Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2015, 11:26   #25
chrysletY
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
Duże sorry ode mnie za opóźnienia, pokładam w was wiarę, iż wina zostanie mi odpuszczona i możemy już męczyć wasze postacie ponownie


Olga, William i Aiden


Aiden rzucił się na rycerza w kilku jelenich susach. Jego celem było wyrwanie broni z ręki przeciwnika.
Minął ułamek sekundy, i William pojął już, że mają tutaj do czynienia z istotą wybitnie nie wpisującą się w obecne realia. Na oczach jego i Krysy rycerzy wykonał zręczny unik i palce Aiden zacisnęły się na powietrzu. Być może zdołał by uniknąć nadchodzącej riposty, gdyby nie kolano uszkodzone felernie podczas starcia z Connorem. Cios został zadany na odlew, z szerokiego zamachu dzięki czemu młot nabrał potrzebnego pędu. Ruch był nadnaturalnie szybki. Płaska strona obucha wyrżnęła Aidena prosto w klatkę piersiową ciskając nim do tyłu, na skaliste podłoże. Blackowi zabrakło powietrza w płucach, pierś bolała niewyobrażalnie, lecz dużym nakładem szczęścia nic nie zostało chyba uszkodzone nie licząc straszliwego obicia. Gdy tylko Aiden wyrżnął w ziemię, rycerz unosił już młot do kolejnego ciosu, stojąc nad Blackiem w szerokim rozkroku. Oczy świeciły bezlitosnym okrucieństwem.

William ruszył do przodu natychmiast. Pobiegł najszybciej jak potrafił, dopadając do rycerza kiedy ten wznosił młot do kolejnego ciosu. Zgodnie ze swoim namysłem, dotknął stalowego hełmu. To zdarzenie na moment wytrąciło rycerza z rytmu, zachwiało nim. Opuścił młot, zdumiony dotknął lewą rękawicą swojego hełmu, który teraz zamienił się w lekki, zakończony stalową płytką szyszak. Oczy rozbłysły mu ze zdumienia, i odwrócił się w stronę Williama. Młot zaczął unosić się w powietrze do kolejnego ciosu... Black leżący teraz za plecami rycerza, mógł już nabrać swobodnie powietrza w płuca.

Olga wciąż stała nieco dalej, zastanawiając się przez te kilka szybkich chwil jak najefektywniej mogłaby pomóc. Być może przyda jej się coś z posiadanego ekwipunku? Cios zadany młotem był straszliwy, ją prawdopodobnie zabiłby na miejscu. Szybkie decyzje były teraz podstawą.

Sophie, Connor, Jarek, Garet


Grupka Obdarzonych szła naturalnymi ścieżkami wijącymi się między skalnymi obeliskami. Dwóch z nich tachało półprzytomnego lecz wyjątkowo spokojnego rannego mężczyznę na prowizorycznych noszach, choć określenie koca noszami może wydawać się nieco na wyrost.
Prowadził Jarek, jako że to jemu William powierzył mapę - którą chłopak spamiętał mniej więcej. Mijał cenny czas, który jednak został być może spożytkowany na dokładną relację Gareta odnośnie jego rozmowy ze zmarłą [decyzja gracza, możliwy doc-retrospekcja z podróży do schronienia, kiedy jego bohater opowiedziałby o klasztorze itd, jest w sumie sporo wątków i tropów i można dojść do ciekawych wniosków]
Tuż przed wyruszeniem w drogę, Connor rozejrzał się po pobojowisku szukając jakiejkolwiek broni. Odkrył dwie krótkie maczugi wyglądające jak współczesne kije bejsbolowe z zakończeniem naszpikowanym zardzewiałymi gwoźdźmi.

Szli około godziny, spowalniani rannym który wydawał się obecnie być zupełnie otumaniony. Młodzi Obdarzeni sporo ryzykowali zmierzając do kryjówki, o której nie wiedzieli czy wciąż jest tajna. Nie widzieli jednak po drodze żadnych śladów bytności rycerzy czy innych istot; włącznie z ptakami czy małymi ssakami lub chociaż jaszczurkami. Ta ziemia wydawała się być martwa.
Wkrótce Jarek zatrzymał się. Na prawo od Obdarzonych stała skalna ściana. Według mapy - i jeśli Jarek nie pomylił - to w niej zostało ukryte przejście, swoiste kamienne drzwi jak z "Hobbita" Tolkiena. Krótkie oględziny poskutkowały otwarciem owych drzwi. Niewielka dźwignia uruchamiająca zupełnie niemagiczny i wbrew pozorom prosty, ukryty w ścianie mechanizm znajdowała się w skupisku skalnym metr od ściany.
Zachowując wszelkie zasady bezpieczeństwa, Obdarzeni mogli stwierdzić, że znaleźli kryjówkę która wyglądała na bezpieczną.

Po krótkim spacerze niskim korytarzem pod którego stropem wisiały zwykłe, współczesne żarówki, Obdarzeni dotarli do przestronnej sali z kulistym stropem. Było to miejsce, które przygotował na ich przybycie William z Omegą. Pomieszczenie pełne było starych mebli, świec a także staroświeckich lamp, zasilanych jednak elektrycznością. Podłogę zdobił piękny dywan, a stojące w rogach szafy i stoły pełne były przydatnych sprzętów; narzędzi rzemieślniczych, łopat, siekier, mieczy i elementów zbroi, książkek historycznych i geograficznych opisujących ten region, spis mieszkańców Loume i anonimowy przewodnik po okolicach Loume. Nie brakowało wygodnych krzeseł i kanap. W ścianach pomieszczenia widniały drzwi, na których drewnianej powierzchni wyryto następujące napisy: spiżarnia, elektrownia, magazyn, kuchnia oraz łazienka. Drzwi było jeszcze kilka par, te jednak nie miały wyrytych napisów. Godzina się dopełniła; tyle właśnie stracili dokładnie, gdy znaleźli się w kolistym pomieszczeniu, a ranny wylądował na sofie z cichym jękiem na ustach. Jakkolwiek nie było jeszcze czasu by Obdarzeni mogli poznać siebie nawzajem lepiej, wszyscy oni odczuwali swego rodzaju lęk przed tym, co spotkało lub właśnie spotyka Williama, Olgę a nawet tego napaleńca, Blacka. Mieli zapewne nadzieję, iż niedługo się tu zjawią, zwłaszcza William, który być może będzie miał jakiś plan działania mimo obecności dziwnych rycerzy... Być może też ranny, który właśnie się wybudzał, powie wiele konkretnych rzeczy na temat młotodzierżców, których któryś z Obdarzonych zdążył już nazwać poprawnie, w sposób jaki znali ich mieszkańcy Loume.
...Płowe Płaszcze...

Czas mijał jednak niemiłosiernie, a oni mieli niecałą dobę na odnalezienie Rega Hollowstripa...
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks
chrysletY jest offline