Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2015, 23:28   #103
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Gnałam przed siebie niczym ranny jeleń. Nie to żebym kiedyś polowała na zwierzynę łowną i miała szansę zobaczyć uciekającą, poranioną łanię, ale to porównanie wydało mi się takie malownicze. Idealne na te okazję. Nie! Wróć! Porównywanie siebie do zwierzyny łownej i to rannej było niemądrym kuszeniem losu, szczególnie w takim miejscu jak to. A jeśli tutaj nasze myśli mogły przybierać realne kształty lub wpływać na rzeczywistość. Lepiej być przesadnie ostrożnym. W Faerielandzie wszystko mogło być możliwe.

A zatem biegłam sobie zupełnie zrelaksowana i absolutnie nic złego nie mogło mnie tu spotkać gdyż plan był prosty do zrealizowania i nic nie mogło pójść źle. Znajduję Duncana i Nathana przekazuję im najnowsze wieści. Razem wracamy i poprzez portal Vannessy, która oczywiście na nas zaczeka wszyscy spadamy do domu. Nie, nie spadamy, bo jeszcze te popieprzone wróżki wezmą to na serio. Wszyscy wracamy do domu. Plan świetny, wykonanie tez jak na razie bez zarzutu. Nawet nie martwiłam się, że wszystko w tej cholernej domenie było martwe, bo w końcu tutaj długo nie zabawimy. Widziałam Cytadelę, więc nie mogłam się zgubić. Nie tak jak ostatnio. Już nawet dostrzegałam zarysy sylwetek dwóch Egzekutorów, ale nieco się spóźniłam. Dwaj wyrywni amatorzy mocnych wrażeń najwyraźniej nawiązali już kontakt z przedstawicielami tutejszej fauny i flory.

W sekundę później ja także zapoznałam się z tutejszym folklorem, kiedy dosłownie spod ziemi wyrosły wokół mnie posągi. Otoczyły mnie. Wirowałam jak fryga wokół własnej osi, ale zawsze któregoś kamiennego stwora miałam za plecami. Do tego, mimo że były pozbawione oczu w jakiś sposób widziały mnie a moje ukrycie Fantoma nie działało na nie.

Spojrzałam na swoje sztylety, które nawet sama nie wiem, kiedy znalazły się w moich dłoniach. Do dupy z taką bronią. Potrzebowałam młota albo jeszcze lepiej kafara, czyli większego młota.

- Widzimy cię… – Jakby nie były dostatecznie straszne postacie ruszyły kamiennymi ramionami odcinając mi już całkowicie drogę ucieczki. – Widzimy cię, dziecię zapomnianej krwi. Widzimy cię, władczyni widm. Nie możesz tam iść. Nie możesz mu się pokazać. Nie może wiedzieć, że tutaj jesteś. Schowaj się. Zaszyj. Aż skończy z twoimi przyjaciółmi.

Próbowałam utrzymywać kontakt wzrokowy z każdą z figur, ale jak można patrzeć w oczy czemuś, co oczu nie posiadało. Skończyłam, więc to bezsensowne kręcenie i zawiesiłam wzrok na tej konkretnej kamiennej postaci, która odgradzała mi przejście do Duncana i Nathana.

- Zrobię to, o co prosicie, jeśli dacie mi satysfakcjonujące dla mnie wytłumaczenie: dlaczego? – Odezwałam się posągów.

- Bo cię zgładzi. Zabije i unicestwi.

No nie zabrzmiało to zbyt dobrze, żadna z trzech wymienionych przez nie rzeczy.

- Dlaczego miałby to zrobić? – Dociekałam.

- Stanowisz zagrożenie. Dla władcy domeny.

No jak diabli.

- A czemu wam miałoby zależeć na moim ocaleniu? – Zapytałam.

- Bo jesteśmy jednej krwi.

- Uhuhuhu - pokręciłam głową z niedowierzaniem - No tego bym się nie domyśliła.

- A co miałyście - jakoś tak bezwiednie zakwalifikowałam statuy do rodzaju żeńskiego - na myśli mówiąc: aż skończy z twoimi przyjaciółmi?
Jednocześnie zerknęłam w stronę ledwie widocznych Duncana i Nathana.

- Weźmie ich do siebie i zmieni w nieumarłych żołnierzy. Tak robi z każdym w tej domenie. Nie możesz być tutaj żywa. Co najwyżej ożywiona.

- Wszyscy tutaj są martwi? – Zapytałam.

- Wszyscy. Poza Obserwatorką.

Czyli jednak nie wszyscy.

- A władca Domeny? – Wskazałam Cytadelę.

- On przede wszystkim.

- Dajcie mi szansę ostrzeżenia moich towarzyszy. – Rzuciłam od niechcenia.

- Jeśli się tam zbliżysz, zobaczą cię. Jeśli nie jego sługi, to władca domeny. Wtedy zginiesz. Nie możemy do tego dopuścić. Musimy cię chronić.

- To w takim razie wy ich ostrzeżcie. – Wysunęłam inną propozycję.

- Nie możemy. Nie zobaczą nas. Nie usłyszą nas. Nie ma ich tam, gdzie jesteś i ty i my.

No pięknie.

- To gdzie my jesteśmy? – Uniosłam odrobinę głos lekko zirytowana tym jak odrzucały wszystkie moje pomysły.

- Miedzy życiem i śmiercią, fantomie. Między widzialnym i niewidzialnym.

- To czy istnieje jakakolwiek szansa, sposób żeby im pomóc? – Wycedziłam.

- Istnieje.

Czego się w końcu mogłam spodziewać po konwersacji z posągami? Wiadomo, że będzie trudna, ale chyba nie sądziłam, że aż tak.

- Jaka? – Zmusiłam się do opanowania.

- Ty musisz ich ostrzec. Ale to ryzykowne.

A co przed chwilą mówiłam wy kamienne głąby?!

- To jak mam to zrobić tak żeby mnie władca domeny nie zobaczył? – Powiedziałam nad wyraz spokojnie.

- Tak jak próbowałaś oszukać nasze zmysły, tak możesz oszukać i jego. Może się to udać, może i nie udać. Jest duże ryzyko.

W tym samym czasie zobaczyłam, jak skrzydlate szkielety uniosły w górę Nathana i razem z nim znikły w wielkim oknie na samym szczycie monumentalnej wieży.

- Cholera! - Wyrwało mi się.
- Przepuście mnie w takim razie, zaryzykuję. Jednego już dopadły, muszę sprawdzić, co z drugim.

Naparłam lekko na posąg przede mną.

- Nie jest to rozsądne. Nie jest to wskazane. Zabraniamy ... ci.

- Zabraniacie mi? – Mało nie parsknęłam im w te kamienne gęby - I co niby takiego macie zamiar zrobić żeby mnie powstrzymać?

- Zmienimy w kamień.

- Co takiego?! – Krzyknęłam.

- Dla twojego bezpieczeństwa zmienimy cię w kamienną statuę.

- A jak to niby do jasnej cholery ma mi zapewnić bezpieczeństwo?! Mam tutaj zostać, jako kamienna statua i liczyć, że ten cały "władca" nie zauważy posągu, który nagle pojawił się w tym miejscu, mimo że niczego takiego tutaj nie było przez cholernie długi czas? Bez urazy, ale może nie przegrzewajcie tych swoich kamiennych mózgów czy przy pomocy, czego tam myślicie w tych swoich kamiennych głowach i pozwólcie mi działać. Uwierzcie, mnie też zależy na moim przeżyciu, ostrzegłyście mnie i jestem za to wdzięczna, ale teraz pozwólcie abym to ja zajęła się swoim życiem i dajcie mi przejść.

Kiedy to mówiłam przesadnie akcentowałam wszystkie: mi, mnie, moim i ja. Potem przestałam pchać się pod te kamienne łapska i spróbowałam prześliznąć się pomiędzy nimi, co mi się udało. Albo je zaskoczyłam albo po prostu mnie puściły. Otoczyłam się ponownie maskowaniem Fantoma i pognałam ile sił w nogach w stronę Duncana. Nie jak ranny jeleń. Raczej jak szarżujący nosorożec.
 
Ravanesh jest offline