Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2015, 19:24   #32
no_to_ten
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
Słysząc zamieszanie na tyłach wozu June sięgnęła po broń. Pozostała na miejscu i przez boczne lusterko próbowała ocenić sytuację. Dostrzegła zarysy motocykli. Po chwili strzały zaczęły obijać się o cysternę.

James zaklął szpetnie, szybki strzał w nadjeżdżającego gangera nie był wystarczająco celny. Przymierzył dokładniej, mocniej przyciskając kolbę do ramienia i wystrzelił ponownie.


*
Johnny odruchowo drgnął, gdy usłyszał pierwsze strzały. Ból i zmęczenie momentalnie pojawiły się na jego twarzy.
- Ja wiem, że się spodziewaliśmy. Żeby tak raz zostać zaskoczonym.

Nie mógł w żaden sposób pomóc chłopakom z tyłu. Patrzył tylko na przemian to w lusterko, to przed siebie, to w bok. Przeszło mu tylko przez myśl jak wspaniała w jednych sytuacjach, a bezużyteczna w drugich jest jego kusza. Dobrze że dostał strzelbę; szybkim ruchem sprawdził jeszcze, czy pistolet jest w kaburze.

Gangerzy nie zaprzestawali ostrzału, który coraz bardziej przypominał ogień zaporowy. James leżał na ziemi i nieco zdegustowany wcześniejszym niecelnym strzałem tym razem mocniej się skupił. Wycelował na tyle spokojnie, na ile pozwalała mu na to sytuacja i strzelił w jednego z motocyklistów. Trafił, ale sukinsyn był twardy. Po chwili niepewności i utraty kontroli nad kierownicą w końcu wrócił na stary tor. Tyle dobrego, że lawirując przez te ułamki sekundy mało nie wpadł na swojego kolegę, a ten siłą rzeczy musiał gwałtownie odbić w bok. Wpieprzył się w dziurę w drodze i został wyłączony z dalszej walki. MacArthur zdążył też zauważyć między kolejnymi strzałami, że napastnicy nie korzystają z byle rozklekotanych samopałów. Dźwięk karabinów kojarzył się z legendarnym M16, a te nie należały do standardowego uzbrojenia gangów w ZSA. Domyślił się też, że cała ta droga wiedzie w pułapkę. Z tej szybkiej analizy wyrwał go krzyk Eli’ego, z ramienia którego lała się krew. Opanował się jednak i walczył dalej.

Malcolm radził sobie zdecydowanie najlepiej. Ze snajperką w dłoniach stanowił największe zagrożenie. Kolejne strzały ściągały gangerów jeden po drugim.

John rozglądał się na boki i przed siebie. I nic nie widział. Zbliżali się do miejsce gdzia autostrada rozszerzała się stając się trzypasmówką. Z odnóg głównej drogi wjechało kilka motocykli i jedna furgonetka, które od razu przystąpiły do ataku. Dwa z nich podjechały od strony pasażera. Padł strzał, szyba została roztrzaskana w drobny mak. John zdołał się uchylić, a śrut nie był na tyle potężny żeby przebić na wylot metal jakim została wzmocniona ciężarówka. Trzy pozostałe motocykle jechały z prawej strony, bliżej miejsca w którym bronili się James, Malcolm i Eli. Jeden próbował łańcuchem zgarnąć pomocnika szeryfa z platformy, drugi do niego strzelał, a trzeci próbował chwycić się drabiny by wejść na platformę cysterny.

Johnny, nie wychylając się, oddał strzał za okno. Huk strzelby zagłuszył krzyk gangera.

Z tyłu ciężarówki sytuacja zaczęła się pogarszać. Eli został ściągnięty łańcuchem z platformy i spadłby, gdyby nie uprząż. Zsuwając się uderzył głową o barierkę tracąc przytomność.

***
- Przed nami! Jest ich więcej! Barykada!
Aut było może z pięć sztuk ustawionych zarówno po bokach, jak i na środku drogi. Zwykłe terenówki. Powinno pójść gładko z przetaranowanie się.
- Mal! – James schował się za wieżą – Co jest na tej cholernej furgonetce?
- Nic nie widzę! Bardziej martwiłbym się o to co jest w środku. - po chwili odwrócił się by sprawdzić przód i krzyknął – O tę blokadę co jest przed nami tez bym się zaczął martwić!
Ostrzał nie ustawał, ale gangerzy zaczęli zwalniać, zostając z tyłu.

Tir zbliżał się do barykady ustawionej wzdłuż drogi.
- Trzymajcie się! Czeka nas …

Nagle szarpnęło całym konwojem, gdy ciężarówka przebiła się przez dwie furgonetki. Huk, trzask, pęknięte opony. Przeciwnicy bardzo przytomnie ułożyli kolczatki na asfalcie. Opony zostały przebite, ogromna konstrukcja straciła przyczepność i przewróciła się na bok. Nie przestawała sunąć jeszcze przez długi czas. Kierowca i pasażerowie kabiny jeszcze jakoś mogli przeżyć taki wypadek. Pozostali nie mieli jednak szans.

June wypadła przez przednią szybę.

James próbował złapać się barierki, jednak stracił równowagę i spadł. Przywiązanego uprzężą przeciągnęło go po asfalcie póki ciężarówka się nie zatrzymała.

Malcolma wyrzuciło z wieży prosto na drogę. Ciężko ranny przeżył upadek, próbował odczołgać się na pobocze, jednak gangerzy już jechali. Kilkaset kilogramów metalu zbliżało się w jego stronę. Zdążył tylko zamknąć oczy.



***
Czuł każdą stłuczoną kość i każdy obolały mięsień. Krew, która sklejała całe jego ciało, zdążyła już zakrzepnąć. Drżącą dłoń otarł twarz, czując jak zdziera z siebie zaschniętą posokę.


Próbował zorientować się gdzie jest. Zamroczonym spojrzeniem omiótł kabinę. Pomiędzy kawałkami szkła, wygiętymi płatami metalu oraz postrzępionymi i wybitymi z konstrukcji fotelami dostrzegł kierowcę.


Johnny przymknąłby jego otwarte oko, ale ledwo mógł się ruszać. Był zbyt słaby. Próbował wyczołgać się na zewnątrz przez rozwaloną szybę, jednak siły go opuściły i znowu stracił przytomność.

*
W końcu wydostał z ciężarówki. Nie mogąc wstać, wciąż będąc na czworaka, rozejrzał się dookoła. To był koszmar. Ochrona konwoju nie była znowu tak liczna, mimo to krew była wszędzie. Zmasakrowane zwłoki, zszarpane do żywej kości, z wnętrznościami leżącymi obok.

Próbował podejść do najbliższego trupa, zobaczyć czy może przeżył. Był strach, była panika i nadzieja, że jednak wszystko nie skończyło się tak źle na jak to wygląda. Do spotkania z Black Sands podróżował przeważnie samotnie. Jedyni martwi, których spotykał, to Ci którzy nie poradzili sobie na pustkowiach i zmarli z pragnienia albo którzy mieli pecha trafić na sforę głodnych zwierząt. Widok nie był przyjemny dla oka, ale to wciąż przeważnie jeden trup, wyjedzony do najmniejszej kosteczki i oblizany z krwi.

Tutaj rządził horror.

Musiał wstać. Palące słońce sprawiało, że ręce, i tak już pocięte i pokaleczone, zaczynały dostawać oparzeń. Oparł się o zgruchotany przód tira. Chciał jeszcze chwilę odpocząć, jednak nagle zaczął iść przed siebie. Krok przeszedłby w bieg, ale potknął się. Przeszywający ból uświadomił mu dlaczego. Zacisnął zęby, zamknął oczy i wyrwał większy kawałek szkła, który cały czas wystawał z jego uda. Pomimo chwilowego zamroczenia zdołał zachować przytomność. Znowu zaczął iść w jej stronę.

Nie była już tą uśmiechniętą pięknością. Jej ciepłe spojrzenie ustąpiło miejsca beznamiętnemu wpatrywaniu się w niebo. Uroda została zamieniona w makabrę. Uderzenie o szybę całkowicie poharatało jej twarz i głęboko rozcięło głowę, sięgając ciemnoróżowej masy. Johnny ułożył jej długie blond włosy na rozcięciu, tak by zasłonić ten paskudny widok. Z jej ciałem nie dało się już nic zrobić. Strupy, rany, ręka wybita ze stawu, a do tego dwa wystające żebra, z czego jedno ułamane. Chciał jeszcze zostać przy niej, jednak pamiętał, że przyjechał nie tylko z June.

Malcolma wypatrzył od razu jak tylko podniósł wzrok. Wyrzuciło go najdalej ze wszystkich. Już z daleka było widać jak brutalnie skończył. Krwiste ślady opon były widoczne jeszcze daleko za nim. Leżał zarzygany własną krwią, cuchnąc wylanymi wnętrznościami i smrodem motocykli. Johnny’emu przypomniała się stacja benzynowa i facet, którego rozjechała Maria. Miał wtedy nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczy czegoś takiego, jednak los bywa złośliwy. Motor waży mniej od samochodu, ale to zezwierzęcone gangerskie bydło nie mogło się powstrzymać. Spojrzał jeszcze raz na ślady na drodze. To było kilka pojazdów, a nie tylko jeden. Pozostawało mieć nadzieję, że Malcolm zginął od razu od uderzenia w ziemię.

Ledwie idąc rozglądał się dookoła. Nie mógł znaleźć ostatniego z Black Sands. Zobaczył tylko pomocnika szeryfa, przeszytego kulami, z łańcuchem zawiązanym wokół szyi. Szedł dalej, opierając się o cysternę, zostawiając na niej brudny, czerwony ślad. Gdy doszedł do końca, trafił na Jamesa. Momentalnie odwrócił wzrok.

Usłyszał cichy charczący oddech i przygasające rzężenie.
- James?
Podszedł bliżej, uklęknął. MacArthur nie miał już twarzy, a jedynie obdartą ze skóry maskę. Jednak żył jeszcze. Zbyt słaby żeby robić cokolwiek poza walką z opadającymi powiekami, ale żył. Zawsze był twardym, groźnym sukinsynem. Najwyraźniej nawet Śmierć bała się do niego zbliżyć. Ciężko poturbowane ciało, z pogruchotanymi kościami, otwartymi złamaniami i zapewne całkowitą rzezią organów wewnętrznych, do tego głowa ledwie trzymająca się karku. Sam fakt, że jego serce jeszcze biło, zakrawał na cud. Choć w tym wypadku wyglądało to raczej na przekleństwo. Johnny nie wiedział, czy James był w tak ciężkim stanie, że przestał odczuwać ból, czy może przeciwnie, odczuwa go tak mocno, że już nie ma siły cierpieć.

Gdyby to Johnny umierał, chciałby wiedzieć co się dzieje z jego Rose, gdziekolwiek ona nie jest. Czuł że powinien powiedzieć mu o June, jednak nie mógł. Szczerość i powinność ustąpiły miejsca litości. Nie chciał dobijać konającego taką informacją, szczególnie że i tak miał zaraz zrobić jedyną rzecz, którą mógł. Niech odejdzie w nieświadomości, niech trzyma się nadziei, że jest bezpieczna.

Patrzył przez chwilę na Jamesa, odwlekając nieuniknione, jednak musiał się za to zabrać. Sięgnął po nóż, przyłożył go do jego szyi.
- James. – docisnął ostrze, które momentalnie oblało się czerwienią - Wiesz że tylko to Ci pozostało.
Przeciągnął nożem po gardle. Krew szybko wypływała, a razem z nią resztki życia z MacArthura.

Johnny’emu wciąż jedna rzecz nie dawała spokoju. Odczekał chwilę, bijąc się z myślami. Śmierć czekała wraz z nim.

- Położę Cię obok June. Przepraszam. – podniósł się. Nie chciał żeby ostatnią rzeczą, którą James zobaczy w życiu, były zaszklone oczy łowcy. – Nie cierpiała.

Śmierć wahała się jeszcze przez chwilę, ale w końcu odważyła się podejść.



***
Powinien był od razu ruszyć w drogę, ale nie potrafił. Wyszedł z założenia, że skoro przeżył taką masakrę, to przeżyje jeszcze godzinę wysiłku.

Ledwie szedł, wlokąc za sobą MacArthura. Ułożył go na poboczu, tuż obok June. Położył jego dłoń w jej dłoni. Nie znalazł szabli Jamesa, jedynie kapelusz, który umieścił przy jego głowie.
Przy June wypisał palcem na ziemi trzy czerwone litery. Pax.
Malcolma ułożył nieco bardziej z boku. Z pewną dozą wstydu przeszukał kieszenie jego kurtki. Zdjęcie. Nie wiedział kim jest przedstawiona na nim kobieta, ale najwyraźniej miało dla niego jakąś wartość. Położył je Malowi na piersi, które teraz było jedynie zbryloną masą brudu, mięsa i krwi.

Johnny zaczął odczuwać pragnienie, jednak nie mógł przestać w połowie. Znalazł jakąś rurkę oraz metalową powyginaną miskę, która kiedyś była częścią podwozia. Nie znał się na technice, a do tego gangerzy mogli się tym już zająć, ale może mu się uda zrobić to, co zamierzał.


***
Ciała powoli płonęły. Czarny dym kłuł w oczy. Odkopnął na bok śmierdzące benzyną naczynie. Patrzył jeszcze przez chwilę. Zawsze był przekonany, że minie znacznie więcej czasu, niż się z nimi rozstanie. Zdecydowanie nie spodziewał się tego tak szybko. Jak również tego, że to on będzie ich chował.


***
Przyszedł w końcu czas na rozsądek i przetrwanie. Zrobił co mógł żeby doprowadzić się do porządku. Starł z siebie krew. Z niektórych trupów zdjął ubrania i porwał na pasy, żeby obwiązać własne rany, które wcześniej przemył alkoholem z piersiówki Eli’ego. Wrócił po swój plecak, zobaczył czy jest wszystko to, z czym przyjechał. Było. Gangerom najwyraźniej nie zależało na czymkolwiek poza przewożonym ładunkiem. Szybko przeszukał rzeczy innych osób. Nie mógł wziąć zbyt dużo, ale nie mógł też ot tak tego zostawić. Colt Malcolma, pistolet June, VIS Jamesa. Trochę zapasów, które mieli w swoich torbach. Pozbierał amunicję i wrzucił luzem. W końcu znalazł ostatnią rzecz, której szukał. Trzymała się zadziwiająco dobrze. Przewiesił kuszę przez ramię.

Spojrzał jeszcze raz w stronę ognia, po czym poszedł przed siebie.
 
__________________
[I]Stars shining bright above you
night breezes seem to whisper "I love you"
birds singing in the sycamore trees
dream a little dream of me[/I]

Ostatnio edytowane przez no_to_ten : 04-09-2015 o 10:52.
no_to_ten jest offline