybciej skończymy.
-Zaraz zaraz, co to w ogóle za zwyczaje? - mruknął Ashur znad swojej kawy - Nie żebym był tu gospodarzem, ale wypadałoby chyba zapukać, zamiast otwierać drzwi kopniakiem, szanowna pani. - spojrzał na anielicę, cóż młody seraf na pewno nie przesadził mówiąc o jej odejmowaniu sobie lat. Mogłaby bez problemu uchodzić za nastolatkę, gdyby nie nieludzka część jej atrybutów.
-Oy, trochę długo ci zajmuje upadanie na kolana, pomiocie. - skrzywiła się patrząc na Ashura. - Wylegitymuj się. I skąd masz skazę w cieniu? - spytała.
Twarz Ana zaczynała formować w pewien sposób impresjonistyczny obraz zmęczenia, niechęci oraz treści zdania “a nie mówiłem”. Co rusz spoglądał za siebie, wyczekując nadejścia ojca.
-Ashur Sabah, pozycja piętnasta na Liście Zaufanych Watykanu, jeśli sprawdzisz alfabetycznie. - odpowiedział, ignorując totalnie kwestię “padania na kolana”. Anielica widocznie była w gorącej wodzie kąpana. - A co do skazy, powiedzmy że przeszedłem nie tym zaułkiem i zażądano ode mnie haraczu, a ja nie chciałem zapłacić. - wzruszył ramionami.
-Czyli zadawałeś się z pomiotami piekielnymi bezpośrednio. Zaraz cie na tej liście nie będzie. Zdejmij wszystko co ma kieszenie i połóż się na ziemi, zgarnę cię jak tu skończę. - rozkazała podchodząc do Ana. - Pan domu?
-Mój ojciec, pewnie zaraz przyjdzie.
-Nie zadawałem się, same zawracały mi głowę. Serio myślisz że chce mi się chodzić z tym kutasiarzem przyklejonym do mojego cienia? I to jeszcze za nic? - burknął - A tak swoją drogą, gdzie twój młody podopieczny? Mógłby Ci dać kilka lekcji kultury osobistej. - rzucił kąśliwym tonem. Stosować się do żądań nieznajomej póki co nie planował.
Nie minął moment nim ogromna kula ruszyła w stronę Ashura. Mężczyzna się tego spodziewał, wiedział co robi stawiając się pani archanioł na służbie. Zdążył lekko przysłonić się rękoma, choć jego garda nie była idealna. Możliwe, że był od przeciwnika nieco wolniejszy. Uderzenie było potężne. Ashur poleciał trochę w tył i mocno pieprznął w ziemię. Podłoga popękała w chaotycznych wzorkach, a stół przy którym jedli śniadanie przewrócił się tracąc jedną nogę.
-Auć… - jęknął przesadnie. - Nie prowokuj mnie, nie jestem w nastroju. - warknął otaczając się magią. Wokół jego ciała pojawiły się wyładowania elektryczne, a stłuczenia nabite przez kulę szybko zaczęły znikać. Nie zamierzał jednak atakować, czekał.
-Za kogo ty się uważasz?! - wrzasnęła kobieta, uwalniając przy tym spore wyładowanie magiczne. An powoli cofał się po schodach na półpiętro. Nie miał zamiaru przypadkiem oberwać. - Odpokutujesz za tą pychę. - obiecał archanioł. Podniósł lekko nogę. Wykonał krok….i znikł.
-Nie ukryjesz się tak łatwo. - mruknął uaktywniając swój szósty zmysł.
Ashur momentalnie zaczął wyczuwać obecność w okolicy. Duże jej ilości. Dziesiątki sług przy wejściach do holu, wiele w świecie cieni, dwójka aniołów przy wejściu do lokalu, An śmierdział, olbrzymia nieumarła aura jego ojca powoli podążała w ich stronę. Na dobrą sprawę nie było to dużo bardziej pomocne od zwykłego patrzenia. W ostatnim momencie Ashur zorientował się o co chodzi. Archanioł nie ukrył się, tylko skoczył.
Hindus zdołał odruchowo skoczyć w tył. Naładowana magicznie kula trzasnęła o ziemię wraz z lądującą nieznajomą. Magiczna eksplozja prze-aranżowała obecność wszelkich mebili i obrazów w holu, uszkodziła schody i zostawiła ogrmną dziurę w ziemi, przy okazji miotając na odległość Ashura który nieco pokoziołkował. Na szczęście trafiła go tylko fala uderzeniowa.
-Jasny gwint, naprawdę nie da się tego załatwić inaczej? - zawołał błyskawicznie zrywając się do pionu - Ja się naprawdę nie powinienem denerwować. Eh... - westchnął i zebrał kolejną porcję magii, przygotował zaklęcie na moment gdy anielica znów się zbliży. Nie chciał z nią walczyć, więc postanowił ją unieruchomić.
-Oh? Jakoś nie widzę abyś wyrażał chęci na inne rozwiązania. Gdzie pokora? Widzę tylko pewność siebie, demonie. - zauważyła kobieta, bardzo miarowym krokiem zbliżając się do Ashura z dumną postawą. Delikatnymi ruchami nadgarstka kręciła kulą w kółko. Dała się złapać w zaklęcie, z tego czy innego powodu zdążyła tylko spojrzeć na cieniste macki, gdy te owinęły ją dość szczelnie, blokując ruch.
-Gdybyś zaczęła bardziej kulturalnie, to porozmawialibyśmy na spokojnie. - odparł - Ale przywitanie się kopniakiem w drzwi nie nastawia mnie zbytnio na uprzejme konwersacje. Teraz zdejmę więzy i pogadamy sobie na spokojnie, bez rozkazów i grożenia, dobrze? Grzecznie proszę. - mówił tonem w miarę spokojnym i uprzejmym, choć dało się jeszcze wyczuć niezadowolenie z takiego obrotu spraw.
-Nie jestem tutaj po to, aby męczyć się z płotką. Poddaj się jasności boskiej i przestań stawiać opór. Będziesz dyskutować z inkwizycją i egzorcystami. Cokolwiek im powiesz, może zostać użyte przeciw tobie. - wyjaśniła Ashurowi swoją, czy może raczej jego pozycję w jej oczach.
-Rany, gorzej niż w średniowieczu… - westchnął - Myślisz że ktoś taki jak ja, trafia na listę watykańską z byle powodu? Stara się człowiek, bo za człowieka się uważam, żyć spokojnie w społeczeństwie, ale zawsze jak wydarzy się coś nieprzyjemnego w okolicy, to trafiam pierwszy na listę podejrzanych jeśli ktoś zna moje pochodzenie. - westchnął ponownie. - Mamy dwudziesty pierwszy wiek, rasizm powinien zejść na nieco dalszy plan. Poddawać się nie zamierzam, ani tym bardziej padać na kolana. Mogę jednak podjąć współpracę. Twój podpieczny z yoyem dostał już ode mnie pewną wskazówkę w geście dobrej woli.
W trakcie wypowiedzi Ashura twarz archaioła zmieniała się w różne oblicza ignorancji, znudzenia czy wreszcie irytacji. Ni stąd ni zowąd, aureola kobiety wybuchła niesłychanie jasnym światłem które parzyło półdemona jakim był hindus. Oślepiony i zaskoczony, otrzymał on solidne uderzenie otwartej dłoni, które tym razem wyrzuciło go przez ścianę budynku na zewnątrz. Archanioł jednak nie gonił. Po jakiś dziesięciu sekundach dochodzenia do siebie, Ashur miał przed sobą wcześniej napomnianego młodzika z jojem, który wyglądał na równie skonfundowanego co czarownik.
-Twoja pani jest strasznie narwana. - powiedział krzywiąc się, teraz to już bolało. W głowie jeszcze mu dzwoniło po tym plaskaczu, nie dostał takiego dosłownie od wieków. Puknął się palcem wskazującym kilka razy w skronie by wyeliminować ból głowy. - Czy ja naprawdę robię aż takie złe pierwsze wrażenie? - zapytał serafa pozbywszy się uporczywego uczucia.
-Przecież jesteś po części demonem, za co mają cie ludzie szanować? - zapytał zdziwiony Anioł. - Swoją drogą, o co poszło? Bo nie wiem co mam teraz robić.
-Nie przeszkadzało Ci to, gdy rozmawialiśmy wtedy w uliczce. Mam wrażenie że twoja mentorka nie uwierzyła w to, że mieliśmy okazję zamienić kilka słów i strzeliła mi płaskiego za kłamstwo. - westchnął po raz kolejny - Gdybyś raczył jej powiedzieć, że to prawda, byłbym wdzięczny.
-Aaah. Ona tak średnio lubi rozmawiać z nieznajomymi, a kazali jej tu przyjść do nekromantów, nie do ciebie. Pewnie nie chce się spóźnić na seriale. - przedstawił swój punkt widzenia anioł. - Jak sobie pójdziesz to powiem, że odleciałeś za daleko i nie dałem rady cie aresztować. - zasugerował.
-I tak będzie mnie szukać. Wiesz, ja też jestem nekromantą, więc tak czy siak czeka mnie ponowna konfrontacja z nią. - odparł - Poza tym, miałbyś przez takie rozwiązanie kłopoty. Może po prostu wejdźmy z powrotem i zweryfikujmy co powiedziałem. Swoja drogą, przekazałeś jej wskazówkę, którą ode mnie dostałeś? - zapytał
-Ja tam nie wracam. Twój lot wyglądał boleśnie. Teoretycznie będę miał kłopoty przez wszystko co nie kończy się tobą w łańcuchach, w praktyce jak znikniesz to po prostu każe mi cie szukać. - wzruszył ramionami.
-Jak na moje, to miałbyś wszelkie prawo odmówić. I tak byś mnie nie znalazł, to po pierwsze, po drugie, nawet jeśli byś znalazł, to nie zdołałbyś mnie złapać. No i po trzecie, nie chciałbym zrobić Ci krzywdy, jesteś jeszcze młody i masz całe życie przed sobą. - zafundował mu krótki wywód Ashur.
-Dlatego ci mówię żebyś uciekł. Jak nie chcesz dać się złapać to na nic lepszego nie mogę liczyć. - wystawił język. - To jak?
-Zróbmy to po mojemu. Zwiać w razie potrzeby mogę w każdym momencie. - odparł Hindus - Wchodzimy, czy musisz się psychicznie przygotować?
-Czego ty nie rozumiesz w “ja tam nie wchodzę”? - spytał podirytowany już anioł. - Kazała nam pilnować, aby nikt jej nie przeszkadzał. Wyrzuciła cie celowo, mogła tobą pieprznąć o podłogę. Na pewno nie powinienem cię tam wpuszczać. - ton głosu wydawał nieco bardziej zmęczone brzmienia.
-I weź tu próbuj załatwić sprawę polubownie. Tak to pewnie jeszcze przez parę tygodni będzie za mną latała… No nic, jak nie możesz, to trudno. - odpowiedział zrezygnowany - Cóż, pozostaje życzyć powodzenia z szukaniem prawdziwego sprawcy. A mnie już tu nie ma. - zwrócił się w stronę miasta - A jeśli twoja pani tak bardzo lubi seriale, to niech sobie obejrzy Grey’s Anatomy. Seria ma jedenaście sezonów więc jest w co się wciągać. - rzucił na odchodnym i teleportował się do hotelu po swoje rzeczy.
Szybko się spakował i ponownie posłał swoje rzeczy w Cień. Następnie obszedł pokój kilka razy, zastanawiając się, dokąd powinien się udać. Potrzebował nowej mety, bo w Londynie w kółko będzie miał na ogonie tę gorejącą świętym gniewem anielicę. Najlepszym wyjściem wydawał mu się kraj, z którego oficjalnie tu przybył.
-No, to kierunek Italia. - mruknął do siebie. Wykonał z telefonu szybki przelew za pobyt i wymeldował się, po czym. Postawił krok, by znaleźć się w ojczyźnie mozarelli.

-Tak po prostu zostawiasz ten sztylet? Bardzo go chciałem. - głos Mefistofelesa zabrzmiał w głowie Ashura, gdy ten podjął się spokojnych kroków bo bruku w jakimś pustym zaułku. - Wiesz, bal już za dwa dni, a Asmodeusz dalej ma większe muzeum niż ja. I co ja mam zrobić? Unikać go przez całą imprezę? Mogłeś chociaż dać mi duszę kogoś z Watykańczyków w ofierze. Ten Archanioł był kiedyś dość blisko upadku, chętnie bym go skorumpował. - marudził w jego głowie gdy Ashura witały przyjemne zapachy świeżego powietrza na placu w Veronie. Jakiś mężczyzna pogrywał spokojnie na gitarze, jacyś palący cygara panowie w sklepie z jubilerią pakowali pieniądze do walizki, gdy sprzedawca płakał, jacyś kochankowie wesoło spacerowali od knajpy do parku. Miasto miało jakiś tam swój urok.
Jakiś blady mężczyzna w kapeluszu zaczął machać w stronę Ashura gdy tylko go zobaczył.
Ashur znał wiele, wiele osób tylko i wyłącznie dzięki temu, że żył od przesadnie długiego okresu i to pewnie nawet nie połowy tego co na niego czeka, przyjmując, że przestanie się kłócić z aniołami.
Nie był on jednak w stanie rozpoznać nieznajomego. Może o kimś zapomniał, miał prawo, a może po prostu ktoś obcy próbuje zwrócić na moment jego uwagę.
Mimo wszystko, był to prosty osobnik. O średnim wzroście, czerownych, pewnie farbowanych włosach i lekko stukniętym spojrzeniu. Nosił na sobie garnitur, nieco przestarzały krój, ale zachowany w bardzo wyrafinowanym stanie.
-Sam powinienem zażądać od ciebie zapłaty, za to że wpędzasz mnie w kłopoty swoją obecnością w moim cieniu. A przynajmniej powinno to wyrównać dług, który mi narzuciłeś wbrew jakiejkolwiek przyzwoitości. - odburknął demonowi telepatycznie. Gdy zobaczył scenę w sklepie skręcił lekko w tamtą stronę, by upewnić się co do swoich podejrzeń. Potwierdziwszy je zgiął palce w pozornie nieznaczącym geście, a gangsterzy legli jak dłudzy na podłodze sklepu. Zadowolony ze spełnienia dobrego uczynku Ashur kontynuował swój spacer, aż zauważył że jakiś dziwny osobnik do niego macha. Nie kojarzył tego człowieka, a naprawdę poznał już wielu dziwaków w swym demonicznym żywocie. Zaciekawiony podszedł do niego.
-Buongiorno messere. - przywitał się po włosku - Czy mogę w czymś pomóc?
-Tak! - uśmiechnął się nieznajomy. - Widzisz nie mogłem ostatnio znaleźć pracy, więc postanowiłem otworzyć mafię. Szukam ludzi co silnie wyglądają. - wyjaśnił z tonem głosu nie odbiegającym od normalności. - Potrzebuje też terenu. Widziałem jak ci od Mussoliniego włażą do jubilera. Jakbyśmy ich wypędzili to będzie nasz jubiler, nie? - uśmiechnął się. - Wchodzisz w to?
-Mafię? Mówi pan poważnie? - ton Ashura był mocno zdziwiony, choć chłopak starał się nie podnosić głosu - Przecież to przede wszystkim nielegalne i nieetyczne, a poza tym jeszcze niebezpieczne. Rozumiem, że w dobie kryzysu ludzie chwytają się różnych desperackich metod na zdobycie pieniędzy, ale czy to nie jest aby lekka przesada? - mówił uprzejmym tonem, starając się nie urazić swojego rozmówcy, zwłaszcza że ten sprawiał wrażenie totalnego pomyleńca, proponując taki układ obcemu facetowi w biały dzień.
-Ale co w tym złego? Od strony osobistej, nie patrz na innych, to twoje życie w końcu i tak się skończy. Zrobi się mafie, ludzie będą na dobrą sprawę pracować za nas a pieniądz się znajdzie. Żadne mi to tam nieetyczne jak cała włoska gospodarka sie na tym opiera. - odmachnął ręką zarzut.
-No nie da się zaprzeczyć, że jest w tym całkiem sporo prawdy. Nielegalne źródła dochodu stały się tak powszechne, że często napędzają gospodarkę. - Hindus wzruszył ramionami - Jednakże, czy ja wyglądam na gangstera? Czemu akurat do mnie się pan z tym zwrócił?
-Bo wyglądasz jakbyś był magiem od ośmiu stuleci. - odparł nieznajomy. - I nie wyglądasz na zajętego.
OK, tak odpowiedź co najmniej zbiła pół-demona z tropu. Ten szaleniec najwidoczniej wiedział więcej niż mówił i na pewno niejedno ukrywał. Zganiwszy się w myślach za własną głupotę Ashur przyjrzał się aurze obcego, myśląc nad tym, co powinien odpowiedzieć.
-Bycie zajętym, to akurat kwestia względna, w tej konkretnej chwili owszem nie mam nic na głowie, co będzie za kilka godzin czy dni to co innego, nigdy nie wiadomo. Ale nie przypominam sobie, bym przechodził z panem na “Ty”. - odpowiedział, póki co pomijając kwestię swojego wieku, czy doświadczenia.
-No za kilka godzin to już będziesz twarzą rodziny mafijnej. - uśmiechnął się obcy, klepiąc Ashura po ramieniu. Jego aura była zwykła i niemagiczna, za to magią emanowały jego kieszenie i sama skóra. Magiczne przedmioty, zwoje i najpewniej tatuaże. Podobnie jak staruszek od vigilantii, ten mężczyzna kupował swój magiczny talent. - Zresztą, popatrz. - wskazał palcem na okna sklepu jubilerskiego, którego właściciel płakał oparty o blat. - Jubiler sam zatłukł tamtych gangsterów. Zaraz cała rodzina się zleci wysadzić mu sklep. Na pewno nas przyjmie na nowych donów!
-Na pewno przyda mu się pomoc, nie da się zaprzeczyć. - odparł spokojnie Ashur - I może na tym póki co wypadałoby się skupić, a dalsze działania podjąć zależnie od reakcji ekhm… “klienta”. - zaproponował. Nie miał pojęcia jak to się potoczy, ale niespecjalnie widział się w rodzinie mafijnej, to był dość krwawy “sport”, a dopóki nie odzyska panowania nad swoim życiem, chyba nie byłoby zbyt mądrze się w to pakować.
-No! To jakiś pierwszy krok! - uśmiechnął się. - Zrobimy tak...Wejdziemy tam na szybko i złapiemy zwłoki. - rozejrzał się aż zobaczył zaułek z którego wyszedł Ashur. - Schowamy się tam i zabierzemy ubrania, zrobimy polimorfię w ich ryje i pójdziemy do ich dona z pieniędzmi….a potem przy pierwszej okazji go asasynujemy i przejmujemy całą posesje rodziny mafijnej. - zaplanował. - Dobre, nie?
-A skąd pewność, że znam się na magii? - zapytał - A może pan się zna? Założenie jest całkiem proste i nie wydaje się niemożliwe, o ile któryś z nas potrafi rozwiązać problem ze zmianą wyglądu.
-Od kiedy cie zobaczyłem szczypie mnie tatuaż na dupie, więc jak nie znasz się na magii to mnie chińczyk w konia zrobił. - wzruszył ramionami wyjmując z kieszeni dwie fiolki. - Tym można polimorfię robić.
Hindus mało się nie roześmiał, magiczny tatuaż na tyłku, serio? Ten człowiek naprawdę był szalony.
-Idźmy się zatem rozeznać w sytuacji. Bo jakoś wątpię, żeby jeden przerażony jubiler zabił kilku uzbrojonych gangsterów. - odparł nieco niepewnym tonem. Wiedział czemu gangsterzy padli, ale nie zamierzał się z tym zdradzać.
Nieznajomy przytaknął i ruszył wojskowym, żołnierskim i komicznym krokiem w stronę sklepu. Wpadając do środka rzucił natychmiast pytanie - Oni żywi?! - na co jubiler zareagował nowym szokiem, niepewnym kręceniem głową i czymś w rodzaju próby mówienia porównywalnej do pisków lemura. Nieznajomy niepewny spojrzał na Ashura po komentarz.
-Zaraz sprawdzimy. - odparł swojemu “wspólnikowi”.
Chłopak spojrzał po leżących ciałach by ocenić czy mają zewnętrzne obrażenia i przykucnął by sprawdzić im puls, po prawdzie mógłby usłyszeć go bez problemu w takiej pozycji, ale to byłoby podejrzane.
-No i? - spytał.
-Tętno jest, czyli żyją. Są tylko nieprzytomni, czyli najpewniej zemdleli. - odpowiedział wstając.
-Oh. - płynnym ruchem kapelusznik wyjął pistolet typu p250 z kieszeni płaszcza. Widząc to jubiler zszedł na zawał.
-Ej ej ej! - zawołał Hindus - Co to ma być?!
-No co? - uniósł brew. - To mafiozi. Nie celuję w księdza.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie lubię zabijania. Skoro masz takie ciekawe zabawki pochowane po kieszeniach, to na pewno da się to załatwić bez trupów. - odparł spokojnie Ashur - Tudzież, jeśli twoje swędzenie się nie myli.
-To zakład? - uśmiechnął się. - Oszczędzę ich dzisiaj, ale jeżeli zabiją jedną niewinną osobę, zabijasz ich obu a potem siebie. - zaproponował. - W karze za to, że ktoś niewinny ostatecznie umarł przez ciebie. - w oczach kapelusznika było coś sugerującego, że może on być lekko rąbnięty. - W zamian za to, dopóki ktoś z nich nie zabije osoby niewinnej, ja nie zabiję nikogo. Nawet, jeżeli nie będę mógł zabijać do własnej śmierci.
-Nie zwykłem zakładać się o swoje życie i nie zamierzam zmienić tego nawyku dla osoby, którą dopiero poznałem. - odparł obojętnie na propozycję szaleńca. Był już pewien, że ten gość jest całkowicie szalony i zastanawiał się, dokąd go ta znajomość zaprowadzi. Byleby nie stanęła mu na przeszkodzie w realizacji grafiku, na piętnastą czasu londyńskiego miał przecież umówione spotkanie w muzeum. Artefakt wciąż był mu potrzebny, jakby nie patrzeć.
Pistolet wystrzelił, mężczyzna natychmiast wycelował w drugie nieprzytomne ciało.
-Przegiąłeś… - wycedził Ashur, sięgając w stronę nieznajomego by wytrącić mu pistolet.
Ashur zdołał doskoczyć do swojego nowego kolegi i bez problemu wykręcić mu rękę, z której wypadł pistolet, gdy sama ofiara zaczęła jęczeć. - Ooooj, to boli jak jasna cholera. Toć dałem ci opcje! - kłócił się. - Dość silne ideały aby kogoś napaść, ale za słabe aby za nimi stanąć?! - atakował.
-Nikogo nie napadliśmy, przyszliśmy się rozeznać w sytuacji. - odparował, cały czas trzymając wariata za nadgarstek - Nie popieram zabijania, a wdawanie się w z góry przegrany zakład byłoby czystą głupotą. To gangsterzy, na pewno by kogoś jeszcze w swoim życiu zabili. - zaatakował sam - Z kim Ty się normalnie zakładasz, że myślisz że nikt nie zauważy takiego prostego zagrania? Z dziećmi?
-Ale teraz przyznajesz mi racje. Jeżeli ich nie zabijasz, to mordujesz najprawdopodobniej niewinnych. - odparł. - I mnie napadasz, właśnie teraz. - splunął na podłogę.
-Gdyby każdy człowiek był winny śmierci niewinnych gdy nie zabija seryjnego mordercy, to nad każdym człowiekiem ciążyłyby tysiące ofiar.
-Gówno prawda, nie każdy człowiek ma przed sobą dwóch nieprzytomnych mafiozów którzy właśnie ściągali od kogoś haracz. - zauważył.
-Ta, a Ty niby miałeś inny zamiar? - zakpił Ashur
-Ja lubię zabijanie. Tylko ty jesteś problemem. - zaśmiał się.
-To zostań płatnym mordercą. - zaśmiał się bez krzty wesołości Hindus - Albo od razu zgłoś się do wariatkowa, będziesz miał wikt i opierunek na resztę życia. Skoro martwisz się swoim bytowaniem to Ci powinno odpowiadać.
-A może i tak zrobię, pójdę i zacznę zabijać za pieniądze. Specjalnie po to, abyś czuł się winny. - obiecał wolną ręką wyjmując z kieszeni monetę, łapiąc ją w zęby i łamiąc na pół. - O, stawiam za kapitał swoją duszę. Pieniądze tylko z zabijania. - gdy to zrobił, przez moment Ashur widział w pieniądzu magię, choć moneta była zwyczajna.
-Jesteś najzwyczajniej w świecie szalony… - Ashur wzruszył niezajętym ramieniem. Facet w ogóle nie brał pod uwagę konsekwencji swoich deklaracji czy planów. - Może powinienem na zaś złamać Ci tę rękę, żebyś nikogo nią nie zabił? To by się niczym nie różniło od neutralizacji tych mafiozów, czyż nie? - zapytał przekręcając nadgarstek obcego coraz mocniej.
Mężczyzna syczał z bólu i wykazywał małą na niego odporność, był jednak w stanie dalej mówić. - Różniłoby...się. Nieefektywnością. Obie powinieneś złamać. Razem z nogami. A tak w ogóle to zabić. - trzymał się swoich poglądów.
-Ciekawe spojrzenie na sprawę. - zadrwił młody pół-demon - Zapiszę to sobie w notesie złotych myśli. “Chcesz się upewnić, że ktoś nikomu krzywdy nie wyrządzi? Zabij go.” autorstwa anonimowego zabójcy. W sumie nawet nie wiem jak masz na imię. - zamyślił się chwilę i przestał przekręcać, acz nie popuścił chwytu. Znał kilkadziesiąt sposobów by pozbawić człowieka możliwości używania rąk i żaden z nich nie wymagał zabijania. Aczkolwiek liczył że gdzieś w tych odmętach obłędu jego przyszły-niedoszły-były wspólnik skrywa jeszcze choć trochę rozsądku i zastosowanie któregokolwiek z nich nie będzie potrzebne.
-Puść mnie wolno to ci powiem. - zaproponował.
Kontem oka Ashur dostrzegł za oknem policjantów. Parę, która powolnym krokiem zmierzała w kierunku sklepu jubilera.
-Niech będzie. - powiedział puszczając - Schowaj gnata, policja tu idzie.
Nieznajomy rzucił się na ziemię, znalazł swój pistolet i schował go do płaszcza, po czym podniósł się i wyprostował. - Nazywam się Fellini. Fedrico Fellini. - oznajmił, gdy drzwi otworzyły się i para policjantów spokojnie weszła do środka.
-No, a ten kto go zabił to jak się nazywa? - zapytał jeden z policjantów rozglądając się po pomieszczeniu.
-Już powiedziałem. - powtórzył Fedrico, wiedząc, że Ashur przecież i tak za niego nie pokryje.
-No, zgłoś się pan potem do mnie po pieniądze za list gończy. Ten drugi żyje? Pan pomógł? - dopytał klękając na drugim z zbiór i spoglądając na Ashura.
-Zatrzymałem zabicie drugiego. Myślę że żywi są więcej warci. - zablefował Hindus - Niestety mojego znajomego za bardzo świerzbią palce.
Policjant wzruszył. - Za tego w sumie nic nie ma, ale i tak pójdzie siedzieć za współudział. - stwierdził.
Drugi z policjantów badał dość spokojnie pomieszczenie, znalazł martwego jubilera ale nie skomentował niczego. Policjanci popatrzyli moment na siebie. - Łowca głów zostaje, zda raport. Pan może iść, chyba, że chce się panu czekać. - wzruszył ramionami, skuwając nieprzytomnego, a następnie układając ciało martwego w bardziej opanowanej pozie.
-Pójdę, nie mam tu raczej nic do zrobienia. - odparł spokojnie, kiwając głową funkcjonariuszom - My się jeszcze zapewne spotkamy Fedrico, nawet gdybym nie chciał, także do zobaczenia. - pożegnał się, mając nieprzyjemne przeczucie, że spotka tego dziwaka jeszcze niejeden raz. Opuścił sklep jubilerski i ruszył uliczkami Verony, by znaleźć jakiś cichy pensjonacik, w którym zatrzyma się dopóki nie pozamyka spraw w Londynie.
 
Eleishar jest offline  
Stary 22-11-2015, 15:01   #18
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
A demon nie zawsze taki straszny.


Po dłuższym spacerze Ashur dotarł do cichej chatki o dwóch czy trzech piętrach, z ładnym ogrodem i kawiarenką na parterze. W środku przywitał go staruszek o pomalowanych na różowo włosach i złotych okularach. Całe Włochy wyglądały niezwykle kolorowo.
-W czym można pomóc? - uśmiechnął się. - Witam w imieniu róży.
-Dzień dobry. - uśmiechnął się w odpowiedzi chłopak - Chciałbym wynająć spokojny pokoik na parę dni. Jednoosobowy, w miarę możliwości. - odpowiedział na pytanie - Interesująca nazwa dla pensjonatu, kojarzy mi się z książką o tym samym tytule. - napomknął skojarzenie, które mu się nasunęło.
Właściciel uśmiechnął się i wzruszył ramionami, po czym położył na stole klucz. - To będzie...200 euro za miesiąc. - zaproponował staruszek. - Na krócej nie wynajmujemy, za dużo turystów w Veronie aby się rozdrabniać.
-Oczywiście, już się robi. - odpowiedział wyciągając z kieszeni portfel, po czym wybrał odpowiednią kwotę i położył na blacie - Które to piętro? - zapytał.
-Na samej górze. - uśmiechnął się. - Nazywam się Tico, prawie zawsze jestem w recepcji. Gdyby było panu czegoś potrzeba, w pokojach są telefony.
-Dziękuję. Miłego dnia panu życzę. - odparł i poszedł się rozgościć. “Rozpakował” się i spojrzał na zegarek, który wciąż był ustawiony na czas londyński. Miał jeszcze mniej więcej dwie godziny do umówionego spotkania w muzeum. Przebrał się we właściwe ciuchy, upewnił się, że ma książeczkę czekową i opuścił pensjonat. Przespacerował się dłuższą chwilę, po czym zniknął w jednym z licznych zaułków typowych dla starych włoskich miast, gdzie znów stał się podstarzałym gentlemanem, porządnie zamaskował swoją aurę i skoczył do Londynu.
Opuszczając jeden z zaułków skierował swoje kroki do British Museum, gdzie czekał jego cel. Jeśli nie pomylił się w kalkulacjach, powinien dotrzeć na miejsce mając piętnaście minut zapasu. O czasie przekroczył próg muzeum i podszedł do recepcji.
-Dzień dobry, byłem umówiony z kustoszem dziś na piętnastą. - przywitał się, podając pani recepcjonistce wizytówkę.
-Zgadza się. Kustosz teraz przyjmuje kogoś innego, będzie pan musiał poczekać do piętnastej przed biurem. Zaprowadzić pana? - spytała pracownica recepcji.
-Poproszę, jeśli nie sprawi to pani kłopotu. - w sumie Ashur nie znał drogi, więc przewodnik był mile widziany.
Recepcjentka wstał i poprowadziła Ashura prostym korytarzem między pomieszczeniami służbowymi. Przed samym pomieszczeniem kustosza znajdowało się kilka krzeseł i baniak z wodą. - Proszę zaczekać tutaj. - poleciła kobieta.
Za oszklonymi drzwiami mniej-lub bardziej było widać dwie dyskutujące osoby.
Ashura korciło, żeby podsłuchać dwójkę rozmawiającą za drzwiami, ot ze zwykłej ciekawości. Nadstawił więc przysłowiowego ucha, wykorzystując swój nieludzko czuły słuch i modlił się w duchu, by drzwi nie były dźwiękoszczelne.
-Tak więc będę potrzebował nagrań z ochrony. Musimy wiedzieć, czy artefakt nie interesował żadnej przypadkowej osoby...w jakiś specjalny sposób. - mówił jeden, lekko znajomy głos.
-Tak więc zastanawiacie się, czy ktoś rozpoznał artefakt? - pytał drugi, znacznie starszy. - Cóż, możecie zebrać nagrania ale zgrajcie kopie i odnieście je nam, na wszelki wypadek. Ktoś powinien się nim interesować? - pytał.
-Jedna osoba, teoretycznie groźna. - przyznał drugi głos. - Tylko teoretycznie, bądź też potencjalnie. Choć dość kłopotliwa.
-W czymś jeszcze mogę pomóc? - zapytał staruszek.
-Nie, to będzie wszystko. I szczęść z bogiem. - Młodsza osoba z dwójki zaczęła podnosić się z krzesła.
Ashur wyprostował się w swoim krześle, by wyglądać jak przystało na gentlemana w jego dostrzegalnym wieku. Czekał aż druga osoba, zapewne jeden z Vigilantii opuści pokój kustosza, by sam mógł złożyć swoją wizytę. Pochwalił się w myślach za przezorność i ukrycie artefaktu na dłuższej liście antyków, bo nie wątpił że rozmowa odnosi się do niego.
Półdemon nie pomylił się. Drzwi otworzyły się a z progu wyszedł Taylor Luck. Mężczyzna skinął Ashurowi głową...uśmiechnął się, po czym ruszył dalej wzdłuż korytarza.
Kustosz który go odprowadzał również zauważył Ashura. - Pan do mnie? Zapraszam.
-W istocie, do pana. - odparł wstając i skierował swoje kroki do gabinetu.
Kustosz usiadł, wskazał również krzesło przed swoim biurkiem. - Proszę usiąść. - wcisnął przycisk przy telefonie. - Andżelika, przynieś nam proszę herbaty. - poprosił, po czym spojrzał na Ashura. - Nazywam się Adam. Z kim mam przyjemność i w jakiej sprawie pan do mnie przyszedł? - zapytał. Był dość starym, wyłysiałym i lekko otyłym człowiekiem.
-Nathaniel Essex, do usług. - wstał i przedstawił się, lekko schylając się, przy okazji wręczając kustoszowi staromodną wizytówkę. - Jestem tu z ramienia mojego pracodawcy, który pragnie pozostać anonimowy. Jest on zapalonym kolekcjonerem antyków związanych z kulturą malajską i chciałby nabyć kilka eksponatów z waszych zbiorów. - wyłożył sprawę - Pozwoliłem sobie przynieść listę. - to rzekłszy wyciągnął z kieszonki staromodny notatnik, otworzył na odpowiedniej stronie i podał kustoszowi.
-Niestety ale muzeum będzie zmuszone odmówić. Przed jakimiś dwiema godzinami mieliśmy wizytę z instytutu watykańskiego. Po tym co z tego zamieszania wynikło, wolę nie wypuszczać zapominanych przedmiotów w obieg, diabli go wiedzą co z tego wyniknie. - westchnął kustosz.
-Watykan? Chyba nie do końca rozumiem. Raczy mi to pan objaśnić? - zwrócił się z prośbą do staruszka.
-Artefakty były tutaj nielegalnie. Okazuje się, że nie wszystko co muzeum dostaje w podarku jest tutaj z dobroci serca. - wyjaśnił uśmiechając się. - Nie mogę ryzykować straty twarzy muzeum. Trochę za dużo mnie to kosztowało stresu.
-Czy cokolwiek z tej listy znajduje się na cenzurowanym? - dalej grał swoją rolę Ashur. Miał nadzieję, że dzięki temu nie ściągnie więcej podejrzeń.
-Nie ma cenzurowanego. Całe muzeum jest poza listą towarów. To nie sklep. - stwierdził kustosz. - Przynajmniej tak postanowiłem po całym tym zamieszaniu. Możliwe nawet, że ogłoszę nasze obiekty własnością narodową. Przykro mi z tego powodu.
Ashur westchnął, sprawa naprawdę się skomplikowała.
-Rozumiem, w dzisiejszych czasach unikanie kłopotów jest chyba priorytetem większości ludności. - zaczął wywód - Mój zleceniodawca zapewne też to zrozumie, choć będzie niepocieszony utratą możliwości powiększenia swojej kolekcji, dostałem już nawet dyspozycję finansową w tej sprawie. Tak między nami mówiąc, całkiem niemałą. - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, jakby się bał że ktoś podsłucha.
Kustosz zamyślił się na moment, po czym pokiwał głową. - Niestety nie ma takiej opcji. Poza tym, na pewno większość przedmiotów z tej listy już u nas nie ma. Dużo z nich oddaliśmy. - wyjaśnił.
Sprawy nie zmierzały we właściwym kierunku, jeśli pół-demon chciał dojść swego celu, musiał zacząć improwizować, bo plan powoli brał w łeb. Udając że zastanawia się co odpowiedzieć kustoszowi, “nerwowo” stukał palcami w blat. W rzeczywistości wysłał wiadomość telepatyczną do Tiberiasa: “Zadzwoń, oficjalnie nazywam się Nathaniel Essex i pracuję dla Ciebie. Mam wykupić z muzeum kilka eksponatów do twojej kolekcji. Graj zimnego biznesmena który może kupić pół świata. Gwoli wyjaśnienia, znalazłem rozwiązanie swojego problemu i niestety jest to artefakt, którego nie chcą mi sprzedać, a dla niepoznaki ukrywa się na dłuższej liście. Pospiesz się, Ashur.” Kilkoma kolejnymi puknięciami splótł wokół telefonu zaklęcia iluzyjne żeby numer wampira wyświetlał się jako “Szef” a sygnałem było “Zostaniesz zwolniony za pięć, cztery (...)”. Nie był to doskonały plan, ale musiał wystarczyć.
Po dość niezręcznych trzydziestu sekundach, dzwonek rozbrzmiał w pomieszczeniu. Z uwagi na jego treść kustosz został lekko zaskoczony i nie zrozumiał, że chodzi o telefon. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu.
Ashur zrobił mocno niepewną minę, by nie wyjść z roli i błyskawicznie wyciągnął telefon.
-To mój szef, przepraszam pana. - szepnął kustoszowi przykładając telefon do ucha - Słucham szefie?
Kustosz uśmiechnął się. - Może pan wyjść na moment jeżeli trzeba, nie obrażę się.
Słuchawka pozostała jednak głucha. Zamiast tego, Tiberias odezwał się telepatycznie do Ashura. ”Co się dzieje?”
-Bardzo mi przykro szefie, jeszcze nie zakończyłem negocjacji, skoro Pan zadzwonił, może zechce Pan porozmawiać z kustoszem osobiście? - odparł, przełączając na głośnomówiący, po czym położył telefon na blacie i odpowiedział telepatycznie - Znalazłem sztylet, który może zdjąć klątwę. jest w tym muzeum, a że kraść nie lubię postanowiłem go odkupić, tylko uznałem że zrobię to anonimowo. No i ukryłem go no dłuższej liście zabytków. Oficjalnie Ty chcesz je kupić, a ja jestem twoim pośrednikiem, tudzież negocjatorem. - tu podyktował Tiberiasowi całą listę.
-Mój pracodawca jest wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw i w związku z tym chciałby z panem porozmawiać panie kustoszu. - odparł Ashur lekko roztrzęsionym głosem.
Tiberias niemal natychmiast odezwał się przez telefon. - Czy pan kustosz mnie słyszy? Prosiłbym wyjaśnić na czym mógłby polegać ewentualny problem? - jego wzniosły styl wypowiedzi wydawał się nieco przesadny, gdyby Ashur go nie znał, mógłby pomyśleć, że wampir udaje.
Kustosz wzruszył ramionami. - Zmieniliśmy naszą politykę. Niestety nie sprzedajemy już zabytków. - wyjaśnił wprost.
Tiberias zamilkł na moment. - W ogóle? Ani jednego?
-Tak. - przytaknął kustosz.
Tiberias znów zamilkł, wyraźnie zastanawiając się jak to pociągnąć dalej. - Dlaczego? - spytał po chwili jednym słowem.
-Może spróbuj ostrzej. - wysłał wiadomość telepatyczną przyjacielowi.
-Podobno nie wszystkie eksponaty trafiły tu z czystym intencjami szefie. I mają jakieś szemrane pochodzenie. - wtrącił się Ashur, grając człowieka który przy mocodawcy dość konkretnie traci rezon.
Tiberias zaśmiał się. Przeciągle, powoli...jednak dalej naturalnie. Jeżeli wampiry coś potrafiły, to śmiać się. - A więc pan kustosz ma na sumieniu jakieś przekręty, coś się wysypało i teraz szukacie sposobu to ukryć? - zapytał.
Kustosz pokiwał przecząco głową. - Wręcz przeciwnie. - mówił patrząc na Ashura, widocznie potrzebując jakiejś formy kontaktu z rozmówcą. - Chcemy uniknąć zamieszań.
-Mam przyjaciół. - ostrzegł Tiberias. - I w policji i w służbach watykańskich. Dowiem się dlaczego nie chce pan ich sprzedać. Jeżeli ma pan coś na sumieniu, radziłbym się ich pozbyć. Wie pan, kto przy okazji panu za to zapłaci.
Kustosz klasnął w ręce wydając z siebie małą ulgę. - To właśnie za radą służb watykańskich postanowiliśmy odwołać sprzedaż. Może pan na nas wysyłać wszelkie kontrole.
Tiberias zamilkł.
-Szefie, skoro znacie się z Watykanem, to czy pan kustosz ryzykuje że eksponaty z listy wpadną w niepowołane ręce? - wtrącił nieśmiało Hindus, tak można by nieco uspokoić kustosza.
-Zapomniałem o tym detalu, wybacz. - przeprosił przez łącze telepatyczne.
-No chyba na tym się skończy. - odezwał się Tiberias. - Jeżeli przyślę osobę trzecią z Watykanu, która wesprze tą sprzedaż to rozumiem, że nie będzie problemu?
Tym razem to kustosz zamilkł na moment. Po chwili odparł słowami: - Wtedy będziemy mogli dyskutować.
-Dobrze, będę czekał na dalsze instrukcje. Dziękuję za poświęcony czas panie kustoszu. - odezwał się ponownie Ashur, po czym podniósł telefon i zakończył połączenie.
-Dziękuję za pomoc. Tylko teraz potrzebny nam “watykański wysłannik”. - wysłał kolejną wiadomość wampirowi. Tiberias nie grał tak ostro jak demon liczył, ale i tak zrobili jakieś postępy.
“Jeżeli nie znajdziesz kogoś autentycznego, dość łatwo można to podrobić. To nie tak, że ktoś nam sprawdzi wysłannika” - odpowiedział prędko Tiberias - “Będzie trzeba to nawet ci kogoś wyślę. Będziesz mi niedługo potrzebny, więc dobrze, że w końcu pozbywasz się swoich problemów”.
-A co tam kombinujesz stary przyjacielu? Spokojne życie Ci się nudzi? - zapytał przez połączenie.
-Do widzenia. - skłonił się lekko kustoszowi i opuścił jego gabinet, a następnie muzeum i w cichym zaułku wrócił do Verony.
“Nie jestem pewny czy trafiłem na to z własnej winy” - odpowiadał Tiberias, gdy Ashur wychodził na żywą uliczkę miasta. - “Powiem ci, gdy będę pewny co się dzieje”.
-Odwiedzić Cię w Rzymie? Mam obiecaną szkocką. - zaproponował - Pogadamy na spokojnie i pomyślimy co dalej. - miał na myśli obie kwestie.
“Mógłbyś” - przyznał wampir - “Nie mam jednak pewności, czy powinieneś. Nie wiem czy będę w stanie puścić cię wolno gdy już potoczymy ten kamień. Skoro masz przy sobie rozwiązanie klątwy, skup się na nim.” - zasugerował.
-O matko i córko, to aż tak gruba sprawa? Normalnie jak za starych lat. - Ashur mało się nie zaśmiał na głos. - Może trzeba będzie skrzyknąć kilku znajomych z Kabały?
“Zostaw to mi” - uspokoił Tiberias. - “Nie mam konkretów, możliwe, że to nie będzie nic aż tak wielkiego”.
Ja wiem co to jest - w głowie Ashura zabrzmiał szept Mephistopehlesa. - Dalej nie mam towarzystwa na bal, chcesz o tym pogadać? - zaproponował. Z uwagi na rodzaj połączeń, Tiberias nie był w stanie słyszeć czy wyczuć obecności demona.
-Czy Ty musisz mnie non-stop szpiegować? To naprawdę jest niegrzeczne. - obruszył się Ashur na Mefista - Towarzystwa, o czym Ty mówisz teraz?
-Czy będzie duże czy małe, przynajmniej coś ciekawego może się wydarzyć. - odpowiedział wampirowi - W sumie dawno się niczym nie zajmowaliśmy wspólnie.
“To prawda.” - odparł krótko Tiberias
Zwyczajnie, jest bal w mojej domenie. Myślę, że mogłoby się na nim wydarzyć coś ciekawego. Nie chcesz wpaść? - zapytał. - Lubię trzymać kontakt z ludźmi, którzy mają potencjał.
-Moja poprzednia wizyta nie skończyła się zbyt przyjemnie. Jaką mam pewność, że gdybym się na tę zgodził, nie wpakujesz mnie w kolejny dług? - zapytał władcę piekielnego londynu.
-Tym razem wchodzisz zaproszony. - padła odpowiedź.
-I nie będę się musiał odwdzięczać za zaproszenie? - odparł nieco sarkastycznie - Poza tym, wątpię byś zapraszał z osobna każdego demona przechodzącego przez twoją domenę. - dorzucił lekko zirytowany, ta kwestia naprawdę go denerwowała.
-To impreza dla vipów. - wyjaśnił. - Stałeś w miejscu gdy bił cię archanioł, jeżeli nie jesteś vipem, to nie wiem czym. Przyjmij to jako moje przeprosiny. Chciałbym wywrzeć lepsze pierwsze wrażenie. Zaczniemy od nowa? - zaproponował.
-Czyli pewnie będziesz miał do mnie jakiś interes. - zachichotał telepatycznie, nie zamierzał udawać, że wierzy w całkowicie czyste intencje Mefista - Przemyślę twoją propozycję. Do kiedy chcesz dostać odpowiedź?
-Bal zaczynamy o północy.
-To dużo czasu na decyzję nie mam… Nie mówiąc o ewentualnym zakupie odpowiedniego ubioru… - zamyślił się do niego. Mimo zmiennokształtności, wolał nosić “nieprzetworzone” ubrania, a nie był pewien czy ma coś odpowiedniego na bal w Piekle. Po prawdzie nie miał gwarancji, że demon go nie wykiwa, ale od kiedy to nie pakował się w ryzykowne sytuacje? Chyba nie było takiego okresu, w którym nie ryzykował.
-Na pewno znajdę coś na twój rozmiar i okazję, choć niekoniecznie gust. - poinformował.
 
Eleishar jest offline  
Stary 28-11-2015, 14:52   #19
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Itsy bitsy spider crawling up the...

Kami nie była pewna co ma z sobą zrobić. Zaszyła się głęboko w jaskini, ale ostatecznie nie opuściła terenów świątyni Celty. Diabli wiedzą ile tam siedziała...nic się jednak nie działo. Absolutnie nic. W momencie w którym oddaliła się od bogów, świat wydawał się o niej zapomnieć. W końcu miała chwilę swojego spokoju.
Miejsce w którym się zaszyła, było wyposażone w parę stolików, regałów, czy nawet prostych półek. Gdzieniegdzie były poustawiane na nich dzbanki i inne naczynia tego typu. Pajęczyca położyła Puriego na jednym ze stolików. - Może coś zjemy Puri? - Zapytała żyjątko które zapiszczało i podskoczyło dwukrotnie. Kami skinęła mu głową i zaczęła szperać w naczyniach wyciągając z nich najróżniejsze składniki, które osobiście wyhodowała w ogrodzie. Wszystko co zebrała wyniosła przed “pokój”, gdzie znajdował się kociołek zawieszony nad małym ogniskiem. Odrobina chrustu, trochę iskier i ognisko już się paliło. Efektem końcowym jej małych zmagań była zielona papka, z dużymi kawałkami warzyw różnej maści. Wróciła z pełną miską nie nazwanej potrawy i zasiadła na hamaku z pajęczyny, który zrobiła parę dni temu. - Chodź tu skarbie. - Zachęciła różowego glutka, by zasiadł obok niej. Drewnianą łyżką zajadała posiłek, nie zapominając o Purim którego także karmiła. - Smakuje? - Zapytała go gdy wylizywał miskę do czysta, to jej dało odpowiedź. - Mi tam czegoś brakowało. Ale nie umiem gotować. - Z jakiegoś powodu tłumaczyła się Puriemu, ten zaś powiedział wesoło. - Puri! -.
Kami odłożyła miskę na stolik i wzięła żyjątko na ręce. Podreptała do ogrodu zrobić tam trochę porządku, ta “mała” powódź mogła już opaść do wód gruntowych. Nie myliła się, woda w większości zniknęła, jednak narobiło się trochę bałaganu. - Na macki Scylli… no nic, muszę tu posprzątać. - Posadziła Puriego na czubku głowy, a sama podreptała do składziku gdzie trzymała wszelakie narzędzia ogrodnicze. Na wstępie chwyciła za grabie.

***
Jak zwykle gdy zajmowała sie ogrodem traciła poczucie czasu, lecz ogród wyglądał juz znacznie lepiej. Zadowolona i uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. - Popracowaliśmy to teraz czas na zabawę. Ciekawe czy Sopel pozwoli nam pobawić się na jego statku? Chodźmy zapytać. - Przytuliła Puriego i poszła szukać kosmity.
Sopel faktycznie znajdował się przy swoim statku, grzebiąc coś w jego okablowaniu od zewnątrz. Wyraźnie zdziwił się na widok Kami.
-Nie uciekłaś? Zdziwienie. - skomentował na powitanie.
- To mój dom. Miałam go zostawić? Co grosza was? - Spochmurniała odrobinę ale szybko zmieniła temat. - Mozemy z Purim pobawić się w tym pokoju co się tak lata? Znaczy nie ma garwitacji. - Zapytała. - Albo popatrzyć na te śmieszne zwierzaki co je trzymasz? - Dziecięce podekscytowanie widniało na jej twarzy.
-Nie teraz. Modyfikacja: systemy zasilania. - wyjaśnił Sopel. - Dom, twój. Celty: Sen. Midas: odszedł.
Pajęczyca zamrugała dwukrotnie nie rozumiejąc pierwszej części wypowiedzi kosmity.
- Święta śpi? Rany. Ona może tak spać przez kolejne stulecia. A słyszałeś może o czym rozmawiali z tym Midasem? -
-Ludzie: zbędni. Bezwartościowi. Celty: niezainteresowana. Midas, plan: sprzedać. Potencjalni kupcy: diabły.
- To straszne. Jednak nie w mej mocy by coś zmienić niestety. Mam wrażenie że to z mej winy. - Przez ułamek sekundy żałowała że została kapłanką. Ale skąd mogła wiedzieć że tak rzeczy się potoczą?
-Ludzie: na sprzedaż. Możliwość: zakup. - skomentował Sopel. - Możliwość: zawsze obecna.
- Kupić ludzi?! Niby jak by to działać miało? - Nie kryjąc szoku, wpatrywała się w kosmitę.
-Zakup: pozyskanie własności. - wyjaśnił na czym polega kupowanie czegokolwiek, po czym zaczął wygnać się w okół kabli oglądając je z każdej strony.
- Nie do końca to miałam na myśli. Nie pojmuję jak rasę można kupić. Ale nie pojmuje też Midasa więc to chyba normalne. - Stwierdziła. - Musiał coś wspomnieć o cenie prawda? -”Nawet oni mają złoto”. - zacytował Sopel. - Ilość: niesprecyzowana.
- I tak to już nie ma znaczenia. Ludzie są na łasce Midasa, skoro święta ponownie zapadła w sen. Szkoda. - Stwierdziła Kami. Podeszła bliżej kosmity przyglądająć się jego wyczynom. - Mogę ci jakoś pomóc? -
-Tak. Potrzeba: Bateria fuzyjna, akcelerator energetyczny, moduł główny. - odparł Sopel.
- A coś w miarę moich możliwości? - Jęknęła zrezygnowana. Nie lubiła jak Sopel gadał tym swoim technicznym żargonem.
Sopel zatrzymał się, prawdopodobnie w zastanowieniu. - Pomysły: brak. Sugestia: odpocznij. - niestety jej towarzysz był niezwykle samowystarczalny.
- Dobrze. - Westchnęła Kami, kładąc sobie Puriego na głowie. Zaczęłą powoli kierować sie do swojej jaskini. - Kupić ludzi. To może jakaś myśl? Tylko jak tu tego chciwego boga przywołać? - Pytała samą siebie skrobiąc się po policzku. Skoro święta śpi, nie ma powodów by Midas się tutaj pojawił. Pajęczyca udała się na zewnątrz jaskini, by pochodzić po dżungli w poszukiwaniu jakiś ziół i dziko rosnących owoców, albo po prostu pochodzić wśród dziczy. Uwielbiała taki przechadzki, przy czym mogła podziwiać najróżniejszą faunę i florę która nie raz potrafiła zaskoczyć Kami.
Wyjście z jaskini było dość niewielkie, dziura znajdowała się pomiędzy korzeniami ogromnego drzewa które pewnego dnia po prostu się tutaj pojawiło, tak jak zresztą cała dżungla.
Bujnej roślinności było mnóstwo, najróżniejsze zwierzęta prezentowały okolicę żywotnymi dźwiękami. Gdzieś w oddali szumiał nieco bardziej mechaniczny dźwięk.
Dźwięk ten od razu przykuł uwagę Arakh’ne, gdyż po prostu nie pasował do otoczenia. Postanowiła wspiąć się na ogromne drzewo, by stamtąd wypatrzyć źródło odgłosów, z bezpiecznej odległości.
Jak wysoko Kami by nie weszła, źródła dźwięku nie było widać. Musiał odbijać się od drzew z bardzo daleka, może nawet kilku kilometrów. Była w stanie dostrzec dym unoszący się ponad drzewami. Smugi nie wyglądały jednak jak ślad pożaru czy innej katastrofy. Były zbyt spokojne.
- Dziwne doprawdy. Może powinnam to sprawdzić? - Zapytała Puriego który siedizał na jej głowie, jakby ten miał jej odpowiedzieć. Kami domyślała się że to zapewne ludzkie maszyny, ale nie posiadała tyle odwagi żeby sprawdzić jakie. Arakh’ne zszedła na dół wielkiego drzewa i jeszcze raz spojrzała w dal. - Muszę to sprawdzić. Sopel nie ma czasu. - Uniosła różowego blobka na wysokości twarzy. - Ale tam może być niebezpiecznie dlatego wracaj do jaskini Puri. - Kami przełknęła ślinę u położyła żyjątko blisko wejścia do podziemi. - Niedługo wrócę. - Z tymi słowami oddaliła się w stronę gdzie widziała dym. Była zaniepokojona i przemieszczała się jak najdyskretniej jak to było możliwe. Jej ostrożny przemarsz przez dżunglę przerwały dochodzacę w oddali głosy. Wspięla się pośpiesznie na drzewo i skacząc po pokrytych mchem budynkach posuwała sie na przód.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 01-12-2015, 18:29   #20
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Do Piekła by się szło...


-Załóżmy że przyjmę twoje zaproszenie… Jaką mam pewność że będę twoim gościem, a nie eksponatem? - zapytał. Skoro Mefisto nie dostał sztyletu którego tak pragnął, mógł chcieć zasilić swoją kolekcję innym ciekawym “okazem”. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mówi przysłowie.
-Beznadziejny z ciebie materiał na wystawę. - odparł poniekąd żartobliwym tonem Mephistopheles. - Jestem demonem wysokiego kalibru, niemal równym diabłom. Potrzebuję dobrych znajomych i zacząłem doceniać twój potencjał...naprawdę możesz mi po prostu uwierzyć.
-Wiesz, jak chcesz zmyć złe wrażenie, to anulowanie długu byłoby dobrym wstępem. - odparł całkiem poważnie Ashur - Hm… w sumie co mi szkodzi. Jeśli impreza mi się nie spodoba, zawsze mogę się zawinąć po angielsku. - podjął decyzję.
-Polecam portal na ziemię na środku sali balowej. - zaproponował - Będę czekał.
~No tak, a pierwszej części jakby nie usłyszał… - pomyślał wzdychając. Miał jeszcze kilka godzin, więc wrócił do pensjonatu i przeszukał swoją garderobę, by znaleźć coś odpowiedniego na bal u Mefistofelesa.
-Prawie jak bal u Wolanda. - mruknął pod nosem, przesuwając ubrania. Tylko nie pamiętał czy to miano w książce nosił Mefistofeles czy też Lucyfer... - Coś mrocznego, ale eleganckiego, z klasą… - czuł się niemal jak kobieta, szafa pełna a on nie ma się w co ubrać. Różnica była taka, że kobiety zwyczajnie lubiły na to marudzić, a on miał przed sobą bardzo nietypowy bal. W końcu trafił na ubiór, który powinien pasować do okazji. -Tak, to będzie idealne.


Strój miał już swoje lata, ale wciąż był w idealnym stanie. Na taką okazję wydawał się doskonale pasować. Ashur zastanawiał się, czy nie powinien dodać sobie kilku ozdobników na twarzy, ale uznał że postawi na naturalność. Poprawił fryzurę, w końcu zaliczył dziś mordobicie i trzeba było przywołać część włosów do porządku. To wyjątkowa rzadkość, jego fryzura niemal nigdy się nie psuła, nawet w trakcie walki. Odświeżył się jeszcze i był gotów do wyjścia na bal.

***

Zaraz po wejściu do piekła z dogodnego, sekretnego i bezludnego miejsca, do Ashura zleciała się masa małych demonów. Nie chciały wyjść na zewnątrz, były tutaj aby zaprowadzić go na bal. Były one niezwykle słabymi kreaturami, ale wiadomość i status jakie sobą niosły odstraszał wszystkie inne demony w zasięgu kilkunastu metrów. Ashur mógł się cieszyć spacerem pustymi ulicami, acz widział w tym pokusę. Demony chciały, aby poczuł nieco zgubnej dumy.
Sam bal odbywał się w piekielnym odpowiedniku londyńskiego pałacu.
Podłoga była krzywa, ściany szare bądź czerwone, pełne zbereźnych bądź drastycznych obrazów, dywan wydawał się poniekąd płynny. Piekło nie walczyło z stereotypami. Teoretycznie.
Po wejściu do sali Ashur ujrzał sporą gromadę demonów. Znaczną większość z nich jednak ludzką z wyglądu.
Pierwsza osoba jaką Ashur zobaczył w tłumie na sam wpierw wydawała się obca, choć pełna była znajomej aury. Po krótkiej chwili, półdemon rozpoznał swojego pełnej-krwi ojca. A raczej jego ludzką formę. Wysoką, budzącą kontrastujące wrażenie zarówno umięśnionej co i wychudzonej, o brudnych włosach i dostojnych rogach. Zarówno jego ubranie było nietypowe, co i towarzyszące mu dziecko. Wyglądające na dość zwykłe, ludzkie bądź półdemoniczne.
Zauważył Ashura i kompletnie go zignorował, odwracając się do jakiegoś innego demona.
Żadnej innej twarzy chłopak nie był w stanie rozpoznać, poza samym hostem imprezy, Mefistofelesem, który natychmiast pojawił się obok Ashura, ni stąd ni zowąd.
- Witam, i cieszę się, że dałeś mi odrobinę kredytu zaufania. - uśmiechnął się. - Rozpoczęliśmy wcześniej, więc nie musisz się męczyć z słuchaniem przemów i otwarć. - poinformował. - Mamy dużo spraw do obgadania i pełno tutaj interesujących osobistości. Z wieloma chętnie cię poznam, albo sam możesz kogoś pomęczyć. - zaśmiał się.
Mefisto podjął dość konkretne środki ostrożności by Ashur mógł dotrzeć w spokoju na bal. Widocznie bardzo mu zależało na zmyciu złego wrażenia, a chłopaka bardzo zastanawiało czemu…
Kiedy wszedł na salę i rozejrzał się, przemknęło mu przez głowę, że chyba tylko po to, by wywołać jeszcze gorsze. Zobaczył swojego ojca, demona którego miał nadzieję nie spotkać już nigdy. Bynajmniej nie z powodu strachu, raczej z troski o osoby postronne, bo takie spotkanie w normalnych okolicznościach musiałoby się skończyć walką. A nietrudno się domyślić konsekwencji starcia istot o ich mocy. Może i był tylko w połowie demonem, ale obie jego połowy miały czym się pochwalić. Teraz jednakże przebywali w gościnie, postąpił więc tak samo jak protoplasta i zignorował go.
-Dziękuję za eskortę, z pewnością ułatwiła podróż. - skinął uprzejmie Mefistowi - Widzę, że zgodnie z moim przewidywaniem, masz do mnie jakiś interes. - czego innego mógł się spodziewać? To, że zdążył już nadwyrężyć jego zaufanie, nie wspominając że na liście gości znajduje się również jego ojciec, póki co taktownie przemilczał. - Prowadź zatem.
Mephistopheles zaczął prowadzić Ashura na około sali balowej, w stronę balkonu. - Żadnych interesów. Mam dla ciebie sporo wyjaśnień. - naprostował. - O tym sztylecie przede wszystkim. Widzisz, on faktycznie zabierał klątwy, ale się ich nie pozbywał. Można je nim przenosić z osoby na osobę. - pośpiesznie wytłumaczył.
Umiejscowiony dość wysoko balkon pozwalał Ashurowi przyjrzeć się piekłu w całej okazałości. Było pokrętne i wstrętne.
Mefisto kontynuował. - Liczyłem, że oddasz mi ostrze z swoją klątwą. To byłby bardzo przydatny artefakt. Zamiast tego zgaduję, że anioły chcą zdjąć klątwę z twojego nekromanckiego przyjaciela, aby zdobyć narzędzie do walki z tym całym londyńskim szaleńcem. - teoretyzował.
-Wydaje mi się to co najmniej głupim pomysłem. - zamyślił się Hindus - Jeśli te cholerstwa które przywołuje, zaczną się dodatkowo wymykać spod kontroli, to chyba nie jest trudno zgadnąć, że poczynią jeszcze więcej szkód… - wyjaśnił swój punkt widzenia.
-A skoro mamy chwilę szczerości, muszę Ci powiedzieć że kredyt zaufania który ode mnie otrzymałeś został już nadwyrężony. - Zaczął nie odrywając wzroku od piekielnego krajobrazu, mimo że nie cieszył on oczu. - Jestem pewien że wiesz, a przynajmniej domyślasz się dlaczego.
Mefiosto uśmiechnął się. - Jeżeli nie zaproszę najwyższego generała świętej pamięci diablicy Kali, to równie dobrze mogę nie organizować żadnych balów. - usprawiedliwił się. - Klątwa twojego przyjaciela nie tylko uwalnia jego nieumarłych, ona ich niszczy. Bez jego kontroli szybko się rozsypują. Inaczej Anglia byłaby ich pełna. - wytłumaczył. - Więc to bardzo głupi pomysł. Bardzo. Przynajmniej z punktu widzenia anielicy. - Mephistopheles spojrzał w dal i wziął głęboki wdech, po czym spokojny wydech, którym wyraźnie się delektował. - To chyba pierwszy raz od kiedy istnieję, gdy pojawiło się narzędzie zdolne pozbawić Boga jego mocy.
-Sugerujesz, że gdyby dziabnąć nim Mortis…? Czy mówisz o Bogu chrześcijan i całej reszty monoteistów? - Ashur spróbował wyczuć tok myślenia Mefista. - Swoją drogą, nie wiedziałem że Kali kopnęła w kalendarz. Niby to dobrze, ale teraz nikt nie trzyma tej bandy na smyczy. - westchnął.
Mephistopheles zaśmiał się. - To ona puszczała tą bandę do akcji. Spójrz na demony. - rozstawił ręce wzdłuż panoramy piekielnego londynu. - Rżną się, mordują, są wiecznie zajęci. Jakby im nikt nie kazał iść na ziemię, to by nigdy nie poszli. Nawet gdyby ich tam zabrać, nie wiedzieliby co i po co robić. Posiadam kontrolę nad większością domen i uwierz mi, gdy mówię, że oznacza to posiadanie najbardziej bezużytecznej armii jaką można sobie wyobrazić. - westchnął. - Tak, sądzę, że pozbawienie Mortis kontroli nad nieumarłymi zdegradowałoby ją do poziomu diabła. Przynajmniej tyle.
-Nie da się temu racji odmówić, demony niższego szczebla zachowują się czasami jak banda bezrozumnych maszyn, żadnej inwencji czy odmiany. W kółko tylko tworzą groteskową parodię tego co dzieje się na Ziemi. - pokiwał głową - Jednakże nadal mamy sukkuby i inne demony, których specjalnością, czy też hobby jest mieszanie w świecie śmiertelnych. Ale takie jest życie, każdy ma swoją rolę i od niego zależy czy będzie się jej trzymał, czy wybierze własną drogę.
-I właśnie z uwagi na takie poglądy cię tutaj zaprosiłem. Masz jedną wadę, Ashur. Nie znasz historii demonów jako rasy. - Demon odwrócił się w stronę chłopaka, opierając na balustradzie balkonu. - Chciałbym ci wyjaśnić to co w niej najważniejsze, a potem zobaczyć jak będziesz widział tłum na sali. Jak zaczniesz traktować swoją historię jako demon. Chętny? - uśmiechnął się szeroko, prezentując nie jeden kieł. - To może być ryzykowny eksperyment. Dla twoich światopoglądów.
-Mój światopogląd zmieniał się już o sto osiemdziesiąt stopni. Zapewne znasz moją historię przynajmniej w części, skoro gościsz mojego ekhm… ojca na swoich balach. Także nie sądzę by ta lekcja historii mogła wpłynąć na mnie tak drastycznie. - odparł Hindus - Oświeć mnie zatem, powiedz czego nie wiem.
Mephistopheles odchrząknął.
Demony powstały jako kreacja diabła który nienawidził Celty, bogini życia. Były one parodią ludzi, największej kreacji młodej bogini i dalej nią są. Wyolbrzymiają wszystkie złe cechy na każdy możliwy sposób. Jednak samym powodem dla którego powstały, było...wmówienie Celty, że właśnie na takich wyrosną ludzie z biegiem czasu. Wedle mojego pojęcia, to dlatego bogowie przeszli w sen. Aby sprawdzić, czy ta teoria się potwierdzi.
Po pewnym czasie, owy diabeł nas opuścił, zastąpiła go Kali. Pod opieką Kali demony niszczyły wszystko co ludzkie, najpewniej mieliśmy spaczyć ludzi, zmienić ich w takich jak...zwykły demon. Spójrz jednak na mnie dokładnie, a potem na coś co chodzi po chodnikach tej domeny. Im więcej dusz zjada demon, tym bardziej ludzki się staje. My ewoluujemy w spełnione produkty. Obecna tutaj kasta to demony, których celem jest stworzenie nowego diabła, który zastąpiłby Kali i pomógł demonom zostać czymś z wartością. Czymś więcej niż parodią.
- wyjaśnienie, czy też historia, okazało się o dziwo krótkie. - To wszystko co wiem, a wiem najwięcej w całym piekle. Teoretycznie, jest jedno miejsce które powinno wiedzieć więcej. Wraz z imieniem pierwszego diabła. Polujemy na nie.
-Innymi słowy, paradoksalnie wy chcecie stać się bardziej ludzcy, mimo że to ludzie mieli stać się demoniczni. - zamyślił się Ashur - Wydaje mi się jednak, że większość demonów nie przejmuje się wyniesieniem swojej egzystencji na wyższe poziomy. Jest was, chcących czegoś więcej, raczej niewielu. Poza tym, jeśli dobrze rozumiem, wasz rozwój odbywa się kosztem ludzi, a ta część mi się zdecydowanie nie podoba. - podsumował. - A jaki ja mam z tym związek?
-Oh, jest nas mało bo niewiele demonów faktycznie zakosztowało ludzkich dusz. Twój związek z kolei to nasz wspólny cel. Brakujące elementy historii demonów: Zapisy z traktatów Fausta. - klasnął Mephistopheles. - Długo mi zajęło nim odkryłem, że Faust w zamian za swoje piekielne nagrody został skrybą demonów które mnie poprzedzały. Skoro tobie też zależy na zobaczeniu ich zawartości...możemy sobie pomóc. Mam niesamowite przeczucie, że może to być powiązane z problemami twojego przyjaciela Tiberiasa. - demon poprawił okulary.
-Te twoje przeszpiegi naprawdę mnie irytują, jak chodziłem do kibla to też mnie śledziłeś? - Ashur się skrzywił. - Chcesz żebym pomógł wam znaleźć historię demonów, a potem co? Pozwolić wam żerować na ludziach? Jedyne co łączy mnie z demonami to połowa krwi, nie czuję się zobowiązany by poświęcić ludzką połowę mojej natury na waszą rzecz… - wyraził swój pogląd.
-Nie starczyłoby ludzi na odrodzenie demonów...potrzebujemy diabła który chciałby nas naprawić z góry, to nie demony to nasz cel. Jeżeli dowiemy się kto, po co i jak nas zrobił, dowiemy się czego nam brakuje. Więc wręcz na odwrót. - zakręcił palcem w powietrzu, po czym uśmiechnął się. - Jak już się dowiemy, czy stworzył nas Midas czy Mortis, dowiemy się kto próbuje oszukać Celty...acz pewnie Tiberias ma na ten temat więcej detali. - dodał.
-A co ma z tym wszystkim wspólnego wampir zielarz? - zapytał z rozłożonymi rękami.
-Sprzedałem przysługę za przysługę. Twój znajomy miał tylko podać dokument mężczyźnie, który podałby go mężczyźnie, który podałby go kobiecie, która podałaby go mi. Zamiast tego znalazł aferę której sam do końca nie rozumiem. Jeżeli jednak zależy ci na ludziach, to nie ufałbym bogom.
-Demonom też zazwyczaj nie można zaufać, więc komu ufać? - zapytał Ashur retorycznie - Nie przypuszczałbym, że Tiberias zechce układać się z demonami, no chyba że nieświadomie... No ale, nic nie jest tak proste, jak może się na początku wydawać. Co właściwie planujecie? Jeśli się odrodzicie, co dalej? - innym rozwiązaniem było, że Mefisto zwyczajnie kręci.
-A co ludzie planują na codzień? Albo anioły? Na pewno coś więcej niż ruchać się i srać pod siebie. Odbudujemy piekło i zaczniemy swój złoty wiek. - wzruszył ramionami.
-Nic nie jest tak proste jak się wydaje, jak już wspomniałem. Jakoś nie sądzę byś miał chęć odpuścić sobie kuszenie śmiertelników, a gdyby więcej demonów zyskało dość dużą moc, zapewne i one by się tym zajęły. Wziąłeś to pod uwagę?
-Nie. Nie spodziewałem się, że będziesz aż takim rasistą. Kuszenie to narzędzie. Oczywiście, że kuszę ludzi którzy są mi do czegoś potrzebni. Mam przed sobą nie lada wyzwanie. Samo w sobie nie ma jednak zastosowania ani pożytku. Ostatecznie, co komu z namówienia jakiegoś pijaka albo ćpuna do oddania duszy? Pół sekundy posiłku? - zachichotał. - Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Poza tym, nie bierz mnie za jedyny przykład dojrzałego demona. Masz całą salę balową na której możesz przeprowadzić wywiad.
-Nie jesteś też jedynym demonicznym kusicielem w historii. - zachichotał - Wiem też że dojrzałe demony bywają bardzo zróżnicowane, w końcu Birendra nigdy raczej się kuszeniem nie zajmował. To nie w jego stylu.
-Zarazem dawno nie zajmował się mordowaniem niewinnych. Zresztą, możesz z nim porozmawiać. Całkiem ładnie obłowił się w dusze polując na terrorystów. - Mephisto westchnął i odwrócił się plecami do Ashura. - Jeżeli ten bal przekona cię, że demony są czymś więcej niż awatarami zła, klęski, zniszczenia i kłamstwa, to bardzo nam się przydasz. Jeżeli nie, rób co chcesz. Dalej będę chętny pomóc ci w zdobyciu traktatów, jeżeli pozwolisz mi zostawić swój cień na twoim, aby podziwiać widoki.
-Wiesz, jeśli twoim przeznaczeniem jest bycie awatarem wojny, destrukcji i chaosu, to ciężko jest pozbyć się złego wrażenia na temat rodziny ojca, nawet po zejściu z tej ścieżki. - rzekł z przekąsem. Sam już nie wiedział co powinien myśleć na ten temat, był jakby nie patrzeć żywym przykładem że demon może stać się czymś więcej, ale on nie zrobił tego żerując na duszach, ani z pomocą diabłów. - Swoją drogą, nie jestem pewien czy Birendra miałby w ogóle chęć ze mną rozmawiać. Jakby nie patrzeć “uciekłem z domu” i narobiłem wstydu. - dorzucił parodiując tłumaczące się dziecko.
-Jest tu masa innych demonów, które również mogą zmienić twoją opinię. - zasugerował spokojnie.
-Zobaczymy. Skoro już tu jestem, to myślę że mogę kulturalnie z paroma twoimi gośćmi pogadać. - zdecydował Ashur.
Ashur zaczął analizować tłum w poszukiwaniu bardziej inteligentnych demonich okazów, które nie powinny być z nim spokrewnione. Tak dla świętego spokoju.
Gdzieś między demonami dostrzegł dziwacznego grubasa, który był dość niski, miał bardzo przeciągłą twarz o ogromnych zębach których nie było mowy schować pod ustami, okrągłe okulary. Nosił dość śmieszne i niewymiarowe ubranie, bawiąc się parasolem.
Kłaniał się on trójce sukkubów, które nie były nim specjalnie zainteresowane.
Sukkuby były z jednej rodziny, na co wskazywały ich nietypowe tatuaże. Najstarsza i najmłodsza, zgadując po wzroście, nosiły proste szaty o nieco azjatyckim kroju. Ostatnia zadowalała się farbą na skórze. Wierząc Mephisto, te skore do oszukiwania ludzi kreatury w jakiś sposób nie powinny być aż takie złe. Równie dobrze można zapytać je o to osobiście.
W oddali, w sposób podobny do Ashura zgromadzenie oglądała średniego wzrostu kobieta o białej skórze i czarnym ubiorze, z płaszczem który wydawał się żywy i uzębiony, lewitując nad jej głową. Moc magiczna zgromadzona w nieznajomej była ogromna. Przynajmniej na poziomie wcześniej napotkanej przez Ashura anielicy, a może nawet więcej. Mephistopheles dobrze ukrywał siłę swojej aury, ale i on był bardzo prawdopodobnie słabszy. Nieznajoma miała bardzo zimny wyraz twarzy.
Niemal równie zimny co jego brak na zamaskowanej twarzy wysokiego mężczyzny, noszącego hełm godny nazwy zbroi. Wydawało się, że ciało demona musi być w pewien sposób zrośnięte z jego pancerzem. Nosił on na sobie czerwoną, królewską szatę, popijając wino przez skrzeczące mechanicznie usta. Na jego nosie znajdowały się przedziwne okulary wystające z czoła metalowej maski.

- Poznać cię z kimś, czy sam pójdziesz na spacer? – spytał Mephistopeheles.
-Może na początek mi kogoś przedstaw, a potem to już sam sobie rozmówców znajdę. - zaproponował Ashur - Hm… te sukkuby wyglądają, że tak powiem sympatycznie.
-Mógłbym to naciągnąć na hipokryzję, gdybym się postarał. - zaśmiał się demon, ruszając w stronę trójki. Obrał dość powolny krok. Ashur szybko spostrzegł czemu. Widząc jego nadejście i skupiony na kobietach wzrok, grubasek zrozumiał, że kobiety są zajęte i trzeba teraz pomęczyć kogoś innego, toteż tanecznym krokiem ulotnił się.
-Jeszcze raz witam panny. - uśmiechnął się Mephistoheles. - Chciałbym kogoś przedstawić, mojego nowego znajomego. Oto Ashur, jak widać, półdemon. - przeszedł na bok, aby odsłonić dziewczynom widok. - Stwierdziłem, że wypadałoby go poznać z największym kwiatem. Poznaj rodzinę Ama’duum. Najwyższe sukkubice piekła. - wskazał na kobiety ręką. Ubrane zbadały wzrokiem Ashura bez komentarza. Naga demonica obadała go w dość pewnej siebie pozie, mając nogi w rozkroku i ręce na biodrach, po czym splunęła na ziemię. - Aniś ty silny, ani ludzki. Pechowo trafiłeś. - zaśmiała się z chłopaka.
-Pozostawię was samych. - zdecydował Mephistopheles, oddalając się.
~Jak widać, aparycja może być myląca. - w myślach skomentował zachowanie sukkuba Ashur, choć obelga go jakoś szczególnie nie dotknęła.
-Mnie również miło was poznać. - odpowiedział uprzejmie i skłonił lekko głowę. Po co miał się przerzucać obelgami? Prężenie kutasa to objaw kompleksów, a on miał do siebie dystans.
Najwyższa z kobiet skinęła głową. Ashur dostrzegł, że jej oczy owinięte są czarnym pasem barwionego jedwabiu. Mimo to czuł, że w jakiś sposób go obserwuje.
-Wybacz nam brak imion. Ja zajmuję się pilnowaniem sukkubów, jeżeli dostrzeżesz jakieś problemy związane z naszą rasą, natychmiast mi o tym donieś. Moja najmłodsza siostra zajmuje się nadzorem i przydziałem posiłków. - młoda dziewczyna ukłoniła się. Na jej twarzy znajdowała się maska o wykrzywionym uśmiechu, która zabraniała się odzywać.
Agresywna sukkubica odezwała się ponownie. - Więc co sprowadza półdemona do piekła, tym bardziej na bal Mephistopehelesa? - spytała.
-Zostałem zaproszony przez naszego gospodarza. Chciał bym nawiązał nowe znajomości i trochę się rozerwał. - odparł z lekkim uśmiechem. - Przyznaję bez bicia, że zbyt wielu znajomych wśród demonów nie mam. - uśmiechnął się rozbrajająco.
Naga sukkubica wzruszyła ramionami. - A czarni nie mają dużo białych kolegów. Przynajmniej gdy ostatnio byłam na ziemi. - zażartowała. - Nie jesteś ani człowiekiem, ani demonem. Mephisto albo nas znowu drażni, albo chce cię do czegoś. Równie dobrze możesz się pochwalić.
-Bezpośredniaś pani, doceniam to bo nie lubię owijania w bawełnę. - przyznał jej - Cóż podstawowym zamiarem Mefista jest zmiana mojego spojrzenia na demony. Chce żebym postrzegał lud mojego ojca bardziej pozytywnie. - odpowiedział szczerze.
-Na pewno jest w tym coś więcej. - Sukubica spojrzała na swoją najmłodszą siostrę. Ta pokręciła przecząco głową. - Wiedziałam.
Najstarsza siostra odchrząknęła. - Sukkuby pobierają energię identyczną do ludzkich dusz z nasienia, pańskie okazuje się być bezwartościowe pod tym względem, podobnie jak demoniczne. - wyjaśniła. - Najprawdopodobniej nie otrzyma pan respektu ani zainteresowania od żadnego sukkuba. Przynajmniej nie za aparycję i wartości fizyczne.
-I jak ja mam z tym żyć…? - westchnął teatralnie, udając rozczarowanego. - Przynajmniej nie muszę się obawiać, że ktoś spróbuje wyssać ze mnie soki. - zachichotał. Zastanawiał się, czy siostry nie próbują go sprowokować, ale póki co bardziej ich zachowanie wydawało mu się zabawne, niż denerwujące.
Sukkuby nie zareagowały na ten komentarz. Ta, jak już Ashur odkrył, dość nieprzyjemna jednostka zaczęła unosić brew w geście który można zinterpretować zdaniem “no i?”. Przez całą rozmowę Ashur nie pozostawiał rozmówczynią miejsca na odpowiedź, co musiało zacząć je irytować.
-Jednakże, czy dla sukkubów ważne jest tylko, czy mężczyzna jest potencjalnym źródłem energii? - zapytał, może nieco bezczelnie, ale zastanawiała go ta kwestia.
-Na ten moment celem każdego demona jest polepszenie swojego bytu. Sukkuby nie zjadają dusz, pobierają jej nowe komponenty z nasienia. Więc tak, tylko to nas interesuje. - wyjaśniła teoretycznie niewidząca. - Cóż więcej powinno nas interesować?
-Rozumiem oczywiście cele długofalowe. Jednakże, co z życiem towarzyskim? Przecież, każdy musi czasem się odprężyć i jak to mawiają “uspołecznić”. Czy sukkuby zawsze trzymają się we własnym gronie, czy czasami jednak nawiązują ekhm… niebiznesowe znajomości z mężczyznami? A jeśli tak, to co jest wyznacznikiem zainteresowania? - drążył temat.
Naga sukkubica uśmiechnęła się szeroko. - Prestiż. Sukkuby trzymają się w własnym gronie nawet dla rozrywki i ćwiczeń. Jeżeli chcesz naszą uwagę jako coś innego niż posiłek, pokaż, że zasługujesz na nagrodę. Może przeżyjesz ceremonię gratulacyjną.
-Prężenie muskułów? To takie nie w moim stylu… - westchnął Ashur - Jednakże, dla tak zacnego towarzystwa, chyba mógłbym zrobić wyjątek.
-Widać, że ty nie w ojca. - zaśmała się sukkubica. - Chociaż spokojnie, Mefisto nasz szacunek jakoś zdobył. Kilka tysięcy lat i tobie też może się udać. - zakpiła. - Jak to się dzieje, że jabłko upada tak daleko od jabłoni? - zdziwiła się.
-To zapewne kwestia domieszki ludzkiej krwi. - podjął temat - Zrobiłem na przekór temu, co gotowała mi moja demoniczna natura, bo gdzieś w głowie miałem głos który kwestionował sens tego wszystkiego. - zamyślił się lekko - A co do czasu, cóż nie spieszy mi się jakoś szczególnie. Wam pewnie też niespieszno do mojego sukcesu w tej kwestii, czyż nie? - zażartował.
-Przeciwnie. - Zaprotestowała najstarsza. - Czasy są ciężkie a z powrotem bogów nasza rasa może być zagrożona. Demony od czasu uwolnienia spod jarzma Kali dążą do doskonalenia, ewolucji. Jeżeli jednak nie osiągną pewnego progu przyzwoitości, mogą zostać prędzej czy później wyeliminowane. Wszystkim tutaj zależy na pojawieniu się przydatnych sojuszników. Poniekąd liczymy na twój sukces. Inaczej nie uraczylibyśmy cię rozmową.
Środkowa z sióstr wskazała ją kciukiem. - To. To co ona pierdoli.
-Nie pierdoli, przecież tyłkiem nie rusza. Acz ja pierdoleniem wolę zajmować na osobności, niż w towarzystwie. - skomentował klasycznym dowcipem i zaśmiał się rubasznie.
Kobiety wzruszyły ramionami w niemal perfekcyjnej synchronizacji, acz obszerność gestu zależała od charakteru każdej jednej z rozmówczyń.
-Widzę że mamy różne poczucie humoru, będę miał z wami twardy orzech do zgryzienia… - stwierdził Ashur - Co właściwie jest zabawne dla demonów czystej krwi? Bo chyba macie poczucie humoru?
-Rozmiar bieli i twoja morda. - padła szybka odpowiedź, a obydwie siostry zasłoniły na moment usta. - A co jest zabawne dla półdemonów? Przecież każdy żart jest inny.
-Cóż, ja mam jak mi się zdaje typowo ludzkie, męskie poczucie humoru. - odpowiedział całkiem niespeszony - A co do mojej mordy, przywykłem że się z niej śmieją, kto by się nie śmiał? - zakpił sam z siebie.
-Coś jeszcze, czy dasz nam spokój? - spytała w prost kobieta.
-Uuu… aż mnie zelektryzowało. - powachlował się dłonią, a po jego włosach faktycznie przemknęło trochę impulsów elektrycznych. - Póki co czuję się zaspokojony, dziękuję za poświęcony czas, drogie panie. - ukłonił się zamaszyście, po czym wykonał płynne pół obrotu, zamiatając płaszczem po podłodze i odszedł od sióstr. Uznał że wyświadczy im małą przysługę i skierował swoje kroki do grubaska, którego tak zawzięcie ignorowały. Jeśli choć na jakiś czas zajmie jego uwagę, na pewno nieco je odciąży.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 01-12-2015 o 18:33.
Eleishar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172